Spojrzał na brata kontrolnie, kiedy ten zakrztusił się piwem. Czy wszystko było z nim w porządku? Może i na ogół to Richard był tym, który pełnił funkcje kogoś na kształt opiekunki, ale to nie znaczy, że Robert się o niego nigdy nie martwił. Nie przyjmował tym, co się z bliźniakiem działo. Po prostu nie okazywał tego wystarczająco często. Sam również obawiał się perspektywy utraty spodni, ale liczył na to, że w tym konkretnym przypadku zwyczajnie szczęście im dopisze i niczym tym Irlandczykom nie podpadną.
- Jeśli tyle razy Ci się nie udało wytłumaczyć ponoć prostych zasad, to znaczy że najpewniej kiepski z Ciebie tłumacz. - pozwolił sobie lekko dźgnąć brata. Słownie. O dziwo nawet rozbawiło to tę całą Aoife. I nawet pozostałych irlandczyków? Blondyn się zaśmiał. Nawet ta cała Sile... czy to lekki uśmiech? Szybko zniknął, ale prawie na pewno się pojawił. Nawet ładnie wyglądała kiedy się uśmiechała.
- Możemy spróbować Ci wszystko wytłumaczyć, już na meczu. Usiądziesz koło Liama i nic Ci nie umknie. Słowo. - zaproponowała ciemnowłosa. Głową skinęła w stronę znajomego, który nie wydawał się jakoś szczególnie zainteresowany wprowadzaniem nieznajomego anglika w świat quidditcha. Zarazem jednak nie oponował. Jego reakcje można w tym przypadku podsumować jako przejaw pełnej obojętności. Trochę na zasadzie, że będzie co będzie, nie ma sensu wybiegać przed szereg.
Kiwnął głową, wrzucając sobie do buzi kolejną frytkę. Dobrze, że do jego talerza nikt się nie zbliżał. Na spokojnie mogł sobie zjeść kolacje. Średniej jakości ryba i niedosolone frytki, po prawdzie to niczego lepszego się nie spodziewał. Gdyby była tu z nimi Selar... marzyły mu się teraz faszerowane pomidory autorstwa ich domowej skrzatki. Potrafiła je przygotować prawdziwie wyśmienite. Richard tego nigdy nie doceniał. Nie w takim stopniu, w jakim docenić taki kucharski kunszt należało.
Pewnie dlatego tak się zajadał tą mdłą rybą. I zaraz... czy ta drobna Sile, właśnie podkradła mu z talerza resztę panierowanego dorsza? W zasadzie było to nawet zabawne. Gdyby okoliczności były inne, to brat by sobie pozwolił na taką bezczelność? Nawet się nad tym chwilę zastanawiał.
- Gdzie się zatrzymaliście? I na jak długo? - kolejny raz odezwał się Padraic, najwyraźniej chcąc o przybyszach dowiedzieć się czegoś więcej. Skoro już razem siedzieli, pili, to wypadałoby się trochę poznać. Prawda? Robert nie widział w tym niczego dziwnego. Nie miał z tym problemu. Tak samo jak i problemu nie miał z przedstawieniem się swoim prawdziwym nazwiskiem. Przecież z niczym nie musieli się ukrywać. Chyba, że o czymś nie wiedział? Richard go w jakiś kwestiach nie uprzedził? Jeśli tak było, to miał pecha.
- W The Coachmans. - odpowiedział, nie dając bratu dość czasu, żeby mógł go powstrzymać czy cokolwiek. Nawet nie pomyślał, że ten mógłby nie chcieć dzielić się tymi informacjami. Może faktycznie alkohol źle dzisiaj na niego działał? Albo to może cały ten wyjazd. Richard chciał, żeby brat odetchnął, odpoczął, rozluźnił się. Być może Robert wziął to sobie trochę za bardzo do serca? Tak odrobinę? - Ale tylko na chwilę. To krótki wypad.
- O, to może Twoja kuzynka przestanie wreszcie narzekać na marne obroty, Sile. - odezwał się jeden z mężczyzn. Callum? Liam? Robert chyba nie do końca nadążał. Co chciał to wyłapywał, ale skupiony był bardziej na kolacji i piwie. Ewentualnie na odpowiadaniu na pytania, jeśli takie padały pod adresem jego i brata.
- Wątpliwie. Wiesz przecież, że szykuje się jej kolejny większy wydatek. - pokręciła głową, nie rozwijając jednak o jaki wydatek chodzi. Zresztą, komu to było potrzebne. Jakieś takie miejscowe sprawy. Człowiek i tak by tego nie ogarnął. Ogarnąć tego nawet nie potrzebował.