• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[1 maja 1972] Nie ukryjesz się | część II

[1 maja 1972] Nie ukryjesz się | część II
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#11
24.01.2024, 10:27  ✶  
“Devin” uniósł lekko krzaczastą brew, gdy Robert napomknął o jego pracowniku. Na jego twarzy wymalowało się rozbawienie.
- Owszem, skoro cię tu wpuścił - powiedział nieco z przekąsem. Mógł sobie na to pozwolić, skoro to Mulciber do niego przyszedł, a nie odwrotnie. Irlandczyk ciężko opadł na wygodny fotel i rozsiadł się, nie dbając o zachowanie pozorów. Był u siebie, powinien mieć chwilę na złapanie oddechu, lecz mu w tym przeszkodzono. Robert mógł być pewny, że pomimo tak lekceważącej postawy Irlandczyk nie zostawi tej sytuacji, nie machnie ręką. Bo teraz nic się nie stało, w końcu już współpracowali, na dodatek miał u Mulcibera dług, ale co gdyby to był ktoś inny? Chyba powinien zwrócić większą uwagę na dobór… Pracowników. O ile ten osiłek faktycznie był pracownikiem. Może by go jednak zatrzymał, gdyby nie powykręcana kobieta, która zniknęła tak szybko, jak się pojawiła? Może to ona była tą właściwą osobą, odpowiedzialną za przepuszczanie interesariuszy?

Gdy wspomniał o Carrowie, Irlandczyk odruchowo sięgnął do gęstej brody. Przejechał po szorstkich, skręconych włosach dłonią, zyskując kilka cennych sekund na zastanowienie się.
- Jakich konkretnie? Mogę wiedzieć niewiele więcej od ciebie - kłamał. Carrow może i nie działał pod jego poleceniami, lecz na pewno żaden ruch przemytnika nie pozostawał bez śladu, żadne posunięcie nie mogło się obyć bez czujnego spojrzenia - jak nie Irlandczyka, to kogoś od niego samego. Carrow nie był dla niego bezpośrednią konkurencją, ale Devin nie doszedłby tak daleko, gdyby ignorował potencjalnych wrogów… lub przyjaciół. Oficjalnie się mijali, balansowali na cieniutkiej pajęczynie niewypowiedzeń, niemych zgód, ale wystarczył jeden nieostrożny ruch, by nitka się zerwała, a na Nokturnie rozpętało się podziemne piekło. Robert chyba nie oczekiwał, że Irlandczyk zacznie mu z marszu wymieniać wszystko, co wie o Carrowie, od rozmiaru buta po jego plany na najbliższe dni. Potrzebował więcej informacji by stwierdzić, czy może Robertowi powiedzieć to, czego ten chciał.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#12
28.01.2024, 16:59  ✶  

Robert doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Devin wiedział. Niewiele z tego, co działo się na Nokturnie, było w stanie umknąć uwadze Irlandczyka. Mężczyzna dbał o to, aby być dobrze poinformowanym; zorientowanym w tym, jak przedstawiały się sprawy w tej części magicznego Londynu. Nie wszystkim był jednak skłonny się podzielić. Było to czymś jak najbardziej zrozumiałym. Zarazem nieco problematycznym. Ostatnim czego Mulciber chciał, było wyciąganie z Irlandczyka informacji siłą. Nie skończyłoby się to dla niego dobrze. W żadnym, cholernym razie. Musieli się w tym temacie dogadać.

- Gdzie go znajdę oraz ile osób może z nim przebywać. Osób mogących stanowić przeszkodę w tym, żeby dobrać się do tego człowieka. - nie tłumaczył się z tego jakoś szczególnie, ale wypowiedziane słowa i bez tego dostarczały Devinowi wielu istotnych informacji. Z jakiś względów Robert chciał się do Carrowa dobrać, może faktycznie zaatakować mężczyznę? Zabić? To już pozostawało w sferze domysłów. Oczywiście można było dopytywać, a nawet zażądać większej ilości informacji. - Cokolwiek co może mi ułatwić zajęcie się tym człowiekiem, będzie bardzo cenne.

Uważnie obserwował swojego rozmówce, starając się wychwycić cokolwiek, co pozwoli mu ocenić w jakim kierunku rozwijało się to spotkanie. Czy coś zwróciło jego uwagę? Zwrócić ją powinno? Irlandczyk z pewnością nie był kimś, z kogo dało się łatwo czytać. Tak po prawdzie, to Robert zbyt mało wiedział o tym człowieku. Sporo natomiast zakładał. Może zbyt wiele? Było to wysoce prawdopodobne.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#13
29.01.2024, 15:26  ✶  
Irlandczyk uniósł nie jedną, a obie brwi. Wpatrywał się w Roberta przez chwilę, milcząc. Wodził językiem po policzkach od wewnątrz, przejechał nim po zębach. Był to jeden z jego charakterystycznych tików, które pojawiały się u rudobrodego, gdy ten myślał - rozważał wszystkie za i przeciw. Robert chyba nie myślał, że Irlandczyk tak po prostu sprzeda mu Carrowa bez żadnego słowa wyjaśnienia? Widać jednak było, że tak jak i Mulciber, tak Devin nie palił się do tego, by wywoływać konflikt. W końcu był mu winny przysługę. Pech jednak, że w tej chwili mógł uznać, że Robert chce po prostu zbyt wiele.
- Musisz być bardziej konkretny, Mulciber. Co to znaczy: zajęcie się nim? Jeżeli masz zamiar pchać się tam w pojedynkę, to ze względu na naszą… współpracę będę musiał trzymać język za zębami - powiedział w końcu, zgrabnie obracając kota ogonem. Przykrył niechęć do dzielenia się informacjami płaszczykiem troski o Roberta. Wygodnie. I prawie wiarygodnie, gdyby nie fakt, że każdy wiedział, że rudzielec dbał tylko i wyłącznie o własną dupę. - Carrowa chroni kilka osób, więc wejście tam i zaatakowanie go byłoby głupotą, o którą nie podejrzewałbym nawet kompletnego żółtodzioba. Po co ci Carrow? Wiesz doskonale, że są inne metody. Zabicie go nie wchodzi w grę, szczególnie jeśli ktokolwiek dowie się, że maczałem w tym paluchy.
Irlandczyk z góry założył, że Robert mając na myśli “zajęcie się nim” ma w planach kompletną masakrę. Stawał więc okoniem, chociaż na razie delikatnie, przekierowując rozmowę na tory, po których jechał wesoło pociąg wypełniony troską o Mulcibera. Taki dobry chłopak, tak się martwi o biednego Roberta i tak bardzo nie chce, żeby mu się krzywda stała.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#14
31.01.2024, 09:30  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.01.2024, 09:30 przez Robert Mulciber.)  

Musiał być bardziej konkretny. Tylko czy bycie bardziej konkretnym, było czymś na co mógł sobie pozwolić? Niewiele wiedział na temat Irlandczyka, ale jednego był więcej niż pewnym – nie był on człowiekiem, któremu można było zaufać. Wystarczyło tylko, żeby wiatr zawiał inaczej. Wystarczyła drobna zmiana, a Devin stałby się jednym z jego większych koszmarów. Robert nie był głupi. Musiał dobrze to rozegrać. Musiał przekonać tego człowieka do udzielenia pomocy.

- Carrow wyciągnął łapy w kierunku czegoś, co należy do mnie. Czegoś na tyle cennego, że nie mam innego wyjścia, jak spróbować to odzyskać. Potrzebuje ustalić, gdzie ta rzecz się obecnie znajduje. Nie obchodzi mnie co się stanie z tym śmieciem, ale moja własność musi do mnie wrócić. – wytłumaczył na tyle, na ile był w stanie. Nie spuszczał przy tym oczu ze swojego rozmówcy. Obserwował. Starał się odczytywać reakcje. – Twoja pomoc jest tutaj niezbędna. Jeśli sprawy się skomplikują, nie tylko ja będę miał problemy, ale może mieć je każdy, kto kiedykolwiek ze mną współpracował. – ryzykował. Bardzo ryzykował. To wszystko mogło wywołać inną reakcje od zamierzonej. Wiedział, doskonale zdawał sobie z tego sprawę. A jednak pozwolił sobie odrobinę wszystko podkoloryzować.

Tylko czy aby na pewno tutaj przesadzał? Czy  tego rodzaju ryzyko w rzeczywistości nie istniało? Henrietta wiedziała o tym, że maczał w czymś palce, gdyby to zgłosiła, gdyby aurorzy bądź brygadziści zainteresowali się nagle jego osobą… wszystko zależałoby już tylko i wyłącznie od tego, jak głęboko by kopali. Jak to niektórzy zwykli mawiać - im dalej w las, tym więcej trupów wypadających z szafy. A tych trupów, to Robert miał całkiem sporo. Podobnie jak różnego rodzaju powiązań, układów. Jego potknięcie, ten chwilowy brak ostrożności, którego nie będzie w stanie łatwo sobie przebaczyć, mogło wywołać coś, co najlepiej ilustruje efekt domina.

- Zastanów się dobrze, zanim mi odmówisz, Devin. Obaj wiemy, że masz do stracenia dużo więcej ode mnie. - dodał, podkreślając przy okazji, że przecież on, Robert Mulciber, przy kimś takim jak Irlandczyk był zaledwie płotką. Mało istotnym pionkiem, mogącym jednak wywołać całkiem spory bałagan. Wprowadzić chaos. Bo przecież wszystko zawsze zaczynało się od tych, którzy - przynajmniej pozornie - znaczyli najmniej i byli też najmniej widoczni.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#15
31.01.2024, 13:56  ✶  
Oczywiście, że Irlandczyk nie był kimś, komu się ufało. Gdyby było inaczej, Robert nie przyszedłby do niego po informacje o Carrowie. Tutaj, na Ścieżkach, każdy miał swoją cenę, wyrażaną niekoniecznie w złocie. Dla wielu osób z Nocturnu liczyły się nie galeony (chociaż były one niezwykle mile widziane), a przysługi, informacje, doświadczenia. Związki, biznesy, umowy i konszachty. Jednak nie było takiej ceny, której nie dało się przebić inną, bardziej wartościową. I tak samo jak Robert nie ufał Devinowi, tak samo Devin nie ufał Robertowi.

Irlandczyk słuchał jednak uważnie tego, co Mulciber ma do powiedzenia. Wyciągnął łapy po co, co należało do Roberta… Okradł go? Zabrał coś cennego? Rudobrody wlepiał swoje niebieskie oczy w Mulcibera, który tłumaczył że tak naprawdę nie interesuje go sam Carrow, ale to, co mu zabrał. Irlandczyk wydawał się być przekonany tą wersją wydarzeń. Wątpił co prawda, by rzecz skradziona Mulciberowi była aż tak cenna, by pogrążyć też każdą jedną osobę, z którą współpracował, ale to tłumaczenie naprawdę do niego przemówiło.

I wtedy Robert znowu się odezwał. Niebieskie spojrzenie pociemniało, a sam Devin westchnął głośno i ciężko. Gdyby nie ta ostatnia groźba…
- Jakim cudem, kurwa, jeszcze żyjesz, Mulciber? - zapytał po długiej, specjalnie przeciąganej chwili milczenia. Sięgnął po papierosa i odpalił go od świeczki, w dupie mając mugolskie przesądy o marynarzach i morzu. Nie spuszczał jednocześnie wzroku z Roberta. Ach, to ostatnie zdanie… Niby ostrzeżenie, a groźba. - Politykiem to ty nigdy nie zostaniesz. Moja nastoletnia córka ma więcej oleju w głowie niż ty w tej chwili. Musiał dać ci w kość.
Zauważył, jakby próbując go usprawiedliwić przed samym sobą. To nie był Robert, którego znał wcześniej. Tamten Robert nie popełniał błędów, nie dawał się okradać i nie wpadał mu do biura, by wyrażać zawoalowane groźby. Gówno, mimo że było zawinięte w ozdobny papierek, nadal pozostawało gównem.
- Ze względu na naszą współpracę udam, że nie słyszałem tego ostatniego - rudy zaciągnął się papierosem, mrużąc oczy z przyjemności, która pojawiła się w chwili gdy gęsty, siwy dym wślizgnął się do przełyku i dalej - do płuc. Tym samym wyświadczał mu przysługę, bo przecież mógł zarzucić dupą i się obrazić, wykopać go na ulicę i zamknąć drzwi. Najwyraźniej jednak zauważył jakąś zmianę w zachowaniu Mulcibera, która go zaniepokoiła na tyle, że postanowił spłacić zaciągnięty dług. Zwłaszcza że nie chodziło Robertowi o radosne mordowanie kogo popadnie. - Wiem z kim jest i gdzie jest. Ale nie przypominam sobie, bym coś wiedział o skoku. Mniejsza. Dam ci adres, ale jak chcesz z nim gadać, musisz być bardziej przekonujący niż w rozmowie ze mną. A sądząc po tym, co słyszałem przed chwilą i co mówiłeś sekundę temu, to wybitnie nie masz dzisiaj szczęścia w gadaniu. Chyba że masz coś, czym go przekonasz do oddania twojej własności?
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#16
05.02.2024, 21:12  ✶  

W oczach Devina był zaledwie płotką. Pracował na to latami. Starał się o taki właśnie obraz swojej osoby. Wiązało się z tym sporo zalet. Było to Robertowi na rękę. Zarazem mogło jednak odbyć się czkawką. Choćby w tym jednym momencie. Bo czy byle płotka mogła stracić coś, co byłoby w stanie zaszkodzić wielu różnym osobom? Zwłaszcza takim, które na Nokturnie nie były anonimowymi? Pozostawało liczyć na to, że Irlandczyk będzie niejako dmuchał na zimne. Zdecyduje się zachować daleko idącą ostrożność.

Mógłby się z nim teraz wdać w słowne przepychanki. Zacząć się bronić. Tłumaczyć ze swoich ostatnich słów. Może nawet pyskować. Wbrew temu, co właśnie padło z ust rudowłosego, oleju miał jednak w głowie całkiem sporo. Wiedział, kiedy należało z czegoś zrezygnować. Ugryźć się w język. To był taki właśnie moment.

Poczekał więc cierpliwie na ciąg dalszy.

Na konkrety.

- Wiem w jaki sposób sobie z nim poradzić. - odpowiedział, choć w rzeczywistości było to dość dalekie od prawdy. Na ten moment działał bez konkretnego planu. Nie miał dość czasu na to, żeby takowy stworzyć. W głowie posiadał jedynie zarys. Posiadał w niej jedynie coś, co z wolna kiełkowało. - Jak każdy, mam swoje sposoby.

Jakie to były sposoby? Z tego tłumaczyć się nie zamierzał. Pewne sprawy należało zachować dla siebie. Nie zdradzało się ich innym. Nie tak po prostu. Pozwalały one na to, aby zyskać przewagę. Stanowiły atut. Nikt zdrowy na umyśle, nie pozbywał się tak po prostu swoich atutów z rękawa. Nie zamierzał też robić tego Robert Mulciber.

- Jeśli mogę wiedzieć, o jakim skoku mowa? Ile osób będzie mu towarzyszyć? - pozwolił sobie zadać pytania, licząc na jakieś konkrety. Dalsze szczegóły, będące w stanie ułatwić zadanie, które przed nim stało. Jeśli miał zamiar podać mu adres, Devin powinien rozważyć również podzielenie się innymi informacjami. Podejść do tego w sposób, który pozwoli mu na zminimalizowanie ryzyka.

Na uniknięcie konfliktu z Carrowem i jego ludźmi.

Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#17
05.02.2024, 21:34  ✶  
Irlandczyk zamrugał kilkukrotnie, a potem spojrzał na Roberta podejrzliwie.
- Mówiłeś, że ci coś ukradł, nie? Założyłem, że to zorganizowana akcja - powiedział, a w jego oczach odbiła się konsternacja. Robert miał na myśli coś innego? Najpewniej. Devin machnął ręką i przewrócił oczami. - Mam nadzieję, że wiesz co robisz. Jakby co - mnie nie widziałeś.
Rudobrody sięgnął po pióro i nabazgrał kilka wyrazów na wyrwanej kartce. Nie zamierzał bawić się w kaligrafię, zadbał tylko o to, by adres był czytelny.
- Tu masz adres. Z tego co wiem, o tej porze będzie się tam kręcić niewiele osób. Może dwie oprócz niego samego? Góra cztery, ale z reguły mają swoje zadania, które realizują o różnych porach dnia i nocy. Wczoraj kogoś przerzucali, ale nie wiem gdzie dokładnie. Wiem tylko, że im się spieszyło, powinieneś więc mieć szansę na to, by złapać Carrowa. On nigdy nie brudzi sobie rąk tego typu robotą - możliwe, że Irlandczyk mówił o sprawie Henrietty, ale nie wyglądało na to, że wiedział coś ponad to, że kogoś gdzieś szmuglowali. Nie interesował się tym, chyba że dostał wyraźną informację o tym, że taki przerzut może mu bezpośrednio zaszkodzić. Rudy przesunął kartkę po blacie biurka i dmuchnął w górę dymem. - Nie daj się zabić z powodu głupiej kradzieży, co?
Nadal był przekonany o tym, że to nie osoba zginęła, a Robertowi ktoś po prostu coś ukradł. Pasowało mu to logicznie do historii, a i Mulciber nie wyprowadzał go z błędu.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#18
06.02.2024, 20:47  ✶  

Miał na myśli coś innego. W grę nie wchodziła zorganizowana akcja. A przynajmniej nie wskazywały na to żadne poszlaki. Nie zamierzał jednak tłumaczyć się z tego Irlandczykowi. Nie było takiej potrzeby. Devin nie musiał znać wszystkich szczegółów. Nie potrzebował tych szczegółów w zasadzie jakichkolwiek. Miał mu tylko i wyłącznie oddać przysługę. Spłacić dawny dług.

I to też zrobił, kiedy na wyrwanej kartce zapisał właściwy adres.

Wysłuchawszy ostatnich słów Irlandczyka, sięgnął po przesuniętą po blacie kartkę. Na spokojnie odczytał znajdującą się na niej informacje. Nie było to daleko. Wiedział jak trafić pod wskazany adres. Teraz musiał już tylko opracować plan. Nie mógł tam tak po prostu przyjść. Albo może wręcz przeciwnie?

- Spokojnie, mam jeszcze 8 żyć. - zareagował na słowa Devina, składając kartkę na pół i wpychając do kieszeni spodni. Eleganckich spodni, tak bardzo niepasujących do tego miejsca. Jak cały Robert, który nie wyglądał jak jeden z tutejszych szczurów. Był niczym ten nieszczęsny słoń w składzie porcelany.

Albo może to tylko takie wrażenie? Mylne?

- No cóż, mam nadzieje, że więcej żaden z nas nie wejdzie w drogę temu drugiemu. Albo przynajmniej nie zdarzy się to w najbliższej przyszłości. - padło z jego strony, kiedy podniósł się z krzesła. Wyprostował się. Rozprostował swoje kości. Nic więcej nie trzymało go w tym pomieszczeniu. A przynajmniej niczego takiego nie był świadomy, nie zauważył. Pożegnał się więc z Irlandczykiem, ruszył w stronę drzwi. Czas uciekał. Musiał działać. 

Musiał do niej dotrzeć, zanim konsekwencje okażą się zbyt duże.

Nie mógł sobie pozwolić na nawet kilka chwil zwłoki.

I pomyśleć, że był człowiekiem, który na ogół nie zwykł się śpieszył. Wolał działać wolniej, ale za to zmierzać do celu. Zbliżać się do niego sukcesywnie, krok po kroku. Unikając błędów, które wynikały z braku należytej ostrożności. Braku kontroli.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Bard Beedle (2972), Robert Mulciber (2911)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa