Ta ucieczka, ta straszna i przecząca słodkości chwili ucieczka, nie musiała mieć wyrazu fizycznego biegu. Z ucieczkami świetnie radzili sobie również ci, którzy stali w miejscu. Ci, którzy nie mogli się oddalić od miejsca kaźni, a jednak myślami i duchem chcieli znaleźć się daleko stąd. Sauriel daleko stąd nie chciał być - za to chciał mieć daleko stąd swoje niespokojne emocje, które tylko częściowo zostały pochłonięte i odebrane przez pocałunek. Pozbył się tamtych, przyszły do niego nowe.
Jak się zachować.
Wielkie pytanie, a przecież nie byli już dziećmi. Nie, to nie był pierwszy pocałunek, ale zarazem był pierwszym tak... poważnym. Czymś o wiele więcej niż ciekawością nastoletnich chłopców, więcej niż zabawą przy piciu piwa wokół ogniska, więcej niż poszukiwaniem seksu dla rozluźnienia, kiedy już mury zamku nie chroniły przed zakusami tego świata. Był platoniczny - a to odczucie sądził, że jest zapomniane. Mógł być manipulacją - został tak odebrany? Co myślała w tej chwili i czy powinien o to pytać? Dowiadywać się o głębi jej odczuć, której nie chciał znać, bo nie chciał też zaglądać w swoją? Tak wielkie pytanie, na które odpowiedzią było właśnie to - uciekanie. Nie zniknął wtedy z uliczki parku, a jednak uciekał. Był w tym mistrzem, tylko trochę lepiej machał w porównaniu pięściami. Victoria uciekać nie miała w zwyczaju. Gdyby tak było to nie staliby dzisiaj tutaj, byliby tylko kpiną marzeń o pięknych zakończeniach, dowodem na to, jak ludzie z różnych światów nie mogli się ze sobą przecinać. Zamiast tego mogli być... żywym dowodem. Chociaż czasem uśmiechniętym od tej słodkiej miłości.
- A gdzie higiena? - Przecież to takie obrzydliwe brać coś do ręki uwalonego śliną... tak? Sauriel tak wcale nie myślał, ale lekarze potrafili być pod tym kątem przewrażliwieni. Z ust do ust, niektóre rzeczy należało posprzątać. Rookwood bardzo dużo rzeczy robił własnymi rękoma, chociaż mógł je robić nie wyciągając nawet różdżki. To wszystko po to, by nie zapomnieć. By nie przyzwyczaić się do wygody nietrwałych zaklęć, by więcej czuć, by doświadczać świata wszystkimi zmysłami. Mógł kochać Victorię, ale dopiero pocałowanie jej było doświadczeniem miłości, czyż nie? Było jej pokazaniem. Dla niej. On wiedział, ona wiedziała, że to wszystko było kotłowaniną, a sam Rookwood utrudniał i zawsze będzie utrudniał wszelkie sygnały, które mogły się pojawiać. Jak sama to kiedyś ujęła: jedno mówił, drugie robił, trzecie myślał. Nie chciał jej tego wszystkiego utrudniać celowo. Był sam w tym skonfundowany i miał zakuty łeb - w tym tkwiła jej głowa, że ona chciała cierpliwie rozłupywać tę niezwykle twardą skorupkę. Pozostało mieć nadzieje, że nie będzie zawiedziona tym, co znajdzie w środku.
- Za co? Za buziaka? Przyjemność po mojej stronie. - Zrobił gest przypominający ukłon - ukłon jednak nie był. Ledwie jego zajawką, której pełna forma nie miała nadejść. - Słuchaj, Vika... - Brakowało mu w dłoni czegoś do zabawy. Czegoś do zajęcia się... fajka! Fajka byłaby idealna, ale jakoś nie pasowała mu do chwili. Musiał palenie odsunąć w czasie - chociaż trochę. Żeby chociaż przetrwać ten werset..! - Nie chcę pytań, co to z nami będzie i jak sobie wyobrażam przyszłość, bo sobie jej nie wyobrażam. Jestem w "tu" i "teraz". A "tu i teraz" jestem bardzo szczęśliwy, bo dałaś mi słońce. - Rozłożył przedramiona na boki. - Jesteś... jesteś dla mnie bardzo ważna. - I to mnie przeraża - tego jednak nie dodał już na głos.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.