• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ministerstwo magii v
1 2 3 Dalej »
[2.08.1972] O dwóch takich, co zajebali Gringotta | Rodolphus, Lorien

[2.08.1972] O dwóch takich, co zajebali Gringotta | Rodolphus, Lorien
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#11
20.11.2024, 21:23  ✶  
Rodolphus nigdy nie był specjalnie empatyczną osobą - rozumiał emocje, które targały ludzką duszą i umysłem, lecz nie potrafił się wczuć w nie na tyle, by współczuć drugiej stronie. Dodatkowym elementem w tej konkretnej sytuacji, która sprawiała, że nie potrafił wejść w buty Lorien był fakt, że sam na nią sprowadził to nieszczęście w postaci goblina. Goblina, który uczepił się go jak rzep psiego ogona. Zapewne gdyby nie wspomniał, że właśnie szedł do pracy, to sprawa rozeszłaby się po kościach - Brenna jednak wspominała, że właśnie wraca z Ministerstwa, a on nieopatrznie wysunął z rękawa kartę drugiego pracownika tej instytucji, która okazała się nie asem, a podstępnym jokerem.

Jego komentarz był cichy - na tyle, że zapewne gdyby nie byli tu sami, wśród ciszy, to nikt by go nie dosłyszał. Gdy Mulciberowa odchrząknęła, Rodolphus wzruszył tylko niewinnie ramionami, bo oczywistym było, że zrozumiał co to odchrząknięcie miało znaczyć. Czy się jednak tym przejął? Absolutnie nie. Byli tu we dwójkę, nie podejrzewał, że w gabinecie Lorien ściany miały uszy. Zresztą jego stosunek do podras czy podludzi aka mugolaków, być może nie był aż tak szeroko znany, lecz pochodził z rodziny wybitnie nielubiącej wszelkiej skazy na czarodziejskiej krwi. Nie skandował buńczucznie obraźliwych haseł, jednak nie musiał: ludzie patrzyli mu na ręce i z góry zakładali, słusznie zresztą, że za maską neutralności kryła się niechęć.
- Ma pani o nas naprawdę ciekawe zdanie - odpowiedział, unosząc lekko kącik ust. Uśmiech ten nawet sięgnął oczu, w których pojawiły się iskierki rozbawienia. - Obawiam się jednak, że ostatnio jedyne osoby, które znikały z naszego Departamentu, to osoby, które... Nie wytrzymywały presji.
Na pewno musiała słyszeć o mężczyźnie, który biegał po korytarzach Ministerstwa Magii bez spodni - i był właśnie z Departamentu Tajemnic. Co się z nim stało? Cóż... Wakat się zwolnił.
- Nie tylko pani. Jeżeli chciałaby pani zasięgnąć drugiej opinii w sprawie tego co się stało przed godziną, to Brenna Longbottom chętnie wyjaśni jak całe zajście wyglądało z jej perspektywy - czy wrzucał Brennę na minę? Cóż, być może, ale się cholernicy należało za to, kim była i jaka była.

Gdy Lorien podeszła do gablotki, zrobił w jej stronę kilka kroków. Dementorek był wyjątkowo paskudny, ale jednocześnie był cholernie ciekawy. Nie ukrywał nawet swojego zainteresowania miniaturowym Azkabanem. Był przekonany, że każdy kto tylko widział to dzieło, zawieszał na nim oko na dłużej. Każdy, kto myślał - bo Grox najwyraźniej tego nie zauważył.
- Są piękne - mruknął, również szczerze. Pochylił się nieco, wlepiając oczy w dementorka, lecz nie był w stanie powiedzieć, czy to był ten sam, który wcześniej stroił do niego miny: o ile można było to nazwać w ten sposób, bo przecież twarze mieli ukryte pod głębokimi kapturami. - Zachowuje się, jakby chciał wyjść.
Zupełnie jak prawdziwy dementor przemknęło mu przez myśl, bo nie wierzył w to, że strażnicy Azkabanu zadowalali się tylko więźniami. Nie umknął mu fakt, że Lorien zupełnie inaczej patrzyła na swoje pupilki, niż na cokolwiek innego w tym gabinecie. Lekko przechylił głowę.
- Fascynują panią te stworzenia? - zadał pytanie, na które w sumie znał już odpowiedź, ale chciał to usłyszeć z jej ust. Czytał wiele o dementorach, lecz nigdy nie miał okazji stanąć z nimi oko w oko. I prawdę mówiąc nie był pewny, czy by chciał.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#12
26.11.2024, 22:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 26.11.2024, 22:30 przez Lorien Mulciber.)  
Prawda była taka, że pani Mulciber nieszczególnie zdawała się przejmować goblinem - zwłaszcza, gdy ów opuścił wreszcie jej małe, urzędnicze królestwo. Odesłała go w trzy diabły i to się teraz liczyło.
Nie mogła też powiedzieć, że była specjalnie rozczarowana, gdy Rodolphus wzruszył ramionami. Z pewnością tego nie okazała. Ot zrzuciła ostentacyjne gesty na karb młodzieńczego buntu - sama nieszczególnie dobrze ukrywała swoją niechęć do niższych ras jeszcze parę lat temu. Patrzyła na nich z zimną pogardą, górując po trzykroć w swojej drobnej istocie. A potem na stołku zasiadł Nobby i… świat się nie zawalił. Nie nastąpił żaden apokaliptyczny koniec świata i jedynymi przegranymi okazali się ci, którzy w pożałowania godnym gniewie wymaszerowali z Ministerstwa.

- Niech mnie pan źle nie zrozumie. - Uniosła kącik ust w niemalże przepraszającym grymasie.- Jestem wierną przyjaciółką Departamentu Tajemnic. Był czas, gdy rozważano moje przeniesienie do projektów w Komnacie Śmierci.- Wyznała. Nie była to żadna wielka tajemnica, choć ironia zesłania tej konkretnej czarownicy do pracy przy całunach i tajemnicach wieczności zdawało się okrutną ironią. Nie tłumaczyła dalej, odpuszczając sobie ckliwe opowieści. Każdy miał swoje miejsce w trybikach miłościwie im funkcjonującego systemu, niezależnie od korytarzy, którymi każdego dnia kroczyli i celów, które przed nimi stawiano.- Działacie pod wyjątkową presją. Widzę ją czasem w oczach moich drogich przyjaciół, którym dane jest podążać tą ścieżką.
Słyszała o półnagim jegomościu, choć Bogowie zdawali się mieć panią sędzię w swojej opiece - nie przypałętał się w jej rejony. Pokręciła za to powoli i stanowczo głową, gdy Lestrange wspomniał o Brennie. Nie. Nie widziała żadnych powodów, żeby aktualnie nadal ciągnąć kwestię goblina - nie spodziewała się, żeby sprawa wyewoluowała na tyle, by zaszła już teraz konieczność zamęczania młodej brygadzistki. Bo chyba jeszcze nie aurorki? Nie była pewna. To co działo się za ścianą zdawało się być momentami odrębnym światem, który czasem przenikał do jej własnego. Zwłaszcza, gdy jeszcze był tam Stanley.
W co ten dzieciak się wpakował…
Pozwoliła przez chwilę błądzić myślom wokół postaci nieszczęsnego Borgina, ściągnięta na ziemię dopiero, gdy Rodolphus zainteresował się makietą.

Są piękne.
- Są wyjątkowe.- Przyznała. Ostrożnie uchyliła szklane drzwi klosza, pozwalając temu jednemu wypełznąć przez szparę. Zamknęła je dość szybko, by inne się nie zorientowały. Złapała pupilka na otwartą dłoni zanim zsunął się po tafli gabloty na podłogę. Opadł na jej rękę z cichym plop, siedząc przez chwilę bez ruchu. Gestem drugiej ręki dała Lestrange’owi znak, żeby powoli i ostrożnie podszedł trochę bliżej.
- Nie wiem czy fascynacja to dobre słowo, panie Lestrange. O wiele bardziej lubię zrozumienie.- Na tym etapie powinien już się przyzwyczaić, że Lorien nie mówiła nic wprost. Tkwiła za zasłoną zbudowaną z niedopowiedzeń, historii i symboli. Spróbowała delikatnym ruchem odsunąć dementorowi kapturek, ale kościste łapki natychmiast go pochwyciły siłując się i naciągając go mocniej. Odpuściła widząc jego wysiłek i słysząc oburzone prychnięcia. Jeśli mężczyzna podsunął swoją rękę, był to też moment, kiedy istotka całkiem dziarsko, szeleszcząc długą szatą przeskoczyła na jego palce. Dementorek był lekki, dość chłodny i przyjemny w dotyku.
- Azkaban panie Lestrange przypomina nam o tym jakie powinno być prawo.Jako ludzie, czarodzieje, jesteśmy dalecy od doskonałości - kierujemy się uprzedzeniami; wybieramy to co łatwe, a nie właściwe; manipulujemy i dajemy sobą manipulować. Zabijamy dla naszych wartości bo są nasze. Jedyne słuszne i właściwe, prawda?
Dementorzy wyzbyli się tych wszystkich, żałośnie ludzkich przywar. Mogli osądzać bazując na najprostszym z możliwych instynktów - chorobliwej potrzebie przetrwania.
Zamilkła na sekundę czy dwie, zbierając dalsze myśli.
- Nie ma na świecie miejsca, które czyniłoby człowieka człowiekowi równiejszego sobie w obliczu śmierci i cierpienia.-
Dopiero teraz podniosła przepełniony czymś podobnym do rozczulenia i dumy, wzrok z Dementorka na swojego gościa. Uczucia szybko zniknęły, pozostawiając jej oczy na nowo martwe.- Wierzę, że nasz przyjaciel Grox już opuścił mury Ministerstwa i może pan spokojnie wrócić do swoich zajęć. Nie będę pana zatrzymywać.- Przechyliła lekko głowę, patrząc czy jeden z jej pupilków jakkolwiek zareaguje i zechce wrócić w jej "matczyne" objęcia.- Niech pan go weźmie. To nieszkodliwe istotki, choć potrafią rozrabiać, gdy się nudzą. Gdyby za bardzo przeszkadzał - wie pan, gdzie mnie znaleźć.
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#13
02.12.2024, 16:54  ✶  
Zainteresowała go, szczególnie że Komnata Śmierci nie była mu obca. Spojrzał na Lorien z uwagą, lecz nie powiedział nic - bo i co miał mówić? Szkoda, że nie wyszło? A może dobrze, że została tutaj i bawiła się swoimi dementorzymi lalkami? Kiwną jeno głową na jej kolejne słowa. Presja... Presja to było dość dobre określenie, chociaż nie do końca trafne. Poruszali się po cieniutkich niteczkach, przypominających pajęczynę. Jeden niewłaściwy ruch i mogli ją zerwać - dla całej konstrukcji nie była to katastrofa, lecz dla osoby, która spadnie z nitki, już tak. Co i rusz były nowe wakaty, pojawiające się właśnie z tego powodu. Ponoć każdego Niewymownego czekał właśnie ten los: szaleństwo.

Gdy go przywołała, nie miał ochoty podchodzić - być może i był kundlem, czekającym na rozkazy, lecz na pewno nie na rozkazy tego konkretnego Mulcibera. Lecz nie mógł powstrzymać ciekawości, która pchała jego nogi: dementorek wydawał się być... Obrzydliwie, rozkosznie uroczy. Sam się zdziwił, że przyłapał się na podobnych sformułowaniach, tworzących się w jego umyśle. Przecież to tylko magiczna figurka, prawda?
- Azkaban trzyma szaleńców w ryzach. Nie trzeba do niego trafić, by podążać ścieżką prawa, wyznaczonego lata temu - powiedział ostrożnie, wyciągając dłoń w kierunku dementorka. Gdy przeskoczył na jego rękę, przekrzywił lekko głowę. Podobnie jak i Lorien, on sam potrafił poruszać się w sieci niedopowiedzeń. Potrafił również sprawnie ignorować słowa, na które nie chciał odpowiadać: tak, jak teraz, zarzucając kolejne. - Przykre jest, że wyłącznie bat nad głową potrafi niektórym pokazywać, którą ścieżką mają podążać.
Przykre czy nie - mu przykro nie było. On sam nie wybierał ścieżki po łatwości kroczenia nią. Jego sroga była kręta, niezwykle zawiła i przepełniona gniewem, smutkiem, bólem oraz cierpieniem. To nie było łatwe. Lecz było właściwe. I słuszne. Uniósł dłoń z dementorkiem, by przyjrzeć mu się z bliska. Figurka wydawała się małpować jego gesty. Gdy przekrzywił głowę, zrobiła to samo, lecz widać to było wyłącznie po zmianie ułożenia kaptura.

Lorien nie wyjaśniła, na czym polega owo zrozumienie w kwestii dementorów, lecz mógł się domyślać, że wcale nie zechce się tym z nim podzielić. Powiedziała mu wystarczająco. Gdy chciał oddać jej dementora, ten wczepił się kościstymi, zimnymi łapkami w jego palce.
- Myślę, że będę w stanie znaleźć mu zajęcie - powiedział, obserwując jak bardzo dementorek nie chce wracać do Lorien. Poczuł zew wolności? Być może, bo przecież nie mógł go polubić. Te rzeczy czy istoty nie miały w sobie tego czegoś, co mieli ludzie. - Nie powinien się nudzić.
Dodał, cofając rękę. Spojrzał na Lorien uważnie. Milczał przez chwilę, jakby chciał coś dodać, lecz zrezygnował. Ciekaw był, czy była taka od zawsze, czy to wpływ hipnozy Roberta, przy której miał swój udział. Ale skoro chcieli ją kiedyś w Departamencie Tajemnic, to musiała taka być już wcześniej.
- Liczę, że zapomni o sprawie i nie będzie nas mieszał w kradzież... Czegokolwiek - dodał, a jego twarz na moment się rozluźniła. Skinął głową. - Do zobaczenia, pani Mulciber.
Oby nie, ale kto wie, co przyniesie przyszłość?

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Rodolphus Lestrange (3200), Lorien Mulciber (3930)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa