Choć udane, rozpraszanie Victorii nie przyniosło żadnych odczuwalnych efektów. Być może w miejscu tym nie było magii, którą można by było rozproszyć. A być może to, co tu tkwiło było jednak innej natury. O tym jak innej Brenna przekonała się zaledwie kilka sekund później, gdy spróbowała usunąć mech z płyty nagrobnej. Jakby usunęła jakąś niewidzialną zapadnię.
Nagle poczuła, że traci grunt pod nogami. Nie zdążyła nawet krzyknąć. Heather dostrzegła moment, w którym ziemia dosłownie zniknęła spod stóp aurorki a ta po raz kolejny tego dnia wpadła do dziury. Tym razem takiej, która czekała na to aż ktoś w nią wpadnie od lat, od wielu, wielu lat.
Nie była zbyt głęboka. Najwyżej na dwa i pół metra. Nie była również szeroka, niewiele szersza od standardowego grobu. Lądując na dole Brenna poczuła, że spadła na niewielką skrzynkę. Spróchniałe drewno załamało się pod jej ciężarem. Nie skrywało w środku kości, ale owiniętą w płótno, całkiem grubą i ciężką książkę. Na skórzanej okładce, do złudzenia przypominającej ludzką skórę, wygrawerowano napis: M. F. H. – Necronomicon. Co najdziwniejsze jednak, Necronomiconu nijak nie dało się otworzyć.