Nawet ich walijska wioska była swego rodzaju cmentarzem. Gdy znikła pod ziemią, zabrała ze sobą wszystkich mieszkańców. Znaleźli trochę szczątek na ulicach, trochę w budynkach, a jeszcze inne w podziemiach.
Cathal oczyszczając je i szukając do dalszych badań do Ginny i Nell, które akurat zwykle wykonywały dzięki swojej wiedzy o historii oraz ludzkim ciele tę część roboty, czasem zastanawiał się, co czuli w tych ostatnich chwilach. Czy wiedzieli, że nadciąga nieuchronny koniec? Czy ktoś zdołał uciec? Jak długo umierali?
Ale robił to tylko czasami.
Nie był w końcu kimś, kto mocno przejmował się cudzymi emocjami, choć gdy czyjeś go interesowały, to faktycznie najczęściej były te, jakie odczuwały postacie historyczne.
– Doskonale, emanuj egzotycznym pięknem – zgodził się Shafiq, zanim zabrał się do roboty.
Może to los postanowił go ukarać za te złośliwości.
Gdy uderzył o ścianę, najpierw zaklął po rosyjsku, potem jęknął, a potem zgodnie z poleceniem otworzył oczy i spojrzał na Guinevere. Był trochę zamroczony, ale chociaż zmrużył oczy na światło, to spojrzenia nie miał bardzo rozbieganego. W tym zamroczeniu pozwolił, aby kobieta odciągnęła głowę od ściany. W jego włosach pojawiła się krew – niewiele jednak i chyba raczej z rozcięcia niż jakichś poważnych obrażeń. Miał sporo szczęścia, wyglądało na to, że czaszka wciąż pozostawała w całości. Cathal nabił sobie na pewno na łbie potężnego siniaka, ale powoli podciągnął się do siadu i nie wydawało się, że zaraz zacznie mdleć.
- Abū ‘Abd Allāh Muḥammad Ibn Baṭṭūṭa – mruknął Cathal, a skoro miał siłę na sarkazm, znaczy się, nie umierał. – Niech Winter będzie przeklęty – powiedział, odruchowo też po arabsku. Podparł się ostrożnie na rękach. Chyba nic nie połamał, chociaż syknął cicho i uniósł w górę lewą rękę, by potem prawą obmacać łokieć. Wyglądało na to, że nabił tam sobie potężnego siniaka, Ginny mogła jednak bez większych problemów stwierdzić, że kość jest cała. Przed poważniejszymi obrażeniami ocaliły go ostrożność i ten ostatni odskok.
– Otworzę jego grobowiec i rozwłóczę szczątki – burknął jeszcze, wyrażeni zirytowany, chociaż… no cóż… właściwie to on włamywał się do czyjegoś grobu, do którego nikt go nie zapraszał, ale chyba nie myślał w tej chwili w tych kategoriach. – W skrzyni nic nie ma, to sprytna pułapka. Jakbym nie złamał tych pieczęci, to pewnie wybuchłoby jeszcze mocniej.