• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
[8.08.1972] Sun hell | Victoria & Sauriel

[8.08.1972] Sun hell | Victoria & Sauriel
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#21
11.08.2024, 23:07  ✶  

Ta ucieczka, ta straszna i przecząca słodkości chwili ucieczka, nie musiała mieć wyrazu fizycznego biegu. Z ucieczkami świetnie radzili sobie również ci, którzy stali w miejscu. Ci, którzy nie mogli się oddalić od miejsca kaźni, a jednak myślami i duchem chcieli znaleźć się daleko stąd. Sauriel daleko stąd nie chciał być - za to chciał mieć daleko stąd swoje niespokojne emocje, które tylko częściowo zostały pochłonięte i odebrane przez pocałunek. Pozbył się tamtych, przyszły do niego nowe.

Jak się zachować.

Wielkie pytanie, a przecież nie byli już dziećmi. Nie, to nie był pierwszy pocałunek, ale zarazem był pierwszym tak... poważnym. Czymś o wiele więcej niż ciekawością nastoletnich chłopców, więcej niż zabawą przy piciu piwa wokół ogniska, więcej niż poszukiwaniem seksu dla rozluźnienia, kiedy już mury zamku nie chroniły przed zakusami tego świata. Był platoniczny - a to odczucie sądził, że jest zapomniane. Mógł być manipulacją - został tak odebrany? Co myślała w tej chwili i czy powinien o to pytać? Dowiadywać się o głębi jej odczuć, której nie chciał znać, bo nie chciał też zaglądać w swoją? Tak wielkie pytanie, na które odpowiedzią było właśnie to - uciekanie. Nie zniknął wtedy z uliczki parku, a jednak uciekał. Był w tym mistrzem, tylko trochę lepiej machał w porównaniu pięściami. Victoria uciekać nie miała w zwyczaju. Gdyby tak było to nie staliby dzisiaj tutaj, byliby tylko kpiną marzeń o pięknych zakończeniach, dowodem na to, jak ludzie z różnych światów nie mogli się ze sobą przecinać. Zamiast tego mogli być... żywym dowodem. Chociaż czasem uśmiechniętym od tej słodkiej miłości.

- A gdzie higiena? - Przecież to takie obrzydliwe brać coś do ręki uwalonego śliną... tak? Sauriel tak wcale nie myślał, ale lekarze potrafili być pod tym kątem przewrażliwieni. Z ust do ust, niektóre rzeczy należało posprzątać. Rookwood bardzo dużo rzeczy robił własnymi rękoma, chociaż mógł je robić nie wyciągając nawet różdżki. To wszystko po to, by nie zapomnieć. By nie przyzwyczaić się do wygody nietrwałych zaklęć, by więcej czuć, by doświadczać świata wszystkimi zmysłami. Mógł kochać Victorię, ale dopiero pocałowanie jej było doświadczeniem miłości, czyż nie? Było jej pokazaniem. Dla niej. On wiedział, ona wiedziała, że to wszystko było kotłowaniną, a sam Rookwood utrudniał i zawsze będzie utrudniał wszelkie sygnały, które mogły się pojawiać. Jak sama to kiedyś ujęła: jedno mówił, drugie robił, trzecie myślał. Nie chciał jej tego wszystkiego utrudniać celowo. Był sam w tym skonfundowany i miał zakuty łeb - w tym tkwiła jej głowa, że ona chciała cierpliwie rozłupywać tę niezwykle twardą skorupkę. Pozostało mieć nadzieje, że nie będzie zawiedziona tym, co znajdzie w środku.

- Za co? Za buziaka? Przyjemność po mojej stronie. - Zrobił gest przypominający ukłon - ukłon jednak nie był. Ledwie jego zajawką, której pełna forma nie miała nadejść. - Słuchaj, Vika... - Brakowało mu w dłoni czegoś do zabawy. Czegoś do zajęcia się... fajka! Fajka byłaby idealna, ale jakoś nie pasowała mu do chwili. Musiał palenie odsunąć w czasie - chociaż trochę. Żeby chociaż przetrwać ten werset..! - Nie chcę pytań, co to z nami będzie i jak sobie wyobrażam przyszłość, bo sobie jej nie wyobrażam. Jestem w "tu" i "teraz". A "tu i teraz" jestem bardzo szczęśliwy, bo dałaś mi słońce. - Rozłożył przedramiona na boki. - Jesteś... jesteś dla mnie bardzo ważna. - I to mnie przeraża - tego jednak nie dodał już na głos.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
12.08.2024, 01:33  ✶  

Jej emocje ciągle były z nią, ciągle w tym samym kotle uczuć splątanych i wymieszanych ze sobą. Nie próbowała od nich uciec, wyrzucić ich z głowy, co najwyżej zepchnąć na bok, żeby nie blokowały przejścia. Ale ten pocałunek rzeczywiście przyciągnął do siebie inne, które do tej pory siedziały sobie w kąciku i bawiły się misiami. Oni zaś stali przy tym wodospadzie, napięcie wzmagało, teraz już chyba w pewien sposób namacalne, i nie wiedzieli co teraz zrobić, żeby tu czegoś nie zepsuć. Bo… chyba żadne z nich tego nie chciało – cofnięcia się, regresji… Co zabawniejsze to to, jaki wkurzony Sauriel był po listach od Cynthii, jak wbił do mieszkania Victorii i rzucił jej te wiadomości na stół, a potem mówił, że chciałby, by było między nimi…

Normalnie?

Czym jest ta normalność? Nie chciał, by Victoria robiła sobie na cokolwiek nadzieję, bo niczego miało nie być. Nie chciał zobowiązań, twierdził, że nic do niej nie czuł i jednocześnie starał się jak przy nikim innym, obchodził się z nią niemal jak z jajkiem, dbał, odwiedzał i chciał dobrze. Jednocześnie ją odrzucał, odsuwał od siebie, dystansował się, a potem… przetańczył z nią całą noc na weselu Blacków, zabrał na „miejsce schadzek”, a teraz przełamał granicę, którą dawno temu sam wyznaczył. To sobie biegło samo, bez głębszego zastanowienia – ot, potrzeba, ochota by spędzić czas z tą drugą osobą. A pocałunek był jak przypieczętowanie. Victoria po części czuła się teraz trochę jak ta nastolatka, która pierwszy raz zasmakowała ust drugiej osoby i nie wiedziała co teraz zrobić. Nie była żadną femme fatale, która miała na swoim koncie wielu mężczyzn, nie była też niewinną dziewczyneczką, ale to tutaj… to było takie: czyste. Platoniczne? Chyba jednak nie. W tamtym parku to Victoria uciekła, ale później poszła po rozum do głowy. I wiedziała, że jeśli ona ucieknie, to niczego nie będzie – bo kiedy dwie osoby uciekają, to ta druga nie ma szans odnaleźć drogi powrotnej do domu. Może to było kluczem, ta jej cierpliwość, anielska wręcz, bo uważała, że warto. Póki co nie była wcale zawiedziona tym, co widziała w Saurielu.

– Higiena? – powtórzyła za nim i cicho parsknęła. Może to był też dobry sposób: rozładować to napięcie żartem, zgoda, tylko mniej świńskim niż tym w wykonaniu Sauriela. – Mówisz o higienie przy bezoarze? Wiesz w ogóle co to jest bezoar? – nie, nie wiedział. Zdziwiłaby się, gdyby miał pojęcie czym ten kamień w ogóle jest… czasami lepiej było nie wiedzieć, co się brało do buzi, ale ogólnie higiena i bezoar, eeech. Bawiło ją to dlatego tym bardziej i nawet się uśmiechała, a nie tak jak zwykle, jak opowiadała te swoje żarty z kamienną twarzą.

– To też – właściwie, to głównie za to dziękowała. Usta lekko jej zadrżały, gdy tak stała kawałeczek od niego i miała wrażenie, że oddech wcale jej się nie uspokajał. – Ale za to, że nie zacząłeś mnie teraz przepraszać. Albo mówić, że to błąd – leciutko się uśmiechnęła, bardzo zresztą krótko, ale za to też dziękowała. Bo naprawdę nie wiedziałaby, co zrobić, gdyby to teraz usłyszała – to byłoby jak policzek i już doszczętnie by chyba pokonało jej pewność siebie. Że nie uciekł, a tego się po nim mogła spodziewać, ale tego już nie powiedziała, po prostu mu się przyglądała. I coś w niej właśnie pękało, ale w ten dobry sposób, kiedy mówił (chociaż przy „słuchaj, Viki” już była bliska paniki). – Ty dla mnie też. Bardzo – cicho westchnęła, patrząc na czarnowłosego, który tak bronił się przed nią (bo to przecież nie przed światem, tylko ona tutaj była i zagrażała jego spokojowi) tymi okularami na nosie. I jednocześnie… Victoria była przekonana, ze Sauriel doskonale to już wiedział, że jest dla niej ważny. Bardzo. – Nie będę o nic pytać – dodała zaraz szybko, uspokajająco unosząc dłonie. Naprawdę nie chciała. Chciała wiedzieć co się dzieje, co jest grane, co teraz, ale miała też bardzo dużo czasu na inne przemyślenia i zrozumiała już, że Sauriel sam jest w swojej głowie pogubiony i często nie wie, co właściwie ma zrobić i jak się za coś zabrać. – Sauriel, po prostu… – urwała, na moment poruszając ustami jak ryba wyciągnięta z wody na powietrze, ale kilka razy zmieniała zdanie, co właściwie powiedzieć. To z żadnej strony nie było dla niej łatwe, ale dla Sauriela chyba też nie było. – Chciałabym, żebyś częściej był taki szczęśliwy – powiedziała w końcu i poczuła jakąś taką ulgę, jakby ściągnęła z ramion pewien ciężar. Tak, chciała, żeby był szczęśliwy – bo tak rzadko go takim widywała. Chyba… Chyba nigdy wcześniej tak naprawdę. – I cieszę się, że mogłam ci to dać, naprawdę – dzisiaj chodziło o niego, nie o nią. Po latach nocy nadszedł dzień. I mogła mu ofiarować więcej… Znacznie więcej. – Nie bój się mnie – wiatr poniósł ten szept, ale stali tak blisko… A Lestrange miała wrażenie, że on boi się swoich uczuć do niej, że boi się jej, jakby miała go zranić, wykorzystać, zmusić do czegoś. Nigdy by tego nie zrobiła. Była tu przecież, by jego delikatne uczucia chronić, a nie zdeptać. Nie wiedział tego?

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#23
12.08.2024, 17:06  ✶  

Ponad wszystko chciał, żeby było normalnie. Żeby nic się nie zmieniało na gorsze, nie kuło, nie przeszkadzało. Nie chciał emocji takich jak ta teraz - że nie wiesz, co zrobić i jak się zachować. Nawet i bez buziaka miewał takie chwile. Ciśnienie, które kuło w głowę i przez które nie dało się też normalnie spojrzeć na drugą osobę. NORMALNIE. Boisz się i nawet nie wiesz czego. Unikasz - i nawet dokładnie nie wiesz czego. Sauriel poruszył palcami, jeden po drugim zaciskając je w pięść, by po skompletowaniu wszystkich rozluźnić je. Zacząć mówić było najtrudniej. Teraz widział, że kiedy już rozpoczniesz to możesz próbować płynąć na fali. Najwyżej palniesz trochę głupot - trudno! Przecież to była Victoria, chyba wszystko by wybaczyła, a za te najgłupsze rzeczy zawsze mógł przeprosić. Bezpieczna przestrzeń sprawiała, że sam siebie zachęcał do tego, żeby starać się wychodzić poza swój komfort i wchodzić na teren, który trzymał od siebie na odległość. I nic od niej nie chciał? Ach, chciał! W przeciwieństwie do tego, co mówił, chciał właśnie od niej wiele, ale te myśli były głęboko ukryte i nie mówił ich nawet przed sobą samym. Nie przyznawał się do nich, bo tak było prościej. Ten strach przed marzeniami był też strachem przed pragnieniami. Pragnienia szyły różowe okulary i nakładały purpurowy płaszcz na ramiona. Bardziej boli, kiedy zakosztujesz tego widoku przez szkiełka i mocy, jaka płynęła z władzą, niż kiedy nie poznałeś jego smaku. Łatwiej zapomnieć o ustach Victorii, kiedy nie złożyło się na nich pocałunku.

Platoniczność tego uczucia była jednostronna.

- Nie i NIE CHCĘ wiedzieć. - Skoro o to pytała, domyślał się, że to było coś obrzydliwego. Jakieś kozie bobki czy coś w tym stylu. Bobki to co prawda nie były, ale wcale nie mylił się aż tak daleko. Tak czy siak - oddawał tutaj pola i nawet uniósł ręce w geście poddańczym. Ta runda należała do Victorii i teraz miała na niego przerażającego haka. Zawsze będzie mogła już powiedzieć: a pamiętasz, co brałeś do buzi 8 sierpnia..? Bardzo miłą odmianą była otwartość, którą sobą teraz prezentowała. Lekkość. Zmieszanie, no jasne, że zmieszanie mogli tutaj pokroić nożem jak ciasto dyniowe, ale przy tym Sauriel i tak miał wrażenie, że kolejne kilogramy z niego opadały. Czuł się tak... NORMALNIE. Niemalże beztrosko.

- Za... o kurwa, Vika. - Strzelił firmowy uśmieszek jednym kącikiem ust i zsunął nawet okulary z nosa trochę w dół, żeby spojrzeć na kobietę. - Jestem debilem, ale nie aż takim, żeby przepraszać, że pocałowałem kobietę. - Chyba że chciałby być bardzo wredny, ale nie był typem osoby, która bawiłaby się w takie podchody. Nie chciałoby mu się, byłoby to problematyczne, a poza tym potrafił mieć więcej poszanowania do emocjonalnej przestrzeni ludzkiej niż mogłoby się wydawać. Zresztą... brakowałoby mu nawet charyzmy, żeby taki jakże wykalkulowany, skurwysyński akt odpowiednio wyszedł. Pewnie byłoby to prędzej śmieszne niż okrutne. - No... wzajemnie... - Wsunął z powrotem okulary i trochę wykrzywił usta, ale to nie dlatego, że mu się to nie podobało, co usłyszał. To nie była ta mimika, która mówiła, jaki jest niezadowolony - to była mimika potwierdzająca niepewność. Jego niewiedza w związku z tym, co powinien teraz robić i mówić nie była też kwestią tego, że nie wiedział, jak postąpiłaby jakaś pierwsza z brzegu para. On sam nie wiedział, czego chciał, ciągle gdzieś pomiędzy uciekaniem a zostaniem. - Nie boję się ciebie, Różyczko. Boję się o ciebie, ale o tym już wiesz. - Szczególnie po jakże uroczych pozdrowieniach, jakie posłał mu Czarny Pan w kierunku Victorii, życząc udanego związku. - Ale... nie ważne. - Machnął ręką, bo nie chciał teraz przynosić tych chmur nad ich głowy. - Uważaj, proszę, z tym eliksirem. Nie chcę, żeby Joseph się o tym dowiedział.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#24
12.08.2024, 19:07  ✶  

Normalność mogła się zmieniać, ewoluować, przeradzać się – przecież relacje pomiędzy dwojgiem ludzi nigdy nie stały w miejscu. Victoria też nie chciała, żeby to się zmieniło na gorsze, cholera, to było ostatnie, czego chciała. Miała w życiu wystarczająco dużo złych emocji, a to z Saurielem, przy nim… Przecież nie było i nie miało być złe. Zgoda, z początku go nie znosiła, ale później dali sobie szansę się poznać i wyszło na to, że nie są dla siebie wzajemnie wcale tacy źli. Ona zaczęła dbać o niego, on o nią, to często były małe gesty, ale były… Ten cholerny rytuał Beltane namieszał tak bardzo… Ale w sumie czy zmienił w ich odczuciach rzeczywiście cokolwiek? Victoria, patrząc na siebie, sądziła, że nie. A patrząc teraz, tu i teraz na Sauriela, zaczynała uważać, że w nim również nie. Że wywołał jedynie ochotę na stawanie okoniem i udowadnianie wszem i wobec, a zwłaszcza sobie, że nikt mu nie będzie mówić, co ma czuć i jak żyć.

– Jak sobie życzysz – o tak, taki wielki hak… bo trzymał w gębie śmieszny kamyk powstały w żołądku lamy. Victoria zawinęła usta i przygryzła je w ten sposób, próbując się bardziej nie roześmiać, za to cały czas patrzyła się na Sauriela, kierując oczy ku górze. – I tak kiedyś nie wytrzymasz i sprawdzisz – czy robiła to teraz celowo? A i owszem, drażniła się z nim dla zabawy, przekornie, choć wierzyła, że to taki niewinny żarcik. I dla rozładowania choć odrobinę tej dziwacznej atmosfery. Żeby pokazać mu, że nadal może być normalnie i że to nic nie zmienia… Co prawda zmieniało to wszystko, ale raczej w ten dobry sposób? Że nie będzie gorzej.

– Różnie bywa – lekko wzruszyła ramionami i spojrzała w bok, jakby szukała tam ratunku. Powiedziałaby, że Sauriel w ogóle nie jest debilem, bo go za takiego nie uważała, z drugiej strony niczym ten debil uciekał wtedy, kiedy nie trzeba i tylko pogarszał sytuację. Oboje już tego skosztowali – tej ucieczki z obu stron i jak to się skończyło? Źle, prawie tragicznie. W tym podziękowaniu zaklęte było też „za to, że nie uciekłeś”, czego nie odważyła się powiedzieć na głos. Nieco nieśmiało znowu spojrzała na niego, kiedy i on mówił o wzajemności. Dużo tutaj było tej wzajemności, tylko jakoś na co dzień brakowało okazji? Odwagi? By o tym mówić. Ale teraz trochę kart poleciało na stół. Kawa na ławę? Wóz albo przewóz? Victoria tak nie uważała, ale pewne rzeczy powiedzieć należało, inne zaś… Do innych wcale nie trzeba było się spieszyć. – To jest ważne – powiedziała cicho i krótko przebiegła wzrokiem przez sylwetkę wampira. – Okej, wiem. Ja też się o ciebie boję, to chyba dość normalne? – zwłaszcza w świecie, w którym przyszło im żyć? – Powiedziałabym, żebyś się o mnie nie bał, bo umiem o siebie zadbać, ale wiem, że to tak nie działa – czy to odsuwanie jej dlatego, że chciał ją chronić, w ogóle cokolwiek dawało? Czy działało? Cholera, i bez tego była aurorką, która wlazła do Limbo i tam stanęła przeciwko Voldemortowi i jego sługom. – Nie chciałabym po prostu, żeby ten strach… żeby on… Żeby cię pochłaniał. Z nim zawsze można walczyć – cholera, chciała mu zajrzeć w oczy, wiedzieć, czy rozumie, co próbuje mu powiedzieć: żeby z tego strachu nie podejmował takich dziwnych decyzji, których ni cholery nie rozumiała, co wcale nie chroniło nikogo przed niczym. Chciała go też potrzymać za ręce, poczuć pewnego rodzaju bliskość, ale nie przełamała tego dystansu i potrzeby Sauriela, żeby się odrobinę wycofać. Coś za to zawsze w niej drgało, kiedy mówił do niej w ten sposób: miękko, Różyczko. Kiedyś myślała, że to określenie do niej nie pasuje, ale z biegiem czasu… Był to chyba jedyny kwiat, którego nazwę Sauriel znał. I teraz też miała ten naszyjnik, który wybrał i kupił dla niej Sauriel, na sobie. – Będę uważać, nie martw się – a czego Joseph nie widział… Być może na korzyść grało tutaj to, że Sauriel niektóre dni spędzał u niej w domu z kotami, a nie w rezydencji Rookwoodów?

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#25
13.08.2024, 19:06  ✶  

Grała na perfekcyjnie dobrej strunie, no bo JA TEGO NIE ZROBIĘ? I aż dygnęła Saurielowi brewka i kąciki ust, kiedy usłyszał to WYZWANIE, które się nagle przed nim pojawiło. I nagle był ciekaw. Nagle chciał wiedzieć. Jakby pociągnęła za magiczną wstążeczkę, pod której opakowaniem kryły się największe sekrety tego świata i one teraz kusiły do eksploracji. Tylko kilka słówek padło, w dodatku powiedzianych żartem. Jakby powiedziała to innym tonem to pewnie by się zirytował. Magia głosu i jego intonacji - cud, prawda? Dlatego sztuka konwersacji listownej bywała taka skomplikowana. Na szczęście (w przypadku Sauriela) z łatwością zazwyczaj można było sobie wyobrazić jego minki, tak charakterystyczne i zblazowany, mrukliwy ton głosu. Struny głosowe upominające, że trochę za dużo poszło tych papierosów i alkoholu jak na młody wiek. Nikt mu tego nie wypominał - szklanki whiskey i wina piło się na co dzień na każdą okazję, a papierosy i cygara stanowiły kulturową codzienność. Nie wszyscy byli od nich uzależnieni.

Uniósł brwi i wzruszył ramionami, robiąc minę opisaną jako "no tak, w sumie to pewnie tak", ale wyrażającą lekką obojętność tego faktu na współkę z ruchem ramion. Bo tak, różnie bywało. Ze wszystkim. Nie tylko z innymi ludźmi w dziwnych sytuacjach, niekoniecznie im pasujących, również z nim samym. Rany, sam czasami nie wiedział, czego się po sobie spodziewać, więc co miała powiedzieć taka Victoria, której już różne numery wywijał? I będzie wywijał, nie było co się czarować. W tym wypadku nie oszukiwał nawet samego siebie, bo już zaczynał widzieć swój schemat zachowań i pewne skłonności. Dlatego wolał od razu powiedzieć, żeby nie rozmawiali w nadmiarze o tym i miał nadzieję, że to nie będzie jej ciążyć i przeszkadzać. Chyba gdyby miało to by już sobie darowała albo wybuchła z pięć razy. Mogliby się wtedy pożegnać i przynajmniej oszczędziliby sobie ewentualnych cierpień.

- Ay... nie działa tak. - Potwierdził pomrukiem, wyciągając dopiero teraz papierosa. Nie wsunął go do ust - obracał go między palcami, jakby to był jeden z tricków ćwiczonych latami. Nie byłoby w tym nawet wiele kłamstwa. Za dzieciaka w końcu robiło się różne dziwne rzeczy, żeby komuś zaimponować. - Daj mi się czasem pobać. Czasem zapominam, czym strach jest. - Nie żartował tutaj. Jak każdy, tak i on się bał wielu rzeczy. Mimo to było też za dużo tych, których bać się powinien, a mimo to nawet jedna struna nie poruszała się w jego wnętrzu przywołując do porządku. Wręcz przeciwnie - potrafił wpadać w amok i rzucać się tam, skąd każdy normalny by uciekał. Nie oczekiwał, że ludzie wokół to zrozumieją. Adrenalina już go nie dotyczyła, ale coś w jego mózgu musiało produkować hormony odpowiedzialne za ekstazę, bo nic nie było bardziej poruszające w tym życiu niż władza nad czyimś życiem. Mówcie mi Muerte.

- Dobra. To... jeszcze jakieś próby są przewidziane? - Czy koniec klasy i można rozejść się do domów? Tym razem nic nie było na przekór. Nic nie było "w lewo", bo mówią "w prawo". Tym razem był grzeczny. Korona mu wcale nie spadła z tego powodu, ale pokazać się tak przed kolegami też byłby wstyd! Bo byłby, prawda? Było wiele zachowań wśród jego znajomych, które tolerował na uboczu, ale bił po rękach na widoku. Miał reputację do utrzymania. Nie mogli mieć go za miękkiego baranka, bo gdyby za takiego go mieli to miałby więcej problemów na Ścieżkach, a on był na to za leniwy. Nawet jeśli czasem tych problemów szukał ceelowo.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#26
13.08.2024, 21:14  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.08.2024, 21:16 przez Victoria Lestrange.)  

Nie czarujmy się, Victoria w miarę szybko nauczyła się, jak sobie radzić z Saurielem. Co go wkurwia, co nie, że ma humory i często trzeba po prostu dać mu chwilę i przeczekać, zamiast się zniechęcać i wściekać. Że chociaż jest taki niedotykalski, to w sumie wcale od tego dotyku nie stroni… albo to chodziło o jej dotyk – tej zagadki jeszcze nie udało jej się rozwikłać. Może właśnie dlatego to do niej Anna przyszła w środku nocy, a nie szukała żadnego innego znajomego Sauriela, żeby go znaleźć, bo tak się bała o jedynego syna… To nie tak, że Victoria robiła na Saurielu jakieś manipulacyjne sztuczki, po prostu starała się być sobą i brała pod uwagę, że ten mężczyzna przeszedł wiele traum w życiu i czasami zachowuje się nierozważnie. Akceptowała to. Cierpliwie. Tylko dlatego cierpliwie, bo uważała, że jest wart tej jej cierpliwości, bo starała się nie oceniać, bo była dla niego wyrozumiała. Nie dla każdego taka była – trzeba było najpierw dotrzeć do jej serca.

Mogli o tym teraz w nadmiarze nie rozmawiać, mogła nie zadawać pytać, których nie chciał, ale nie zmieniało to tego, że… skąd miała wiedzieć, co ma sobie myśleć? Czy to miało znaczenie, czy nie miało? Czy wolałby udawać, że nic nie miało miejsca, czy wręcz przeciwnie? Czy chciał to powtórzyć, czy absolutnie nie? Naiwnie byłoby wierzyć, że Victoria nie będzie się nad tymi rzeczami zastanawiać. Ciążyć i przeszkadzać… Ciążyło jej i przeszkadzało do tej pory co innego – to, że myślała, że jest głupia, bo pokochała kogoś, kto tego nigdy nie będzie w stanie odwzajemnić, kogoś, komu się nawet nie podoba, ale najwyraźniej nie do końca tak było. Mogła wiele znieść, tak naprawdę, wywijanie przez Sauriela numerów również. Do tej pory je przecież znosiła? Coś, co ją bardziej sponiewierało, to jego próba samobójcza, ale nigdy mu nawet nie powiedziała, jak bardzo to na nią wpłynęło. Chciała go rozumieć, chciała, żeby z nią rozmawiał, otworzył się na nią trochę bardziej… I wiedziała, że bycie na pewien sposób niestałym jest wbite w jego naturę i… nie było to nic złego tak długo, jak nie bawił się przy tym jej uczuciami: nie zwodził jej i tak dalej. Bo były rzeczy, których by nie zniosła, na przykład gdyby ją bił, albo gdyby jednocześnie biegał za innymi… a cała reszta? Cała reszta była do przedyskutowania.

– Pod warunkiem, że ten strach nie będzie odbierał mi możliwości wyboru, hm? – strach był czymś normalnym i rozumiała wiele rzeczy. Bać się o kogoś, o czyjeś bezpieczeństwo, zdrowie i tak dalej, albo po prostu różnych rzeczy – jak Victoria bała się upadku z wysokości przez co w ogóle nie było szans, by wsiadła na miotłę i tak dalej. Sauriel pewnie też miał takie rzeczy i to było w porządku. Po prostu… czy przez swój strach o nią nie podejmował decyzji względem niej, nawet jej o tym wszystkim nie mówiąc? Po prostu coś postanawiał i koniec, i nie było nawet jak tego z niego wydusić, bo czego w ogóle szukać? – Poza tym bój się ile chcesz… w granicach rozsądku – nie była kimś, kto miałby mu czegoś zakazywać, robić wielkie zasady, a za ich nie przestrzeganie bić po łapach, absolutnie nie. Była ulepiona z zupełnie innej gliny, zresztą to tez nie był żaden zakaz. Ledwie prośba.

– Nie na dzisiaj. Możesz co najwyżej zerknąć, czy bezoar ściągnął cały efekt eliksiru, czy tylko to, że tak cię wszystko bolało. Ale poza tym to muszę pomyśleć jak to poprawić. No chyba, że… Chcesz wpaść do mnie i sprawdzić czy na któryś z tych składników po kolei nie masz uczulenia? To też byłaby dla mnie spora wskazówka. Dla ciebie pewnie też – ale tak, koniec zajęć, dzwonek zaraz zadzwoni, a pani profesor tym razem nie będzie nikogo trzymać na przerwie. Lubiła go takim – spokojnym, łagodnym, był przy tym naprawdę słodki. I nic dziwnego, że się taki nie chciał pokazywać przed kolegami, jakby to miało mu jakoś umniejszyć (a sądziła, że wcale by tak nie było, pewnie jeszcze zaliczyłby kolejne punkty respektu), wcale nie chciała go do tego zmuszać, czy namawiać. To mogła być ich mała tajemnica: że wielki zły wampir ma kogoś, przy kim ta bestia się uspokaja i jest tak naprawdę uroczym koteczkiem.

Uśmiechnęła się do niego lekko.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#27
19.08.2024, 12:33  ✶  

Apodyktyczna natura była wpisana pierwszą literą alfabetu w jego wychowanie. Urodzony, żeby rządzić - błękitna krew niektórych rodów lubiła sobie dopowiadać i odpisywać całe szeregi zalet i potrzeb, a kończyli na tym, że jedynie wspominali czasy świetlności. Uważali, że są kimś - byli ledwo pyłkami na wietrze. Nie chciał być tyranem, a zarazem przestawało mu to przeszkadzać. Dodaj do tego ośli upór - łatwo zyskać obraz kogoś, kto nie jest szczególnie ustępliwy i kto lubi robić po swojemu. Niekoniecznie musiało to się komukolwiek podobać. To hipokryzja - gdy ktoś robił tak wobec niego drżały góry i ziemia! Jak śmiał, jak tak mógł! Ano - śmiał. Czasem, niekiedy, z rzadka. Głównie ci, którzy wiedzieli, że nie urwie im od razu głowy, bo jeszcze ten cień sympatii go przed tym powstrzymywał. Miewał nad tym refleksję, miał ją i teraz, kiedy Victoria tak zaakcentowała swoje pytanie, jakby to była najdelikatniejsza prośba na świecie. Taka, którą możesz zgnieść w silnej dłoni i sprawić, że wyjdzie z tego jedno wielkie nic, jak i taka, na której może zakwitnąć coś pięknego. Różyczka, na ten przykład.

- Dobrze wiesz, że nie mogę tego obiecać. - Powiedział to poważnie, bo i było to poważne. Zdrowie, bezpieczeństwo, jej dobre samopoczucie i wiele innych elementów - wszystko to zbierało się na fakt, że bywały momenty, w których musiał coś postanowić, a nie mógł się z nią skontaktować. Kiedy CHCIAŁ coś postanowić, a wcale nie mógł jej mówić, co się dzieje dokładnie. Tych momentów było mniej, niż mogła sobie wyobrażać. Bo wyobrażała sobie, że było tego dużo, prawda? Tak wyglądało to w percepcji Rookwooda. - Staram się. Słowo. - Więc to jedno zdanie miało swoje "ale", a to "ale" było osłodzeniem gorzkiego faktu - nie mógł jej obiecać, że nigdy nie będzie tak podejmował decyzji, bo to byłoby kłamstwo. Nie chciał jej okłamywać. Tak jak nie kłamał, że starał się jak najbardziej do niech wychodzić, nawet kiedy wielokrotnie wiązało się to dla niego z czymś dziwnym albo niekomfortowym.

- Nooo... dobry pomysł. - Zrobił jedną z tych dziwnych min, które dla obeznanych z nim ludzi mówiły: właśnie to przemyślałem i uznałem za niezły pomysł. Dla kogoś nieobeznanego zaś mogła znaczyć: kot mi nasrał do gaci. Nie był mistrzem mimiki. Pewnie to dlatego taka lwia część ludzi się go bała, nawet ci, do których się nie odezwał, albo niczego nie zrobił. Mistrzem odpowiedniej intonacji również nie był. Wiedział tylko, jak na kogoś nacisnąć, żeby rzeczywiście wzbudzić strach. Czasem nawet jak starał się być naprawdę miły to wielkie jak pięciozłotówki, wpatrzone w niego oczy mówiły mu jawnie, że chyba mu się to nie udaje i zaraz osoba, którą próbuje pocieszyć kładąc dłoń na ramieniu zacznie się trząść ze strachu. - Komu w drogę, temu w czas, czy jak to tam mówią. - Wyciągnął do niej dłoń, podchodząc, żeby położyć ją na jej ramieniu. Niech ona ich teleportuje, on by sobie nie zaufał jeszcze z grupowym przenoszeniem się. A tym bardziej z nią - tym skarbem, który musiał chronić. - Chyba wszystko jest okej. Jak coś to będę darł pizdę. - Uśmiechnął się od ucha do ucha.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#28
19.08.2024, 22:40  ✶  

Chyba nie było to słowo, jakiego użyłaby, by opisać Sauriela: apodyktyczny. Uparty, leniwy, chimeryczny – owszem; robiący na przekór, nerwowy, ale też całkiem delikatny, pomimo tego, jak szorstkie miał dłonie. W oczach Victorii Sauriel nie był żadnym tyranem, ale też nie widziała większego obrazka, mogła mówić tylko na podstawie, co sama widziała, albo jaki był wobec niej. Z początku był dupkiem, potem stopniowo przestawał nim być, teraz nie był nim w zupełności. Rookwood miał też skłonności do tego, by ranić samego siebie, niekoniecznie fizycznie, ale zwłaszcza psychicznie, a z tym zestawem cech nie było to szczególnie trudne. To Victorię martwiło, bo widziała w jaką spiralę potrafi sam wpaść i do czego samego siebie doprowadzić, a potem cierpiał jeszcze bardziej. Wyłączenie emocji nie było tu jednak żadnym kluczem, ani odpowiedzią, dobrym rozwiązaniem. Jasne, może już wtedy nic nie mogło cię zranić… ale nie mogło też ucieszyć. Życie stałoby się całkowicie jałowe.

– Wiem – Lestrange to powiedziała cicho i uniosła dłoń, by lekko przejechać po chłodnym policzku Sauriela, pogłaskać go nieznacznie. – Wiem – powtórzyła i zabrała dłoń. Wiedziała, że nie mógł jej tego obiecać, ale nie o obietnicę prosiła. Rozumiała to, że czasami… Że nie mógł jej powiedzieć wszystkiego i znała powód. Prosiła go za to o to, wcześniej, by jej nie odrzucał, pomimo tego, że nie wszystko mógł  jej powiedzieć i wytłumaczyć – bo to nie było fair. Miał jednak rację w tym, że Victoria wyobrażała sobie, że było tego dużo, w jej głowie jawiło się to kolosem. – Tyle mi wystarczy – bo musiało wystarczyć, wiedziała, że na więcej tutaj liczyć nie może, więc albo się z tym pogodzi, albo… Albo nie. Nie zamierzała Sauriela skreślać, była tu przy nim i prowadzili tę dziwnie dosłowną i jednocześnie bardzo niedosłowną, bo grająca na domysłach i półsłówkach rozmowę, gdzie jej sedno nigdy nie zostało wypowiedziane. Starała się. I on też się starał – nie tylko z tą jedną kwestią i wiedziała to, jakkolwiek na długi czas Sauriel zamknął się w sobie… ale chyba było coraz lepiej.

Z pewną ulgą przyjęła, że Sauriel przeanalizował ten pomysł i zgodził się na niego bez kręcenia nosem, albo próby wyłgania się z tego. Victoria wiedziała też lepiej, że gdyby to była mina kot nasrał mi do gaci, to poleciałoby przy tym kilka niecenzuralnych słów, a nie „noo dobry pomysł”. Koteczka by nie skrzywdził, złościłby się i pieklił, mówiłby brzydko i mina byłaby dużo gorsza. Fakt, że nie był mistrzem mimiki, panowania nad tonem i przekazywania w ten sposób swoich emocji (łatwiej było z niego czytać w listach… ale tylko jeśli znało się dwie wersje), ale to nie tak, że to było niemożliwe. Chyba ktoś, komu zależało, by go poznać i zrozumieć, dość łatwo te różnice dostrzegał. Więc kiedy położył dłoń na jej ramieniu, to wcale nie uważała, że po to, żeby jej najebać.

– Wszystko masz? Nie musisz krzyczeć, wystarczy, że powiesz „Vikusia, brzuszek mnie boli” – zażartowała sobie i uśmiechnęła się niewinnie. Upewniła się, że jej rzeczy są bezpieczne w torbie i niczego nie zapomniała, a potem położyła własną dłoń na tej jego, którą trzymał za jej ramię, i skupiła się na celu. Bo tak, domyśliła się, dlaczego tak ją złapał – nie czuł się jeszcze pewnie z teleportacją łączną i nic dziwnego, nie zdał jeszcze egzaminu i ciągle ćwiczył. Jedno jej uderzenie serca później, po małym wywrocie żołądka, wylądowali w jej mieszkaniu, tuż przed otwartym, łukowym wejściem do salonu na pierwszym piętrze, gdzie właśnie oba koty słodko drzemały.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#29
20.08.2024, 17:30  ✶  

Victoria była mądra. Inteligentna. Czasami wręcz zbyt mądra zarówno w pozytywnym jak i negatywnym aspekcie. I nie dlatego, że miała skłonności do wymądrzania się, skąd! Dlatego, że to Sauriel miewał swoje etapy i wkurzało go, że tyle wie. Ta mądrość i cierpliwość pozwalały jej trwać i walczyć pomimo. Czasem sądził, że lepiej by się jej żyło, gdyby jednak chowała tę mądrość do kieszeni. Że byłoby jej lepiej, gdyby nie próbowała tak bardzo wszystkiego zrozumieć i objąć umysłem. Gdyby jednak tak było, to czy na pewno szczęście zapukałoby do jej drzwi? Nic na siłę. Victoria nie była osobą, którą można było dyrygować, a na pewno nie była osobą, która pozwoliłaby sobie coś narzucać na siłę. Nie była też osobą, która patrzyła na zmiany jak na wroga. To była ta mądrość - ona na zmiany spoglądała i zastanawiała się, czy na pewno są dobre. A jeśli są dobre, to jak je najlepiej wykorzystać. Tkwiła w tym słodycz - nektar, którego potrzebował, a którego mu brakowało.

Odruchowo podniósł dłoń i dotknął tej ręki, która dotykała jego. Zimnej dla większości, dla niego całkowicie normalnej, komfortowej. Ludzie byli słodko ciepli, to potrafiło pobudzać apetyt. Tymczasem ciało Victorii miało temperaturę martwą. Czy jej krew też? Nie powinien pytać o samego siebie, ale wcale się też nie biczował. Nie teraz, nie dziś, nie tym razem. Przyzwyczaił się do tego, że jest potworem, w którego głowę myśli takie jak ta będą już wpisane. Nie pozbędzie się ich nigdy. Tak jak człowiek nie może nie pomyśleć, że coś apetycznie wygląda, albo jak to smakuje, kiedy spoglądał na potrawę tak pięknie zaprezentowaną na stole. Można powiedzieć, że nawyki żywieniowe każdy mógł mieć jakie chciał, ale to przecież nie była do końca prawda. Przesunął kciukiem po jej skórze, żeby zaraz opuścić swoją rękę wraz z jej. Delikatnie i swobodnie. Victoria wiele rzeczy rozumiała, wobec zbyt wielu była wyrozumiała aż nadmiernie. Potrafiła kochać swoim sercem do bólu, a chociaż krzywdzić samej siebie nie zamierzała pozwolić to jednocześnie nie potrafiła też wszystkiego odpuścić. Szukała dobra tam, gdzie było ono naprawdę ukryte. Szukała sensu tam, gdzie wielu dawno by się poddało. I w tym wszystkim nadal potrafiła się niesamowicie pięknie uśmiechać.

- Aha. - Odparł z miną pozbawioną inteligencji. To było przytaknięcie na jej pytanie, czy wszystko ma. Minęło kilka sekund jego zawieszenia mózgu, zanim w pełni załapał, co powinien powiedzieć. - Vikuusiaa, brzuszek mnie booli. - Uśmiechnął się z diablim zadowoleniem z siebie samego, swojej bystrości i lotności, a w myślał podał sobie samemu dłoń w ramach uznania.

To właśnie tak trafili do domu Victorii.


Koniec sesji


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (9561), Sauriel Rookwood (8128)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa