09.09.2025, 18:01 ✶
W świecie czystokrwistych czarodziejskich rodów istniały pewne zasady, których należało przestrzegać. Elise została wychowana w szacunku dla tych zasad, ponieważ stanowiły one podwaliny funkcjonowania magicznego społeczeństwa. Oczywiście, dostosowywanie się do rzeczonych wymogów często było niewygodne, ale nagrodę za przestrzeganie konwenansów stanowiło utrzymanie statusu. Taki właśnie był cel aranżowanych małżeństw; poświęcenie własnej wygody dla powiększenia majątku oraz zapewnienia czystości linii. Elise sama dużo wycierpiała starając się dostosować do wymogów społeczeństwa, lecz nie potrafiła jeszcze spojrzeć krytycznie na wszystkie zasady, w które wierzyła. Owszem, na własnej skórze doświadczyła tego, że aranżowane małżeństwa potrafiły doprowadzić do tragedii i nie chciała by żadne z jej dzieci było skazane na podobny los. Jednak zamiast obwiniać kulturę, w której dorastała, wolała wyładowywać frustrację na jednostkach wyłamujących się z panujących konwenansów – czy to z własnej woli czy też nie. A ponieważ nie mogła wprost krytykować męża, wyżywała się na jego bękarcie.
– Cóż, grunt, że nie ma wątpliwości co do części spadku przypadającej tobie oraz Electrze. – odpowiedziała synowi, rezygnując z karcącego spojrzenia ze względu na gościa. Basilius miała rację, jednak fakty nie miały w tym momencie znaczenia dla Elise. Liczyło się tylko to, że wreszcie mogła mówić wprost o swoich doświadczeniach i och, jakie to było odświeżające uczucie. – Ach, panie Crouch… Doprawdy jest pan prawdziwym dżentelmenem. – na bladej twarzy kobiety pojawił się cień rumieńca. Nie wypadało zanadto skupiać się na komplementach sędziego choć... Nie, co ty sobie wyobrażasz kobieto. Nie ma możliwości, by tak atrakcyjny mężczyzna naprawdę ci coś oferował. – Dobrze, gdzie powinnam złożyć podpis? – Elise wróciła do głównego celu wizyty, by nie dać się ponieść fantazjom.
– Cóż, grunt, że nie ma wątpliwości co do części spadku przypadającej tobie oraz Electrze. – odpowiedziała synowi, rezygnując z karcącego spojrzenia ze względu na gościa. Basilius miała rację, jednak fakty nie miały w tym momencie znaczenia dla Elise. Liczyło się tylko to, że wreszcie mogła mówić wprost o swoich doświadczeniach i och, jakie to było odświeżające uczucie. – Ach, panie Crouch… Doprawdy jest pan prawdziwym dżentelmenem. – na bladej twarzy kobiety pojawił się cień rumieńca. Nie wypadało zanadto skupiać się na komplementach sędziego choć... Nie, co ty sobie wyobrażasz kobieto. Nie ma możliwości, by tak atrakcyjny mężczyzna naprawdę ci coś oferował. – Dobrze, gdzie powinnam złożyć podpis? – Elise wróciła do głównego celu wizyty, by nie dać się ponieść fantazjom.