• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[11.06.1972, Irlandia] Mózg w przyszłości | Rodolphus, Morpheus

[11.06.1972, Irlandia] Mózg w przyszłości | Rodolphus, Morpheus
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#11
12.01.2024, 19:05  ✶  
Rodolphus uniósł brew na ten komentarz, ale ani nie prychnął, ani nie wzruszył ramionami. Odczekał jednak chwilę, by Morpheus odwrócił się do niego plecami, i dopiero wtedy pozwolił sobie na przewrócenie oczami. Rodzina Longbottom miała w sobie coś, co sprawiało, że chciało się rozewrzeć ramiona i zamknąć ich w potężnym uścisku. Tak mocnym, że powoli łamałby im kości i wyduszał życie, by w końcu mogli wydać ostatnie tchnienie i skończyć kalać ziemię swoją obecnością. A jednocześnie w niektórych osobnikach z tego rodu było coś takiego, co powstrzymałoby Rodolphusa przed tak drastyczną decyzją. Widział to między innymi w Morpheusie, lecz nie był w stanie sprecyzować, o co dokładnie chodziło. Wpatrywał się więc w jego plecy, gdy mężczyzna przerzucał kolejno nogi i siebie przez okno, a potem... Zdejmował buty?

Rolph nie miał zamiaru pozbywać się swojego obuwia. Nie miał zamiaru dopuścić do kontaktu stóp z podłogą, na której nie wiadomo co robiono. Gdy Morpheus wszedł więc do środka, Rodolphus z gracją położył dłonie na parapecie i podciągnął się, by przerzucić nogę i znaleźć się obok mężczyzny. Nawet się nie zachwiał, zupełnie jakby jednak zdarzało mu się korzystać z okien jako z wyjścia ewakuacyjnego. Lonbgottom znalazł pułapkę, więc on nie zamierzał na razie oświetlać sobie wnętrza przy pomocy różdżki. Odczekał stosowną chwilę, by jego oczy przyzwyczaiły się do półmroku, a potem wstrzymał powietrze, które przed chwilą wciągnął w płuca.

Rodolphus gwizdnął ni to w wyrazie podziwu, ni zaskoczenia. Podszedł do regału, na którego półkach znajdowały się rzędy słoików z parafiną. W środku pływały organy różnej wielkości - mniejsze, większe, całe i przepołowione. Chore i zdrowe. Rodolphus z fascynacją rozpalił różdżkę, by móc ocenić, do kogo należały. W świetle lumos Morpheus mógł dostrzec zupełnie inną twarz młodego Lestrange'a. Jeżeli do tej pory mógł uważać, że chłopak był wyzuty z emocji i pretendował do miana Pracownika Roku Z Kijem W Dupie, tak teraz miał szansę zmienić zdanie. Na gładko ogolonej twarzy Rodolphusa widać było wyraźną fascynację, niezdrowy i niepokojący zachwyt wręcz - z całej jego postawy nie biło obrzydzenie, które powinno bić u zdrowo myślącej osoby.
- Są tu ludzkie i zwierzęce - powiedział po chwili, oceniając dobrą minutę dwa słoiki. Przez chwilę można by myśleć, że te mniejsze mózgi należały do... Mniejszych przedstawicieli ich gatunku, ale nie. - Ten jest najprawdopodobniej małpy. Wyglądają niemal identycznie, ale różnią się detalami w budowie.
Wyjaśnił, wskazując na dwa słoiki, stojące obok siebie. To, co jednak było niepokojące, to cała półka pustych słojów z parafiną. Wyglądało na to, że czekają na swoich mieszkańców. Rodolphus odwrócił się i dopiero wtedy dostrzegł przepowiednie. Zmarszczył brwi i oświetlił wnętrze chaty, obracając się lekko w bok.
- Skąd ona może to mieć? - zapytał Morpheusa, podchodząc do narzędzi. Niczego nie dotykał, ostrożnie też stawiał stopy, by przypadkiem nie zdradzić zbytnim przesunięciem czegoś ich obecności. Bo przecież nie będą tu na nią czekać, prawda? Czy może powinni, by nie dopuścić do ataku, przed którym zdążyli? Oczywiście Rolph miał na myśli przepowiednie. Połyskujące kule powinny znajdować się wyłącznie w Departamencie Tajemnic, przynajmniej wedle jego wiedzy. Nikt też nie mówił, że coś im zginęło. Więc... Co do chuja? - Zgubiliście coś u siebie, panie Longbottom?
Byłoby naprawdę kiepsko, gdyby wyszło na jaw, że ktoś okradł Ministerstwo Magii. Ale z drugiej strony Lestrange nie miał pojęcia, czy w innych krajach przepowiednie nie były przetrzymywane w podobny sposób. Mogło przecież tak być, nie musiała być to własność londyńskiego Ministerstwa.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#12
12.01.2024, 20:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:31 przez Morpheus Longbottom.)  

To był pierwszy raz, gdy młody czarodziej wyglądał na swój wiek. Przy słojach z okrutną zawartością, Morpheus w końcu dostrzegł młodego chłopaka, który ma przed sobą całe życie i świat u swoich stóp. Niemal go to rozczuliło, pomimo dość niepokojącego tła, jakie stanowiły pływające w słoikach organy. Przez chwilę myślał o sobie, w jakim miejscu znajdował się w wieku Rodolphusa. Zachwyt na twarzy, gdy coś znajdującego się w zakresie zainteresowań, tak bardzo odmłodził ciągle poważną twarz Lestrenge'a, że niemal nie mógł uwierzyć, że zawsze brał młodzieńca aż tak bardzo na poważnie. Chłopakowi zdecydowanie brakowało znajomch, życia, które mogłoby gorącą krwią ożywić czerwień w policzkach. Marnował swoje najlepsze lata na siedzenie w księgach i mózgach. Wieszcz nie był pewien czy kiedykolwiek widział go na jakimś wyjściu z jego narzeczoną. Rozrywkowo. Powinien pisać kiepskie wiersze i biec, aż zapomni, kim jest. Powinien włamywać się do sadów i kraść jabłka oraz pocałunki. Być młodym.

— Nie. Nic nie zniknęło, a to nie są nasze przepowiednie. Są niedoskonałe. Mają kilka skaz, jakby były robione bez odpowiednich narzędzi. — Kule z przepowiedniami nie należały do starych wynalazków, wręcz przeciwnie, powstały relatywnie niedawno i pod okiem innych mistrzów, Morpheus uczył się skrupulatnie, jak je wykonywać. Już na pierwszy rzut oka dostrzegł wady produkcyjne, popełniane jeszcze przed umieszczeniem przepowiedni w naczyniu. Nie musiał ich nawet dotykać. Cienka warstewka kurzu ukrywała mleczną mgłę, która kotłowała się wewnątrz i próbowała wyciec na zewnątrz, niczym kolejne krople krwi z rozciętych żył, gdy życie już uszło z ciała.

Odszedł na palcach, tanecznym krokiem, od półek, jakby chciał zmierzyć pomieszczenie, chłonął całość, myślał. Omijał plamy na podłodze szerokim łukiem. Zapach śmierci, wszechobecny dookoła, wyczuwalny już nawet z daleka, rozpraszał go, szukał źródła innego niż mózgi, ale potrafił zlokalizować wrażenia. Możliwe, że rzeczywiście to było tylko to, aura, wrażenie.

— Myślę, panie Lestrenge, że mamy tu do czynienia z nieodpowiedzialną próbą badań podobnych do tych prowadzonych w naszym Departamencie. Proszę spojrzeć.

Wskazał różdżką na sufit, który nikle się poruszał, nienaturalny, ukazując pod niezbyt stabilnym zaklęciem kryjącym, nebule i konstelacje w niesamowitym przybliżeniu. Zapierający dech w piersiach obraz, puzzle składające się na niezbyt pomyślne wróżby dla nich obojga oraz dla całego Departamentu. Oznaczały szczura, który nie jest aż tak milczącym, jakby sobie tego życzyli pozostali Niewymowni i ich reguły.

Nagle fakt, że wizja objawiła się Morpheusowi, a nie jakiemuś irlandzkiemu wieszczowi, zdał się dużo jaśniejszy w swoim wydźwięku i zasadności. Nie tylko nie była to całkowicie losowa wizja, ale miała bezpośredni związek z tajemnicami ich departamentu oraz nimi samymi.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#13
13.01.2024, 20:59  ✶  
Lestrange faktycznie niezbyt często chodził na przyjęcia - bywał tylko tam, gdzie musiał. Pojawiał się z Bellatrix u boku i wtedy również wyglądał... Inaczej. Jego ściągnięte rysy twarzy były wtedy zwykle łagodniejsze, ruchy bardziej płynne. Nie pozwalał sobie na czułość tak, jak inni - niemniej jednak trzymał ją za rękę, szeptał jej do ucha i potrafił się uśmiechnąć, gdy mu odpowiadała. Zupełnie jakby stawał się przy niej zupełnie innym człowiekiem. Jakby istniało aż dwóch Rodolphusów. Mimo to rzadko kiedy widać było, by pocałował jeszcze-pannę Black gorąco, publicznie. Nie było tajemnicą, że małżeństwo zostało zaaranżowane - nie było to też nic nowego. Ciekawostką był natomiast fakt, że Bellatrix i Rodolphus wydawali się być bardzo dopasowani i... niemal zakochani, o ile ten człowiek mógł odczuwać tego typu emocje. Brakowało tu jednak spontaniczności, młodzieńczego buntu, wolnego czasu. Rolph zaczął pracę w Departamencie Tajemnic w niezwykle młodym wieku - sam miał przecież dopiero 22 lata. Poza tym już przed podjęciem pracy miał na swoim koncie kilka prac, które opublikował w różnych miejscach. Tak, Morpheus miał dużo racji i tym razem: Lestrange tracił czas na mózgi i książki, tracił swoje najlepsze lata, lecz gdy patrzyło się na tę fascynację, tę ciekawość i determinację, którą teraz miał wymalowaną na twarzy, nie można było mu odmówić miłości do nauki. Albo do obrzydliwości.

Rodolphus uniósł wzrok i zmarszczył brwi, widząc wijący się sufit. Konstelacje drgały, wywołane niedoskonałym i niestabilnym zaklęciem, gwiazdy drżały, jakby chciały się rozpłynąć w niebycie, lecz coś je tu trzymało. Niebo było aż zbyt podobne do tego w Departamencie Tajemnic, było jednocześnie zbyt... niedoskonałe. Ktoś nowy? Młody? Niezwiązany z nimi? Ktoś nie zasłużył na to, by nazywać siebie Niewymownym?
- Myśli pan, panie Longbottom, że ktoś wykrada informacje z Departamentu? - zapytał poważnie, przenosząc wzrok na przepowiednie. Nie był w stanie powiedzieć, czy były fałszywe, niedoskonałe czy kradzione. W tej kwestii musiał zaufać Morpheusowi. Skoro nic nie zniknęło z ich Komnaty, to tak faktycznie musiało być. - Chce prowadzić własne badania na boku?
Och, ironia. Rodolphusa ogarnęła irytacja na samą myśl o tym, że nie tylko on wpadł na podobny pomysł. To, co tu się działo, nie było tak nieprawdopodobne, jak można by myśleć a on, Lestrange, był bliżej podobnych czynów niż ktokolwiek inny. Z tą różnicą, że Rolph był dużo bardziej ostrożny i nie zajmował się takimi pierdołami, jak konserwowanie mózgów w słoikach czy tworzeniem mapy nieba na suficie obskurwiałej chaty pokrytej gównem. Na twarzy młodego Lestrange'a pojawił się grymas obrzydzenia, doskonale widoczny choć przez zaledwie sekundę.
- Nie rozpoznano jednak czarownicy z wizji, prawda? Jeżeli byłaby to pracownica Ministerstwa, to by pan ją rozpoznał, prawda? Niemniej jednak wiemy wszystko, co trzeba, powinniśmy to zgłosić - i to natychmiast. Po to ich wysłano. - Nie dostałem polecenia, by zapobiec kolejnym atakom, nie wiem jak pan.
Zaznaczył, kierując wzrok na Morpheusa. Nie miał pojęcia, jakie podejście do sprawy ma drugi Niewymowny. Czy uważał, że nie powinni się wtrącać i należy wrócić do Ministerstwa, najlepiej jak najszybciej, by poinformować BUM i Aurorów? A może będzie próbował zgrywać bohatera, bo przecież zaraz może tutaj, na tych deskach, dojść do mordu? W końcu był Longbottomem - członkowie tej rodziny mieli brzydką manierę ratowania każdego bez względu na polecenie.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#14
15.01.2024, 21:55  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:31 przez Morpheus Longbottom.)  

Niesamowicie zabawne było to, że Morpheus chadzał na przyjęcia, po prostu na nich nie bywał. Krążył w określony sposób, tak aby każdy go zauważył, niczym zmarszczki na diunie podczas nadchodzącej burzy piaskowej, dostrzeżone przez wytrawnych podróżników przez pustynie, jakimi była socjeta czarodziejskiej arystokracji. Pojawiał się, aby nie uczynić gospodarzom afrontu, rozmówił się z kilkoma osobami, lecz znikał, niczym zjawa, niczym duch, gdy nadarzała się okazja, niby biorąc oddech z kieliszkiem szampana w dłoni. To nie tak, że nie lubił przyjęć, wręcz przeciwnie, w dobry dzień potrafił zostać na całym. Jednak gdy dręczyły go mary senne, gdy czas mieszał się sam ze sobą, jak nuty w Walcu nr XIX Chopina, a arabeski dźwięków przyszłości i teraźniejszości mieszały rozmowy, zwyczajnie wolał unikać tłumów. Dlatego też oboje Niewymownych raczej mało widziało siebie wzajemnie gdziekolwiek, nawet jeżeli należeli do podobnych kręgów. 

Longbottom należał do Niewymownych od szesnastu lat, znał zmieniające się twarze, nawet jeżeli nie nawiązywał z nimi ścisłej współpracy, nie dlatego, że ktoś był szczególnie ładny czy brzydki, bez względu na osobę. Przyglądał się twarzom i analizował, aby móc rozpoznać w swoich wizjach i wizjach, którymi zajmowało się Ministerstwo, tych, którzy pracowali z nim najbliżej i którzy trwali w największym zagrożeniu. Martwi nie mają przyszłości, ale szaleńcy i owszem.

— Nie — zaprzeczył po raz kolejny Morpheus. — Twarz również zbyt młoda na kogoś, kto aplikował i się nie dostał. Bliżej jej było do pana, niż do mnie, panie Lestrenge.

Wieszcz pracował dość długo w Departamencie Tajemnic, aby uznać jego słowa za prawdziwe, zresztą jego pamięć do detali, graficzna, stała się zaskakująco rozpoznawalną cechą, przez jaką wyróżniali go współpracownicy. Jeśli jego czarne spojrzenie padło na kogoś, należało mieć pewność, że zapamięta jego rysy i ruchy. Zaczęło się to od dzieciństwa, gdy musiał uczyć się, co było wyobraźnią, co wizją, a co rzeczywistością, gdy jego dar, nieuporządkowany, spotykał się z barwną imaginacją.

— Musimy powiadomić Departament Tajemnic oraz Wydział Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Niech oni się tym zajmą i dyskutują z Irlandią. Lub nie. — Twarz Morpheusa skaził grymas, gdy obmywał dłonie z problemu, niczym Piłat. Zapewne gdyby miał możliwości, podjąłby działania, jednakże liczył bardzo zimno, że nie są w stanie zabezpieczyć wszystkiego i obezwładnić czarownicy sami, zwłaszcza jeśli to tkwiło głębiej i mogło nieść dalsze konsekwencje.

— Widzę dwie możliwości, co tu się wydarzyło. Albo ktoś z wcześniejszych Niewymownych miał uczennicę, która nigdy nie zamierzała aplikować do Departamentu i teraz odtwarza to, co wyciągnęła od gadatliwego niewymownego, albo to bardziej zorganizowana jednostka powstająca pod Irlandzką jurysdykcją, korzystając z niezgody pomiędzy rządami mugolskimi, powstała na bazie jakiegoś dawnego Niewymownego z Irlandii Północnej, w którym obudziły się patriotyczne idee. — Gdy tak mówił, przesiąkał przez niego polityk, jakbym mógłby być, osoba, która zna się na tym, jak działa prawo i delikatny balans dyplomacji, że przyszłość i plany rozgrywają się podczas bankietów, pokoje zawiera się, tańcząc walca, a wojny wygrywa pomiędzy krewetkami i kawiorem. Gdyby nie był widzącym, zapewne kandydowałby na Ministra Magii.

Im dłużej żył, tym bardziej bawił go podział na domy w Hogwarcie. On musiałby mieć swój własny. Ambitny okularnik z niezachwianym poczuciem lojalności i iskrą rewolucji.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#15
16.01.2024, 10:55  ✶  
Rodolphus uniósł brwi w wyrazie zdziwienia. Na ten jeden moment, na kilka ulotnych chwil, wyglądał na szczerze zaskoczonego tym, że Morpheus po prostu się z nim zgodził. Departament Tajemnic był pełen dziwaków i szaleńców, lecz przecież mężczyzna pochodził z rodu, który słynął z kompleksu bohatera - a przynajmniej tak ich postrzegał Lestrange. Słyszał wiele o tym, co jego krewni wyrabiają, spodziewał się więc, że będzie musiał odbyć długą rozmowę z Morpheusem, wyjaśnić swoje stanowisko i najwyżej go opuścić, zostawić samemu sobie, nie chcąc ponosić kary za niesubordynację z tak trywialnego powodu, jak ratowanie czyjegoś życia. Ale się pomylił. Chwila, w której maska powagi spadła z twarzy Rodolphusa, była ulotna jak bicie skrzydeł motyla, trwała też nie dłużej niż kilka uderzeń serca. Zmiana ta jednak była wyraźna i doskonale widoczna. W jasnych, stalowych oczach Niewymownego pojawiło się coś na kształt podziwu. Wpatrywał się w Longbottoma jak w kukułcze jajo. Może ktoś go podrzucił do tej rodziny wiele lat temu? Może został adoptowany?
- Gdybanie zostawmy odpowiednim osobom - powiedział w końcu, odwracając głowę w kierunku okna. Ostrożnie, by na nic nie nadepnąć i by niczego nie uszkodzić, wracał do miejsca, którym weszli. - Wracajmy. Mamy mało czasu.
Dorzucił tylko, bo to była prawda i Morpheus doskonale o tym wiedział. Czas w rzeczywistości płynął nieubłaganie, a w tej sytuacji liczyła się każda chwila. Kolejne sekundy zamieniały się w minuty, a cenne minuty mogły zmienić się w godziny, jeżeli się nie pospieszą.

Rolph podciągnął się na parapecie i przerzucił nogi przez okno, a potem gładko wylądował na zewnątrz. Zerknął jeszcze na towarzysza. Wierzył, że nie musi mu mówić, że należy zatrzeć wszelkie ślady ich bytności, a potem oddalić się, być może w kierunku drzew bo były bliżej, by teleportować się z powrotem do Londynu. Każdy musiał zdać raport w swojej komnacie, a pozostawała też kwestia Wydziału Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Rodolphus jednak najpierw miał zamiar odwiedzić swojego przełożonego - nie był na pozycji, w której mógł podejmować decyzje na temat informowania innych wydziałów samodzielnie.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#16
16.01.2024, 13:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.04.2024, 10:32 przez Morpheus Longbottom.)  

Morpheus zbierał te drobne momenty, gdy maska młodzieńca pękała. Zbierał ćmy, jakie opadały na posadzkę jaźni, ujmował w dłoniach percepcji ich ledwie martwe ciała, rozmiękczał zasuszone skrzydła tak, jak nauczył go jego pierwszy mentor wróżbiarstwa, niczym kolekcjoner motyli. Układał je na poduszce skupienia, zamaczał cieniutki pędzel świadomości w roztworze z wody i octanu etylu sytuacji, w jakiej się znajdowali, a następnie rozwijał martwą tkankę pinezkami, aby zaschła, eksponując świadomej percepcji kolory i kształty, jakie podczas zwinięcia post mortem nie miały szansy błyszczeć. Na koniec podpisywał je swoim pięknym kaligraficznym pismem, dobierając atrament do osoby. Dla gatunków przynależących do Rodolphusa Lestrage dobrałby mentolowy błękitny, wyraźny, ale chłodny, jak jego oczy.

Czas. Morpheus na to słowo zamknął oczy, przekrzywił w rozmarzeniu głowę i uśmiechnął się do siebie. Młody Lestrange nie miał pojęcia o czasie. Rzeczywiście jednak nie znajdowali się teraz w miejscu, w którym mógłby zajmować się lektoratem na ten temat, pomijając fakt, że raczej należało to do tych tematów, gdzie im więcej słów padało, tym mniej miało to sensu. Prawdopodobnie dlatego czasami dyskusje z kolegami z Komnaty Czasu polegały w dużej mierze na kiwaniu głowami. Widzący i ci, którzy badali linearność i nielinearność postępujących momentów mieli ze sobą pewnego rodzaju porozumienie. Niewielu wiedziało, że Morpheus należał do obu, tańcząc z przeszłością i przyszłością roziskrzone passo doble.

Również skierował się do okna, różdżką zamiatając za nimi. Założył swoje buty, te doskonale wypastowane oksfordki, szyte na miarę, ze skórzanymi podeszwami, zamiast popularnych obecnie gumowych, wsuwając je na jedwabne skarpety ze złotym monogramem ML na brzegu każdej z nich. Dokładnie je zawiązał, przeszedł na drugą stronę, tę, po której powinni być i zamknął delikatnie okno, aby przywrócić je do poprzedniego stanu. Kiedy zaś oddalili się od okna, zaczarował trawę, aby ta wyprostowała się w miejscach, gdzie ją ugnietli swoimi krokami. Morpheus  chodził jak arystokrata, mówił jak arystokrata, zachowywał się tak, ale były również pewnego rodzaju dziwactwa, które podkreślały jego przynależność do rodu Longbottom, jak chociażby niezwykła dokładność podczas wymykania się przez okno, chodzenia i zakradania się. To zdecydowanie nie był pierwszy raz, gdy wieszcz musiał dostać się i wyjść skądś, gdzie był nieproszony.

— Dziękuję za bardzo owocną współpracę, panie Lestrange, niechaj gwiazdy nad panem czuwają — powiedział do młodego czarodzieja, zanim deportowali się tam, gdzie każde z nich miało swoje inne obowiązki. Longbottom miał wprawę w raportach, poza tym lubił je wypełniać, więc sprawa, wraz z załączonymi wspomnieniami przestrzeni, zajęła mu bardzo mało czasu. Uzyskał też pozwolenie na zgłoszenie sprawy do Departamentu Przestrzegania Praw Czarodziejów. Kompleks Bohatera ujawniał się w biurokracji Morpheusa, który dzięki znajomościom w swoim poprzednim departamencie, czarującemu uśmiechowi i pudełku czekoladek, bardzo szybko przepchnął sprawę dalej i oczekiwał już na karton zaadresowany do niego w Komnacie Artefaktów, na zakończenie sprawy.


Koniec sesji


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (4621), Morpheus Longbottom (3842)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa