• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Little Hangleton v
1 2 3 4 Dalej »
[15.07.72, cmentarz Little Hangleton] Kłopoty sprawia zza grobu

[15.07.72, cmentarz Little Hangleton] Kłopoty sprawia zza grobu
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#11
07.09.2024, 21:43  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.09.2024, 21:47 przez Cathal Shafiq.)  
– Okrutnie mnie prowokujesz, Ginny i wystawiasz na straszną próbę. Jak tu zwalczyć pokusę nauczenia cię paru zdań i powiedzenia, że znaczą coś zupełnie innego niż faktycznie? – zakpił lekko Cathal, ale wyraźnie już bardziej niż na rozmowie skupiał się na okolicy, w której się znaleźli i… cóż, na własnych wspomnieniach, przez które nie zauważył pająka odpowiednio wcześnie.
O ile jednak skłonność do zamyśleń nie działała na korzyść Shafiqa w takich sytuacjach, to jego ciało najwyraźniej reagowało w pewnych sytuacjach odruchowo.
Świat nie zdążył jeszcze usłyszeć o Indianie Jonesie, ale ten z pewnością nie powstydziłby się uniku, jaki wykonał Cathal, w iście popisowym stylu, nie tylko zgrabnie umykając przed atakiem, ale też od razu płynnym ruchem wskakując na położony w pobliżu głaz, by znaleźć się poza zasięgiem stworzenia. Kto wie, może nawet zdołałby wymierzyć mu kopniak z pół obrotu, gdyby sobie tak założył – na szczęście dla siebie (albo dla pająka) nie był jednak aż tak skłonny do głupich pomysłów, aby próbować.
Uniósł zamiast tego różdżkę, ale zanim zdążył rzucić jakikolwiek czar, zadziałała jego towarzyszka. Transmutacja czegoś tak dużego jak ten pająk nie była łatwa: ona na szczęście była jednak bardzo utalentowana w dziedzinie magii. Udało się jej… chociaż pewnie nie w stu procentach tak, jak oczekiwała.
Mianowicie tułów pająka faktycznie uległ nagłej zmianie, stając się zgrabnym kielichem, w dodatku pokrytym pięknymi zdobieniami. Puchar jednak… wciąż miał nóżki: sporo cienkich nóżek, które miały pewne problemy z utrzymaniem takiego ciężaru. Załamały się pod nim, a ogromny kielich zaczął się toczyć po kamiennej podłodze z brzękiem, prosto w stronę McGonagall. Cathal wycelował w niego różdżką, starając się za pomocą translokacji odepchnąć pająka… znaczy się naczynie… pod przeciwległą ścianę.
Rzut O 1d100 - 54
Slaby sukces...

Rzut O 1d100 - 92
Sukces!

Potężne depulso posłało kielich w górę i cisnęło nim o bok jaskini, a nieprzyjemny dźwięk, gdy metal spotkał się z kamieniem, przeniknął przez całą grotę. Puchar opadł na ziemię, cienkie nóżki przestały się poruszać, a Cathal skrzywił się lekko.
- Zazwyczaj to raczej nieumarli - rzucił do Ginny, niezbyt przejęty losem pająka, a potem podniósł wzrok na sufit, wodząc wzrokiem pośród pajęczyn, nie dostrzegł już jednak żadnej, wielookiej rodziny rezydenta tego miejsca. - Niepokoi mnie trochę, co tu jadł - dorzucił, a potem zaczął rozglądać się po jaskini. Nie było jednak widać żadnego wejścia poza tym, którym tu przyszli. – Był fanatykiem run – mruknął, zabierając się do krążenia wzdłuż ścian, oświetlania ich, w poszukiwaniu czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że nie pofatygowali się tutaj na darmo.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#12
14.09.2024, 21:29  ✶  

Zareagowała tak naprawdę instynktownie, niewiele myśląc, a już na pewno nie zaczęła w głowie układać żadnego planu. Ot, pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej do głowy, celując w przeciwnika, który na całe szczęście był tak wielki, że nie trzeba było się zbytnio martwić o to, czy się trafi czy nie. W jednej chwili cielsko pająka zmieniło się w ornamentowany kielich, a gdyby nie to, że stwór był wielki, a Ginny nieco panicznie rzucała to zaklęcie – to na pewno wyszłoby wtedy perfekcyjnie. A tak? Bogato zdobiony kielich na cienkich nóżkach.

Wypuściła głośno powietrze – bo na szczęście tyle wystarczyło, by kupić im chociaż trochę czasu. Cathal zaraz posłał naczynie z pełną mocą na ścianę, a na dźwięk uderzenia metalu o kamień, mimowolnie uniosła ramiona w górę, jakby się chciała przed tym obronić. Ale nie było przed czym, bo nóżki przestały się ruszać i ponownie zagościła cisza.

– Drasnął cię? – zapytała od razu, gdy uświadomiła sobie, że pająk jest martwy, ale i tak ciągle trzymała wyciągniętą przed siebie różdżkę, jakby coś się miało stać. Odwróciło się jednak do Cala, by na nim skupić swoje spojrzenie, upewnić się, że nic mu nie jest, że odskoczył w czas, że nic go nie złapało, nie poszarpało… Wyglądało jednak na to, że Cathal wyszedł z tego wszystkiego bez szwanku, jak na prawdziwego poszukiwacza przygód przystało. Znaczy… Archeologa. Wypuściła głośniej powietrze przez usta, zdmuchując też przy tym kosmyki włosów, które opadły jej na twarz i rozejrzała się teraz uważnie po jaskini, unosząc głowę na sklepienie.

– Zazwyczaj, tak. Albo jakieś paskudne klątwy i pułapki z czymś obrzydliwym – mruknęła, a nie znalazłszy nic ciekawego na suficie, spojrzała ponownie na ściany jaskini i na to wszystko, co się tutaj znajdowało. Z nadzieją, że to koniec niespodzianek. – Chyba dawno tu nikogo nie było – dodała w zamyśleniu. – Chyba, ze jadł tych, którzy tutaj wchodzili w pojedynkę… – bo co innego? Chyba, że ktoś go tu celowo dokarmiał? Wchodził, wrzucał zajaca, wychodził… Ta wizja sprawiła, że ciarki przeszły jej po plecach. – Ok, czyli szukać run – albo dziwacznych znaczków. Cicho westchnęła i zabrała się do pracy, uważając, b ynie znaleźć się zbyt blisko kielicha… jeszcze kielicha.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#13
14.09.2024, 23:20  ✶  
– Nie – odparł Cathal, wciąż obserwując pająka. Prezentowałby się pewnie, stojąc na tym kamieniu, o wiele bardziej majestatycznie, gdyby miał na głowie kapelusz, a przy boku bicz. Albo przynajmniej jakiś potężny młot. Niestety, nie wpadł na to, żeby zabierać na cmentarz takie akcesoria. – Pieczęcie na wejściu były nienaruszone – mruknął, przez chwilę jeszcze tkwiąc na skale, najwyraźniej roztrząsając ten problem. Wątpił, by ktoś tu wcześniej wszedł, a nawet jeśli, to raczej nie działo się to regularnie. Może gdzieś w górze było jakieś inne wyjście, niknące wśród pajęczyn i mógł przecisnąć się do innych jaskiń? Na pająka rzucono zaklęcia? Może jakiś letarg, z którego przebudziło go dopiero ich pojawienie? Czy to w ogóle było możliwe? W końcu Shafiq dość niechętnie postanowił odłożyć ten problem na później i zeskoczył ze skały, ruszając do ściany przeciwległej wobec tej, przy której poszukiwania zaczęła Guinevere.
– Oby to nie były więc klątwy ani pułapki, bo źle skończymy – stwierdził beznamiętnym tonem. Rozważał nawet wycofanie się, by wrócić tutaj z Letą i Pandorą… ale wchodząc do grobowca zupełnie nie spodziewali się, że natrafią na coś takiego, a w tej chwili Shafiq chciał przynajmniej się rozejrzeć. Niby nie lubił zbędnie ryzykować, ale też naprawdę ciężko było oprzeć się temu, aby chociaż spróbować ustalić, co takiego chcieli ukryć Winterowie.
Ginny, przesuwając się wzdłuż ściany, faktycznie w pewnej chwili natknęła się na znaki – pojawiły się dopiero, gdy oświetliła je różdżką, i błysnęły bielą. Nie wyglądały jednak na runy, a przynajmniej nie przypominały żadnych run, jakie kiedykolwiek mogła widzieć, czy na wykopaliskach, czy w księgach, czy zaglądając choćby do pracy Cathala. Na ścianie w jednym miejscu wyryto kilka… płatków śniegu, a gdyby McGonagall przyjrzała się uważnie i przesunęła dłonią po kamieniu, badając jego fakturę, odkryłaby, że ta w tym miejscu jest inna niż kawałek dalej. Prawdopodobnie w ścianie znajdowało się jakieś przejście, ale potrzeba było jakiegoś zaklęcia, aby zostało otwarte.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#14
17.09.2024, 22:43  ✶  

Gdyby tylko Ginny o tym pomyślała… to transmutowałaby jakiś odłamek kamienia w kapelusz, a drugi w bicz, lecz zamiast patrzeć na Cathala i powydziwiać jego sylwetkę wręcz stworzoną do takich akcji – po prostu szukała kolejnych niespodzianek, jakie mogły tutaj na nich czekać.

– Myślisz, że ktoś, kto wiedział, jak je rozbroić i odnowić, przychodził dać pupilkowi kolacje? – ale to nie miało sensu, warstwa kurzu nie wyglądała na naruszoną, jakby od bardzo dawna nikogo tutaj nie było rzeczywiście. Więc co jadł? Jakaś myśl Cathala musiała otrzeć się też o umysł Guinevere, bo jakoś instynktownie spojrzała w sufit, skąd wcześniej wielka bestia spuściła się na pajęczynie, jakby szukała tam odpowiedzi na wszelkie pytania. Ale to nie było nocne niebo nad pustynią, gdzie z krystaliczną ostrością widać było wszystkie gwiazdy. Bo sklepienie było, owszem, czarne, ale nie było tam niczego, czego potrzebowali. [/a]

– Cokolwiek się stanie, poskładam cię – wymamrotała pod nosem i skupiła swój koci wzrok na ścianach, szukając czegokolwiek. Bo chyba nikt nie zadawałby sobie takiego trudu z ukrywaniem przejścia we wnękach właściwego grobowca, by w tajnej komnacie… Niczego prócz wielkiego pająka nie było? Nie chciało jej się wierzyć, że weszli tutaj, by wrócić z pustymi rękami, ta intryga była szyta na, nomen omen, zbyt grubych niciach (również pajęczych), by tutaj nie było nic. Przesunęła się więc wzdłuż ściany, ściskając swoją różdżkę w dłoni; wolała, jeśli była taka możliwość, to jednak korzystać z tego światła, koci wzrok był zwykle wykorzystywany przez nią jako wspomaganie. – Ktoś się bardzo napracował – dodała, studiując swój kawałek ściany, a chwilę później, gdy tak przyświecała sobie różdżką – dostrzegła to. Ten błysk, biel na ścianie, układającą się w konkretny kształt, zupełnie nieprzypadkowy, i nie taki, jaki mógłby się sam z siebie wytworzyć na skale. – Hmm – mruknęła, przyglądając się wzorowi, który absolutnie jej nic nie mówił, a po chwili dostrzegła też kolejne znaki – płatki śniegu. Wolała tego mimo wszystko nie dotykać, nie znała się na runach na tyle. – Cal? – podniosła nieco głos, by nie mamrotać już do siebie pod nosem. – Tu coś jest, jakieś znaki na ścianie. Rozbłysły pod światłem różdżki.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#15
19.09.2024, 17:31  ✶  
– Jak mi urwie rękę, to krwawienie zatamujesz, ale ręki nie odzyskam. Jak wtedy uduszę Nell jedną, gdy już się na to zdecyduję? – rzucił Shafiq, z typowym dla ciebie bardzo pozytywnym podejściem do życia.
Cathal, niestety wciąż bez gustownego kapelusza i bicza, którym i tak nie umiałby się posługiwać, również wędrował wzdłuż ścian, sprawdzając kamienie w świetle lumos. Czuł się prawie tak, jakby znów tkwił w Egipcie, w jednej z pułapek zostawionych przez starożytnych, nie w starej, dobrej Anglii, gdzie takie rzeczy… no, zdarzały się, ale raczej nie na porządku dziennym. Ale odkąd zaczęli pracować w Walii, odkrył, że chyba nie doceniał potencjału rodzimych wysp pod względem dawnej magii, tajemnic i archeologii. W końcu zadarł nawet głowę, spoglądając na lepiące się pod sufitem pajęczyny, zastanawiając się, czy czegoś nie zasłaniają: być może przejście dalej było na górze, i dlatego ten stwór tutaj nie zdechł z głodu? Zanim zdążył namyśleć się i zdecydować, w jaki sposób usunąć je najlepiej, żeby nic na nich nie spadło, drgnął, wyrwany ze stanu zawieszenia przez Guinevere.
Ruszył w jej stronę, unosząc różdżkę i płatki śniegu znów zabłysły błękitem i bielą.
– To nie runy – powiedział bez namysłu. Kształt nie przypominał żadnych, jakie by kiedykolwiek widział, obojętne czy w szkolnych podręcznikach, starych księgach czy na ścianach prastarych grobowców. – Winter. Może to jakiś ich symbol, związany z nazwiskiem? Ale skoro reagują na światło, prawdopodobnie nasączono je jakąś magią, tak czasem robi się z runami, żeby zareagowały na konkretne zaklęcia…
Poruszył różdżką, rzucając najsilniejsze znane mu zaklęcie rozpraszające. Blask płatków śniegu przygasł, tylko po to, by zaraz rozjarzyć się znowu: Shafiq zapewne miał więc rację, reagowały na czary. Pytaniem pozostawało, jaki konkretny czar należało rzucić?
– Przypomina mi to cholerne, błyszczące motyle z jednego grobowca pod Hogsmeade – mruknął mimowolnie, i przez chwilę pamięć usłużnie podsuwała mu kształty motyli, wyrzeźbionych w płytach i same, magiczne motyle, które zwabione światłem dało się przenieść w odpowiednie miejsce.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#16
25.09.2024, 19:44  ✶  

– Przyszyję ci rękę, o nic się nie martw – odparła od niechcenia, jakby komentowała właśnie wczorajszą pogodę, która nie zapadnie jej za bardzo w pamięć i za tydzień nie będzie już o niej pamiętać. Nie to, że lekceważyła zagrożenie urwania ręki, ale na szczęście żyli w czarodziejskim świecie, gdzie dało się naprawić wiele takich szkód; wystarczała wiedza, wprawa, odrobina magii, eliksiry i… człowiek był niemalże jak nowy. – Więc spokojnie będziesz mógł ją udusić oburącz. Ale gdyby coś poszło nie tak, to wiesz, zawsze mogę ci zmienić pozostałą rękę w węża, boa dusiciela. Też powinno wystarczyć – nie byłaby sobą, gdyby znowu nie nawiązała do transmutacji, która była dla niej tak naturalna, jak oddychanie.

W przeciwieństwie jednak do Cathala, była przekonana, że w Anglii jest mnóstwo ciekawych rzeczy do odkrycia – jak choćby sprawa legendarnego Merlina, Morgany czy Króla Artura i świętego Graala. Żyła tymi historiami jako dziecko, jej umysł został przesiąknięty wyśnionymi przez nią wyobrażeniami i obrazami, a teraz, gdy badali ukrytą jaskinię za grobowcem, czuła niemalże tę samą ekscytację na myśl, że natknęli się na zagadkę do rozwiązania. Tym bardziej, że było to nieco bardziej personalne, bo ktoś próbował im się włamać do obozu.

Przekrzywiła lekko głowę, kiedy Cathal zbliżył się i od razu powiedział, że to nie są runy. Ostrożnie wyciągnęła do kamienia różdżkę, chcąc go dźgnąć jej końcem, a gdy nic się nie wydarzyło, delikatnie przyłożyła tam rękę, prostując swoje długie palce. Przejechała dłonią po skale i lekko uniosła brwi.

– To jest w dotyku zupełnie inne, nie takie jak kamień – przyznała, powoli wypowiadając słowa. – Ale skoro to nie runy, to może trzeba sobie z tym poradzić inaczej… Na przykład, hmm – zastanowiła się, mrucząc pod nosem, bardziej do siebie, niż do Shafiqa. Słuchała go jednak nadal, tylko ze większą część swojego skupienia wkładała w łamigłówkę, jaka przed nimi stała. – Jakie motyle? – ach, grobowiec w Hogsmeade. Mieli obejrzeć cmentarz, gdy przerwał im duch dziewczynki, a później jakoś… były ciekawsze rzeczy, jak badanie opuszczonych ruin dworu Cape. – A co jeśli to wskazówka? Może trzeba po prostu… – zmienić właściwość kamienia na coś zimnego, jak lód – nie dokończyła na głos, a w swojej głowie i machnęła różdżką, próbując przetransmutować ten kawałek ściany w lodową taflę.


Transmutacja
Rzut PO 1d100 - 52
Sukces!

Rzut PO 1d100 - 42
Sukces!
Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#17
26.09.2024, 09:48  ✶  
– Co za ulga. Ale musisz wtedy trzymać się w pobliżu. W końcu nie wiadomo, kiedy stracę cierpliwość i postanowię dokonać uduszenia.
Cathal i Leta ścierali się od czasu do czasu, ale głównie przy podejmowaniu pewnych decyzji odnośnie wykopalisk, prac i specjalistów. Oboje byli cholernie uparci, i mieli swoje zdanie na każdy temat, a w dodatku on koordynował większość prac, ale ona z kolei gęsto sypała na nie galeonami. Jeśli jednak szło o Cathala i Nell, to ta dwójka dogryzała sobie niemalże zawodowo, i to od wielu lat, i można by podejrzewać, że pewnego dnia faktycznie rzucą się sobie nawzajem do gardeł – choć jak dotąd póki co to nie nastąpiło. Jeśli w większości relacji siłą napędową powinno być podlewanie ich pozytywnymi uczuciami i miłością, to w tych przypadkach działało to w dość zakrzywiony sposób – siłami napędowymi były raczej regularne konflikty. Ginny czasem obie kobiety podburzała, acz ona i Cal z kolei raczej bywali wobec siebie niekiedy złośliwi niż uderzali w prawdziwe kłótnie…
– W jednym z grobowców Hogsmeade zostawiono wiele zabezpieczeń. Nie wiem, czego miały chronić, bo został okradziony wieki temu, ale zabezpieczenia zostały – powiedział, przypatrując się płatkom, wyrytym na ścianie, przez chwilę tak skupiony na wspomnieniu błyszczących zielenią motyli, że nie myślał nawet nad rozwiązaniem zagadki, w obliczu której stanęli w rzeczywistości. – We wnękach, ukrytych pod bluszczem, umieszczono tam magiczne motyle, emanujące światłem. Na drzwiach z kolei były znaki w kształcie motyli. Aby je otworzyć, trzeba odnaleźć wszystkie motyle i zwabić je światłem do odpowiedniego miejsca… po jakimś czasie prawdopodobnie, zostawione w mroku, znów wracają do pierwotnej kryjówki.
Te grobowce intrygowały go już w czasach szkolnych, bo umieszczono na nich runy. Cathal niezbyt rozumiał, po co ktoś robił takie rzeczy aż usłyszał, że jedna czarodziejka ponoć dodatkowo zaklęła grobowiec, by przypadkiem nie mogli wejść do niego krewni… Najwyraźniej czasem tymi ludźmi kierowała prosta złośliwość i niechęć do tego, by ktoś dostał ich skarby, gdy sami odejdą z tego świata.
Być może skarbem Wintera była wiedza.
A może to był tylko test dla tych, którzy zechcą po nią sięgnąć?
Shafiq otrząsnął się z zamyślenia dopiero, kiedy Ginny użyła zaklęcia. Kamień zamieniony w lodowatą taflę zalśnił, płatki śniegu wtopiły się jakby głębiej w ścianę. Coś kliknęło i nagle cały fragment ściany zapadł się, otwierając przed nimi i ujawniając niewielką salkę. W środku znajdował się grobowiec, również zabezpieczony pieczęciami, ale Cala bardziej zaintrygowały dwie skrzynie po jego obu stronach.
– Prawie jak w starych opowieściach. Jeśli ich dotkniemy, prawdopodobnie uaktywni się jakaś klątwa albo pułapka.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#18
30.09.2024, 15:54  ✶  

– Dobrze, będę za tobą chodzić krok w krok – zachichotała pod nosem, mrużąc na moment oczy, zastanawiając się, kiedy Cathal by ją odgonił, gdyby taki scenariusz faktycznie był grany. – Musimy ustalić komendę, żeby się nie zorientowała, a żebym ja mogła robić swoje czary. Co powiesz naa… kauczuk? Musisz to umiejętnie wpleść w rozmowę – paplała dalej, właściwie to bez większego ładu i składu, bo zupełnie pierwsze, co jej przychodziło na myśl. Te kłótnie Cathala i Nell bywały już legendarne. Zresztą jedna z nich była początkiem tej historii, w której Shafiq i McGonagall znaleźli się w dziwacznej jaskini ukrytej pod grobowcem, bo przecież to po Wielkiej Kłótni Nell potrzebowała się rozerwać w Hogsmeade i ten moment wybrał sobie jakiś… ktoś, by spróbować coś wykraść z obozu.

Raczej trudno było sobie wyobrazić, by Ginny miała się z kimś faktycznie kłócić. Nie była uparta, chociaż ambicji jej nie brakowało, nie była też osobą, która musi mieć ostatnie zdanie w rozmowie. Ogólnie była raczej ugodowa, tyle że lubiła od czasu do czasu zagrać komuś na nosie, bo też w ten sposób lubiła okazywać swoją sympatię: dogryzając sobie, ale raczej nieszkodliwie. No i chaos, czasami lubiła oglądać, jak świat płonie, więc delikatnie podpuszczała koleżanki… zwykle wystarczało jedno celne zdanie, a reszta działa się sama. Zapytana, nie umiałaby wskazać żadnej faktycznej kłótni między nią a Calem, albo Nell czy Letą. To też nie tak, że zawsze się wycofywała z ostrzejszej rozmowy, po prostu uważała, że nie ma co się ponosić w takich momentach. Ale nieraz kogoś zrugała, bo nie stosował się do zaleceń lekarza.

– To bardziej jak ćmy niż motyle. Ćmy ciągnie do światła – stwierdziła, słuchając krótkiej opowieści Cathala o grobowcach w Hogsmeade. – Wiesz, że teraz jeszcze bardziej chcę je zobaczyć, prawda? – bo mieli, ale potem były inne, ważniejsze rzeczy i ot… A Ginevra była ciekawska jak kot, niemalże wszędzie musiała coś tyknąć, wsadzić łapkę – niedosłownie, bo nie była tak nierozważna (chociaż żaba zżarła ją przecież nieprzypadkowo) – a taki stary mechanizm z „motylami”? Pewnie Thomas byłby też ciekawy, jak to działa.

Uśmiechnęła się pod nosem niemalże triumfalnie, kiedy kamień zmienił się w gładką, lodową taflę, po czym nagle zalśnił jakimś swoim magicznym, wewnętrznym blaskiem, dziwny znak wtopił się, kliknęło i… coś, co blokowało im przejście – zniknęło. Ginny przekrzywiła lekko głowę, jakby miała dzięki temu lepiej zobaczyć wnętrze kolejnego grobowca.

Dwie skrzynie. No cóż…

– To co? Rób swoje czary-mary i panowie przodem, czy jednak mam iść pierwsza? – uśmiechnęła się uprzejmie, odwracając się do Cathala, po czym ukłoniła się leciutko i dłońmi wskazała mu drogę.

Syn czarnoksiężnika
Cathal wdał się w dużej mierze w matkę z Gauntów: po niej ma dość jasne włosy i jasne oczy. Mężczyzna bardzo wysoki, około 192 cm wzrostu, któremu wyraźnie nie był w życiu obcy wysiłek fizyczny. Gdzieś pomiędzy trzydziestką a czterdziestką.

Cathal Shafiq
#19
30.09.2024, 21:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.09.2024, 21:52 przez Cathal Shafiq.)  
Jeszcze sobie rzucam na af pod edycję
Rzut Z 1d100 - 33
Akcja nieudana

Rzut Z 1d100 - 47
Sukces!


Czy Cathala pierdolnie

– Możesz też chodzić za Nell – podsunął Cathal usłużnie. To było idealne rozwiązanie, bo Guinevere znalazłaby się w pobliżu, gdyby akurat Shafiq zapragnął zamordować Nell, a nie musiałby się martwić, że zobaczyłaby coś, co mogłoby trochę kłócić się z jej moralnością. – Czy „za chwilę cię uduszę” nie byłoby bardziej jednoznaczne?
Poruszył lekko ramionami na stwierdzenie kobiety odnośnie ciem. Mogła mieć rację: Shafiq nie znał się specjalnie na faunie i florze, dla niego owad przypominał motyla, choć takiego, jakiego nigdy nie widział ani w naturze, ani w księgach, mógł więc w istocie być inspirowany raczej ćmą.
– Powiedziałbym, że nie mam nic przeciwko zabraniu cię tam, ale możemy więc w najbliższym czasie… inne rzeczy na głowie – przyznał Cathal, bo pomijając już zwykłe prace badawcze w wiosce, były jeszcze filary i ich tajemnica, sprawa próby wkradzenia się do obozowiska oraz wreszcie Winter, który z fałszywą Nell mógł mieć coś wspólnego… ale wcale nie musiał.
Nie ruszał się z początku, gdy wejście stanęło przed nimi otworem. Spojrzenie jasnych oczu przesuwało się po skrzyniach i grobowcu, ale potem przemknęło także po podłodze, ścianach i suficie: wiedział aż za dobrze, że w takich miejscach potrafiły znaleźć się nieoczywiste pułapki. Nie odpowiadał z początku, nazbyt skupiony na tych poszukiwaniach – toczonych tu i teraz, ale i we własnej pamięci.
– Stój, póki co ładnie wyglądaj, a jeśli uderzy mnie jakaś klątwa, spróbuj utrzymać mnie przy życiu – odparł w końcu po niedżentelmeńsku, po czym uniósł różdżkę, wyczarowując przed sobą tarczę i powoli wszedł do środka. Z początku nic się nie stało. Nic nie stało się także kiedy podszedł do jednej ze skrzyń i zabrał za metodyczne łamanie naniesionych na nią pieczęci.
Wyszło mu to. Uniósł wieko ostrożnie, na początku zaledwie o milimetry.
Cathal naprawdę pod względem run i pieczęci był specjalistą – ale niestety… nie był jasnowidzem. Ani specjalistą od pułapek. Może jeden albo drugi były w stanie zorientować się na czas, że w środku skrzyni wcale nie ma skarbów ani wyników badań – kryło się tam coś, co przy otwarciu… wybuchało. I Shafiqa ocaliła tylko ostrożność, to że uniósł wieko zaledwie odrobinę, przez co zaklęcie nie trafiło go z pełnym impetem.
Odruchowo rzucił się w bok, częściowo schodząc z toru, ale nie było możliwości, aby zdążył umknąć całkowicie, nieważne, jakby był szybki - cisnęło nim w efekcie o ścianę, choć przynajmniej nie połamało ani nie zostawiło poważnych ran.
- Холера - syknął przez zaciśnięte zęby.
Róża Pustyni
Wszystkie przyzwoite przepowiednie są do rymu.
Ginevra rzuca się w oczy. To szczupła i dość wysoka kobieta, sięgająca 177 cm. Ma owalną twarz, opaloną skórę i jasnobrązowe oczy; włosy długie do pasa, ciemnobrązowe, proste i grube. Ubiera się raczej schludnie niż byle jak. Jej usta często zdobi psotliwy uśmieszek. Mówi z akcentem, słychać, że nie jest z Anglii.

Guinevere McGonagall
#20
01.10.2024, 21:57  ✶  

– Wtedy to nie będzie takie zabawne – bo Cathal musiałby się nieco bardziej gimnastykować we wszystkim, gdyby tak łaziła za nim. – Poza tym co jak chciałbyś jeszcze udusić Letę? Przecież się nie rozdwoję – brakowało jeszcze żeby się popukała po skroni w standardowym geście „główka pracuje”. – Byłoby – stwierdziła po prostu.

– Wiem. Ale jak będzie jakaś chwila, to o mnie pamiętaj – odchyliła głowę do tyłu, żeby spojrzeć na Cathala. – Lubię cmentarze – jakby tego jeszcze nie wiedział… Całe ich życie zawowode wkręciło się mniej czy bardziej na cmentarzach, nekropoliach, grobowcach. Wszędzie gdzieś pod stopami znajdowały się czyjeś kości albo prochy. Udawanie tutaj bogobojnych, pisk, że zakłóca się spokój zmarłym – to nie było w jej stylu zupełnie, te miejsca niosły w sobie mnóstwo opowieści i historii, którą łaknęła odkryć.

– Zawsze ładnie wyglądam, ale dla ciebie mogę się postarać bardziej – odgryzła się, ale grzecznie stanęła w miejscu, zamierając jak słup soli, z uwagą obserwując Cathala, który rzucił na siebie tarczę i niczym taran będący żółwiem, wszedł do środka. Stała tam i uśmiechała się leciutko, wyglądając jak ta wiotka mimoza, którą może połamać większy wiatr, nie przewidując tego, co za chwilę nastąpi. Może, gdyby faktycznie ćwiczyła ten dar, co do którego jej matka była pewna, że go odziedziczyła, to byłaby w stanie uchronić Cathala, lecz McGonagall była błogo nieświadoma tego, co się za chwilę stanie. Wieko uniósł ostrożnie, z ledwością, tyle widziała, a i tak… jakieś stare zaklęcie grzmotnęło nim, po czym sam wyleciał w bok, niemalże tak, jak wcześniej pająk zamieniony w kielich – i rąbnął o ścianę.

Nic więcej się nie stało. Żadnych wybuchów, żadnych dymów, żadnych śmierdzących oparów. Ginny przez sekundę zastanawiała się, czy ktoś z zewnątrz tego nie usłyszał, ale zaraz zerwała się z miejsca i chwilę później już klęczała przy Cathalu. Oglądała go uważnie z bliska, swoimi złotymi, kocimi oczyma, szeroko teraz otwartymi. Oddychała też płytko. Trzymała w dłoni różdżkę, mocno, aż jej palce pobielały, a po chwile spomiędzy włosów zaczęła jej wystawać para brązowych, kocich uszu, tylko trochę jaśniejszych od jej własnych włosów, które spływały jej prostą falą na ramiona i plecy. Ostrożnie wyciągnęła ręce do Cala, delikatnie łapiąc go za twarz, po czym jedną dłoń przeniosła mu na szyję – na kark, chcąc go delikatnie zachęcić, by odsunął głowę od ściany. Chciała zobaczyć, czy nie uderzył się tak mocno, że teraz cieknie mu krew.

– Spójrz na mnie. Otwórz oczy i spójrz na mnie – rzuciła po arabsku. Coś tam wcześniej powiedział, nie zrozumiała rzecz jasna co, ale mógł to być tak efekt szoku, jak i tego, że  po prostu bełkotał. – Jak się nazywasz? – nadal trzymała dłoń na jego karku, a jej różdżka zapłonęła światełkiem, które przysunęła mu do twarzy. Chciała sprawdzić, czy nie miał światłowstrętu, czy nie dostał od tego uderzenia wstrząśnienia mózgu – od tego chciała zacząć. Rzecz jasna i resztę chciała obejrzeć. Czy nie siedział w jakiejś dziwacznej pozycji? Czy się ruszał? Czy czegoś sobie nie złamał? Ale najważniejsza była ta głowa.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności: Cathal Shafiq (5866), Guinevere McGonagall (5865)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa