Makao, kakao... pobluźniłby trochę o kakao i co można do tego kakao wsadzić, jak się mu załazi za skórę, ale to oskarżenie było w sumie pochwałą, więc zamiast rzucać kartami i udowadniać, że to jednak on wygrał pięściami) to zajął się krępowaniem delikwenta. Stanly był naprawdę mądrzejszy, niż to pokazywał na co dzień. Albo to Sauriel był mądrzejszy i tego nie pokazywał, więc równali się do jednego poziomu... ciężko stwierdzić. Jak nic pasował tu argument, że no przecież tłuka do Brygadzistów nie wezmą! A może jednak..? Niech świat myśli o nich, co mu się podoba, najważniejsze, że oni znali swoją wartość.
Za to jak się obrócił na chwilę i spojrzał na tę twarz nieskażoną inteligencją to jego mina mówiła prawdopodobnie wszystko. Czyli "wtf Stanley". Zawsze to jakaś odmiana od "ok". No ale nic. Nie miał pod ręką krzyżówek ani żadnych kart, żeby w makao na zasadach pokera ustalanych w pasjansie zagrali, więc mógł mu tylko zaoferować klepanie po buzi. Co prawda za genialny pomysł uważał wykorzystanie jegomościa do treningu czarnej magii, która chyba wypalała Stasiowi mózg (ale tego nie odważy się przecież powiedzieć!), ale teraz, kiedy ta sytuacja stała się taka dynamiczna to właściwie stała się jeszcze genialniejsza. Nawet jeśli nikt nie opatrzał jej krztyną inteligencji ani mądrości, co dopiero o geniuszu mówić. Pokiwał więc bezmyślnie głową potakując temu, że jak najbardziej - Staszek się brzydził przemocą i nie można było mu jej uskuteczniać. Gość na krześle już w zasadzie płakał, kiedy kolejny cios miał na niego spaść, Sauriel w napięciu czekał, napięcie mięśni, rozmach wielkiego Stanleya Borgina, pana tych włości, jedynego tego imienia i..!
- To... już? - Ich złodziejaszek rozchylił jedno oko niepewnie, bo je zaciskał nie chcąc widzieć tej opadającej pięści zniszczenia niosącej zagładę i Armagedon wszystkim światom. A Sauriel aż zamarł. Pewnie chcielibyście jakichś kpin i śmieszków, co? ALE NIE! Nie będzie wyśmiewał dzielnego ananaska, który podjął tą skrajnie wyczerpującą próbę, odważny jak chyba nigdy! Stojąc twarzą w twarz z przeciwnikiem po raz pierwszy, a nie chowając się za plecami! Może i przeciwnik był związany i pilnowany przez Rookwooda, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Ruszył się po dwóch minutach całkowitego zastoju i stanął przy Staszku, jak już złapał parę wdechów.
- Noga tu. Prawa ręka. I ruszasz się tak. - Popoprawiał jego postawę, poruszył jego ręką, żeby pokazać mu ruch. - Więcej ruchu ciałem niż samą ręką, to zaboli mocniej. Ale ty lepiej kop w jaja. Babeczki też boli, chociaż jaja mają schowane. - Podobno? Nie był mistrzem anatomii, ale wiedział, gdzie bić, żeby bolało. I to się liczy oprócz szacunku ludzi ulicy. - O tak. - Pokazał mu sam ten ruch, tylko zatrzymał pięść przed twarzą ich nowego kolegi. Dzisiaj to Stanley miał ocieplać relacje, ich bard nadworny do obrony skłonny. - Czaisz? Jeszcze raz. Teraz się uda. Uda ci się Stachu dajeeesz! - Zaklaskał zachęcająco parę razy, robiąc przyjacielowi miejsce.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.