Lorien,
Liczysz na pocieszenie, którego nie mogę i nie potrafię Ci zaoferować. Co masz zrobić? Przecież znasz odpowiedź. Zacisnąć zęby. Znieść to z godnością. Przeczekać. Nie módl się do bogów, którzy nie istnieją. Nie żałuj umarłych, których nie dało się uratować. Nie przeklinaj też snów, które nigdy tak naprawdę nie były Twoimi.
To, co teraz nazywasz klątwą, inni nazywają przeznaczeniem. Nie można uciec przed przeznaczeniem, to opowieść stara jak świat, więc posłuchaj: był sobie kiedyś Chłopiec, który uciekał. Chłopiec był księciem, tak jak jego ojciec był królem i synem królów. We krwi miał jednak drogę, żyły jego były dzikimi rozdrożami, a serce – biło w umiłowaniu do wolności. Perspektywa przejęcia tronu nie radowała go. Najpierw patrzył jak umiera jego matka-królowa, potem – jak starzeje się ojciec-król. “Nie chcę być królem”, mówił. “Co to za król, który kłania się przed Śmiercią i Starością?”
Gdy Chłopiec stał się Młodzieńcem, a po siedmiu latach przygotowań osiągnął odpowiedni wiek, by przejąć królewskie obowiązki, poszedł do ojca, starego króla, prosząc o konia i pieniądze na ostatnią podróż. Ojciec dał mu więc rączego konia i wór pełen złotych denarów, które Młodzieniec zakopał pod murami miasta, nic nie mówiąc ojcu. “Dokąd droga wiedzie, synu?”, spytał ojciec, nieświadomy, że syn planuje ucieczkę. “Tam, gdzie nie dosięgną mnie ni Śmierć, ni Starość”, odpowiedział Młodzieniec, uderzył piętami w boki najlepszego konia z królewskich stajni i popędził hen przed siebie.
Siedem lat tułał się po świecie, napotykając na swej drodze ludzi, którzy pytali zawsze: “dokąd droga wiedzie, chłopcze?”, a słysząc odpowiedź Młodzieńca, zapewniali go, że znalazł cel swej wędrówki. “Tutaj nie dosięgną cię ni Śmierć, ni Starość”, obiecywali. “Moje królestwo jest wieczne”. Królowa Ptaków ze starej puszczy przysięgała, że nie odejdzie, póki będzie słyszeć świergot dzikiego ptactwa, które zaludnia świat. Król Podziemi obiecywał, że nie odejdzie, dopóki będzie w stanie wydobywać złoto ze swych kopalni drążących ziemię. Królowa Wód zaklinała, że nie odejdzie, dopóki rzeki będą płynęły w swoich korytach, a toń jeziora – błyszczeć w świetle księżyca. Ale Młodzieniec im nic wierzył.
Uparcie parł przed siebie przez kolejnych siedem lat, dopóki nie dotarł do Równiny Rozpaczy. Koń, jego najwierniejszy towarzysz, przestrzegł swego pana, by zakrył oczy i osłonił uszy – nikt żywy nie był bowiem w stanie przekroczyć wrót tej krainy bez szwanku na duszy. Koń zerwał się galopem i poniósł Młodzieńca na skraj świata. Tam spotkał Wiatr.
“Dokąd droga wiedzie, przyjacielu?”, spytał Wiatr, który nie miał własnego królestwa, naturą Wiatru jest bowiem wiać wszędzie. “Tam, gdzie nie dosięgną mnie ni Śmierć, ni Starość”, odpowiedział Młodzieniec. Wiatr zaśmiał się tylko, nie znał bowiem znaczenia tych słów, wolny od trosk właściwych śmiertelnym. “Tutaj cię nie dosięgną”, powiedział Wiatr, a Młodzieniec mu uwierzył, i został.
Tak minęły tysiące lat, a Młodzieniec, który kiedyś był księciem, zapomniał o swoim przeznaczeniu – o tym, że miał zostać królem. Chciał być wolny jak Wiatr, którego naturą jest wiać wszędzie, ale wkrótce i to przestało mu wystarczać. Młodzieniec zapuszczał się coraz dalej i dalej, aż dotarł do Równiny Rozpaczy. “Nie idź tam”, przestrzegł go Wiatr, “nikt żywy nie jest w stanie przekroczyć wrót tej krainy bez szwanku na duszy”. Ale Młodzieniec nie posłuchał.
Przemierzył Równinę Rozpaczy, przekroczył Wąwóz Westchnień i przewędrował przez Dolinę Desperacji. Smutek, żal i tęsknota zawładnęły jego duszą, a jego żałość była tak bezbrzeżna, że płakał siedem dni i siedem nocy. Posmutniał, gdy przypomniał sobie, co utracił. Zaczął żałować, że całe życie uciekał. Zatęsknił desperacko za domem. “Muszę odejść. Muszę wrócić do domu, do ojca, którego opuściłem”, postanowił. “Nie odchodź”, prosił Wiatr. “Minęły tysiące lat, odkąd opuściłeś swój dom. Twój ojciec dawno już nie żyje, a jego królestwo dawno już przeminęło: wiałem nad ruinami pałacu jedną kwadrę temu, rosną tam teraz kwiaty”. Ale Młodzieniec pożegnał Wiatr, i wyruszył stawić czoła swemu przeznaczeniu.
Wracając, chciał oddać należne honory tym, którzy gościli go niegdyś w swych domenach. Lecz po drodze napotkał jedynie żniwo Śmierci i Starości. Wszystkie drzewa w puszczy wycięto, a ptaki pozbawione domów, odleciały, zabierając ze sobą swój śpiew i życie Królowej Ptaków. Choć korytarze kopalni Króla Podziemi sięgnęły wnętrza ziemi, żyła złota uległa wyczerpaniu, tak jak i siły władcy. Susza sprawiła, że rzeki wyschły albo zmieniły swój bieg, a szmer zarosłego roślinnością jeziora ucichł, tak samo jak słodki głos Królowej Wód. Wszyscy ci, którzy chełpili się niegdyś, że nie imają się ich ni Śmierć, ni Starość, odeszli na oczach Młodzieńca, który pogrzebał ich w święconej ziemi.
W końcu, Młodzieniec dotarł do domu – domu, który dawno już przestał być jego domem. Nie mógł znaleźć wspaniałego pałacu swego ojca, gdzie spędził dzieciństwo: pozostała po nim jedynie sterta kamieni, porośniętych kwieciem. Postanowił spytać o drogę pochylonego Starca z brodą aż do pasa. Starzec jednak dziwił się, słysząc pytania Młodzieńca: stary król był postacią z legend, a dawna świetność królestwa odległym wspomnieniem – starą piosenką niesioną przez wiatr. “Ojciec mojego ojca opowiadał mu o zmarłym królu, o jego zmarłych dzieciach i o królestwie, które dawno już przeminęło, a ty, Młodzieńcze, śmiesz twierdzić, że jesteś jego synem?” Minęły bowiem tysiące lat, odkąd Młodzieniec opuścił swój dom. “Jeżeli mi nie wierzysz, chodź za mną”, rzucił, i siedem dni i siedem nocy kopał obok ruin murów miasta, w poszukiwaniu pieniędzy, które ukrył tam przed laty.
Wreszcie, odkopał skarb. Podniósł wieko skrzyni wypełnionej złotymi denarami, a na jej dnie znalazł Śmierć i Starość, które wyciągnęły ręce w jego stronę: Młodzieniec padł na ziemię, martwy, a nieznajomy Starzec pochował jego ciało w poświęconej ziemi. Kiedy skończył się modlić nad jego grobem, zgarnął pieniądze, wsiadł na konia, i uderzył piętami w boki zwierzęcia – najlepszego z królewskich stajni – by popędzić hen przed siebie.
W kartach widzę te przywłaszczone złoty denary, Lorien. Kpiącego z monarszego absolutu Pazia, który siada na tronie Króla, żonglując insygniami jego błazeńskiej władzy. Umarł król, niech żyje król? Wciąż też wracam myślami do tej cygańskiej opowieści – do Starca, który wolny odjeżdża na koniu – do Młodzieńca, który spoczywa w grobie. Nie panikuj. Jestem w Departamencie. Napisz, gdzie jesteś. Postaram się zajrzeć do Ciebie, gdy tylko będę mógł.
Odsyłam zawieszkę. Tobie bardziej się przyda. Pamiętaj, że trzeba ją przegrać albo wygrać. To nie złoty denar, który może ukraść Ci jakiś stary Cygan.
Kiedy gwiżdżę, gwiżdże ze mną wiatr
Kiedy milknę, milczy świat