17.10.2024, 18:25 ✶
Problem z Rodolphusem był taki, że dostrzegał w niektórych ludziach wartość. Wartość, która w przyszłości może przynieść mu jakąś korzyść. Mogły to być przysługi, mogły to być umiejętności albo znajomości. Co takiego dostrzegł w Perseusie, że postanowił zgłębić się w jego tajemnice i spokojnie, metodycznie kolekcjonować jego sekrety? Być może Black się o tym dowie całkiem niedługo, ale na razie... Na razie nie miał zamiaru wyrywać mu serca. To było nie tylko zbędne, ale i byłoby całkowicie głupie. Po co niszczyć coś, co może jeszcze odrobinę pocierpieć? Skoro Perseus był tak pewny tego, kiedy umrze, to przecież można było skorzystać z okazji i dotrzymać mu towarzystwa przez resztę życia, krótkiego czy długiego. W końcu ich rodziny, chcąc nie chcąc, były związane ze sobą.
- Zamierzasz osunąć się w otchłań zapomnienia? - zadał pytanie, chociaż było to raczej retoryczne pytanie. Przecież doskonale mu powiedział, że tak właśnie chciał - tylko użył innych słów. To była kolejna różnica między nimi. On sam chciał zostać zapamiętany. Zapamiętany jako osoba, która dokonała przełomu w nauce. Osoba, która będzie stać u boku Czarnego Pana i weźmie czynny udział w tworzeniu nowego, lepszego porządku. Nie, zdecydowanie nie chciałby zostać zapomniany, mimo że do tej pory jego działania odbywały się głównie w ukryciu.
Wiesz, uważam, że czasem trzeba poddać się chaosowi.
To było coś, z czym musiał się zgodzić. W teorii nienawidził chaosu wokół siebie - jego mieszkanie było sterylnie czyste, zarówno to które miał na własność jak i to, w którym obecnie mieszkał. Czyste, uporządkowane: tak samo jak jego stanowisko pracy. Jego dzień również miał swoją rutynę, której nie lubił przerywać czy zmieniać. A jednak kochał chaos, ciągnęło go do niego jak ćmę do ognia. Nurzał się w nim, wchodził aż po pas i kładł na plecach, pozwalając by obmywał go niczym delikatne fale morza. Unosił się na jego powierzchni, nie mając żadnego problemu z postawieniem ponownie nóg na dnie, by móc się od niego odbić i wyjść na brzeg porządku.
Uwielbiał też, gdy widział, jak ludzie na niego reagują. Nienawidził z kolei, gdy ktokolwiek pozostawał obojętny na jego poczynania. Nieważne czy drażnił drugą osobę, czy zbliżał się niebezpiecznie, chcąc by wydobyła z siebie ciche westchnienie. Musiała być reakcja, żeby poczuł się zaspokojony. A reakcja Perseusa zdecydowanie mu odpowiadała. Równie dobrze mógł próbować się wyrwać, powiedzieć żeby się odsunął, że przecież to wszystko co mówił było żartem, wytworem pijanej wyobraźni - to również dałoby mu satysfakcję i poczucie kontroli. Uwielbiał mieć kontrolę nad sytuacją, nienawidził z kolei, gdy wszystko wymykało mu się z rąk a on nie mógł nic zrobić. Teraz jednak miał pewność, że Perseus wpadł w jego sidła, które zastawił wcale się nie starając. Wystarczyło okazać mu trochę wsparcia, pomóc... Być może w książkowy sposób pocieszyć. Sprawić, że będzie mu wdzięczny, bo przecież wdzięczność była niezwykle potężnym narzędziem.
- Pozwól więc, że dzisiaj zostanę, dopóki nie zamkniesz oczu - powiedział cicho, tuż przed tym jak ich usta się spotkały. Mimo że samo zdanie miało raczej pytający, proszący wydźwięk, tak ton jego głosu wcale tej prośby nie sugerował. Ani ton, ani wzmocniony uścisk na udzie, gdy oddawał pocałunek. Nie musiał być delikatny: nie z nim. Nie musiał się bać, że nagle zmieni zdanie i wstanie, by zostawić go zmieszanego na kanapie, na której teraz siedzieli. Dłoń, która do tej pory okalała dłoń Perseusa, przesunęła się na jego kark. Opuszki palców musnęły skórę tuż pod linią czarnych jak jego krew włosów, by zaraz zatopić się w nich tak, jak on sam zatapiał się w pogłębionym pocałunku. Zakazany owoc kusił najbardziej, doświadczył tego już kilkukrotnie i z każdym kolejnym razem utwierdzał się w przekonaniu, że było warto ryzykować.
- Zamierzasz osunąć się w otchłań zapomnienia? - zadał pytanie, chociaż było to raczej retoryczne pytanie. Przecież doskonale mu powiedział, że tak właśnie chciał - tylko użył innych słów. To była kolejna różnica między nimi. On sam chciał zostać zapamiętany. Zapamiętany jako osoba, która dokonała przełomu w nauce. Osoba, która będzie stać u boku Czarnego Pana i weźmie czynny udział w tworzeniu nowego, lepszego porządku. Nie, zdecydowanie nie chciałby zostać zapomniany, mimo że do tej pory jego działania odbywały się głównie w ukryciu.
Wiesz, uważam, że czasem trzeba poddać się chaosowi.
To było coś, z czym musiał się zgodzić. W teorii nienawidził chaosu wokół siebie - jego mieszkanie było sterylnie czyste, zarówno to które miał na własność jak i to, w którym obecnie mieszkał. Czyste, uporządkowane: tak samo jak jego stanowisko pracy. Jego dzień również miał swoją rutynę, której nie lubił przerywać czy zmieniać. A jednak kochał chaos, ciągnęło go do niego jak ćmę do ognia. Nurzał się w nim, wchodził aż po pas i kładł na plecach, pozwalając by obmywał go niczym delikatne fale morza. Unosił się na jego powierzchni, nie mając żadnego problemu z postawieniem ponownie nóg na dnie, by móc się od niego odbić i wyjść na brzeg porządku.
Uwielbiał też, gdy widział, jak ludzie na niego reagują. Nienawidził z kolei, gdy ktokolwiek pozostawał obojętny na jego poczynania. Nieważne czy drażnił drugą osobę, czy zbliżał się niebezpiecznie, chcąc by wydobyła z siebie ciche westchnienie. Musiała być reakcja, żeby poczuł się zaspokojony. A reakcja Perseusa zdecydowanie mu odpowiadała. Równie dobrze mógł próbować się wyrwać, powiedzieć żeby się odsunął, że przecież to wszystko co mówił było żartem, wytworem pijanej wyobraźni - to również dałoby mu satysfakcję i poczucie kontroli. Uwielbiał mieć kontrolę nad sytuacją, nienawidził z kolei, gdy wszystko wymykało mu się z rąk a on nie mógł nic zrobić. Teraz jednak miał pewność, że Perseus wpadł w jego sidła, które zastawił wcale się nie starając. Wystarczyło okazać mu trochę wsparcia, pomóc... Być może w książkowy sposób pocieszyć. Sprawić, że będzie mu wdzięczny, bo przecież wdzięczność była niezwykle potężnym narzędziem.
- Pozwól więc, że dzisiaj zostanę, dopóki nie zamkniesz oczu - powiedział cicho, tuż przed tym jak ich usta się spotkały. Mimo że samo zdanie miało raczej pytający, proszący wydźwięk, tak ton jego głosu wcale tej prośby nie sugerował. Ani ton, ani wzmocniony uścisk na udzie, gdy oddawał pocałunek. Nie musiał być delikatny: nie z nim. Nie musiał się bać, że nagle zmieni zdanie i wstanie, by zostawić go zmieszanego na kanapie, na której teraz siedzieli. Dłoń, która do tej pory okalała dłoń Perseusa, przesunęła się na jego kark. Opuszki palców musnęły skórę tuż pod linią czarnych jak jego krew włosów, by zaraz zatopić się w nich tak, jak on sam zatapiał się w pogłębionym pocałunku. Zakazany owoc kusił najbardziej, doświadczył tego już kilkukrotnie i z każdym kolejnym razem utwierdzał się w przekonaniu, że było warto ryzykować.