02.11.2024, 23:52 ✶
Dla takich jak my.
Czy na pewno byli tacy sami? Do tej pory wystrzegał się szufladkowaniu samego siebie, przynajmniej w tym kontekście. My, oni, normalni, prości, skomplikowani. Oczywistym było, że ma się za lepszego od wielu czarodziejów, chodzących po tym świecie. O mugolach nie warto było nawet wspominać. Miał lepsze ideały, lepsze wykształcenie, lepszy pogląd na pewne sprawy. Lecz czyż w niektórych sprawach nie był taki sam jak na przykład Black? Lub młody Mulciber czy też Travers. Do tej pory wypierał to ze świadomości, jednak słowa Perseusa wślizgnęły się do jego umysłu niczym wąż, o którego teraz pytał.
- Cóż... - odpowiedział cicho, rozchylając powieki. Pocałunki, którymi go obdarzał, były przyjemne, chociaż nie niosły za sobą tych wszystkich emocji, co jeszcze chwilę temu. Były spokojne, czułe, lecz kryła się w nich jeszcze jedna nuta. Przywiązanie, rozpacz, być może pragnienie akceptacji? Z reguły gdy było po wszystkim, ludzie po prostu szli pod prysznic, by zmyć z siebie ostatnie wspomnienia cichych westchnięć i wstydliwych wspomnień tego, co robili jeszcze przed chwilą. Perseus jednak zdawał się chcieć je zatrzymać na dłużej. - To zależy, kogo spytasz.
Odpowiedział na początku wymijająco, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Wsparłszy się na wolnej ręce, wzmocnił uścisk na tej drugiej by obrócić Perseusa na plecy i przygwoździć jego dłoń do pościeli. Nachylił się nad nim, pozwalając by ich usta oddzielały zaledwie milimetry.
- Większość ci powie, że węże symbolizują zdradę i podstępność. Sam doskonale wiesz, co sądzili o nas, gdy byliśmy w Hogwarcie. Wiesz dobrze, jakie uczucia wywoływał jeden z większych założycieli szkoły, Salazar Slytherin - mruknął z niejakim rozbawieniem. To, co sądzili inni, było czystą głupotą - było niezwykle krótkowzroczne i absolutnie błędne. - Węże budzą niepokój, budzą strach. Wzmagają w nas czujność, każą się mieć na baczności. Jednocześnie gdy dotkniesz skóry węża, zorientujesz się, że ich łuski są niezwykle przyjemne w dotyku. Przypominają miękki materiał, którego nie da się przerwać. Są cholernie sprytne i inteligentne, nie zaatakują cię dopóki nie poczują się zagrożone. Są silne, a jednak trzymają się na uboczu. A gdy zgłębisz temat, dowiesz się że wąż to symbol odrodzenia, nowego porządku. Wąż zjadający własny ogon to symbol cyklu życia i śmierci.
Poluzował nieco uścisk, lecz nie odsunął się. Uniósł nieco głowę tylko po to, by złożyć na czole Blacka lekki pocałunek. Jego alabastrowa skóra była przyjemnie ciepła i żywa, zupełne przeciwieństwo tego, co zwykle prezentowały sobą osoby o tak jasnej karnacji i czarnych jak smoła włosach. Sam również był ofiarą tych stereotypów. Winił za to w głównej mierze mugoli i ich książki, które prezentowały zupełnie wykrzywiony obraz żywych trupów, za którymi wzdychały młode dziewczyny.
- Pytasz jednak mnie. Jak myślisz, która odpowiedź jest właściwa? - zapytał, cofając się lekko. Przerzucił jedną nogę przez jego ciało, wspierając się na dłoniach tak, że głowa Blacka znajdowała się pomiędzy jego rękami. Na ustach Rodolphusa błąkał się dziwny uśmiech. - Sądzisz, że wolę myśleć, że jestem jak wąż, który sączy jad, czy być może wierzę w nierozerwalne połączenie między śmiercią a życiem?
Jego wzrok przesunął się na własną dłoń, na której połyskiwał sygnet. Ostatnio rzadko go nosił. Być może za rzadko.
- A może to po prostu zwykła, rodowa pamiątka? - zakończył łagodnie, w ogóle nie odpowiadając na pytanie. Rodolphus użył wielu słów, szczególnie jeśli spojrzeć na fakt, że zwykle bywał dość małomówny. Teraz jednak mówił dużo, chociaż wydawało się, że mówi zagadkami. Był młody, ale pracował już trochę w Departamencie Tajemnic. Być może plotki o tym, że ten departament rzucał się na mózg, były w jakiejś części prawdziwe? Nikt nie zostawał Niewymownym, bo mówił wprost, prawda?
Czy na pewno byli tacy sami? Do tej pory wystrzegał się szufladkowaniu samego siebie, przynajmniej w tym kontekście. My, oni, normalni, prości, skomplikowani. Oczywistym było, że ma się za lepszego od wielu czarodziejów, chodzących po tym świecie. O mugolach nie warto było nawet wspominać. Miał lepsze ideały, lepsze wykształcenie, lepszy pogląd na pewne sprawy. Lecz czyż w niektórych sprawach nie był taki sam jak na przykład Black? Lub młody Mulciber czy też Travers. Do tej pory wypierał to ze świadomości, jednak słowa Perseusa wślizgnęły się do jego umysłu niczym wąż, o którego teraz pytał.
- Cóż... - odpowiedział cicho, rozchylając powieki. Pocałunki, którymi go obdarzał, były przyjemne, chociaż nie niosły za sobą tych wszystkich emocji, co jeszcze chwilę temu. Były spokojne, czułe, lecz kryła się w nich jeszcze jedna nuta. Przywiązanie, rozpacz, być może pragnienie akceptacji? Z reguły gdy było po wszystkim, ludzie po prostu szli pod prysznic, by zmyć z siebie ostatnie wspomnienia cichych westchnięć i wstydliwych wspomnień tego, co robili jeszcze przed chwilą. Perseus jednak zdawał się chcieć je zatrzymać na dłużej. - To zależy, kogo spytasz.
Odpowiedział na początku wymijająco, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Wsparłszy się na wolnej ręce, wzmocnił uścisk na tej drugiej by obrócić Perseusa na plecy i przygwoździć jego dłoń do pościeli. Nachylił się nad nim, pozwalając by ich usta oddzielały zaledwie milimetry.
- Większość ci powie, że węże symbolizują zdradę i podstępność. Sam doskonale wiesz, co sądzili o nas, gdy byliśmy w Hogwarcie. Wiesz dobrze, jakie uczucia wywoływał jeden z większych założycieli szkoły, Salazar Slytherin - mruknął z niejakim rozbawieniem. To, co sądzili inni, było czystą głupotą - było niezwykle krótkowzroczne i absolutnie błędne. - Węże budzą niepokój, budzą strach. Wzmagają w nas czujność, każą się mieć na baczności. Jednocześnie gdy dotkniesz skóry węża, zorientujesz się, że ich łuski są niezwykle przyjemne w dotyku. Przypominają miękki materiał, którego nie da się przerwać. Są cholernie sprytne i inteligentne, nie zaatakują cię dopóki nie poczują się zagrożone. Są silne, a jednak trzymają się na uboczu. A gdy zgłębisz temat, dowiesz się że wąż to symbol odrodzenia, nowego porządku. Wąż zjadający własny ogon to symbol cyklu życia i śmierci.
Poluzował nieco uścisk, lecz nie odsunął się. Uniósł nieco głowę tylko po to, by złożyć na czole Blacka lekki pocałunek. Jego alabastrowa skóra była przyjemnie ciepła i żywa, zupełne przeciwieństwo tego, co zwykle prezentowały sobą osoby o tak jasnej karnacji i czarnych jak smoła włosach. Sam również był ofiarą tych stereotypów. Winił za to w głównej mierze mugoli i ich książki, które prezentowały zupełnie wykrzywiony obraz żywych trupów, za którymi wzdychały młode dziewczyny.
- Pytasz jednak mnie. Jak myślisz, która odpowiedź jest właściwa? - zapytał, cofając się lekko. Przerzucił jedną nogę przez jego ciało, wspierając się na dłoniach tak, że głowa Blacka znajdowała się pomiędzy jego rękami. Na ustach Rodolphusa błąkał się dziwny uśmiech. - Sądzisz, że wolę myśleć, że jestem jak wąż, który sączy jad, czy być może wierzę w nierozerwalne połączenie między śmiercią a życiem?
Jego wzrok przesunął się na własną dłoń, na której połyskiwał sygnet. Ostatnio rzadko go nosił. Być może za rzadko.
- A może to po prostu zwykła, rodowa pamiątka? - zakończył łagodnie, w ogóle nie odpowiadając na pytanie. Rodolphus użył wielu słów, szczególnie jeśli spojrzeć na fakt, że zwykle bywał dość małomówny. Teraz jednak mówił dużo, chociaż wydawało się, że mówi zagadkami. Był młody, ale pracował już trochę w Departamencie Tajemnic. Być może plotki o tym, że ten departament rzucał się na mózg, były w jakiejś części prawdziwe? Nikt nie zostawał Niewymownym, bo mówił wprost, prawda?