• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[16.07Rita&Isaac]Niektóre zachody słońca są tak różowe, że trudno o większe bezguście

[16.07Rita&Isaac]Niektóre zachody słońca są tak różowe, że trudno o większe bezguście
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#11
04.10.2024, 12:38  ✶  

- Miło więc cię poznać pani babciu ánh sáng. - Dodała z uśmiechem na twarzy. Może nie będzie wcale tak źle, jak jej się na początku wydawało? Niepotrzebnie zakładała, że trafią na kogoś w podobnym do siebie wieku, nie, żeby miała jakieś uprzedzenia co do starszych ludzi (w końcu jej wujkowie byli starzy, a potrafili się nieźle zabawić), jednak nie do końca tego się spodziewała. Teraz zaczęła sie oswajać z ta sytuacją, będzie dobrze - powtarzała sobie w głowie jak mantrę. Nie mogła zawieść oczekiwań wuja, który zaangażował ją do tego jakże bojowego zadania.

Cóż, pani babcia określiła swoje zainteresowania, właściwie nie było w nich niczego nietypowego. Jedzenie, kolory, taniec. To mogło się im udać.

Zachichotała, kiedy usłyszała słowa na temat zapachu unoszącego się nad Londynem. Ricie on nie przeszkadzał, uwielbiała tłok, miasto i wszystko co się za tym niosło, rozumiała, że babci może nie pasować ten klimat. Pewnie tam gdzie mieszkała wszystko wyglądało zupełnie inaczej. - Można przywyknąć do tego zapachu. - Dodała jeszcze lekko, z uśmiechem.

Czy pałac w ogóle miał jakąś magiczną część? Nie miała o tym pojęcia, nie słyszała o tym wcześniej, nie wiedziała, co Isaac zamierza z tym zrobić i nie miała zamiaru się w to wtrącać. Podążała za nim, zagadując co chwila uroczą staruszkę, czuła, że spędzą całkiem przyjemnie ten czas.


Rzut Z 1d100 - 38
Slaby sukces...
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#12
18.10.2024, 17:17  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.10.2024, 17:18 przez Dearg Dur.)  
Kobiecina uśmiechnęła się szeroko na tak płynne przyjęcie przez młodych urzędników jej przydomka. Jej skóra zdawała się nieco jaśnieć od tego, a czujne oczka zyskały na wrażeniu życzliwości i ciepła.

– Hehe, ja już nie praca, Anthony wie co wie. Dziś taniec, kolor, śpiew – odpowiedziała enigmatycznie, tym razem wcale nie posiłkując się wysłużonym słowniczkiem, który zniknął na dnie równie wymiętej parcianej torby.

Po tych słowach odwróciła się na pięcie i potuptała do metra, zupełnie jakby miała już obmyśloną trasę, ona niska kobiecinka w ładnej kwiaciastej sukience, przygarbiona i z zaciekawieniem spoglądająca na świat.

Nie mówiła wiele więcej, ale najwidoczniej ni jak jej nie interesowało imperialistyczne oblicze Londynu. Gdy tylko pojawili się w barwnej dzielnicy artystów, pociągnęła Ritę i Isaaca ku straganom, dopytując co chwila co to? co to? gdy wskazywała na lokalne produkty, zwłaszcza spożywcze.

W pewnym momencie byli nawet w okolicy wietnamskiej knajpki, ale na to pomachała z lekceważeniem ręką i odciągnęła ich z tamtego miejsca, machając przy własnym nosie jakby chciała odgonić natrętną muchę, a kierując się bardziej ku muzyce.

Śmiała się i klaskała, zachwycona tym uniwersalnym językiem, nucąc pod nosem jedną z melodii, którą uliczny zespół o dziwo grał i grał i grał mimo że ludzie się rozchodzili, a sami zainteresowani byli nawet zdziwieni, że znów powtarzają skoczną przygrywkę. I tylko babcia stała i tuptała nóżką do rytmu, z półprzymkniętymi radością powiekami. I jeszcze raz. I jeszcze... Zupełnie jakby byli zaczarowani. A przecież nikt nie wyciągał różdżki, nie wolno było czarować w niemagicznym Londynie...
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#13
31.10.2024, 23:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.10.2024, 23:46 przez Isaac Bagshot.)  
Isaac z rozbawieniem obserwował, jak starsza pani ciągnie ich przez tętniące życiem ulice Londynu. Mieli zaplanowaną trasę, ale zamiast muzeów czy majestatycznych gmachów, uwagę babci przyciągały stragany z kolorowymi drobiazgami i miejscowe targi, gdzie można było poczuć prawdziwego ducha miasta. Isaac uśmiechnął się do siebie - może taki spontaniczny zwrot akcji był dokładnie tym, czego potrzebowali?
Wyciągnął aparat, nie marnując okazji, by chwytać co lepsze momenty - pełne zainteresowania spojrzenie babci, jej twarz rozjaśnioną uśmiechem, gdy obserwowała mugolskie błyskotki i roześmianą Ritę, która cierpliwie tłumaczyła "co jest czym". Miał przeczucie, że te zdjęcia będą najlepszą pamiątką tego dnia. Postanowił również zrobić swoim pięknym damom drobną przyjemność - kupił dwie ogromne waty cukrowe. Wręczając im słodkie chmury cukru, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
-Proszę, wasza wysokość babciu ánh sáng.- Powiedział z przymrużeniem oka, podając kobiecie watę.-I dla panienki Rity, proszę. Trochę mugolskich słodkości na dzisiejszą wycieczkę.
Kiedy przystanęli przy stoisku z biżuterią, znowu sięgnął po aparat, by uchwycić moment, gdy obie z Ritą przeglądały mugolskie błyskotki - pierścionki, kolczyki, naszyjniki. Było w tej chwili coś niewymuszonego i uroczego, co przypominało mu wakacyjne spacery z rodziną.
Kiedy ruszyli dalej, dotarli do miejsca, gdzie rozbrzmiewała muzyka. Isaac obserwował, jak babcia zaczyna tupać do rytmu, nucąc pod nosem melodię, jakby sama była częścią tej ulicznej symfonii. Nie popędzał jej - wręcz przeciwnie, postanowił dać jej tyle czasu, ile potrzebowała. Starał się fotografować wszystko, co wydawało mu się charakterystyczne dla tego dnia: ulice pełne ludzi, barwne dekoracje, zachwyty babci nad muzyką, przesłodką Ritę. Czuł, że to były chwile, które najlepiej oddadzą atmosferę ich spotkania.
Zerknął w stronę Rity. Cicho liczył na to, że ten dzień przyniesie jej trochę rozluźnienia. W końcu wycieczka miała być czymś wyjątkowym. Uśmiechnął się do niej lekko.
-Dobrze się bawisz?- Zapytał, w przerwie pomiędzy fotografowaniem.
Kiedy babcia w końcu dała znak, że mogą ruszyć dalej, Isaac rozejrzał się i dostrzegł szyld irlandzkiego pubu. Przypomniało mu się, że przecież była to doskonała okazja, aby pokazać jej kolejny smak Londynu.
-A może napijemy się Guinnessa? W końcu płynie w żyłach Irlandczyków. Zamiast krwi. I na pewno gra tam muzyka.- Zapewnił, a dobry nastrój go nie opuszczał.

Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#14
19.11.2024, 15:04  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 20.11.2024, 00:58 przez Dearg Dur.)  
Babcia Anh Sáng podziękowała za watę cukrową z lekkim ukłonem głowy, jakby był to najważniejszy gest dnia. Nieśpiesznie posmakowała słodkości, wyciągając język niczym dziecko. Jej oczy, okraszone pomarszczoną twarzą, rozbłysły figlarnie, a chwilę później, z charakterystycznym, melodyjnym śmiechem, wepchnęła sobie watę cukrową w usta niemal na jeden raz.

Pot kapał z czół muzyków, wybałuszone mugolskie oczy odetchnęły jednak z ulgą, gdy wiedźma skryta pod niepozorną kwiecistą suknią w końcu odpuściła zaklęcie zmuszające ich do gry. Nie musieli tego zauważyć, w końcu w jej ogorzałej dłoni nie było różdżki, a gesty zdawały się tylko tańcem ciała poddanego rytmowi. Tymczasem to rytm poddany był jej woli. Ale już nie, już był spokój, już mogli zmienić reperturar, choć tak na prawdę grupię z Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów pożegnały pospieszne odgłosy trzaskających futerałów - muzycy uciekali póki mogli, póki mała dziwaczna azjatka nie zmieni zdania.

Ulice Soho zdawały się wciąż ślepe i głuche na to. Pulsowały barwami i dźwiękami, a dyplomatka zanurzała się w ten chaos z dziecięcym zafascynowaniem. Zatrzymywała się przy każdym stoisku z jedzeniem, porównując zapachy i tekstury z tym, co znała z Kambodży, choć nie zdradzała, co faktycznie myśli. Jej delikatne palce z gracją omijały rozstawione na straganach drobiazgi, jakby szukała czegoś konkretnego, lecz finalnie nie kupiła nic, ciężko było więc zrozumieć jej gusta w tym zakresie.

Zatrzymała się przy grupie dzieci bawiących się w pobliżu fontanny. Na moment zdjęła sandały i zanurzyła stopy w chłodnej wodzie, ignorując wszelkie spojrzenia przechodniów, być może i skonsternowane spojrzenia Isaaca i Rity, ale zanim zdążyli coś powiedzieć, starsza kobieta uniosła palec do ust, wyciszając ich w pół gestu.

– Cicho, słuchajcie – powiedziała, wskazując na starszego mężczyznę, który w oddali stroił gitarę.

Po kilku chwilach gitarzysta zaczął grać. Melodia była spokojna, nostalgiczna, z nutą smutku. Babcia Anh Sáng stała w bezruchu, zamykając oczy. Jej twarz z powagą wsłuchiwała się w każdy dźwięk, a jej ręce delikatnie spoczywały splecione przed nią, gdy bose nogi obmywała wciąż woda z fontanny. Dziecięce śmiechy umilkły, wszystko stało się cichsze, skupione na smutnym fado złamanej duszy.

Kiedy utwór dobiegł końca, tym razem nie zmusiła muzyka do jego powtórzenia, godząc się z nieuchronnością czasu. Wyjęła z torebki kilka drobnych monet i włożyła je do kapelusza leżącego przed muzykiem, po czym wróciła do swoich towarzyszy, jakby nic się nie stało. Isaac zauważył, że jej wzrok był teraz spokojniejszy, prawie miękki.

Za wskazaniem Bagshota zbliżyli się do pubu, ale zanim zdążyli przekroczyć próg, starsza kobieta nagle przystanęła, a jej wyraz twarzy zmienił się w coś bardziej wyrachowanego, niemal badawczego. Spojrzała na szyld z takim skupieniem, jakby coś jej przypominał.

– Nie, nie tu – rzuciła krótko, wyciągając z torebki kawałek pomiętego papieru. Był to stary przewodnik po Londynie, z zakreślonymi na czerwono miejscami bardzo odległymi od majestatycznego centrum. – Jeszcze jeden punkt.

Nie czekając na ich odpowiedź, ruszyła w kierunku pobliskiego przystanku autobusowego, gdzie przeszklona wiata lśniła od wieczornego światła latarni. Przez chwilę wyglądało to, jakby chciała kontynuować trasę sama, ale opiekunowie mieli jasny przykaz spędzić to popołudnie z nią.

Wkrótce dotarli do niewielkiego parku, niemal pustego o tej godzinie. Na środku stała samotna ławka otoczona rzędami niskich lampionów. Starsza kobieta usiadła, wyciągnęła z torby kawałek suchego chleba i zaczęła rozkruszać go dla ptaków, które najwyraźniej znały to miejsce – przyleciały niemal od razu.

– Widzisz? – zwróciła się nieoczekiwanie do Rity, wskazując małego wróbla, który usiadł jej na dłoni. Najwidoczniej zupełnie już nie potrzebowała rozmówek, najwidoczniej wcale jej angielski nie był taki kiepski, by wszystko sprawdzać w pomiętej książeczce. Jej twarz rozpromieniła się w łagodności, gubiąc wszelką drapieżność, gubiąc nieustępliwość, którą dała im odczuć na swoich plecach, samej decydując jak będzie wyglądało to popołudnie. – Dom jest wszędzie, jeśli umiesz patrzeć.

Chwilę później wstała, otrzepała dłonie i oznajmiła, że nadszedł czas na powrót. Jej kroki znów były lekkie, a twarz promieniowała spokojem. Dźwięki gitary przepłynęły przez nią i pozostawiła je za sobą. Doświadczenia dały jej słodycz cukrowej waty, ale nie uwiązały jej do przestrzeni, które zwiedzali. Babcia ánh sáng, żegnając się, złożyła dłonie jak do modlitwy i skłoniła się lekko, z cichym „dziękuję” w swoim ojczystym języku.

A potem zniknęła w tłumie, jakby nigdy jej tam nie było.

Postać opuszcza sesję
Dumbass bisexual
"Każdy problem ma rozwiązanie. Jeśli nie ma rozwiązania, to nie ma problemu."
Brązowe włosy, granatowe, błyszczące oczy, kapelusz i wieczny uśmiech na twarzy! Isaac ma 186 cm wzrostu, więc na randkę przygotuj szpilki:* Pachnie dymem, bursztynem oraz wanilią.

Isaac Bagshot
#15
20.11.2024, 17:01  ✶  
Isaac opadł na ławkę przy jednej z bocznych ulic, czując, jak po całej wycieczce jego ciało wreszcie zaczyna się rozluźniać. Był zmęczony, ale w ten przyjemny sposób, który towarzyszy dobrze spędzonemu dniu. Księżniczka - pełna życia starsza dama, i Rita, zdążyły już zniknąć, zostawiając go samego z myślami i lekkim uśmiechem na twarzy.
Sięgnął do kieszeni płaszcza po paczkę papierosów, wyjął jednego i zapalił, zaciągając się powoli. Przed nim głośny i chaotyczny tłum ludzi wciąż wędrował po ulicach Londynu.
Starość wcale nie musi być nudna pomyślał, wypuszczając dym w ciepłe londyńskie powietrze. To, jak babcia podchodziła do życia, było dla niego przypomnieniem, że wiek to tylko liczba. Życie można przeżywać w pełni na każdym etapie, jeśli ma się odpowiednie nastawienie.
Spojrzał na swój aparat i pomyślał o zdjęciach, które zrobił tego dnia. Był pewien, że babcia będzie się śmiała na widok niektórych z nich. Zaciągnął się jeszcze raz i doszedł do wniosku, że choć miał wątpliwości co do tej wycieczki, dzień okazał się jednym z tych, które długo się pamięta.

Postać opuszcza sesję
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Isaac Bagshot (1553), Rita Kelly (1268), Dearg Dur (1614)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa