- To tak nie działa. Nekromancja została użyta by zrobić z nich… to. Ale czar działa tylko w trakcie przemiany. Nie są związani z żadnym obiektem. Żyją, żeby żerować, tylko tyle – wyjaśniła Heather pokrótce. Jeśli chciała, mogła jej powiedzieć i podsunąć książki by dowiedziała się więcej, ale teraz kiepski był na to czas i miejsce.
Z kolei zaś Victorię ta dekapitacja właśnie nie poruszyła. Głowa odleciała, a jej spojrzenie i skupienie na powrót było w dziurze i na trójce nieszczęśników. To chyba dlatego, że Victoria nie potrafiła już na nich patrzeć jak na ludzi. Wiedząc, że to co im się przytrafiło jest nieodwracalne, że już nawet nie myślą kreatywnie, a idą za instynktem, który każe im jeść żywe istoty – było jej żal tych ludzi, ale teraz… już nie byli i nie będą nigdy sobą. Tak było lepiej.
- Alexander? Też znasz jednego? – zapytała Brennę, nim w ogóle uniosła różdżkę, by zakończyć ich udrękę. - Ta kelnerka to Carla. Dobrze, przynajmniej mamy jakieś tropy… Będzie trzeba o nich popytać rodzinę, w pracy – to było oczywiste, ale warto było wyznaczyć jakiś plan zadania. - W porządku – pasował jej taki układ. Nie było sensu targać tam całej trójki, zresztą… Byli pracownikami ministerstwa na akcji za czarnoksiężnikiem, musieli się spodziewać wszystkiego: nawet tego. Raport będzie pewnie obszerny, dowody zaś? Lestrange planowała oprócz posiłków zabrać z ministerstwa aparat i uwiecznić pewne elementy na kliszach. Czwórka kompletnie oderwanych od siebie ludzi w środku Lasu Wisielców, na cmentarzu, już mówiła wiele. I dlatego nie sądziła, że będą ukarane za ponowne uśmiercenie żywych trupów. Były zbyt niebezpieczne – tak dla czarodziei jak dla mugoli, którzy żyli w Little Hangleton.
A potem wycelowała różdżkę w Carlę bądź pacjenta, zależy co zrobiła Brenna (a jeśli jakimś cudem zaklęcie Brenny zjechało na biednego Alexandra, to planowała zostawić przy nieżyciu Carlę), i powtórzyła próbę ścięcia głowy – skoro już miały pewność, że to na pewno działa.
- Tam coś leży – rzuciła do swoich towarzyszek, kiedy już było po wszystkim a w dole mieli jednego ruchliwego truposzka zamiast trzech. Ostrożnie ruszyła w stronę polany, zgodnie też z tym, co ustaliły z Brenną. Damska torebka… Machnięciem różdżki uniosła ją w powietrze, by obejrzeć z bliska i otwarła ją również za pomocą magii, by zajrzeć do środka. Nie chciała jej dotykać, by nie okazało się, ze to jakiś podły świstoklik… Póki co wolała nie ryzykować.
Kształtowanie - dekapitacja truposzków (jak w poście)
Sukces!
Slaby sukces...
Sukces!