• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[13 czerwca 1972] Olibanum, Robert & Stanley

[13 czerwca 1972] Olibanum, Robert & Stanley
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#11
13.02.2024, 21:00  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.02.2024, 21:03 przez Robert Mulciber.)  

Nie planował odwiedzać każdego jednego miejsca. W każdym jednym miejscu przeprowadzać dokładnej inspekcji. Prędzej miał na myśli wytypowanie kilku lokacji, które zdaniem Stanleya powinny być odpowiednie. Skoro jednak Stanley nie wyraził swoich wątpliwości na głos, Robert nie mógł tego sprostować. Wyjaśnić co dokładniej miał na myśli. W jaki sposób to widział.

- Odezwę się w tej sprawie najpewniej na dniach. - poinformował go. Bez dalszego zajmowania się tym tematem. Przeciągania tej kwestii.

Nieszczególnie zaskoczyło Roberta zdziwienie, które okazał Stanley. Sam zdążył już zaobserwować, że pewne sprawy jakby stanęły w miejscu. Nikt się nimi nie interesował. Nikomu nie zależało na tym, aby pozbyć się problemu zanim ten okaże się zbyt duży. Odchylił się lekko do tyłu, spojrzenie przeniósł na moment na sufit. Układał sobie wszystko w głowie. Zaraz wrócił znów do Stanleya. Skierował uwagę ponownie na niego. Wysłuchał kolejnych słów. Odpowiedzi na kolejne pytania.

Odnotował też informacje, które padły na temat Harper. O tym, że usunięcie jej byłoby wyzwaniem, ale możliwym do realizacji. Na razie tego jednak nie poruszył. Zostawił na później.

- Corvus z całą pewnością sobie nie radzi. Tego jednego jestem absolutnie pewien. - mógł kontynuować temat Harper, zagrożenia jakie ta stanowiła. Oczywiście, że tak. Zamiast tego skupił się jednak na kolejnym temacie. Na osobie, o której Stanley wspomniał. - Kilka dni temu odwiedził mnie w rodzinnej posiadłości, groził mi różdżką. Działał dość lekkomyślnie, można powiedzieć, że głupio. - jak wiele mógł powiedzieć Stanleyowi? Na pewno nie wszystko. Istniały pewne granice. - Na ile udało mi się zorientować, nie jest we wszystkich sprawach na bieżąco. Trochę się w tym pogubił? Odważę się też powiedzieć, że zachowuje się obecnie niczym ktoś, komu pali się pod nogami grunt. Odniosłem wrażenie, że urósł w ostatnich miesiącach za bardzo, zaczął stawiać siebie ponad innymi, swoim zachowaniem zapewne zraził do siebie ludzi. Efektem musi być ten brak posłuchu, o którym wspomniałeś. W pełni zrozumiały. - on również nie chciałby wykonywać poleceń człowieka, który działał w ten sposób; który w ten sposób traktował innych członków organizacji. Chester nigdy nie był idealny, jak każdy posiadał pewne wady. W ostatnich miesiącach zdawały się one niestety brać górę nad tym, co dotąd można było określić mianem mocnych stron tego człowieka. Kim jednak był on, Robert, żeby podejmować decyzje? Usuwać elementy maszyny, które zdawały się uszkodzone? Obecnie nie miał takich możliwości. Nie miał prawa podejmować tego rodzaju działań. Mógł jednak mówić. Obserwować. Oceniać. Omawiać większe oraz mniejsze problemy z innymi. 

I to też zamierzał robić - bo nadal mu na wszystkim zależało.

- Rookwood może okazać się problemem, ale niestety nie takim, który można łatwo rozwiązać. - dodał jeszcze, chcąc temat kontynuować. Sam nie mógł podjąc w tym kierunku konkretnych działać. Jeden niewłaściwy krok mógł go zbyt wiele kosztować. Zwłaszcza, gdyby Mistrz uznał, że podjęte działania są mu nie w smak. - Karygodne jest to, że będąc na miejscu, przez ponad miesiąc dopuścił się najwyraźniej sporej ilości zaniedbań. Każde jedno potknięcie, może się na nas kiedyś zemścić.

Co jeśli jednym z takich potknięć okaże się Harper Moody? Wtedy najpewniej będą w cholernej dupie. Ciężko będzie im poradzić sobie z tego rodzaju problemem. Na tyle poważnym. Tak dużym. Czy musiał o tym mówić na głos.

- Masz na ten temat jakieś przemyślenia? Uwagi? - sam musiał pomyśleć. Poukładać sobie w głowie kolejne elementy układanki. Przeanalizować wszystko, co udało mu się uzyskać. Dlatego też chętnie oddał głos Stanleyowi. Zapytał o to, co ten miał do powiedzenia. Może chciał się czymś podzielić? Poinformować go o jeszcze innych kwestiach, które mogły zainteresować ojca? Mogły okazać się dla Roberta istotnymi? Mógł teraz to zrobić. Albo wręcz przeciwnie. Zrezygnować. Nie dorzucać więcej. Nie przedstawiać swoich opinii. Nie wychodzić przed szereg.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#12
14.02.2024, 21:18  ✶  

Wszystko było jasne, a przynajmniej na razie. Nie był to jednak najważniejszy temat tego dnia do omówienia, więc Stanley pokiwał tylko głową na zgodę. Taki układ jak najbardziej mu pasował. Zamiast dywagować i zastanawiać się, mogli przecież po prostu takie miejsce odwiedzić.

Stanley zamrugał kilkukrotnie szybciej z pewnym niedowierzaniem w oczach. Trochę jakby próbował się obudzić, może ocknąć z jakiejś dziwnej śpiączki. Grozić? Rodzinie Borgina? Ktoś tutaj miał chyba nie równo pod sufitem albo strasznie mu się śpieszyło na wieczną emeryturę. To była jedna z rzeczy, których się nie robiło. Zwłaszcza kiedy miało się świadomość do czego niektórzy byli zdolni. Na pewno powinien był już to wiedzieć Corvus. Musiał być przekonany o tym, że są ludzie, którzy tylko czekają na moment jego eliminacji - była co najmniej garstka takich osób. Oni byli dużo bliżej, niż pewnie mógł się spodziewać. Czyhali. Byli łaskawi... do czasu. Szala goryczy zawsze musi się przelać.

- Corvus? - zapytał, chcąc się upewnić czy to na pewno jest ta sama osoba. Czy to był Chester? - No tak być kurwa nie będzie. Co on sobie myśli? Że może o tak paradować i grozić ludziom? Licząc, że uniknie odpowiedzialności? - dodał, zaciskając lewą pięść. Borgin zaczął się trochę gotować wewnątrz siebie. Tysz kurwa... ja Ci życie uratowałem... przeklinał go w myślach. Tak nie zachowywał się ktoś, kto był wdzięczny.

Ile by dał, aby teraz stanąć naprzeciwko niego i jednym, szybkim zaklęciem sprowadzić go na ziemię. Do konwulsji. Do bólu. Do błagalnych próśb o zostawienie tego jego nędznego żywota w spokoju. Cruciatus, aż pchał się na usta, a że był ulubionym czarno magicznym czarem Stanleya, zostałby pewnie nie raz, ani nie dwa wykorzystany przy takim spotkaniu. Wszystko jednak wymagało zgody ojca. Nie chciał się wtrącać w porachunku na linii Robert-Chester ale Mulciber mógł na niego liczyć. Miał jego różdżkę po swojej stronie.

- On sam kopie pod sobą grób w tym momencie - przyznał, sięgając po papierosa. Uzależnienie połączone z gniewem, który w nim narastał był jak mieszanka wybuchowa. Musiał ją rozładować, żeby ktoś przypadkiem nie dostał rykoszetem - Zaskakujące jak człowiek potrafi zburzyć całą opinię o sobie w sekundę. Jeżeli wcześniej go jeszcze tolerowałem, przymykałem oczy na pewne sprawy... Tak teraz już nie. To koniec - stwierdził, uspokajając się momentalnie, kiedy tylko pierwsze dawki nikotyny dotarły do jego płuc. Wspaniały smak.

- Pytanie tylko... czy powinniśmy się z nim patyczkować? Nie możemy się go pozbyć w starym, dobrym stylu? - zapytał - Odwiedzić go. Wyjaśnić gdzie i kiedy popełnił błąd... Jeżeli wiesz o czym mówię - uśmiechnął się pod nosem na taką wizję - A może miałby wypadek przez przypadek? Kto wie? Takie rzeczy się przecież zdarzają - wzruszył ramionami, również widząc takie rozwiązanie. Nie raz, nie dwa, a nawet nie trzy razy ich ofiary miały "wypadki". Pech - a raczej Robert ze swoimi zwolennikami - mogliby chcieć, aby i on taki "miał". To, że ten "wypadek" nazywał się crucatius... to już inna sprawa.

- Pewna uwaga. Może sprostowanie. Rzecz, którą lepiej byłoby, abyś wiedział - stwierdził. Informacje mógł ukrywać przed innymi. Przed Lewą czy Prawą dłonią Czarnego Pana... ale nie przed własnym ojcem. Nie zamierzał tego robić. Zwłaszcza kiedy tyczyło to się osoby, która groziła jego bliskim, a Stanley nie miał zamiaru tracić drugiego rodzica - Corvus mści się na ludziach, którzy wykazują się lojalnością - zaciągnął się - Po Beltane kiedy mieliśmy się ewakuować świstoklikami, ja swój straciłem, a on uciekł. To, że po części przez niego to już inna historia... ale... Udało mi się jednak pokonać las, aż do polany gdzie oczekiwał na mnie Pardus. Tylko dzięki niemu uszedłem stamtąd w jednym kawałku - tłumaczył - Spotkałem się później z Corvusem i zażądałem wyjaśnień na to co się stało podczas Beltane. Podczas walki i późniejszej ewakuacji. Wspomniałem, wręcz poprosiłem o to, aby nie karał Pardusa, ponieważ zrobił to co powinien. Ten jednak nie posłuchał... bo czemu miałby się słuchać? - westchnął, czując, że ponownie zaczyna się gotować. Tamte sceny powróciły, a Borgin musiał przestawić myślenie, aby czegoś tutaj przypadkiem nie rozgromić w drobny mak - Nie pojmuję karania ludzi za to, że wykazali się lojalnością wobec innych... zwłaszcza kiedy ktoś inny nie był w stanie tego zrobić. Ja go uratowałem, a on mnie zostawił na pastwę Ministerstwa. Tego się nie robi nawet największemu wrogowi - zakończył swój wywód na ten moment. Mogło to brzmieć trochę jak wyrzyg tego co się w nim kotłowało od dłuższego czasu. Poczuł się jednak lepiej. Poczuł pewną ulgę. Jak tak teraz się zastanawiał to dobrze było mieć ojca. Zwłaszcza kiedy dzieliło się z nim wspólne hobby i być może wrogów.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#13
14.02.2024, 22:53  ✶  

Chester zachowywał się jak człowiek, który się we wszystkim pogubił. Podejmował głupie, irracjonalne decyzje. Działał na oślep, impulsywnie, nie decydując się na wcześniejsze zebranie odpowiednich informacji. Może faktycznie coś było na rzeczy, coś padło mu porządnie na mózg? Nawet jeśli, to Robert nie tracił czasu na podejmowanie się prób diagnozy. Nie zależało mu na zrozumieniu Rookwooda. Nie czuł takiej potrzeby.

Skinął głową, kiedy Stanley zapytał. Potwierdził, że mówili o tej samej osobie. Tylko jeden Kruk znajdywał się w szeregach organizacji i był nim właśnie wiekowy auror.

- Jak już mówiłem, zaczął stawiać samego siebie ponad pozostałymi. - powtórzył to, co już padło. O czym sam miał wątpliwą przyjemność przekonać się na własnej skórze. Podczas ostatniego spotkanie z Rookwoodem usłyszał, że jako osoba mu podlegająca, miał obowiązek poinformować go o swojej podróży. Problem był w tej sytuacji niestety taki, że Robert odpowiadał jedynie przed Czarnym Panem. Wyłącznie przed samym Mistrzem.

To w jaki sposób widział to Chester, odrobinę go w tamtym momencie zirytowało.

Nie reagował. Pozwolił, żeby Stanley wszystko z siebie wyrzucił. Odnotował przy tym w pamięci jego reakcje. Widać było, że Corvus podpadł Borginowi, a także innym, młodszym śmierciożercom. Jak wiele błędów musiał popełnić? Na ile sposobów zniechęcić do siebie innych? I przede wszystkim - jakim cudem zdołał doprowadzić do tego w tak krótkim czasie? O ile bowiem Robertowi wcześniej nic nie umknęło, to jeszcze w kwietniu sprawy nie wyglądały tak słabo. Tak źle? Widać wraz z Beltane, chaos dotknął nie tylko samo Ministerstwo Magii.

- Chciałbym, żeby to było takie proste. - odpowiedział, zastanawiając się przy tym na ile mogli sobie w przypadku tego człowieka pozwolić. Na ile pozwolić mógł sobie on sam. Zwłaszcza w obecnej sytuacji. Nie był już osobą decyzyjną. Nie powinien wychodzić przed szereg. Ryzykować własnym życiem. - Oczywiście możecie działać, możecie próbować zaprowadzić porządek, ale z pewnych względów nie mogę brać w tym... przedsięwzięciu udziału. Moja sytuacja jest dość skomplikowana. Wymaga zachowania większej ostrożności. - czy powinien powiedzieć coś więcej? Dokładniej wszystko wyjaśnić? Miał do pewnego stopnia związane ręce. Ograniczone możliwości. Nie był w stanie tego tak po prostu przeskoczyć. Ominąć przeszkody, która pojawiła się na drodze.

Informacje, które pojawiły się w następnej kolejności, sprawiły że również potrzebował zapalić. Kolejny papieros by nie zaszkodził. Dał Stanleyowi znać, iż chętnie poczęstowałby się następnym. Nie przerywał mu jednak. Nie wchodził w słowo. A więc nie był jedynym, wobec którego Rookwood postanowił wyciągnąć konsekwencje? To było naprawdę interesujące.

- Pozwól, że dla jasności w tym przypadku dopytam. Czy podczas Beltane Corvus zaryzykował, iż ktoś z nas trafi w ręce Ministerstwa? - brzmiał poważnie i taki miał też wyraz twarzy. Bo i sprawa była całkiem poważna. Podejście Chestera kompletnie niezrozumiałe. Lekkomyślne. Mogące pociągnąć za sobą liczne konsekwencje. Co jeśli pojmany przez pracowników Ministerstwa Śmierciożerca zacząłby sypać informacjami niczym z rękawa? Na ten moment Harper Moody nie dysponowała wieloma informacjami, ale zyskując takie źródło... - Zgadzam się po części z tym, w jaki sposób na to spoglądasz. Chester popełnił olbrzymi błąd, który mógł wszystkich wiele kosztować. Gdyby nie Pardus, konsekwencje mogłyby okazać się... - pokręcił głową, rezygnując z określenia rozmiaru tych konsekwencji. Dla każdego rozumnego człowieka, trzeźwo myślącego, było to jasne niczym słońce. Tak bardzo, że patrząc prosto na nie, odczuwało się potrzebę co najmniej przymknięcia oczu. - Jak zakończyła się sprawa Sauriela? - wreszcie dopytał również o tę kwestie. Istotną o tyle, że wampir był Śmierciożercą, z którym jeszcze do niedawna Robert aktywnie współpracował. Mulciber miał o nim raczej pozytywne zdanie, choć zarazem widział w nim dzieciaka, nad którym wciąż należało pracować. Nie był, jakby to ująć? Nie był wciąż produktem końcowym. Jak wielu innych, młodych ludzi (i nieludzi również) dysponował jednak pewnym potencjałem.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#14
17.02.2024, 13:51  ✶  

Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Stanley liczył, że Robert zaprzeczy. Powie, że chodzi o kogoś innego. Przyzna, że to zbieżność imion, nazwisk i pseudonimów. W końcu to nie jeden pies miał na imię Burek. Tak się jednak nie stało. Borgin pokręcił tylko głową ale nie skomentował nic więcej, bo po prostu nie było sensu. Szkoda było gadać. Strzępić ryja.

Człowiek, który przez wiele lat był kimś na kim mógł polegać. Ktoś z kim przecież współpracował od dobrych kilku lat. Ktoś kto przyjął go pod własne skrzydła w Departamencie Przestrzegania Praw Czarodziejów. Jak widać, te czasy już minęły. Musiały odejść w niepamięć, wszak były rzeczy ważne, ważniejsze i najważniejsze - takie jak na przykład rodzina. Stare koneksje przestawały mieć w tym momencie znaczenie.

To jest proste... Zarzekał się w swoich myślach, chociaż nie powiedział tego wprost. Były to jednak słowa, które wypowiadał pod wpływem emocji, chcąc rzucić wszystko i z różdżką w dłoni ruszyć, aby wymierzyć należytą sprawiedliwość.

- Jeżeli w Kromlechu nic się nie zmieniło po tym jak opuściłem jego progi, nowym "kolegą" Corvusa powinien zostać Martes... czyli nasz zaufany człowiek - oznajmił - Mówię oczywiście jeżeli głosowanie poszło po naszej myśli. Nie wiem jak inni zagłosowali ale wiedząc kto miał również prawo głosu i patrząc na ilość osób, które tam były, zwycięstwo powinien mieć w garści - stwierdził. Stanley nie widział innej możliwości, niż zwycięstwo Louvaina. Ten w końcu miał co najmniej 3 głosy - jego, Anthony'ego oraz Sauriela. To stanowiło duży odsetek poparcia, którym nie mogli pochwalić się pozostali wybrańcy z tłumu - Na pewno spróbujemy podjąć ten temat z nową Lewą Dłonią. Oczywiście wyjdzie to jako nasza propozycja. Nie będę wspominać, że rozchodzi się w jakimkolwiek stopniu o Ciebie - zapewnił. Zdawał sobie sprawę, że Robert musiał pozostać jak najbardziej incognito jak się dało. Zwłaszcza jeżeli Chester planował jakieś krzywe akcje wymierzone w ojca Borgina. Gdyby wspomniał o tym, istniała szansa, że któryś ze Śmierciożerców mógłby przypadkiem coś, gdzieś palnąć - a tego chcieli przecież uniknąć.

Nie omieszkał poczęstować Mulciber papierosem. Kim on był, aby mu odmówić? Papieros łączył ludzi. Pozwalał zacieśniać więzi.

- Jeżeli uznamy potrzebę ratowania własnych czterech liter to jak najbardziej - westchnął i wskazał na siebie dłonią - Zrobił to. Nawet się nie zawahał przez moment. Kiedy zaczęło mu się palić pod stopami to po prostu dał dyla - odparł równie poważnie. Nie było teraz czasu na żadne żarty. Prawda też była taka, że chyba nie wszyscy Śmierciożercy powrócili z Beltane w kawałku. Zapewne kilku wpadło w sidła Ministerstwa - Tragiczne w skutkach. Nie wszyscy są charakterni, więc część na pewno zaczęłaby sypać. To nie podlega żadnej dyskusji - dodał za ojca, chociaż nie było to potrzebne. We dwójkę zdawali się o tym bardzo dobrze wiedzieć. Robert nawet nie musiał być wśród nich na Beltane, a zyskiwał cały obraz tego co się tam działo - jeden, wielki chaos. Zero ładu. Zero składu.

- Tutaj jest trochę problem. Nie dopytywałem Pardusa o to jak się sprawa potoczyła. Corvus jedynie wspomniał, że weźmie moje słowa pod "uwagę"... - przewrócił oczami, podkreślając ostatnie słowo. Stanley dobrze wiedział, że ich nie wziął. Nie znał Rookwooda od dzisiaj, ani też od wczoraj. Znał go dużo dłużej - Ale znając go, miał te całkowicie w poważaniu. Zrobił tak jak uważał. Tak jak sądził, że będzie poprawnie. Czyli ukarał go - powieka lewego oka zadrżała nerwowo kiedy wypowiadał te słowa. Sauriel był jednym z tych Śmierciożerców za którym poszedłby na oślep. Bez żadnych pytań. Bez zawahania. Ufał mu bezgranicznie i był gotów poświęcić swoje życie w jego dłonie - Mogę rozesłać zaraz listy do kilku osób, aby podpytać się o to jak się ta sprawa zakończyła - zaproponował. Sam był trochę ciekaw jak to się skończyło. Miał pewne domysły i zapewne mógłby powiedzieć, że ma trochę nadzieję na inne zakończenie sprawy Pardusa... było to jednak marzenie ściętej głowy.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#15
19.02.2024, 10:59  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.02.2024, 12:21 przez Robert Mulciber.)  

Nie miał pojęcia o tym, w jaki sposób przedstawiały się obecnie sprawy wśród Śmierciożerców. Kto został jego następcą? Kto zajął miejsce, które przez ostatnie lata należało do Mulcibera? Na ten moment Robert nie interesował się tą kwestią. Nie starał się dotrzeć do tego rodzaju informacji. Miał na głowie ważniejsze sprawy. O wyższym priorytecie. Istotniejsze. Uważnie jednak słuchał, kiedy Stanley podjął ten konkretny wątek. A więc był zaufanym człowiekiem?

- Na ten moment nie informujmy zbyt wielu osób o naszej znajomości. Relacji. Te powiązania mogą stanowić atut, który zawsze warto posiadać w kieszeni. – zasugerował. Czasami dobrze było zachować coś tylko dla siebie. Zadbać o pewien element zaskoczenia. Pozwalało to zyskać przewagę. Wytrącić przeciwnika z równowagi. Zaburzyć dotychczasowy układ sił? O ile dla Stanleya, Louvain był kimś wartym uwagi, Robert potrzebował czasu na to, aby uznać, że Martes był kimś, po czyjej stronie sam również się opowie. Nie miało dla niego znaczenia to, jaką funkcje ten zajmował. Jak duży kredyt zaufania otrzymał od Mistrza. Podobnie wyglądało to w kontekście wielu innych członków organizacji.

Może wynikało z tego, że jako Apis wiedział o nich czasem zbyt wiele?

- Jednocześnie byłbym zainteresowany informacjami o działaniach, których nowa Lewa Dłoń się podejmie. Bez obaw. Nie zamierzam mu zaszkodzić. Prędzej pomóc, jeśli uznam, że na prawdziwe wsparcie zasługuje.

O ile nie mógł odmówić wykonania poleceń wydanych przez Martesa, to nie musiał stanowić dla niego wsparcia. Pomocy. Był jedną z tych osób, które wiedziały wiele. Znały organizacje od podszewki. Kogoś takiego warto było mieć po swojej stronie. Robert był świadomy tego, że pomimo swojej obecnej pozycji, nadszarpniętej reputacji, nadal mógł zrobić dużo.

Być może więcej, niż niektórzy się spodziewali.

Poczęstował się papierosem. Zapalił. Zabawne w jaki sposób coś tak drobnego wpływało na organizm. Na naszą psychikę. Pozwalało się uspokoić. Odpowiednio wyciszyć. Poukładać pewne kwestie. Uporządkować własne myśli. Zdarzały się chwile, kiedy sięgnięcie po tego rodzaju używkę, stawało się czymś wręcz niezbędnym.

- W takim razie będzie to z całą pewnością kwestia, którą warto poruszyć. Nawet jeśli musiał ratować samego siebie, w dalszym ciągu miał możliwość zadbania o to, żeby zmniejszyć ryzyko wpadki. – wyraził własne zdanie na temat tej sytuacji. Choć na Beltane nie był obecny, to przecież pomagał wszystko zaplanować. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, w jaki sposób zorganizowani byli Śmierciożercy. Jak mieli działać.

Wiedział jakimi możliwościami dysponowali.

Decyzja dotycząca ukarania Sauriela, musiała być kontrowersyjna. Musiała doprowadzić do pewnych rozłamów. Mogła wywołać pewne konflikty wewnętrzne. Była zwyczajnie, tak po ludzku, głupia. Lekkomyślna. Pokazywała, iż Rookwood nie do końca ogarniał to, co działo się w organizacji. Nie panował nad swoimi ludźmi.

Nie dostrzegał istotnych zależności?

- Rozesłanie listów może być dobrym posunięciem. Jeśli udałoby Ci się ustalić kto brał w tym udział, prawdopodobnie mógłbym się z taką osobą spotkać. Również z samym Saurielem. Warto ustalić co konkretnie miało miejsce. – miał czas, miał możliwości. Mógł działać. A jeśli w grę wchodziły działania wymierzone przeciwko Chesterowi… obecnie był więcej niż zainteresowany tym, żeby się takowych podjąć. Rzecz jasna w takim stopniu, w jakim mógł. Nie przekraczając pewnych granic. Nie starając się obejść ograniczeń, co mogłoby pociągnąć za sobą bolesne konsekwencje.

Wciąż pamiętał o tym, co miało miejsce w Kromlechu. Podczas tego spotkania, na którym został ukarany. Naznaczony przez Mistrza.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#16
20.02.2024, 00:10  ✶  

Propozycja Roberta została przyjęta z jak największą aprobatą przez jego syna. Oznajmił to w najprostszy możliwy sposób - kiwnął głową na zgodę. Przysłowiowy as w rękawie był tutaj na wagę złota. Im więcej wiedziało, tym więcej osób mogło próbować zaszkodzić ich relacji, a tego przecież bardzo nie chcieli. Mogli się jeszcze nie dogadywać w pewnych kwestiach. Nie mogli zatem pozwolić, aby ktoś wbił sobie szpony pomiędzy to, co starali się wybudować. To co chcieli stworzyć.

Mulciber miał tyle czasu ile tylko potrzebował, aby się rozeznać ze wszystkim czy poznać ludzi. Nikt go nie poganiał. Część osób pewnie nadal myślała, że ten spożywa jakieś smaczne sery z bagietką, popijając winko, gdzieś w centrum Paryża czy w innej nadmorskiej wiosce. Po prostu, że Roberta nadal nie ma w kraju.

- Oczywiście. Nie ma żadnego problemu - zapewnił. Stanley uważał to za uczciwą wymianę, zwłaszcza kiedy ojciec nie chciał robić nic przeciwko, a na pewno tak zapewniał. Nie potrafił czytać w myślach, więc wierzył trochę w dobre intencje, które kryły się za tymi słowami. Louvainowi zawsze przydałoby się wsparcie od bardziej doświadczonego człowieka. Od kogoś kto był tam od początku. Kogoś kto znał te organizacje od podszewki.

Prawdę mówiąc - można było zrobić wiele rzeczy. Można było też siedzieć i gdybać. Rozmyślać. Zastanawiać się. Dywagować nad tym, a co by było gdyby? Nie wiadomo. Czasu nie mogli cofnąć, aby spróbować innej taktyki albo zdecydować się na to, aby jednak Robert wziął udział w walkach. Kto wie jakby to się wtedy skończyło?

- Masz jakieś wolne kartki i coś do pisania? - zapytał, oglądając się po najbliższej okolic, aby ustalić czy takie rzeczy tu się znajdowały - Możemy je rozesłać w tym momencie i odpowiedź nie powinna nadejść jakoś bardzo późno - rzekł, a następnie rozłożył ręce, jakby chciał odrobinę oszacować ile mogliby czekać na listy zwrotne. Nie był jednak w stanie tego zrobić, wszak średni był z niego wróżbita - Część osób pewnie odpisze od ręki... - zastanawiał się na głos, dyskutując trochę samemu ze sobą. Jakby oceniał możliwości osób do których chciał owe zapytanie skierować - Z pewnych względów pominąłbym Sauriela i Chestera. Nie pytałbym ich w tym momencie. Starszego Rookwooda wiadomo czemu, a do młodszego lepiej chyba, abyś sam się wybrał i dowiedział - stwierdził. Borgin preferował najpierw wybadać temat u pozostałych Śmierciożerców. Może udałoby im się trafić na kogoś, kto ma więcej informacji w tej sprawie? Najlepiej na kogoś, kto byłby skłonny tych informacji udzielić, gdyby je rzeczywiście posiadał.

Stanley dopalił papierosa i zaczął oklepywać swoje kieszenie, licząc, że może uda mu się odnaleźć notatnik. Z drugiej strony liczył, że Robert ma tutaj coś do notowania. W krytycznym momencie - takim jak ten - mógł przecież poświęcić jakąś losową stronę z którejś z książek. W końcu cel uświęcał środki. To była sprawa niecierpiąca zwłoki.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#17
20.02.2024, 13:09  ✶  

Robert sam nie był w stanie określić swoich intencji względem Louvaina. Czy rzeczywiście brał pod uwagę udzielenie mu wsparcia? Pomocy? Czy może wręcz przeciwnie? Chciał się go pozbyć? Chciał powrócić na swoje dawne miejsce? Na pewne decyzje było wciąż zbyt wcześnie. Musiał niektóre sprawy dobrze przemyśleć. Pochylić się nad nimi. Poświęcić im nieco więcej czasu. Niczego nie wykluczał. Niczego nie zakładał.

Zwłaszcza, że w chwili obecnej priorytety były inne.

- Oczywiście. – przytaknął. Byli w gabinecie, więc mieli tu papier, coś do pisania, nawet koperty. Wszystko można było tutaj znaleźć. Wystarczyło tylko chwilę pogrzebać w biurku, szafkach. Robert się tym zajął bez zbędnej zwłoki, bo i w odkładaniu tego na później nie widział sensu. Skoro możesz coś zrobić dzisiaj, nie zostawiaj tego na jutro. I inne, temu podobne bzdury.

Kiedy już wszystko ogarnął, udostępnił Stanleyowi. Mógł na spokojnie napisać, następnie umieścić kolejne wiadomości w kopercie. Wysłać również, o ile tylko miał na to sposób. Koncepcje? Robert nie wnikał w jaki sposób syn chciał to ogarnąć. Po prostu palił otrzymanego chwilę wcześniej papierosa. Powoli. Przy okazji się wszystkiemu przyglądając. Czekając.

Wykorzystując ten czas na to, żeby pewne rzeczy sobie przemyśleć.

- Zostawmy już sprawę Rookwooda za nami, musimy skupić się na Moody. – odezwał się ponownie, kiedy mogli już wrócić do rozmowy. Omawiania różnych kwestii. – Potrzebujemy rozeznać się w tym, w jaki sposób zorganizowane są Brygada i Biuro Aurorów. Możliwie najwięcej informacji, które pozwolą nam zaplanować dalsze działania. Jesteś na miejscu, powinieneś więc być w stanie dostarczyć nam informacji, które pozwolą podjąć pierwsze decyzje. Zacząć sprawę. – dogasił papieros, umieścił jego pozostałości w prowizorycznej popielniczce. – Ludzie, miejsca, procedury. Myślę, że powinieneś rozumieć o co chodzi?

Ot, pierwsze zadanie. Niezbyt skomplikowane, ale zarazem cholernie ważne. Pozwalające na podjęcie dalszych działań. Wykonanie kolejnych kroków. Od Stanleya zależało w tym przypadku wiele. Bardzo dużo. Czy zdawał sobie z tego sprawę? Rozumiał… rozumiał powagę sytuacji?

- Najlepiej byłoby to spisać. W formie czegoś na kształt… raportu. – bo przecież z raportami miał styczność wielokrotnie. Musiał mieć w tym aspekcie całkiem spore doświadczenie. Tym samym stawiane wymagania powinny być dla niego jasne. W pełni zrozumiałe.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#18
23.02.2024, 00:26  ✶  

Zyskując zgodę od ojca, nie czekał ani chwili dłużej. Naskrobał kilka krótkich listów, których nie omieszkał posłać od razu. Z prostych przyczyn nie posłał go do Pardusa, którego cała ta sprawa dotyczyła. Stanley wolał dmuchać na zimne. Preferował go nie rozjuszać mimo wszystko - nawet jeżeli mógł sobie pozwolić na więcej w jego towarzystwie. Więcej od innych osób.

Kiedy wszelkie sprawy biurowe zostały zakończone, Robert ponownie zyskał pełnię uwagi Borgina. No tak... Harper Moody... Przekręcił oczami na słowa Mulcibera. Nie dzierżył tej kobiety, zwłaszcza po ich walce podczas Beltane. Miał jej całkowicie po dziurki w nosie i trzymał się w tym Ministerstwie tylko dlatego, że nie była ona jego szefową.

- Rozumiem - potwierdził zrozumienie zadania - Zrobię co w mojej mocy, aby to przygotować. Nie obiecuję jednak, że stanie to się w przeciągu jednego czy dwóch dni - przyznał, informując od razu, aby nie robić sobie jakichś wielkich nadziei na szybkie dostarczenie tych rzeczy - Postaram się jednak, aby było to możliwie jak najszybciej - dodał. Stanley zdawał sobie powagę sprawy z tego jak ważne były to informacje. Zwłaszcza kiedy podawała je osoba będąca w środku gniazda żmii. Ryzykowne, lecz konieczne.

- Raport. Rozumiem - uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową. Do końca życia będą mnie te raporty prześladować... Westchnął bo tylko tyle mu zostało. Lata wypełniania dokumentów nie mogły przecież pójść na marne. W końcu mogło się to do czegoś przydać.

- Jak się dowiem czegoś to też Cię poinformuje - stwierdził - Będę się zbierał. Nie ma czasu do stracenia - wstał przecierając dłonie - Jakbyś czegoś ode mnie potrzebował to wystarczy, że dasz mi znać. Będę wiedział gdzie się stawić - rzekł. Oczywiście chodziło tylko i wyłącznie o Olibanium - bezpieczne miejsce Roberta.

Podał ojcu dłoń na pożegnanie i opuścił jego przybytek. Polowanie czas zacząć.


Koniec sesji


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (4459), Stanley Andrew Borgin (4554)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa