21.09.2025, 21:43 ✶
z Lorien
Kontynuował zakupy, pomału kompletując w głowie zestawy prezentowe i zastanawiając się, co mogłoby się przydać w jego własnym gospodarstwie domowym. Powinien był to sobie rozpisać. Pomiędzy i ponad straganami widział, że sąsiednią alejkę wypełniają kolorowe kramiki z ozdobami, rękodziełem, świątecznymi dekoracjami i świecami rytualnymi, co przypomniało mu, że takowej potrzebował. Koniecznie musi zajść i tam, może przy okazji wybierze jeszcze jakieś drobiazgi. Jeżeli dobrze rozegra zakupy, przed Yule będzie to wszystko musiał tylko popakować.
Pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważyłby drobnej czarownicy, gdyby się nie odezwała. Kiedy jednak już to się stało, rozpoznał ją od razu. Nawet w tak zapomnianym przez Ministrę i ludzi wydziale, jak urząd celny, każdy kojarzył sędzinę Lorien Mulciber, choćby tylko z widzenia. Lazarus dodatkowo pamiętał ją ze szkoły, więc dla niego nawet teraz, ubrana po cywilnemu, stukająca energicznie obcasikami, wyglądała… jak Lorien Crouch. Mulciber, poprawił się w myślach. Jakoś trudno było przestawić się z powrotem na zawodowe tory, kiedy zamiast ministerialnej szaty i sędziowskiego łańcucha miała na ramionach ciepłą chustę, a paczuszki z zakupami ledwo mieściły się w jej objęciach.
- Pani Mulciber - skinął uprzejmie głową, odpowiadając na powitanie - Pan Shafiq dał dziś wszystkim wolne od dwunastej.
To było nietypowe z jego strony, podobnie zresztą jak brak zwykłych shafiqowych dyspozycji wykraczających zdecydowanie poza określony w dokumentacji pracowniczej zakres kompetencji Lazarusa, ale przyjmowanych przez tego ostatniego ze stoickim spokojem. Współpracownicy powitali jednak niezwykłą łaskę kierownika z nieskrywaną radością. W świąteczny dzień obciążenie pracą i tak było niewielkie, a każdy myślami był już przy rodzinnym stole albo w kowenie. Lovegood nie zamierzał tego przyznawać na głos, ale miał wrażenie, że sam Anthony też od rana tylko czekał na moment, w którym już wypadało mu przestać udawać, że pracuje. Dziś zresztą nawet nie udawał ze szczególnym zaangażowaniem.
- Najwyraźniej nastrój Mabon udzielił się i jemu - dodał z niewzruszonym wyrazem twarzy, nie precyzując, o który aspekt Mabon chodzi. Refleksja nad życiem? Docenienie ostatnich promieni letniego słońca? Zaduma nad nieuchronnością przemian? Wzruszył lekko ramionami. Nie podejrzewał Anthony’ego ani o wybujałą duchowość ani o to, żeby szczególnie przejmował się zdaniem Matki na swój temat.
Rozejrzał się po kiermaszu. Dzięki bogom, nikt nie wpadł na pomysł uświetnienia go w tym roku muzyką.