• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[19.09.1972] when someone says stop or goes limp, the fight is over| B.F., A.G., G.Y.

[19.09.1972] when someone says stop or goes limp, the fight is over| B.F., A.G., G.Y.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#11
29.08.2025, 17:19  ✶  

Rozsiadła się całkiem wygodnie, tak jak lubiła najbardziej, po turecku. Wyciągnęła dłoń, aby przejąć różdżkę Ambroise'a. Kiwnęła przy tym jedynie głową twierdząco, że nie ma najmniejszego problemu z tym, aby popilnować jego kijka.

Nie do końca myślała o ewentualnych zasadach, zwycięzcą miał być ten, który na końcu utrzyma się na nogach, tak było najprościej? Z drugiej strony w tym momencie chyba lepiej było jednak nie doprowadzać do sytuacji, w której któryś z nich wyjdzie stąd bardzo mocno pokiereszowany, chociaż, czy to, że wspomniałaby o jakichkolwiek zasadach miało to zmienić? Nie wydawało jej się.

- Może zróbcie trzy rundy, runda kończy się, kiedy przeciwnik jest obezwładniony i nie może się ruszyć. - To była tylko sugestia, nie zamierzała niczego im narzucać, mogli zmienić zasady, bo przecież i tak nie były oficjalne.

- Będzie śmiesznie, jak zaczniecie się dusić. - Mruknęła jeszcze cicho pod nosem, chociaż może powinna ugryźć się w język. Liczyła na to, że obejrzy całkiem niezłe przedstawienie, bo nie sądziła, że któryś z nich miał zamiar szybko odpuszczać.

- Nie wątpię, że się o to postarasz. - Nie do końca wierzyła w słowa, które padły z ust Fenwicka, na szczęście jednak dom był pełen uzdrowicieli, ktoś na pewno byłby w stanie coś zaradzić na ewentualne ślady które mogły się pojawić na ich ciałach, trochę słabo by było gdyby faktycznie na ślubie któryś z nich pojawił się z pizdą pod okiem, a nigdy przecież nie wiadomo, jak potoczy się walka.

Zakładała, że mieli sobie coś do udowodnienia, nie, żeby wątpiła w umiejętności Greengrassa, jednak Benjy udowodnił jej już, że potrafi się bić. Była ciekawa, jak potoczy się ich starcie.

Wyprostowała się więc w końcu, aby mieć lepszy widok na ich prowizoryczny ring.

- Chyba możecie już zaczynać. - Nie mieli przecież całego dnia na dawanie sobie po mordach. Czas najwyższy zacząć ten sparing. Przenosiła wzrok z jedneg0o na drugiego mężczyznę, była ciekawa, który z nich wykona pierwszy ruch.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#12
01.09.2025, 18:36  ✶  
Ambroise stał spokojny na ukos ode mnie, nawet powieka mu nie drgnęła. Nie dał się sprowokować - dokładnie tak, jak przewidywałem - nigdy nie był łatwym przeciwnikiem, nawet kiedy mieliśmy po piętnaście lat. Zawsze robił tylko to, co sam chciał, i nigdy nie dawał się popchnąć do ruchu, jeśli sam nie uznał, że to właściwy moment. Teraz było tak samo. Wiedziałem, że nie rzuci się pierwszy. Musiałbym go naprawdę mocno sprowokować, a tego nie zamierzałem robić.
Geraldine tymczasem rozłożyła się na trawie po turecku, jakby naprawdę szykowała się na przedstawienie. Ambroise podał jej swoją różdżkę, bez chwili zawahania, ja nie - nigdy nie rozbrajałem się z własnej woli. Zamiast tego przełożyłem ją tak, żeby była względnie bezpieczna, z boku, poza zasięgiem przypadkowego ciosu. To i tak nie moja pierwsza - miałem ich już kilka, zbyt często były łamane, gubione, wymieniane, z przyzwyczajenia nie traktowałem żadnej jak świętości. Bywało, że zmieniałem je częściej, niż sam bym chciał.
Dopiero ledwo słyszalny komentarz, że będzie śmiesznie, jak zaczniemy się dusić skomentowałem krótkim, gardłowym śmiechem.
- Śmiesznie dla widza. - Rzuciłem jej spojrzenie kątem oka, po czym wróciłem wzrokiem do Ambroise’a, robiąc kilka kroków, by stanąć naprzeciw niego. - Dla nas tlochę mniej.
Nie zamierzałem niczego wyjaśniać. Ona swoje wiedziała, ja swoje. W końcu się wyprostowała, poprawiła, żeby mieć lepszy widok, i padło: „Chyba możecie już zaczynać.” - najprawdziwsza sędzina, nie ma co. Skinąłem głową, zrobiłem dwa kroki do przodu, spokojnie, nieśpiesznie, jakbym sprawdzał podłoże. Gardę trzymałem luźno, nisko, bez napięcia, na pierwszy rzut oka wyglądałem, jakbym wcale nie planował atakować, tylko czekać, aż on ruszy - nawet oddech miałem równy, twarz spokojną. Nic w mojej postawie nie zdradzało pośpiechu, i właśnie w tej pozornej bierności krył się ruch.
Skręciłem lekko biodra, dając złudzenie, że przygotowuję się do sierpa lewą ręką, mój bark poszedł minimalnie do przodu. Ambroise znał mnie na tyle, by wiedzieć, że to kiedyś było dla mnie klasyczne wejście, ale teraz to była tylko zasłona. Z góry odgrywałem zapowiedź ciosu, z dołu wyprowadzałem właściwy atak. Mój rzeczywisty atak był szybki, sprężysty - ruszyłem się tak, żeby go zaskoczyć, wyrwać z równowagi, zmusić do pierwszej reakcji, której tak nie chciał. Prawa noga poszła błyskawicznie bokiem, nisko, szybkim cięciem w kostki - zamierzałem podciąć go bez ostrzeżenia.
- No to zatańczmy. - Syknąłem półgłosem, już w momencie, gdy trawa szorowała mi pod stopą, a ciężar ciała leciał naprzód.

AF ◉◉◉◉○ - podcięcie
Rzut PO 1d100 - 27
Akcja nieudana


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#13
01.09.2025, 20:22  ✶  
Nie potrzebował więcej informacji. W zupełności wystarczyło mu to, co powiedziała Geraldine, szczególnie, że i tak spodziewał się niespecjalnie zwracać uwagę na cokolwiek, prócz tego, by udowodnić Benjy'emu swoją rację. Skinął więc głową, stając naprzeciwko oponenta i przyjmując wyczekującą postawę.
Miał już okazję obserwować kolegę w akcji. Co prawda, znacznie bardziej rozwścieczonego niż w tej chwili, a więc również bardziej impulsywnego, jednak bez wątpienia widział, do czego był zdolny Benjy. Razem z Corneliusem, mieli dosyć aktualny ogląd na możliwości zarówno Fenwicka, jak i ich obecnej sędziny. Nie dało się tego nie określić niezłym pokazem, nawet jeśli właściciel mieszkania był wtedy bliski dostania palpitacji serca.
Teraz najwyraźniej oczekiwano od nich dwóch tego samego. Przedstawienia. Yaxleyówna bez wątpienia wyglądała bowiem, jakby nastawiała się na doskonałą zabawę. Wyłożyła się w siedzie na trawie, przez ułamek sekundy rozbawiając go tym cichym komentarzem, na który Fenwick odpowiedział jej w stylu...
...no cóż, siebie. Roise parsknął pod nosem, wywracając oczami. Podduszanie wolał zostawić na nieco inne okoliczności, nawet jeśli pozostawił ten komentarz wyłącznie do własnej wewnętrznej wiadomości, na zewnątrz po prostu wzruszając ramionami.
- Dobra - rzucił na komentarz, że mogli zaczynać.
Nie to, aby potrzebował oficjalnego otwarcia bijatyki. Zamierzał po prostu ruszyć do akcji. Tym bardziej, że zauważył ruch biodra Fenwicka, drgnienie jego barku, ten znajomy sygnał, który przez ułamek sekundy kazał mu pomyśleć o starych schematach przeciwnika. Ambroise prawie dał się nabrać, niemal poszedł za iluzją, lecz coś w rytmie kroku, w naprężeniu łydki i w tym zbyt miękkim ułożeniu ramion przyjaciela sprawiło, że spojrzał niżej. Błysk brązu skóry traperów w trawie, kilka źdźbeł z trawnika wzbijających się spod stopy bruneta... ...i już wiedział.
Nie cofnął się jednak, o nie, nie miał w zwyczaju uciekać. Zamiast tego zaryzykował. Ruszył w przód, zachowując się tak, jakby faktycznie nadstawiał się na uderzenie. W rzeczywistości planował wykorzystywać impet drugiego mężczyzny. Nie zamierzał oddawać pola walki, lecz obrócić pęd przeciwnika przeciwko niemu. Niemal niezauważalnie przeniósł ciężar ciała, odciążając tę nogę, którą tamten chciał podciąć.
Nie czekał. Gdy ich ciała znalazły się tuż obok siebie, jego dłoń poszła naprzód. Nie zwinął jej jednak w pięść, nie zamierzał wyprowadzać pełnego ciosu. Stawiał na twarde pchnięcie podstawą dłoni w krtań Benjy'ego, dokładnie w tym samym momencie, w którym przeciwnik przerzucał ciężar ciała, zamachując się nogą.
Siła ciosu była z pozoru niewielka, lecz skierowana precyzyjnie. Chodziło o to, by zamienić potencjalną obronę w atak, zmusić przeciwnika do cofnięcia się pod naporem własnej inicjatywy. Ambroise wiedział, że jeśli trafi, będzie miał Benjy'ego na ziemi szybciej niż przeciwnik zdąży pomyśleć o kolejnym blefie.
- To ja prowadzę, pamiętasz? - Wysyczał  wprost w twarz Fenwicka.
Twarz miał surową, skupioną, oczy przyciemnione gniewem i czymś zimniejszym: wyrachowaną pewnością siebie. Czuł, że ryzykuje, ale poniekąd to właśnie lubił najbardziej. Wchodzić w cios, nie uciekać przed nim, ale uczynić z niego broń. Jeśli uda mu się uderzyć w gardło, przeciwnik będzie musiał albo przerwać atak, albo dokończyć go kosztem własnego oddechu. Ambroise grał ofensywą, bo wiedział, że przyjęcie defensywy już na starcie nie miało go nigdzie zaprowadzić. Robił to zbyt wiele razy, te błędy za dużo go już kosztowały.

Percepcja ( ◉◉○○○) - wyczucie momentu ataku
Rzut N 1d100 - 95
Sukces!


AF (◉◉◉○○) - uderzenie w krtań Benjy'ego
Rzut Z 1d100 - 46
Sukces!


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#14
01.09.2025, 22:04  ✶  

Nie oszukujmy się. Yaxley liczyła na rozrywkę, skoro już sama miała się nie napierdalać, a obserwować to z boku chciała, aby było to nieco smaczne, najlepiej oblane sporą ilością krwi. Niby nie miał to być pojedynek na śmierć i życie, ale lubiła gdy pojawiało się nieco dramatyzmu. No, nie była do końca normalna, przynajmniej jeśli o to chodzi, ale kto by się tym przejmował. Wyniosła to z domu rodzinnego, u nich sparingi nie do końca były tylko zabawą, wiedziała zresztą, że pod każdym z nich kryło się coś więcej. Jakaś chęć udowodnienia sobie i innym czegoś, o co chodziło tym razem, nie wiedziała, nie miała pojęcia o co się wcześniej poprztykali.

- Każdy lubi się czasem poprzytulać... - Mruknęła cicho na komentarz Benjy'ego. Miała może dość lekkie podejście do ich treningu, ale nie było to niczym nadzwyczajnym, od zawsze uważała, że morda nie szklanka... No, w tym wypadku pewnie lepiej, żeby nie brali tego dosłownie, bo zwyczajowe do wesela się zagoi mogło nie wystarczyć, dlatego raczej skłaniała ich ku dość mocnym i silnym uściskom, po nich śladów nie powinno być widać, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Nie odrywała swojego wzroku od mężczyzn, którzy znaleźli się w końcu na przeciwko siebie. Tak, jak zakładała, Ambroise nie zareagował na zaczepki Fenwicka, rzadko kiedy pozwalał na to, by ktokolwiek wyprowadził go z równowagi. Tym razem było tak samo. Spodziewała się więc, że Benjy będzie tym, który jako pierwszy wyprowadzi cios. Nie opuszczała wzroku nawet na chwilę, bo nie chciała, aby cokolwiek jej umknęło.

Wydawało się, że Benjy zamierza uderzyć w Ambroise'a lewą ręką, ale było to wyłącznie złudzeniem, chciał go oszukać i podciąć mu nogi. Całkiem sprytna zagrywka, miała sporo sensu, tylko, że nie doszła do skutku. Roise całkiem zgrabnie zareagował, nie zaatakował pierwszy, nie działał impulsywnie, wydawało się, że zdążył wydedukować, co chciał zrobić Benjy, zamiast mu na to pozwolić wyciągnął dłoń i uderzył nią swojego przeciwnika w szyję, właściwie to w krtań. Na pewno nie było to przyjemne. Geraldine poruszyła się w miejscu, jakby chciała nieco dokładniej przyjrzeć się efektowi jego ciosu.

Nie spodziewała się, że tak szybko może dojść do pierwszego obezwładnienia, liczyła raczej na nieco większą rozrywkę, może pokładała w nich zbyt wielką nadzieję. Spoglądała uważnie na Fenwicka, chcąc zobaczyć, czy będzie próbował jeszcze z tym walczyć, czy uzna to za swoją pierwszą porażkę.

Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#15
02.09.2025, 14:52  ✶  
Moje kolano drgnęło, a stopa odbiła się w górę celując w jego udo w precyzyjnym uderzeniu, które miało wybić mu rytm z nóg. Wiedziałem, że nie wygram z nim ciężarem czy siłą ramion - Roise był zbyt dobrze osadzony na ziemi, zbyt czujny. Ale nogi? Równowaga? To można było mu odebrać w ułamku sekundy. Niestety, zanim trafiłem, zobaczyłem ten błysk w jego oku, ledwie wyczuwalne napięcie ramion - i już wiedziałem, że nie zamierza ustąpić ani na krok. Ruszył do przodu z tym swoim zawziętym impetem, jakby cała trawa wokół nagle stała się ringiem, na którym zamierzał udowodnić, że to on prowadzi. Słyszałem syknięte słowa, ale zamiast czystej złości poczułem coś między śmiechem a politowaniem. Głos w mojej głowie podsunął mi odpowiedź - „No, to prowadź, stary, zobaczymy, jak daleko dojdziesz.” - jednak wolałem skupić się na akcji, nie ma gadaniu. Nie spodziewałem się jednak, że zamiast pięści wybierze tak precyzyjne pchnięcie, wymierzone prosto w moją krtań. Poczułem nacisk dłoni Ambroise’a na moim gardle, jakby próbował mi przypomnieć, że tlen to luksus, a nie prawo.
Zamiast się cofnąć, zacisnąłem zęby i wszedłem w ruch. Równocześnie z jego pchnięciem kończyłem zamach nogą, czując, jak powietrze między nami gęstnieje, jakby to nie była walka, a rodzaj chorej, brutalnej synchronizacji. Krtań zapiekła, gdy jego dłoń uderzyła w miękkie miejsce pod szczęką, ale jeszcze zanim zdążyło to odebrać mi oddech, oparłem ciężar na drugiej nodze i dociągnąłem podcięcie. Niestety, nieudane. Zamiast odruchowo się cofnąć, jak liczył, ja przybliżyłem się jeszcze bardziej. Kącik moich ust drgnął w półuśmiechu, choć w gardle piekło mnie jak diabli.
Spróbowałem wykorzystać bliskość, by barkiem wbić się w niego z impetem, zamiast paść na ziemię, jeśli już próbował zrobić ze mnie ofiarę własnej inicjatywy, zamierzałem mu udowodnić, że nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż człowiek, który zamiast się cofnąć, parł naprzód mimo bólu, w razie czego będąc w stanie pociągnąć go za sobą do poziomu, bardziej niż odpuścić i pozwolić sobie upaść. Czułem jak równowaga między nami zachwiała się niebezpiecznie - żaden z nas nie miał zamiaru ustąpić, a trawa pod butami tylko czekała, aż któryś z nas runie na ziemię pierwszy, chociaż jeśli mi się powiodło, pewnie i tak mieliśmy tam skończyć razem.

AF ◉◉◉◉○ - wywrócenie Ambroise’a
Rzut PO 1d100 - 60
Sukces!


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#16
02.09.2025, 15:29  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.09.2025, 15:30 przez Ambroise Greengrass.)  
Wargi Ambroisa rozchyliły się w niemym warknięciu, oczy zmrużyły się w koncentracji. Nie zamierzał pozwolić, by sprawy rozstrzygnęło losowe zachwianie. Ale równowaga chwiała się niebezpiecznie. Czuł to w napięciu własnych nóg, w gruncie ślizgającym się pod butami, w ciężarze przeciwnika, który zamiast paść na ziemię, podjął desperacką próbę wbicia się w niego i powalenia ich wspólnie na trawnik.
Czegóż innego mógł zresztą spodziewać się po Benjym? Fenwick był wprawiony w walce, robił to od lat, znacznie dłużej i częściej niż sam Greengrass. Nie dało się poddać tego wątpliwościom. Był także ewidentnie wyjątkowo zmotywowany, aby nie dać się własnej słabości, wykorzystując ją za to do przeniesienia ich walki na zupełnie inny poziom. Chciał ich sprowadzić do gruntu.
Jeśli zaś Greengrass wiedział co nieco o podobnych technikach, to właśnie to, że w tej bliskości bitka stawała się najbardziej nagła, zdecydowanie dużo bardziej zwierzęca. Żaden z nich nie miał już mieć miejsca na jakąkolwiek finezję. Geraldine miała dostać swoje przedstawienie i to z pewnością znacznie szybciej niż mogła to zakładać.
Pikuś w tym, że on także nie zamierzał tak łatwo ulegać. Nie, gdy przecież sam moment wcześniej wygłosił tamte słowa. Do samego końca zamierzał być tym, który prowadzi. Widział, że Benjy parł do przodu mimo bólu, że próbował udowodnić, iż bliskość może być jego przewagą.
Poczuł impet barku przyjaciela, który próbował wbić mu się w pierś, lecz zamiast przyjąć zderzenie frontalnie, jego ciało poszło instynktownie w bok. Biodra skręciły się o pół kroku, tors przechylił się w bok. Ramiona wyciągnął natomiast do przodu, usiłując złapać przeciwnika za barki w chwili, gdy ten rzucał się naprzód pełnym ciężarem. Palce Roisa wbiły się w materiał koszulki Fenwicka, próbując przytrzymać go tak, by wykorzystać jego własną dynamikę, jednocześnie samemu nie wywracając się na ziemię.

AF (◉◉◉○○) - unik, chwyt
Rzut Z 1d100 - 67
Sukces!


Siła uderzenia barku Benjy'ego rozeszła się po jego klatce piersiowej, ale Ambroise nie pozwolił, by to nim zachwiało. Każdy mięsień napiął jak strunę, w oczach miał czystą determinację, a pod powierzchnią skóry: chłodną, zimną satysfakcję. Nie musiał nic mówić, sam ruch mówił wszystko.
Prawa noga Roisa uniosła się błyskawicznie, kolano wystrzeliło w górę w stronę splotu słonecznego przeciwnika. Mierzył precyzyjnie. Nie chodziło o przypadkowe uderzenie, lecz o cios, który miał wyrwać oponentowi powietrze z płuc, złamać ten półuśmiech, który jeszcze chwilę temu igrał na ustach Fenwicka. Czuł pieczenie mięśni własnych przedramion, które pracowały, by utrzymać go wystarczająco blisko i jednocześnie nie pozwolić Benjy'emu tak łatwo go wywrócić. Jeśli jednak uderzenie się powiodło, zamierzał puścić przeciwnika. Oczywiście, że musiał to zrobić.

AF (◉◉◉○○) - uderzenie w splot słoneczny
Rzut Z 1d100 - 41
Slaby sukces...


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#17
02.09.2025, 15:52  ✶  
Z bliska walka była już nie techniką, a instynktem. Każdy nasz ruch bardziej przypominał szarpaninę niż pojedynek. Czułem jego oddech na policzku, jego napięte mięśnie pod palcami i własną krew dudniącą w skroniach, jeśli miał mnie prowadzić, musiał najpierw przetrwać to, że ja wcale nie zamierzałem dać się przestawiać. Ból eksplodował w moim barku, gdy zderzyliśmy się ze sobą nie frontalnie, a bocznie. Skurwysyn był szybki. Czułem jego napięcie, ten upór, jakby w każdej sekundzie chciał udowodnić, że nie da się złamać, ale ja też miałem swoje samozaparcie - zamiast półuśmiechu pojawił się grymas, szczęka mi się zacisnęła, a gardło wciąż bolało od wcześniejszego ciosu. Wypchnąłem powietrze nosem, ostro - to był rodzaj krótkiego śmiechu.
Jego kolano szarpnęło w górę, jak ostrze, które nagle pojawiało się znikąd. Zobaczyłem ten ruch kątem oka i poczułem, jak mięśnie całego mojego ciała spinają się w instynktownej reakcji. Nie miałem czasu na kalkulacje, przy takiej odległości nie mogłem nawet próbować uniku, musiałem wziąć cios na siebie i odpowiedzieć w tej samej chwili.
Wystarczył ułamek sekundy i już wiedziałem, że jeśli to przyjmę bez próby bloku, pójdę na ziemię szybciej, niż zdążę przekląć własną głupotę. Wszystko, co mogłem zrobić, to wejść jeszcze głębiej w ten chaos. Zamiast próbować się cofnąć, zwinąłem się przy nim, jakbyśmy rzeczywiście mieli tańczyć, i to w pełnym objęciu, a nie walczyć. Moja lewa ręka, wcześniej luźno zawieszona, wystrzeliła między nami, próbując przechwycić jego kolano zanim zdąży trafić w cel. Wiedziałem, że nie zatrzymam całej siły uderzenia, ale mogłem zmienić tor - przekierować. Kolano uderzyło o mój łokieć i bok, ból rozlał się po moim ciele - palący, ale nie taki, który mógłby mnie zatrzymać, trafiło w kość, a nie w splot słoneczny, ale lepsze to niż nagłe odcięcie oddechu. W tym samym czasie, gdy jego noga była jeszcze uniesiona, kolejny raz barkiem pchnąłem go w bok, próbując wytrącić go z tej wyważonej pozycji, którą tak pieczołowicie sobie wypracował.

AF ◉◉◉◉○ - wytrącenie przeciwnika z równowagi
Rzut PO 1d100 - 44
Sukces!


Nadal trzymał mnie za ramiona, więc liczyłem się z tym, że - w razie czego - upadniemy razem, bo na pewno nie miał mnie wtedy puścić. Przygotowałem się na ten moment, by móc zareagować, jak najszybciej.

Percepcja ◉◉◉○○ - wyczucie momentu, by móc zareagować, jeśli znajdziemy się w poziomie
Rzut Z 1d100 - 86
Sukces!


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#18
02.09.2025, 16:48  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.09.2025, 16:48 przez Ambroise Greengrass.)  
Obserwował każdy ruch Fenwicka, odnosząc wrażenie, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie, choć nie była to raczej kwestia upływu czasu. To jego ciało działało automatycznie, reagując czystymi instynktami, nie głębokimi analizami. To był ten wyjątkowo osobliwy stan pełnego skupienia, który dostrzegał nie tylko u siebie, lecz także w zachowaniu i wyrazie oczu przeciwnika. Trafił swój na swego. Oboje byli cholernie uparci i wyrachowany, żaden z nich nie zamierzał zrobić nic, co mogłoby skutkować poddaniem walki.
W tej chwili nie było już mowy o technice. Ciało pracowało za niego, adrenalina i zimna kalkulacja splatały się w jedno. Jeżeli mieli skończyć w trawie, Ambroise chciał być tym, który wbija drugiego w ziemię, nie odwrotnie. Jego spojrzenie śledziło przeciwnika, dostrzegając najdrobniejszy urywany oddech, każdy subtelny ruch nóg, każdy moment zwiększenia napięcia w ramionach...  ...wszystko, co mogło zdradzić zamiar kolejnego ataku.
Trawa pod butami ustępowała stanowczo zbyt łatwo, ślizgała się w taki sposób, jakby sama chciała ich obu sprowadzić do poziomu, ale Ambroise nie zamierzał dać się tak po prostu zepchnąć w dół razem. Nie w taki sposób, jakiego oczekiwał Fenwick. Poczuł, jak wszystko w nim napina się jednocześnie... ...barki, brzuch, nawet ścięgna w dłoniach... ...skóra na karku piekła go od potu, a oddech przeciwnika mieszał się z jego własnym, gorący i nierówny.
Jego palce zacisnęły się kurczowo na ramionach przeciwnika, ramiona bolały go tak, jakby ktoś wbijał w nie gwoździe, ale nie puścił. Ból był jak sygnał, nie paraliżował, a podsycał gniew, skupiał go w jednym punkcie. Wiedział, że jeśli ten upadek nadejdzie, to razem... ...i wtedy wszystko będzie zależało od tego, kto pierwszy odzyska równowagę.
Napiął się jeszcze bardziej, świadomy, że w tej bliskości nie mieli już jakiegokolwiek marginesu. Każdy ruch był wymuszony, gwałtowny i ostateczny. Zęby miał zaciśnięte, powietrze wyrwało mu się z płuc szorstkim warknięciem. Cały ciężar włożył w mięśnie nóg, w to, by zmusić przeciwnika do ustąpienia choćby o krok.
Złapał mocniej materiał koszulki, zacisnął palce na ramionach Benjy'ego, nie dając tamtemu przestrzeni na oddech. Wiedział, że jeśli spróbuje go odepchnąć, nic z tego nie wyjdzie. Za bardzo się zwarli, stali za blisko siebie, jakby naprawdę byli spleceni w jakiejś brutalnej parodii tańca. Zamiast tego opadł w dół, nagłym szarpnięciem ulegając uderzeniu. Ciężar przeciwnika musiał gdzieś się przechylić.
Kiedy bark Benjy'ego znów wystrzelił w górę, jego ciało samo wybrało właściwy ruch. Odpowiedział dokładnie tym samym, puszczając gwałtownie i napierając na przyjaciela z bara.

AF (◉◉◉○○) - czy mamy tymczasowy impas, czy zaraz się wywalimy (i kto kogo)
Rzut Z 1d100 - 60
Sukces!


Nie miał czasu na namysł, tylko na reakcję. W tej ciasnocie nie było miejsca na ciosy wyprowadzane z rozmachem. Liczył się każdy centymetr, każde drgnięcie. Pchnięcie barkiem, do jakiego posunął się Fenwick miało sens i swoje konkretne zadanie. Wytrącić go z fizycznej równowagi, przesunąć go chociaż o ułamek centymetra, sprawić, by stracił rytm. Ambroise czuł opór przyjaciela, twardy, zaciekły i właśnie ten opór prowokował go najbardziej.
- Masz jaja, ale brak ci rozsądku - zdarzył rzucić półgłosem, bardziej na wydechu niż pełnym warknięciem.
Jego zęby zgrzytnęły, bark go palił, ale w oczach miał tylko ten prosty scenariusz: albo obaj padną, albo on pociągnie Benjy'ego tak, by tamten pierwszy uderzył o ziemię. Nie istniała trzecia opcja.

Percepcja ( ◉◉○○○) - również szykuję się do momentu upadku
Rzut N 1d100 - 55
Sukces!


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
Local Dumbass
Don't you want to stop drop and roll
Til the whole thing burns
Like you earned the flame
It's all the same
bardzo wysoki - 196 cm / atletyczna sylwetka / ciemnobrązowe, półdługie włosy / brązowe oczy / cztery złote kolczyki (małe kółka) w lewym uchu / poparzenie na szyi od prawej strony i części prawego ucha / nadkruszona prawa trójka / luźny, praktyczny styl ubioru / wytatuowany pod rękawami skórzanych albo materiałowych kurtek / sprężysty krok, jakby zawsze gdzieś się spieszył / "francuski" akcent - miękkie r, zmiękczone głoski, cichy głos

Benjy Fenwick
#19
02.09.2025, 17:33  ✶  
W takich chwilach nie było już mowy o technice, nie liczyły się żadne eleganckie chwyty. Tu chodziło o brutalny instynkt i o to, kto wytrzyma dłużej. Otworzyłem oczy szerzej, zobaczyłem błysk w jego - ten sam, który znałem od lat, kiedy szliśmy łeb w łeb. Tak - trafił swój na swego. A potem zderzyliśmy się barkami, przez co zupełnie zignorowałem jego słowną zaczepkę, nie miałem na nią czasu, bo wreszcie przechyliła się szala naszej fizycznej równowagi, niestety, na moją niekorzyść.
Upadek - chociaż byłem na niego gotowy - wybił mi powietrze z płuc, ziemia była twarda pod plecami, a trawa wilgotna i śliska. Ambroise przydusił mnie ciężarem, mocno, zdecydowanie,  wreszcie dostał to, czego chciał od początku - kontrolę. Czułem jego łapy wpięte w moje ramiona, palce jak stalowe imadła. Zęby miał zaciśnięte, oddech prawie dosłownie parzył mi twarz.
Nie lubię być na dole w sytuacjach innych, niż seksualne, a to zdecydowanie takie nie było. Nie zamierzałem czerpać satysfakcji z bycia podduszanym. Moje ciało również zdziałało samo, nie potrzebowało planu - biodra szarpnęły w bok, noga poszła wysoko, możliwie jak najwyżej - szukałem kąta, żeby wytrącić go z tej jego cholernie wygodnej pozycji, w której zacząłem robić za jego poduszkę.
Usiłowałem podnieść głowę gwałtownie i walnąć go prosto z baniaka - tak, by czoło uderzyło w jego twarz z tępym trzaskiem. Krew poczułem szybciej niż ból, nie od razu wiedziałem, czy jego, czy moją własną. To był ruch brudny, pewnie bardziej pasujący do ulicznej bójki niż sparingu w ogrodzie Ursuli, ale takie właśnie miałem nawyki. Nie przyszło mi nawet do głowy, żeby się powstrzymać.
Nie obchodziło mnie, czy Geraldine uzna to za „dozwolone”, ani czy na ślubie ktoś pojawi się z rozbitym nosem - w tej sekundzie liczyło się tylko to, żeby pokazać mu, że nie da się mnie po prostu przygnieść i trzymać.

AF ◉◉◉◉○ - uderzenie z główki
Rzut PO 1d100 - 79
Sukces!

jeśli się udało, to siła uderzenia - 10 największe, 1 najmniejsze
Rzut 1d10 - 7


[Obrazek: 4GadKlM.png]
Doktor Dom
Ain't no chariots of fire
Come to take me home

I'm lost in the woods and I wander alone
Wysoki, mierzący 193 cm. Dobrze zbudowany, umięśniony. Opalony, wręcz spieczony słońcem od prac na zewnątrz. Kawał czarodzieja. W granicach 100 kg. Wieloletni sportowiec, obecnie również pracujący w znacznym stopniu fizycznie, co widać na pierwszy rzut oka. Długowłosy, zielonooki blondyn. Ma falowane, gęste włosy w kolorze ciepłego jasnego blondu - poprzetykane pasmami rozjaśnionymi od częstego pobytu na słońcu i kilkoma pierwszymi kosmykami bieli. W kącikach oczu ma siateczkę zmarszczek, czoło również pokrywają pierwsze, jeszcze niezbyt głębokie linie. Roztacza wokół siebie zapach ziołowego dymu: ciężki, ale słodkawy, trochę kadzidłowy. Nosi się elegancko, klasycznie, choć nieczęsto sięga po magiczne szaty. W większości są to ubrania szyte na miarę. Preferuje proste, ale dopasowane spodnie i koszule z dobrych materiałów, skórzane buty. Czasami golfy albo płaszcze dostosowane do pogody. Wybiera ciemne kolory. Sięga głównie po zielenie, brązy i czerń, ale bez niebieskich podtonów (również w kierunku bardzo ciemnej zieleni albo kawowego brązu). Często sięga po skórzane rękawiczki. Na palcu niemal stale nosi złoty sygnet. Na lewym nadgarstku ma zegarek na skórzanym pasku, na prawym rzemykową bransoletę z przywieszką. Zazwyczaj mówi bez akcentu, nie unosi głosu. Raczej stawia na wizualny autorytet i chłodne, poważne, nieco kpiące spojrzenie.

Ambroise Greengrass
#20
02.09.2025, 17:53  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 02.09.2025, 19:00 przez Ambroise Greengrass.)  
Percepcja ( ◉◉○○○) - dostrzeżenie zamiarów Benjy'ego
Rzut N 1d100 - 79
Sukces!

AF (◉◉◉○○) - unik
Rzut Z 1d100 - 17
Akcja nieudana


Był gotowy na zderzenie z ziemią, jednak nie do końca wywarzył własną siłę, gdy postanowił zderzyć się z Fenwickiem zamiast usiłował umknąć mu gdzieś w bok. Wpadł na przyjaciela z takim impetem, że w zaledwie kilka sekund obaj wylądowali na ziemi w niemal synchronizowanym upadku. Trawnik przyjął ich z nieprzyjemnym szelestem. Szczęście w nieszczęściu, to Benjy wzięł na siebie większość siły uderzenia.
Ambroise padł ciężko na przyjaciela, słysząc jak kumpel syczy przez zęby, gdy odjęło mu dech w piersiach. Sam też to poczuł, ten nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej trwający przez krótki moment, w którym jego własny oddech odmówił mu posłuszeństwa. Ale wystarczyło jedno spojrzenie w dół, na znajome oczy, w których błyszczał ten charakterystyczny upór, by adrenalina pchnęła go dalej.
Benjy nie leżał biernie. Ambroise widział, że tamten nie zamierzał tylko kopać na oślep i liczyć, że ciężar zniknie. Ruch jego ciała był inny, bardziej skupiony, napięty. Fenwick nie zamierzał się poddawać. Ramiona Benjy'ego naprężyły się pod jego dłońmi, nogi drgnęły jak sprężyny, a potem Roise dostrzegł ten mikroskopijny znak... ...głowa bruneta cofnęła się lekko w tył, kark napiął się jak cięciwa.
Ambroise znał ten manewr.
Brudny ruch, typowy dla ulicznej bijatyki, pasował idealnie do brutalnej wymiany zagrywek, którą teraz prowadzili. Instynkt Greengrassa ponownie zadziałał szybciej niż jego myśl. Odgiął głowę, odchylając plecy do tyłu, podczas gdy czoło Benjy'ego niemal w tej samej chwili przecięło powietrze tuż obok jego twarzy. Poczuł jak cudze włosy przy skroni muskają mu policzek, ale nie dał się trafić.
Zwierzęcy odruch pchnął go do kontrataku. Lewy łokieć, zgięty i przyciśnięty do boku, wyrwał się ku górze w krótkim, brutalnym pchnięciu. Celował tam, gdzie musiała być twarz kumpla albo co najmniej jego gardło. Nie widział dobrze, nie miał przestrzeni na precyzję, ale liczył, że uda mu się trafić choćby we fragment policzka, nosa, czegokolwiek, co należało do Fenwicka i czego ból miał zatrzymać przeciwnika nawet na moment.
Było to chaotyczne jak cała ta szarpanina. Roise nie myślał w tej sekundzie o elegancji ani o kontroli. To nie był sparing z ustalonymi zasadami. To była walka, w której decydowała szybkość instynktu.

AF (◉◉◉○○) - uderzenie z łokcia
Rzut Z 1d100 - 98
Sukces!

Z siłą
Rzut 1d10 - 10


wiadomość pozafabularna
Zepsute rzuty po edycji. Pierwotnie było:
Percepcja 80
AF na unik 79


Because no matter how long the night
It's always darker
When the light burns out
And the sun goes down
The night will start anew
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Geraldine Yaxley (2758), Pan Losu (29), Ambroise Greengrass (4319), Benjy Fenwick (3898)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa