• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[noc 17/18.08.1972] Miałem ja miseczkę mleczka... | Victoria & Sauriel

[noc 17/18.08.1972] Miałem ja miseczkę mleczka... | Victoria & Sauriel
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#21
23.11.2024, 00:44  ✶  

Czy gdyby mu nie płaciła za koty... nie robiłby tego dla niej? Kurwa, pewnie, że by robił. Teraz robiłby o wiele więcej, ale wtedy? Co wtedy? Wtedy był taki zakuty w stali własnego gniewu, że nie był pewien, czy cokolwiek zrobiłby tak naprawdę bezinteresownie. Albo z interesownością, żeby po prostu się uśmiechnęła. No bo teraz to właściwie nawet nie było pytanie. Mogła na niego liczyć - listy pisane z godzin na godzinę, że WŁAŚNIE wyjeżdża, albo wybywa, były tego dowodem. A kotom wcale nie było smutno. No dobra, było - bo tęskniły za swoją najwspanialszą panią. Ale było im mniej smutno, zdecydowanie mniej, niż gdyby miały zostać całkowicie same. Przesypiały czas, gdy jej nie było, dodatkowo miały siebie wzajem, a i on do nich zaglądał. Mijał czas, a on coraz bardziej się przekonywał, że chciał przy niej być i jej pomagać w tych najmniejszych pierdołach. Natomiast branie tych pieniędzy mu wcale nie przeszkadzało. Nawet między przyjaciółmi funkcjonował zazwyczaj na zasadzie przysług, a tutaj, w takim rozdaniu, sytuacja była czysta i klarowna i on nie musiał się nad tym głowić, ani ona.

Zaśmiał się, kiedy go kopnęła i odsunął od siebie trochę filiżankę, w której płyn nieco się zachwiał z niepewności pod wpływem bycia pośrednią ofiarą nagłych ataków Victorii. Jeszcze to brakowało, żeby ten BEZcenny płyn się wylał! Przecież Sauriel się TAK BARDZO napracował, żeby go zrobić! Czyli ruszył dwa razy rękoma, a to bardzo dużo pracy. Czasami tylko tyle było potrzeba, żeby kogoś zabić. A tutaj tylko zrobił herbatę. Albo AŻ. Tylko dlatego, że Victoria chciała się jej napić.

- Nie musisz mnie przekonywać, Różyczko. Ja bym brał i zapewniam, że moje cele nie byłyby tak szlachetne, żeby użyć jej do pomocy innym. - Chyba że jej. Albo... było parę osób, którym by pomógł. Nie był bezduszny, ale to raczej wiedział każdy, kto miał okazję spędzić z nim czas poza momentami, kiedy znajdowali się na bardzo konkretnej misji. Kiedy trzeba było myśleć o tym, że kogoś tutaj należy pozbawić życia. Ujął jej dłoń, ale nie wbił w nią kłów, kiedy przysunął ją do swoich warg. Nie, on ją ucałował - jak całowały się damy przed zaproszeniem ich do tańca. Tylko tak można było sobie zdobyć ich sympatię! No przecież, bo mężczyźni to w większości zwierzęta przekonane, że szarmancja to nic przy fizycznych pokazówkach. Ale kontakt fizyczny - o tak. Tego pragnął każdy. Bez względu na to, co się miało w majtkach. Nawet Sauriel jej chciał, pomimo tego, że nie wiązało się to z fizycznym podnieceniem. - To się zgłoszę, jak wypoczniesz. Arogancko zakładam, że kawał podróży był w kurwę męczący. - Nawet jeśli całkiem nieźle się trzymała, to nadal... A jemu się wcale nie śpieszyło. Ciekawość go wcale nie rozrywała na kawałki - po prostu była. Mógł ją zaspokoić innym razem, kiedy mniej jej potencjalnie zaszkodzi.

Puścił jej rękę i znowu zajął swoje filiżanką. Bardzo lubił to uczucie ogrzewania skóry, nawet jeśli nie było trwałe i przez to napar też szybciej tracił temperaturę. I słuchał. A każde kolejne słowo dzwoniło dzwoneczkiem w jego głowie. Dzyń. Uwaga! Uważaj, bo przecież te podchody do tematu mają czemuś służyć. Nie nazywają tego wprost, budują atmosferę, która szybko irytowała Sauriela, bo stawał się bardziej uważny, bardziej napięty, jakby zaraz miało zagościć tutaj coś niechcianego, jakieś niedobre pytanie, jakby... jakby nie wiadomo w sumie co mogłoby się stać, ale po minie Sauriela od razu było widać, że gwałtownie ucięły się śmieszki, heheszki, że przestał się uśmiechać, że spoglądał nie tym zmulonym spojrzeniem kota, który się dobrze jeszcze nie przeciągnął po drzemce, a uważnym i czujnym. Tak też spoglądał na Victorię - czujnie. Przez moment gościła cisza.

- Dlatego pytałaś, czy myślałem o zastaniu człowiekiem? Bo istnieje kamień filozoficzny gdzieś schowany przez twoją babkę? - Kiedy chciał to tak - potrafił zaskakująco szybko i zgrabnie łączyć wątki. O ile chciał. Spojrzał w kierunku drzwi, jakby spodziewał się, że już stoi tutaj ktoś niebezpieczny, kto zagrozi Victorii. Nikogo tam jednak nie było. - Dopiero napytałaś sobie biedy u jakiejś nekromantki, a teraz szukasz śmierci dla legendarnego kamyczka? - Takie przedmioty zawsze oznaczały kłopoty.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#22
23.11.2024, 11:58  ✶  

Od początku wolała wierzyć, że zrobiłby to dla niej bezinteresownie, tak jak ona wiele rzeczy robiła bezinteresownie (bo hajs już miała), ale prawda była taka, że od dawna chciała, żeby Sauriel znalazł w sobie siłę, by wyrwał się z domu. Gdyby doszło do tamtego ślubu, to sama by to zrobiła, miałby przecież jej pieniądze, które w pewnym momencie zaczęła rozdzielać po różnych skrytkach, gdyby Rookwoodzi chcieli się do nich dobrać, ale doskonale wiedziała, że miała argumenty, by jego wyciągnąć z ich łap. Ale teraz radził sobie sam. A pieniądze, których pewnie normalnie by od niej nie wziął, a przez koty miał pretekst, na pewno były miłym zastrzykiem do jego własnych pieniędzy i możliwości uniezależnienia się. Tym bardziej, że Victoria nie bardzo wiedziała, ile mu za takie coś płacić, więc się zbytnio nie patyczkowała – i zapewne dostawał za to więcej, niż normalnie mógłby wyciągnąć.

Wiedziała, że to nie do końca prawda, bo pamiętała, że gdy już przestali się z Brenną bić o nic tak naprawdę, to bardzo chciał jej pomóc, chociaż zwyczajnie nie mógł – gdy była taka skąpana we krwi, wtedy już siedząca na podłodze, a w jej pokoju pachniało juchą. Uśmiechnęła się więc tylko do niego lekko, a potem nawet nieco bardziej, kiedy złożył na jej palcach pocałunek. Nie zabrała ręki, pozwoliła nadal się za nią trzymać, bo tak – sama była spragniona tego kontaktu fizycznego. Nawet niekoniecznie w kontekście podniecenia, ale po prostu poczucia zażyłości między dwójką ludzi, czułości, przyjemności, ale to wcale nie musiało ani nie prowadziło do jakichś frustracji seksualnych ani nic z tych rzeczy.

– Niee, prawdę mówiąc to nie. Powrót był dużo spokojniejszy niż droga tam, już wtedy nieźle się zaczęło, mieliśmy trupa na statku, a to by oznaczało, że nas przytrzymają w porcie, albo zawrócą do Francji – Victoria skrzywiła się wyraźnie na tę myśl. – A byłyśmy przecież umówione. Więc się musiałyśmy trochę nagimnastykować i tę zagadkę rozwikłać, a potem przedstawić Egipcjanom, na szczęście czarodzieje gadają po angielsku. W każdym razie! Powrót był spokojny, większą część czasu siedziałam na pokładzie i gapiłam się w wodę. Skoki świstoklikami są jakie są, ale już jest okej, pyszna herbata – aż zakołysała swoją filiżaneczką i ją wypiła do dna, co znaczyło, że naprawdę jej smakowało, a przecież nie zrobiła jej sobie sama. – W Egipcie nie wiedzą jak robić dobrą herbatę, wszystko tam jest słodkie jak ulep. Po prostu chciało mi się pić. Nie jestem zmęczona – trochę głodna była, ale do tego akurat była przyzwyczajona, bo w pracy też przecież nie zawsze była możliwość coś zjeść… A jej zdolności kulinarne. Cóż. Coś tam się próbowała uczyć, a że czas miała ograniczony to wychodziło to… różnie. Najczęściej szła na łatwiznę i coś kupowała na mieście.

– Nie, wtedy nie wiedziałam o żadnym kamieniu. Zapytałam cię dlatego, że wiedziałam już, że jest to możliwe jakoś, a ty zasługujesz na wybór i możliwość podjęcia swojej własnej decyzji, jaka by nie była, a nie dostosowywać się do tego, co ktoś dla ciebie wybrał. Nie tego zawsze chciałeś? Być panem swojego losu? – widziała w nim to napięcie i skupienie, jak zmienił się wyraz jego twarzy, ale to jej nie wystraszyło ani nie zaalarmowało. Jej dłoń, ta, którą puścił, nadal spoczywała sobie spokojnie na blacie stołu, drugą złapała Lunę, tuląc ją do siebie jedną ręką. Lestrange była jednak spokojna, mówiła to tak, jakby to była dla niej taka sama oczywistość jak to, że po dniu nastaje noc, a po nocy dzień. – Ostatnie wspomnienie, jakie widziałam od babci, było o kamieniu i wtedy wiele rzeczy stało się jasnych. Inne wspomnienia, te, które widziałam na początku, a których nie mogłam zrozumieć. Jej słowa przekazane przez spirytystę. Zaczęłam szukać o nim informacji tak ponad bajki i legendy i tak, wszystko klikało, wiesz, wchodziło na swoje miejsce. To byłby drugi kamień o jakim wiem, że istniał, bo przodek rodziny Lestrange też słynął z tego, że taki kamień stworzył. Myślisz, że dlaczego jesteśmy tacy bogaci? Siostra Nicholasa Flamela, tego alchemika z Francji, który urodził się w XIV wieku, była założycielką rodu Lestrange, a on może zamienić dowolny metal w złoto. Moja matka też nie była biedna i teraz możesz zgadywać czemu – odłożyła Lunę na ziemię, która zaraz zaczęła biec na biednego Kwiatuszka, który leżał sobie na podłodze szczęśliwy. – Kamyczka zaczęłam szukać, zanim popłynęłam do Egiptu, Kocie. I nigdy nie nazwałam go tym, czym jest naprawdę. Nikt o tym nie wie, no teraz wiesz ty, nikt inny. Nie mam pojęcia czy ten kamień nadal istnieje, czy został zniszczony, czy był jeden, czy dwa jak podejrzewam. Szukam ostatecznego potwierdzenia, dlatego poprosiłam Stanleya o pomoc, bo moja babcia wtopiała kamień w pierścień i tam będzie wyglądać… no. Jak rubin, albo coś w ten deseń, a nie jak to, czym faktycznie był. Przecież to nic dziwnego, że wnuczka szuka pamiątek po babci, nie? – uśmiechnęła się do Sauriela całkiem pogodnie. – Noo, nie złość się na mnie – jej minka była niemal prosząca, zatrzepotała też rzęskami.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#23
24.11.2024, 00:56  ✶  

Normalnie dla nikogo nie zajmowałby się kotami. Okej, może to za dużo powiedziane: dla NIKOGO. Dla KOGOŚ jednak by to zrobił. Były takie osoby... Stanley chociażby, a kot nawet nie był jego. Może Lorraine by nagle zainwestowała we fretkę? Albo żabę? Psa, kundla chociaż jakiego? Oby nie psa - Sauriel nie wiedziałby, jak z tym postępować. Z żabą w sumie też by nie wiedział, ale żaby chociaż były śmieszne. To, co zrobiła dla niego Victoria, rzeczywiście było okienkiem do ruszenia się z domu.

Zrobił mądrą minę słuchając o trupie na statku i z uznaniem kiwnął głową. No oczywiście - dobra podróż nie mogła się odbyć bez równie dobrego powrotu. Najlepiej z komplikacjami - tylko takie były warte zapamiętania. I mówiła to osoba, która najdłuższą wycieczkę to miała do Manchesteru. Chyba tam. Albo nie..? Gdzieś tam się wybrał pociągiem z ekipą, żeby wpierdolić mugolom. Taka praca, co zrobisz. Herbaty za wybitnej nie uważał, bo nie była żadnym majstersztykiem, aale...

- Wszystko nie zrobione własną ręką smakuje lepiej, co? - Uśmiechnął się nieco pod nosem. Ale tylko na chwilę. Malutkie przerwanie napięcia sprowokowanego tematem kamienia filozoficznego. Przyjął do świadomości, że aż tak zmęczona nie była, ale wcale w to do końca nie wierzył. Bo nawet siedząc i gapiąc się w przestrzeń, po prostu czekając, można się zmęczyć. Co dopiero, kiedy w trakcie cię wkurwiają, bo opóźnienia, bo trup... ugh.

- To bardzo niebezpieczne pytanie. - Wybrać swoją drogę - oczywiście, że tak. Chociaż już nie miał w sobie tego zapału, tej woli... walki. Gdzieś zagubił w otchłani część gniewu - bunt był domeną młodych. Im jeszcze się chciało. Sauriel przestawał być powoli już taki młody. I nadal był zdecydowanie za młody jak na wszystko, co przeżył. Odzyskanie człowieczeństwa wcale jednak nie sprawi, że zostanie panem swojego losu. Mogło za to bardzo wiele pokomplikować. Kiwnął głową na znak, że słucha, że może kontynuować. W zasadzie był w stanie uwierzyć nawet w to, że Victoria wtedy sama myślała o stworzeniu kamienia, albo szukania sposobu na wskrzeszenie takiego wampira. Kto wie? Może komuś się to jednak udało - tylko nikt o tym głośno nie mówił? Takie rzeczy zazwyczaj miały swoją cenę. I ta cena... och, te ceny... - Nie złoszczę się na ciebie. - To nie był gniew. To nie tak, że był rozgniewany tym wszystkim. Ale nagłość i natłok tych informacji go też nieco skołował. Tak przy okazji, taki rykoszet. - Jeśli ten pierścień nie wyfrunął w świat i nikt nie zna jego zawartości... to może być rzeczywiście tylko pamiątką po babci. - Jeśli. Sauriel zawsze zakładał najgorsze. I ciężko było mu przetłumaczyć, że wcale nie będzie tak źle. Tutaj zakładał, że jednak ten pierścioneczek nie był taki anonimowy, albo że jego zawartość została już wydłubana. - Po co ci ten kamień? Co chcesz z nim zrobić?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#24
24.11.2024, 02:34  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.11.2024, 02:36 przez Victoria Lestrange.)  

Było więcej takich rzeczy, które dla niego robiła, ale być może nie dostrzegał ich na pierwszy rzut oka. Tak na to, by wyrwał się ze swojego marazmu, zblazowania, dna depresji, jak również próbowała mu dać te narzędzia do ręki, by mógł stanąć na własnych nogach i nie czuł, że jest komuś coś winny. Aparat fotograficzny, zajęcie inne, niż mordobicie i walka o przetrwanie na Nokturnie… Możliwość wyjścia na słońce.

Przecież to za nim najbardziej tęsknił.

Robiła to wszystko bezinteresownie nawet wtedy, gdy dał jej kosza i do zrozumienia, że jest niechcianym elementem życia, łącznie z jej uczuciami. I nie robiła tego dlatego, by zyskać podstępnie jego sympatię, a dlatego… że zwyczajnie jej zależało. Dlatego, że chciała. Bo dla bliskich osób można było zrobić naprawdę dużo, chcąc poprawić ich komfort życia. Cóż złego było w chęci, by ułatwić spełnienie jakiegoś marzenia?

– O to nie trudno, moje wyczyny w kuchni to… a szkoda gadać – zmrużyła oczy w uśmiechu i tej autoironii. – Ale nie, to nieprawda. Rzeczy zrobione w Egipcie mi nie smakowały. A twoja herbata tak – i był to komplement, miała nadzieję, że mu tymi słowami sprawi przyjemność. Że się napuszy z dumy i zobaczy ten charakterystyczny błysk w czarnych oczach.

– Nie, to bardzo proste pytanie – bunt i owszem był domeną młodych… ale Sauriel nadal był bardzo młody. Miał przecież… ile. Nie skończył nawet jeszcze ćwierćwiecza, gdyby nie był wampirem, to nie byłby nawet w połowie swojego życia. Był gdzieś… zakładając, ze czarodzieje spokojnie dożywali grubo ponad sto lat to… W jednej piątej? Jednej szóstej? Kawał życia przed nim. – Widziałam to w tobie cały czas. Robienie na przekór wszystkim dookoła, sobie i całemu światu, kiedy tylko ktoś mówi ci, jak masz myśleć i co robić. Nawet jeśli coś nie jest dla ciebie złe, ale nie pochodzi to od ciebie, to jest jak ten pasożyt, rak Zbyszek – uśmiechnęła się do niego zachęcająco. I tak, nawiązała do ich pamiętnej, bardzo nieszczęsnej rozmowy, która wbiła jej się w głowę, wyryła tam. – Wiem to, bo jestem taka sama. Nienawidzę, jak ktoś mi mówi, co mam robić, kiedy i jak. Robiłam to, ale wewnętrznie byłam bliska wybuchu, aż wybuchłam i oto jesteśmy tutaj, a nie w moim pokoju w Dolinie Godryka – uniosła jedną dłoń, by w zamyśleniu, niekontrolowanie dotknąć róży, którą miała na szyi – prezent od niego z Lammas. Najcenniejsze co miała, bo otrzymane od tak ważnej osoby. – Wiem, że potrzebujesz zwykle dużo czasu, nim sobie wszystko w głowie poukładasz i dojdziesz do właściwych dla siebie wniosków, a do tego czasu i tak będziesz tupał nóżką. Nie jest tak? Dla mnie to jasne, że tego zawsze szukałeś dla siebie, swojej drogi, swojego miejsca, swoich wyborów – i to było ważne: te swoje wybory. Dla niej było. I nie rozumiała, jak można drugą osobę tych wyborów pozbawić, i to w taki sposób, jak zrobiła to jego rodzina.

– Nie? Masz minę, jakbyś się złościł – mówiła to też po to, żeby trochę rozładować to napięcie, jakie wytworzyło się w powietrzu pomiędzy nimi. Zresztą otarła się stopą o jego nogę teraz drugi raz w podobnym celu – lekkiej zaczepki, by nieco ściągnąć powagę z tematu. Turbo poważnego tematu. – Chcę wiedzieć ile potencjalnej biżuterii wykonała i czego w zasadzie jeszcze szukać, o ile to Borginowie dla niej wykonywali, czego rzecz jasna nie wiem. Podejrzewam też, że może być w posiadaniu mojej matki – ale najpierw chciała mieć pewność, podwójną, na istnienie tego pierścienia, kolii… Dopiero potem mogła dalej analizować te dziwaczne wspomnienia i konfrontować się z matką. – Naprawdę nie wiesz? – ponownie uśmiechnęła się ze spokojem, pogodnie, lekko przekrzywiając głowę. – Dla ciebie. Żeby wybór był wyborem, a nie ledwie pozorem – było to przecież takie oczywiste… Samolubność Victorii w stosunku do całego świata kończyła się tam, gdzie chciała dla bliskiej osoby jak najlepiej. Tak jak ta moc, którą potencjalnie miała w sobie teraz. To porównanie siebie samej do kamienia… Wystarczało połączyć kropki. – Nie rzucałam słów na wiatr, kiedy ci mówiłam, że twoje marzenie o trasie koncertowej jest ciągle możliwe do spełnienia – dodała już dużo ciszej, ciągle jednak patrząc wprost na niego. – To jest mój dar dla ciebie. Wybór, którego nigdy nie miałeś.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#25
24.11.2024, 11:34  ✶  

Widział te rzeczy, a na pewno nie widział wszystkich. Widział ich jednak wiele. Zazwyczaj nie potrafił na nie zareagować. Jak wyrazić wdzięczność? Co powiedzieć? Proste "dzięki" było najlepszym, co z siebie wyduszał, a przecież to wcale nie odpowiadało do końca temu, co czuł. Więc? Więc starał się też robić rzeczy drobne. Takie, które w czynie odpowiadały jego odczuciom, a na które nie potrafił znaleźć słów, albo się na nie zdobyć. Tylko że potem wychodziła z takim gestem jak poświęcanie tylu godzin swojego życia, żeby wynaleźć eliksir pozwalający wychodzić na słońce. I co miał zrobić w takim przypadku? Głupiał. A to głupienie niekoniecznie pozwalało mu pozbierać swoje resztki męskości z podłogi. Narobił sporo głupot - bardzo dużo głupot, szczególnie, kiedy... ach, nawet nie chciał do tego wracać myślami.

Istotnie, bardzo dobrze myślała i dobrze wykalkulowała - napuszył się. Tak jakby to była rzecz naprawdę wielka, a przecież to nadal tylko herbata - i zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy jednak chcesz komuś sprawić przyjemność to dokładnie to chcesz osiągnąć, nawet jeśli to najprostszy gest na tym świecie. Jej szło z tym okazywaniem emocji i doborem słów o wiele zgrabniej od niego. Sauriel miewał wrażenie, że musi sięgać do rustykalnych części siebie samego, żeby w ogóle jakoś poruszać się w tym... związku. Relacji? Relacja była na razie bezpieczniejszym słowem.

Tylko że słodycz chwili łatwo mogła ustąpić czemuś innemu. To nie było złe - temat, na jaki zeszli. Zamknął oczy. Jeszcze z dwa miesiące temu właśnie by się gotował, syczał, krzywił. Teraz nie było żadnego z tych znaków, które mówiły o gniewie, niezadowoleniu, które mówiłyby o tym, że Sauriel się miotał. Bo nie miotał. Znalazł chyba ukojenie w pogodzeniu się z rzeczywistością. I nie chciał krzewić w sobie na nowo tego ognia. Buntu. Nie chciał znowu przeżywać wszystkich złych chwil przez swój własny charakter, a dobrze wiedział, że i tak jeszcze nie raz go zawiedzie na manowce. Bo miała rację - taki po prostu był. I nie znosił, kiedy ktoś stawał przed nim i mówił, że musi skręcić. I co z tego, że skręciłby naturalnie? Teraz pójdzie prosto. Tylko po to, żeby udowodnić, że może. Nawet jeśli miałby przejść po czyimś trupie. Słuchał jej, ale nie odpowiadał. Nie dlatego, że ją olewał, a dlatego, że brakowało dobrych słów.

- Jestem zmęczony tą całą walką. Nie chcę się już więcej przepychać, szarpać... - I zabrzmiał na zmęczonego. Rozchylił powieki, ale na Victorie nie spojrzał. Nie miał teraz na to ochoty, nie miał... musiał chwile pozostać w swojej bezpiecznej przestrzeni. Wiedział, że Victoria go nie będzie oceniać, ale nadal... - Hmph... - Nieco się skrzywił, kiedy poczuł tę zaczepkę, ale przynajmniej na nią spojrzał. Teraz już rzeczywiście dość chmurnie, choć nadal - wcale nie był na nią zły. - Vika... - Powiedział delikatnie, rozmiękczony. Rozczulony. - Ja nie wiem, czy chcę mieć taki wybór... Nie wiem... wykorzystałbym ten kamień chyba do gorszych rzeczy...



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#26
24.11.2024, 15:51  ✶  

A jednak była co do tego wyrozumiała, do tego, że Sauriel nie był tak wylewny, albo że waga tego, co robiło, nie była taka sama jak jej rzeczy. Nawet tego nie porównywała, dawał z siebie tyle, ile mógł i ile chciał – ważne, że w ogóle robił cokolwiek, a nie był całkowicie bierny. Zawsze bał się, że wybuchnie, że będzie chciał uciec, a w gruncie rzeczy wcale tak nie było. Ona poświęcała mu ten czas, i tym eliksirom, bo bała się, że nie ma go za dużo, a chciała… zdążyć. Na koniec życia zawsze okazywało się przecież, że było zbyt krótkie – ale czy to był koniec życia… To inna sprawa. Teraz można już było patrzeć na to inaczej. Chodziło w każdym razie o to, że choć Sauriel odwdzięczał się rzeczami drobnymi, to Victoria je zauważała, zbierała do kupy i uśmiechała się, ilekroć sobie o nich przypomniała, nienawykła do tego w domu od rodziców. I może jej szło to wszystko łatwiej, ale też ona nie została przez swoich bliskich tak skrzywdzona jak on: zamordowana, wskrzeszona w innej formie, pozbawiona życia, a później zmuszona do zabijania, przyjęcia mrocznego znaku i przebudowania całego swojego jestestwa, żeby całkiem nie zwariować. Była więc dla niego wyrozumiała.

Victoria obserwowała. Przez cały czas, odkąd się poznali, obserwowała. Nie zawsze mówiła na głos to, co myśli, wiele rzeczy zostawiała dla siebie, wyciągając je dopiero, kiedy i Sauriel wyrażał jakieś swoje niezadowolenie… Ale to nie znaczyło, że nie widziała, że nie czuła. Zbierała to wszystko do kupi i analizowała, a teraz przedstawiła mu to wszystko, jak to widzi, w sposób jak najbardziej delikatny jak potrafiła. Nic nie powiedział, ale czasami nie trzeba było mówić. Nie patrzył na nią, ale ona patrzyła. Dała mu nawet czas, bo sięgnęła do dzbanka, żeby nalać sobie więcej herbaty, a jeśli jego filiżanka była pusta – to i jemu chciała jej dolać. I przysunęła do siebie cukier. 

– Nie musisz się wcale szarpać. Wiem, że to nie jest takie proste, ale wiesz… Możesz nad tym popracować. Nad tym stawaniem na przekór samemu sobie, byle tylko coś komuś udowodnić. Zachować integralność siebie, swoje zdanie i to, co dla ciebie dobre – nie mówiła, że jest to proste… Tylko, że mogłoby to być z korzyścią dla niego samego. A miała wrażenie, ze czułby się wtedy lepiej – że ma prawdo do swojego zdania i własnej decyzji, nawet jeśli początkowy pomysł nie wyszedł od niego samego.

– Zobacz, masz opory, to już coś. Nie jest tak źle, jak o sobie myślisz – odparła mu na to i odsunęła swoją filiżankę, wyciągając do niego obie dłonie, by złapać go za rękę oburącz. – I jakie by to były te gorsze rzeczy? Narobiłbyś trochę złota z innych metali? Najpierw musiałbyś wiedzieć, jak w ogóle z tego korzystać. To wytwór alchemiczny, a o ile się orientuję, to nie masz o tym najmniejszego pojęcia – lekko przejechała palcami po jego knykciach. – Myślę, że kto inny musiałby go użyć dla ciebie, na przykład ja… To chyba wystarczające zabezpieczenie? Nie martw się na zapas, Sauriel. Mówiłam ci już, że tym razem nie będziesz z tym sam, cokolwiek postanowisz.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#27
24.11.2024, 18:38  ✶  

Wiedział, że jego mimika pozostawiała wiele do życzenia. Często mu mówili, że wyglądał na wkurwionego, a on akurat rozmyślał o tym jak powstają frytki. Czemu tak się działo? Nie wiedział. Krzywienie twarzy, które ustępowało zblazowaniu, albo arogancji, to chyba był jakiś wynik tego wszystkiego - i to słowo "wszystko" pięknie w podsumowywało całokształt jego ostatnich lat. Wszystko. Może to jakiś tik bólu, a może to, że w pewnym momencie nie pozostawało po obudzeniu się nic innego jak się krzywić. Na szczęście Victoria potrafiła wysupłać pomiędzy tymi niuansami prawdziwe intencje. Więęc... czy na pewno nie był WCALE zły? Łatwo pomylić niezadowolenie ze złością, bo przecież wolał, żeby Victoria prowadziła spokojne życie, a nie uganiała się za kamieniem filozoficznym. Już czuł, do czego brnie ta rozmowa, kiedy w ogóle ją zaczęli. Podchody - czy nie powiedział tego na głos? Może nie. Chyba tylko pomyślał. Nieistotne.

Istotne było to, że mówili o czymś niemożliwym, co zamieniali w możliwe. Nie drugiej - trzeciej szansie. Czymś nierealnym, co nagle nieprzyjemnym bólem wkradało się do jego wnętrza. Co rodziło jakąś nadzieję, że można tego użyć... a każda z tych myśli była zdradliwa. Niebezpieczna.

- Victorio, proszę, przestań. - Nadzieja potrafiła łatwo się mieszać ze strachem. Strach bardzo łatwo napędzał chęć oddalenia się od punktu zagrożenia. A kto był tutaj zagrożeniem? Nie Victoria, nie sam kamień. Te zagrożenia czaiły się wszędzie. Dla niej nie było to takie oczywiste, że sekret był bezpieczny, bo mówili o nim w domu o zabezpieczeniach (o których nawet Sauriel nie wiedział), tylko we dwójkę, a jedynymi świadkami były koty. W jego głosie słychać było ten ton, który brzmiał, jakby coś go bolało. Gniotło go wewnątrz. Miała rację - to było rozdarcie. Jeszcze nie bardzo silne, ale potęgujące się z każdą chwilą. - To się cieszę, że nie da się go tak użyć... - ale? Do czego by go użył? Nie mógł tego mówić na głos, nie miał nawet odwagi o tym myśleć. Nazywać własne myśli - okazywało się, że to potrafiła być sztuka. - Przemyślę to. - Wszystko mówiła bardzo delikatnie, ostrożnie, więc nie było gwałtownych reakcji. Była jednak taka, że się podniósł. Odłożył tylko najpierw filiżankę. - Dziękuję ci. Jesteś wspaniała, ale ja... muszę... ogórki podlać... - Mruczał dalej, bo co miał powiedzieć? Że był przytłoczony? Nie. Zamierzał się odprzytłoczyć. Potrzebował tylko czasu sam. - Cieszę się, że wycieczka była udana. - Uśmiechnął się do niej, tylko nie był pewien, czy wyszło to dostatecznie... miło? Sympatycznie? Tak jak chciał, żeby wyszło. - Idę się... kurwa zająć czymś. - Gdyby mógł to by ostentacyjnie odetchnął, ale nie mógł - zabrzmiało to więc specyficznie.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#28
25.11.2024, 10:04  ✶  

Nawykły do negatywnych emocji i doświadczeń – nic dziwnego, że i przybierał złe miny, które wryły się już w jego mimikę tak, że wydawał się być wkurzony, kiedy wcale nie był. Ale Victoria go obserwowała; widziała, jakie robił miny zdenerwowany, widziała jakie gdy był skonsternowany, zamyślony, kiedy zaniepokojony, rozbawiony a kiedy nawet zadowolony. Dzisiaj chyba zaczynała rozumieć, jaka to mina, kiedy chodziło o… strach. Niepewność.

Nie mogła prowadzić prawdziwie spokojnego życia. Nie, gdy była aurorką, bohaterką, która stanęła naprzeciwko Lorda Voldemorta w Limbo, do którego idą tylko zmarli, a która się przed nim nie pokłoniła. To nie był materiał na spokojną książkę. Ale jego elementy nie musiały być ostre, można je było wypolerować i wygładzić. Nie wszystko było zagrożeniem życia. A niektóre sprawy… były warte tego niepokoju. On na pewno był.

Zamilkła, gdy poprosił ją o to, by zamilkła, gdy zwrócił się do niej pełnym imieniem. Czy to dlatego, że sama nie powiedziała do niego per “Kocie”, a Sauriel? Miał ładne imię, czasami mówiła tak do niego z rozpędu, nie dlatego, że chciała coś podkreślić i pokazać. Nie wiedziała, że bał się, że to wyjdzie – zapomniała mu powiedzieć, że przez tego cholernego Thorana Yaxleya nałożyła na mieszkanie zabezpieczenie, które… wtedy nie zadziałało, ale nie dlatego, że było źle nałożone, z nim było wszystko w porządku. A dlatego, że źródło hałasu było w jej własnym mieszkaniu. Cholerny poltergeist…

Czy faktycznie była wspaniała? Miała wrażenie, że gdy wcześniej mówił, że “szkoda”... To nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Bo dobroć przyjmowała bardzo różne formy i w tym miejscu – tak, była samolubna na świat. I jednocześnie chciała dobrze dla bliskiej osoby. Czemu nie czuła się tak “wspaniale”, kiedy to powiedział, a zaraz potem wstał, jakby chciał się stąd wydostać, uciec… to była ta jej wspaniałość? “Jesteś wspaniała, ale…” Starał się, widziała te starania spod lekko zmarszczonych w wyrazie zmartwienia brwi.

– Poczekaj – nie była przecież głupia ani niedomyślna, widziała i wiedziała co się działo. – Pójdź sobie zapalić na balkon, ja i tak muszę się ogarnąć po przyjeździe, wiesz damskie sprawy – znaczyło to tyle, że mogła się zamknąć w łazience równie dobrze na godzinę. – Dam ci przestrzeń – uśmiechnęła się do niego. – Albo o, patrz na młodą, znowu ją rozrywa energia. A ja i tak chciałam ci jeszcze dać prezent. Z Egiptu – dodała, żeby nie było wątpliwości o co w ogóle chodzi. Jasne było dla niej, że temat kamienia i tych wszystkich mistycznych, tajemniczych, cholera wie jakich rzeczy, jest na ten moment zakończony i nie zamierzała go ciągnąć, rozdrapywać i tak dalej. Sama zresztą wzięła jeszcze szybkiego łyka herbaty i sama wstała. A Kwiatuszek właśnie ostrzegawczo podnosił na Lunę łapę, która trochę zbyt długo rzucała się na niego i gryzła go w ucho.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#29
25.11.2024, 16:11  ✶  

To "ale" zawsze było magiczne. Kluczowe. Najgorszy był chyba moment, w którym ono nie wybrzmiewało w ogóle. I wtedy
był ten czas, kiedy musiałeś się czegoś domyślić. Czy w ogóle tam było? Miało być? Ktoś chciał coś dodać, ale zrezygnował i teraz w sumie nie wiadomo, czy z grzeczności, czy z jakiegokolwiek innego powodu? Nie chciał zabrzmieć tak, jakby "ale" tam było... ALE było. To jedno konkretne "ale" nie odnosiło się do jej osoby, nawet nie do końca do niego samego. Do żadnych cech charakteru ani wyrzutów. "Ale" musiał spędzić chwilę samemu. Dłuższą chwilę. Musiał się z tego otrząsnąć, bo te wszystkie wrażenia mu się, koniec końców, nie podobały. Choć kiedy tylko strząśnie je z ramion - inaczej spojrzy na tę sprawę. Czy wróci do tematu sam? Być może. Było to jednak prawdopodobieństwo dość niskie. Małe.

Poczekał. W tym momencie już dawno jego ręce powinny szukać papierosów, ale zamiast ich szukać opierał ciągle palce na blacie. Chciał je od niego oderwać tylko po to, żeby siebie oderwać od tego miejsca. Zaduch i smród Nokturna był teraz bardziej pożądany od zapachu tego miejsca, ale fajki? Fajki zawsze pachniały dobrze. Ich smród przyćmiewał wszystko - i wszystkich. Jeśli dobrze odłączyłeś myśli, to potrafił przyćmić nawet ciebie samego. Chociaż na tych parę chwil.

Poczekał i zatrzymał się. Tajemnica babskich spraw na zawsze miała pozostać właśnie tym - tajemnicą. Filigranowy, ale jakże wieeelki świat zamknięty w garderobach i toaletkach oraz całej masie niesamowitych przyrządów, puderków i pędzelków. Poczekał, zatrzymał się i nie żałował, że to zrobił. Sposób, w jaki wypowiedziała te dwa słowa - o tym babskim świecie - był tak wymowny, że głupiec by zrozumiał. Albo Sauriel za bardzo siebie nie doceniał, lub już po prostu nieco za dobrze znał Victorie.

- Ay... pójdę zapalić... - Mruknął, patrząc na dantejską scenę tragedii i nienawiści do bliźniego swego, jaką prezentowały chwilowo koty. Żadna to była nienawiść, ale dla kogoś, kto z kotami styczności nie miał, wyglądać to mogło całkiem groźnie. Sam Sauriel zawiesił na tym wzrok na dłuższą chwilę, zwątpiwszy. Tuż zanim przesunął się do balkonu, wyszukując kartonik z kieszeni tych pomiętych fajek. Czy zapomniał o prezencie? Oczywiście, że tak. Na tym etapie zupełnie inne rzeczy zaprzątały jego głowę. Zresztą z tym prezentem to trochę taki żart... TROCHĘ... taki... Gdyby mu nic nie przywiozła to chyba jednak czułby się odrobinę zawiedziony. Nawet jeśli to, co przywiezie, miało być żartem w stylu tych gaci, o których sama gadała.

Pokątna miała swoje chwile całkowitej ciszy, ale to nadal nie była ta godzina. Szczególnie, że mimo pochmurnej pogody lato nadal zbierało swoje żniwo przyzwoitej temperatury. Lubił miasto nocą. Przyzwyczaił się do niego. W dzień wszystko wydawało się zupełnie inne - i wcale przez to nie lepsze. Nadal pamiętał, że człowiek był bardzo słabą istotą z definicji. Potrzebującą snu, jedzenia, wszystkie te fizjologiczne potrzeby wydawały się teraz wręcz głupie i ordynarne. Takie życie - wampirze życie - wcale nie wydawało się złe, kiedy można było palić papierosa, który nie miał szansy cię zabić.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#30
25.11.2024, 21:35  ✶  

Nie chciała słuchać o tym, że jest wspaniała, ale on coś tam. Tego umniejszania sobie samemu, które odbierało radość z miłych słów – a te przecież słyszała tak rzadko. Chciała usłyszeć coś miłego, bez dopisków. Jesteś wspaniała – kropka. Jesteś kochana, kropka. Podobasz mi się, bez ale. To „ale” zawsze miało jakąś taką gorycz – albo coś o niej, albo coś o drugiej osobie, żeby załagodzić uderzenie, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że Sauriel pewnie o tym nie myślał, o tym, jak to zabrzmiało. Że istniała szansa, że naprawdę nie miał nic złego na myśli i po prostu nie wiedział, jak ma przekazać to, że go to wszystko przytłoczyło. Widziała to już kiedyś, w trochę innym wydaniu, widziała też teraz, coś się zmieniło. W nim. W niej. W nich, pomiędzy nimi – było inaczej.

Spokojniej. Stabilniej. Chociaż w sercu Victorii i tak szalała burza, którą cały czas starała się ugłaskać.

Uśmiechnęła się więc leciutko, kiedy po chwili namysłu zgodził się, by zostać – nie tak dosłownie, ale widać jej sugestia, po przekalkulowaniu, okazała się nie być taka zła. Luna rzecz jasna nie usłuchała Kwiatuszka i rzuciła się na niego znowu, ten leżał teraz na boku, a mały czarny koci wampirek rzucił mu się do gardła, nastała chwila walki… A tak naprawdę to przyjaznych zaczepek, bo Luna nie była ani duża ani silna (Kwiatuszek też nie, ale mimo to był starszy od Luny, a przez to większy, ale był również mniej narwany, co wynikało raczej z jego usposobienia). Jak to się dalej potoczyło – Victoria tego nie widziała, bo teleportowała się z kuchni, która była na parterze, do swojej sypialni, gdzie spędziła chwilę, wybierając z szafy ubrania i bieliznę, a później zamknęła się w łazience. Co tam robiła? Wszystko to, co mogła czynić dama po długiej podróży: czyli wzięła kąpiel w gorącej wodzie (która rzecz jasna zupełnie jej nie ogrzała), ale za to rozluźniła mięśnie, a potem wmasowała w swoje blizny maść, której używała regularnie – bo to, co pozostało jej z maja, ze spotkania z mężczyzną, który skrzywdził ją we śnie, uważała, ze ją oszpeca. Później wtarła jakieś kremy, olejki… No trwało to chwilę. Dłuższą. Taką, że Sauriel jakby szedł ślimaczym tempem z kuchni do salonu po schodach, a potem stał na tym balkonie i jarał… to zdążyłby wyjarać pewnie i kilka tych papierosów. A potem jeszcze zdążyłby się napatrzeć na koty, które poszły za nim do salonu: kwiatuszek bez problemu, ale Luna to pomału wdrapywała się na te schody (bo Victoria, na każdym stopniu przy ścianie poukładała małe pudełka – kto bogatemu zabroni – żeby zrobić dla małej mniejsze schodki, takie na te jej krótkie nóżki). W każdym razie, Sauriel miał naprawdę sporo czasu dla siebie. Victoria celowo to przedłużała prawdę powiedziawszy, żeby na pewno zdążył ochłonąć, bez jej obecności.

W końcu jednak była gotowa – włosy umyte, wysuszone magią, ubrana… cóż. Jak na Sauriela to pewnie by powiedział znowu, że jak dziwki z Nokturnu – czyli spodnie i mocno prześwitująca koszula, ale jej się podobało. Może i odważne, ale czuła się w tym nieco pewna siebie, zwłaszcza, że te jej blizny, i na ręce, i na plecach, były przez to na pewien sposób widoczne. Zeszła do salonu, gdzie zostawiła swoje torby – nie wiedziała gdzie jest Sauriel, ale i tak zamierzała otworzyć jedną z nich, by dostać się do tego… prezentu.

– Spokój – rzuciła do kotów (chyba były w takiej fazie, zwłaszcza Luna, jeśli chodziło o te zaczepki).

Niby czemu miała mu nic nie przywieźć? To też była forma wyrażenia sympatii i pamięci. No i owszem – zdobyła dla niego tę skórę, o która mu chodziło. Trochę za to zapłaciła, ale szczerze mówiąc, to zupełnie nie przywiązała do tego wagi. Skóra była poskładana i zapakowana tak, by nic jej się nie stało w podroży. Ale oprócz tego, dokopała się jeszcze do mniejszego pakuneczku – a co w nim było. Ha. Na samą myśl jej się usta leciutko wyginały w górę. Niewinnie. A kto ją znał, to doskonale wiedział, że ten uśmieszek oznacza, że coś kombinowała.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Victoria Lestrange (12204), Sauriel Rookwood (10089)


Strony (5): « Wstecz 1 2 3 4 5 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa