• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
1972, Wiosna | 30 maja | Słońce i Księżyc - Nasza mała rzeczywistość

1972, Wiosna | 30 maja | Słońce i Księżyc - Nasza mała rzeczywistość
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#11
03.10.2023, 23:58  ✶  
Zjawił się także Perseus Black; nieco bledszy niż zwykle, ze zmęczeniem kładącym się ciemnym cieniem pod jego oczami i ostrzejszymi kośćmi policzkowymi, potarganymi włosami, które desperacko próbował doprowadzić do porządku przeczesując je raz za razem palcami oraz dwiema czarnymi studniami swoich oczu. Z trudem stawiał kroki - po części z powodu dosyć ciężkiego ekwipażu, który ze sobą zabrał, a także przez zapadającą się w miękką ziemię laskę - jednak ostatecznie nawet i jemu udało się dotrzeć na miejsce spotkania. Oddychał szybko, zaś przez twarz raz po raz przebiegał grymas bólu. Choroba w swej bezwzględności nie odpuszczała nawet tego wieczora. Ostatnio dawała o sobie znać niepokojąco częściej, choć starał się ją uparcie ignorować, wmawiając sobie, że złe samopoczucie jest winą przepracowania.
Wprawdzie Perseus nie mógł pochwalić się meldunkiem w Dolinie Godryka, ale spędzał w tym miejscu znaczną (szczególnie w ostatnich tygodniach) część dnia. Znał ludzi mieszkających w sąsiedztwie Lecznicy lepiej niż swoich londyńskich sąsiadów, zaopatrywał się u tutejszych sklepikarzy, zaś problemy lokalnej społeczności były mu bliższe, niż te poruszane na spotkaniach spółdzielni z Horyzontalnej.
Poza tym, on też coś widział. Nie potrafił zrozumieć co, dlatego miał nadzieję, że tego wieczora uzyska odpowiedź. Ojciec nie byłby zadowolony, gdyby dowiedział się, że jego najmłodszy syn obcuje z mugolami, lecz Polluxa tu nie było i nie mógł wpływać na wszystkie decyzje Perseusa - już nie - którego poglądy zresztą uległy zmianie odkąd pewien mugolak popieścił go swoimi pięściami na ulicy, ale to zbyt długa i szalona historia, by ją teraz przytaczać.
Zatrzymał się na uboczu, nabierając nagle wątpliwości co do tego, czy słusznie postąpił, przybywając na spotkanie. Zaraz jednak jego wzrok przykuł dobrze mu znany wysoki mężczyzna i cały stres odszedł w niepamięć. Posłał więc Erikowi uśmiech i nawet uniósł dłoń w geście powitania, lecz zatrzymał się w połowie, gdy dostrzegł, że Longbottom wpatruje się w nieboskłon. Zaraz też wzrok Perseusa podążył ku górze, a zdławione westchnienie - przerażenia i zachwyty - wyrwało się spomiędzy jego warg. Słońce i księżyc. Czarodzieje i mugole w jednym miejscu. Zasłona pomiędzy światem magii, a zwykłych śmiertelników opadła. Patrzył na ten niecodzienny widok jeszcze przez chwilę, po czym pokuśtykał w stronę Brygadzisty.
— Niesamowite, prawda? — zwrócił się do Erika, wykładając z lnianej torby dwa termosy, które postawił obok innych napojów. Ciasteczka w metalowym opakowaniu postawił na środku, zaś przed Longbottomem rozsunął poły marynarki i pokazał ukrytą w wewnętrznej kieszeni piersiówkę, a następnie przyłożył palec do ust. To będzie tajemnicą. — Mam nadzieję, że ominą nas atrakcje z Beltane — skomentował cicho, rozglądając się wokół — Zbyt wiele bezbronnych dusz wokół.

[+]przyniesione jedzenie
Dwa dwulitrowe termosy z kompotem z truskawek zebranych zeszłego lata w ogrodzie należącym do wiejskiej posiadłości Blacków w Oxfordshire. 
Pudełko maślanych ciasteczek kupione tego samego ranka w Londynie.
Piersiówka Oddechu Bazyliszka — bimbru pędzonego przez pewnego staruszka z Doliny Godryka. Ta jednak ukryta jest w wewnętrznej kieszeni marynarki i czeka na odpowiedni moment, by zostać przekazana dalej.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Mistrz Dagur
Dagur to mężczyzna obdarzony bardzo wysokim wzrostem (3 metry) i masywną budową ciała, przez co wyróżnia się na tle innych ludzi. Islandczyk ma rude, zwykle utrzymanie w nieładzie włosy, gęstą rudą brodę i zielone oczy. Ubiera się w wygodne, często mugolskie ubrania. Bardzo często można go zastać w narzuconym na codzienne ubrania skórzanym fartuchu i rękawicach ze smoczej skóry, wykorzystywanych podczas pracy w kuźni. Przez swój wzrost i budowę ciała może wywoływać mieszane uczucia u spotykanych na swojej drodze osób i może odstawać swoim zachowaniem od mieszkańców Anglii, jednak jest tak naprawdę serdecznym człowiekiem.

Dagur Nordgersim
#12
04.10.2023, 01:50  ✶  

Dagur postanowił udać się wraz ze swoim synem Hjalmarem oraz jego dwoma siostrami. Również liczył na to, że dołączy do nich ostatnia z jego córek, Katla. Jemu również przyświecał jasny cel, jakim było zintegrowanie się z innymi mieszkańcami tej miejscowości. To, czy byli czarodziejami, czy mugolami, nie miało dla niego znaczenia. Trzymetrowy półolbrzym znacząco przewyższał wzrostem wszystkich bawiących się ludzi. Przyszedł ubrany podobnie do swojego pierworodnego, w czerwoną flanelową koszulę, również z podwiniętymi do łokci, z założoną na nią kamizelą, w materiałowych spodniach i wygodnych, skórzanych butach.

Niósł ze sobą pokaźnych rozmiarów drewnianą beczkę z kranikiem, zawierającą przygotowaną przez niego irlandzką wódkę Brennivín. Trzymał tę beczkę na specjalną okazję. Teraz była ta specjalna okazja. W znacznie mniejszych ilościach ten alkohol mógł zakupić w ich ojczyźnie. Wódka doskonale pasowała do przyniesionego przez jego syna Surströmming i stosownych do niego dodatków. Oddał tę całą beczkę alkoholu do dyspozycji biesiadników, stawiając ją obok specjałów przyniesionych przez Hjalmara. Liczył na to, że choć część osób spróbuje alkoholu z ich stron.

On również dostrzegał to co działo się na niebie i było to dla niego niezwykłe. Pomimo całej swojej dziwności. Jak widać świat miał im naprawdę wiele do zaoferowania i wciąż potrafił wzbudzić zachwyt w jego mieszkańcach.

— Wygląda to niezwykle zaskakująco. — Przytaknął bez chwili wahania. Starszy Nordgersim spoglądał z zachwytem na upstrzone pierwszymi gwiazdami, jednocześnie przy widocznym na niebie słońcu i księżycu w pełni. Niezwykłe zjawisko, które najpewniej będą w stanie zobaczyć jeden jedyny raz w swoim życiu. Księżyc w pełni powinien go zaniepokoić, ponieważ jego syn jest wilkołakiem. Na razie nic nie wskazywało aby miał się zmienić.

— Oczywiście, synu. Chętnie poznam Twoich przyjaciół. Nie zajmę Wam dużo czasu. — Jako ojciec musiał rozumieć, że jego syn nie ma już pięciu lat i nie potrzebuje spędzać z nim całego swojego czasu. Prawdopodobnie nie to miał na myśli, ale mógł przecież na chwilę do nich podejść i zagadnąć na krótką chwilę do przyjaciół swojego pierworodnego. Potem poszuka sobie towarzystwa w swoim wieku. Nie obiecywał mu jednak, że będzie mniej sobą podczas rozmowy z jego znajomymi.

— Dobry wieczór. Dagur Nordgersim, jestem ojcem Hjalmara. — Przedstawił się wszystkim kobietom, z wesołym uśmiechem i do każdej wyciągając potężną dłoń. Brenna Longbottom była znana mu z opowieści syna, pozostałych nie potrafił skojarzyć. Jak widać, jego syn wiele zawdzięczał tej czarownicy.

— Ja chętnie zobaczę ruiny. Jak potrzebujesz kilku dni wolnego to po prostu zapytaj. — Wyraził swoje zainteresowanie zwiedzaniem ruin. Potworów się nie obawiał, za to one powinny się obawiać jego. Jest w stanie ubić niejedną bestię i uczynić z niej swoje trofeum. Nie oznaczało to, że pogardzi towarzystwem kogoś z tych stron. Nie samą pracą żyje człowiek i dlatego potrzebuje kilku dni wolnego. Dlatego Dagur nie miał nic przeciwko temu aby jego pierworodny wybrał się na zwiedzenie okolicy.
Po chwili podszedł do nich młody mężczyzna z towarzyszącą mu kobietą i zaczął się witać ze wszystkimi po kolei. Wychodząc temu naprzeciw, wyciągnął ku niemu dłoń i jego towarzyszce ogromną dłoń.

— Dagur Nordgersim. — Przedstawił się podobnie jak wcześniej. Uśmiech nie schodził mu z ust. Zainteresowała go wzmianka o Egipcie. Jak widać przyjezdnych w tych stronach nie brakowało. — Byliśmy raz czy dwa w Egipcie, prawda synu? Były to bardzo udane wycieczki. — Powiedział zarówno do syna, jak i do przedstawionej znajomym syna czarownicy.

W tym małym tłumie brakowało tylko dziewczyny jego syna, Pandory. Zdecydowanie ją tutaj widział, licząc od dwóch lat, że w końcu jej syn się oświadczy tej czarownicy i zostanie ona częścią ich rodziny. Nie zamierzał zajmować swojemu synowi i jego znajomym dużo czasu i niebawem zamierzał się oddalić. Mieszkańcy Doliny i odwiedzający ją ludzie przynieśli jak dotąd sporo jedzenia. Zamierzał niebawem sprawdzić zawartość tych stołów i coś sobie nałożyć.


[+]Przyniesione jedzenie
Brennivín (z islandzkiego: płonące wino) – pochodząca z Islandii ziemniaczana wódka o kminkowym aromacie. Brennivín jest najbardziej popularnym wysokoprocentowym alkoholem produkowanym na Islandii. Brennivín podaje się schłodzony w kieliszku. Zawartość alkoholu wynosi 37,5%. Do dna!
⍜⌣⍜
Przyjazny ghoul z sąsiedztwa
Niepokojące spojrzenie bursztynowych oczu. Wygląda jakby nie spał całą wieczność. Burza srebrzystych włosów. Skóra w niepokojącym, sinym odcieniu. 178cm || chudy

Ururu Marquez
#13
04.10.2023, 12:24  ✶  

To się działo. Czarodzieje rozmawiali swobodnie z mugolami mając kompletnie w nosie Kodeks Tajności.

A przynajmniej do końca tego dnia.

Nie mogło więc zabraknąć kogoś, kto na ten dzień czekał jakieś pięćdziesiąt lat.

Ururu zabójczym tempem wmaszerował na polanę. Szara peleryna z cienkiego lnu okrywała jego brunatne odzienie. Sięgała niemal do kostek. Ściągnął kaptur z głowy, a miodowe oczy ogarnęły towarzystwo. Nie znał nikogo. Nie wiedział, kto jest czarodziejem, a kto mugolem, chociaż w przypadku niektórych subtelne znaki dawał styl ubioru.

Spojrzał przed siebie. Słońce zachodziło, przykrywając Marqueza pelerynką mroku. Nie wyglądał już tak upiornie, jak za dnia. A wtedy połączyło się z księżycem. Ururu już wiedział. To wydarzenie było zapisane w gwiazdach. A jego śpiączka była niczym innym, jak sposobem bezpiecznego uchowania go do tego dnia.

Dziękowałby bogom, gdyby w nich wierzył, po czym podszedł do pierwszej lepszej osoby, którą był [b]Perseus Black[b].

— Przepraszam, czy jest pan może mugolem? — spytał z uśmiechem pełnym ekscytacji.

Landrynka
She could make hell feel just like home.
Można ją przeoczyć. Mierzy 152 centymetry wzrostu, waży niecałe pięćdziesiąt kilo. Spoglądając na nią z tyłu... można myśleć, że ma się do czynienia z dzieckiem. Buzię ma okrągłą, wiecznie uśmiechnięte usta często muśnięte błyszczykiem, bystre zielone oczy. Nos obsypany piegami, które latem zwracają na siebie uwagę. Włosy w kolorze słomy, opadają jej na ramiona, kiedy słońce intensywniej świeci pojawiają się na nich jasne pasemka. Ubiera się w kolorowe rzeczy, nie znosi nudy i szarości. Głos ma przyjemny dla ucha, melodyjny. Pachnie pączkami i domem.

Nora Figg
#14
04.10.2023, 21:12  ✶  

Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała słowa, które wypowiedziała Brenna. Będzie dobrze. Jeśli Longbottom tak mówiła, to nie mogło być inaczej. Nie pozwoliłaby na to, żeby Erik przemienił się przy tych wszystkich ludziach - co do tego była pewna. Ulżyło jej, bo na początku spanikowała. Wiedziała, że jej przyjaciel nie pozwoliłby na to, żeby ryzykować, ale co jeśli nie wiedział nic o tym, co działo się na niebie, to wszystko mogło być dziełem przypadku. Na całe szczęście przyjaciółka twierdziła inaczej. To musiał być pierwszy raz, kiedy Erik widział pełnię księżyca, zastanawiała się, jak mu z tym jest, bo nie była to dla niego codzienność od wielu lat. - Dobrze. - Rzekła jeszcze do Brenny spokojniejszym tonem.

Nie mogły zbyt długo debatować nad tym tematem, bo obok nich pojawił się ktoś jeszcze. Figg musiała zadrzeć głowę wysoko do góry, żeby zobaczyć twarz mężczyzny. Tak już wygląda życie osób, które wzrostem przypominają gobliny.

Mężczyzna jej nie zauważył, przynajmniej na początku, co spowodowało delikatne zawstydzenie u Norki. Nigdy do końca nie pogodziła się z tym, że jej nie zauważano, dlatego też zaczęła nosić krzykliwe stroje, żeby faktycznie zaznaczyć swoją obecność. Tym razem to nie wystarczyło. Na szczęście przyjaciółka wspomniała o tym, że i ona się tutaj znajduje. Jak zawsze ją uratowała. - Leciutko, to chyba dosyć delikatnie powiedziane. - Rzekła z uśmiechem, nie zamierzała żywić urazy o taką pierdołę. - Miło mi pana poznać, Nora Figg. - Powiedziała jeszcze, bo chyba wypadało, uścisnęła dłoń mężczyzny delikatnie, tak jak można się było tego spodziewać.

Coraz więcej znajomych twarzy pojawiało się na polanie. - Dobry wieczór! - Odparła z entuzjazmem, gdy obok nich zupełnie znikąd zjawił się Laurent ze swoją towarzyszką, której Norka nie znała. Dobrze było go zobaczyć.

Tuż po przytulaśnym przywitaniu Prewett przedstawił im swoją tajemniczą znajomą. Cóż, nie ma się, co dziwić, że Figg jej nie znała skoro przyjechała tutaj z Egiptu. Norka uśmiechnęła się do niej na przywitanie dosyć promiennie, jak miała w zwyczaju. Nazwisko mężczyzny, którego wcześniej poznała również brzmiało dosyć egzotycznie. Czy to był jakiś zlot obcokrajowców? Nie miała pojęcia. Trochę jej głupio było, że jest taką zwykłą Norą z Pokątnej, która nie ma zbyt wiele do powiedzenia.

Wtedy podszedł do nich prawdziwy wielkolud. Przy nim to dopiero Nora poczuła się niezbyt bezpiecznie. Miała chęć schować się za Brenną, ale tego nie zrobiła, żeby nie sprawić mu przykrości, chociaż walczyła ze sobą bardzo mocno. - Dzień dobry. - Powiedziała cicho, bardzo speszona. Najchętniej to by dała dyla za siebie i zniknęła gdzieś w tłumie. Zdecydowanie nie czuła się dobrze w tym kolorowym towarzystwie. Miała wrażenie, że zupełnie do nich nie pasuje.

Czarodziejska legenda
Wilderness is not a luxury but a necessity of the human spirit.
Czarodzieje dążą do zatarcia granicy pomiędzy jaźnią i resztą natury, wchodząc tym samym na wyższe poziomy świadomości. Część z nich korzysta do tego z grzybów, a część przeżywa głębokie poczucie spokoju i połączenia podczas religijnych obrzędów i rytuałów. Ostatecznie jednak ciężko opisać najgłębsze wewnętrzne doświadczenia i uznaje się, że każdy z czarodziejów odczuwa je na swój sposób. Zjawisko to nazywane jest eutierrią.

Eutierria
#15
06.10.2023, 00:52  ✶  
Swoją obecnością na tymże „pikniku” nie zaszczycił żaden szeroko rozpoznawalny czarodziej, jakiego mogłyby przyprowadzić tutaj siły wyższe mojej narracji. Pomiędzy stolikami przemknęło zaledwie kilku waszych uzdolnionych magicznie sąsiadów - dwie siostry sadowniczki, Cynthia i Perry Abbott, ich ciotka i kilku pomniejszych pracowników ich sadów. Wszyscy dyskutowali żywiołowo z jakimś niemagiem ubranym w kontusz (ale gdzieżby ktoś z was wiedział czym jest kontusz - chociaż może?) i nie wydawali się być szczególnie zainteresowani rozmową z wami, bo ten ujął całą ich uwagę. Młodziutka Cynthia mrugała wesoło co drugie jego słowo i uśmiechała się zalotnie. Wydawało wam się, że wcale go nie słuchała... a jednak jej spojrzenie, wlepione to w jego oczy, to w bujny wąs, który ten pocierał co jakiś czas, sugerowały... ujmując sprawę dyplomatycznie - chęć bliższego poznania.

Całkiem niedaleko, na rozwalonym krześle, które lada moment runie na trawnik, siedział Billy Goshawk, współwłaściciel rudery „Pod Krzywym Kulfonem”, już pijany, chociaż przyjęcie nawet się nie zaczęło... Obok niego nie siedział nikt. Billy po prostu pociągał z kufla kolejne łyki i doglądał dwójki swoich dzieci - Cypriana i Emilię, bawiących się niebezpieczne blisko ognia, a nawet igrających z nim, bo puszczali w swoim kierunku snopy iskier za pomocą dzikiej, dziecięcej magii. Jego żona znajdowała się daleko, daleko za jego plecami - rozmawiała z panną Pomfrey, lokalną uzdrowicielką, na temat zbawiennych skutków nakładania potrawki z błotoryja na pokryte krostami pośladki. Panna Pomfrey nie podzielała jej entuzjazmu i najwyraźniej czekała na pierwszą lepszą okazję do ucieczki z niekomfortowej sytuacji. Być może ulotni się zaraz w kierunku zbliżającej się w kierunku zebranych tkaczki imieniem Edna, z którą jak mogliście wiedzieć, od lat była w przyjaznych stosunkach. Edna wynajmowała od niej pokój na piętrze maleńkiego domku. Spędzały ze sobą wszystkie święta, a nawet planowały wakacyjny wyjazd do Włoch. Musiały być bardzo dobrymi przyjaciółkami.

Oprócz czarodziejów, którzy odwiedzili to miejsce, wśród bawiących się zawitali mugole. Niewielu z nich przyszło tutaj samotnie, większość zdecydowała się na zabranie ze sobą kogokolwiek do towarzystwa, bo najwyraźniej nie czuli się tutaj do końca swojo. Czy mogliście im się dziwić? To były przecież ich ostatnie chwile przed wyczyszczeniem im pamięci. Za kilka dni będziecie uśmiechali się do nich niemrawo, a oni będą zdziwieni odwracali głowę, kiedy będzie próbowało wrócić do nich jakieś wspomnienie, ale będzie zbyt dobrze ukryte lub permanentnie wymazane. Miesięczna luka w życiorysie. Pewnie będą opowiadali wam, jak ten czas szybko leci - w ogóle nie będą wiedzieli, jak to możliwe, że przyszło lato.

Czy to było sprawiedliwe?

Malutka Ray Palmer, córka Phillisa, jedynego w Dolinie mugolskiego mechanika samochodowego, wpatrywała się w roześmiane dzieci Goshawka z niedowierzaniem. Również spróbowała wydobyć ze swoich rąk snop iskier, ale były to daremne próby - nie udało jej się wykrzesać żadnej i najpewniej zaraz się popłacze. Pobawiłaby się z nimi, ale Phillis Palmer podchodził do tego wszystkiego z należytą temu rezerwą i niezbyt chciał, aby jego maleńka córka, oberwała snopem ognia, szczególnie że jego żona zginęła w pożarze domu ledwie rok po tym, jak Ray przyszła na świat. Gdyby tajemniczy bohater nie wyniósł Ray przez okno, straciłby je obie. Trzymał ją więc za ramię, zastanawiając się, czy powinien spróbować Shoarmy. A może po prostu powinni iść do domu?

Na środku stołu siedział wychowujący się tutaj od dziecka Connor Fisher, jeden z pracowników lokalnego sadu, charłak. Trzymał za rękę swoją prześliczną narzeczoną - Blair Hayes, która porzuciła dla niego żywiołowe życie w Londynie i postanowiła na stałe osiąść w tej maleńkiej osadzie. Fisher od dawna odkładał na ich wspólny dom i mieli kupić go już w ten maj, ale... nie zrobili tego. Dlaczego? Być może ich zmieszane, nieco smutne miny, kryły jakąś większą historię.

- Jezu Chryste... - odezwała się nagle Tia Lewis, niezależna dziennikarka, która przyjechała tutaj napisać artykuł dotyczący dziwacznych zjawisk w Dolinie Godryka, kiedy miseczka z Shoarmą stała się większa. - M-myślicie, że można tak powiększyć to, co znajduje się w spodniach Bigsbyego...? - Trójka mugoli stała dosyć daleko od was, ale mogliście usłyszeć strzępek ich rozmowy. Tia, odkąd kazano jej pozostać do końca maja na terenie Doliny, mieszkała w pokoju gościnnym swojego dawnego przyjaciela - Allana Bigsbyego właśnie. Bigsby nie wydawał się być tym tak rozbawiony jak towarzysząca im malarka Lillian Mills. Odszedł od nich, usiadł przy ogniu i głośno westchnął, podpierając głowę na ręce. Był czymś piekielnie rozczarowany. I powodem raczej nie był ich przedziwny trójkąt miłosny, o którym plotkowało już całe osiedle.

Chociaż przyszliście tutaj bawić się wspólnie, istnieliście w dwóch światach. Mugole spoglądali na was z zaciekawieniem, ale rozpoczęli sami z siebie żadnych rozmów. Wy zaś, zebraliście się w grupy obejmujące jedynie czarodziejów.

Słońce i księżyc wznoszące się nad waszymi głowami budowały nastrój pełen napięcia, ale dopiero pojawienie się na niebie pierwszej gwiazdy sprawiło, że poczuliście się inaczej. Ogarnęła was taka myśl: nawet w świecie, w którym zaburzył się cykl dnia i nocy, czuliście spokój, kiedy spoglądaliście w tarczę księżyca. Niezależnie od tego, czy wasze ostatnie postępki były zgodne z moralnym kompasem, jaki sami sobie narzuciliście - poczuliście się czyści - w obliczu Pani Księżyca dostrzegliście harmonię nawet w sytuacji, w której powinniście dostrzegać chaos. I chociaż zdawaliście sobie sprawę z tego, że było to uczucie sztuczne, jakby narzucone przez wyższy byt, nie spodziewaliście się po nim niczego złego.

W tym poście mistrza gry znajdują się szczegółowe informacje o postaciach niezależnych. Należy jednak mieć na uwadze, że są one znane tylko postaciom mieszkającym w Dolinie Godryka i to tylko takim, które miały szansę wejść z nimi w jakiekolwiek interakcje. Jeżeli wasza postać jest tutaj kimś przyjezdnym lub spędziła maj tak żywiołowo, że nie miała szans zwrócić uwagi na sąsiadów, to oczywiście są to dla nich po prostu losowe osoby. Nie narzucam wam żadnej konkretnej wizji, podejdźcie do tego klimatycznie i tyle. Możecie dorobić tym postaciom szersze tło - na przykład opisać w swojej narracji minione spotkanie z nimi. Jeżeli się na to zdecydujecie, nie zapomnijcie użyć pełnych danych tej postaci w swoim poście, żeby ułatwić mi zrozumienie o kim mowa. Pierwszy post mistrza gry został uzupełniony o przyniesione przez was potrawy.

Tura trwa do 8.10.


there is mystery unfolding
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#16
06.10.2023, 07:21  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2023, 08:46 przez Brenna Longbottom.)  
– W takim razie spróbujemy znaleźć trochę czasu – odparła Hjalmarowi, odnośnie ruin lub Zakazanego. Wprawdzie jej rozkład zajęć też był dość napięty, ale sen podobno był dla słabych, a ona już miała wprawę w radzeniu sobie bez niego. Spoważniała nieco, kiedy wspomniał, że nic się nie dzieje. – Myślę, że tak naprawdę to nie jest księżyc naszego nieba i dlatego nie działa tak, jak on – powiedziała cicho. Może bardziej do siebie niż do Hjalmara i Nory?

Brenna rozpromieniła się na widok Laurenta. Uścisnęła go serdecznie, a potem posłała przyprowadzonej przez niego kobiecie przyjazne spojrzenie i wyciągnęła rękę, gotowa uścisnąć jej dłoń.

– Cześć, witamy w deszczowej Anglii, nad którą jak widać świecą słońca i księżyce – powiedziała, na moment odrywając spojrzenie od egzotycznej twarzy Guinevere, by znów spojrzeć na niebo. Ten widok przyciągał jak magnes, fascynował i jednocześnie przyprawiał o niemiły skręt żołądka. – Jak wspomniał Laurent, Brenna, ale reaguję też na ej ty, gdyby imion było za dużo do zapamiętania. Polecam pączki. Podobno dobre też są śledzie.

Gdy nadciągnął Dagur, odruchowo sięgnęła dłonią ku dłoni Nory. Może zauważyła jej nerwowość, może przeczuła, że ta może umykać, a może tylko był to jeden ze zwykłych gestów Brenny. Sama nie przestraszyła się postury półolbrzyma – Dolina Godryka nie była na tyle duża, aby nigdy go nie zobaczyła, nawet jeżeli nigdy nie utrzymywali zażyłych stosunków i znacznie lepiej znała jego dzieci.

Gdyby się zastanowić, z całego tego towarzystwa to ona była najmniej kolorowa. Egzotyczna Guinevere, Laurent z morzem zaklętym w oczach, dwóch wikingów, śliczna Nora a barwnym stroju. Ale też Brennie zupełnie to nie przeszkadzało, a chociaż znaleźli się w małym tłumku, starała się nie tylko żadnego z nich nie zignorować, ale też kątem oka zerkać na innych.

– Dzień dobry, panie Nordgersim. Patrz, Norka, Dolina Godryka stała się chwilowo centrum świata, ściągają tu do nas czarodzieje ze wszystkich stron. Nordgersimowie są z Islandii.

Nie wspominając już o tym drugim świecie, dalszym niż Egipt. Mugoli, będących tuż koło nich. Brenna wcale nie rwała się do rozmowy - ani z ojcem małej Ray, ani z narzeczeństwem o smutnych minach, ani z nikim innym. Bo wiedziała, że czyszczenie im pamięci wcale nie jest fair, a jednocześnie było to coś, co robili od zawsze i będą robić tak długo, jak to możliwe, by nie doprowadzić do kolizji dwóch światów. Bo nie miała pojęcia, co mogłaby im powiedzieć: że przeprasza. A i niegrzeczne byłoby odbiec stąd po prostu, gdy stali już w małej grupie. Zadowoliła się na razie posłaniem pozdrowień do tych mugolskich sąsiadów, których znała, a którzy znaleźli się gdzieś w pobliżu. Chociaż... jeśli ci spoglądali w ich kierunku, było całkiem prawdopodobne, że gdy skończą powitania, to do kogoś zaraz podejdzie.
Choćby po to, by tutaj, ostatniego dnia pamięci, nie czuli, że czarodzieje kompletnie ich ignorują.

Umilkła, gdy nawiedziło ją to przedziwne uczucie. Dość nerwowym gestem szarpnęła kosmyk włosów, ale zaraz opuściła rękę. W jej poczynaniach nie było bieli, a tylko mnóstwo odcieni szarości. Nawet w tym, że była tu tutaj, tuż obok tych mugoli. Mimo to czuła tę nienaturalną emocję, po raz kolejny w ostatnich tygodniach czując, jak manipuluje nią magia. I chociaż później na pewno będzie ją to irytować... to teraz jakoś nie zdawało się złe.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Lukrecja
Are you here looking for love
Or do you love being looked at?
Wygląda jak aniołek. Jasnowłosy, wysoki (180cm), niezdrowo chudy blondyn o nieludzko niebieskich jak morze oczach. Zadbany, uczesany, elegancko ubrany i z uśmiechem firmowym numer sześć na ustach. Na prawym uchu nosi jeden kolczyk z perłą.

Laurent Prewett
#17
06.10.2023, 14:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 06.10.2023, 14:24 przez Laurent Prewett.)  

- Byłby lepszy, gdyby była tu Pandora. - Odpowiedział Hajlmarowi, ale zaraz też zwrócił się do Ginny z wyjaśnieniem. - Moja ukochana, starsza siostra. - Oj tak, kochał ją bardzo. Była nierozerwalną częścią jego życia, choć mieli zupełnie inne drogi, jakimi chodzili.

Wzrok Laurenta jednak odbił od towarzystwa. Morskie oczy selkie dojrzały Śmierć wśród żywych, która ze swoim natręctwem choroby utrzymywała nadal najwyższy fason.  Perseus Black był jak wdzierający się chłód do miejsca, gdzie promienie słońca zdawały się wygrywać muzykę lata. Laurent nieco przechylił głowę, jakby chciał spojrzeć na to zjawisko z zupełnie innej perspektywy. Innej strony. Bo było bardziej pochłaniające niż sam księżyc i słońce, które wreszcie po wiekach gonitw zetknęły się ze sobą. To nie był ten chłód, który przeszkadzał, wdzierał się mrozem pod skórę. To był chłód, który wyostrzał zmysły, jak pocałunek zimy na szybie zostawiający bajeczne malunki od byle muśnięcia. Kontury świata rozmywały się w objęciach jego czerni. Mężczyzna podszedł do Erika i...

... Egipt? Laurent zwrócił spojrzenie na Hjalmara i Dagura, kiedy pojawiło się hasło - chyba udało się wyłapać, przyklepać temat, który podsunął towarzystwu. Niektóre rzeczy dzieliły, a jak widać pochodzenie z różnych światów mogły łączyć. Interesować, intrygować, dawać powód do tego, żeby pytać i się interesować.

- Nora jest najlepszą cukierniczką w całym Londynie. Ach, gdzież tam... w całej Anglii. - Zachwalił Norę. - Więc jeśli będziesz miała okazję spróbować jej wypieków - nie wahaj się. - Mówił to spoglądając z subtelnym uśmiechem na Norę. Pięknie wyglądasz - zdawało się mówić jego spojrzenie, bo i mówiły o tym jego myśli. Zgadzał się więc w pełni z Brenną i w pełni jej tutaj wtórował, nawet posłał kobiecie porozumiewawcze spojrzenie, jakby zaraz miał zawiązać spisek mających wszystkich nakarmić dobrociami Nory. Ale te myśli zaraz zostały oderwane, bo i jego spojrzenie powędrowały do towarzystwa, które tutaj się kręciło. Nie przyszedł tutaj koniecznie po to, żeby spędzić go w gronie znajomych, oj nie. Chciał ich poznać. Tych ludzi, mugoli, od których dzieliła ich niewidzialna linia, ale bardzo mocna i stanowcza. Nie miał często do czynienia z mugolami. Co najwyżej ocierał się o nich kiedy była mowa o koniach. A teraz oni wszyscy tutaj, w jednym miejscu...

W miejscu, w którym najwyraźniej można było poczuć swoiste katharsis. Uczucie było jak błogosławieństwo pozbawiające tego, co złe, brudne, co przytłaczało ramiona, wszystkich odczuć zbyt ciężkich, by je nosić i tych, które zupełnie by rozpalały. Laurent zamknął na moment oczy, czując dreszcz na karku, a kiedy je otworzył to miał wrażenie, że wszystko i wszyscy tutaj wyglądali inaczej, choć przecież świat wcale się nie zmienił. Gdyby tak mogło zostać... Wzniósł znowu na moment oczy na podniebne zjawisko, by zaraz przesunąć spojrzeniem po zebranych w zasięgu jego wzroku osobach. Uśmiechnął się pod nosem słysząc ten zabawny urywek o powiększaniu czegoś w spodniach od strony Tii Lewis. Ale chyba nie wszyscy byli tym tak rozbawieni. Laurent chyba po prostu miał słabość do takich ludzi - sprawiających wrażenie, że potrzebują pomocy. Co to było za uczucie wspinające się po nim? Współczucie? Pragnienie zrozumienia? A może zwykła ciekawość? Spojrzał na towarzystwo, w jakim się znajdował, jeszcze raz, głównie na Guinevere, jakby chcąc się upewnić, że wszystko jest w porządku. Wszystko gra. Co za różnica, co się dziś wydarzy w życiu tych mugoli, skoro i tak niczego nie będą pamiętać? Miało to wyjątkowo smutny wydźwięk, ale jakoś przy tym uczuciu katharsis nie było to ziarno, które znalazłoby odpowiednie dla siebie podłoże.

- W razie czego będę przy ogniu. - Wskazał miejsce, gdzie zasiadł Allana Bigsby, znów tutaj głównie spoglądając na Ginny, gdyby miała kłopot odnaleźć się w towarzystwie. Nie miał też nic przeciwko temu, żeby ktoś mu towarzyszył. Skierował się do mężczyzny - zupełnie nieznajomego, ale to nie było minusem. Przynajmniej nie dla Laurenta. - Dobry...wieczór? - Zagaił, przystając obok mężczyzny i uśmiechając się do niego ciepło. I bynajmniej nie chodziło o to, czy wieczór jest dobry. Tylko raczej... - Przy aktualnej, hm... pogodzie... nie bardzo wiem, czy aby na pewno wieczór. - Rzucił miękko w nawiązaniu do swojego powitaniu-pytania, przyglądając się mężczyźnie. - Laurent. - Wyciągnął dłoń do niego, przedstawiając się. - Mam nadzieję, że się nie narzucam? - Obejrzał się tutaj na towarzystwo, od którego Allan odszedł, by znów spojrzeć na niego.



○ • ○
his voice could calm the oceans.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#18
06.10.2023, 20:21  ✶  

Jeszcze z oddali zagapiła się na półolbrzyma olbrzyma niosącego beczkę. Aż zamarła i po prostu śledziła wzrokiem jego chód, nawet się nie kryjąc, że zlustrowała go od góry do dołu, jakby miała w oczach miarkę mówiącą o dokładności jego wzrostu. Naliczyła dobre trzy metry i aż wypuściła głośno powietrze, kiedy postawił beczkę przy stole.

Ludzi przybywało i teraz była wręcz pewna, że w końcu zaczną jej się mylić te wszystkie imiona. Niby nie było tutaj tyle ludzi, niby nie tak dużo imion było do zapamiętania, ale kiedy w twojej rzeczywistości do niedawna angielskie imiona występowały głównie jako ciekawostka, a nie codzienność, to w końcu zaczyna się w głowie mylić. Ginevra bardzo się starała wszystkich zapamiętać, ale jak to jest – zapamiętujesz ostatecznie dwa, może trzy imiona, a później… Jakoś musisz sobie radzić. Na całe szczęście Ginny nie była nieśmiała, nie miała też problemu zagadać jeśli czegoś chciała, więc liczyła, że jakoś to pójdzie mniej czy bardziej gładko.

Uśmiechnęła się do Nory w odpowiedzi na jej promienny uśmiech – swoim równie wesołym, a później uścisnęła dłoń Brenny.

– W Egipcie też czasami pada – odpowiedziała odrobinkę tylko żartobliwie, bo z deszczem już od dawna była zaznajomiona. – Fakt, takich widoków tam nie ma – dodała, zerkając ponownie w niebo. To był… Chyba najpiękniejszy widok, jaki widziała, piękniejszy nawet niż niebo nad egipską pustynią w nocy. - Spróbuję zapamiętać. A pączków na pewno spróbuję – obiecała.

– Ginevra McGonagall – przedstawiła się teraz sama, nie bawiąc się w zawijasy swojego pełnego imienia i nieco go skracając. Uścisnęła wielką dłoń Dagura. Pomimo całkowicie angielskiego nazwiska, mówiła z wyraźnym akcentem. – O, naprawdę? I jak się podobało? Dla wielu osób jest zdecydowanie za ciepło i sucho – podłapała temat, a że nie była osobą, którą bardzo trzeba zachęcać do rozmowy to samo poleciało. – Tak z ciekawości jaki rejon odwiedzaliście? – przez moment wahała się czy odzywać się bardziej formalnie, ale uznała, ze to przecież bardzo nieformalne spotkanie i zdecydowała się mówić bezpośrednio, zwracając się tutaj do Hjalmara oraz Dagura.

Wyjaśnienie Laurenta rzeczywiście było potrzebne. I spowodowało, ze Ginevra na moment się zawiesiła, patrząc na blondyna i mrugając jasnobrązowymi oczami, jakby na moment straciła połączenie ze statkiem-matką i następowało poszukiwanie odpowiedniej częstotliwości, żeby odebrać wiadomość. W rzeczywistości jednak Ginny po prostu łączyła wątki. Pandora. Siostra Laurenta. Pandora Prewett. Znała to połączenie imienia i nazwiska, ale sądziła, że to tylko przypadek, ewentualnie jakaś piąta woda po kisielu, ale jakoś teraz… Jakoś jej się nie wydawało… Zmarszczyła brwi.

– Pandora to twoja siostra? – zapytała w końcu, kiedy bo errorze jaki wyrzucił jej mózg, nagle zapaliła się w niej żaróweczka. Ależ… ach. Niezręczne. Ale trudno. – Spróbuję. Spróbuję wszystkiego – stwierdziła, już mając w głowie plan. No bo co: ona nie spróbuje?!

A tymczasem rozłożyła miskę i nawet przykuła na siebie uwagę kilku osób. Uśmiechnęła się tylko pod nosem obserwowana przez Hjalmara, na końcu języka mając pytanie czy różdżka i transmutacja jest jakkolwiek dziwniejsza od słońca i księżyca na nieboskłonie jednocześnie… ale nie zapytała. Za to dosłyszała pytanie Tii Lewis i zaśmiała się dźwięcznie.

– Dobrze – przyjęła do wiadomości to gdzie zamierzał być Laurent – pewnie sama go znajdzie za jakiś czas i uśmiechnęła się do niego pod nosem, ale zaraz podniosła spojrzenie na Tię Lewis oraz Lillian Mills znajdującą się obok dziennikarki i machnęła do nich dłonią w geście, który miałby je zaprosić do stołu. – Przyniosłam ze sobą shoarmę, chodźcie – zawołała do nie magiczek zamierzając przełamać barierę i bezpośrednio zaprosić je do stołu. A tam… zawsze mogły sobie jeszcze porozmawiać o powiększaniu tego i owego u Bigsby’ego.

viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#19
07.10.2023, 21:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2023, 21:44 przez Erik Longbottom.)  

Krew zadudniła mu w uszach. Mimowolnie zamarł, jakby w ten sposób mógł ochronić się przed wpływem srebrnej tarczy na niebie. Naturalny mechanizm obronny, zupełnie jakby księżyc był drapieżnikiem, a on sam ofiarą, którą przed śmiercią mógł ocalić jedynie brak ruchu i wstrzymanie oddechu. Wyrok srebrnej tarczy jednak nie nadszedł; Erik nie obrósł futrem i nie wydał z siebie przeciągłego skowytu. To była niespodzianka, nawet dla niego. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia taki łut szczęścia zdecydowanie wpisywałby się w dosyć nietrafioną passę Longbottomów w przeciągu kilku ubiegłych tygodni.

— Korci, żeby zaprzeczyć, ale obawiam się, że tak. Teraz mamy kosmiczną anomalię na głowie. — Zaśmiał się nerwowo, powoli pakując sobie kolejną porcję sałatki w usta. — To jest to co twierdzili, że widzą? — Zerknął na kuzynkę z nadzieją, że ta być może wie nieco więcej od niego o tym, co się działo z mugolami w Dolinie Godryka. — Nie podoba mi się. — Wskazał widelczykiem na nieboskłon. — Urok? Manipulacja rzeczywistością? Zakłócenia magiczne po Beltane?

Każda z tych odpowiedzi mogła być nieprawidłowa, a nawet Erik nie wiedział, czy chciał mieć w tej kwestii rację. Jeśli działania Czarnego Pana zdołały do tego stopnia wpłynąć na Dolinę Godryka, aby objawić mugolom taką iluzję to... Co jeszcze mógł napsuć? Nie licząc grzebanie w magicznych zaświatach. Westchnął głęboko, jednak zanim zdołał kontynuować swój monolog, w jego polu widzenia zjawił się Perseus.

— Może dla przyjezdnych — skomentował, starając się zbytnio nie krzywić. — Wyobrażasz sobie, żeby Londyn spotkała taka seria zdarzeń? Mieszkańcy ledwo przeszli do porządku dziennego z tym, że nie mogę ot tak wchodzić do Kniei, a teraz wystarczy, że wyjrzą przez okno i zobaczą to. — Oczy Erika zabłysły w zrozumieniu, gdy dostrzegł piersiówkę w kieszeni marynarki Blacka. — Piękna anomalia, ale... niepokojąca. Jak praktycznie wszystko ostatnimi czasy.

Ponownie zawiesił spojrzenie na górującą ponad ich głowami tarczą księżyca, jednak wtedy – zupełnie niespodziewanie – zaszczycił ich swoją obecnością kolejny gość. Erik zamrugał zdziwiony, gdy Ururu nazwał Perseusza mugolem. Longbottom zagryzł dolną wargę, starając się powstrzymać śmiech i nałożył sobie kolejną porcję sałatki. Miał tylko nadzieję, że Black będzie łaskawy dla tego chłopaka.

Im dłużej obserwował księżyc, tym mniej się martwił. Pojawienie się słońca na nieboskłonie było niespodziewane, jednak teraz – gdy widok ten nie przyniósł za sobą negatywnych efektów – stawało się to bardziej... znośne. Akceptowalne. Cichy głosik w głowie Erika zdawał się podpowiadać mu, że może ta anomalia to szczyt dziwactw na tę noc. A to na swój sposób go nawet... uspokajało?

— Myślicie, że naprawdę o wszystkim zapomną? — spytał niespodziewanie, obserwując małą Ray Palmer i magiczne dzieci Goshawków. — Wiem, że to powinno zadziałać, ale taka dziura w historii? Coś będzie musiało ją wypełnić, prawda Perseuszu? — Zerknął na Blacka. Bądź co bądź, z racji pełnionego zawodu, musiał wiedzieć na ten temat nieco więcej niż oni.



the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#20
08.10.2023, 15:25  ✶  
Nie mógł wyzbyć się wrażenia, że jest obserwowany. Czy to oczy niemagicznych były skierowane ku niemu? Dyskretnie rozejrzał się wokół i natrafił na oczy Laurenta Prewetta. Nie znał go dobrze - wstydził się tego, lecz w tamtym momencie nie był nawet pewien jego imienia - ale nie przeszkodziło to Perseusowi w odpowiedzeniu mu ciepłym uśmiechem, kontrastującym z jego chłodną aparycją. Zaraz jednak kontakt wzrokowy się urwał, a obaj mężczyźni wrócili myślami do swojego towarzystwa.
Roześmiał się serdecznie. Nie wiedział nic o osobliwej relacji Erika z księżycem, o noszonym przez niego brzmieniu i koszmarze, który przeżywał w każdą pełnię. Uśmiechał się więc do niego; beztrosko i nieco nawinie, dopatrując się sceptycyzmu swojego towarzysza w ogromnej ilości pracy, jaka spadła na jego barki po Beltane. Przez moment walczył z chęcią poruszenia tematu wydarzeń na Polanie Ognisk, ostatecznie uznając to za zbyt nietaktowne, choć wewnątrz aż
— W pewnym sensie jestem przyjezdnym — odpowiedział Longbottomowi, rozglądając się za wolnym talerzykiem, by skosztować sałatki, którą jadł jego towarzysz. Wyglądała apetycznie, a Perseus czuł jak jego żołądek domagał się jedzenia. Zanim jednak zdążył zapytać Erika o to, które ze smakołyków poleca, usłyszał za sobą głos.
Zwrócił więc swe oblicze ku Ururu, a brwi uniosły się w grymasie zdumienia. Nie znał imienia tego mężczyzny i był pewien, że nigdy wcześniej nie widział go w Dolinie, zaś akcent wskazywał na to, że nie ma do czynienia z Brytyjczykiem. Doszedł zatem do wniosku, że musiał być to przyjezdny. Zdawało mu się, że ostatnimi czasy coraz więcej ich pojawia się w miasteczku, choć wrażenie to mogło być zakrzywione przez ilość nowych pacjentów w Lecznicy Dusz oraz odwiedzających ich rodzin.
Czy powinien obrazić się o nazwanie go mugolem? Ego podpowiadało mu, by skarcić młodzieńca, lecz Perseus zmęczony był już unoszeniem się dumą. Krztusił się nią  i dość miał udowadniania czegoś ludziom wokół. Najważniejsze, że on znał swoje prawdy.
Pokręcił więc głową.
— Czasami chciałbym — odparł ze smutnym uśmiechem — być nieświadom zagrożenia, jakie nad nami wisi.
Kiedy jednak ponownie spojrzał w niebo, poczuł, że nie ma to żadnego znaczenia. Nie myślał już o przyszłości, o orężu tego, który nazywał się Voldemortem i tych, którzy nieśli jego schedę. Liczyło się tylko to, co było w tej chwili - a był spokój i jedność z otaczającym go światem. Jego błędy zostały zapomniane, grzechy odpuszczone, zaś rany na psyche zasklepione. Pod powiekami zebrały się gorące krople wyrażające jego ulgę. Otarł jej rękawem, udając, że coś wpadło mu do oka.
Jak dobrze, że z odsieczą przyszedł mu Erik
— Tak, jeśli amnezjatorzy dobrze wykonają swoją pracę... — ostrożnie się z nim zgodził — Część z nich wróci do swojego życia, jakby nic się nie wydarzyło. Machnie ręką, zrzuci winę na karb przepracowania, alergii, zmiany ciśnienia, czy Merlin wie czego jeszcze. Ale będą też tacy, którzy będą walczyć o odpowiedzi. Nazwą ich szaleńcami, niestety.
Spojrzał w kierunku Ray Palmer i Goshawków.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eutierria (5071), Alastor Moody (1171), Mavelle Bones (2576), Ururu Marquez (718), Eden Lestrange (1863), Brenna Longbottom (2500), Erik Longbottom (2243), Perseus Black (2066), Nora Figg (2333), Dagur Nordgersim (2945), Pandora Prewett (1801), Bertie Bott (1541), Hjalmar Nordgersim (2865), Laurent Prewett (2970), Guinevere McGonagall (3084)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (8): « Wstecz 1 2 3 4 5 … 8 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa