Co on kombinował? Nie potrafiła go zrozumieć. Nie potrafiła wytłumaczyć sobie logicznie, dlaczego wrócił do jej życia. Szkoła to jedno, ale życie, które teraz prowadzili było dalekie od tego za murami zamku. Nie byli na siebie skazani, mieli cały świat otworem. Tam byli ściśnięci jak sardynki w puszce, gdzie się nie ruszyli wpadali na siebie czystym przyadkiem. Teraz nie mogła zrzucić tego na przypadek, ponieważ on sam do niej przyszedł. Czy chciał ją osaczyć? Zrobić coś jej złego? Dlaczego? Do jasnej cholery nie mogła znaleźć odpowiedzi, a jeśli coś dla niej nie miało logiki nie mogło istnieć. Jasna kalkulacja wskazywała na to, że musi być cel, aby on chciał być blisko niej. Cholernie blisko. Słyszała jak zaciągnął się powietrzem, które ją otaczało. Poczuła dziwny ucisk w żołądku. Chciała odskoczyć, ale coś ją sparaliżowało, a ręce zaczęły drżeć. Dlatego ucieszyła się, gdy ten wilk ruszył z nią do altany.
Pieprzony drapieżnik, który chciał ją rozszarpać swoją paszczą pełną ostrych kłów. Nie mogła na niego patrzeć, wywoływał u niej mieszane uczucia, których nie chciała do siebie dopuszczać. Nienawiść. To powinno być wokół nich. Nie powinna go lubić. Przełknęła głośno ślinę. Kręciło się jej w głowie, więc cieszyła się, że miała przestrzeń, której już jej nie zakłócał. Nie daj się omamić wilkowi. A może lew? Lew, który uważa się za pana świata, króla, który chce mieć wszystko dla siebie, najpierw on zje, zabawi się, a potem ochłapy rzuci swoim poddanym? Jego słowa docierały do niej z opóźnieniem.
– Nie ponoć, tylko jestem najlepsza. – odpowiedziała patrząc na niego ostro, z pewnością siebie, tylko przy nim wykazywała się tą cechą. Był motorem do tego, aby utrzeć mu nosa. Od zawsze miał wszystko, pieniądze i możliwości.
– Nie wiem… – zaczęła, ale od razu przerwała.
Przyjaciela. Prychnęła cicho i odwróciła od niego znowu wzrok. Oczy brązowe, cholernie dobre, cholernie ciepłe mamiły jej umysł. Rookwood nie może być przyjacielem. Nie ten, którego poznała w szkole, a jednak w duszy czuła, że taki był. Ta niechęć, którą sobie okazywali miała zamaskować przyjaźń, ale wolała ją nadal maskować.
– Wybacz Rookwood, ale nie. Nie zgłoszę tego, bo nie wiem co mam zgłosić. Nie mam zamiaru ośmieszyć się bez dowodów. Poradzę sobie z tym problemem. – odpowiedziała mu. – I od kiedy jesteśmy przyjaciółmi? – nadal na niego nie patrzyła. – Bezpieczniej będzie jak zostaniesz dupkiem. – dodała jeszcze opierając dłonie o barierki altanki. Niebezpieczne było stać do lwa plecami, ale straciła czujność.