Jeśli zaś chodzi o stan, w jakim znalazł się pod koniec rywalizacji alkoholowej, zapewne zgubiła go ta barmańska pycha. Uniósł się dumą, polewał sobie po równo z rybakiem i za uczciwość przyszło mu zapłacić porządnym sponiewieraniem się. Po trosze plułby sobie pewnie w brodę za to, że nie lał rybakowi, ile wlazło, a sam nie powylewał za kołnierz, ale obecnie było mu już wszystko jedno. Żar lał się z nieba, świat nieco falował, chciał zostawić już tego łajdaka i odchorować swoje.
Rybak dopił resztki, jego twarz opadła na stolik z dech, a wkrótce do uszu Woody’ego zaczęło docierać chrapanie. Rozejrzał się jeszcze w półprzytomnym odruchu za dzieciakiem, na którym zależało Norze, ale nie odnalazł go. Doleciało go za to pohukiwanie.
Pacnął rybaka w ramię, wymamrotał coś, co ułożyło się w dźwięk na kształt: yyy, miło było, po czym powziął taktyczny odwrót. Nieco zataczał się na piasku; wdepnąwszy raz w podarte sieci rybackie, nawet zawisła na nim na chwilę groźba runięcia niczym kłoda na ziemię, ale pokazał, że jest specjalistą w swoim fachu i nie ugnie się wiatrom, które miotały nim od prawej do lewej.
Widząc skrzynię, poczuł ulgę, uśmiechnął się krzywo i klapnął obok swoich kompanów.
— No — bąknął, pocierając czoło palcami. — Sprawdzajcie, co to, póki panny nie ma na horyzoncie.
rzucam już kością dla Nory, żeby od razu mogła zareagować: !skarbmorza4