05.07.2024, 09:55 ✶
Dla mnie zawsze będziesz złotym chłopcem trafiło w niespodziewanie nostalgiczną nutę. Minęły lata, odkąd Peregrinusowi do głowy przyszłoby pomyśleć o sobie w taki sposób, nie było też nikogo, kto mógłby mu to powiedzieć. Gorące złoto rozlało się przyjemnie po jego żyłach, budząc na chwilę wspomnienie poprzedniego życia. Nawet jeśli jego smak zatarł się w Trelawneyu, Millie właśnie na ułamki sekund przeniosła go w czasie tym jednym zdaniem.
Oblicze czarodzieja się rozpogodziło. Odchylił się tak, aby przytulić skroń do czubka głowy opierającej się o niego przyjaciółki. Trwał tak chwilę w bezruchu, po czym niespiesznie wyjął z torby papierosy i odpalił jednego od różdżki. Również w stronę Millie zapraszająco wyciągnął paczkę, upewniwszy się zerknięciem przez ramię, że nie złapie ich żaden sanitariusz mogący mieć wobec palącej pacjentki obiekcje.
— Oczywiście, że dobrze ci życzę. Chcę zobaczyć cię jeszcze kiedyś szczęśliwą.
Może i Millie trzasnął piorun, ale nie spadła jeszcze z tej zasranej wieży. I Peregrinus zamierzał zrobić, co w jego mocy, aby do tego nie doszło; nawet jeśli jego możliwości były ograniczone.
Zadumał się na moment nad odwróconym asem. Nie wydawało mu się, żeby była to osoba. Chyba że Millie powinna mieć się na baczności w sprawie impotentów w swojej okolicy.
— Skłaniałbym się raczej ku znaczeniom. Ostrzeżeniu, aby nie tracić wiary, mimo że los będzie rzucał kłody pod nogi — mruknął, puszczając na bok dym. — Aż tak ci się podoba? Zawsze wiesz, gdzie mnie szukać, i zawsze możesz liczyć na te karty.
Wręczył jej farbki i, snując opowieść, której sobie życzyła, obserwował jej działania kątem oka.
— Zatem, panno Moody, Królowa Kielichów na przeszkodzie podpowiada, że największym wyzwaniem będzie nabranie dystansu wobec własnych emocji, nie dziwota. Świat u podstaw… — Omiótł wzrokiem cały układ, szukając wskazówki wśród innych kart. Pary, połączenia? Wszystko inne składało się w spójną całość, a ten Świat... — Ten Świat to dla mnie zagadka. Może mówi do ciebie, nie do mnie? — Spojrzał na nią pytająco.
Niezależnie od odpowiedzi (bądź nawet jej braku) przeszedł dalej.
— Niknący Pustelnik, bardzo dobra wróżba. Siedem Mieczy u góry wygląda, jakbyś próbowała przejść przez to wszystko sama. A wcale nie musisz. — Był on, był Alastor, inni przyjaciele, a nawet ten nieszczęsny Morpheus, o którym Peregrin jeszcze nie wiedział. — Król Mieczy to nie lada wyzwanie, ale i zasłużona odpłata za trud u końca drogi, co też potwierdza Królowa Buław. Dobra przyszłość, nagroda.
Zamilkł na chwilę, zatrzymując się przy karcie u samego dołu. Własnym spojrzeniu na nią. Nie lubił tej pozycji, bo wciągała go we wróżbę, odsłaniała coś o nim, choć wolałby pozostać w cieniu. A jednak, i ta pozycja była wartościowa, i ona niosła informację.
— A ja… myślę, że jest dla ciebie dobra droga. Wiele dobrych dróg. — Powiódł palcem od jednego kielicha do drugiego, po czym objął Millie ramieniem, przyciągając ją do siebie.
Oblicze czarodzieja się rozpogodziło. Odchylił się tak, aby przytulić skroń do czubka głowy opierającej się o niego przyjaciółki. Trwał tak chwilę w bezruchu, po czym niespiesznie wyjął z torby papierosy i odpalił jednego od różdżki. Również w stronę Millie zapraszająco wyciągnął paczkę, upewniwszy się zerknięciem przez ramię, że nie złapie ich żaden sanitariusz mogący mieć wobec palącej pacjentki obiekcje.
— Oczywiście, że dobrze ci życzę. Chcę zobaczyć cię jeszcze kiedyś szczęśliwą.
Może i Millie trzasnął piorun, ale nie spadła jeszcze z tej zasranej wieży. I Peregrinus zamierzał zrobić, co w jego mocy, aby do tego nie doszło; nawet jeśli jego możliwości były ograniczone.
Zadumał się na moment nad odwróconym asem. Nie wydawało mu się, żeby była to osoba. Chyba że Millie powinna mieć się na baczności w sprawie impotentów w swojej okolicy.
— Skłaniałbym się raczej ku znaczeniom. Ostrzeżeniu, aby nie tracić wiary, mimo że los będzie rzucał kłody pod nogi — mruknął, puszczając na bok dym. — Aż tak ci się podoba? Zawsze wiesz, gdzie mnie szukać, i zawsze możesz liczyć na te karty.
Wręczył jej farbki i, snując opowieść, której sobie życzyła, obserwował jej działania kątem oka.
— Zatem, panno Moody, Królowa Kielichów na przeszkodzie podpowiada, że największym wyzwaniem będzie nabranie dystansu wobec własnych emocji, nie dziwota. Świat u podstaw… — Omiótł wzrokiem cały układ, szukając wskazówki wśród innych kart. Pary, połączenia? Wszystko inne składało się w spójną całość, a ten Świat... — Ten Świat to dla mnie zagadka. Może mówi do ciebie, nie do mnie? — Spojrzał na nią pytająco.
Niezależnie od odpowiedzi (bądź nawet jej braku) przeszedł dalej.
— Niknący Pustelnik, bardzo dobra wróżba. Siedem Mieczy u góry wygląda, jakbyś próbowała przejść przez to wszystko sama. A wcale nie musisz. — Był on, był Alastor, inni przyjaciele, a nawet ten nieszczęsny Morpheus, o którym Peregrin jeszcze nie wiedział. — Król Mieczy to nie lada wyzwanie, ale i zasłużona odpłata za trud u końca drogi, co też potwierdza Królowa Buław. Dobra przyszłość, nagroda.
Zamilkł na chwilę, zatrzymując się przy karcie u samego dołu. Własnym spojrzeniu na nią. Nie lubił tej pozycji, bo wciągała go we wróżbę, odsłaniała coś o nim, choć wolałby pozostać w cieniu. A jednak, i ta pozycja była wartościowa, i ona niosła informację.
— A ja… myślę, że jest dla ciebie dobra droga. Wiele dobrych dróg. — Powiódł palcem od jednego kielicha do drugiego, po czym objął Millie ramieniem, przyciągając ją do siebie.
źródło?
objawiono mi to we śnie
objawiono mi to we śnie