Czy gdyby mu nie płaciła za koty... nie robiłby tego dla niej? Kurwa, pewnie, że by robił. Teraz robiłby o wiele więcej, ale wtedy? Co wtedy? Wtedy był taki zakuty w stali własnego gniewu, że nie był pewien, czy cokolwiek zrobiłby tak naprawdę bezinteresownie. Albo z interesownością, żeby po prostu się uśmiechnęła. No bo teraz to właściwie nawet nie było pytanie. Mogła na niego liczyć - listy pisane z godzin na godzinę, że WŁAŚNIE wyjeżdża, albo wybywa, były tego dowodem. A kotom wcale nie było smutno. No dobra, było - bo tęskniły za swoją najwspanialszą panią. Ale było im mniej smutno, zdecydowanie mniej, niż gdyby miały zostać całkowicie same. Przesypiały czas, gdy jej nie było, dodatkowo miały siebie wzajem, a i on do nich zaglądał. Mijał czas, a on coraz bardziej się przekonywał, że chciał przy niej być i jej pomagać w tych najmniejszych pierdołach. Natomiast branie tych pieniędzy mu wcale nie przeszkadzało. Nawet między przyjaciółmi funkcjonował zazwyczaj na zasadzie przysług, a tutaj, w takim rozdaniu, sytuacja była czysta i klarowna i on nie musiał się nad tym głowić, ani ona.
Zaśmiał się, kiedy go kopnęła i odsunął od siebie trochę filiżankę, w której płyn nieco się zachwiał z niepewności pod wpływem bycia pośrednią ofiarą nagłych ataków Victorii. Jeszcze to brakowało, żeby ten BEZcenny płyn się wylał! Przecież Sauriel się TAK BARDZO napracował, żeby go zrobić! Czyli ruszył dwa razy rękoma, a to bardzo dużo pracy. Czasami tylko tyle było potrzeba, żeby kogoś zabić. A tutaj tylko zrobił herbatę. Albo AŻ. Tylko dlatego, że Victoria chciała się jej napić.
- Nie musisz mnie przekonywać, Różyczko. Ja bym brał i zapewniam, że moje cele nie byłyby tak szlachetne, żeby użyć jej do pomocy innym. - Chyba że jej. Albo... było parę osób, którym by pomógł. Nie był bezduszny, ale to raczej wiedział każdy, kto miał okazję spędzić z nim czas poza momentami, kiedy znajdowali się na bardzo konkretnej misji. Kiedy trzeba było myśleć o tym, że kogoś tutaj należy pozbawić życia. Ujął jej dłoń, ale nie wbił w nią kłów, kiedy przysunął ją do swoich warg. Nie, on ją ucałował - jak całowały się damy przed zaproszeniem ich do tańca. Tylko tak można było sobie zdobyć ich sympatię! No przecież, bo mężczyźni to w większości zwierzęta przekonane, że szarmancja to nic przy fizycznych pokazówkach. Ale kontakt fizyczny - o tak. Tego pragnął każdy. Bez względu na to, co się miało w majtkach. Nawet Sauriel jej chciał, pomimo tego, że nie wiązało się to z fizycznym podnieceniem. - To się zgłoszę, jak wypoczniesz. Arogancko zakładam, że kawał podróży był w kurwę męczący. - Nawet jeśli całkiem nieźle się trzymała, to nadal... A jemu się wcale nie śpieszyło. Ciekawość go wcale nie rozrywała na kawałki - po prostu była. Mógł ją zaspokoić innym razem, kiedy mniej jej potencjalnie zaszkodzi.
Puścił jej rękę i znowu zajął swoje filiżanką. Bardzo lubił to uczucie ogrzewania skóry, nawet jeśli nie było trwałe i przez to napar też szybciej tracił temperaturę. I słuchał. A każde kolejne słowo dzwoniło dzwoneczkiem w jego głowie. Dzyń. Uwaga! Uważaj, bo przecież te podchody do tematu mają czemuś służyć. Nie nazywają tego wprost, budują atmosferę, która szybko irytowała Sauriela, bo stawał się bardziej uważny, bardziej napięty, jakby zaraz miało zagościć tutaj coś niechcianego, jakieś niedobre pytanie, jakby... jakby nie wiadomo w sumie co mogłoby się stać, ale po minie Sauriela od razu było widać, że gwałtownie ucięły się śmieszki, heheszki, że przestał się uśmiechać, że spoglądał nie tym zmulonym spojrzeniem kota, który się dobrze jeszcze nie przeciągnął po drzemce, a uważnym i czujnym. Tak też spoglądał na Victorię - czujnie. Przez moment gościła cisza.
- Dlatego pytałaś, czy myślałem o zastaniu człowiekiem? Bo istnieje kamień filozoficzny gdzieś schowany przez twoją babkę? - Kiedy chciał to tak - potrafił zaskakująco szybko i zgrabnie łączyć wątki. O ile chciał. Spojrzał w kierunku drzwi, jakby spodziewał się, że już stoi tutaj ktoś niebezpieczny, kto zagrozi Victorii. Nikogo tam jednak nie było. - Dopiero napytałaś sobie biedy u jakiejś nekromantki, a teraz szukasz śmierci dla legendarnego kamyczka? - Takie przedmioty zawsze oznaczały kłopoty.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.