• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[12 lipca, Głębina] Okręt nasz wpłynął w mgłe || Stanley & Sauriel

[12 lipca, Głębina] Okręt nasz wpłynął w mgłe || Stanley & Sauriel
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#11
25.05.2024, 12:13  ✶  

Makao, kakao... pobluźniłby trochę o kakao i co można do tego kakao wsadzić, jak się mu załazi za skórę, ale to oskarżenie było w sumie pochwałą, więc zamiast rzucać kartami i udowadniać, że to jednak on wygrał pięściami) to zajął się krępowaniem delikwenta. Stanly był naprawdę mądrzejszy, niż to pokazywał na co dzień. Albo to Sauriel był mądrzejszy i tego nie pokazywał, więc równali się do jednego poziomu... ciężko stwierdzić. Jak nic pasował tu argument, że no przecież tłuka do Brygadzistów nie wezmą! A może jednak..? Niech świat myśli o nich, co mu się podoba, najważniejsze, że oni znali swoją wartość.

Za to jak się obrócił na chwilę i spojrzał na tę twarz nieskażoną inteligencją to jego mina mówiła prawdopodobnie wszystko. Czyli "wtf Stanley". Zawsze to jakaś odmiana od "ok". No ale nic. Nie miał pod ręką krzyżówek ani żadnych kart, żeby w makao na zasadach pokera ustalanych w pasjansie zagrali, więc mógł mu tylko zaoferować klepanie po buzi. Co prawda za genialny pomysł uważał wykorzystanie jegomościa do treningu czarnej magii, która chyba wypalała Stasiowi mózg (ale tego nie odważy się przecież powiedzieć!), ale teraz, kiedy ta sytuacja stała się taka dynamiczna to właściwie stała się jeszcze genialniejsza. Nawet jeśli nikt nie opatrzał jej krztyną inteligencji ani mądrości, co dopiero o geniuszu mówić. Pokiwał więc bezmyślnie głową potakując temu, że jak najbardziej - Staszek się brzydził przemocą i nie można było mu jej uskuteczniać. Gość na krześle już w zasadzie płakał, kiedy kolejny cios miał na niego spaść, Sauriel w napięciu czekał, napięcie mięśni, rozmach wielkiego Stanleya Borgina, pana tych włości, jedynego tego imienia i..!

- To... już? - Ich złodziejaszek rozchylił jedno oko niepewnie, bo je zaciskał nie chcąc widzieć tej opadającej pięści zniszczenia niosącej zagładę i Armagedon wszystkim światom. A Sauriel aż zamarł. Pewnie chcielibyście jakichś kpin i śmieszków, co? ALE NIE! Nie będzie wyśmiewał dzielnego ananaska, który podjął tą skrajnie wyczerpującą próbę, odważny jak chyba nigdy! Stojąc twarzą w twarz z przeciwnikiem po raz pierwszy, a nie chowając się za plecami! Może i przeciwnik był związany i pilnowany przez Rookwooda, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Ruszył się po dwóch minutach całkowitego zastoju i stanął przy Staszku, jak już złapał parę wdechów.

- Noga tu. Prawa ręka. I ruszasz się tak. - Popoprawiał jego postawę, poruszył jego ręką, żeby pokazać mu ruch. - Więcej ruchu ciałem niż samą ręką, to zaboli mocniej. Ale ty lepiej kop w jaja. Babeczki też boli, chociaż jaja mają schowane. - Podobno? Nie był mistrzem anatomii, ale wiedział, gdzie bić, żeby bolało. I to się liczy oprócz szacunku ludzi ulicy. - O tak. - Pokazał mu sam ten ruch, tylko zatrzymał pięść przed twarzą ich nowego kolegi. Dzisiaj to Stanley miał ocieplać relacje, ich bard nadworny do obrony skłonny. - Czaisz? Jeszcze raz. Teraz się uda. Uda ci się Stachu dajeeesz! - Zaklaskał zachęcająco parę razy, robiąc przyjacielowi miejsce.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#12
26.05.2024, 15:37  ✶  

Sauriel to jednak był gość. Znaczy nie gość, że przychodził w odwiedziny, ponieważ był niemal jak właściciel tego przybytku. Chodziło o to, że był gość - w sensie, że był równym gościem, wiadomo o co chodzi? Liczyła się pomocna dłoń, którą wyciągnął właśnie w kierunku Borgina!

Teraz byli jednością. Sauriel był pijano-trzeźwym mistrzem, a Stanley był jego uczniem. Te wszystkie trudne słówka, które nauczył się z krzyżówek - dżudżitsu, kung fu i tejkłondo, nie pójdą na marne. Może i do budyneczku tu i ówdzie, przyczepić się można było, ale jednak mieli swoją własną salę sportową (aka magazynową). Byli królami życia.

Z zainteresowaniem przyglądał się temu, jak wszystko tłumaczył mu Czarny Kot. Aż się chciało powiedzieć "te kocie ruchy". Nadal pamiętał to co kiedyś mu wspomniał jego serdeczny przyjaciel - "mistrz polecił unikać niepotrzebnych walek. Na świecie jest aż nadto, po co więcej kalek" i w zasadzie to trzymał się tej zasady, dając możliwość Saurielowi do popisu w tej jakże ciężkiej sztuce bitki na pięści. To jednak było do czasu, bo dzisiaj to on miał dostąpić aktu wyniesienie wśród innych członków Fight Clubu.

- Ta rozumiem - pokiwał głową. Teraz wszystko stało jakby jaśniejsze. Ta cała tajna sztuka okazała się nie być wcale tak tajna, a trzeba było pamiętać jedno - ze Stanleya nigdy nie był Jean Claude van Damme ani Bruce Lee, ale Łukasz Kruczek też słabo skakał, a teraz szkoli kadrę. Kim był ten cały Łukasz? A nie wiadomo. Kiedyś natrafiło się takie hasło w krzyżówce i teraz się skojarzyło Borginowi.

- Prawą ręką zadaj ból, lewą ręką zadaj śmierć. Chyba, że jesteś mańkutem, to zadaj odwrotnie - powtarzał jak mantrę, szykując się do drugiej rundy. Trzeba było przyznać - przeciwnik był ciężki. Na całe szczęście się nie ruszał, bo jeszcze mógłby oddać Stanleyowi, a to groziło uszczerbkiem na zdrowiu. Trochę tak jakby ktoś przyłązył zimną szklankę do czyjejś ciepłej skroni. Czym to groziło? Przeziębieniem.

- Jeden cios, tak by złamał się nos. W ryj z kopa albo lepiej w jądra - ćwiczył na sucho ciosy, które przed momentem pokazał mu Ananasek. Nawet odważył się na jakiegoś kopa w powietrzę, a raczej podniesienie nogi na kilkanaście centrymetrów do góry - tyle wystarczyło, aby wprowadzić ich ofiarę w zakłopotanie, wszak nie wiedział czy się śmiać czy płakać.

- Teraz go mam - powiedział jeszcze na sam koniec przed rozpoczęciem drugiej rundy. W końcu usłyszał jakiś dzwon, jakby właśnie wystartowała kolejna potyczką, a prawda była taka, że to po prostu Francisowi spadło coś w kuchni. Było jednak za późno - tylko jeszcze nie wiadomo dla kogo. To co wydarzyło się dalej można było skomentować tylko w jeden sposób - słychać trzask, było założyć kask. Wściekły wąż jak Steven Seagal.


Prawą ręką zadaj ból, lewą ręką zadaj śmierć. Korzystam z aktywności fizycznej.
Rzut O 1d100 - 90
Sukces!

Rzut O 1d100 - 50
Slaby sukces...


Stanley wyprowadził dwa szybkie ciosy, a następnie niczym rasowy bokser odskoczył na bok i spojrzał na Sauriela, chcąc zobaczyć na twarzy swojego mistrza werdykt. Jak mu poszło? Dobrze? Źle? Lepiej nie mówić?

- Teraz chyba odrobinę lepiej, co? - zapytał, nie opuszczając jednak gardy. Chyba czekał na trzecią rundę albo na losowego kuksańca od Rookwooda.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#13
03.06.2024, 23:20  ✶  

Sauriel się napiął przy boku swojego przyjaciela, jakby to on miał tu zaraz uderzać. To, jaką nieszczęśliwą minę miał przy tym typiarz siedzący na krzesełku nie miało znaczenia. No zgoda, trochę miało! Przecież powinien im dziękować, że jest workiem treningowym tak znamienitej osobistości jak Staszek Mulciber! No ale nic, był tak przejęty swoim uczniem, żeby w końcu zmienić mu kolor pasa (na jaki kurwa nie pamiętam, więc przejdziemy od razu do czarnego) i żeby stał się prawdziwym wojownikiem. To się uda, będą jak prawdziwi bliźniacy odlani z tego samego żelaza (?), będą przypierdalać tak teraz każdemu głupiemu! Stanley w końcu pokazywał się z najlepszej strony, taki męski, spocony, prężący się tutaj, skaczący prawie na nogach. Właśnie, nogi!

- Pamiętaj - liczy się praca nóg. - W zasadzie to nie? Tak? Coś takiego napierdalali ziomki na dzielnicy, którzy machali rękami jakby byli na ringu, no to może to właśnie o to chodziło? I tej też porady potrzebował Stanley, żeby osiągnąć mistrzostwo? Kiedyś na pewno się to ananaskowi przyda i jeszcze zszokuje świat, podbijając go różdżką i pięścią (albo wybijając sobie kciuka przy złym trzymaniu palców). Jeśli ktoś miał w niego wierzyć, to był to właśnie Sauriel, który zaangażował się sto pro w projekt "Stanley Ogniste Pięści Przyczajony Tygrys Ukryty Smok". Nie wpadł jeszcze na pomysł, jak skrócić nazwę tego projektu w swojej głowie.

- A nogą niszczysz dobytek rodoy. - Spojrzał na krocze mężczyzny, który teraz zaciskał swoje nogi, jakby chociaż to jedno chciał oszczędzić. I po co? Przecież i tak zdechnie, to co mu już za różnica gdzie zostanie obity? Whatever, nie tym się teraz mieli zajmować, Sauriel chciał się upewnić, że ta mantra będzie pełna, a lekcja w pełni wykorzystana. Lewa, prawa, noga... - Łokieć pięta nie ma klienta, bang! - Robił ciosy razem ze Stanleyem. - I powtórka, dobrzee! - I drugi cios i kop, NAAAJS~! Mają to, jak chuj to mają! Znaczy chuja mieli, ale w spodniach i Sauriel nie chciał go wyciągać, sytuacja nie była aż tak dramatyczna, żeby tego wymagać. Ale Stanley to łapał! - Tak jest, dobrze! Ooogień! - Zajebiście mu szło, co prawda była z niego totalna lebioda ruchowa, ale Sauriel by mu przecież tego nie powiedział. W tym momencie wyglądał jak prawdziwy wojak północy, czy tam innego wschodu. Nie wiem, nie znam się, zarobiony jestem. Sięgnął Stanleyowi do twarzy i otarł mu czoło jakąś szmatą leżącą obok. Tylko, kurwa, brakowało mu butelki z wodą, bo pewnie się zmachał biedaczyna! Ech, ci ludzie... nic tylko się muszą nawadniać. Ale to nic, potem nadrobią whiskey, a jak wiadomo - to najzdrowsze nawodnienie, na jakie było ich stać.

- WOOOW! - Aż klasnął - ale teraz to ze zdziwienia, zachwytu i... aż zaniemówił! Pierwszy cios prawie znokautował klienta! Dokładnie tak, jak mówił! No prawie, bo nie było ani łokcia, ani pięty... ale to nie ważne! Był czysty cios prosto w jego gębę, aż usłyszał trzask kosteczki w nosku i poszła krew. Saurielowi się aż oczka zaświeciły i podjarany zrobił krok ku ich więźniowi koledze, przybliżając się niepokojąco blisko do jego ryjca, żeby ocenić szkody. To znaczy... jego szkody. Bo dla Sauriela to były same zyski! - Kuurwa. - Pokiwał z głową podziwem, obrócił się do Stanleya i położył mu z dumą ręce na ramionach. - Wzruszyłem się. - Powiedział ze śmiertelną powagą, patrząc z tym podziwem i uznaniem w twarz swojego najlepszego przyjaciela.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#14
04.06.2024, 21:43  ✶  

Miłość zaślepiała człowieka. Sprawiała, że przestawało się dostrzegać pewne rzeczy. Nie zauważało się wad, które mogły przyćmiewać cały majestat danej osoby. To było trochę niczym filtr, który ograniczał widoczność i oszukiwał mózg. Tylko czy to było złe? Czy w każdym przypadku należało zrzucić tę przewiązkę z oczu, aby móc ponownie zobaczyć prawdziwe barwy świata?

Bo według Stanleya, nie. Nie warto było robić nic w takim momentach, ale tylko pod jednym warunkiem - że było to uzasadnione. Prawdę mówiąc to o Saurielu mógł powiedzieć bardzo wiele rzeczy - tych pozytywnych i tych pozytywnych. W życiu nie powiedziałby o nim złego słowa. Nawet wtedy, kiedy Rookwood łamał to jego Borginowe serduszko, robiąc sobie podśmiechujki z jego jakże zaskakujących umiejętności przyrodniczych. Albo wtedy kiedy czepiał się o to jak ten mu świeci. W końcu to nie była jego wina, że wychowywał się bez ojca i nie miał w tym wprawy!

Nie mniej jednak mógł przyznać, że pałał do Sauriela jedną rzeczą - miłością. W życiu nie romantyczną! Bo po pierwsze z Rookwooda była taka piękna blondyneczka jak z Borgina biolog. Po drugie miał swoją wspaniałą narzeczoną Victorię i w życiu by im nie przeszkodził. To jednak była dużo silniejsza miłość, ponieważ braterska. Tak, Stanley widział w nim swojego duchowego odpowiednika, swojego brata z innej matki. Na upartego przecież to ich matki nie miały od siebie tak daleko - obie Anne, obie interesowały się roślinkami, obie miały takich wspaniałych synów jak ich dwójki. Czy można było chcieć czegoś więcej?

Czy kiedy pozostawali we dwójkę to bywał zaślepiony jego blaskiem? Oczywiście, wszak zawsze był jego pierwszym i najbardziej oddanym kibicem. Zawsze mu pomagał kiedy mógł, a Sauriel odwdzięczał się tym samym i nawet nie trzeba było wymieniać przykładów, ponieważ było ich po prostu za dużo. Czy w takim razie nie warto było ślepo podążać za nim, a nawet dać się prowadzić? Warto było - po tysiąc kroć warto.

- Hahaaa... - zaśmiał się nerwowo, kiedy jego starania zostały docenione przez (jeszcze) trzeźwego Mistrza. Borgin może i był średnim uczniem, a jeszcze gorszym wojownikiem, ale dał z siebie wszystko. Pomyśleć, że osiągnął to wszystko w dwie rundy? No chyba, że pierwszą uznaliby za rozgrzewkę to mieli pełen sukces - znokautował przeciwnika w przeciągu jednej tury! Powoli rósł tutaj nowy mistrz wagi Ogórkowej.

- Słyszałeś kiedyś o Ananasie? - zapytał w kilka chwil po tym jak Sauriel się wzruszył i położył dłonie na barkach Stanleya. Przez dobrych parę sekund zastanawiał się nad sensem swoich słów, ponieważ ewidentnie coś popierdolił. Bo tak było?

- Eee... W sensie kurwa mać - zreflektował się, a przynajmniej spróbował. Stanley myśl, o co ci chodziło... - No... - podrapał się zaraz po podbródku - O, wiem! Nie o ananasie, a o Anam Cara - rozłożył ręcę rozradowany, ponieważ udało mu się wypowiedzieć to trudne słowo. I nawet się nie pomylił! Ot, jego geniusz był tak wielki, że to szok.

- To tam taki no... Duchowy odpowiednik? Kurwa nie wiem. Zaraz możemy znaleźć definicję tego w jakimś mądrym książku - zakomunikował - Jestem pewny Sauriel, że to Ty. I to jak chuj - pokiwał głową - Znaczy nie to, że Ty jesteś chujem, tylko to pewne jak chuj... Rozumiesz, nie? - zapytał, unosząc brew. Trochę to niepotrzebnie komplikował, ale było warto. Z tego wszystkiego, aż zapomniał o ich pokonanym gościu, ale tamten musiał jeszcze poczekać kilka dni na Nicholasa, aż wpadnie go przesłuchać i zrobić cokolwiek innego chciał.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#15
08.06.2024, 21:20  ✶  

Czy miłość do blondynek też miała ich połączyć? Czy właśnie tak to działało? Jedna matka, jeden komórek mózgowych, jeden pe... no dobra, to nie było jedno, ale może jednak, skoro ten Sauriela nie działał? Chuj wie. Sauriel uwieelbiał blondynki, miał do nich ogromną słabość, a już szczególnie takich jak Nora - drobniutkich, kochanych, pełnych ciepła, jak takie małe słoneczka, które im tutaj spacerowały po tym łez padole. Mimo to zdecydowanie nie Norę trzymał za dłonie. Jedyne, co się tym Annom nie udało (bo wszystko inne było wszak idealne) to ten brak talentu ich synów do roślin. Ręki nie mieli do tego ewidentnie, chociaż Sauriel miał za to rękę do
napierdalania ludzi, a Stanley - do czarnej magii. Czymś musieli nadrobić. Rookwood był pewien, że mamusia Stanleya byłaby z niego dumna widząc, jak obcuje dłońmi z naturą. Co prawda tak samo jak on - z ryjami innych ludzi zamiast z kwiatuszkami, ale natura to natura.

Poklepał po ramieniu przyjaciela, pokiwał głową z uznaniem. My job here is done. Sauriel wychował syna. Zasadził ogórka. Zbudował ogórkowe krzesełko (zamiast domu). Czego więcej mógł od życia oczekiwać mężczyzna? Więc teraz podziwiał efekty tego wychowania i był iście rozanielony. O ile koty mogą być anielskie. W Głębinie. Pod Nokturnem... Diabeł też był kiedyś aniołem czy coś.

- Ana-czym? Czy to ma coś wspólnego z analem? - W sumie... chyba słyyszał o czymś takim? Że o ananasie, bo o tego rodzaju seksie zdarzyło mu się usłyszeć, tak. Na Nokturnie zadziwiająco często można było usłyszeć eufemistyczne hasła poezji typu "ruchałem twoją starą w dupe!" Mógł więc z powodzeniem powiedzieć, że był niemal specjalistą od tego typu seksu - przynajmniej z teorii. Co się nasłuchał i ile z tego lekcji wyciągnął to jego. - O Ana... co ty pierdolisz do mnie? - Przed chwilą był dumny, a teraz słychać było, że się nieco zirytował. Jak to Sauriel - cierpliwość na poziomie orzeszka migdałowego... albo kasztana co spadł już z drzewa. Już bardziej znajome wydawało się to o tym ananasie niż o... nawet w głowie tego nie mógł powtórzyć. To była ogólnie bardzo dobra sceneria i czas na tę rozmowę - mając w tle te jęki i prawie płacze. Prawie płacze, bo gość może nie oberwał prawdziwą torpedą, ale wystarczająco celną, żeby coś tam się poprzestawiało na jego twarzy.

- Stanley. - Obrócił się przodem do przyjaciela i przysięgam, gdyby mógł to łezka by mu się w oku zakręciła. - Ja cię zawsze rozumiem. No chyba, że akurat cię nie rozumiem. - Poklepał czule przyjaciela po policzku, po czym obrócił jeszcze spojrzenie na tego związanego. - Chcesz go do jakichś swoich czary mary? Na głowę może? - Byłaby z niego chyba nienajgorsza łepetyna? Ale co on się tam znał, to Borginowie (czasami sobie przypominał, że jego przyjaciel był Borgin, a nie Mulciber) mieli swoją tajemną tajemnicą wyrabiania tych łbów. - Sprzątniemy, napijemy się i idziemy robić wywiad o tym twoim... ananasie. - Odsunął się od mężczyzny i prawdę mówiąc to by nawet tego złodzieja puścił. Gość i tak będzie miał PTSD do końca życia. Ale mimo to sobie nie odpuścił, złapał go za włosy i wbił w jego szyję kły. Szkoda, żeby się obiad zmarnował.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#16
23.07.2024, 21:04  ✶  

No teraz to się wylosowało trudne, a nie było mądrego wśród ich dwójki. Gdzie była Victoria kiedy była potrzebna? Mieli teraz sytuację typu "3 wiedźmin 3 najlepszy" albo "najsławniejsze pomarańcze w grach". Nie dało się na to odpowiedzieć jednoznacznie. O ile mógł kochać Sauriela jak brata, tak nie chciał się z nim dosłownie tam ten tego. I to też nie tak, że Rookwoodowi czego brakowało, wszak był całkiem przystojny. Stanley go oczywiście nie oceniał, a jedynie tak słyszał. Skąd? Kolega pytał czy tam mówił. No mniejsza o to. We dwójkę woleli panienki i już nawet nie chodziło o to, że nie ma niczego bardziej męskiego, niż miłość dwóch mężczyzn.

- No... - zawahał się przez chwilę - Nie? Mam chyba słownik w biurze, ale chuj z tym - stwierdził, dobierając nie właściwie słowa, wszak do tego o czym wspomniał Sauriel, było potrzebne to o czym wspomniał Stanley. No co za pokręcona akcja. Dobrze, że potrafił chronić swoje myśli, bo gdyby tylko Robert je odczytał swoimi umiejętnościami, to by to wydziedziczył w mgnieniu oka, a może i szybciej.

- Sauriel. Kurwa nie wiem - wzruszył ramionami - Było w mądrym krzyżówku to powtarzam. Nie sądziłem, że to spowoduje tyle zamieszania. Gdybym wiedział... - zamyślił się na sekundę - To i tak bym to powiedział - dodał. Co się będzie Stanisław Andrzej krępować. Przed kim jak przed kim, ale przed Saurieliątkiem? Bez szans.

To co później zrobił Rookwood to było pojebane i chyba rzeczywiście próbował urzeczywistnić swój zamysł z tym "ana" na początku. Dla własnego bezpieczeństwa, Stanley się spiął - oczywiście tylko z faktu, że pozorny zawsze ubezpieczony. Dobrze też, że Sauriel był przed nim.

- To tak jak ja. Też sam siebie czasami nie rozumiem - wyjaśnił, skoro już znaleźli się takiej pięknej aurze bromancu, kiedy to Sauriel tysiał go po policzku - Ta, wezmę go. Nicholas coś z nim wykmini - wyjaśnił - Na głowę to on upadł, wpadając na pomysł, aby nas okraść - przypomniał, bo może z tego wszystkiego to jego najlepszy funfel zapomniał. W końcu było tutaj tyle emocji co na grzybobraniu.

Już chciał iść, ale chyba ktoś tu zgłodniał z tego wszystkiego. Czy Rookwood wyglądał jakby mu czegoś brakowało? Jakby jego brzuszek był niezadowolony? Nie wiedział, chociaż pewnie brakowało mu rudej w żołądku i gitary w dłoniach.

- Smacznego - skomentował - Albo bon apetit. To też było w krzyżówce i chyba też brzmi pozytywnie... ewentualnie właśnie Cię obrażam, ale już mniejsza o to - machnął dłonią, czekając, aż wieczerza się zakończy. Na całe szczęście nie trwało to długo i w chwilę później podróżowali już do biura, które było oddalone o jakieś 11 i pół metra. Daleko, że hej.

- A wiedziałeś, że Czesi witają się ahoj? Tak bardzo morsko, a nie mają dostępu do morza. Zapytasz skąd to wiem? Ha! Francis mi powiedział, a on się przecież zna jak mało kto - wyjaśnił, wchodząc do biura i rozlewając czym prędzej zdobyczny - odzyskany - alkohol. To był dopiero początek tego wspaniałego wieczora.

Czego mogły uczyć takie przygody? Mniej więcej tego, że Stanley i Sauriel byli rzeczywiście niczym te całe anam cara czy jak inne ananaski. Mogli na sobie polegać.  Mogli sobie przyjść na pomoc bez większego zastanowienia czy łamiąc wszelkie zasady, co już nie raz zostało udowodnione. Mogli też czuć się z samymi sobą tak swobodnie jak liście na wietrze czy jakieś takie inne porównania. Po prostu mogli powierzyć swoje życia sobie wzajemne. Mogli wszystko. W imię zasady - Ty druha we mnie masz...

Koniec sesji


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Sauriel Rookwood (3972), Pan Losu (42), Stanley Andrew Borgin (4855)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa