07.07.2023, 21:45 ✶
– Klątwa snu nie powinna wywierać wpływu na innych – mruknął Cathal, zamierając na moment, gdy jego umysł zaczął usłużnie podsuwać możliwe wyjaśnienia (prawdopodobnie w większości błędne). Nie pogrążył się w tych myślach, stając na dłużej, głównie z jednego powodu: uczucie niepokoju pchnęło go na przód, wyrywając z zamyślenia.
Przyspieszył nieco. Gdyby byli głębiej w lesie, być może by się poddał, ale jakoś głupio było porzucić kobietę, skoro ludzi zostawili za sobą całkiem niedaleko, a Alethea nie wyczuła żadnej klątwy, która mogłaby zrobić im krzywdę. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, z prawdziwą ulgą położył kobietę na trawie.
- Znaleźliśmy ją tak w lesie, użyto chyba na niej jakiejś... dziwnej magii - rzucił do najbliższej osoby, wszystkie ewentualne pytania zbywając wzruszeniem ramion. Nie wiedział przecież, kim kobieta była ani co ją spotkało. Owszem, ciekawiło go, co takiego było źródłem tego niepokoju, który go dręczył - i nawet pomyślał, że chętnie się przekona, i później spróbuje o to podpytać - ale w tej chwili, przede wszystkim, chciał znaleźć się z dala od niej. Ruszył więc z powrotem w las pośpiesznie i odetchnął z ulgą, kiedy przedziwne wrażenie niepokoju zaczęło go opuszczać.
– Zaczynam się zastanawiać, czy nie wolałbym stawić czoła ciotce niż temu lasowi – powiedział, gdy nieco się oddalili. A swojej ciotki bał się bardziej niż dementorów czy czarnoksiężników (no dobrze, większości z nich). Teraz jednak przyszło mu do głowy, że coś tę kobietę tak urządziło.
Być może mylił się, wchodząc do tego lasu bez strachu, a jedynie z pewną irytacją: na Voldemorta, na ciotkę, na siebie i na świat.
!G3
Przyspieszył nieco. Gdyby byli głębiej w lesie, być może by się poddał, ale jakoś głupio było porzucić kobietę, skoro ludzi zostawili za sobą całkiem niedaleko, a Alethea nie wyczuła żadnej klątwy, która mogłaby zrobić im krzywdę. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, z prawdziwą ulgą położył kobietę na trawie.
- Znaleźliśmy ją tak w lesie, użyto chyba na niej jakiejś... dziwnej magii - rzucił do najbliższej osoby, wszystkie ewentualne pytania zbywając wzruszeniem ramion. Nie wiedział przecież, kim kobieta była ani co ją spotkało. Owszem, ciekawiło go, co takiego było źródłem tego niepokoju, który go dręczył - i nawet pomyślał, że chętnie się przekona, i później spróbuje o to podpytać - ale w tej chwili, przede wszystkim, chciał znaleźć się z dala od niej. Ruszył więc z powrotem w las pośpiesznie i odetchnął z ulgą, kiedy przedziwne wrażenie niepokoju zaczęło go opuszczać.
– Zaczynam się zastanawiać, czy nie wolałbym stawić czoła ciotce niż temu lasowi – powiedział, gdy nieco się oddalili. A swojej ciotki bał się bardziej niż dementorów czy czarnoksiężników (no dobrze, większości z nich). Teraz jednak przyszło mu do głowy, że coś tę kobietę tak urządziło.
Być może mylił się, wchodząc do tego lasu bez strachu, a jedynie z pewną irytacją: na Voldemorta, na ciotkę, na siebie i na świat.
!G3