• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Niemagiczny Londyn v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 Dalej »
[07.06.1972] – Chodźmy nad wodę, na twoich kolanach zasnę

[07.06.1972] – Chodźmy nad wodę, na twoich kolanach zasnę
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#21
07.11.2023, 22:04  ✶  

Cisza. Wokół panowała cisza przerywana jedynie przez lekki, chłodny wiatr, który poruszał wysoką trawą i drzewami, które rosły rzadko w okolicy, przez cykanie świerszczy i śpiew ptaków. Było cicho. Delikatnie, lekko, przyjemnie. Świat nie wiedział, że ta dwójka jeszcze chwilę temu chciała zrobić coś niestosownego. Byli jak dzień i noc, księżyc i słońce. Mijali się, ale cholernie siebie pragnęli, chcieli się dotknąć i poznać, ale nie wolno im było. Została im jedynie cisza i niedopowiedzenia. Został rozsądek, który może kiedyś przegra, a może wręcz przeciwnie – sprawi, że oboje pójdą w swoją stronę już na zawsze zamykając ten rozdział. Pytanie jednak brzmiało: czy na to pozwolą? Czy ktoś im w tym pomoże? Czy ktoś cokolwiek zrobi, aby jedno z nich nie upadło na bruk, aby nie zniszczyło sobie serca? Oboje otaczali się różnego rodzaju osobami, ale żadne z nich nie chciało z nikim rozmawiać. Avelina bawiła się guzikiem jego bluzki, skubała go palcami wsłuchując się w bicie jego serca. Brzmiało szybko i rytmicznie. Na jej twarzy malował się smutek, ale był to przyjemny rodzaj smutku. Była u boku osoby, którą kochała, na kilka chwil mogła pozwolić sobie zapomnieć, że nie należy do Imogen, a do niej, do Aveliny. Mogła go mieć przez chwil kilka, mogła go przytulać i zdychać jego zapach. Mogła go kochać bez zobowiązań. Tylko kilka chwil, kilka minut, kilka sekund. Należał tutaj do niej. Czuła się jak w bańce.

Z jej ust wydostało się ciche westchnięcie, a ona spróbowała się bardziej z niego wtulić. Kurczowo, jakby nie chciała go teraz stracić, jakby chciała upewnić się, że naprawdę tu jest i nie jest to jakaś głupia iluzja jej umysłu, że nie jest psychicznie chora i go sobie nie wyśniła. Był tu, czuła jego ramiona otaczające jej ciało, zapach, oddech i tembr głosu wchodził w jej głowę i chciał tam zostać na zawsze. Zagryzła te swoje nieszczęsne wargi myśląc o tym, co powinna uczynić, jak powinna tę znajomość zakończyć. Jak powinna sobie pomóc z odrzuceniem go i ponowną stratą. Tak bardzo nie chciała, aby znikał z jej życia, tak bardzo chciała, aby mógł do niej przychodzić bez krępacji o swoją reputację oraz rodzinę. Bez obaw i trosk. Cicho się zaśmiała na jego słowa o zadziornej Aveliny Paxton. Zmarszczyła lekko nos, gdy to zrobiła i mocniej się w niego wtuliła ukrywając twarz w jego barku. Jeszcze bardziej się rozluźniła, gdy poczuła pocałunek na jej głowie. Dbał o nią, a po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło. Tylko dlaczego tak bardzo to ją bolało? Dlaczego musiało być tak okropnie smutno w jej sercu, gdy wykonywał wszystkie te czułe gesty? Dlaczego czuła się zazdrosna, gdy tylko pomyślała o tym, że robi to samo, codziennie swojej żonie? Na pewno też daje jej całusy w czubek głowy, przytula, szepcze przyjemne, miłe słowa. Czuła się tak podle, że nie mogła go mieć na wyłączność…

– To było kiedyś, Rookwood – powiedziała zaczepnie z cichym, zadziornym śmiechem. – Nie możesz mieć pamięci absolutnej, ale to dobrze, że nie pamiętasz. Takie chwile lepsze są, gdy zostają owiane nutką tajemnicy – wyszeptała wracając do zabawy guzikiem. Gdy zaczął się śmiać spojrzała na niego z szerokim uśmiechem. Gdy powiedział, że lubi jej kolory położyła głowę z powrotem na poprzednim miejscu lekko się rumieniąc. Oh, Augustusie nie rób jej tego, mój kochany, mój jedyny, nie sprawiaj, aby jeszcze bardziej cię kochała. – Ja lubię zielony – szepnęła – bo zawsze podobał mi się na tobie – wyznała wtulając się mocniej jeśli było to w ogóle możliwe. – Myślałam, że jak zacznę malować usta przestanę być niewidzialna i przestanę gryźć wargi. Wiesz… ten mój paskudny nawyk, gdy się denerwuje. Zawsze miała popękane i obgryzione usta, chciałam przestać to robić, ale się nie udało. A czerwień została, bo mi się podobała. Jakie miałeś marzenie, które udało ci się spełnić i jesteś z niego dumny? – zapytała.

Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#22
11.11.2023, 17:13  ✶  
Niestety miała rację, że nie mogłem mieć pamięci absolutnej. Nie byłem w stanie zapamiętać każdej sekundy naszej rozmowy, każdej sekundy naszego milczenia. Pragnąłem zapamiętać każdy nasz oddech, każdy dotyk i szczególnie westchnienie, ale nie miałem takiej mocy, takich możliwości. Może powinienem skołować myślodsiewnię i odsiewać te wspomnienia, te sny, ale wtedy obawiałbym się, że ktoś mógłby je wykraść, zabrać dla siebie, obejrzeć, że trafiłoby to w niepowołane ręce, a ja nie chciałem skandali, a przede wszystkim nie chciałem się z nikim dzielić Aveliną i moimi uczuciami do niej. Pragnąłem by to było tylko i wyłącznie moje, niezależne od innych, od ich decyzji czy fantazji. Te jej oczy, te usta, pełne policzki... Tak, to wszystko było tylko i wyłącznie moje.
Te oczy... Piękne, błyszczące i wielkie, patrzące na mnie teraz z ufnością, zaciekawieniem. Może wychodziłem w tej chwili na typa niepoprawnego, z tanimi tekstami na podryw, ale to brało się z mojego wnętrza, te wszystkie słowa to byłem ja, prawdziwy ja. Zero zakłamania i chociaż kłamcą byłem nad wyraz skutecznym, to nie przepadałem za fałszem. Preferowałem otwarte karty, a te, cóż, rzadko mogłem mieć jasne, czytelne.
- O nieee wieeerzę! Krukoneczka wzdychająca za slytherińskim szmaragdem? Tego się nie spodziewałem - stwierdziłem zaskoczony, przytulając ją do siebie bardziej. Czułem jak wtapiała się we mnie coraz bardziej, jak przysuwała, pragnęła jeszcze bliższego kontaktu. Niestety, nawet gdybyśmy mieli być nadzy i w całkowicie intymnej sytuacji, w najgłębszym momencie aktu seksualnego, nawet wtedy miało być za mało, za słabo, mieliśmy chcieć, pragnąć, krzyczeć o więcej. Niebywałe. Westchnąłem nawet lekko na tę myśl.
- Wcale nie jesteś niewidzialna... Bardzo podoba mi się czerwień twoich ust, ale jest bardzo wyzywająca. Wręcz kusi by skraść ci coś więcej niż pocałunek. Tak, chętnie skradłbym więcej - stwierdziłem ponownie, nieco rozmarzony, tak myśląc o tej jej czerwonej szmince, której akurat teraz nie widziałem, ale nie było to dla mnie problemem by przywołać ją z pamięci. - Zapytałbym, skąd ten pomysł o niewidzialności u ciebie się wziął, ale nie odpowiedziałem ci na twoje pytanie... i już spieszę z odpowiedzią. Powiem ci, że w sumie nie jestem pewien jakie marzenie. Większość spełnionych przeze mnie marzeń nie należało do mnie, ale... W sumie jedno, co już wiesz właściwie, nauczyłem się magii bezróżdżkowej. Trzymam to na razie w tajemnicy, a też ciężko mi się rozstać z różdżką. To dla mnie w pewien sposób klasa, pewnego rodzaju szyk, rzucać zaklęcia za pomocą różdżki - przyznałem się i poczułem nieco głupio. Tak to odbierałem, ale to było głupie. Ogólnie niektóre moje natręctwa były totalnie głupie. Teraz na przykład usilnie myślałem o tym, gdzie jest moja różdżka i obawiałem się, że chwilę będę musiał drgnąć, bo to mi nie da spokoju. Cóż, na razie próbowałem to zabić w sobie.
- To... czemu czujesz się niewidzialna? - zapytałem zaciekawiony. Chętnie spojrzałbym jej w twarz, ale skoro ja wyznawałem swoje bez patrzenia jej w twarz, to musiałem to również zdzierżyć. Poza tym w tej pozycji, która była mi jak najbardziej na rękę, mieć tak blisko siebie Avelinę, to przyjmowałem też z pewną dozą ulgi fakt, że to ona kontrolowała nasze ukradkowe spojrzenia. Cóż, gdybym za długo na nią patrzył, znowu mogłoby mi się poprzestawiać w głowie. Mózg zamieniłby się miejscami z penisem.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#23
11.11.2023, 22:55  ✶  

Avelina wolała chować te wspomnienia w swojej podświadomości, aby do nich nie wracać. To pomogło jej wyleczyć się z tamtych uczuć, które opanowały jej serce, gdy razem z nim  przebywała, gdy z nim rozmawiała, droczyła się, milczała. Zabiło w niej chęć napisania do niego, gdy ukończyła szkołę. Czasami się zastanawiała nad tym, co byłoby jeśli by wysłała te setki listów napisanych i schowanych głęboko w pudełku, co by było, gdyby pozwoliła sobie na chwilę słabości. Czy byłaby z nim tutaj? Czy może już dawno stoczyłaby się do roli kochanki? Wtedy była bardzo podatna na manipulacje, na miłe i czułe słówka, na przyjemny dotyk drugiej osoby. Zapewne by mu uległa, zapewne by się mu oddała i zgniła w mieszkaniu jako ta druga. Na samą myśl przeszedł ją dreszcz obrzydzenia. Nie chciała tak skończyć, nie chciała się tak stoczyć, tylko dlatego, że jej serce kochało nieodpowiednią osobę. Nie. To złe słowo, bo Augustus był w jej oczach dobry, ale nie był osobą, która mogłaby z nią być. To rozwalało ją na części, kawałek po kawałku odpadał i uderzał z trzaskiem o podłogę, każdy jego czuły gest, każdy jego seksowny szept, powodował, że się po prostu rozpadała. Łamała. Płakała. Jej wewnętrzny demon krzyczał, aby w końcu mu się poddała, aby w końcu pozwoliła mu wejść do tego serca, do jej ciała i umysłu. Krzyczał, aby pozwoliła mu zagnieździć się tam na stałe, uwić dla siebie gniazdo i nie wychodzić z niego na wieki. Jej demon chciał, aby się stoczyła, ale walczyła z nim uparcie odtrącając miłość, którą chciał jej podarować Augustus, bo ona powinna należeć do innej kobiety, a jak nie do kobiety to do jego dzieci.

Przewróciła oczami i pokręciła lekko głową, gdy wspomniał o tym, że leciała za jego szmaragdem. Gdyby tylko wiedział jak cholernie przystojny był w latach szkolny, gdyby wiedział jak zadziałał na jej nastoletnie serce, gdy wtedy został oblany wodą. Miał w swoim spojrzeniu, coś co ją tak cholernie przyciągnęło do igrania z nim, że nie posądzała siebie o takie myśli jakie w niej wywoływał. Marzyła wtedy o wielkiej miłości, choć wmawiała wszystkim, że nie potrzebuje faceta w swoim życiu. Z biegiem lat zauważyła, że zawsze otaczała się facetami. Jedni chcieli ją wykorzystać, inni nie wiedzieli, że była w ich otoczeniu, a jeszcze inni po prostu wkradali się do jej serca niepostrzeżenie i tam zostawali na lata – na pewno to miejsce zajął Augustus.

– A jednak w szkole musiałam się skrywać w cieniu, aby móc z tobą rozmawiać. Myślisz, że gdybyśmy mieli więcej odwagi inaczej byśmy skończyli? – zapytała patrząc w niebo przypominając sobie każdą tę noc, gdy ze sobą rozmawiali, a potem każdą noc, w której on próbował ją znowu zobaczyć, a ona starała się go zbyć, bo zbyt cierpiała, aby móc na niego znowu patrzeć. Uciekała od niego, aby schować się w swoim dormitorium i próbując zapomnieć jego magnetyzujący, dziki wzrok. Nadal miał w sobie to przyciąganie, nadal jego spojrzenie wywoływało u niej dreszcz podniecenia, a jednak nie była w stanie mu znowu ulec. Skąd brała tę siłę? Czy był to strach? Gdy wspomniał o całowaniu jej ust ponownie poczuła przyjemność na swojej skórze i w podbrzuszu. Spojrzała więc na niego oddychając znowu szybciej. Igrał sobie, dręczył ją, wołał wręcz jej ciało do siebie. Musnęła jego szyję swoimi ustami, ale szminka już dawno straciła swój kolor, bo po kąpieli odrobinę się rozmazała i spłynęła. Oparła z powrotem głowę na jego ciele.

– Cieszę się, że ci się udało – pamiętała jak kiedyś frustrował się, że nie był w stanie się tego nauczyć. – Moje marzenie, które się spełniło to animagia, a teraz próbuję spełnić kolejne. Chce otworzyć z przyjaciółką swoją aptekę z eliksirami. – odpowiedziała mu na swoje własne pytanie, aby też wiedział o niej więcej.

– Mam wrażenie, że ludzie mnie nigdy nie widzieli, ale to była moja wina, bo zawsze się chowałam i nie powinnam mieć tego nikomu za złe, ale… próbowałam sobie ułożyć życie. Znaleźć kogoś, aby założyć rodzinę, pójść dalej tak jak ty, ale nigdy mi nie wychodziło – wyznała nie patrząc na niego tylko nadal leżąc z głową na jego ramieniu. – Co lubisz najbardziej jeść? – to było ciekawe. Może kiedyś będzie dane jej ugotować dla niego obiad i fajnie byłoby trafić w jego gusta smakowe.

Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#24
12.11.2023, 20:42  ✶  
A jednak musiałam się skrywać w cieniu, aby móc z tobą rozmawiać. Myślisz, że gdybyśmy mieli więcej odwagi inaczej byśmy skończyli? - tak stwierdziła, tak właśnie zapytała, a mi serce pękało w odpowiedzi na to pytanie. Obawiałem się, że mogłem w takim przypadku zostać wydziedziczonym, a w najgorszym przypadku nawet zabitym. Ups, może popełniono by mi samobójstwo albo zainscenizowano paskudny wypadek, ale mógłbym być martwy tak, jak byli martwi poprzedni mężowie Vespery.
- Powiem ci, że to ciężki temat do rozważań. Gdybyśmy poszli jedną drogą, wciąż gdybyśmy poszli jedną drogą, to... byłoby to dosyć ryzykowne - stwierdziłem, nie chcąc jej wprost mówić o mojej potencjalnej dekapitacji albo co. Moja rodzina miała swoje zasady, niekoniecznie musiała mnie zabijać, szczególnie że Vespera by tego nie zrobiła, Ulysses raczej też nie. Może Ojciec, ale wiedziałem, że mu na mnie zależało. Nie byłem aby pewny jak bardzo. Czy gdybym postanowił uciec z Aveliną i poukładać swoje życie na nowo, to by to zaakceptował i po prostu mnie wydziedziczył...? Czy Czarny Pan pozwoliłby mu na podobną zniewagę? Jakby nie patrzeć, miałem na swoim przedramieniu Mroczny Znak. Musiałbym się dobrze ukryć. - Powiem ci, że musielibyśmy wyjechać naprawdę daleko - przyznałem, jednocześnie kończąc ten temat. Prawdopodobnie. Swoim pytaniem Avelina mogła w każdej chwili do niego powrócić, czyż nie?
I tak odpowiadałem nadprogramowo, ale za bardzo nie zwracałem tego uwagi, a przynajmniej nie na tyle by jej wyliczać, ile pytań mi zadaje. I jakże bym mógł, skoro również mnie obdarzała drobnymi zaczepkami. Drobnymi spojrzeniami, delikatnymi muśnięciami warg na mojej szyi. Może to dobrze, że miałem zgoloną brodę, to przynajmniej jej nie drapałem zarostem. Byłem gładko, pedantycznie wręcz przycięty. Pedantycznie... Nerwicowo wręcz.
- Muszę cię przeprosić, Avelino... Wybacz, ale nie daje mi spokoju jedna myśl - zacząłem, powoli się unosząc z trawy, ale tak by jej gwałtownie nie zrzucić ze swojej piersi. Pomogłem jej usiąść. - Widziałaś może moją różdżkę? Gdzieś tu ją odłożyłem... - przyznałem zakłopotany i szukałem ją wzrokiem. Nie spocząłem, póki jej nie znalazłem. Położyłem ją obok i trzykrotnie to skontrolowałem. I na wszelki wypadek też czwarty.
- Miewam nerwicę natręctw. Przepraszam - ponowiłem, na powrót siadając na trawie obok Aveliny. Zachęciłem ją by ułożyła się na moich kolanach... - Czy wolisz poprzednią pozycję? - dopytałem, bo bez problemu mogłem się położyć. Obawiałem się, że jednak mogło się to zakończyć krótką drzemką. Już czułem się dziwnie spokojny, a że podniecenie opadło, to myślę, że nie było w tym niczego krępującego.
- Powiem ci jeszcze, że te moje założenie rodziny... Aranżowane małżeństwo ciężko określić mianem zrealizowanego celu czy sukcesu, ale przyznać muszę, że moje dotarcie się z małżonką i stworzenie namiastki rodziny faktycznie można określić mianem pójścia dalej - stwierdziłem nieco skrępowany, bo to w sumie coś, co nie pozwalało Avelinie pójść na całość. Moja rodzina była czymś, co ugrzęzło jej w głowie, i w sumie się nie dziwiłem. Miała swoje wartości, jak każdy człowiek. Sam przecież nie chciałem zdradzać żony, a jednak obecność Aveliny działała na mnie jak na magnes. - Właściwie, to chciałem się z tobą spotkać... To pokręcone, ale chciałem ci podziękować, że trzymasz między nami dystans. Ostatnie dwa dni myślałem o tym, że... że nie byłbym w stanie zdradzić Imogen... Ale widzę, że jednak... Nie wiem, co się ze mną dzieje. Mam mętlik w głowie - wyznałem jej zgodnie z prawdą. Wciąż miałem ochotę ją całować, mimo że przywołałem do swoich myśli Imogen, a jednocześnie wróciło poczucie bycia zdrajcą, które towarzyszyło mi niemalże nieprzerwanie w ostatnim czasie. Może w końcu to ustanie, ta fascynacja i będę wolnym czarodziejem, bez erotycznych snów z moją drogą przyjaciółką.
- Ale nie chciałbym zrywać z tobą kontaktu, o ile to możliwe... I uwielbiam ciasta z jabłkami, a najbardziej szarlotki. Dużo jabłek i szczypta cynamonu, tak - poprosiłem i zaraz odpowiedziałem na jej pytanie. Bałem się, że mnie potępi i skreśli z listy przyjaciół, a nawet znajomych. - Może to nie pytanie odnośnie ciebie, ale... Chociaż trochę tak. Chciałabyś... się ze mną przyjaźnić? Utrzymać ze mną kontakt? Nie patrząc na moje pragnienia i marzenia, ani na to, że byłem Ślizgonem, a przecież wszyscy Ślizgoni z założenia są źli - zapytałem, dając się ponieść emocjom. Lubiłem wiedzieć, co inni o mnie myślą. Wręcz momentami usilnie tego potrzebowałem. Odpowiedzi - może bardziej łechtania ego, ale z drugiej strony dobrze było czasami dostać po mordzie by mieć perspektywy zmiany i tak dalej. Zaraz oczywiście próbowałem obrócić wszystko w żart by nie być zanadto odsłoniętym, ale to było żałosne posunięcie.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#25
14.11.2023, 15:53  ✶  

Uśmiechnęła się gorzko na jego słowa. Była tego świadoma od zawsze, od zawsze wiedziała, że ich przyszłość nie była im pisana, ale nikt nie zabroni im gdybać. Nikt nie zabroni im marzyć, że może w jakimś wszechświecie ich dusze będą mogły się połączyć. Teraz jej zostało po prostu spróbować uleczyć złamane serce, uleczyć pociąg do niego, aby to tak nie bolało. Wiedziała, że to co teraz robili nie mogło im pomóc, ale było jej dobrze się do niego przytulać. Chciała tak spędzić najbliższą przyszłość, wieczność, która zamknie się w tym dniu i nie ruszy, ani do tyłu, ani do przodu.

– Wiem, po prostu czasami lubię pogdybać – szepnęła cicho i jeszcze bardziej się rozluźniła.

Gdy chciał się podnieść uniosła się lekko i spojrzała na niego zaciekawiona przekrzywiając lekko głowę na bok jak ciekawski kot. Nie rozumiała czego szukał, a gdy wspomniał o różdżce zaśmiała się cicho rozbawiona i odszukała ją wzrokiem zaraz mu ją podając, bo leżała niedaleko niej. Usiadła w siadzie skrzyżnym obserwując go uważnie. Chciała zapamiętać jego posturę i odrobinę ją bawiło, że musiał mieć wszystko pod kontrolą.

Położyła powoli głowę na jego udach leżąc na plecach obserwując jego twarz z dołu. Czuła krępacje leżąc blisko jego brzucha, ale starała się o tym nie myśleć. Ślepa nie była i wcześniej widziała jego podniecenie, ale chyba wszystko już minęło. Takie czary zawsze szybko mijają, prawda? Gdy zaczął opowiadać o rodzinie złapała jego dłoń i badała ją własnymi palcami. Było jej smutno, że miał żonę i dzieci, było jej smutno, że to nie ona była na miejscu tamtej kobiety, była też na siebie wściekła, że nie potrafiła o niego zawalczyć.

– Dlaczego więc chcesz to… zniszczyć spotykając się ze mną? Pragnę cię Augustusie, ale nie chce niszczyć twojego życia, czuję, że to co nas łączy to tylko to, że wtedy pożegnaliśmy się w taki sposób. Cholernie chciałam do ciebie napisać jak skończyłam szkołę, ale tu już miałeś rodzinę, więc nie chciałam… eh – westchnęła i przytuliła się do jego brzucha i zamykając mocno oczy. – Cholera… – mruknęła w niego obejmując go mocno. – Chciałabym być mniej… mniej sobą, aby o ciebie lepiej zawalczyć – wyznała. – Chce cię w swoim życiu, ale to będzie trudne… wyobrażasz sobie być moim przyjacielem, gdy znajdę sobie partnera? Nie będzie wściekły? Zawsze byłeś zaborczy, a teraz…? Zagarniasz mnie dla siebie jakbym… nie wiem – szepnęła. Chciała spróbować, chciała z nim być, ale jak?

Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#26
18.11.2023, 18:33  ✶  
Nie było nic zabawnego w tym, że pewne sprawy były dla mnie krępująco-natarczywe. Nie mógłbym chociażby wieczorem zasnąć, gdybym nie upewnił się, gdzie w danym momencie znajduje się moja różdżka, między innymi dlatego zawsze odkładałem ją na szafce nocnej i to była świętość, przerywana jedynie kilkoma epizodami w miesiącu, a nawet i rzadziej.
Podziękowałem Avelinie za to, że pomogła mi znaleźć moją zgubę. Może gdybym nie był taki zamyślony i roztargniony... I tak bym sprawdzał, gdzie jest moja różdżka, nawet gdybym wiedział i dał sobie za to rękę pociąć. To nie było normalne, ale niestety tak funkcjonowałem, więc przyjąłem pomoc Paxton, a nawet mi ulżyło, że nie skrytykowała jakoś tego, tylko po prostu się uśmiechnęła. Nie chciałem wyjść na jakiegoś dziwaka. Nie byłem pewien, w jakim stopniu to mogło wychodzić poza normalne zachowanie.
Cóż, nieistotne. Skupiłem swoje myśli, swoje zmysły na Avelinie, tym razem leżącej na moich nogach. Bawiła się moją dłonią, moimi palcami. Jej dotyk był mi taki przyjemny, taki naturalny, a jednak... miała rację. Miała całkowitą rację. Czyli to oznaczało, że to koniec? Że nie powinniśmy się więcej spotykać i to uszanować?
Serce zabiło mi mocniej na te myśli. Byłem niechybnie zgubiony. Może powinienem sobie tłumaczyć to tak, że faktycznie to kwestia naszego emocjonalnego pożegnania... Że tak naprawdę Avelina Paxton nic dla mnie nie znaczyła, ale w takim razie, czemu całym ciałem właśnie nie chciałem przyjmować tej myśli do siebie? Buntowałem się przeciwko temu tak bardzo, że aż wirowało mi w głowie. Przytuliłem ją do siebie bardziej. Miała rację. Nie chciałem jej nikomu oddawać. Chciałem ją zatrzymać tu, blisko siebie, a jak trzeba by było, to też ukryć przed całym światem za swoimi plecami.
- Nie zaprzeczę - odparłem po chwili milczenia. Przełknąłem ślinę. Świetnie zdawałem sobie sprawę z tego, jak wielkim zazdrośnikiem potrafiłem być. Gdybym ujrzał ją w towarzystwie innego mężczyzny, już trybiki w mojej głowie resztę by sobie dopowiadały, a co dopiero by było, gdybym faktycznie był doinformowany o statusie... ich... związku? - Nie zniósłbym tego. Nie ręczyłbym za siebie. Myślę, że aktualnie jestem większym zazdrośnikiem niż dawniej i nie pozwoliłbym by ktoś się do ciebie zbliżył - przyznałem to. Tak głośno. Wprost. Nie kręcąc, nie kłamiąc ani chociażby nie unikając odpowiedzi. Oszalałem. Mówiłem to, czego nie powinna słuchać, czego nie powinienem jej chcieć przekazać, bo byłem pewien, co wtedy zrobi - odwróci się ode mnie, zerwie naszą przyjaźń i już nie będę... w jej życiu. Czułem, że znowu traciłem grunt, że znowu gdzieś odpływałem, gubiłem się, tonąłem.
Zamarłem ze swoimi dłońmi na jej ciele. Już nie głaskałem jej ręki, pleców. Nie bawiłem się jej włosami. Po prostu zamarłem, jak gdybym już był duchem i odpływał do Limbo.
- Czyli... My... Czyli... - Chciałem zadać to pytanie podsumowujące, ale nie byłem w stanie. Odwróciłem twarz, patrząc gdzieś w dal. Przegrana nie wchodziła w grę, a jednak... Tak miało być dla nas lepiej? - Nie chcę niszczyć. Nigdy nie chciałem niszczyć mojej rodziny... Próbowałem to poukładać, pogodzić, ale... się nie da - przyznałem z żalem, ze ściśniętym gardłem, szeptem. Było już za późno, tak jak mówiła Avelina. Za późno. Minęliśmy się w pewnym momencie, a nawet nigdy nie byliśmy blisko, nie mogliśmy być, bo każde z nas miało swój świat i tak miało pozostać.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#27
19.11.2023, 20:08  ✶  

Avelina nigdy nie miała problemów pod tym tytułem. Lubiła porządek to fakt, ale nie dostawała bzika, gdy ktoś jej cos przestawił. Po prostu to odszukiwała i odkładała tam, gdzie powinno być. Jej rodzice wiecznie mieli nieporządek w domu, więc się do tego przyzwyczaiła. Nie miała jednak zamiaru oceniać pod tym tytułem Augustusa. Zawsze miał swoje dziwactwa, był zaborczy, wiecznie wkurzony i pamiętała to tak jakby to było wczoraj. Lubiła na niego patrzeć, gdy ciskał gromami na jej wredne odzywki, zagrywki, które nie pasowały do jego wizji świata i porządku. Dopiero teraz zrozumiała, że wtedy w szkole naprawdę jej się podobał, jego spojrzenie i zapach zawsze powodował, że czuła spokój – tak jak teraz. Czuła jednak cholerny ucisk w żołądku, że należał do innej kobiety. Już nigdy nie będzie jej, nie miała prawa nazywać go swoim, ani tak o nim myśleć. W szkole należeli do siebie, w szkole ich schadzki były tylko dla nich, a teraz? W ich życiu była kobieta, która miała prawo nazywać go swoim, która nosiła jego obrączkę na palcu, a ona nosił od niej. Patrzyła na nią przez chwilę i czuła palący żal do życia, że nie było im dane nawet spróbować. Musiała mieć w sobie tą siłę, aby go do siebie nie dopuszczać, aby uratować swoje serce przed kolejnym załamaniem. Długo zbierała się po informacji, że on bierze ślub, że rodzą mu się kolejne dzieci.

Jego ramiona były przyjemne, ale parzyły jak rozżarzone węgle. Wolałaby chyba to drugie niż świadomość, że nie może z nim być. Zamknęła oczy próbując powstrzymać płacz. Poczuła przyjemne ukłucie w podbrzuszu, gdy mówił o tym, że byłby o nią zazdrosny. Wiedziała, że nie powinna czuć z tego powodu przyjemności, że nie było to normalne, aby żonaty mężczyzna był zazdrosny nie o swoją żonę, a o przyjaciółkę. Jednak chciała, aby to czuł, aby o nią walczył, aby ją zagarniał. Tak cholernie chciała być jego, a jednak nie mogła i to ją cholernie frustrowało. Chciała coś rozwalić, coś zniszczyć, a nie wiedziała, co takiego mogła zrobić w tej kwestii.

– No właśnie – westchnęła tylko na jego słowa i spojrzała mu w oczy odsuwając się od jego brzucha. Podniosła się z jego kolan i usiadła obok niego podwijając nogi po brodę i je mocno obejmując. Lubiła tak siedzieć, czuła się wtedy mała, zamknięta, jak w ochronnej bańce. – Wiesz, że to głupie, prawda? – zapytała cicho patrząc na wodę, w której odbijało się niebo. Gdzieś tam latały ptaki i głośno skrzeczały, a ona przechodziła swój własny horror, tu na ziemi, obok miłości swojego życia. – Oboje wiemy, że nie możemy być razem, nie możesz się nawet w moim towarzystwie pokazać na ulicach, w kawiarni, nie możesz pójść ze mną na urodziny Nory, czy na kawę z Olivią, bo wzbudzi to skandal, kontrowersję. Zaczną o tobie pisać, że szlajasz się z obcą wywłoką, a twoja biedna żona siedzi z dziećmi w domu. Jednak oboje uparcie szukamy sposobu, aby razem spędzać czas – szepnęła i oparła głowę o jego ramię nadal patrząc gdzieś w dal, w martwy punkt na wodzie.

Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#28
22.11.2023, 20:58  ✶  
Niesprawiedliwość losu - tak, dokładnie tak. Przełykałem właśnie gorzkie żale i łzy, których nie zamierzałem uronić, a to wszystko dlatego że nie mogłem być z Aveliną Paxton, dziewuchą, która z buta wtargnęła do mojego życia, mała, butna, z zadartym nosem. Na dodatek przemądrzała Krukonka, a ja, cóż, zwariowałem na jej punkcie, zrobiłem ten błąd, że wykorzystałem najdrobniejszą sposobność by ponownie się z nią zobaczyć i... teraz oboje cierpieliśmy. Właściwie, mimo wszystko oboje nie byliśmy w stanie o sobie zapomnieć, więc co było gorsze? Ta cisza między nami od czasów szkolnych czy może ograniczony kontakt w tej chwili? Ciężko było wybierać, bo zarówno jedna, jak i druga opcja była beznadziejna. Najchętniej bym zniknął z powierzchni ziemi, zagrzebał się głęboko, może pod kołdrą i już nigdy z niej nie wyszedł. Po prostu przestał istnieć.
- Czasami chciałbym... mieć w sobie wystarczająco dużo odwagi, wystarczająco dużo mocy w swoim ciele, aby wygrać z tym światem tę walkę o swobodę, ale... już za późno i wciąż jest tego za mało, niedostatecznie dużo - przyznałem się do własnych słabości, do tchórzliwości, bycia małym i nędznym, wstrętnym nawet może szczurem, który szurał za królem szczurów jak ten głupi za kawałek sera, a ostatecznie jednak nie dostawałem sera, tylko jakiś przegniły kawałek jabłka. Czułem się beznadziejny, a fakt, że miałem tatuaż na przedramieniu, teraz tak skrzętnie ukryty zaklęciem maskującym, oraz obrączkę na palcu, tak perfidnie odbijającą promienie słoneczne, błyszcząc, wcale nie pomagało mojemu nastrojowi. Doskonale widziałem, jak się przypatrywała mojej obrączce. Nie mówiła, co o niej wprost myśli, ale często wspominała z kolei o mojej żonie. Miała rację. Powinienem myśleć o Imogen, a nie chcieć wsadzać penisa w inne kobiety, w Avelinę. Już samo złe w tym wszystkim było to, że się całowałem z Aveliną i to na dodatek w tak bezwstydny sposób. To już była zdrada.
- Heh, czasami chciałbym być z kolei buntownikiem. Mój kuzyn Sauriel ubiera się jak... mugol, taki mugol indywidualista... Sam nie wiem, w jaki sposób mogę to określić. Najistotniejsze, że robi swoje i ma wyjebane na to, co kto powie. Z jednej strony, nie mieści mi się to w głowie, ale z drugiej... Chyba trochę mu zazdroszczę - odezwałem się po chwili milczenia, biorąc pod uwagę tę lekkość w obyciu Sauriela. Chodził swoimi ścieżkami, nikogo o zgodę nie pytał, a tym bardziej nie rozkminiał, czy powinien, czy może jednak nie? - Jednakże ma na bakier z większością rodziny, bo my to prawie sami konserwatyści i to tak... - przyznałem nieco zakłopotany, nieco zasmucony tą sprawą. Mimo wszystko jednak przygarnąłem wspartą o mnie Avelinę jeszcze bardziej do siebie, przytuliłem, objąłem ramieniem. Na pocieszenie?
- I fakt, jednak oboje uparcie szukamy sposoby, aby razem spędzać czas - powtórzyłem w końcu za nią, bo od dłuższego czasu cisnęło mi się to na usta. To było tak trafne, tak bezduszne, tak bezlitosne, że aż nazbyt prawdziwe. Z całą dozą brutalności. - Nie mogę jednak robić tego Imogen. Na swój sposób ją kocham, szanuję. Jest dla mnie ważna. Wspiera mnie... I mamy dzieci - odparłem, właściwie powtórzyłem za Aveliną. Potwierdzałem te słowa. Pragnąłem by bardziej zaistniały w mojej głowie, by odwróciły myśli od Aveliny i wizji przyszłości z nią... Choć przez krótką chwilę faktycznie byłem gotów rzucić wszystko i wyjechać z nią daleko, jak najdalej stąd, gdzieś, gdzie nie znał nas nikt, nikt by nas nie ocenił ani nie wyklął. Gdzie nasze problemy, to, co nas dzieliło, przestałoby mieć znaczenie. Tylko czy posiadanie małżonki i dzieci można było od tak zapomnieć? Jeszcze wczoraj i przedwczoraj obcowaliśmy ze sobą z Imogen. Kochaliśmy się. Pamiętałem uczucia, które mi towarzyszyły. Może tak naprawdę... tak naprawdę to było prawdziwe, a to było tylko ułudnym snem, za którym gnaliśmy? Może tak naprawdę z Aveliną mieliśmy się rozczarować przy wspólnym zamieszkaniu ze sobą? Nie zniósłbym mieszkania w takiej graciarni, którą miałem przed oczami, widząc mieszkanie jej rodziców... I nie wiem, czy zniósłbym życie od wypłaty do wypłaty. Do pewnych standardów przyrosłem, wyssałem z mlekiem matki. Argh. Nie chciałem tak myśleć, cholera. To wcale by tak nie wyglądało. Czułbym się przy Avelinie kochany, a przede wszystkim WOLNY.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#29
27.11.2023, 17:46  ✶  

Strach. To najgorsza rzecz w ludzkim życiu, ale towarzyszy im od momentu narodzin. Matka boi się, że jej dziecku może się coś stać, niemowlę boi się, że matka jak zniknie z jego oczu już nigdy się nie pojawi, dziecko boi się wsiąść na rowerek, aby nie poczuć bólu, nastolatek boi się zawodu miłosnego, dorosły człowiek boi się próbować nowych rzeczy, aby się nie zawieść. Każdy boi się ciemności, boi się tego nieznanego, co się w nich kryje. Avelina Paxton bała się wejść w nieznaną jej relację, a Augustus Rookwood bał się zawieść oczekiwania ojca. Teraz oboje bali się stracić to, co do siebie czuli i jednocześnie bali się zaryzykować. Ona bała się zaryzykować, Augustus miał na tyle odwagi, że chciał porzucić wszystko. Avelina jednak nie była w stanie zniszczyć czyjegoś życia, zniszczyć życia małych istotkę, które były dziećmi jej przyjaciela, ukochanego, miłości jej życia, bratniej duszy. Wszystko przyciągało ich do swoich serce, do swoich objęć, ale cały świat był przeciwko nim utrudniając im wspólne życie, bo nie miało prawa teraz się zadziać. Może jeśli kiedyś wszystkie przeciwności losu umrą będzie im dane spędzić kilka chwil wspólnie w objęciach. Teraz jednak świat kazał im zdecydować, co dalej…

– Za późno – przyznała nie patrząc już na niego. Naprawdę nie chciała go porzucać. Dzisiaj udało im się powstrzymać przed rzuceniem na siebie, ale nadal czuła jego palce na swojej skórze i w miejscach, gdzie nie powinny się znaleźć. Chciała tego, cholernie chciała, aby dokończył, co zaczął, ale nie miała zamiaru pokazywać mu, że może jeszcze raz spróbować. Nie wytrzymałaby potem ze sobą, wyobrażała sobie, że zbiłaby wszystkie lustra w swoim domu, że nie potrafiłaby spojrzeć sobie w twarz, że czułaby do siebie odrazę, gdyby pozwoliła mu na zdradę swojej rodziny. Rodzina dla Aveliny miała bardzo wielkie znaczenie, przyjaciele tak samo, więc nie chciałaby zobaczyć tego zawodu w ich oczach, gdyby dowiedzieli się, że zniszczyła komuś życie dla własnego egoizmu. Wolała cierpieć, niż wciągać w swoje życie Augutsusa. On już pogodził się z losem, już nauczył się żyć z Imogen, więc nie mogła go od tego odciągać. Nie porzuci go póki co, chciała spędzić z nim jeszcze tyle czasu na ile będą mieli siły udawać, że nie łączy ich nic poza przyjaźnią. Potrafiła przecież przyjaźnić się z mężczyznami. Dowodem na to był Sauriel i Stanley, z którymi naprawdę dobrze się dogadywała i nie czuła nic poza czystą sympatią na tle przyjaźni. – Po prostu musimy postawić odpowiednio solidny mur z przyjaźni, jeśli nam nie wyjdzie to będziemy musieli pożegnać się znowu na dłużej – szepnęła ochrypniętym głosem, bo nie potrafiła tego powiedzieć. Bolała ją sama myśl.

Jego ramiona dawały jej ciepło i przyjemne odprężenie. Wiedziała, że jak tylko się dzisiaj rozstaną ona poczuje się przytłoczona, wściekła i sfrustrowana. Nie mogła przestać myśleć o tym, że za kilka chwil on wróci do swojej żony.

– Jesteś odważny, Augustusie – szepnęła w końcu – Podjąłeś się życia, którego Sauriel nie potrafił zaznać, nie uciekłeś od odpowiedzialności za swoją rodzinę, chcesz dobrze i to jest odważne. Czasami bunt nie prowadzi do niczego dobrego, czasami bunt może zniszczyć życie innych osób bardziej niż sobie wyobrażasz. – dodała jeszcze ciszej. Gdy wyznał, że kocha Imogen poczuła jak ktoś daje jej w twarz. Nie mogła oczekiwać od niego innej odpowiedzi, ale bolało ją, że tak cholernie pozwoliła mu się omamić, że ją kocha. Nie można było kochać dwóch osób, prawda? Była w stu procentach pewna, że nigdy nie pokocha nikogo innego tak samo mocno jak pokochała Augustusa. Odsunęła się od niego i bez słowa wstała podchodząc do wody, podniosła kamyk i rzuciła nim w toń tworząc liczne okręgi na wodzie.

– Kochasz ją – powiedziała bardziej do siebie niż do niego, ale jeśli zawędrował za nią w to miejsce mógł to usłyszeć. – Po co wtedy mącisz w mojej głowie mówiąc, że mnie kochasz? Nie można kochać dwóch osób – dodała próbując nie płakać. Miała ochotę go uderzyć, wpierdolić mu tak mocno, że Imogen by go nie poznała, ale nie mogła. Avelina Paxton nie stosowała siły. – Nie umiem tego zrozumieć – szepnęła obejmując się rękami – Chce się z tobą przyjaźnić, nie chce urywać znowu kontaktu, ale ciągle mówisz rzeczy, które sobie zaprzeczają, jakbyś chciał mnie trzymać na czarną godzinę – dodała jeszcze.

Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#30
28.11.2023, 20:56  ✶  
To, co zaproponowała Avelina brzmiało sensownie, aczkolwiek jakoś nie widziałem przyszłości dla podobnego układu. Jak mógłbym trzymać się od niej z daleka? Nie dotykać jej? Nie całować? Nie uwodzić i nie komplementować...? Wciąż, choć moje zachowanie na to nie wskazywało, najchętniej zaciągnąłbym ją do łóżka by móc z nią być tak blisko jak jeszcze nigdy, żeby się wtulić w jej nagą skórę, dotykać ją wszędzie własnym nagim ciałem. Chciałem być bliżej niż przyjaciel. Ale co, jeśli tylko na tyle mogłem sobie pozwolić? Stać grzecznie z boku, w szeregu i być szarą masą, która będzie po prostu na każde jej zawołanie? To zawsze jakiś wariant, wyjście z paskudnej sytuacji. Przynajmniej wiedziałbym, że u niej wszystko w porządku, że nie dzieje jej się źle... Czy może ma kogoś.
Pokiwałem głową, ale nie powiedziałem nic. Żadne słowa nie były w stanie wyrazić tego, co czułem. Paskudne paskudztwo. Niesmak. Niedosyt. Ból. Niemoc. Złamanie. Beznadziejność. Tak... To wszystko razem zebrane w jeden worek i nie określiłbym go mianem odważnego. W żadnym stopniu. W sensie tego worka opatrzonego napisem Augustus Rookwood.
Ruszyłem za nią. Nogi same mnie prowadziły, ale nim ją dotknąłem, zatrzymałem się w pół drogi dłonią ku jej ramieniu, bo słyszałem jej słowa. Raniły mnie. Raniły mnie, bo raniły ją. Nawet nie pomyślałem, kiedy jej to wyznawałem... że to może jednak nie na miejscu, że będzie się źle czuła, kiedy ja to wypowiem. Najchętniej cofnąłbym czas i zmienił swoje słowa na inne, mniej istotne albo żadne.
Postąpiłem te dwa kroki do przodu by stanąć obok niej, obrócić się w jej stronę, by na nią spojrzeć i ją zmusić do tego samego, kładąc dłonie na jej policzkach. Pogładziłem je czule. Byłem podłamany, ale jedno było pewne - nie mamiłem jej, nie mąciłem. Byłem w tym wszystkim szczery i nie zamierzałem kłamać.
- Avelina, ja ciebie kocham. Nie żartuję, nie oszukuję, nie mącę, a już na pewno nie traktuję jako opcji numer dwa, na czarną godzinę. Po prostu... to jak się przy tobie czuję... Bardzo to lubię. Tę swobodę. Jesteś zawsze taka naturalna, taka prawdziwa. Jesteś przemiła, ale potrafisz postawić na swoim. Jesteś jak ogień, który ogrzewa moje serce... Nie chcę ci kłamać, że nie kocham żony, ale uczucia do niej są kompletnie inne, mniej intensywnie, nie biorą się... Sam nie wiem, skąd uczucia do ciebie się we mnie biorą. Po prostu czuję, że potrzebuję być blisko. Ostatnio wciąż o to walczę, jak gdyby to były moje ostatnie hausty powietrza, o ile wiesz, co mam na myśli, bo to wszystko wydaje się być... wariackie? - odparłem na jej oskarżenia, uwagi. Nie chciałem by Avelina płakała, by czuła się źle, gorsza albo cokolwiek. Miała rację. Jednak namąciłem. To wszystko była moja wina... Gdybym nie chciał być z nią do bólu szczery, gdybym mówił część tego wszystkiego, a przede wszystkim gdybym nie układał się z nią w szkole ani w dorosłym życiu, to... mielibyśmy święty spokój. Tak.
Zabrałem swoje dłonie z jej twarzy, choć pewnie sama je strąciła. Wycofałem się o krok. To ja byłem tu mąciwodą, jej unieszczęśliwieniem. Potworem, za którego mnie miała. Fałszywym przyjacielem, który powinien przy niej być i ją pocieszać, a nie jeszcze bardziej mieszać.
- Przepraszam. Nie chciałem źle, po prostu... sam się w tym wszystkim gubię. Ciężko pojąć to myślami, słowami tym bardziej. Nie wiem, czemu cię... - zacząłem, dławiąc w sobie słowo kocham, bo nie było tu już na miejscu. Było słowem zakazanym. - Nie wiem, czemu cię tak bardzo lubię, ale dołożę wszelkich starań by być twoim przyjacielem. Poukładam to sobie - odparłem, właściwie obiecałem. Jakaś rozpacz się we mnie zbierała, ale przerwałem jej tajfun. Nie mogłem. Rozterki zostawiałem na później, a teraz... mogliśmy swobodnie skończyć ten dzień. Było miło. Przez chwilę przynajmniej. Wtedy, kiedy mnie nie bili i kiedy nie chcieliśmy ronić łez. Krótka podróż pociągiem w nieznane, spontaniczna kąpiel w stawie i mało przyjacielskie macanki, ale te pocałunki zapamiętam sobie na zawsze. Pocałunki z przyjaciółką.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Avelina Paxton (10124), Augustus Rookwood (11170)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa