• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie Hogsmeade 27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]

27.08 – Sen Nocy Letniej [Towarzystwo MUZA]
Tło narracyjne
koniecpsot1972
zasady korzystania
rzuty kością
Czarodziej nieznanego statusu krwi, będący baśniopisarzem oraz autorem książki Baśnie Barda Beedle'a. Żył w XV wieku, ale większość jego życia pozostaje dla nas tajemnicą.

Bard Beedle
#31
05.10.2024, 18:05  ✶  

Hrabia, Jonathan - z hrabią idą w stronę namiotu bankietowego

Tego typu zachowania nigdy nie były stosowne - nie dla osób, które oficjalnie nie posiadały partnera i nie dla osób, które były widywane na wydarzeniach z innymi mężczyznami. I chociaż Camille wciąż oficjalnie była singielką, dało się zobaczyć na jej twarzy zakłopotanie, szczególnie gdy hrabia przeniósł swoją uwagę na Jonathana. Nie cofnęła ręki, chociaż mięśnie jej ramienia spięły się nieco, gdy atmosfera prysła, brutalnie przerwana słowami podszytymi złośliwością w kierunku jej towarzysza. Zerknęła na Selwyna i lekko skinęła głową, a rumieniec jak nagle się pojawił, tak teraz zniknął, pozostawiając po sobie tylko wspomnienie. Gestowi towarzyszyło delikatne zmarszczenie brwi.
- Niektórzy nie znają umiaru w piciu, wolałabym nigdy więcej nie oglądać podobnych przedstawień - odezwała się, nie opuszczając wzroku z Jonathana. - Miło mi pana widzieć, monsieur Selwyn. Ufam, że jest pan w dobrym zdrowiu?
Uśmiechnęła się lekko, przyjaźnie. Znała Selwynów: należąc do rodziny Delacour nie dało się uniknąć świata artystycznego, nawet jeżeli chciało się obrać zupełnie inną ścieżkę zawodową, tak jak ona to zrobiła. Nie mogła odciąć się od przeszłości, od nazwiska i od swoich korzeni.
- Le vin rouge lourd convient parfaitement à l'atmosphère, ma chère - odpowiedziała, płynnie przechodząc z powrotem z angielskiego na francuski. Wstała, gdy pomógł jej wstać, i nie oponowała, gdy oplótł jej rękę o swoje ramię, chociaż Jonathanowi nie mógł umknąć cień grymasu, który przemknął po jej twarzy. Hrabia znalazł sobie nową ofiarę? Czy być może Camille dobrowolnie postanowiła oddać się dzisiaj w jego ręce? Ciężko było stwierdzić, chociaż spojrzenie, które mu posłała, było na pograniczu prośby o ratunek. Delacour nie przepadała za chwilami, gdy ktoś dyrygował nią jak marionetką i chociaż była zbyt dobrze wychowana, by na to zwrócić uwagę słownie, to po jej postawie widać było, że czuje się mało komfortowo.
- Je vais devoir trouver Oleander - odezwała się miękko, chociaż jej słowa wcale nie sugerowały, że ma zamiar teraz w tej chwili się odłączać. Najpierw wino. Potrzebowała wina i to najlepszego, jakie mogła tu dostać, jednak jej wzrok przykuły tryptyki. Zmarszczyła brwi, zaciskając dłoń na przedramieniu swojego towarzysza. - Widzę znajome nazwisko.
Wskazała na podpisany tryptyk. Dolohov. Uśmiechnęła się tak, jak tylko mogła się uśmiechnąć, wspominając o swojej rodzinie. Zastanawiała się, dlaczego jej kuzyn tu nie przyszedł. Był zajęty? A może zbytnio bał się zarazków, których było pełno na wydarzeniach takich jak to?
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#32
05.10.2024, 23:36  ✶  
Najpierw wymieniam spojrzenia z matulą, potem podsłuchuję trochę plotek, a potem zagaduję Fortinbrasa z czego się tak cieszy.

Zmroziło ją, kiedy ujrzała uśmiech na twarzy ojca. To nie tak, że sądziła, że Fortinbras nie był do szczęścia zdolny - owszem, był, niejednokrotnie była świadkiem, jak uśmiechał się nie tylko przy niej, ale też do niej. Znała jednak go lepiej niż ktokolwiek inny na tej sali, śmiała nawet rzec, że lepiej niż jego własna żona - w końcu to nie jej matka, a sama Eden była wykapanym obrazem własnego ojca, kimś, kto mógłby być jego wierną kopią, gdyby nie przekleństwo żeńskiej płci. Gdyby nie lata przykrych doświadczeń związanych z tą klątwą, które odcisnęły na niej nieodwracalne piętno.
Nauczona autopsją dorastania w otoczeniu tego człowieka wiedziała, że doznawał szczęścia tylko wtedy, kiedy coś szło po jego myśli. Jako iż jego plany zwykle bywały zimne i wyrachowane, wielokrotnie bywało tak, że cieszył się tylko on. Widziała nie raz, jak zdobywał radość cudzym kosztem, wyrywał ją z rąk swoich przeciwników, dążył do niej po trupach. Wiele lat myślała, że tak po prostu trzeba, jeśli chce się coś w tym życiu osiągnąć, więc kalkowała jego zachowanie.
Ostatnimi czasy Fortinbras się zmienił niestety; choć kiedyś też był okrutny i bezlitosny, nadal kierował się logiką, żelaznymi zasadami oraz dobrem rodziny. Jednak odkąd dowiedziała się, jak spędził Beltane, zrozumiała, że ta wersja ojca przepadła jak kamień w wodę i trzeba spodziewać się najgorszego.

Dlatego tak zmroził ją ten uśmiech; jego radość w obliczu takiej przemowy musiała oznaczać nieszczęście dla całej reszty.

Przechyliła się do tyłu, wychylając głowę kilka centymetrów za oparcie. Chciała złapać spojrzenie swojej matki, od której dzielił ją siedzący między nimi ojciec. Miała nadzieję zobaczyć jej reakcję, niemym ruchem ust zapytać, co się, u diabła, dzieje. Jeśli Eleonora nie była wtajemniczona w zamiary swojego męża, również powinna poczuć niepokój. O ile jej też peron ostatnio nie odjechał.

Wróciła do normalnej pozycji, udając, że przed chwilą jedynie rozprostowywała plecy. Rozejrzała się, nasłuchując głosów zewsząd, mimowolnie pozwalając uszom szukać sensacji. Z jednej strony chciała zatracić się w cudzej opinii, by zapomnieć to, co właśnie zobaczyła, ale z drugiej ten uśmiech nie dawał jej spokoju. Chciała drążyć dalej.
- Tato - odezwała się wreszcie, choć czuła się, jakby ten głos nie należał do niej. Prawdziwa Eden obecnie zachodziła w głowę, po co się w ogóle otworzyła usta. - Wyglądasz na zadowolonego. Spodobał ci się występ Lorraine? - Zagaiła niby niewinnie, niby przyjaźnie, trochę naiwnie. Ale nie wiedziała, jak inaczej ma wybadać grunt bez poruszania przemowy kobiety, którą Fortinbras ewidentnie uważał za nawiedzoną i bezbrzeżnie głupią. Odnosiła wrażenie, że gdyby zapytała go, czy cieszy się z peanów na cześć mugolaka, wyśmiałby ją i zbeształ za zadawanie infantylnych pytań. Chciała sobie oszczędzić wstydu, ale nie umiała milczeć, więc musiała zabawić się z ojcem w kotka i myszkę.

Rzut na reakcję matki i plotki:

Rzut Z 1d100 - 37
Slaby sukces...


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
hold me like a grudge
and what an ugly thing
– to have someone see you.
Stosunkowo wysoki mężczyzna, mierzący sobie 183 centymetry wzrostu. Posiada włosy barwy ciemnego blondu i jasne, błękitne oczy. Budowa jego ciała jest atletyczna, a na twarzy często widnieje lekki, szelmowski uśmieszek. Porusza się z nonszalancją i pewną niedbałością.

Atreus Bulstrode
#33
06.10.2024, 02:28  ✶  
z Brenną przy namiocie

- Oby tylko mu się nie spełniła - mruknął, bo nawet jeśli brakowało mu sympatii dla Morpheusa, to nie miał powodu by życzyć mu tego typu losu. Ani jego bliskim. A konkretnie Brennie, która stała koło niego. - Hm... W sumie jak tak to przestawiasz, to nie brzmi tak źle. Wydawał się dobrze bawić robiąc facetowi oślą głowę. Wprowadzał dużo zamieszania - rzucił powoli, przy każdym słowie rozważając, czy faktycznie w tej perspektywie podoba mu się lub nie to jak go określiła. Ale faktycznie coś w tym było, bo może nie wykonywał poleceń swojego króla, ale aż nazbyt często zachowywał się tak, żeby jak najbardziej namieszać bo mu się zwyczajnie nudziło.

- O uśmiech, tak? - rzucił, jak na komendę przywołując na usta ten o który jej chodziło. Niemal zawsze kiedy się uśmiechał było w tym przynajmniej nieco cwaniactwa, jakby czaiły się za tym ukryte motywy, albo jakby zwyczajnie chciał żeby inni postrzegali go w ten sposób gdzie próbował obliczyć na co sobie pozwolić żeby sprowokować drugą osobę do bóg wie czego. - Powinienem się teraz oblać rumieńcem czy może wziąć to sobie bardzo do serca i już nigdy w życiu się nie uśmiechnąć?

Było coś w tym, że Morpheus w swoim stroju wyglądał dostojnie, ale na tyle na ile kojarzył Longbottoma, on zwykle wydawał mu się posiadać pewną aurę przyszłości ciążącej mu nieustannie na barkach. Nie ważne w jak fantazyjne fatałaszki się ubierał, klejące sie do niego barwy podszyte były czymś dla Atreusa znajomym, czego dopatrywał się u członków rodziny patrzących swoim trzecim okiem wprzód.

Mimowolnie kiedy szli dalej, w kierunku namiotu, podobnie jak on przeskakiwał spojrzeniem między otaczającymi ich ludźmi. Sam specjalnie ściszał głos w prowadzonej z Brenną rozmowie, ale jednocześnie próbował pozostać uważny na to, co inni mogli nieopatrznie powiedzieć odrobinkę zbyt głośno.

- O no to po znajomości może w razie czego szybciej nadejdzie pomoc, jak ktoś nie wytrzyma dziejącej się tutaj zniewagi - prychnął złośliwie, mając na myśli całe zamieszanie jakie mogło wywołać głośne ogłoszenie statusu krwi Enzo. Wątpił żeby ktokolwiek tutaj miał się pobić, ale różnie to bywało. Nawet jeśli wszyscy teraz uśmiechali się do siebie to nie trzeba było być przesadnie lotnym by podchwycić pewne napięcie. W sumie to najmniejszym problemem tutaj była właśnie panna Lauretta, bo skoro wrzeszczała tak głośno to pewnie niewiele więcej by zrobiła. - Powiedziałbym, że w takim razie wypadałoby jej pogratulować jak pięknie wyglądała w poprzedniej kreacji, ale jest to tak nieoryginalny komplement że pewnie pierwsza lepsza osoba na to wpadnie.

wyskakiwać z plotek
Rzut Z 1d100 - 64
Sukces!


Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#34
06.10.2024, 02:42  ✶  
Widownia



– Dziesięć? Być może. Chyba cierpiałbym na częste migreny, gdybym musiał zapamiętywać, ile lat upłynęło od każdego drobnego spotkania – odpowiedział ze sztucznym uśmiechem, próbując oszacować ile dostałby lat w Azkabanie, gdyby go teraz zamordował i jak szybko udałoby mu się uciec do innego kraju. Gdy mężczyzna zwrócił się do swojej towarzyszki, Jonathan uśmiechnął się promiennie, i tym razem szczerze, do czarownicy. – Dobry wieczór pani Delacour. Wygląda pani promiennie. Zdrowie zdecydowanie mi dopisuje i mam nadzieję, że pani również, a wieczór mija przyjemnie.
A potem dotarło do niego, że rzeczywiście byli ubrani bardzo podobnie. Nie chciał jednak dać po sobie poznać irytacji tym faktem.
– No cóż, myślę, że chociaż od naszego ostatniego spotkania sporo gustów mi się zmieniło to jednak niektóre wciąż pozostały takie same – odpowiedział z uśmiechem, teraz z kolei zastanawiając się, czy dałby radę przekonać Morpheusa do zamienienia się strojami i jak głupio wyglądałby w za krótkiej szacie.
Prawdę mówiąc ledwo zarejestrował, co się działo wokół niego po tamtej krótkiej wymianie zdań. Teraz, gdy pierwsza falą adrenaliny opadła, zaczynał czuć nerwy, z którymi jednak starał się silnie walczyć, dopóki w pobliżu był on. Zaraz potem Morpheus gdzieś zniknął i Selwyn nie miał pojęcia, czy przyjacielowi udało się zarejestrować z kim właśnie rozmawiał, czy też nie, ale i tak do niego za chwilę podejdzie, aby upewnić się, czy wie, że mógł nie być tutaj do końca bezpieczny. Była jeszcze kwestia Jessiego i Rity. Najchętniej zabrałby teraz całą tę trójkę i jakoś przetransportował do swoich domów dla bezpieczeństwa, ale wiedział, że trzeba było zachowywać pozory. Przymknął na chwilę oczy I policzył do dziesięciu. To się nie mogło przecież dziać naprawdę. Nie, po prostu nie. A jednak…
Otworzył oczy i przeniósł spojrzenie na Jessiego, wstając z miejsca. Wszystko było dobrze, to znaczy nie, nic nie było dobrze, ale lepiej było udawać, że nic się nie działo, a hrabia nie wywołuje w nim żadnych emocji.
– Chodź, co ty na to abyśmy zamienili kilka słów z naszą gwiazdą i innymi artystami? – rzucił do chłopaka, bardzo nie chcąc zostawiać go teraz samego. A może to po prostu  był koszmar? Zły sen, z którego zaraz się ubudzi? Przecież nie pierwszy. – No i trzeba również zobaczyć wernisaże.
Będzie dobrze. Nic się nie stanie. To że on tutaj był mogło znaczyć wszystko, prawda? Po prostu... Powinien zachowywać się normalnie. Słychać plotek, może sprawdzić tamte nici, doceniać sztukę... I ta mieć się na baczności, ale tak by nie widział, że jego pojawienie wywołało w nim jakiekolwiek emocje.

Percepcja na plotki (III)

Rzut Z 1d100 - 24
Akcja nieudana



Czarodziej
Your life is your canvas, and you are the masterpiece.
Metr osiemdziesiąt dwa, o czarnych włosach i oczach. Ma charakterystyczną szparę między jedynkami. Ubiera się w modne, ekstrawaganckie rzeczy. Jest głośny, wygadany i wszędzie go pełno.

Enzo Remington
#35
06.10.2024, 11:45  ✶  
- Któż mógłby pomyśleć, że nasza Rita jest tak utalentowana? Co jeszcze skrywa? - Zagadnął do Isaaca, gdy ten skomentował występ ich współpracownicy. W pracy była inna, a może to tylko Enzo nie dostrzegał jej artystycznej duszy, która tutaj prezentowała się w całym swym ogromie.

Nie mógł jednak zachwycać się Ritą, gdy nadchodzili kolejni artyści. Choćby z szacunku dla nich, Enzo nie zamierzał dyskutować z Isaaciem podczas ich gry, tańca, ani nawet ukłonów. Tak samo on spodziewał się, że zebrani uszanują jego i jego sztukę, którą uświetnił ich wieczór, choć spodziewał się, że nie wszyscy będą zadowoleni. Głupcy, woleli patrzeć na status krwi, ignorując piękno. Nie widzieli, choć oczy mieli szeroko otwarte.

Szczęśliwie obyło się bez tragedii. Czystokrwiści musieli przełknąć ten łyk dziegciu i zaakceptować artyzm mugolaka. To zeszło szybko na kolejny plan, bo w polu widzenia pojawiła się piękna panna Avery, a wraz z nią Rita.

- Ach, Raphaelo! - Zawołał z emfazą, by podejść do kobiety, gdy ta wyszła już z płytkiej wody. Nie zamierzał moczyć butów, ale mógł lekko objąć kobietę, grzecznie opierając dłonie ledwie na jej ramionach. Nie zamierzał obłapiać panienki w towarzystwie. - Tak bardzo, bardzo dziękuję za uświetnienie tego wieczoru twoją przemową i urodą. - Pochwalił, nachylając się zaraz do młódki, by ucałować ją w policzek, jeśli na to pozwoliła. - Jesteś niczym nimfa pośród wód jeziora. Czy jezioro aby nie jest zbyt zimne? Biedne twoje stópki! - Zaśmiał się, a przywitawszy z Raphaelą, uśmiechnął się do Rity. - Nie rozpoznałem cię, Rito, gdy byłaś tam, na scenie! Czy naprawdę jesteś tą samą osobą, którą widujemy w Ministerstwie? - Zażartował, wyciągając ku niej dłoń z zamiarem ujęcia jej własnej i ucałowania po dżentelmeńsku. - Moje gratulacje, byłaś niesamowita! Ach, Rapahaelo. - Zwrócił się znów do blondyneczki. - Nie miałaś jeszcze okazji poznać Isaaca? To mój serdeczny przyjaciel, również dziennikarz. Isaacu, panna Avery, dzisiejsza gospodyni. - Przedstawił ich sobie.
Czarodziej
Less colours but still colorful
Średniego wzrostu (174 cm), lekko umięśniony. Włosy ma w kolorze ciemnego brązu, zazwyczaj schludnie ułożone, z opadającymi na oczy w barwie orzecha laskowego kosmykami. Nos ma lekko zadarty, na słońcu wychodzi mu te kilka piegów, zdobiących jego policzki.

Jessie Kelly
#36
06.10.2024, 12:46  ✶  
Widownia

To Ritę, oczywiście, oklaskiwał z największym entuzjazmem, przy pozostałych artystach ograniczając się jedynie do krótkiego uderzania palcami o dłoń. Oczywiście, że był w tym momencie stronniczy - w końcu osobą, którą oklaskiwał tak żywo, była jego bliźniacza siostra - ale kogokolwiek by to zraziło? W końcu nie należał do tej całej śmietanki towarzyskiej, którą jego zachowanie mogłoby może zgorszyć.

Wstając, gdy pozostali goście również się podnosili, zamarł na chwilę, czując na ramieniu znajomą, chociaż w tym momencie dziwnie ciążącą mu dłoń, i nachylił się, by usłyszeć dokładnie, co wuj chciał mu powiedzieć. Zmarszczył lekko brwi. Bądź ostrożny. Oczywiście, że zamierzał być. Nie zamierzał pchać się w interakcje z kimś, kto mógłby krzywo na niego patrzeć lub sprawiać jakiekolwiek kłopoty, ale czy powinien się martwić, że wuj mu o tym przypomniał i jeszcze pozwolił używać swojego nazwiska? Chociaż, gdyby faktycznie przeczuwał nadejście czegoś niedobrego, to raczej by się od nich nie oddalał, czyż nie? Z drugiej strony, był tu jeszcze Jonathan.

No właśnie. Jonathan.

Jasper krótko przyjrzał się osobie, z którą jego chrzestny wszedł w konwersację, i szybko odwrócił wzrok, rozglądając się dookoła, dopóki tamta dwójka się nie oddaliła.

-Wszystko w porządku? - spytał powoli, kiedy Jonathan otworzył znów oczy. - Powinno mnie zainteresować, że tamten mężczyzna wyglądał jak wujek Anthony, czy powinienem to jednak zignorować?

Bo wujkiem Anthonym to on nie był.

-Tak, oczywiście - twarz mu się od razu rozjaśniła, bo chciał już znaleźć się przy swojej siostrzyczce i powiedzieć jej, jaka była na scenie cudowna.

Plotki niespecjalnie go interesowały. Czasami może powinny i już nie raz oberwał od siostry i Electry po ramieniu (albo po głowie), że był w miejscach, a nie słyszał rzeczy, ale niektórych przyzwyczajeń zmienić się nie da i czasami nawet nie zauważał, kiedy właściwie zamykał się na otaczające go szepty. Dlatego był kiepskim źródłem gorących ploteczek.
Wernisaże w sumie też mogli obejrzeć.


Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#37
07.10.2024, 08:39  ✶  

z Atre, jakoś namiot? Zerkam sobie na Brygadzistów

Nie odpowiedziała już na te słowa o baśni – nie chciała teraz się nad tym zastanawiać. Nad szansą, że ogień i dym z przepowiedni Morpheusa oplotą Warownię, że ta upadnie, że zginą wszyscy, a wieszcz przetrwa, odkrywając, że mógł zobaczyć przyszłość, ale nie mógł jej zmienić. Myśl o wojnie może zawsze tkwiła gdzieś z tyłu głowy Brenny, na podobieństwo drzazgi, każąc nawet teraz spojrzeć na drinki i jedzenie, ale po nie nie sięgać, nie oznaczało to jednak, że miała chęć się na tym skupiać w każdych okolicznościach.
– W sumie to był głównym chaosotwórcą – przyznała. I przy okazji siłą napędową fabuły. – Taaak, nie mógłbyś być Oberonem, tę rolę już bardziej przypisałabym właśnie wujowi i nie widzę cię wykłócającego się o kobietę, ale Puk do ciebie pasuje. W sumie Sen nocy letniej to chyba jedyna sztuka Szekspira, którą faktycznie lubię, może dlatego, że… no nie jest dramatem.
Chociaż Lysander i Demetriusz omal nie pobili się o Helenę pod wpływem miłosnego zaklęcia, więc może jednak do pewnego stopnia pasowało, biorąc pod uwagę, co stało się na weselu Blacków.
– A to zależy. Czy przeszkadza ci, że wyglądasz jak złośliwy chochlik, a koniecznie chcesz zachować na zawsze te uszy. Bo jak na oba pytania odpowiedź brzmi tak, to się obawiam, że faktycznie nie możesz się uśmiechać – przytaknęła z udawaną powagą, przez moment spoglądając ku Brygadzistom, ot ciekawa czy ich rozpozna z daleka, zanim wróciła spojrzeniem do twarzy Atreusa. – Jak chodzi o rumieniec, to zdarzyło ci się to chociaż raz w życiu? – spytała i to autentycznie ciekawa, bo naprawdę, jak jeszcze na upartego mogłaby sobie wyobrazić, jak kłóciłby się o kobietę – chociaż trochę wątpiła, żeby mu się chciało zawracać sobie głowę, jakby o jakąś miał walczyć – to już z panieńskim rumieńcem absolutnie nie. Wstydził się chyba raczej rzadko. Chociaż jakby się zastanowić, to nie pamiętała, kiedy sama zaczerwieniłaby się inaczej niż od mrozu.
– Myślę, że raczej spróbują go pogłębić atmosferą absolutnej ignorancji albo wbijania subtelnych szpileczek – stwierdziła, boleśnie świadoma, jak to działało. Widziała, jak niektórzy traktowali Thomasa. Wiedziała też, że Enzo miał charakter, przy którym mógł tego nawet nie zauważyć, bo zdawało się, że mało co narusza jego pewność siebie. Zaklęcie w głowę, pięść w twarz, takie rzeczy czystokrwiści zwykli robić w ciemnych zaułkach i z maskami, kryjącymi ich oblicza. – Potwór z ciebie – skwitowała jeszcze z odrobiną rozbawienia to ostatnie stwierdzenie. – Uważaj, gotowa dać ci za to w twarz, bo chyba troszkę poniosły ją emocje. – Brenna nie wiedziała, że to ona krzyknęła z namiotu, nie znała jej głosu, ale mina i zmiana sukienki wiele mówiły. – Ale tańczyła niezwykle.
I ten taniec Brennie łatwiej było docenić chyba nawet niż samą muzykę, bo chociaż wszyscy wykonawcy wypadli doskonale, Brenna po prostu lubiła ruch.


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#38
07.10.2024, 12:46  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 07.10.2024, 13:05 przez Dearg Dur.)  
Większość gości i artystów znajduje się obecnie w części: Bankiet. Jedna para tańczy w okolicach magicznie grającej harfy. Ministra wraz ze swym zajadającym przekąski towarzyszem rozmawia z Alexandrem Blatchey'em.

Camille, Jonathan, Jessie


– Owszem. Zauważyłem, że niektóre gusta sporo się Panu zmieniły – chłodne błękitne oczy na moment uciekły do towarzyszącego Jonathanowi młodzieńca, a uśmiech zastygł na twarzy nie sięgając oczu. Selwyn niemal czuł, niemal spodziewał się uniesionej wargi w ostrzegawczym geście, lecz nim on nastąpił, para oddaliła się do błękitnego Namiotu Bankietowego.

Gdy byli już sami pośród tłumów, napięcie momentalnie przeminęło, gesty Hrabiego wobec Camille stały się miękkie, pozostawiające zdecydowanie więcej swobody, zupełnie jakby zdawał sobie sprawę, że zbyt mocne ciągnięcie mogło szybko przerwać łączącą ich strunę. Podał swojej towarzyszce wino, pozwolił sobie na niewielki toast za spotkanie, a potem, nim wsunął drugi kryształ w smukłe palce, poprosił ją w pełnym ukłonie do tańca.

– A więc Oleander tak? – zapytał, korzystając skwapliwie, że może mówić z Camille po francusku. – Musze się Tobie przyznać, że z zazdrością spoglądam na muzyków, na to z jaką sprawnością po klawiaturze przebiegają ich dłonie. W jego interpretacji słyszałem ogień i bunt młodości, to dobrze oddaje beethovenowski żar, który zdecydowanie wyprzedzał swoją epokę. Dowiedziałem się, że jako dzierżący laur komuś powinienem ofiarować swoją atencję, realnie być Mecenasem, a nie tylko zastanawiać się nad tym jak bardzo moje uszy odstają przez dodane doń czubki. – zaśmiał się serdecznie obracając ją łagodnie, by znów wrócić do ramy niespiesznego walca. Ludzi było na tyle mało, że nie przeszkadzał im nikt, choć z pewnością ściągali na siebie zaciekawione spojrzenia. – Jeśli on podobał Ci się najbardziej, nie widzę powodów, aby i moja atencja była dlań przychylna. Mimo mojej zazdrości o róż, którym przez pasaże pokrył Twoje policzki. – dodał ciszej, niemal szepcząc.
 

Lorraine


Przystojna twarz Lauretty Selwyn wracała do porcelanowego ładu. Jej wściekłość coraz skuteczniej maskowana uśmiechem godnym primabaleriny kotłowała się być może gdzieś wewnątrz, za zasłoną wyzutego z emocji uśmiechu.
– Bardzo Ci dziękuję Lorraine, bez Twojej gry, moje ruchy nie zrobiłyby żadnego wrażenia na publiczności. Ale sztuka właśnie tego wymaga, dźwięku i muzyki. Słowom umyka prawdziwy artyzm. – przyklejony uśmiech, wyuczone frazesy, chłodne pocałunki i cichy świst teleportacji, gdy tancerka przeniosła się na drugi brzeg, nie kłopotając swojego ciała w żadnej mierze do pokonania tego dystansu. Z każdym krokiem jej twarz nabierała mimo wszystko słodyczy, w końcu dla niej to wciąż było spotkanie biznesowe.

Rita, Isaac, Enzo


Pocałunek Enzo nie tylko został dopuszczony, ale okraszony serdecznym chichotem. Buzia młodej Raphaeli lśniła wewnętrznym blaskiem, jej oczy iskrzyły, co rusz uciekając do uśmiechniętej twarzy projektanta.
– Och no przecież! Wy razem pracujecie! Departament Współpracy Międzynarodowej prawda? Enzo tyle mi opowiadał! Choć ja szczerze mówiąc, bardzo go chce nakłonić na porzucenie tej paskudnej biurokracji. To Cię tłamsi! To pozbawia nas tych wszystkich pięknych strojów! Ale ale... Isaac Ty też tam pracujesz prawda! Wydaje mi się, że dwójka z naszych mecenasów... – odwróciła się próbując zorientować się pośród gości, ale Ci w większości byli odwrócili plecami, rozmawiający w namiocie. – A może trójka? Em... To wygląda jak koncert na część międzynarodowej współpracy! Jestem ciekawa, czy wasz przełożony da Wam z tego tytułu premię, będę musiała koniecznie go spytać o to. – Zachichotała znów, wsuwając drugą rękę pod ramię Enzo. – Chodźmy wypić za dzisiejszy wieczór, musicie zobaczyć obrazy, tak żałuję, że nie udało mi się na czas znaleźć żadnej półkrwistej malarki dla odpowiedniego parytetu – westchnęła ciężko, ale jej twarz znów rozjaśnił uśmiech (pełen niezrozumienia) gdy nieoczekiwanie podszedł od grupy jeden z ubranych w szary mundur brygadzistów.

– Em... ee... ja... czy ee... czy mógłbym na moment przeprosić? – Młodzieniec zdawał się mocno skonfliktowany wewnętrznie, możliwe też, że stał obok nich dłuższy moment i dopiero teraz zdecydował się podejść. Isaac, Enzo i Rita rozpoznali go bez trudu jako jednego z ujeżdżających magiczne dywany brygadzistów. Ksywka Złego Wezyra nie przylgnęła jednak do brygadzisty Cedrica Portera, który najwidoczniej chciał zamienić kilka słów z Ritą.

– Widzimy się za moment kochana! – rzuciła przez ramię Avery, ciągnąc mężczyzn do namiotu z poczęstunkiem, by po chwili nachylić się do Enzo i zapytać konspiracyjnie: – Myślisz, że ze sobą sypiają?

Tymczasem pozostawiony przy brzegu jeziora Cedric przez moment nie wiedział co powiedzieć, ale w końcu wyciągnął z kieszeni munduru złotą bransoletkę.. – Nie miałem jak przemycić kwiatów i pomyślałem, że może... ee... to, to się nada zamiast? – niezręcznie przekręcał podarek w dłoniach, by ostatecznie wcisnąć go w ręce kobiety. – Przepraszam, ja... nie powinienem ee, wiesz z Tobą rozmawiać bo jestem na służbie i jeszcze Twój ojciec nas zobaczy i może nie wiem, będę miał problemy czy coś, ale no... ee... bo się nie umówiliśmy poprzednim razem na drugi raz i no nie chciałem się narzucać sowami czy coś ale może... e... maszochotęgdzieśjutroteżwyskoczyć? – zapytał.

Eden


Stojąc przy Fortinbrasie Malfoyu nie sposób było nie czuć jego ciężkiej wody kolońskiej, wysyconej rumem, cygarami, dymem, położonymi na kadzidle i bursztynie. Ciepły zapach kontrastował z chłodną i sztywną sylwetką mężczyzny, który nijak nie odnajdywał się pośród wróżek i kwiatów, mimo lauru i wydłużonych uszu zdawał się być tym fae, przed którym ostrzegały matki swoje dzieci. Bezwzględnie dążącym do celu.

Pytanie wypowiedziane przez Eden zdawało się zdziwić nestora rodu. Uniósł brew i spojrzał na nią z niedowierzaniem, jakby sam fakt, że się odezwała był trudny do uwierzenia, a co dopiero treść, którą niósł jej głos. Chłodne oczy wysokiego mężczyzny wrażały nic ponad rozczarowanie i niechęć, próżno było szukać dawnego uśmiechu, resztek ojcowskiego ciepła.
– Wdała się w ojca – odpowiedział lakonicznie i bez słowa odszedł od nich w kierunku Theseusa Burke. Na jego widok, lekko nadpobudliwa żona szefa departamentu skarbu czmychnęła w kierunku kobiecej nierozerwalnej trójcy Parkinsonów, pozostawiając męża i syna w cieniu byłego Ministra Magii.

Eden tymczasem mogła w końcu spojrzeć na milczącą dotąd Eleonorę, która odprowadziła męża nieobecnym spojrzeniem. Podobnie jak on pochudła w ostatnim czasie, ilość kosmetyków na twarz dodająca jej kolorytu i świetlistości nie była w stanie zatuszować zbolałej miny.
– Muszę się napić – skwitowała krótko i odsunęła się ku stolikowi na którym stały kieliszki, tak, żeby goście nie musieli wypatrywać za każdym razem kelnerów. Pozostawiła też Eden decyzje, czy ta chciałaby do niej dołączyć, czy wolałaby towarzystwo kogoś innego.

[+]Brenna
Wśród brygadzistów, których widzisz rozpoznajesz każdego z nich z twarzy. Jedyną osobą ze stopniem detektywa jest Erik, pozostali to funkcjonariusze z dwu- trzy-letnim stażem pracy oraz jeden dwudziestoletni stażysta, który dołączył do oddziału nieco później niż zaraz po Hogwarcie. Kojarzysz młodą Burke, fascynatkę broni i magitechnologii oraz Carrowa, który mimo kiepskich osiągnięć w innych dziedzinach wciąż może pochwalić się umiejętnością bardzo szybkiej teleportacji dużej ilości osób.
Sunshine
Pretty brown eyes and a mind full of thoughts.
Promienny uśmiech zawsze zdobi jej twarz, wydawać by się mogło, że nigdy się nie smuci. Patrzy na świat bystrymi oczami w kolorze orzecha laskowego. Włosy ma zazwyczaj brązowe, chociaż latem gdzieniegdzie pojawiają się jasne pasemka, kiedy pozwoli słońcu je musnąć swoimi promieniami. Usta różane, nos lekko zadarty, twarz obsypana piegami. Jest szczupła, nie należy do wysokich kobiet, bo ma około 168 cm wzrostu.

Rita Kelly
#39
07.10.2024, 14:06  ✶  

Rita stoi przy brzegu jeziora z brygadzistą Porterem

- Nie, nie jestem tą samą osobą, ale na pewno szybko nie zobaczycie mnie ponownie w takim wydaniu. - Odpowiedziała jeszcze do Enzo, chciała podkreślić, że to faktycznie była wyjątkowa sytuacja. Zdecydowanie bardziej wolała być kojarzona z pracą w ministerstwie niżeli ze swoją artystyczną działalnością, dlatego właśnie raczej od czasu do czasu brała udział w podobnych wydarzeniach, to nie był jej sposób na życie, a wyłącznie miły dodatek, oderwanie od szarej rzeczywistości.

- Tak, współpracujemy ze sobą na co dzień. - Rozjaśniła jeszcze nieco pannie Avery.

Po chwili dotarło do niej, że ktoś do nich podszedł, uniosła wzrok, a na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, kiedy zobaczyła znajomą twarz, w oczach pojawił się błysk. Nie spodziewała się, że go tutaj zobaczy.

- Wybaczcie mi proszę na chwilę. - Dygnęła jeszcze grzecznie w kierunku swoich towarzyszy, po czym odeszła na bok z Cedrikiem.

Przyglądała mu się z ciekawością, kiedy sięgał do kieszeni munduru. - Nie musiałeś... - Nawet trochę jej się zrobiło głupio, że fatygował się o taki podarek. Wyciągnęła jednak dłoń ku mężczyźnie, aby ubrał jej ten podarek na nadgarstek. - Jest śliczna. - Dodała jeszcze z uśmiechem.

- Myślę, że nikt nie zauważy, że ze sobą rozmawiamy, zresztą nawet jeśli, to przecież nie macie zakazu odzywania się na służbie, prawda? - Nie wydawało jej się, aby musiał się tym przejmować.

- Mój tata nie mógł się tutaj dzisiaj pojawić, także nim się nie przejmuj. - Nadal brnęła w to, że Shafiq jest faktycznie jej ojcem, nie wydawało jej się to być też jakims dużym kłamstwem, skoro był jej ojcem chrzestnym. To mogło zostać uznane za nieporozumienie. Anthony uprzedził ją w liście o tym, że go tutaj nie będzie. Martwiła się o niego, chciała sprawdzić dlaczego tak się stało, wiedziała bowiem, że musiał miec dobry powód skoro zrezygnował z pojawienia się tutaj, zawsze bowiem pojawiał się na jej występach. Wiedziała, że wydarzyło się coś poważnego, skoro go tutaj nie było.

- Bardzo chętnie, jutro, po pracy? - Nie miała pojęcia, jak wyglądają dyżury brygadzistów, podejrzewała, że nie pracują w regularnych godzinach, w przeciwieństwie do niej.



Rzut Z 1d100 - 82
Sukces!
percepcja sprawdzam plotki
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#40
07.10.2024, 23:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.10.2024, 00:08 przez Eden Lestrange.)  
Przemieszczam się od rodziców w okolicę Brenny i Atreusa, tj. gdzieś przy namiocie.

Czy chciała się napić po tym, co usłyszała? Owszem, jeszcze jak. Czy chciała to robić w towarzystwie matki? Jeszcze czego.
Może i wyłuskałaby od Eleonory więcej na temat tego, skąd kwaśniejszy niż zwykle humor u czcigodnego pana ojca, ale musiałaby się po te ochłapy wartościowych informacji przedrzeć przez meandry irytującego charakteru matki, na co Eden zdecydowanie nie miała dzisiaj siły.

Musiała dojść do sedna samodzielnie, co nie będzie łatwe, ale mimo ostatnich potknięć i błędów życiowych, nadal nie uważała się za osobę w ciemię bitą. Skoro Fortinbras uznał, że Lorraine wdała się w ojca, oznaczało to, że mu się występy nie podobały. Niemniej cały wyraz urażonego majestatu poprzez zadanie głupiego pytania, w połączeniu ze spojrzeniem bez krzty rozbawienia, bez kpiącego uśmiechu - właśnie to Eden martwiło. Odprowadziła ojca wzrokiem, kiedy powlókł się w kierunku Burke'a. Po chwili oświeciło ją, że to przecież Szef Departamentu Skarbu. Musieli być blisko ze sobą, skoro Fortinbrasowi udało się wcisnąć Elliotta na kanclerza - Eden wierzyła w cuda magiczne, ale nie w to, że jej bliźniak dotarł na to stanowisko ze względu na własne, niebywałe kompetencje. Ojciec musiał zagrać kartę nepotyzmu, przecież to samo robił w jej przypadku.

Eden wstała z siedzenia i zaczęła iść przed siebie, poszukując jeśli nie odpowiedzi na złe przeczucie w kościach, to wskazówki. A może nawet pomocy? Może trzeba było dać znać Brygadzistom, że coś tutaj się może przykrego wydarzyć? Ostrzec przed możliwością powtórki z Beltane?

I wtem wzrokiem napotkała Brennę w towarzystwie Bulstrode'a. Odruchem bezwarunkowym zaczęła się cofać w przeciwnym kierunku do Longbottom, ale w porę ją oświeciło, że przecież lepszego psa obronnego tutaj nie znajdzie, skoro Alastor był nieobecny. Co prawda kobieta wydawała się być tutaj po cywilu, ale przecież każdy wiedział, że ona nigdy nie przestawała pracować. Pewnie tylko czekała, aż bankiet się skończy, aby móc klepać nadgodziny.

Zawróciła w kierunku Brenny.
- Rockbottom, słońce, jak miło mi cię widzieć po raz... trzeci w tym tygodniu - zawołała wręcz w egzaltacji, zbyt wesoło jak na Eden. Za słodko jak na zwrot do Brenny. Złapała za nadgarstek ciemnowłosej, a potem przyciągnęła się do niej zręcznie, nachylając się przy jej twarzy tak blisko, jakby chciała złożyć na jej policzku przyjacielski, powitalny pocałunek. Oczywiście tak się nie stało, Eden niestety była jeszcze trzeźwa. Zamiast tego przysunęła usta do ucha Longbottom i szybkim, acz poważnym tonem rzekła: - Coś się święci i mam złe przeczucia. Proszę, miej się na baczności - wyszeptała tak, aby zostało to pomiędzy nimi, aby nie dotarło do Bulstrode'a. Jeśli się okaże, że nic się nie stanie i ma po prostu paranoję, to przynajmniej tylko Brenna - czyli osoba, której opinia jej absolutnie nie interesowała - będzie wiedzieć, że jej już odbija.

Odsunęła się od ulubionej nawiedzonej brygadzistki z na powrót przywdzianym fałszywym uśmiechem, a potem odwróciła się do Atreusa.
- Atreus, wybacz, nie zauważyłam cię. Co tam u brata? Nadal żałośnie? - Zagaiła o Oriona, którego mieli w zwyczaju zawsze niemiło wspominać, gdy tylko się widzieli. Rzadko miała okazję do zamienienia kilku słów z Bulstrodem, ale zawsze udawało im się wcisnąć w to ich wspólne hobby.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Eden Lestrange (4515), Brenna Longbottom (6414), Erik Longbottom (2672), Atreus Bulstrode (5337), Bard Beedle (2515), Eugenia Jenkins (1038), Severine Crouch (722), Desmond Malfoy (1444), Oleander Crouch (2651), Lorraine Malfoy (6836), Morpheus Longbottom (2454), Isaac Bagshot (1489), Jonathan Selwyn (3317), Rita Kelly (3856), Jessie Kelly (3736), Baldwin Malfoy (4470), Enzo Remington (2776), Dearg Dur (13434), Calanthe Malfoy (942)


Strony (17): « Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 17 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa