• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Plac i stragany [Jesień 1972] Równonoc Jesienna - Kiermasz (Wątek główny)

[Jesień 1972] Równonoc Jesienna - Kiermasz (Wątek główny)
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#21
21.09.2025, 21:43  ✶  
z Lorien

Kontynuował zakupy, pomału kompletując w głowie zestawy prezentowe i zastanawiając się, co mogłoby się przydać w jego własnym gospodarstwie domowym. Powinien był to sobie rozpisać. Pomiędzy i ponad straganami widział, że sąsiednią alejkę wypełniają kolorowe kramiki z ozdobami, rękodziełem, świątecznymi dekoracjami i świecami rytualnymi, co przypomniało mu, że takowej potrzebował. Koniecznie musi zajść i tam, może przy okazji wybierze jeszcze jakieś drobiazgi. Jeżeli dobrze rozegra zakupy, przed Yule będzie to wszystko musiał tylko popakować.

Pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważyłby drobnej czarownicy, gdyby się nie odezwała.  Kiedy jednak już to się stało, rozpoznał ją od razu. Nawet w tak zapomnianym przez Ministrę i ludzi wydziale, jak urząd celny, każdy kojarzył sędzinę Lorien Mulciber, choćby tylko z widzenia. Lazarus dodatkowo pamiętał ją ze szkoły, więc dla niego nawet teraz, ubrana po cywilnemu, stukająca energicznie obcasikami, wyglądała… jak Lorien Crouch. Mulciber, poprawił się w myślach. Jakoś trudno było przestawić się z powrotem na zawodowe tory, kiedy zamiast ministerialnej szaty i sędziowskiego łańcucha miała na ramionach ciepłą chustę, a paczuszki z zakupami ledwo mieściły się w jej objęciach.

- Pani Mulciber - skinął uprzejmie głową, odpowiadając na powitanie - Pan Shafiq dał dziś wszystkim wolne od dwunastej.
To było nietypowe z jego strony, podobnie zresztą jak brak zwykłych shafiqowych dyspozycji wykraczających zdecydowanie poza określony w dokumentacji pracowniczej zakres kompetencji Lazarusa, ale przyjmowanych przez tego ostatniego ze stoickim spokojem. Współpracownicy powitali jednak niezwykłą łaskę kierownika z nieskrywaną radością. W świąteczny dzień obciążenie pracą i tak było niewielkie, a każdy myślami był już przy rodzinnym stole albo w kowenie. Lovegood nie zamierzał tego przyznawać na głos, ale miał wrażenie, że sam Anthony też od rana tylko czekał na moment, w którym już wypadało mu przestać udawać, że pracuje. Dziś zresztą nawet nie udawał ze szczególnym zaangażowaniem.

- Najwyraźniej nastrój Mabon udzielił się i jemu - dodał z niewzruszonym wyrazem twarzy, nie precyzując, o który aspekt Mabon chodzi. Refleksja nad życiem? Docenienie ostatnich promieni letniego słońca? Zaduma nad nieuchronnością przemian? Wzruszył lekko ramionami. Nie podejrzewał Anthony’ego ani o wybujałą duchowość ani o to, żeby szczególnie przejmował się zdaniem Matki na swój temat.
Rozejrzał się po kiermaszu. Dzięki bogom, nikt nie wpadł na pomysł uświetnienia go w tym roku muzyką.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#22
22.09.2025, 19:01  ✶  
Dla Callie to był ten moment, być może najważniejszy tego dnia. A może w całym jej życiu? Nie, już bez przesady... Przecież jedynie sprzedawała wiejskie wyroby na targowisku z okazji Mabon. No, ale przed nią stał ważny ministerialny urzędnik. Oficjel. Okazał się – podobnie jak stojąca obok niego dziewczyna – wyjątkowo otwarty, sympatyczny. Jakby szczerze chciał się dowiedzieć więcej o produktach, które sprzedawała.

– Więc... To są, można powiedzieć, nasi lokalni ocaleni. Okazało się bowiem, że po Spalonej Nocy, mimo sporych strat, owoce z naszych sadów nabrały nowych właściwości. I... proszę się oczywiście nie martwić. Nie są obłożone czarną magią i nikogo nie otrują. Czy pozwoliliby mi państwo na krótką historię, która pokaże, jak one działają, czy wolicie bardziej zwięzły opis? Oba mi odpowiadają, choć szczerze mogę powiedzieć, że opowieść jest bardzo ważna dla mojej wsi... a nawet rodziny.

Wiedziała, że po tragedii, jaką była Spalona Noc, empatyczne podejście do... właściwie każdej, nawet najdrobniejszej, rzeczy miało sens. Rodzinie Callie spłonęła jedynie szopa, a we wsi nikt nie wygadał się Śmierciożercom, że wśród nich mieszka charłaczka. Jednak dziewczyna pamiętała dokładnie swój strach tamtej nocy. Razem z rodziną ukryli się wtedy w ziemiance, o której wiedzieli, że ogniem się nie zajmie. Modlili się do Matki, by wszystko się jakoś naprawiło, by burza przeszła i wzeszło słońce... Ich modlitwy zostały wysłuchane. Spalona Noc dobiegła końca i nadeszła chwila spokoju, odbudowy i refleksji.

Pola dyniowe przetrwały, dlatego wyryte warzywa dumnie prezentowały się na straganie. Zioła zostały wysuszone, grzyby wyzbierane. Pewne rzeczy pozostawały niezmienne. Ta tradycja, jak wydawało się Callie, pomagała im pamiętać, że na świecie życie i dobro zwycięża. Że po każdej nocy nadejdzie nowy dzień, słońce tak samo pokaże się na niebie, dając nadzieję na to, by następny dzień przeżyty został lepiej niż poprzedni.
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#23
23.09.2025, 08:54  ✶  
Sposób w jaki brzmiała, w jaki układała słowa sprawnie przemieszczając się pomiędzy pułapkami in potentia sprawiał mu niemałą przyjemność, o ile można nazwać przyjemnością przypadkowo rozpoczętą konwersację na targu. Zwykle jednak rozmawianie z kimś zabezpieczało go przed rozmawianiem z innymi osobami, które w szczątkach dobrego wychowania, nie zamierzały wchodzić w słowo. Warto więc było mieć tę kotwicę, czy - jak w tym przypadku - piękny statek, by wymigiwać się od kontaktów społecznych z ludźmi z któymi spędzony czas nie byłby już tak przyjemny.

- Strach zawsze skłania ludzi ku religii. Jest to wpisane w biochemię mózgu, w przeciwieństwie do mugoli jednak mamy tę przewagę, że bogowie są prawdziwi, a ich aktywność w ostatnich czasach... - mała przepowiednie w trakcie Lammas, coś, ewidentnie coś wydarzyło się też podczas Lithy... - Proszę się jednak w wolnej chwili, w miarę możliwości przyjrzeć splotowi. Aż iskrzy. - zasugerował, skupiając się następnie li tylko na twarzyczce niewielkiej straganiarki.

Czy był ciekaw jej opowieści? Trudno mu było w pierwszej chwili rozsądzić, choć oczywiście nie dał tego po sobie poznać. Bilans zysków i strat szybko skłonił się jednak ku temu pierwszemu. Późniejsze pojawienie się w domostwie, późniejsze spotkanie z rodzicami to jedno. Drugie to wchłonięcie kolejnej bolączki maluczkich. Poparcia społecznego nie zdobywało się ogniem, a obietnicą. Nie zawsze spełnioną, właściwie to bardzo rzadko spełnioną. Nadzieja miała większą moc niż pełny brzuch.

- Powiedz nam proszę. Czym bowiem jest Mabon, jeśli nie wdzięcznością za to co mamy, za to co ocalone, co pozostałe. A coś mi w Twoim głosie sugeruje, że nie chcesz nas na karmić pustą bajeczką, a czymś, co jest prawdziwe i Twoje... - uśmiechał się, był przyjazny, ale stalowe oczy zdawały się świdrować dziewczynę, mówiąc jej, że jeśli ona skłamie, to będzie wiedział. Autentyczne historie, te które tłum myślał, że kocha, nie były zwykle aż tak atrakcyjne. Do tego potrzeba było sznytu kreatywności. Ale ta surowa glina wydarzeń musiała być podstawą. Prorok od czasu spalonej kulał, pamflety potrzebowały mięsa.

Mów dziewcze, powiedz mi coż mój asystent znajdzie jutro na biurku.

Czekał na opowieść jak sęp na padlinę. Uśmiechnięty sęp.
Czarodziej
Wysoka na 175cm i szczupła kobieta o długich blond włosach luźno okalających nieco podłużną twarz o chłodnej cerze, błękitnych oczach i rubinowych ustach. Ubrana zazwyczaj schludnie i klasycznie w długą spódnicę i pasującą koszulę, którą okrywa tradycyjną szatą. Całość najczęściej w barwach czerni i zieleni z deseniami czerwieni i fioletu oraz kontrastującym eleganckim dodatkiem. Jej uroda idealnie współgra z melodyjnym głosem, bezbłędną dykcją oraz naturalną gracją ruchów. Niezależenie od miejsca i sytuacji sprawia wrażenie jakby zawsze była właściwą osobą we właściwym miejscu.

Ceolsige Burke
#24
23.09.2025, 14:16  ✶  
Gdy mówił o strachu i bogach, jej błękitne oczy zwęziły się nieznacznie, a na gładkim czole pojawiła się ledwie widoczna, pionowa kreska. Przeniosła na niego ponownie spojżenie, ukrywając skutecznie chwilowy przebłysk irytacji. Badała go wzrokiem z rodzajem chłodnej, analitycznej ciekawości. Mimo tego grymasu jej usmiech pozostał nienagannie uprzejmy. Gdy skończył swoją wypowiedź Ceolsige obdarzyła go przelotnym, acz wyrazistym, karcącym spojrzeniem. Miało w sobie coś z reconesansu nauczycielki, która łapie interesującego, acz nazbyt butnego ucznia na uproszczeniu skomplikowanego zagadnienia.

Zamiast komentarza, jej smukła dłoń zniknęła powoli w wewnętrznej kieszeni płaszcza poszukując znajomego kształtu dębowej fajki oraz małą, skórzaną kapciuchę wraz z niezbędnikiem. Niespiesznymi, precyzyjnymi ruchami wyjełą szczyptę aromatycznego tytoniu. Zaczęła nabijać cybuch, a sam ten rytuał zdawał się na chwilę tworzyć wokół niej bańkę spokoju. Ruchy wykonywała niemal machinalnie nie odrywając spojżenia i uwagi od rozmówców.

— Pańska teza jest tak kusząco prosta, panie Shafiq, że aż prosi się o to, by rozwinąć ją w spokojniejszych okolicznościach — odezwała się w końcu, a jej głos był gładki i melodyjny. Schowała płynnie kaciuchę do kieszeni i powolnym ruchem rozłożyła niezbędnik. — To najlepszy dowód na to, że ten temat zasługuje na więcej niż kilka słów rzuconych przy straganie.- Ton pozostał nienagannie uprzejmy, a na ustach błąkał się cień życzliwego uśmiechu, co tworzyło intrygujący kontrast z treścią jej słów. Je spojżenie tylko ukradkiem, niby mimochodem przeskakiwało po okolicznych straganach i przemieszczajacych się postaciach. Ubijak cichutko rozganitał tytoń, a następnie złożony trafił z powrotem o jej kieszeni.

Po czym jej uwaga w całości przeniosła się na kramarkę. Uśmiech na twarzy Ceolsige stał się cieplejszy, nieco pobłażliwy, jakby chciała dodać dziewczynie otuchy po tym ministerialnym przesłuchaniu. W jej lewej dłoni kołysała się ciemna dębowa fajka podczas gdy prawą poszukiwała w kieszeni spódnicy swojej różdżki.

— Proszę, nie przejmuj się tą podniosłą tonacją — powiedziała łagodnie, zerkając z udawaną konspiracją w stronę Anthony'ego. — Podejrzewam, że pan Shafiq spędza ostatnio zbyt wiele czasu nad wyjątkowo nużącymi, schematycznymi dokumentami i ten patos po prostu wchodzi w krew. Odrobina prawdziwych przeżyć potrafi byc inspirująca. Czuję sie skuszona wysłuchaniem pełnej oferty. - Zakonczyła z zachęcającym delikatnym skinieniem głowy.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#25
25.09.2025, 13:32  ✶  
Z Lazarusem

Jak bardzo zmieniła się Lorien Crouch? Jak bardzo zmienił się Lazarus Lovegood? Można było odnieść wrażenie, że nie zmienili się praktycznie wcale od tych pięknych, szkolnych czasów. W porządku - może jej spódnice stały się odpowiednio dłuższe, a w jego rudej fryzurze powoli zaczęły się pojawiać pierwsze siwe włosy, ale poza ministerialnymi korytarzami nadal byli po prostu ludźmi.
Trochę starszymi i zdecydowanie bardziej zmęczonymi w natłoku spraw i całego pokłosia Spalonej Nocy. To było miłe spotkać się na bardziej neutralnym gruncie, co do tego nie miała żadnych wątpliwości.
- To bardzo hojne z jego strony. Doprawdy…- Powiedziała powoli, unosząc brwi w najszczerszym zdumieniu. Takim, które ciężko było udawać, bo przychodziło nagle.- Ciekawych czasów dożyliśmy.
Nawet bardzo ciekawych, bo sam fakt, że Antonio był w pracy obecny - ciałem i duchem, napawał większość jego znajomych momentami wręcz… niepokojem. Nie mogła powiedzieć, że jej to nie cieszy. Co prawda nie widziała go dzisiaj, ale ponoć był.
Miło wiedzieć zaangażowanie. powiedziała nawet dzisiaj Aaronowi, gdy oboje obserwowali snujących się nieszczęśliwie, skierowanych do pracy w święta urzędników. Te grobowe miny z pewnością wyrażały zadumę i rozwagę nad przyszłością Ministerstwa Magii.
Sama wyszła wcześniej, bo odwołano część popołudniowych posiedzeń. Ale jeszcze miała trochę czasu nim wróci do Mulciber Manor na kolację. Hmm. Nie miała żadnego prezentu dla Pana Moody'ego. Może ta peleryna... Później o tym pomyśli. 

- Cóż, pan Shafiq nie należy do zbyt religijnych osób, ale każdy, nawet on, potrzebuje czasu do przemyśleń. Przejdźmy się.- Ostatnie słowo zabrzmiało bardziej jak dyspozycja służbowa co prawda niż prośba czy nawet koleżeńska propozycja. Ale w ich stronę zmierzała całkiem spora grupka, sądząc po mocnym akcencie i oburzająco wręcz głośnym sposobie prowadzenia konwersacji, amerykańskich turystów,
- Przyznaję, że zaskoczyła mnie informacja o Pańskim przeniesieniu.- Kontynuowała jak gdyby nigdy nic, przechodząc między straganami. Zatrzymała się raz po raz, żeby na coś zerknąć, choć niewiele rzeczy faktycznie miało szansę przykuć jej uwagę.- OMSHM to niewątpliwie dobry punkt wyjścia dla młodych i ambitnych no cóż…- zniżyła głos do scenicznego szeptu.-... stażystów. Wydawało mi się, że ma pan, panie Lovegood raczej stabilną posadę w… to chyba było Biuro Celne, prawda?
Czy Lorien była wścibska? Tak. Ale nie było z pozoru w tym wścibstwie żadnej wielkiej złośliwości. Ot po prostu czysta, ludzka ciekawość, tak typowa dla biurw ministerialnych.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#26
25.09.2025, 16:15  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2025, 16:28 przez Lazarus Lovegood.)  
z Lorien

Uważnie przyjrzał się Lorien, błądząc wzrokiem po jej twarzy, nigdy nie patrząc jej wprost w oczy. Ile w niej w tym momencie było sędziny Wizengamotu, ile starej znajomej Anthony’ego, a ile jego dawnej koleżanki z Hogwartu? Była miła. Dawno nie mieli okazji porozmawiać, a jeszcze dawniej - nie w otoczeniu ministerialnych ścian, które, jak wiadomo, miały uszy.

Ciekawe czasy…
- Wszyscy doceniamy je, póki trwają - zapewnił solennie, a rysy jego twarzy trochę złagodniały - Oczywiście pod względem hojności szefa. Nie… tego - powiódł wzrokiem dokoła, po ubogo zaopatrzonych straganach.

Spalona Noc była dotkliwą i doskonale widoczną porażką Ministerstwa. Lazarus zgadzał się z tym całkowicie. System nie działał i być może jedynym sposobem jego naprawy był demontaż i zbudowanie go od nowa, co w praktyce było niewykonalne bez zaistnienia okresu całkowitego chaosu - przejściowego, ale o niemożliwej do przewidzenia długości - który pociągnąłby za sobą ofiary - o liczbie skończonej, ale niemożliwej do oszacowania. Niedopuszczalne z wielu względów.
System nadal nie działał - po ósmym września ministerialne wahadło wychyliło się w drugą stronę i wiele jednostek pracowało z ogromnym natężeniem, ale tak samo nieproduktywnie, jak wcześniej. Nieskuteczne działania. Pozorne usprawnienia.
Kiedy było się częścią tego systemu, małą i niewiele znaczącą, ale samoświadomą, trzeba było nauczyć się tego nie dostrzegać. Rzesza takich wyuczenie krótkowzrocznych urzędników składała się na bezwładność molocha. Ale być może alternatywą dla nich było szaleństwo, a w takim razie… trudno było ich winić za ten wybór.
Tu nie chodziło o prawa mugolaków. O rasizm. O nieobecną podczas kryzysowej sytuacji Eugenię Jenkins. Tu chodziło o system, w którym drobne zachwiania równowagi kumulowały się w czasie i musiały doprowadzić do jego upadku. Tak uczyła historia. Ludzie - czarodzieje i mugole, mugolacy i charłacy - w każdym czasie byli w gruncie rzeczy tacy sami.
Czy żyli w schyłkowym okresie społeczeństwa czarodziejów w obecnej formie?

Narastający gwar przebił się do jego świadomości zanim Lazarus zobaczył jego źródło. Posłusznie ruszył u boku Lorien we wskazaną stronę, wdzięczny za zejście z drogi hałaśliwej grupie. Uniósł brwi, gdy zapytała o jego przeniesienie - nie spodziewał się, żeby jego los w jakimkolwiek stopniu ją interesował.
- Po śmierci pani Velaris, Anthony Shafiq potrzebował, by ktoś przejął jej obowiązki. Oboje go znamy. Nie przypuszczam, by stażysta, nieważne, jak… młody i ambitny… był w stanie sprostać jego oczekiwaniom.
Wymagania Anthony’ego w istocie nie były łatwe do spełnienia. Pracował dla niego niepełne dwa tygodnie, a już dwie osoby zwróciły się do niego o interpretację kryptycznych dyspozycji szefa, przesłanych za pośrednictwem jego owianych złą sławą papierowych żurawi, a sam Shafiq powierzył mu oprócz profesjonalnego, także swój prywatny grafik, domagał się dysput  na temat dzieł traktujących o oklumencji i oddał mu we władanie pomieszczenia w rezydencji w Little Hangleton. Lovegood wyobraził sobie na swoim miejscu jakiegoś zagubionego stażystę i lekko się uśmiechnął.

- Jeśli chodzi o moją pozycję w Biurze Celnym… stabilność łatwo może stać się stagnacją, jeżeli pozwoli się sobie na odrobinę nieuwagi. Praca w OMSHM jest bardziej… urozmaicona. Lepsze wynagrodzenie. Organ o wyższym prestiżu - wyliczył wszystkie te obiektywne korzyści, jakby to było oczywiste - Przepraszam na moment - zatrzymał się przy ladzie, na której rozłożone były różnokolorowe motki włóczki i wybrał dwa błękitne.

- Jestem przekonany, że nie okażę się jedynym, który zmieni miejsce pracy po ostatnich wydarzeniach. - powiedział cicho i doskonale obojętnie.
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#27
28.09.2025, 10:40  ✶  

Opowieść, którą miała im przedstawić nie była jedynie jej historią. Należała do całej społeczności. Londyńczycy być może nie rozumieli tego, jak bardzo w małych wioskach ludzie zżywali się ze sobą. Wszyscy się tam znali, wychowywali się razem. Hierarchie tworzyły się naturalnie: ci starsi wiekiem domyślnie byli ważniejsi, jednak gdy pojawiała się młoda, silna osobowość, potrafiła wywalczyć to, co ważne było dla społeczności.

Callie wzięła głęboki oddech. Umiejętność opowiadania historii była w jej wsi bardzo ważna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Czym mogli żyć na tej małej przestrzeni, jeśli nie historiami o szerokim świecie i minionych czasach?

— Naszą wieś Spalona Noc również skrzywdziła. Bardzo dotkliwie. Gdy wyszliśmy z kryjówek, przeszliśmy się wokoło, by ocenić straty. Największą z nich była śmierć dwójki naszych mieszkańców, starszego małżeństwa. Byli to właściciele sadu, głównego źródła naszego utrzymania. Każdy z nas od dziecka chodzi tam zbierać owoce, każdego roku. Jabłka, gruszki, truskawki i maliny. Być może nawet przyszło wam kiedyś ich skosztować, bo później sprzedajemy je również w Londynie. Zawsze nasze zbiory były obfite, jednak... tym razem sad został pochłonięty przez czarnomagiczny ogień. Owoce pokrył popiół i stały się inne. Długo zdobywaliśmy się na to, by ich skosztować, aż wreszcie córka zmarłego małżeństwa, twierdząc, że po śmierci rodziców może się i otruć, zjadła owoc. Nie zaszkodził jej. Wręcz przeciwnie —  wyleczył ją z problemów ze snem, które przyniosła jej Spalona Noc. Matka czuwała nad naszym sadem, a natura odnalazła sposób, by zwalczyć zło i pobłogosławić nas takim właśnie darem. To są właśnie te owoce: popiół ze Spalonej Nocy dał im właściwości lecznicze. Leczą z bezsenności lepiej niż jakikolwiek eliksir nasenny. A mamy ich tyle, że uznaliśmy, że w Londynie, który również został dotknięty przez Spaloną Noc, pomogą wielu ludziom.

Skończyła opowieść. Wszystko było prawdziwe, co do słowa. Nie musiała nawet przesadzać, bo rzeczywiście w ich sadach doszło do cudu. Przyjechało nawet kilku kapłanów, by ujrzeć to, co sadowi podarowała Matka i przyznali, że zdarzenie to było jej interwencją.
Dama z gramofonem
Lorka, Lorka, pamiętasz lato ze snów,
gdy pisałaś "tak mi źle" ?
Prędzej ją usłyszysz niż dostrzeżesz. Jej przybycie zwiastuje stukot obcasów i szelest ciągnącej się po posadzce szaty. Ma 149 cm wzrostu (już w kilkucentymetrowych szpilkach - bez nich: +/- 144 cm!), ile waży to jej słodka tajemnica. Włosy ciemnobrązowe, po rozpuszczeniu sięgające jej do pasa. Ma trudne do ujarzmienia loki. Oczy w nienaturalnym, kobaltowym kolorze. Urodę ma bardzo klasyczną, pachnie drogimi perfumami o zapachu jaśminu. Nie wygląda jakby ubierała się w sekcji dziecięcej u Madame Malkin. Jej ubrania są dopasowane, pasują zazwyczaj do okazji i miejsca. Jeśli jakimś cudem nosi szaty z krótkim rękawem na wewnętrznej stronie jej lewego ramienia można zobaczyć mały magiczny tatuaż przedstawiający koronę. Zapytana o to macha ręką tłumacząc "ot błędy młodości" Ułożona, kulturalna, chociaż pierwsza dzień dobry na ulicy nie powie.

Lorien Mulciber
#28
29.09.2025, 10:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.09.2025, 10:20 przez Lorien Mulciber.)  
Z Lazarusem

Pokręciła lekko głową jakby chciała powiedzieć “oj Lazarusie nie przyzwyczajaj się.” Ale nie powiedziała, bo po co nieszczęśnika straszyć. Skoro przetrwał dwa tygodnie, to przetrwa i następne lata.
- Słyszałam o śmierci Melisandre. Wielka strata, była szalenie uzdolniona. Wskoczenie w buty po czystokrwistej pannie z takim doświadczeniem z pewnością jest… nie lada wyzwaniem.- Powiedziała miękko, niemal z rozrzewnieniem wspominając Lisę. Tyle lat na stanowisku pozbawionym jakiejkolwiek szansy rozwoju, żeby skończyć jako jedno z tysięcy nazwisk na listach ofiar. Zapomniana jak oni wszyscy i zastąpiona przy pierwszej lepszej okazji. Smutne, ale cóż - świat musiał się otrząsnąć, a ci co przeżyli, żyć dalej.- Każdy z nas był kiedyś stażystą panie Lovegood. Nie możemy być wobec nich aż tak surowi w ocenie. Gdzie indziej się nauczą jak nie przy nas?
Uśmiechnęła się uśmiechem osoby, która wcale nie uchodzi w swoim własnym środowisku za bezduszną biurwę z wyjątkowym zacięciem do znęcania się nad niemagicznie urodzonymi praktykantami.

- Cieszę się, że Anthony’emu udało się Pana wyłuskać z Biura Celnego... A może było wręcz na odwrót?- Zawiesiła głos na pytaniu, dając Lazarusowi przestrzeń na tą małą ministerialną spowiedź. Jak to było panie Lovegood? Wyczaił pan okazję po śmierci panny Velaris i jak hiena rzucił się do pracy przy boku znanego polityka? A może to Shafiq zstąpił do zapyziałej dziury niczym książę, by wyciągnąć urzędnika z opresji martwego stołka? Ciężko powiedzieć jaka odpowiedź usatysfakcjonowałaby sędzię bardziej.
Słuchała zalet pracy w OMSHM z lekkim przymrużeniem oka, bo Lazarus brzmiał trochę jakby próbował ich oboje przekonać do swojej własnej decyzji.

Zainteresowała się natomiast materiałami rozłożonymi na stoisku. Pledy, chusteczki, wyszywanki. Włóczki, szydełka, czego tylko dusza zapragnie dla wszystkich tych młodych panien i starych babć, które zajmowały czas haftem krzyżykowym. Sama Lorien wyszywać nie potrafiła (spróbowała tego w życiu raz, skończyło się to stworzeniem okropnej poduszki i porzuceniem przez czarownicę hobby na rzecz innych, o wiele bardziej interesujących ją rzeczy jak na przykład ogrywanie mugoli w pokera), ale od razu pomyślała o kobiecie, która była jej drugą matką. Czy spodobałby się Selinie taki prezent?
- Poproszę to.- Pokazała palcem na tamborek, na który dla wygody naciągnięto już lniany, całkiem solidny materiał z ostrożnie poprowadzonym wzorem czegoś co przypominało przeróżne konstelacje. Alexander pewnie by wiedział jakie i jak bardzo są źle naniesione w stosunku do danej pory roku i wszelkich innych azymutów, ułożenia planet i aktualnego widzimisię bogów. Na szczęście Lorien na astrologii się nie znała, co czyniło ją o wiele mniej wybredną klientką.- I złotą nić. Tyle ile potrzebne.
Dziewczę za ladą ochoczo zabrało się do pakowania zakupów, nie wchodząc przesadnie w prowadzoną przez klientów rozmowę. Zaraz w rękach Lorien pojawiła się papierowa torba.
- Wie Pan, panie Lovegood, całkiem niedawno ktoś mi powiedział, że nie możemy sobie teraz pozwolić na bierność. Że to nasz największy grzech. Nie mogę się z tym nie zgodzić. Takie tragedie jak ta, która miała miejsce na początku września mają jednak to do siebie, że uczą nas kto jest lojalny.- Ruszyli dalej, przystając przy kolejnych straganach. Lorien nawet na moment nie straciła z twarzy tego zdawkowego uśmiechu.- Nie ma nic złego w poszukiwaniu pracy, gdzie wypisują czeki na wyższe kwoty. Nie ma nic złego w ambicji. Ba, to całkiem pożądana cecha. Ale wierzę, że ją pan dobrze ukierunkuje i podejdzie do swojego nowego stanowiska z należną… powagą.
Przystanęła na moment, żeby przyjrzeć się jakimś wyrobom z Doliny. Był to jeden z ostatnich straganów na które natrafili. Wina, nalewki, jakieś maści i kadzidełka. Zrobiła mentalną notatkę, żeby zaopatrzyć się w eliksir na bezsenność. Chyba jej się powoli kończył.
- Ministerstwo potrzebuje Anthony’ego Shafiqa bardziej niż kiedykolwiek. Więc moją prośbą jest - ton w jaki uderzyła wcale nie brzmiał jak prośba. Ale czy Mulciber kiedykolwiek o cokolwiek tak naprawdę prosiła? - żeby jego nowy asystent spróbował trzymać go w pracy jak najdłużej i przekonał, że czas prywatnych wycieczek już się skończył. Wierzę, że przyniosłoby nam to wszystkim niewątpliwe korzyści.
Przechyliła głowę. Stary, ptasi odruch, gdy uważnie przyglądała się swojemu rozmówcy. Komunikat był absurdalnie prosty. Trzymaj Anthony'ego blisko Ministerstwa, to nie będziemy mieć żadnych problemów.

W końcu dotarli do ostatniego stoiska. Kolejnego, nie wyróżniającego się niczym szczególnym. Przystanęła, wbijając czubek buta w rozwaloną kostkę brukową. Kolejna do wymiany. Jak wszystko tutaj.
- Cóż, nie będę Pana dłużej zatrzymywać, panie Lovegood. Proszę nie przesadzać z tutejszymi owocami do obiadu, słyszałam, że człowiek się robi po nich szalenie śpiący. A potrzebujemy pana w pełni sił i gotowości. W wojnie niestety nie ma przerw na świąteczne kolacje.
Skłoniła mu grzecznie głową na pożegnanie. Wciąż tak samo uśmiechnięta, tak samo pogodna. Ile z tego było polityczną grą? Absolutnie wszystko.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#29
29.09.2025, 15:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 03.10.2025, 17:08 przez Lazarus Lovegood. Powód edycji: dodano znacznik końca )  
z Lorien => oboje opuszczają kiermasz

Wysłuchał tego, co Lorien miała do powiedzenia o Velaris. Poznał swoją poprzedniczkę tylko poprzez nieliczne i niekompletne wykonane jej ręką zapiski, które miał okazję widzieć, ale to wystarczyło, by wyrobił sobie na jej temat zdanie, jak wierzył - lepsze, niż jedynie na podstawie statusu krwi, o którym nie omieszkała wspomnieć sędzina. Brak możliwości dokonania transferu wiedzy był niekorzystną okolicznością, ale nie taką, która uniemożliwiałaby mu pracę. Nie w takich okolicznościach przychodziło mu już obejmować stanowiska.

- Moja ocena stażystów nie jest surowa, tylko realistyczna - powiedział spokojnie - Jeżeli ktoś taki trafi pod moje skrzydła, dołożę wszelkich starań, by wdrożyć go do pracy. Jednak bezpośrednia współpraca z Anthonym… Jak sama pani przed chwilą powiedziała, być godnym następcą Lisy Velaris to nie lada wyzwanie.

Pominął milczeniem pytanie o to, kto wyszedł z propozycją zatrudnienia. Nie miał zamiaru dzielić się z nikim szczegółami ich układu. To zresztą nie miało znaczenia. Zmarłym nie robiło różnicy, jak szybko zostali zastąpieni, czy zapomniani, wiedział o tym najlepiej, a żywi potrzebowali… cóż, w przypadku Shafiqa i Lovegooda - niewykluczone, że siebie nawzajem.

- Rozumiem, że przemawia przez panią troska o wspólne dobro - zerknął na czarownicę: czyżby? czyje? - To prawda, bierność i bezwładność to główne problemy Ministerstwa. Nie jedyne. Potrzebujemy… wspólnego frontu. Odwagi. I pewności, że możemy na sobie polegać… wzajemnie - podkreślił lekko ostatnie słowo - Cieszę się, że się zgadzamy.
Jego mina nie wyrażała radości, kiedy to mówił. Nie wyrażała dokładnie nic, kiedy wbił w nią ciężki, uważny wzrok.
Czy naprawdę chodzi nam o to samo? Ja wiem, gdzie leży moja lojalność. A Ty, Lorien Mulciber, de domo Crouch?
Doskonale wiedział, jak bardzo zmienia perspektywę przekonanie, że jakiekolwiek cele inne, niż krótkoterminowe, są poza zasięgiem. Wciąż nie miał odwagi planować dalej, niż na kilka miesięcy wprzód. Jak blisko była ona?

- Dziękuję za ostrzeżenie odnośnie owoców i za wiarę w moje zdolności utrzymania Anthony’ego Shafiqa za biurkiem - jego usta drgnęły w ledwie dostrzegalnym uśmiechu - I proszę się nie obawiać. Traktuję moje obowiązki bardzo poważnie, ale… jestem tylko szeregowym pracownikiem. Jeżeli Ministerstwo potrzebuje Anthony’ego tak bardzo, to… cóż, duży ciężar, jak na barki jednego czarodzieja.

Pożegnał ją równie uprzejmie i patrzył, jak obładowana paczkami i przebrana za zwykłą kobietę sędzina Mulciber znika w tłumie. Dostrzegał i zapamiętywał wszystko - zawoalowane groźby, protekcjonalne uwagi, wymierzone pytania - doskonale świadom gry, która się tu odbywała, nawet, jeżeli nie uczestniczył w niej z pasją i zręcznością równą innym, którzy mieli realną szansę wygrać więcej. Spędził wiele lat w najeżonych zasadzkami korytarzach, gdzie jeden niewłaściwy krok mógł wiele kosztować, a to nawet najbardziej opornych uczyło czujności i zbierania wszelkich informacji mogących się okazać przydatnymi.
Westchnął. Klątwy, na które natykał się wcześniej, w starożytnych grobowcach i skarbcach, wydawały się przy tym nieraz prostymi łamigłówkami.

Postacie opuszczają sesję
the web
Il n'y a qu'un bonheur
dans la vie,
c'est d'aimer et d'être aimé
187 cm | 75 kg | oczy szare | włosy płowo brązowe Wysoki. Zazwyczaj rozsądny. Poliglota. Przystojna twarz, która okazjonalnie cierpi na bycie przymocowana do osoby, która myśli, że pozjadała wszelkie rozumy.

Anthony Shafiq
#30
03.10.2025, 10:25  ✶  
Opowieść młodziutkiej straganiarki powinna nieść ukojenie. Powinna dawać nadzieję. Powinna pokazywać, że w każdym, nawet najstraszniejszym akcie przemocy, jest nadzieja na to, że Matka odwróci los, że z popiołów da się wyciągnąć cokolwiek wartościowego.

Ale to nie były zwykłe popioły.

Sępi wygłodniały uśmiech, mężczyzna wyprostował się i słuchał z uwagą, skutecznie kryjąc za maską rosnące zdziwienia, a potem... przerażenie. Był niemal pewien, że młodziutkie dziewczę nie było świadome "Spalonego Jabłka" - nowej nazwy Doliny Godryka, z której próbowano uczynić symbol spopielenia progresywnych myśli równościowych. Ale było to niczym wobec kolejnych faktów! Jakie to szczęście, że dowiedział się zanim w ogóle włożył owoc do ust! Nie mógł strzepnąć ze swojego serca rozrastającej się grozy, gdy patrzył jak straganiarka zachwala pożywienie naznaczone przez lorda Voldemorta swoją straszliwą magią. Magią, która nakładała na domostwa obrzydliwe klątwy. Która wybierała domy, aby je spopielić. Magią, która teraz po zjedzeniu sprowadza spokój i ukojenie. Czy tylko on znał opowieści o Panach i Damach, o mrocznej, chaotycznej krainie wróżek, która teraz w opowieściach dla dzieci jest tak wygładzona, miła i kolorowa, gdy w rzeczywistości to okrutne miejsce stawało się więzieniem bez ucieczki, szaleństwem, które wykrzywiało twarz forsowanym uśmiechem. Jeśli tylko zjadło się cokolwiek pochodzącego z pięknego Faywildu, Twoja dusza była stracona.

– Wezmę dwa opakowania – odpowiedział pozornie spokojnie, mając pełnię świadomości że nigdy nie przełknie ani ziarenka, aby na własnej skórze przekonać się o właściwościach jawnych i - a może nade wszystko - o właściwościach niejawnych. Przejęcie woli? Osłabienie percepcji i magii mugolaków? Podłączenie się do ich życiowej energii? Trzeba możliwie prędko znaleźć na to antidotum. W głowie już pisał list do Morpheusa, który jako Niewymowny, miał dostęp do wielu zasobów. Z drugiej strony Victoria, z jej nieposkromionymi intelektualnymi eskapadami ciążącymi ku alchemii... Już dawno chciał połączyć tych dwoje, nie tylko przez wzgląd na zimny stan kobiety i możliwości z niego płynące, ale też po to, by Longbottom mógł popracować przez moment z kimś stabilnym emocjonalnie. Raczej nie przyznał się, że nie chciałby oddać jednego pakunku przeklętych owoców, bo zawsze były to przeklęte owoce, które mogły trafić do jego kolekcji. Za dziesięć, za dwadzieścia lat, wspomnienie o nich pozostanie żywe.

Brzmiało to wszystko jak bardzo sprawny plan. Zapłacił za towary i przeniósł stalowe ślepia na towarzyszącą mu kobietę. Jej dziedzictwo w pewien sposób zobowiązywało. Nie był pewien jaką magią z powodu krwi dysponuje, ani też nie znał jej zakresu wiedzowego. Jego kontakty ograniczały się raczej do Burke'ów, którzy porzucali Nokturnowskie szemrane interesy na rzecz Ministerialnych szemranych interesów. Ostatecznie Theseus odnalazł się na stołku szefa Departamentu Skarbu. Ale tu nie potrzeba było dostępu do kiesy państwowej. Cóż ta substancja, cóż te jabłka robią na prawdę? Czy lada moment Voldemort zostanie ogłoszony zbawcą narodu, mimo, że wcześniej dotkliwie wypalał znamię na całym kraju?

– Wspomniała mi pani o spokojniejszych okolicznościach. Chciałbym zaproponować spacer do ołtarza, czas składania ofiarnych wieńców kurczy się, a zdaje mi się, że jeszcze nie dotarła pani tam ze swoim? Czy się mylę? – pogoda dopisywała, on potrzebował się przejść i - a może przede wszystkim - potrzebował nie ulegać gonitwie myśli, która już zaciskała się na jego gardle. Ileś osób zje te przeklęte owoce. Ileż osób zaśnie i będzie śnić bezwolne owcze sny?


Przewaga: Bogacz II, Występowanie I
Zawada: Paranoik Drobny lęk I, Kolekcjoner I
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (271), Brenna Longbottom (1595), Dora Crawford (1521), Bard Beedle (1000), Pan Losu (109), Hannibal Selwyn (409), Anthony Shafiq (1618), Lorien Mulciber (1844), Jonathan Selwyn (310), Jessie Kelly (585), Ceolsige Burke (1517), Lazarus Lovegood (1989)


Strony (4): « Wstecz 1 2 3 4 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa