Nie planował odwiedzać każdego jednego miejsca. W każdym jednym miejscu przeprowadzać dokładnej inspekcji. Prędzej miał na myśli wytypowanie kilku lokacji, które zdaniem Stanleya powinny być odpowiednie. Skoro jednak Stanley nie wyraził swoich wątpliwości na głos, Robert nie mógł tego sprostować. Wyjaśnić co dokładniej miał na myśli. W jaki sposób to widział.
- Odezwę się w tej sprawie najpewniej na dniach. - poinformował go. Bez dalszego zajmowania się tym tematem. Przeciągania tej kwestii.
Nieszczególnie zaskoczyło Roberta zdziwienie, które okazał Stanley. Sam zdążył już zaobserwować, że pewne sprawy jakby stanęły w miejscu. Nikt się nimi nie interesował. Nikomu nie zależało na tym, aby pozbyć się problemu zanim ten okaże się zbyt duży. Odchylił się lekko do tyłu, spojrzenie przeniósł na moment na sufit. Układał sobie wszystko w głowie. Zaraz wrócił znów do Stanleya. Skierował uwagę ponownie na niego. Wysłuchał kolejnych słów. Odpowiedzi na kolejne pytania.
Odnotował też informacje, które padły na temat Harper. O tym, że usunięcie jej byłoby wyzwaniem, ale możliwym do realizacji. Na razie tego jednak nie poruszył. Zostawił na później.
- Corvus z całą pewnością sobie nie radzi. Tego jednego jestem absolutnie pewien. - mógł kontynuować temat Harper, zagrożenia jakie ta stanowiła. Oczywiście, że tak. Zamiast tego skupił się jednak na kolejnym temacie. Na osobie, o której Stanley wspomniał. - Kilka dni temu odwiedził mnie w rodzinnej posiadłości, groził mi różdżką. Działał dość lekkomyślnie, można powiedzieć, że głupio. - jak wiele mógł powiedzieć Stanleyowi? Na pewno nie wszystko. Istniały pewne granice. - Na ile udało mi się zorientować, nie jest we wszystkich sprawach na bieżąco. Trochę się w tym pogubił? Odważę się też powiedzieć, że zachowuje się obecnie niczym ktoś, komu pali się pod nogami grunt. Odniosłem wrażenie, że urósł w ostatnich miesiącach za bardzo, zaczął stawiać siebie ponad innymi, swoim zachowaniem zapewne zraził do siebie ludzi. Efektem musi być ten brak posłuchu, o którym wspomniałeś. W pełni zrozumiały. - on również nie chciałby wykonywać poleceń człowieka, który działał w ten sposób; który w ten sposób traktował innych członków organizacji. Chester nigdy nie był idealny, jak każdy posiadał pewne wady. W ostatnich miesiącach zdawały się one niestety brać górę nad tym, co dotąd można było określić mianem mocnych stron tego człowieka. Kim jednak był on, Robert, żeby podejmować decyzje? Usuwać elementy maszyny, które zdawały się uszkodzone? Obecnie nie miał takich możliwości. Nie miał prawa podejmować tego rodzaju działań. Mógł jednak mówić. Obserwować. Oceniać. Omawiać większe oraz mniejsze problemy z innymi.
I to też zamierzał robić - bo nadal mu na wszystkim zależało.
- Rookwood może okazać się problemem, ale niestety nie takim, który można łatwo rozwiązać. - dodał jeszcze, chcąc temat kontynuować. Sam nie mógł podjąc w tym kierunku konkretnych działać. Jeden niewłaściwy krok mógł go zbyt wiele kosztować. Zwłaszcza, gdyby Mistrz uznał, że podjęte działania są mu nie w smak. - Karygodne jest to, że będąc na miejscu, przez ponad miesiąc dopuścił się najwyraźniej sporej ilości zaniedbań. Każde jedno potknięcie, może się na nas kiedyś zemścić.
Co jeśli jednym z takich potknięć okaże się Harper Moody? Wtedy najpewniej będą w cholernej dupie. Ciężko będzie im poradzić sobie z tego rodzaju problemem. Na tyle poważnym. Tak dużym. Czy musiał o tym mówić na głos.
- Masz na ten temat jakieś przemyślenia? Uwagi? - sam musiał pomyśleć. Poukładać sobie w głowie kolejne elementy układanki. Przeanalizować wszystko, co udało mu się uzyskać. Dlatego też chętnie oddał głos Stanleyowi. Zapytał o to, co ten miał do powiedzenia. Może chciał się czymś podzielić? Poinformować go o jeszcze innych kwestiach, które mogły zainteresować ojca? Mogły okazać się dla Roberta istotnymi? Mógł teraz to zrobić. Albo wręcz przeciwnie. Zrezygnować. Nie dorzucać więcej. Nie przedstawiać swoich opinii. Nie wychodzić przed szereg.