Kiedy stali obok siebie, Morpheus z wyraźną siwizną we włosach, głębokimi już zmarszczkami, posrebrzany książę Sparty i Antoniusz, smukły, zadbany, z gładkim licem, ciężko było stwierdzić, że są w tym samym wieku. Morpheus plasował się gdzieś pięć lat starzej, niż wyglądał, natomiast Shafiq odzwierciedlał przeciwieństwo swoich obaw, jawiąc się bardziej jako ktoś u progu czterdziestej dekady, a nie już wyraźnie za nią. Longbottom czasami mówił, że on odbierał mu lata, aby wyglądać na poważnego mędrca pośród zakazanych księgozbiorów i komnat z przepowiedniami.
Niby zaśmiał się z żartu Thomasa, ale spojrzeniem uciekł do Anthony'ego. Znał jego lęki, tak jak on znał jego. Jego spojrzenie mówiło, że jest obok niego, że zabierze jego cierpienie, starość, wystarczy tylko słowo. Bo nie było dwiema osobami, które po prostu dobrze się znają. Byli jedną duszą, namalowane postacie na jednym płótnie, dwie przenikające się akwarele, tworzące scenę. To było tak widoczne, gdy walczyli przeciwko magicznej roślinie w sadzie Abbottów, gdy ich ruchy zgrywałt się, prowadzone jedną myślą, tak było nad księgami, gdy przekopywali się przez hipotezy i badania, tworząc ogromną machinę, piekielnie efektywną, niemal morderczą w swojej współpracy. Dla Antoniusza Morpheus poświęcił niewinność swojej duszy po raz pierwszy. Pamiętał twarz Alcuina, zaszokowaną w swoich ostatnich chwilach. Do komnaty śmierci weszło dwóch, wyszedł jeden.
Pożegnał się z przyjacielem.
— Właściwie to tak. Chciałbym, żeby cała posesja stała na pieczęci, która wzmocni moje możliwości jasnowidzenia. A jeśli nie cała, to chociaż jedno pomieszczenie. Serce czasu. I może jakieś zabezpieczenia — Należało przyznać Morpheusowi, miał rozmach. W jego oczach odbijała się wizja potężnego znaku, który lśni złotem. — Jest też inna rzecz, nieco mniej... Oczywista. Chciałbym żebyś stworzył coś, co komunikuje się bezpośrednio ze mną i w czasie rzeczywistym odgrywa dźwięk mojego serca. Pomyśl i daj mi znać w dogodnym terminie.
Morpheus potarł znak kosy i sygnet znów lśnił na jego palcu. Idealnie. Nie miał słów, aby podziękować ulubionemu nie-bratankowi, bo czuł z tyłu głowy śmiech przeznaczenia. Bardzo ironiczny. Tak długo się przed tym wzbraniał. Ostatecznie pokazał jeszcze Thomasowi gdzie będzie wieża czarnoksiężnika, jak ją ironicznie nazwał oraz posąg Apollina w ogrodzie.