Otrzymawszy zaproszenie na bal przez długi czas załamywała ręce, krążąc po pokoju londyńskiego mieszkania. W garderobie Delacour próżno szukać strojnych sukienek i bogato zdobionej biżuterii. Ciągłe przesiadywanie w pracy sprawiało, że szafa czarownicy przepełniona była prosto skrojonymi strojami, w jakich komfortowo było przemykać szpitalnymi korytarzami. Zestawy podobnych koszulek czy swetrów oraz kilka par dżinsów zwykle załatwiały sprawę, pozwalając pozostać niezauważoną zawsze wtedy, gdy tego chciała. Bal Longbottomów miał być okazją zupełnie temu odmienną.
Cel był szczytny, zwłaszcza ten zbierający datki na sierociniec. Na ulicach Londynu nadal błąkało się wiele dzieci, którym zabrakło dachu nad głową, tych którzy stracili rodziców, którzy nie widzą teraz szans na swoją codzienność, o przyszłości nie wspominając. Elaine wciąż doskonale pamięta dzień, w którym opiekun domu Ravenclaw wezwał ją do swojego gabinetu, by przekazać tragiczną wiadomość. Żadne dziecko nie powinno być skazane na podobne przeżycia.
Już przed wejściem rezydencja Longbottomów przyprawić mogła o oszołomienie. Właściciele postarali się, by wystrój ich domu zapierał dech w piersiach, pozwalając zgromadzonym tu gościom na oddanie się przyjemnej atmosferze.
- Nie myśl sobie, że długo tu zabawimy - ostrzegła już na wstępie ściszonym tonem Atreusa, tym samym ignorując słowa uprzejmości. Podlizywał się, zresztą jak zawsze. - Jeśli oczekujesz zabawy do białego rana, to na mnie nie licz. - Wsunęła dłoń pod jego ramię, wprowadzając do płuc mieszankę męskich perfum i papierosowego dymu. Musiała przyznać, że prezentował się dziś nienaganne, zwłaszcza że zupełnym przypadkiem (czy aby na pewno?) pasowali do siebie kreacjami. Finalnie Elaine zdecydowała się na wieczorową suknię o prostym kroju w barwie głębokiej zieleni. Uszyte ze zwiewnego, wpół przeźroczystego materiału rękawy były marszczone przy ramionach i zwężane, zapinane rzędem błyszczących guzików przy nadgarstkach. Pewnej wytworności dodawały jej delikatne kolczyki wysadzane drobnymi kamieniami oraz wsunięte w finezyjnie upięte włosy spinki.
Na duchu podniosła ją obecność Seraphiny, której posłała wciąż jeszcze blady uśmiech. Skoro ma ją gdzieś w pobliżu, przyjęcie nie będzie wcale takie złe. Może i swoim nastawieniem oraz sposobem imprezowania Prewettównie bliżej było do Atreusa, to jednak zawiązana między kuzynkami więź pozwalała Elaine wiele znieść czy zaakceptować.
- Ciebie też dobrze cię widzieć - odparła rozbawionym tonem Seraphinie. Nie była jeszcze pewna czy ten wieczór wolałaby spędzić na pogawędkach z bogaczami czy też na szaleństwie z tą dwójką, obie opcje miały swoje plusy.
Przekroczywszy próg domu pozwoliła poprowadzić się do gospodarzy wydarzenia. Nazwisko Longbottomów nie było jej obce, wywoływało wręcz ścisk w żołądku na granicy radości i niepokoju, przywołując wspomnienia, do jakich wolała się w towarzystwie nie przyznawać, szczęśliwie niezwiązane z obecnymi tu osobami gospodarzy. Do Brenny i Erika uśmiechnęła się szerzej, zbierając w sobie pokłady ciepła zarezerwowanego na dzisiejszy wieczór.
- Niezmiernie miło mi poznać i dziękuję za zaproszenie - zwróciła się do nich ze szczerymi słowami i osadziła ciemne spojrzenie na Brennie, czując że skądś kojarzy jej sylwetkę. - Wspaniała okazja i prawdziwie szczytny cel. Oby goście dopisali dziś hojnością. - Zerknęła tu z ukosa na Atreusa, nawiązując do jego słów o licytacji. Stan skrytki bankowej Bulstrodów nie był tajemnicą, tak jak i fakt, że nie przepuszczali żadnej okazji, by móc się fortuną pochwalić.
Po wymianie uprzejmości przeszli w głąb rezydencji, częstując się powitalnymi drinkami do pierwszych toastów. Uzdrowicielkę uderzyła gęstwina mieszaniny perfum, nieco ją oszałamiając. Mnogość kolorów i bogatych zdobień kreacji bawiących się gości nie były czymś, czego Elaine nie znała, w końcu mieszkając u Prewettów była niegdyś częstym gościem przyjęć śmietanki towarzyskiej, jednak od kiedy opuściła ich dom frekwencja Delacour na podobnych wydarzeniach zdecydowanie spadła.
- Który przedmiot licytacji cię interesuje? - spytała narzeczonego tonem neutralnej pogawędki, chcąc choć przez jeden wieczór normalnie z nim porozmawiać. Choć spodziewała się, że płonne to nadzieje, być może okaże się, że nie jest takim bucem, na jakiego pozuje.