• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 10 Dalej »
[30.08.1972] Sad Boy Summer | Perseus, Rodolphus

[30.08.1972] Sad Boy Summer | Perseus, Rodolphus
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#11
14.10.2024, 15:57  ✶  
Gdyby to oparzenia były problemem, zapewne nie zostawiłby tego tak po prostu. Ale nie, na szczęście nikt się nie oparzył, chociaż skóra nieprzyjemnie ich piekła po tym zajściu. Nie był jednak pewny czy to dlatego, że zupa była gorąca czy dlatego, że po zażyciu eliksiru pióra nagle zaczęły odpadać, co wcale nie było miłym uczuciem. Rodolphus wtedy wspaniałomyślnie oddał swoją marynarkę kuzynce, by uniknęła nieprzyjemnych, ciekawskich spojrzeń. Doskonale wiedział, że w jego przypadku bycie anonimowym (w miarę) to była ogromna zaleta: o nim by pogadali, a potem zapomnieli. A Anne - za nią ten smród ciągnąłby się pewnie dużo dłużej.
- Myślę, że powinieneś na siebie uważać - ostrzegł go, tak jak rodzina rodzinę. Bo byli prawie rodziną, przynajmniej oficjalnie. Czy naprawdę sądził, że ktoś próbował mu zaszkodzić? Cóż... W zasadzie to nie był pewny, co o tym myślał i poniekąd dobrze się zadziało, że Black wspomniał o Florence. Najwyraźniej nie tylko on podejrzewał, że czyimś celem był sabotaż tego wesela. Zwiększało to wiarygodność jego własnych przekonań i odganiało nieprzyjemne myśli o tym, że być może on sam jest podejrzliwy, a po prostu Perseus miał... Cóż, ciekawe poczucie humoru. - W dzisiejszych czasach wszystko ma znaczenie.
Przypomniał mu poważnie, na moment lekko zaciskając palce na kościstym ramieniu. Perseus mówił z sensem, ale chyba zapominał o jednej, bardzo ważnej rzeczy. Rzeczy, od której jego ciałem wstrząsały dreszcze, gdy tylko przypominał sobie swoje poczynania, gdy sam był w podobnym miejscu. Rodolphus nachylił się w stronę Blacka, tak by jego słowa dotarły wyłącznie do ucha zainteresowanego.
- Zapominasz o czymś, Perseuszu. O zemście. Czyż nie ma słodszego uczucia od zemsty za to, że teraz magiczna socjeta plotkuje za twoimi plecami? Przecież to, co się stało, nie było twoją winą, a jednak to ty ponosisz konsekwencje. Nie chciałbyś, żeby osoba za to odpowiedzialna chociażby częściowo pożałowała tego, że porwała się na kogoś z twoim nazwiskiem, o twojej pozycji? - zapytał cicho, gdy jego usta rozciągały się w uśmiechu. Dość złośliwym, chociaż trwającym tylko chwilę. Jak Black mógł w ogóle nie brać pod uwagę tego drobnego szczególiku, jakim była zemsta? Czy może wziął to na tapet, ale postanowił się tym nie dzielić?

Odsunął się, tak samo jak zabrał rękę, chociaż tym razem nie mógł się powstrzymać i z dezaprobatą w oczach spróbował wygładzić zmarszczkę materiału na jego ramieniu. Ten oczywiście wrócił do swojej pierwotnej, wygniecionej formy. Jego ubranie doprowadzało go do furii, jak można było wyjść w takim stanie z domu?
- Czemu nie - mówił Perseusowi na weselu, że nie pije, ale najwyraźniej wyleciało mu to z głowy. Tym lepiej, bo przecież wciąż interesował go ten cholerny kelner, a z pijanych łatwiej wyciągać informacje. Zresztą Black chyba nie zorientował się, że ze szklanki Rodolphusa nie ubyło alkoholu, więc mógł ciągnąć to dalej. Być może Perseus nie był mściwy, lecz Rodolphus: owszem. I mimo że od wesela minął miesiąc, to wciąż pamiętał o tym człowieku, który odpowiadał za zepsucie mu kolejnej koszuli. I marynarki. Powinien zapłacić, chociaż nie było tu mowy o finansowym zadośćuczynieniu. - Nie powinieneś w tym stanie wracać sam do domu. Tym bardziej nie powinieneś się teleportować. Czasy są niebezpieczne, picie do stanu, w którym język ci się plącze, nie jest najrozsądniejszą opcją.
Miał odrobinę pouczający, bezczelny wręcz ton, lecz jednocześnie właśnie wstawał i wyciągał do niego rękę. Zupełnie tak, jakby planował bezpiecznie odprowadzić go do domu. Dżentelmen i bohater.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#12
14.10.2024, 21:08  ✶  
Pełen pobłażliwej, paternalistycznej wręcz czułości uśmiech wygiął usta Perseusa w łuk i zmarszczył skórę wokół jego oczu. Mówienie mu, aby uważał na siebie, to jak nakazywanie ślepemu się rozejrzeć - mógł starać się ze wszystkich sił, ale na koniec i tak czekało go zderzenie ze ścianą, której wcześniej nie mógł nawet zauważyć.

— Mam mgliste przeczucie, że samo uważanie nic nie da... — westchnął z przejaskrawionym, w założeniu żartobliwym zmęczeniem; procenty najwyraźniej zaczynały robić swoje i Black powoli się rozluźniał, a nawet w oszołomieniu wysilał się na słabe, zabarwione odrobiną ponurego dramatyzmu żarty — Jestem jak czarna wrona, która przynosi nieszczęście, gdziekolwiek się nie uda. Taki los, ktoś musi być czarnym charakterem, by inny mógł poczuć się protagonistą.

Przynajmniej nie był dziurą na rodowym gobelinie, choć obawiał się, że jeśli sprawy nadal będą zmierzać w tym kierunku, to do końca tego roku może stać się smutnym, pozbawionym nazwiska wspomnieniem. Ciekawe, co wtedy stałoby się z Vesperą i dziećmi...? Czy ich także pozbawiono by nazwiska, czy może zostałaby potraktowana jak wdowa...? Och, oby to drugie. A najlepiej, żeby nikt nie wypalał dziur na magicznym hafcie.

— Ale nie sądzę, aby którykolwiek z kelnerów czyhał na moje dobre imię lub wasze bezpieczeństwo. Jeśli to był James.... James, którego nazwiska nie pamiętam, ale jego matka jest krawcową w Dolinie Godryka, ma warsztat na pierwszym piętrze w kamienicy naprzeciwko ratusza... W każdym razie, jeśli to był James, to nie ma się czego obawiać. To roztrzepany, ale dobry dzieciak — skrzywił się, gdy zdał sobie sprawę z tego, że brzmiało to tak, jakby on sam nie był roztrzepany. A potem pochylił się w stronę Rodolphusa, jakby miał zaraz podzielić się z nim jakimś sekretem; nawet konspiracyjnie zniżył głos na granicę szeptu — Jego ojciec spadł z klifu w zeszłym roku. Od tego czasu im się nie przelewa. Wiesz, chciałem im pomóc...

I właśnie to wesele uświadomiło Perseusowi, że czasami jest to gra niewarta świeczki. Że chcąc dopilnować, aby nikt z jego środowiska nie został wykluczony w tak ważnym dla niego dniu, sprawił, że sam został wykluczony przez własną rodzinę - przynajmniej w kwestiach współdzielenia rodowego skarbca... Dość ratowania bezdomnych kotów, jeśli nie umiało się najpierw zadbać o samego siebie.

Przez jego plecy przeszedł dreszcz, kiedy poczuł ciepły oddech Rodolphusa na płatku swojego ucha. Och nie, lepiej niech chłopak tak nie robi - był pijany, zrozpaczony i cholernie samotny, a to z kolei stanowiło bardzo niebezpieczną mieszankę godzącą w jego godność i moralność. Nie odsunął się jednak, zamiast tego mocno zacisnął palce na lasce, aż zbielały mu knykcie.

— Zapominasz o jednej kluczowej kwestii, Rodolphusie. Nie jestem mściwym człowiekiem. Zemsta to palenie za sobą mostów; przez moment czujesz satysfakcję z ciepła, ale kiedy patrzysz na zgliszcza, nie możesz wyzbyć się poczucia straty. Bezpowrotnego zamknięcia czegoś za sobą, w dodatku w sposób gwałtowny i agresywny. Wolę być już uznany za szaleńca i żyć w spokoju, zamiast być warującym psem, stale gotowym na walkę — odparł równie cicho — Muszę oszczędzać siły na inne bitwy.

O swoją sprawność, na przykład. O życie i zdrowie Vespery. O ich dzieci. O przetrwanie, zwłaszcza teraz, gdy jeden niewłaściwy krok może ściągnąć na niego jeszcze większy gniew rodziny. Niechaj inni mówią, że jest głupcem - byle tylko był szczęśliwym głupcem. Tylko tyle. Aż tyle.

Zazwyczaj pamiętał o takich rzeczach, jak to, czy ktoś pije. Ale wesele było jednym wielkim chaosem, który pragnął wyrzucić ze swojej głowy. Najchętniej wykradłby wspomnienia wszystkich gości, tak jak pozyskuje się wspomnienia do myślodsiewni, zamknął szczelnie w skrzyni, którą zakopałby gdzieś w Szkocji, a klucz wyrzucił do Morza Północnego, tak, aby nikt nigdy go nie odnalazł. Dla większości ludzi ślub był pozytywnym wydarzeniem; Perseusowi ten dzień kojarzył się jedynie ze stresem związanym z przygotowaniami, ciągłymi pretensjami gości i przykrymi konsekwencjami, jakie czekały go po powrocie z Brazylii. Nie miał pojęcia jak będą wyglądały najbliższe miesiące, ale na samą myśl o przyszłości czuł się chory.

— Och, nie popadajmy w skrajność, mon cher. Mieszkam zaledwie trzy przecznice stąd — zaprotestował, ale bez większego entuzjazmu, przyjmując podaną mu rękę. Własne kalectwo na ogół było okrutne, ale dawało mu pewien istotny dla niego przywilej; mógł iść z drugim mężczyzną pod ramię i nikt raczej nie doszukiwał się w tej scenerii czegoś niezdrożnego. Ot, schorowany człowiek potrzebował wsparcia drugiej osoby...

Wieczór był ciepły, choć już nie tak, jak przed kilkoma tygodniami. Ulice pełne były czarodziejów korzystających z ostatnich podrygów lata, z jednej z alejek ich uszu dobiegła melancholijna melodia katarynki, a w blasku mijanych przez nich żeliwnych latarni  kąpały się ćmy o rozedrganych skrzydłach. Perseus szedł powoli, jakby schorowana noga odmawiała mu posłuszeństwa.

— Masz interesujący kolor aury — odezwał się po chwili, przerywając niezręczne milczenie, jakie zapadło między nimi w chwili, w której wyszli z pubu — Jak rozpalający się węgiel.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#13
14.10.2024, 21:39  ✶  
- Oczywiście, że nic nie da. Możesz mieć oczy dookoła głowy niczym zmutowany pająk, ale bez odpowiedniego przeszkolenia możesz co najwyżej patrzeć jak ktoś wyprowadza cios - powiedział, bo nie do końca o to mu chodziło, gdy mówił żeby Perseus na siebie uważał. Jednak gdy wspomniał o byciu czarnym charakterem, odchrząknął, maskując śmiech. Jakim czarnym charakterem był Perseus Black i co miał z nimi wspólnego poza czarnym nazwiskiem i czarną jak noc krwią? Z całej rodziny Blacków czy Lestrange'ów to on wydawał się najbardziej niewinny, nie licząc oczywiście dzieci. Dzieci, które w końcu dorosną i staną się tacy jak on sam. W chwili, gdy Perseus zdecydował się wyjść za Rookwoodównę, przypieczętował ich los. W zasadzie to w chwili gdy postanowił spłodzić potomka z kimś z rodu Rookwood to przypieczętował ten los. Ale jeżeli nie on, to pewnie byłby kto inny. To było brzemię nazwiska, mało kto potrafił zerwać te okowy w taki sposób, by nie zostać zapomnianym i wyklętym. - Masz bardzo pesymistyczne nastawienie jak na magiterapeutę.
Skomentował, bo do tej pory wydawało mu się, że ten zawód wiązał się z inną psychiką. Teraz jednak zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem wszyscy terapeuci nie byli skrzywieni. Może to była cecha tego zawodu? Powinien to zbadać. Jego myśli wróciły do pracy, do laboratorium i do Departamentu Tajemnic. Do mózgów w tubach, do tych w formalinie i tych przekrojonych, ustawionych pod mikroskopem. Do magicznych nici, które wypełzały z różdżki i wnikały do głów osób, które badali. Nieżywych, oczywiście, bo eksperymentowanie na żywych było niedopuszczalne według Ministerstwa.
- Czemu podejrzewasz akurat Jamesa? - zadał pytanie, wyprowadzając ostrożnie Perseusa z Fontanny Szczęśliwego Losu. Zanim jednak to zrobił, wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki portfel i rzucił barmanowi kilka monet, które z nawiązką pokryły i jego szklankę whisky, i tę Perseusa. I pewnie wszystkie, które mężczyzna zdążył wypić do tej pory. W przeciwieństwie do niego, o czym jeszcze nie wiedział, on nie musiał się martwić o pieniądze. Nie dbał o nie, nawet gdyby ojcu odbiło i zabrał mu klucz do skrytki, to wciąż miał ogromne oszczędności. Taki urok niewydawania na siebie zbyt dużych sum. - Chciałeś im pomóc i uznali to za potwarz, dlatego postanowili się odegrać?
Nie do końca w to wierzył, lecz coś w głosie mężczyzny kazało mu zapamiętać tę informację. Tę oraz kolejną: o wypadku przy klifie. Zanotował to w pamięci, ale w tej chwili nie potrzebował ciągnąć tego tematu. Miał trop, który zwęszył niczym pies myśliwski (ironia, patrząc na jego ostatni sen), i go zamierzał się trzymać.
- Teraz mówisz jak terapeuta - odpowiedział na coś, co w jego mniemaniu było absolutnym pierdoleniem, lecz nie wypadało tego powiedzieć na głos. - Nie każda zemsta jest przepełniona gwałtownością, Perseuszu. Niektóre najlepiej smakują na zimno. Jak ten lodowy ogień, który pojawia się w wielu wierzeniach. Niby nie parzy i nie potrafi cię spalić, lecz gdy dotknie przeciwnika, pozostawia na jego ciele i duszy trwałe blizny, których nigdy się nie pozbędzie. Spójrz na to nie jako na palenie mostów, a na nowy początek.
On był mściwym człowiekiem. Zemsta napędzała go do działania. Zemsta oraz czysta, chora nienawiść, którą hodował w sobie od małego. Jego umysł był tym przesiąknięty, chociaż ludziom pokazywał zupełnie inną maskę. Ludziom, którzy nie należeli do rodziny. Przed Blackiem nie musiał udawać, że zemsta nie chodzi mu po głowie. Przecież Perseus znał Louvaina, który był chyba najbardziej podłą, mściwą kreaturą na tym świecie. Znał Lorettę, która była jego bliźniaczką. Znał wiele osób z ich rodziny i chociaż niektórzy mogli się zarzekać, że to nieprawda, to nikt chyba nie uwierzy w to, że jakikolwiek Lestrange nie żyje zemstą.
- Mówisz, że nie chcesz być stale warującym psem, a jednak zbierasz siły na kolejną walkę. Pytanie tylko czy wygrasz bitwę, a przegrasz wojnę? - zauważył nieco filozoficznie, wyprowadzając go z baru. Przyjemnie chłodne powietrze owiało ich sylwetki, co Rodolphus przyjął z ulgą. Nie lubił tłumów, a tym bardziej tłumów, w których lał się alkohol i paliło papierosy. Nie lubił tego zaduchu. - Podczas spaceru na trzy przecznice może się wiele zdarzyć, ale jeżeli nie chcesz pomocy, zostawię cię.
Odpowiedział, chociaż wcale nie zamierzał go puszczać. Black był pijany, jeszcze tego brakowało, że do plotek o weselu doszłyby kolejne. Rodolphus Lestrange był widziany jako ostatni z Perseusem Blackiem. Wiadomo, że podczas wesela Blacka doszło między nimi do spięcia. Czy Lestrange jest zamieszany w jego zniknięcie? Już widział te pieprzone nagłówki w Proroku Codziennym. Nie, lepiej było go odstawić do domu.

Szedł więc dalej z Perseusem pod ręką, jednak zwolnił wyraźnie, gdy mężczyzna wspomniał o jego aurze. Zerknął na niego z ciekawością, pomieszaną z irytacją.
- Sprawdzasz mnie? - zapytał z pozoru spokojnie, lecz mięśnie na twarzy mu drgnęły. Nienawidził aurowidzów. Dlatego właśnie zdecydował się uczyć oklumencji, żeby te cholerne larwy nie mogły zajrzeć w jego duszę. Miał zbyt wiele do stracenia, by pozwolić by każda ciekawska kocia morda zaglądała w jego wnętrze. - Trafne porównanie. W tej chwili czuję się jak zostawiony na ognisku węgiel, którego ktoś nie dogasił mimo wielu prób. Mogli próbować całe lato, lecz wystarczy tylko mocniejszy podmuch wiatru, by na nowo zapłonął.
Odpowiedział po chwili milczenia, odwracając wzrok. Patrzył przed siebie, lecz wyraźnie się spiął po słowach Perseusa. Jednakże jego porównanie i metafora, którą on sam się posłużył, były trafne. Całe lato testowano jego cierpliwość, robiąc z niego psa na posyłki. Teraz w końcu był wolny i mógł robić to, co robił tak, jak chciał. Według własnych zasad. Nawet jeżeli miałby stanąć na zgliszczach, paląc wszystko wokół.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#14
15.10.2024, 00:11  ✶  
Ramiona uniosły się i opadły w cichym westchnieniu.

— Masz na myśli walkę? Pojedynek... Na zaklęcia? — na twarzy Perseusa pojawił się brzydki grymas, jakby właśnie otarł się o coś obrzydliwego i nie mógł pozbyć się nieprzyjemnego sensorycznego wrażenia — Nigdy nie byłem dobry w pojedynkach. Podobno w teorii całkiem dobrze radziłem sobie z obroną przed czarną magią, ale w praktyce zawsze brakowało mi spontaniczności. Za dużo myślałem, analizowałem każdy ruch przeciwnika i zanim zdecydowałem się na odpowiednie zaklęcie, leżałem obolały na podłodze.

Uśmiechnął się nerwowo, jakby przepraszająco, choć przecież nie miał za co przepraszać Rodolphusa. Nie usłyszał jego chrząknięcia, a nawet jeśli, to nie skojarzył go ze swoimi słowami o byciu tym złym. Niezadowolenie rodziny i łatkę czarnej owcy (tudzież wrony) można było sobie zaskarbić na mnóstwo innych sposobów. Wśród Blacków, na przykład, wystarczyło być miłym względem czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Przecież miał patrzyć na nich z wyższością, nosić swoje nazwisko z godnością i podkreślać swoje szlachetne pochodzenie; tymczasem Perseus czuł się najmniejszym i najniższym z nich wszystkich. Och, jakże on był kiedyś zakochany w pewnym obdartym z nazwiska chłopaku....

— Zdradzę ci pewien sekret; terapeuci też potrzebują swoich terapeutów, choć mało który się do tego przyzna. Wolą szukać ich w kapłanach kowenów, zadymionych barach, albo ramionach kochanek. Magipsychiatria jest jednym wielkim paradoksem. To nie jest zawód dla człowieka, który ma serce z kamienia. Potrzeba cierpliwości, delikatności i empatii, jeśli naprawdę chce się pomóc swoim pacjentom, a nie odsiedzieć dyżur, jakby był karą. Równocześnie wymaga od nas surowości i dystansu, odcięcia się od swoich emocji i wyrobienia w sobie czegoś, co można porównać do znieczulenia. To wyczerpujące — wyznał; był przy tym poruszony i mówił tak szybko, że kilkukrotnie potknął się na spółgłoskach, tworząc ledwo zrozumiałe, bełkotliwe twory. Nie był już tylko lekko podchmielony, ale kompletnie pijany - czuł to w lekkości ciała i zawrotach głowy i tym, jak wszystko nagle wydało się proste, jak policzki rozbolały go od uśmiechania się, a ramię Rodolphusa stało się najlepszą poduszką, na której mógł oprzeć skroń.

— Nie, nie, nie Jamesa. Źle mnie zrozumiałeś — zaprotestował nieco urażony w imieniu swoim, ale też i biednego młodzieńca, który został oskarżony o takie niegodziwe postępowanie — Jedynym, co można mu zarzucić, jest tendencja do chodzenia z głową w chmurach i drżące dłonie, z których stale coś wypada. Nie, to nie James, jestem tego pewien. Mam pewne przypuszczenia, ale to takie... osobiste, intymne i bardzo wstydliwe, że... Nie, nie mogę o tym mówić. Wiesz, myślę, że drążenie tej sprawy pogrążyłoby mnie bardziej, niż to wszystko, co wydarzyło się na weselu.

No bo jak mógłby przyznać się rodzicom, że tamten nieszczęsny list, który przed dwoma laty został wysłany do nich z Francji, wcale nie był kłamstwem zazdrosnego kolegi z pracy? Że tak naprawdę przez ponad rok żył pod jednym dachem z innym mężczyzną, w taki sam sposób, w jaki żyją małżeństwa? Że jego serce częściej wyrywało się z piersi na widok dużych, żylastych dłoni i surowych rysów, zamiast wąskich talii i uśmiechów słanych mu zza wachlarza? Jak wytłumaczyć, że powodem rozpadu jego pierwszego małżeństwa wcale nie była poważna kłótnia (tak naprawdę, to nie było nic, czego nie naprawiłaby pokora i szczera rozmowa), lecz uczucia, jakie żywił do brata swojej byłej żony? A jak wytłumaczyć obecnej, że pojawiła się w jego życiu tylko dlatego, że chciał udowodnić sobie, że nie potrafi stworzyć żadnego związku z kobietą? Kochał ją na swój sposób, uczył się życia u jej boku, zależało mu na niej, chciał dla niej i dzieci jak najlepiej. Ale to nie miłość ich połączyła.

— Wychodzę z założenia, że powinno się walczyć za coś, na czym ci zależy. Za coś, czego nie chcesz stracić. Sęk w tym, że zawsze czułem, że nie pasuję do tej rodziny. Jakbym był kukułczym jajem. Ojciec zawsze dawał mi jasno do zrozumienia, że nie jestem jak moi starsi bracia — rzucił z niekrytym żalem, a zaraz potem pogrążył się w głębokiej zadumie. Ciekawe, czy gdyby Pollux od początku traktował Perseusa tak, jak swoje starsze dzieci, zamiast jak przykrą niespodziankę, która pojawiła się po dekadzie od narodzin Alpharda, to czy byłby dziś zupełnie innym człowiekiem? Poważnym, dystyngowanym, godnym nazwiska Black?

Znał to spojrzenie. Uchwycił je mimo upojenia; w ten sam sposób patrzyła na niego Victoria, kiedy przypadkiem otarł się o jej aurę na łódce w Windermere. Cóż, ostatecznie byli ze sobą spokrewnieni, czyż nie? Poklepał go po ramieniu, jakby chciał go w tej sposób udobruchać.

— Nie, po prostu lubię patrzeć na aury. Cieszę się, że nie pozwoliłeś nikomu zgasić tego żaru; to bardzo piękny ogień — odparł lekko i zatrzymał się przed przeciętną brytyjską szeregówką numer 21, jak głosiła tabliczka na ścianie, konkretniej przed drzwiami ze srebrnymi cyframi 3 oraz 7 na panelu, a zaraz potem wyślizgnął się spod ramienia Rodolphusa i wsadził rękę do kieszeni spodni, poszukując w niej czegoś zaciekle. Wreszcie odnalazł klucze, pokonał trzy schodki kulejąc i doszedł do najtrudniejszej części zadania - trafienie w dziurkę, gdy zaczynał widzieć podwójnie. Udało mu się to jednak już za drugim razem, drzwi ustąpiły z cichym szczeknięciem, a oczom obu czarodziejów ukazał się ciemny korytarz. — Zapraszam — gestem wskazał Lestrange'owi, aby wszedł do środka i zapalił światło w przedpokoju. Został on urządzony w sposób, w jaki można się spodziewać po kimś nazywającym się Black - mahoniowa komoda i wieszak na płaszcze, ciemne tapety we francuskie lilie, obrazy naśladujące renesansowe dzieła, ogólna atmosfera mrocznej akademii, choć jedyna akademia, do jakiej nadawał się aktualny mieszkaniec tego lokum, to Akademia Pana Kleksa, a i to raczej wątpliwe, bowiem jego imię zaczynało się na P.

— Wino, czy gin? — zapytał Perseus, odstawiając laskę do eleganckiego stojaka na laski (w którym czekały na niego dwie inne, mniej ekstrawaganckie niż jego ulubiona z głową kruka) i kulejąc poprowadził Rodolphusa do salonu. Było to pomieszczenie równie ciemne co jego właściciel przedpokój; popielata tapeta i czarne drewno - pod ścianą kominek, na którym piętrzyły się ustawione przez Vesperę bibeloty. Po prawej stronie znajdował się regał z książkami, kredens z fantazyjną zastawą oraz barek, zaś po lewej okno wychodzące na ulicę, które teraz zasłaniały ciemne kotary. W centralnym punkcie stał stolik kawowy, a wokół niego zebrały się krótka kanapa oraz dwa fotele obite czarnym atłasem.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#15
15.10.2024, 00:51  ✶  
- Nie. Mam na myśli metaforyczną bitwę, psychologiczną, której jesteś ofiarą - odparł zdawkowo, lecz nie zamierzał kontynuować tego tematu - przynajmniej nie tutaj. Kompletnie nie chodziło mu o zaklęcia czy pojedynkowanie się, jak na przykład pojedynek między jego kuzynem a Nottem. - Każdy z nas ma jednak inne mocne strony.
Dodał w zamyśleniu, bo przecież nie każdy był stworzony do fizycznej walki. Większość bitew rozgrywała się na szachownicy życia, a na same bitwy wystawiano pionki, które były mięsem armatnim.

Gdy Perseus mówił, on słuchał. Był bardzo dobrym słuchaczem - większość ludzi w jego otoczeniu mówiła, podczas gdy on notował w pamięci poszczególne skrawki ich wypowiedzi. Nauczył się, że lepiej się nie odzywać, gdy ktoś zaczyna wchodzić na poziom monologu. Tak poniekąd traktował wywód Blacka, chociaż skłamałby gdyby powiedział, że to nie było poniekąd ciekawe. Na jego twarzy wymalował się jednak chytry, niemalże lisi uśmiech.
- Czy to dlatego siedziałeś samotnie przy barze, Black? Bo nie mogłeś znaleźć nikogo z konwenu albo żadna kochanka nie była w stanie zaspokoić twojej potrzeby zwierzeń? - kolejna szpileczka, z pozoru niewinna i żartobliwa, wypowiedziana jednak dość jadowitym tonem. - Nie odpowiadaj. Uznajmy, że barman był najlepszą i najłatwiej dostępną opcją.
Nie zamierzał wysłuchiwać zwierzeń Perseusa na ulicy. Lepiej dla każdego i zdecydowanie bezpieczniej byłoby, gdyby uznali, że to po prostu mały wypadek przy pracy i faktycznie alkohol oraz przypadkowy barman byli najlepszą możliwą terapią dla Blacka.

Blacka, którego najwyraźniej alkohol wcale nie otrzeźwił. Opierał się na nim i bełkotał, a także uśmiechał się tak, jakby jutra miało nie być. To z jednej strony było fascynujące, a z drugiej - odrażające. Nie dlatego, że on sam był odrażający lecz dlatego, że alkohol potrafił robić z ludźmi straszne rzeczy. Tak naprawdę to Lestrange nie rozumiał kompletnie, dlaczego picie tej trucizny było społecznie akceptowalne. Nawet w niewielkich ilościach była toksyną, która niszczyła mózg i upośledzała absolutnie wszystkie zmysły. Miał tutaj żywy przykład, ale Black nie był pierwszą osobą, którą odprowadzał w takim stanie. Westchnął więc tylko, wzmacniając uścisk na jego talii, gdy ten znowu się potknął. Ta laska w zasadzie była już zbędna, bo pozwolił Perseusowi uwiesić się na sobie. Był wysoki, dbał o siebie i w zasadzie łatwiej mu było pozwolić by oparł się o niego całym ciałem, niż gdyby jeszcze miał stukać wszędzie dookoła tą laską, z którą się nie rozstawał.
- W takim razie nie będę tego drążył - będzie. Oczywiście że będzie, ale nie w tej chwili. Nawet nie skłamał, bo w tej chwili nie miał zamiaru ciągnąć mężczyzny za język. Zanotował to, co było potrzebne do jego małego planu, a kolejne rzeczy obmyśli potem, gdy Perseus puści farbę. Bo tego, że puści, był pewny.

- To chyba pierwsza uprzejma i szczera rzecz, którą od ciebie słyszę - mruknął, gdy niejako w swojej obronie się wytłumaczył. Czy go to przekonało? Absolutnie nie. Ale czy zamierzał się teraz nad tym zastanawiać? Także nie. Pozwolił mężczyźnie wysmyknąć się z uścisku, chociaż gdy widział jak próbuje trafić w dziurkę od klucza, miał ochotę po prostu zabrać mu te klucze i go wyręczyć. Powstrzymał się jednak od tego gestu, zaciskając ledwo zauważalnie szczęki. Alkohol to było zło, doprawdy nie rozumiał, czemu ludzie pili i świadomie doprowadzali się do takiego upodlenia.
- Nie uważasz, że w twoim stanie ci już wystarczy? - powiedział, zamykając za sobą drzwi. Podążył za Perseusem do salonu, lecz gdy jego wzrok napotkał barek, brwi uniosły się w wyrazie niedowierzania. Co z tego, że sam miał niemalże identyczny - on po prostu z niego nie korzystał, a tu miał wrażenie, że Perseus zaraz opróżni go samodzielnie. - Cokolwiek próbujesz stłumić przy pomocy alkoholu, w następnych dniach wróci ze zdwojoną mocą.
Doskonale o tym wiedział. Nie z doświadczenia, oczywiście, lecz godziny które poświęcił na badania akurat tego aspektu wpływu na mózg śmiało mogły przerodzić się w dnie, a te: w tygodnie i miesiące.
- Uważasz że warto przyćmiewać swoje emocje w taki sposób? - zapytał, biorąc delikatnie Perseusa pod ramię. Chciał, żeby zrezygnował z tego nieszczęsnego barku i po prostu posadził tyłek na kanapie, zastanowił się nad tym - chociaż wiedział, że umysł pijanego działał zupełnie inaczej, niż umysł trzeźwego.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#16
15.10.2024, 22:51  ✶  
W odpowiedzi z ust Perseusa wyrwało się jedyne pełne troski zmartwienie; zaraz potem oparł głowę na ramieniu Rodolphusa i przylgnął do niego mocniej, kiedy poczuł jego rękę obejmującą go w pasie. Nie był aż tak pijany - a przynajmniej na takiego się w tamtym momencie nie czuł - aby musieć się na nim uwieszać, ale postanowił wykorzystać okazję. Właśnie tego potrzebował w tym momencie najbardziej, do tego tak desperacko drążył; do ramion oplatających jego sylwetkę i przeświadczeniu, że może na kimś polegać. Nawet jeśli potrwa to zaledwie kilka minut potrzebnych im do pokonania tych nieszczęsnych trzech przecznic...

— Jak możesz tak mówić, Rodolphusie? — rzucił zbolały wobec oskarżeń, na które miał nie odpowiadać, ale nie potrafił pozostać wobec — Nie potrzebuję żadnej kochanki. Kobiety nie są moim głównym zainteresowaniem.

Nie mówił już wiele; zdawał się rozkoszować chłodnym nocnym powietrzem na swojej twarzy, ciepłem bijącym od ciała Lestrenge'a oraz stukotu ich własnych kroków - Rodolphusa pewnych i miarowych, Perseusa zaś chaotycznych, stale gubiących rytm i połączonych z charakterystycznym odgłosem metalowej końcówki laski ciągniętej po chodniku. Światło ulicznych latani uniemożliwiało im zobaczenie gwiazd, ale Blackowi wcale to nie przeszkadzało. Pochodzenie z rodu astronomów niejako wymuszało na nim znajomość mapy nieba; potrafił więc wyobrazić sobie świetliste punkty nad ich głowami i niemalże bezbłędnie wskazać ich pochodzenie.

— Kolejnym paradoksem magipsychiatrii jest to, że niektórzy z nas są ogromnymi hipokrytami — bez żadnego konkretnego powodu wyznał mu tuż pod domem, zanim jeszcze rozdzieliło ich gorączkowe poszukiwanie kluczy; najwyraźniej przez całą drogę zastanawiał się nad tą kwestią i dopiero teraz udało mu się ubrać swoje myśli w słowa  — Mówię na przykład, że nie ma nic wstydliwego w okazywaniu uczuć, ale kiedy już do tego dochodzi... bardzo się wstydzę, że pozwoliłem sobie na emocje.

Wzdrygnął się wobec jego reprymendy. Odwrócił się w jego stronę z miną zbitego psa i nie powiedział nic (właściwie, to nawet nie wiedział, co powinien powiedzieć, był poruszony tak samo jak wtedy, gdy na piątym roku przyłapano go z Elliottem w damskiej toalecie w Hogwarcie, choć nie robili tam niczego niestosownego poza rozmawianiem z duchem Jęczącej Marty) i pozwolił się zaprowadzić na kanapie. A kiedy już na niej usiadł, nie mógł wyzbyć się wrażenia, że całe jego ciało zapada się w jej miękkości, a wszystkie członki stają się nagle ciężkie jakby stworzono je z ołowiu. Kręciło mu się w głowie, jakby znalazł się na rozpędzonej karuzeli, ale nie było to wcale nieprzyjemne uczucie.

— Pewien człowiek powiedział mi kiedyś, że nikomu z nas nie jest obiecane jutro. I tego chciałbym się trzymać — odchylił głowę do tyłu, składając kark na oparciu kanapy, a potem drżącymi palcami rozpiął dwa guziki czarnej koszuli; spod materiału nieśmiało wychylił się biały tors, zdecydowanie zbyt blady jak na kogoś, kto właśnie wrócił z Brazylii — Nie wiem, co będzie za kilka dni. Nie wiem, czy w ogóle następne dni będą mi dane. Liczy się tylko dziś, a ja dzisiaj nie chcę czuć nic.

Uśmiechnął się smutno, delikatnie odwracając twarz w jego stronę.

— Nie, nie uważam, że warto. Jutro obudzę się z potwornym bólem głowy i znów rozpocznę torturowanie swojej wątroby, tym razem środkami przeciwbólowymi. Ale to najskuteczniejsze lekarstwo, jakie znam — zaraz oczywiście po rzeczywistych eliksirach, które tak chętnie wypisywał swoim pacjentom.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#17
15.10.2024, 23:49  ✶  
- A wiec barman - odpowiedział z dziwnym uśmieszkiem, malującym się na jego twarzy. - Nie martw się, wiele osób przedkłada nad uciechy cielesne męskie towarzystwo, szczególnie jeżeli w tym towarzystwie jest alkohol. Kto lepiej zrozumie mężczyznę i jego rozterki jak nie drugi mężczyzna?
Być może nie wyłapał aluzji, a być może postanowił zakończyć ten temat, decydując się nie ciągnąć rozmowy w kierunku, która mogłaby negatywnie wpłynąć na ich relację. Wyczuwalnie jednak drgnął, gdy Black zdecydował się na dobór takich a nie innych słów. Wiedział? Nie, nie mógł. Nikt nie wiedział, że on teraz nie mieszka u siebie. Nikt nie wiedział, co zaszło między nim a Robertem czy Nicholasem lub Charlesem. Dbał o to, by to, co się działo za zamkniętymi drzwiami, nigdy nie ujrzało światła dziennego. Musiał więc mieć na myśli zwierzanie się barmanowi, nic innego, prawda?

Kolejne wyznanie. Tym razem Lestrange lekko przekrzywił głowę, nie wiedząc czy być bardziej zaskoczonym, czy... W sumie nawet nie wiedział, co powinien czuć. Milczał więc, dając mężczyźnie czas na znalezienie kluczy i trafienie nimi do zamka.
- Uczucia są... Są. Ale niektóre powinno się chować głęboko, żeby nie wyszły na wierzch. Mogą być niebezpieczne, a ktoś niepowołany może je wykorzystać przeciwko nam - powiedział w końcu, odprowadzając go na kanapę. Zapewne żaden terapeuta się z nim by nie zgodził, ale Rodolphus nie potrzebował terapeuty. To znaczy: potrzebował lekarza od głowy, ale to można było tylko przypuszczać, bo on sam nigdy by nie powiedział, że potrzebuje w tej sferze pomocy. Według niego samego jego postępowanie było słuszne, właściwe i jak najbardziej poprawne. Zarówno jeżeli chodzi o zemstę, jak i chowanie uczuć. Usiadł na kanapie obok Blacka i westchnął. - Ten człowiek brzmi jak Morpheus Longbottom lub Vakel Dolohov i jeżeli to był któryś z nich, to muszę zdradzić ci sekret.
Powiedział, odwracając się lekko w jego stronę. Ta kanapa była dość krótka, dużo krótsza niż ta, którą sam miał w mieszkaniu. Utrudniała zachowanie dystansu, ale ten nie był teraz potrzebny.
- Którykolwiek z nich to był, to pierdoli od rzeczy - to były dość zaskakujące słowa, bo Lestrange prawie nigdy nie przeklinał. Ale nie mógł pozostać bierny i stonowany wobec takich kocopołów, które słyszał. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że alkohol potęguje odczuwanie emocji?
Zapytał, opierając rękę o oparcie kanapy. Zabębnił szczupłymi palcami w materiał, próbując zebrać myśli. Jego wzrok na chwilę zatrzymał się na odsłoniętym torsie mężczyzny. Czy nie powinien być bardziej opalony, skoro wrócił z ciepłych krajów? Zmarszczył na chwilę brwi. Może nie wychodzili z jakiejś rezydencji? Nie jego sprawa tak w zasadzie, chociaż miał wrażenie, że w tej układance brakuje mu kilku puzzli, by móc w pełni zrozumieć ten obraz.
- Są inne sposoby, szczególnie skoro wiesz, że nie warto w ten sposób postępować. Jesteś dorosłym człowiekiem i nie będę ci prawić morałów, ale alkohol nigdy nie jest rozwiązaniem. Upośledza nasz mózg, a co gorsza: utrzymuje się w organizmie przez długi czas. Żebyś mógł wytrzeźwieć całkowicie i stuprocentowo, powinieneś go odstawić na co najmniej kilka miesięcy. Wlewając w siebie hektolitry mocnego alkoholu niszczysz samego siebie. Czy tego szukasz? Unicestwienia? Na to również są inne sposoby - głos miał, mimo nauczycielskiego wywodu, przyjemny. Jednostajny, nieoceniający. Jakby właśnie referował mu któreś z badań, nad którymi spędzał tyle czasu w Departamencie Tajemnic. - Chyba że tego właśnie chcesz, ale boisz się zrobić to szybko, więc trujesz siebie alkoholem i lekami, rozwalasz sobie głowę, doprowadzasz ciało do drżenia a żołądek i wątrobę do całkowitego zniszczenia?
Raz na jakiś czas warto było się urżnąć w trupa. Wziąć na klatę skutki nadmiernego picia, przeżyć to raz jeszcze i spojrzeć na drżące w delirium dłonie, by zaraz przycisnąć je do pulsujących skroni, gdy nawet powiew wiatru wydawałby się krzykiem. Kac to była reakcja obronna organizmu. Mówił "nie rób mi tego więcej", ale ludzie nie rozumieli siebie w pełni, nie potrafili odczytać prostych i jasnych sygnałów. Więc leczyli objawy, a potem pili dalej.
- Wspominałeś, że magipsychiatrzy są hipokrytami. Czy miałeś na myśli także siebie? - zapytał, przekrzywiając głowę. Ach, jakże to by było piękne. Perseus Black, który mówi innym jak mają postępować i żyć, podczas gdy sam nie wie, co ma robić ze swoim życiem. Pięknie ironiczne. - Czy to po prostu jedno, małe potknięcie na twojej drodze? A jutro wstaniesz, zażyjesz leki i będziesz przeżywał kolejny dzień za dniem, bo jak mówiłem: kimkolwiek był ten "człowiek", o którym wspominasz, to strasznie pierdolił. Owszem, możesz nagle umrzeć, tu i teraz, ale równie dobrze możesz dożyć starości i cieszyć się tym, po co chcesz wyciągnąć rękę.
Przesunął rękę, by ostrożnie puknąć czoło Perseusa opuszkiem palca. Uniósł kącik ust w uśmiechu. Na wszystkich bogów, ta rozmowa przypominała mu rozmowę z Charlesem. To także było cholernie ironiczne, bo karmił się bólem zarówno jego, jak i Mulcibera, a jednak słowa, które wypływały z ust Lestrange'a, były pocieszająco-wspierające.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#18
16.10.2024, 12:41  ✶  
Może i Rodolphus nie chciał doszukiwać się dwuznaczności w słowach Perseusa, a nawet próbował usprawiedliwić go przed samym sobą, ale Black nie zamierzał tak łatwo porzucać tematu. Doszedł już do stanu, w którym nie zastanawiał się nad konsekwencjami swoich słów; ostatecznie i tak wszystko można było zrzucić na karb alkoholu, prawda? Zresztą, myślenie długoterminowe nie było najwidoczniej jego mocną stroną, o czym świadczyły wszystkie spadające na niego wydarzenia.

— Och nie, akurat barman w Fontannie nie jest w moim typie — roześmiał się serdecznie, chyba rozwiewając przy tym wszystkie wątpliwości — Przypomina mi pewnego Francuza, którego najchętniej wymazałbym z pamięci.

Raphael. Znajome imię rozkołatało się pod kopułą czaszki, a przez twarz Perseusa przebiegł grymas bólu. Och, ileż by dał, by nigdy nie spotkać tego człowieka. A najlepiej - by nigdy nie wyjechać do Francji, być od razu szczerym w kwestii swojej choroby, nie wymyślać upadku z miotły, okłamywać wszystkich (i przy okazji, samego siebie, bowiem bywały takie dni, że naprawdę wierzył, że to nie petryfikacyjne zaniki nerwowe pozbawiały go sprawności, a rzeczywisty wypadek, który naturalnie nigdy nie miał miejsca; przeczytał o podobnej historii w paryskiej prasie i przerobił ją pod siebie w taki sposób, by brzmiała wiarygodnie, a ludzie kręcili głowami ze współczuciem mówiąc cały ty, Perseusie! - wypadek wydawał mu się mniej wstydliwy niż choroba; wypadku można było współczuć, chorobą niekiedy się brzydzono; pamiętał przecież zmęczoną pogardę na twarzy matki, gdy trzeba było urządzać pokój dziadka na parterze i usuwać wszystkie progi, by jego wózek mógł się poruszać po Grimmauld Place).

A teraz siedział na kanapie obok Rodolphusa i wsłuchiwał się w jego głos połączony z własnym oddechem i tykaniem ozdobnego zegara na kominku. Tik-tak, wdech-wydech, sy-la-ba. Lestrange mówił o alkoholu i wróżbitach - nie, to nie był żaden z nich, chciał powiedzieć, ale głos odmówił mu posłuszeństwa - a jemu było rozkosznie wszystko jedno. Uśmiechał się do niego i patrzył mu w oczy; jego tęczówki nabierały szelmowskiego zielonego błysku w miękkim świetle witrażowej lampki stojącej nieopodal.

— Rozgryzłeś mnie — leniwie uniósł dłonie w geście podania i zaraz opuścił je na dół, kładąc je na swoich udach i lekko zacisnął palce na materiale spodni, jakby był zestresowanym uczniem na dywaniku u dyrektora — Siedem lat. Dokładnie siedem lat temu zacząłem fantazjować o śmierci; kilkukrotnie nawet próbowałem to wszystko zakończyć, ale zawsze coś mnie powstrzymywało. Zresztą, obawiam się, że koniec wcale nie byłby końcem moich cierpień i z moim szczęściem wróciłbym jako duch snujący się ulicami, nie mogąc odejść do Limbo — skrzywił się — Wybrałem więc powolniejsza truciznę. Zresztą, ja wiem, kiedy umrę. To znaczy, że znam konkretnej daty, ale podjąłem decyzję, że będzie to tego samego dnia, kiedy choroba zabierze mi zdolność chodzenia. Bo wiesz... — zniżył głos, choć wcale nie musiał; nie było obaw, że ktoś ich usłyszy — ...to, co dzieje się z moją nogą nie jest efektem powikłań po złamaniu, jak powiedziałem wszystkim. Nie wiem dlaczego w ogóle to wymyśliłem, chyba bałem się, że się ode mnie odsuną i zaczną traktować jak ciężar.

Siedem lat; dokładnie siedem lat temu usłyszał diagnozę. Wyjechał do Francji z dnia na dzień, zostawił Elliotta, ich wspólne mieszkanie w mugolskiej dzielnicy i bezdomnego kota, zabrał ze sobą tylko jeden kufer podróżny i wystarczająco pieniędzy, by przeżyć kilka miesięcy w Paryżu na przyzwoitym poziomie. Bał się tej chwili - bał się, że gdy wyzna komuś prawdę, ziemia pod jego stopami się rozstąpi i wciągnie go prosto w piekielną otchłań. Ale tak się nie stało - pomiędzy nimi zapadła niemalże absolutna cisza. I tylko tykanie zegara, i dwa oddechy mieszające się w harmonii.

Poczuł palec na swoim policzku. Och nie, Rodolphusie, lepiej go zabierz, bo wezmę całą rękę, pomyślał jeszcze, zanim rzeczywiście przeszedł do działania. Ciepły dotyk na zimnej skórze był uzależniający. Był pokarmem dla jego wygłodniałej duszy.

— Mówiłem przede wszystkim o sobie — odpowiedział łagodnie, a potem chwycił go za rękę i zaplótł swoje palce z jego własnymi i trwał tak w milczeniu przez dłuższą chwilę, rozważając coś intensywnie, o czym świadczyły jego półprzymknięte powieki i lekki uśmiech —  Jeśli nie wino, to mam w lodówce lemoniadę — zmienił nagle temat i puścił jego rękę, zakłopotany swoją własną reakcją.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#19
16.10.2024, 14:10  ✶  
- Twój język zawsze jest taki długi, gdy jesteś pijany? - zapytał, unosząc brwi. Tego typu wyznania były cholernie niebezpieczne, doskonale o tym wiedział. Dlatego sam ukrywał te niewygodne uczucia, które eksplodowały tego lata. O tym właśnie mówił: czasem trzeba było coś głęboko zakopać, żeby nie ujrzało nigdy światła dziennego. Celowo sprowadził rozmowę na takie a nie inne tory, by pozwolić Perseusowi na podchwycenie nitki, którą mu rzucił. Wolałby, by za nią podążył i zachował pozory, bo skoro tego typu wypowiedzi przychodziły mu z taką łatwością przy nim, a przecież wcale nie mieli jakichś dobrych relacji, to co by było, gdyby na jego miejscu znalazł się kto inny?

Pracował przez wiele lat, by ludzie, których sobie upatrzył, nie czuli się skrępowani by zwierzać mu się ze swoich problemów. Co prawda Perseus nie należał do tego grona, ale najwyraźniej wyszło to naturalniej, a maska którą przywdział na ten moment, działała lepiej niż się spodziewał. Nie miał zamiaru narzekać z tego powodu - przeciwnie. Im więcej człowiek wiedział, tym lepiej mógł się poruszać wśród innych ludzi. Miał też większą władzę, bo przecież wiedza była potęgą.
- I jak zostaniesz zapamiętany? - nie kwestionował tego, że Black rozmyślał o śmierci. On sam przecież kroczył z nią ramię w ramię, niczym równy z równym, choć doskonale wiedział, że nigdy nie będą równi. Działał na jej zlecenie i pozbawiał innych życia, lecz zdawał sobie również sprawę z tego, że jeżeli taka będzie jej wola: sam zginie. Śmiercią powolną i bolesną lub szybką. Kroczył po bardzo cienkiej linie, angażując się w sprawy Voldemorta i swoje własne coraz bardziej, a to było igranie z ogniem. I chociaż sam często przyrównywał się do niszczycielskich płomieni, tak wiedział że gdy te wybuchną pod wpływem podjęcia złej decyzji, sam spłonie.

Nie miał zamiaru go pocieszać. To, co mu powiedział, obeszło go jak zeszłoroczny śnieg. Nie miał w sobie ani grama współczucia dla Perseusa, który obnażał przed nim swoją duszę i sekrety. Czy zaczęliby go traktować jak ciężar? Być może tak by właśnie było. Może odsunęliby go od ważnych spraw, może ciągnęłyby się za nim kpiące spojrzenia zamiast tych współczujących? Życie pod ciężarem oceny było cholernie wymagające i niewygodne.
- Być może dobrze zrobiłeś - odpowiedział w końcu, odnosząc się zaledwie do końcówki jego wywodu na temat nogi i okoliczności wypadku, który nigdy nie zaistniał. Nie chciał się w to zagłębiać, chociaż w jego głowie pojawiło się co najmniej kilka scenariuszy przyszłości, gdyby Perseus jednak zdecydował się wyjawić swoją tajemnicę światu. - Hipokryzja to bardzo brzydka emocja.
Dodał jeszcze, niezwykle kłamliwie. Przecież sam był hipokrytą i nie był pewien, czy nie większym niż Perseus Black. Pomiędzy nimi jednak istniała kolejna różnica: Black zdawał sobie z tego sprawę, Lestrange z kolei nie dopuszczał do siebie tej myśli.

Nie pozwolił mu puścić swojej ręki. Mógł rozluźnić palce i chcieć oswobodzić swoją dłoń z uścisku, lecz Rodolphus mu na to nie pozwolił. Wzmocnił uścisk, jednak nie na tyle, by było to bolesne. Coś niebezpiecznego błysnęło w jego oczach, gdy pochwycił wzrok Perseusa. Ten szelmowski błysk w oku Blacka był jednak niczym w porównaniu z jego rezygnacją i bólem. Czy dało się go bardziej upokorzyć? Czy miał w ogóle jakiekolwiek szanse w tym starciu, czy dało się jeszcze bardziej skopać leżącego, który zaczynał akceptować swój los? Nachylił się nad wciąż opierającym się swobodnie Perseusem.
- Tobie przydałaby się szklanka wody i eliksir, który przyspieszy metabolizowanie alkoholu, który w siebie wlałeś - powiedział cicho, niebezpiecznie zbliżając twarz do jego twarzy. I kto tu brał całą rękę, gdy dało mu się zaledwie palec? Gdyby nie ten uścisk dłoni, splecenie palców, to zapewne przystałby na tę lemoniadę. Ba, sam by ją zrobił, ale ostatnio moralność Lestrange'a pikowała w dół i gdy już raz przekroczył granicę wykorzystania pijanej osoby, ciężko było zawrócić. To było zbyt kuszące, zwłaszcza gdy usłyszało się tyle aluzji podczas ich krótkiej rozmowy. - I sen. Sen zawsze dobrze robi na organizm.
Dodał jeszcze ciszej, lecz wolna dłoń oparła się swobodnie na udzie Blacka. W tej pozycji nie było mowy, by mógł wstać i po prostu przejść do sypialni, chyba że chciałby się wyrwać. Podejrzewał jednak, że Perseus był zbyt pijany, by wykonać tak gwałtowny ruch.
corbeau noir
— light is easy to love —
show me your darkness
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.

Perseus Black
#20
16.10.2024, 17:22  ✶  
Owszem, jakaś część duszy Perseusa krzyczała, żeby zachował ostrożność, nie dawał wiary uprzejmym gestom i słowom otuchy. Rozsądek jednak został już dawno przytłumiony przez inny, donośniejszy głos, domagający się z rozpaczą bliskości drugiego człowieka, kompana do rozmowy, ramię, na którym będzie mógł złożyć swoją głowę i poczuć jak wszystkie troski - przynajmniej na kilka godzin - odchodzą w niepamięć. W zapomnienie... Tak, to właśnie zapomnienia potrzebował teraz najbardziej, dlatego nie widział (albo uparcie ignorował to, że widzi) jego lisiego uśmiechu, nie zauważał, że prowadzi nieodwzajemniony monolog pełen swoich sekretów oraz że coraz bardziej zaplątuje się w misternie utkaną sieć Rodolphusa, który z jakiegoś powodu kojarzył mu się z pająkiem. Smukły, wysoki, z pewnością jadowity. Ale pogrążonemu w smutku Perseusowi przestało już zależeć na tym, czy stanie się jego ofiarą; niech go sobie weźmie, wyrwie serce z klatki żeber i zmiażdży w dłoni, jeśli tylko to sprawi, że przestanie czuć ból.

— Mam nadzieję, że nijak. Jeśli będę mieć to szczęście, że ominie mnie pośmiertne wydziedziczenie, wsadzą moją urnę do rodowego mauzoleum i być może przez jedno pokolenie będą mi zapalać świece na Samhain. Jeśli nie, trafię do bezimiennego grobu, moje kości wymieszają się z kośćmi mugolaków i być może za kilkaset lat odnajdą nas archeolodzy — odparł ze wzruszeniem ramion; pozornie obojętny, lecz w drżeniu jego głosu wybrzmiewał zawód, niewypowiedziane wprost błaganie nie zapominajcie o mnie, nie udawajcie, że nigdy nie istniałem — Cokolwiek się ze mną stanie, chciałbym być już wtedy w Limbo.

O ile jakiekolwiek Limbo istniało - Victoria podobno je odwiedziła. Czuł bijący od niej chłód, gdy siedzieli naprzeciwko siebie w ciasnej łódce na jeziorze Windermere, ale czy to, co ujrzała podczas Beltane było naprawdę miejscem, do którego dusze trafiają po śmierci? Czy może wszystko to było jedynie zbiorową halucynacją?

Nie chciał dłużej o tym myśleć. Nie chciał rozważań w momencie, w którym obok niego siedziało życie - gorące, żarzące się przypalaną na czerwono aurą. W swej zachłanności (pomieszanej niewątpliwie z desperacją samotności) pragnął pochwycić go w ramiona, przycisnąć do siebie i ogrzewać się nim tak długo, aż jego żar wyrwie go z tego emocjonalnego marazmu i sprawi, że zamiast pogrążać się w swojej rozpaczy, zacznie wykorzystywać okazje, które daje mu los.

— Każdy jest trochę hipokrytą — powiedział beztrosko, jakby mówił o pogodzie — Jesteśmy tylko ludźmi. Uginamy się pod ciężarem zewnętrznych czynników, czasem także i tych wewnętrznych i tym samym naginamy swoje zasady. Ale nie ma w tym nic złego, jeśli nikogo się nie krzywdzi i ma w tym umiarkowanie; ciągła dyscyplina prowadzi do monotonni, a to z kolei... Wiesz, uważam, że czasem trzeba poddać się chaosowi. A może to ja nie umiem żyć w ciągłym porządku, nie znam rutyny...

Miał przecież tendencję do rozgrzebywania kilku rzeczy naraz i nie kończenia żadnej lub robienia ich po łebkach, gdy zabrakło czasu. Często gubił jakieś przedmioty, mówił dużo, rzadko myślał o konsekwencjach swoich czynów, reagował przesadnie emocjonalnie, stale musiał robić coś z palcami, bo inaczej dostałby szału, nie umiał się skupiać na wykonywanych czynnościach lub skupiał się na nich za bardzo, zapominając na przykład o tak podstawowych czynnościach jak jedzenie, dawno nie przeczytał żadnej książki do końca i czytał po kilka naraz, mówił szybko, kiwał się na krześle i machał nogami pod stołem. Mugolscy psychiatrzy zapewne zdiagnozowaliby u niego zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, ale on nawet nie chciałby słyszeć, że istnieje jakieś zaburzenie, na które może cierpieć. O wszystko obwiniał siebie, drapał skórę do krwi i pytał samego siebie, dlaczego jest właśnie taki.

Zadrżał, gdy Rodolphus ścisnął jego dłoń. Spodziewał się raczej, że młodzieniec wyślizgnie się z jego uścisku z grymasem obrzydzenia na twarzy i natychmiast wytrze dłoń w kanapę, a potem zostawi go samego z płonącymi wstydem policzkami. Ale on tego nie zrobił, zamiast tego przysunął się do niego, aż od jego zapachu zakręciło mu się w głowie jeszcze bardziej, a oddech stał się płytki. Ciepła dłoń przyszpiliła jego udo do miękkiego siedziska, miał wrażenie, że tonie w nim jeszcze bardziej i ta twarz - bardzo piękna twarz, musiał przyznać teraz; miał słabość do takich łagodnych rysów - tak blisko jego własnej, że ciepło ich oddechów mieszało się ze sobą.

— Nie umiem spać sam — odpowiedział niemalże bezgłośnie, bo od bliskości Rodolphusa zaczynało brakować mu tchu — Cierpię na ten okrutny rodzaj bezsenności, który ukoić może tylko bliskość drugiego człowieka.

Czy to był test dla jego silnej woli? Jeśli tak, to oblał go w chwili, w której pochylił się nad Lestrange'm i delikatnie, jakby bał się, że go wystraszy, złożył pocałunek na jego wargach.


[Obrazek: 2eLtgy5.png]
if i can't find peace, give me a bitter glory



« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Perseus Black (15406), Rodolphus Lestrange (15336)


Strony (6): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa