
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
15.02.2024, 13:15 ✶
Otrzymujesz małe lusterko w ramce starannie zdobionej we wzór z liści, które pokazuje miejsce lub twarz osoby, o których akurat myślisz.
Gdyby Śmierć przybrała ludzką postać, wyglądałaby jak Perseus; wysoki i szczupły, o kredowym licu oraz zapadniętych policzkach. Pojedyncze hebanowe kosmyki opadają na czoło mężczyzny; oczy zaś, czarne jak węgiel z jadeitowymi przebłyskami, przyglądają się swym rozmówcom z niepokojącą natarczywością. Utyka na prawą nogę, w związku z czym jego stały atrybut stanowi mahoniowa laska z głową kruka.
15.02.2024, 13:25 ✶
Perseus nie wie co się dzieje, więc zagaduje Sama.
Pierwszą rzeczą, jaka rzucała się w oczy, gdy Perseus przekroczył próg zaczarowanej stodoły, nie była charakterystyczna laska, na której opierał swój ciężar (choć i ona - mahoniowa, ze srebrną głową kruka, została zamieniona na równie elegancką, choć mniej ekstrawagancką dębową podporę wykonaną przez lokalnego rzemieślnika), lecz biała bawełniana koszula z luźno podwiniętymi rękawami; element garderoby zupełnie niepodobny do człowieka, który zdawał się zbyt poważnie wziąć swe nazwisko i nosić jedynie czerń. Wyglądał na nieco zagubionego, gdy zatrzymał się przy wejściu i rozglądał po wnętrzu, jak zmęczony podróżny, który wstąpił do zatłoczonej przydworcowej kawiarni i szacował, czy znajdzie się dla niego miejsce. Widział mnóstwo znanych mu twarzy; większość z nich kojarzył głównie z widzenia i zastanawiał się, czy powinien do nich podejść i się przedstawić, tak oficjalnie, jednak zabrakło mu odwagi. I już miał się odwrócić, wymówić się nieistniejącą migreną, albo nagłą ślubną histerią, a później spędzić swój ostatni wieczór (drugiego) kawalerstwa na wałęsaniu się po ulicach Londynu, gdy podeszła do niego dziewczyna z koszykiem (kelnerka? nie miał najprzyjemniejszych doświadczeń z kelnerami Longbottomów - ostatni próbował zakończyć żywot Perseusa), mówiąc, że to prezent dla każdego uczestnika przyjęcia. Prezent?, zdziwił się Black, jednak nie chcąc odstawać od reszty również sięgnął do wiklinowego kosza, chwycił pierwszy lepszy przedmiot z brzegu i podziękował. Wtedy też podjął decyzję o tym, aby zostać, przynajmniej żeby przywitać się z Erikiem, który go tu zaprosił. Swoją drogą, jeśli zaprosił Perseusa, to z pewnością musiał też odezwać się do Elliotta (byłby wielce zaskoczony, gdyby było inaczej), co było w pewnym sensie pokrzepiające. Ponownie się rozejrzał, tym razem z jasnym celem - wypatrzeniem sylwetki przyjaciela - jednak nigdzie go nie zauważył. Udało mu się jednak dostrzec bar, do którego pośpiesznie się skierował. Nic tak nie sprzyja nawiązywaniu nowych relacji jak jeden słaby drink. Tylko na odwagę, nie zamierzał przecież ślubować Vesperze wierności i miłości będąc wczorajszy. Ach, Vespera! Z jej powodu pragnął w pierwszej kolejności nie przyjąć zaproszenia - Erik w końcu nie wspomniał, że jego narzeczona również jest mile widziana - ale kiedy dowiedział się, że również ona miała plany na ten wieczór, wyrzuty sumienia stały się mniejsze. Nie chciał być niegrzeczny względem Longbottoma, ale też nie chciał zostawiać ukochanej całkiem samej; postanowił więc zostać na chwilę. Zatrzymał się gwałtownie przed barem, dostrzegając stojącego przy nim Samuela McGonagalla. Znał tego człowieka, znał go przecież bardzo dobrze, w końcu ten człowiek zrobił jego piękne mahoniowe biurko zdobiące jego domowy gabinet przy Alei Horyzontalnej, zjawiał się w Lecznicy Dusz, gdy potrzebne były drobne naprawy, a nawet wykonał laskę, o którą się opierał. Mało tego, zdarzyło im się wspólnie wychylić kieliszek lub dwa, rozmawiać i żartować bez oporów. Dlaczego więc nagle Sam wydał mu się dziwny? Dlaczego miał wrażenie, że skąd go kojarzy - ale nie z Doliny, lecz z zupełnie innego miejsca i czasu? Jakby oglądał film i nagle wśród kilkudziesięciu kliszy pojawiła się jedna niepasująca do pozostałych, jednak była na ekranie zbyt krótko, by mógł ją pochwycić. Szybko otrząsnął się z niemądrych myśli. — Serwus! — zawołał radośnie — Dawno cię nie widziałem! Jak się masz? !prezentgodryka ![]() if i can't find peace, give me a bitter glory Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
15.02.2024, 13:25 ✶
Otrzymujesz małe lusterko w ramce starannie zdobionej we wzór z liści, które pokazuje miejsce lub twarz osoby, o których akurat myślisz.
Kasztanowe włosy zwykle ma ciasno spięte, odsłaniając bladą, trochę piegowatą twarz. Oczy ma jasne, o uważnym spojrzeniu. Około metr sześćdziesiąt dziewięć wzrostu.
15.02.2024, 14:47 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.03.2024, 12:29 przez Florence Bulstrode.)
Nie zwracajcie na Flo uwagi, chyba że potrzebujecie towarzystwa, bo za dużo osób wszędzie indziej, wprowadzam ją w tle i sadzam z boku, wyłącznie na wypadek, gdyby kimś trzeba było się zająć
![]() Tańce w stodole nie brzmiały jak coś w stylu Florence Bulstrode. Właściwie na pewno nie były w jej stylu - jeżeli w ogóle tańczyła, to na balach i ważnych przyjęciach, na których bywała głównie ze względów na rodzinę albo bo wypadało. To nie tak, że nie lubiła tańczyć, bo nie miała nic przeciwko temu, ale też nigdy nie należała do osób, które szczególnie ciągnęłoby do tego typu form rozrywki. Nigdy nie była też szczególnie towarzyska: nie była może skrajną samotnicą, ale lubiła przebywać przy rodzinie i przy najbliższych przyjaciołach, a tutaj znała zaledwie pojedyncze osoby. I przynajmniej podejrzewała, że większość tych osób była zamieszana w w pewne sprawy – może im mniej o sobie będą wiedzieć, tym lepiej? Ale z drugiej strony, czy nie dobrze byłoby mieć przynajmniej ogólny podgląd sytuacji? Zwłaszcza, że to ostatecznie nie było żadne wyjątkowo tajne spotkanie spiskowców, bo gdyby tak było, zachowywano by zapewne większą dyskrecję. Wahała się więc, czy w ogóle przychodzić. Była dość bliska zrezygnowania. Zrobiła się trochę podejrzliwa, kiedy o to przyjęcie zapytał ją brat. A jeszcze bardziej, kiedy usłyszała, że jej „wujek”, w rzeczywistości młodszy od niej o rok, także ma ten wieczór zajęty. Może to dlatego ostatecznie zdecydowała, że owszem, wpadnie. Rozejrzy się i najwyżej wyjdzie wcześniej, a w gruncie rzeczy z doświadczenia wiedziała, że na każdej zabawie czarodziejów prędzej czy później potrzebny jest medyk. Komuś nie wyjdzie jakiś czar, ktoś źle zmiesza magiczne drinki, a jeżeli po pomieszczeniu kręcą się potomkowie Prewettów, wzrasta także szansa na przypadkowo połamania nosów. Pojawiła się więc w końcu, ubrana w dość prostą sukienkę, utrzymaną w stonowanej tonacji, bardzo typową dla Florence - czyli pozbawioną zbędnych ozdób, nie rzucającą się jakoś w oczy, za to wykonaną z wysokiej jakości materiałów. I rzecz jasna dobrze dobraną i do butów, i do torebki. Gdy stanęła na progu i odkryła, że stodoła wcale nie jest taką zwykłą stodołą, była zaskoczona – i nie umiała zdecydować, czy pozytywnie, czy negatywnie. Nie wyobrażała sobie jednak za bardzo samej w otoczeniu siana, ostatecznie więc zdecydowała, że woli takie klimaty niż typowo wiejskie tańce. Gdy podetknięto jej koszyk, sięgnęła do niego odruchowo, a potem udała się do jednego ze stołów nieco na uboczu. !prezentgodryka Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
15.02.2024, 14:47 ✶
Otrzymujesz spinki do mankietów w kształcie piór feniksa. Gdy stuknąć w nie dwa razy, zdają się płonąć na końcach.
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny
15.02.2024, 15:34 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2024, 15:52 przez Erik Longbottom.)
Gapię się na Sama i Bren. Potem przechodzę z Norą do baru, więc jesteśmy niedaleko Samuela i Perseusza. Erik unosi drinka na powitanie z nimi. Na blacie obok Erika stoi kryształowy pies, który skrzy się na zielono-szaro. !magicznedrinki Wzdrygnął się na samą myśl. Jeśli to miał być kolejny znak od losu, to może w ogóle powinien się obecnie trzymać z dala od ludzi? I tak miał już wrażenie, że siły wyższe sprzymierzały się ze sobą przeciwko niemu. Jak inny mógł być powód ku temu, że jego życie osobiste zdestabilizowało się aż tak bardzo w przeciągu zaledwie kilku dni? To musiał być jakiś spisek. Może podczas wspólnej popijawy z Norą i Morfeuszem uraził jakąś boginię bimbrownictwa? — Naprawdę chcę wierzyć, że jeśli to faktycznie jakiś znak, to jeden z tych lepszych — przyznał z głębokim westchnieniem, starając się nie dopuścić do tego, aby nuty rozżalenia nie wybrzmiały zbyt donośnie w jego słowach. — Nie czuję się dziś na siłach, żeby odgrywać rolę czempiona przeznaczenia. Chociaż jeśli świat chce, żeby ta impreza zakończyła się sukcesem, to chyba będę musiał się trochę... Wysilić. Z drugiej strony, to była tylko potańcówka w starej stodole. Co złego mogło pójść nie tak, skoro znacząca część gości i tak znała się ze sobą od lat? Ba, jakby tak zliczyć wszystkich, którzy się tutaj zebrali, to zwaliło się tutaj pół Warowni. Dwoje Longbottomów zazwyczaj panowało nad sytuacją, teraz mogli też liczyć na asystę ze strony Morfeusza, toteż czysto teoretycznie nie powinno się wydarzyć nic strasznego. Logiczny wniosek czy raczej płonne nadzieje? Obracając kryształem, czuł mrowienie w opuszkach palców, jakby kryształ reagował na jego ruchy. Im bardziej nim kręcił, tym szybciej ulegał on zmianom, przekształcając się w przy każdym obrocie. Pojawiły się krawędzie i wierzchołki, tworząc złożoną geometrię zagłębień i szczytów. Zmarszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę, co miał teraz w dłoniach: figurkę golden retirevera siedzącego na tylnych łapach z ciekawską miną. Powierzchnia kryształu była promiennie zielona, jak pierwsze źdźbła trawy wyrastające z ziemi po długich mrozach. Ale kolor nie był jednolity. Blakł i migotał, zanieszczyczony plamami szarości, które pulsowały w losowych miejscach, rozcieńczając jego blask. — Jeśli kiedyś stwierdzi, że to nadszedł czas na wzniesienie ci pałacu w chmurach, to daj znać — ostrzegł Norę z cieniem rozbawienia na twarzy. — Uznam to za sygnał, że pora ją przekierować na kampanię wyborczą, żebym został Ministrem Magii. Te historia była powtarzana już tyle razy, że zdążył się już nią znudzić. Oczywiście, rozumiał, czemu rodzina chciałaby go popchnąć w tym kierunku. Ponoć miał ku temu odpowiednie predyspozycje, dobrze się prezentował w prasie pomimo paru skandali i licznych plotek, przyjemnie się na niego patrzyło i miał wyrobioną reputację w Ministerstwie Magii. Tyle że nie spełniał wymogów wiekowych. Nie było więc sensu nad tym dywagować. Ale dzisiaj? I tak nie był w pełni sobą, więc możliwość rzucenia takim tekstem była niczym wybawienie, pozwalając skryć za nim własne zmartwienia. — To nie przyszła odziana w gwiazdy, moja droga — odparł, zerkając sugestywnie na suknię Nory. Praktycznie nie zwrócił uwagi na to, że chwyciła go za rękę. Nie byłby to pierwszy raz. Bądź co bądź, nie było to ich pierwsze tego typu wyjście razem. W trakcie, gdy panna Figg przeżywała swój kryzys egzystencjonalny, Erik stał w miejscu z przekrzywioną głową, przyglądając się Samowi i Bren, zanim ten pierwszy nie zniknął pośród innych gości. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, czy pan majster zachowywałby się równie swobodnie, gdyby zaprosili go na bardziej oficjalną imprezę. Wtedy jednak wyobraził sobie też, że McGonagall mógłby stać się świadkiem tego, jak jego znajoma kupczy żywym towarem. To go nieco otrzeźwiło. — Tak, chodźmy. Ruszyli w stronę baru, zamawiając drugą kolejkę, jaką planowali już w siebie wlać tego wieczora. Cichy głosik w głowie Erika odradzał mu kontakt z alkoholem po ostatnim razie. Zignorował go. Może to trzeźwość była problemem? Może jak znowu usłyszy szum fal w uszach, a troski odejdą na dalszy plan, to jakoś się... zresetuje? Longbottom postawił kryształowego psa na ladzie; dalej był tego samego koloru, aby zaraz zasmakować magicznego drinka. Podniósł naczynie z alkoholem do ust. — W ogóle, wiesz co? Przez ciebie czuję się nagi. Koszula jest super. — Skoro tak mu powiedziała, to starał się jej wierzyć. — Ale zaczyna mi brakować marynarki, krawata czy muchy. Czy ja w ogóle wyglądam... Imprezowo? Wbił w Norę zaciekawione spojrzenie, jednak zaraz zerknął ponad nią (bo był wyższy, więc nie musiał się wychylać, aby spojrzeć ponad jej ramię), gdy mignęły mu znajome czupryny, które się ze sobą witały: Samuel i Perseusz. Erik uniósł drinka w górę, witając się z nimi na odległość. the he-wolf of godric's hollow ❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth, slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball. On other nights, it's pretty content just to make werewolves.❞ Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
15.02.2024, 15:51 ✶
Stajesz się dziwnie lekki - przez kolejną turę lub dwie możesz skakać bardzo wysoko, a na chwilę nawet wzbić się w powietrze
Co się rzuca w oczy, gdy do pomieszczenia wchodzi ON? Jego wzrost (197 cm). Jest gigantem, umięśniony, dba o to, aby być silnym fizycznie. Jest to jego atut. Ma na ciele sporo blizn ze spotkań z niebezpiecznymi stworzeniami. Zwykle ma zarost na twarzy, kręcone włosy i ciemne jak otchłań piekła oczy, które patrzą na ludzi z nienawiścią, a na zwierzęta z obsesyjną miłością. Jeśli pracuje, nie spodziewa się gości ubiera się niedbale, byle jak, bez patrzenia na modę. Jeśli idzie do ludzi, brata, rodziny to ubiera się w skrojone na jego miarę garnitury, koszule, kamizelki (ale za tym nie przepada).
15.02.2024, 16:54 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2024, 17:00 przez Vincent Prewett.)
Vinc wszedł spóźniony. Podszedł do Brenny, prosi ją do tańca.
!prezentgodryka Vincent lubił imprezy w takich miejscach jak stodoła. Nie były one żadnymi balami organizowanymi przez jego brata, więc miał sto procent pewności, że nikt nie będzie chciał go zeswatać z jakąś pannicą. Ubrał się luźno, ale elegancko. Miał na sobie czarną koszulę, ale nie założył krawata, do tego wziął skórzaną kurtkę, ale jej nie zakładał. Wziął ją na wszelki wypadek, bo Angielska pogoda była zaskakująca w każdym calu. Do tego ciemne, dżinsowe spodnie i zawsze te same, ciemne, wojskowe buty. Może nie nadawały się do tańczenia, ale było mu w nich wygodnie. Wszedł odrobinę spóźniony, bo do samego końca nie wiedział, czy się pojawi. Rozejrzał się po miejscu u pokiwał z uznaniem głową. Brenna przeszła samą siebie. Miejsce wyglądało bajecznie. Przeleciał każdego z osobna, a gdy dostrzegł Longbottom podszedł do niej z uśmiechem na ustach. W końcu przestał już chować ich znajomość. Zaczynał mieć z nią coraz więcej powiązań i coraz ciężej będzie udawać im, że się nie znają. Nim jednak do niej dotarł ktoś podsunął mu jakiś koszyk, więc odruchowo wyjął z niego przedmiot. Spojrzał na niewielkie lusterko i uniósł w zdumieniu brwi, gdy zobaczył tam Brenne. Nie wiedział o co chodziło, więc schował je szybko do kieszeni, aby dziewczyna tego nie zauważyła. Podszedł do niej i dźgnął ją palcem w ramię. – Zdecydowanie nie wygląda to jak impreza w stodole, Paskudo – zagadnął ją z uśmiechem – Nie siedź tak, zacznij się bawić – stanął przed nią i wyciągnął do niej dłoń – Zatańczysz ze mną, Paskudo? – uśmiechnął się cynicznie patrząc jej w oczy. Zdecydowanie nie wyglądał w tym momencie jak przyjaciel, ale nie myślał o konsekwencjach tego, że wyciąga Brenne Longbottom do tańca. Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.
15.02.2024, 16:54 ✶
Otrzymujesz małe lusterko w ramce starannie zdobionej we wzór z liści, które pokazuje miejsce lub twarz osoby, o których akurat myślisz.
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.
15.02.2024, 22:10 ✶
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15.02.2024, 22:23 przez Avelina Paxton.)
Podbiła do stołu z jedzeniem, uśmiecha się do Alastora i Atreusa i wpierdala sałatkę.
!prezentgodryka Długo siedziała w swoim pokoju wpatrując się w czarną sukienkę, którą miała ubrane w czerwcu na spotkanie z Augustusem, które nie miało być randką. Miało być tylko podziękowaniem za pomoc, a on zrobił z tamtego dnia koszmar jej życia. Mącił, całował, tak cudownie całował. Chciała tą sukienkę zdeptać, spalić, wyrzucić do kosza, ale szkoda jej było tego przeklętego ubrania. Była to jej jedna z najlepszych sukienek, jedna z najdroższych, jedna z najpiękniejszych, w której czuła się naprawdę potężnie. Chodziła po pokoju czując, że jak zaraz nie zacznie się szykować to spóźni się na potańcówkę i nie zdoła się tam zaaklimatyzować. Nie lubiła tłumów, nie lubiła imprez, ale teraz to była jedyna rzecz, której naprawdę potrzebowała. Musiała coś zrobić ze swoim życiem, zapomnieć. Chciała spotkać tam może kogoś kto ją zagada. Mieli być przyjaciele, miała być Brenna. Pewnie będzie też Nora. W końcu podniosła się i ubrała czarną, wąską sukienkę, która miała szerokie ramiączka i sięgała pod samą szyję, kończyła się w połowie łydek. Na stopy założyła wygodne buty na szerokim obcasie i koturnie pod palcami. Miały też srebrne, tanie cekiny. Na nadgarstek wciągnęła okrągłe bransolety i zrobiła makijaż. Zapomnieć, dobrze się bawić i nie myśleć. Przeniosła się pod wskazany adres i weszła do środka. Miejsce sprawiło, że Avelina uśmiechnęła się lekko. Było tu naprawdę cudownie. Gdy podeszła do niej osoba z podarkiem wylosowała przedmiot i ruszyła do miejsca, gdzie było jedzenie. Wylosowała pozytywkę, którą obejrzała uważnie, a potem schowała do niewielkiej torebki, która miała powiększane dno. Nie czuła się w takim otoczeniu najlepiej, zdecydowanie wyglądała na kogoś zagubionego. Nie wiedział do kogo zagadać, ale uznała, że najpierw powinna coś zjeść, bo za dużo czasu spędziła na patrzeniu się na tą sukienkę i nie zdążyła tego zrobić przed przyjściem tutaj. Na jej ustach nawet pojawił się delikatny uśmiech, gdzie zobaczyła, że jest też dla niej specjalnie przygotowane coś bez mięsa. Bez słowa nałożyła sobie sałatki i powoli zaczęła jeść. Dostrzegła obok siebie Alastora, który rozmawiał z Atreusem. Uśmiechnęła się do nich, bo w sumie z obojgiem miała pozytywne relacje. |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości
Podsumowanie aktywności:
Bard Beedle (3600), Brenna Longbottom (6176), Pan Losu (1128), Nora Figg (6478), Samuel McGonagall (6297), Alastor Moody (2428), Samuel Carrow (4465), Erik Longbottom (6996), Ula Brzęczyszczykiewicz (4996), Neil Enfer (5809), Atreus Bulstrode (5744), Dora Crawford (2097), Morpheus Longbottom (3201), Effimery Trelawney (1297), Perseus Black (3216), Florence Bulstrode (1533), Vincent Prewett (1807), Avelina Paxton (1820), Victoria Lestrange (7198), Patrick Steward (3200), Sebastian Macmillan (3662), Septima Ollivander (1083), Elliott Malfoy (1236), Julien Fitzpatrick (706)
|