• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[08.09.1972] Dziki tłum | Mona&Hati&Skoll

[08.09.1972] Dziki tłum | Mona&Hati&Skoll
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#11
25.05.2025, 12:19  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.05.2025, 16:02 przez Mona Rowle.)  
Jak mogła się uspokoić? Jakim cudem miała poddać się tak prostemu rozkazowi? Mona nie była żadną rozedrganą panienką z salonu gotową przycupnąć u stóp silniejszego! Upadek był jednak nagły, zupełnie pozbawiony wdzięku, a kamienny bruk pokryty warstwą popiołu i brudu przywitał ich oboje. Ledwo się podnieśli, Skoll odepchnął ją na bok, więc wylądowała kilka kroków dalej w rozkroku, próbując złapać równowagę. Serce waliło jej jak oszalałe, kiedy zdołała ujrzeć tylko szarpnięcie, kątem oka dostrzec jak ten sam Greyback właśnie rozprawił się z jednym z napastników z bezlitosną, sceniczną skutecznością: dłoń jego chwyciła wyciągnięte ramię przeciwnika i poprowadził ten pęd dalej ku ziemi, gdzie siła rozpędu zamieniła się w wyrok. Nożownik runął na ziemię z głuchym dźwiękiem, jego głowa uderzyła o bruk z takim impetem, że przez krótką chwilę Mona była pewna, że usłyszała trzask. Drugi panicz leżał.

Nim echo poprzedniego starcia zdołało opaść, nowe zagrożenie wdarło się na scenę. Jeden z mężczyzn z twarzą wykrzywioną furią rzucił się na jej drugiego towarzysza tej głupiej niedoli, ale cios wymierzony w Hatiego padł — i nie zrobił absolutnie nic. Czy mężczyzna był zaślepiony gniewem, który jeszcze moment temu napędzał go do okaleczenia jej sąsiadki, do tego stopnia, że nie dostrzegał, jak bezsensowne było rzucanie się na górę mięśni, która mogła go zgnieść jak robaka? Śmieszna sprawa, pomyślała Mona, biorąc pod uwagę, że ona sama jeszcze chwilę temu zrobiła dokładnie to samo. Rzuciła się w wir chaosu z równie genialnym planem. Ano żadnym.

Nie było nawet śladu oddechu zmąconego wysiłkiem, żadnego cienia bólu na twarzy Greybacka, a przynajmniej nie była w stanie go dostrzec. Napastnik zamarł z dłonią jeszcze niedomkniętą, wzrokiem wciąż utkwionym w miejscu, w które celował. Ramiona opadły. A skoro trzeci panicz był skończony, to kolejny z napastników nie zawahał się ani przez chwilę.
— Uważaj! — wydusiła z siebie za późno. Oprawca widząc, jak jego towarzysz z hukiem uderzył o ziemię pod ciężarem Skolla, krew pomieszała się z popiołem, a przewaga przeszła z rąk wroga w dłonie obrońcy, właśnie wtedy, gdy Skoll był pochłonięty końcowym ruchem, wykorzystał moment i wyprowadził cios prosto w jego twarz.

Rudowłosa zarejestrowała jeszcze innych ruch. Znajoma sylwetka przemknęła tuż obok niej, jak cień. Wyraźnie roztrzęsiona kobieta rozejrzała się nerwowo, po czym rzuciła się do ucieczki. Przemknęła bokiem obok mężczyzn, starając się trzymać z dala od starcia. Podtrzymywała rozerwaną sukienkę i nie oglądała się za siebie, żeby na końcu opuścić ich bez słowa. Rowle nie była zdziwiona, nie miała prawa się dziwić... Czy sama nie zostawiła umierającego śmierciożercy na podłodze własnej kuchni? Który grzech należał do kogo?

Wszystko działo się tak szybko. Może Mona wyglądała na łatwiejszy cel. Mniejsza sylwetka, jedna ręka. Gdyby miała chwilę więcej, pewnie pomyślałaby o czymś szlachetniejszym, jakimś bardziej eleganckim zaklęciu, które nie wyglądałoby jak sztuczka z placu zabaw.
Sznurowadła.
Jej ręka świsnęła w powietrzu, a zaklęcie wystrzeliło nisko nad ziemią w kierunku nóg napastnika. Jeśli to głupie, a działało, to wcale nie było takie głupie (ale to się jeszcze miało okazać...)

translokacja II, czy uda mi się związać sznurówki typa biegnącego w moją stronę, aby się wypindolił
Rzut N 1d100 - 58
Sukces!


edit: ww. rzut powinien być na translokację I, ale zgodnie z tabelką jest to wciąż sukces. Edytowane za zgodą

korzystam z przewagi Magia bezróżdżkowa


jaskółka, czarny brylant,
wrzucony tu przez diabła
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#12
31.05.2025, 23:36  ✶  
Milion rzeczy docierało do niego bez przerwy, a żadna nie pasowała do poprzedniej. Nie było tu powodów i następstw, nie było podobieństw, nie było ani odrobiny harmonii. Był strach, złość, dezorientacja. Było ślepe przerażenie i bezmyślne odruchy. Były desperackie gesty i wielkie decyzje powzięte na prętce bez krzty rozsądku. Chaos panikującej ulicy, ciągnący z najdalszych zaułków i zaciskający się wokół nich jak tępy tłum gapiów, powoli wżerał się do głowy. A może szybko, nie był pewien upływu czasu. Wygryzał sobie miejsce w myślach jak szczur zamknięty pod wiadrem. Szukał ujścia, bezpiecznej przystani, falochronu, lecz tam go nie było. Tam była powódź, ale nikt nad nią nie panikował. Nie było już niczego ani nikogo, a każda kolejna myśl miała jeszcze mniej sensu, powstała ze zlepków faktów, wspomnień, wyobrażeń.
Nie było go tam. Był tylko chrzęst obleczonej skórą kości uderzającej o bruk.
Mógłby go słuchać częściej. Przyjemny miękki chrup jak gruchotanie gołębia, dźwięk tak bardzo wyczekiwany w chwilach takich jak ta, przynoszący ulgę, dźwięk rozwiązywania kłopotów i sygnał ku temu, że można odetchnąć. Ale tego jeszcze nie chciał, nie zdążył się zmęczyć i nie zdążył się uspokoić. Zniknięcie tamtej wiedźmy było w zasadzie obojętne, przed chwilą gdzieś tam leżała, teraz nigdzie jej nie było, jego uszy zarejestrowały stukot pospiesznych kroków, jakiś żałosny jęk strachu, przekazały dalej. Wiedział, co to oznaczało, wiedział, że uciekła, ale jednocześnie ta wiedza utonęła w natłoku całej reszty wiedzy kompletnie bezużytecznej, czyniąc świadome analizy równie pozbawionymi sensu.
Dlatego Skoll nie myślał.
Wychowany w brudnych zaułkach Nokturnu Greyback nigdy nie grał czysto. To miał we krwi i to też właśnie się odezwało, kiedy położony na ziemi i otumaniony uderzeniem przeciwnik stał się zbyt łatwym celem. Nie był już nożownikiem, bandytą, mężczyzną, był tym, co chciało skrzywdzić Monę i to wystarczało do wszystkiego.
Kopnął go w brzuch, by mieć pewność, że nie podniesie się zbyt szybko, tak na wypadek, gdyby jednak miał zamiar, choć możliwe, że ten nawet nie poczuł. Greyback zwinął dłoń w pięść i chciał się zamachnąć, ale wtedy poczuł szarpnięcie za łachy.
To był na tyle niespodziewany zwrot akcji, że na ułamek sekundy jego umysł zawiesił się nawet w swych instynktownych odruchach. Skąd wziął się mężczyzna? Dlaczego było ich aż tylu? Dlaczego nie pomyślał o nim wcześniej? Nie było łatwo wydostać to wszystko ze stogu siana, plew i ziaren, więc nawet nie próbował. Nawet nie miał na to czasu.
Bardzo dobrze wymierzone uderzenie aż na chwilę obróciło twarz Skolla na bok, ale ten nie pozostawał dłuższy. Wyprowadził własny cios, celując w twarz napastnika. Wyjątkowo paskudną twarz, jak zdążyła ocenić kolejna bezużyteczna myśl. Kolejna stwierdziła, że czas zatem dokończyć, co natura zaczęła. Te i kolejne uwagi płynęły przez głowę kompletnie bez echa, kiedy Greyback w całości oddawał się wyuczonemu przez lata instynktowi. To była jedyna opcja, od zawsze jedyne realistyczne wyjście, jeśli zaczałby myśleć nad wszystkim po kolei, pogubiłby się w natłoku świata, utknąłby w bezczynności lub spanikował niczym dziecko zagubione w lesie, bez perspektyw na ratunek, bo żaden by nie zdążył mu pomóc, nawet gdyby Hati miał na to czas.
Na szczęście Skoll nie myślał.

AF [III] - Jak mocno przywalę typowi?
Rzut Z 1d100 - 32
Akcja nieudana
Krew jak czekolada
Nikt nie jest bezkarny - Zawsze trzeba płacić.
Przerośnięta, barczysta zbitka mięśni mierząca 192 cm wzrostu. Jego ciało w większym stopniu pokrywają tatuaże. Niepokojące, podkrążone ślepia w kolorze jasnego błękitu często wyrażają szaleńczą rządzę mordu. Włosy ciemne od skóry głowy - pojaśnione słońcem końce, zazwyczaj zaczesane na gładko do tyłu. Odziany zazwyczaj w szyte na miarę garnitury, na palcach widnieją dwa sygnety, zaś na szyi złoty łańcuszek. W lewym uchu często widnieje złoty kolczyk - kółeczko. Pachnie trawą cytrusową, słodką mandarynką, piżmem - niekiedy i krwią (czasami pizzą xD). Pierwsze wrażenie raczej każe zejść mu z drogi.

Hati Greyback
#13
05.07.2025, 16:12  ✶  
Mona wykazała się sprytem, chociaż było to dość ryzykowne - nie było pewności czy czar zadziała, a jeśli już to czy mężczyzna rzeczywiście się potknie. Może złośliwy los na przekór jej próbom jedynie zaśmieje się w twarz? A jednak plan zadziałał, mężczyzna nie zauważył wyczynu rudowłosej, w dodatku nastąpił na sznurowadło. I może gdyby szedł, być może wtedy nic by się nie wydarzyło - ale biegł. Gwałtowne szarpnięcie spowodowało utratę równowagi, a mężczyzna runął z głuchym hukiem na ziemie. Napastnik syknął z bólu i irytacji. Chwilę tkwił w bezruchu, po czym uniósł się na drżących rękach, chcąc wstać.
W tym samym czasie Hati wciąż stał w miejscu.
I można było stwierdzić, że Greyback myślami odpłynął, zastygł jak słup soli, jak na przekór rozsądkowi bo miejsce w którym byli nie należało do takich w których bezpiecznie było odpływać.
Ile w tym było jego własnej woli, a ile choroby, to już była zupełnie inna sprawa. Zbyt dużo myśli, zbyt dużo bodźców zbyt dużo przeżyć, które teraz rzutowały na poczytalności mężczyzny.
Bo on wciąż był, ale nie do końca kontrolował to w którym miejscu przebywa aktualnie - nie, nie miejscu, w którym czasie.
Poczuł coś, uderzenie, głuchy stukot, powoli przesunął wzrok, a jasne tęczówki ujrzały mężczyznę który najwidoczniej próbował go uderzyć - ale wybrał zdecydowanie złe miejsce. I już nie był pewien czy był to nie fart czy może to wszystko na co było stać jego przeciwnika, ale odpowiedź na to pytanie średnio go interesowała.
Greyback zamachnął ręką, chwytając napastnika za szyje, nieznacznie rozsuwając stopy, aby mieć stabilniejszą pozycje.
-I na chuj wam to było - mruknął. Spiął wszystkie mięśnie, zaciskając pięść na krtani mężczyzny. Uniósł go do góry jednym ruchem, obserwując jak mężczyzna charczy, szamocząc się bezsilnie, próbując zaczerpnąć tchu. Greyback zamachnął się z całych sił, ciskając mężczyzną w kierunku drugiego napastnika. Napastnika, który biegł chwilę wcześniej w stronę Mony, a który potknął się i wywalił o własne sznurówki, rozwiązane przez pomysłową czarownicę. W chwili w której próbował pozbierać swoje cielsko z podłogi, Greyback usiłował rzucić w niego jego kolegą.

Rzut na af:
Greyback próbuje cisnąć jednym z napastników w innego napastnika (konkretnie tego, który próbował zaatakować Mone, a który się potknął i teraz chce wstać )

Rzut PO 1d100 - 45
Sukces!
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#14
14.07.2025, 21:19  ✶  
Głupi to jednak zawsze miał szczęście! Świetlista szarża przemknęła nisko nad pyłem, trafiając mężczyznę, który biegł w jej stronę. Jedna noga zdradliwie podcięła drugą, tym samym odmawiając posłuszeństwa swojemu właścicielowi. W ułamku sekundy przeciwnik stracił równowagę i runął jak długi twarzą na ziemię. A może zaklęcie jednak nie było aż tak głupie. Dwóch mniej, pomyślała szybko, ale za chwilę może być nas mniej!

W tym samym momencie Hati cisnął napastnikiem. Ciało jego poleciało łukiem wprost w drugiego mężczyznę, który dopiero co próbował pozbierać się z ziemi po własnym, wyjątkowo kompromitującym upadku. Mona kątem oka dostrzegła jeszcze, jak ciało Skolla instynktownie się cofnęło, próbując zarejestrować nowego przeciwnika. Skąd oni się wszyscy tutaj wzięli?!
— Na bogow, Skoll! Czy ty musisz wszystkich brać na jedną pałę?! — syknęła, powoli kierując się w stronę ucieczki, jednakże zamieszanie ucichło szybciej niż się zaczęło.
Ostatni stojący przed nimi mężczyzna zamarł, gdy zobaczył dwóch swoich towarzyszy leżących bezwładnie na bruku, a następnie po prostu zawrócił i pobiegł w ciemność, nie oglądając się za siebie. Mona wypuściła powietrze z ust i odwróciła się w kierunku, gdzie jeszcze przed momentem była kobieta, której starali się pomóc. Kobiecina… również zniknęła.


jaskółka, czarny brylant,
wrzucony tu przez diabła
Strach pachnie amortencją
Są dwa typy niewinnych ludzi: zakłamani i zaślepieni.
192 cm wzrostu, dobrze zbudowany, o wyraźnie zarysowanych mięśniach. Ciemne krótkie włosy wydają się szorstkie, zaczesane w tył. Oczy w kolorze lodowego błękitu, o dziwnym, niepokojącym wręcz wejrzeniu. Dziesiątki tatuaży na niemal całym ciele utrzymanych jest w gotyckim stylu. Podobną aurę roztaczają ubrania, czarne lub grafitowe, schludny garnitur, długi płaszcz, skórzane buty i rękawiczki, kapelusz na głowie. Nie są nowe, ale utrzymane w doskonałym stanie.

Skoll Greyback
#15
15.07.2025, 20:39  ✶  
Źle trafił. Trafił okropnie i przez ktróki moment poczuł to w kłykciach, kiedy koścista szczęka przeciwnika krzywo się na nich odgniotła. Nie żeby było to jakąś przeszkodą w dalszych działaniu, nie, spłynęło to po nim jak opinia publiczna po polityku. Cofnął się pół kroku przed wymachem na odlew, ale nawet nie musiał się starać. Jego przeciwnik chyba w połowie ataku już zwątpił w sens swojej ofensywy. Widział coś, co Skollowi jeszcze umykało, co nawet nie przedarło się przez szczelną zasłonę bełkotu, jaki tworzyły dźwięki płynące zewsząd. I widząc jak ten zaczyna uciekać, Greyback zwyczajnie ruszył za nim, w pościg, za zdobyczą, bo uciekała, aż po kilku krokach do umysłu dotarło jedno słowo.
Skoll.
Zatrzymał się.
Skoll.
Szum ognia, bezkształtne krzyki. Wzrok przebiegł po bruku, szukał.
Skoll, odbijało się miękko jak w pokoju bez klamek. Skoll Skoll Skoll Skollskollskollskoll.
Nie umiał znaleźć dalszej części. Reszty. Było zbyt wiele reszty, nie umiał dopasować, nie teraz.
Obejrzał się na Monę. Przez ułamek sekundy wlepiał w nią tępo spojrzenie, które starało się być obecne, ale nie wiedziało, na czym stanąć. A zaraz spojrzał na nowe źródło ruchu, faceta, który wygrzebał się spod kaszlącego wspólnika i razem z nim również starał się odtoczyć jak najdalej ich trójki.
Rzucił okiem w stronę, gdzie uciekł jego przeciwnik. Nie wracał. Prawdopodobnie była to jego pierwsza rozsądna decyzja tej nocy.
Greyback splunął na bok, może jemu na pożegnanie, a krew soczyście zabarwiła dywan popiołu na ziemi. Rzeczy powoli składały się ponownie w logiczną całość, kiedy mózg próbował nadążyć za samym sobą. Brak wiedźmy był wymowny.
— Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna — rzucił do Mony, wracając do nich te parę metrów. Dla niego to nadal było głupie narażanie się ze strony Rowle. — Dokąd idziesz? — zapytał zaraz i zerknął na Hatiego. Nie było opcji, że ją teraz zostawią samopas, wiedzieli o tym obaj.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Mona Rowle (1999), Hati Greyback (2260), Skoll Greyback (1784)


Strony (2): « Wstecz 1 2


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa