• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 10 Dalej »
[05.08.72, Oxfordshire] Czarne wesele

[05.08.72, Oxfordshire] Czarne wesele
prodigal daughter
I knew one day I'd have to watch powerful men burn the world down
I just didn't expect them to be
such losers
Wysoka na 175cm, jasnowłosa zjawa. Jest niezwykle szczupła, wręcz na granicy chorobliwości; lekko zapadnięte policzki ukrywa dobrze dobranym makijażem, którego nieodłączną częścią są usta pomalowane czerwoną szminką. Włosy ma proste i długie, sięgające lędźwi, zwykle nosi je rozpuszczone. Zawsze bardzo elegancko ubrana, najczęściej w stonowane barwy - nie jest zwolenniczką jaskrawych odcieni i mieszania kolorów. Nie lubi też przepychu; widać, że nie szczędzi pieniędzy na dobrej jakości ubiór, lecz nie obwiesza się biżuterią i tym podobnym. Porusza się bardzo zgrabnie, ale pewnie. Zawsze patrzy ludziom prosto w oczy podczas rozmowy, mając przy tym ciemne, przenikliwe spojrzenie. Zwykle mówi w bardzo spokojnym, niskim, nieco zachrypniętym tonie. Ma bardzo przejrzysty akcent, wyraźnie wymawia słowa, po sposobie mowy słychać, że to ktoś z dobrego domu, ktoś świetnie wykształcony.

Eden Lestrange
#41
28.05.2024, 22:18  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 28.05.2024, 22:22 przez Eden Lestrange.)  
Stoję najpierw z Lorraine i Rosie, w drugiej części idę do Alexa nowego asystenta wielkiego pisarza i numerologa Vakela Dolohova.

Wysłać zaproszenie na ślub do starszej siostry swojej byłej żony, z którą się w choćby namiastce pokoju nie rozszedł? Trzeba mieć doń albo ogromną sympatię, albo równie wielki tupet.
Ale nie, przecież tutaj chodziło o Perseusa, więc w grę mogła wchodzić jedynie skrajna głupota.
Było jednak coś takiego w jego durnocie, że budziła litość. Patrzyło się w to spojrzenie nieskalane żadną głębszą myślą i naprawdę skłonnym się było uwierzyć, że on naprawdę nie wiedział, co czynił, doprowadzając swoje poprzednie małżeństwo do ruiny. Nie rozumiał, że przyniesie sobie wstyd, że Malfoyom też przyniesie wstyd, że gdyby był prawdziwym, czystokrwistym mężczyznom, to zacisnąłby zęby i trwał w swoim nieszczęśliwym małżeństwie, dopóki jedna ze stron by nie sczezła. Nieistotne, czy śmierć przyszłaby w sposób naturalny (swoją drogą, grawitacja jest rzeczą naturalną).
Miała mu wiele za złe, ale to nie było nic osobistego. Ot, porachunki rodzinne, ale zanożować go nie chciała. Płacił czynsz na czas, dzień dobry mówił, nie pyskował. Były szwagier jak marzenie. Mógłby być mądrzejszy, ale z drugiej strony za poprzednią żonę miał histeryczkę ubiegającą się o paranoję, więc też lekko nie miał. Eden kochała swoją siostrę, ale patrząc na nią zawsze sobie myślała, że rodzice powinni byli skończyć popełnianie błędów na Elliocie.
Przestała patrzeć na pana nie do końca już młodego, bo skoro pociąg myśli zaczął się wykolejać na tyle, by dotrzeć do jej brata bliźniaka, trzeba było sobie powiedzieć stop. Wróciła myślami na plan teraźniejszy, usłyszawszy imię młodszej siostry. Uniosła brwi w zaciekawieniu.
- Na taką rewelację nie wpadł, całe szczęście - odparła, leniwie przenosząc spojrzenie na Lorraine. O ile ciemna suknia Eden wraz z białymi dodatkami mówiła impreza, obecnie jej wyraz twarzy mówił pogrzeb. - Aczkolwiek wysłał zaproszenie moim rodzicom, co uznaliśmy z moim bratem za przekomiczne - urwała na moment, aby prychnąć wzgardliwie, jakby dalej nie dowierzała, że do tego wszystkiego doszło. Jednak mina Lestrange sugerowała, że to nie koniec absurdu. - Co więcej, o ile moja matka postanowiła unieść się dumą i oświadczyć, że ona nawet siłą nie będzie zaciągnięta na ten "spęd" - wykonała palcami gest cytatu przy ostatnim słowie, ewidentnie odnosząc się do prawdziwych słów rodzicielki, ale jednocześnie wydając się szczerze zaskoczoną przekonaniem Eleonory, że ktokolwiek ją tu chciał. - To z kolei mój ojciec nie zauważył żadnych przeciwwskazań, a następnie przyszedł tutaj sam. Doprawdy, męski duch jest niezniszczalny - podsumowała, sięgając po drinka, ale jeszcze się go nie napiła. Wzięła szkło jedynie, by zająć czymś ręce.
Nagle dobiła do nich jakaś plotkara, na widok której Eden zrobiła minę, jakby zobaczyła dżumę we własnej osobie. Spojrzenie namolnie wierciło kobietę, pytając kim ty, kurwa, jesteś, ale pozwoliła jej skończyć wywód, a nuż przyniesie ciekawe wieści. Kiedy rzuciła sugestię, jakoby tak spieszno było parze młodej ze ślubem, bo Percy'emu jakimś cudem udało się przedłużyć ród, wymieniła zaskoczone spojrzenia z kuzynką i Ambrosią.
- No proszę, proszę - uniosła brwi i uśmiechnęła się tak, jakby walczyła z wybuchem śmiechu kotłującym się wewnątrz. - Niby magiterapeuta, a jednak wariat... - skwitowała, a następnie prychnęła pod nosem, nie mogąc dłużej wytrzymać. Jeśli napotka się na Blacka, naprawdę nie omieszka wybadać tego gruntu. Chciała zapytać nawet kobietę, czy wie, o którym (mniej więcej!) miesiącu mowa, ale niestety umknęła równie szybko, jak się pojawiła.
Westchnęła z lekkością, słysząc pytanie Rosie à propos pogrzebu zięcia. Nie chciała być niemiła (nie wzywajcie jeszcze doktorów, wszystko jest w porządku), więc rozejrzała się po zebranych gościach, by kupić czas na zabicie pierwotnego odruchu. I wtedy ujrzała nowego asystenta znanego pisarza i numerologa, a także nomen omen jej bliskiego, Vakela Dolohova.
Strasznie zakazaną miał tę gębę. A jaką znajomą.
Widziała go wcześniej, jak próbował się wkupić w łaski na wejściu. Nie była zdziwiona, że nikt go nie zaprosił, bo o ile Percy jeszcze by się może skłonił do tego pomysłu, to rodzina panny młodej nie wyglądała na taką, która chciała dopisywać twarde narkotyki do cateringu, aby spełnić wszelkie wymogi dietetyczne zebranych gości. Przeszło jej przez myśl, co by nie podejść i nie powiedzieć, że to William, który odmówił przyjścia (znaczy... Eden go nawet nie zapytała, ale to nie ma znaczenia), ale potem przeszedł ją taki paskudny dreszcz na myśl, że ktoś by wziął Mulcibera za jej męża. Owszem, Malfoy miała w młodości tragiczny gust, uderzyła o dno, ale na szczęście nigdy nie pukała w nie od spodu.
Potarła skronie, a potem prawie przetarła dłońmi oczy, ale w porę przypomniała sobie, że ma przecież na sobie makijaż.
- Migrena? - Zagaiła, uśmiechając się słodko, acz z bólem w oczach do Lorraine. - Nie, kochana. Jedynie wylew. -

Tuż po swoim nie bagatela oświadczeniu, z gracją odwalcowała w kierunku klauna naczelnego. Czy to syndrom bohatera? Czy to zero tolerancji na żenadę? Kto wie, ale to już drugie wesele, kiedy jej bliski przyjaciel robi z siebie pajaca i ona czuje zew oszczędzenia mu pośmiewiska. Jedyne o co teraz prosiła samą siebie, to żeby historia nie powtórzyła się na tyle, by skończyła z Axelem całując się na dachu The Loft miesiąc później, bo zrobi fikołka w trakcie kopania w kalendarz.
Nawiązała kontakt wzrokowy z Alexandrem. Spojrzenie mówiło "zaraz zrobię taką sztuczkę, że cię rodzona matka nie pozna", ale jednak nie odezwała się do delikwenta. Zwróciła się do osób, które rzekomego asystenta Dolohova otaczały.
- Serdecznie was za niego przepraszam - oświadczyła, przykładając dłoń do piersi. Nie nawiązała głębszego spojrzenia z nikim, bo zwyczajnie nie wytrzymałaby wstydu. - Uciekł Bellom z cyrku. Rodzice go nie kochali. Ma schizofrenię paranoidalną i sobie ubzdurał, że umie liczyć dalej niż pięć i rozróżnia cyferki na kartach. - Wymieniła opcje, raz po raz wymieniając spojrzenie z Mulciberem. - Nieistotne, wybierzcie dogodne dla was wytłumaczenie i zapomnijmy o tej akcji. - Machnęła na Axela, żeby zwijał manatki. Prośba była naprawdę szczera. Chciała, żeby wszyscy pomyśleli sobie "dobra, to było zajebiście dziwne", po czym ruszyli do stołu z przekąskami, nie myśląc o tym dalej. Ona w tym czasie planowała odciągnąć Mulcibera od towarzystwa i zrugać go do trzeciego pokolenia wstecz.


I was never as good as I always thought I was
— but I knew how to dress it up —
I was never satisfied, it never let me go
just dragged me by my hair and back on with the show

~♦~
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#42
28.05.2024, 22:50  ✶  
Prowadzę Geraldine na parkiet.

Kolejne wydarzenie w czarodziejskiej socjecie i kolejna rodowa rezydencja czystokrwistej familii. Może powinien zacząć zbierać pocztówki?, pomyślał z przekąsem, przypominając sobie ostatnią wizytę w rezydencji Malfoyów, kiedy to udał się z Brenną na pogrzeb żony Elliota. Wprawdzie dzisiejsza uroczystość była dużo weselsza, jednak nie potrafił powstrzymać nerwów.

Podczas głównej ceremonii właściwie ograniczał się do klaskania w odpowiednich momentach; jego głowy zaprzątały rozmowy, jakie odbył tuż przed opuszczeniem Warowni z siostrą i Norą Figg. Że też wszystko musiało się zebrać w tym jednym okresie, gdzie każdy dzień zdawał się mieć wypchany coraz to bardziej emocjonującymi rewelacjami.

Zdecydowanie nie wyglądał... Najlepiej. Kosmetyki i zestaw drobnych zaklęć pielęgnujących sprawiły, że nie wyglądał, jak wampir wybudzony z tysiącletniego snu, jednak nie oznaczało to wcale, że wyglądał, jakby spędził ostatnie kilka nocy szczególnie szczęśliwe. Na szczęście strój, jaki wybrał na dzisiejszą uroczystość, nieco odwracał uwagę od jego twarzy.

Podczas doboru poszczególnych części odzienia kierował się zdecydowanie bardziej standardami mody mugolskiej niźli najnowszymi trendami ze świata czarodziejów. Tego dnia przywdział ciemnobordowy garnitur o dopasowanym kroju. Tkanina, z jakiej został wykonany, charakteryzowała się wysoką jakością i lekkim połyskiem, sugerując, że wykorzystano do niej autentyczny jedwab. Spod marynarki widać było czarną koszulę, która komplementowała ciemną barwę garnituru.

Na miejsce wesele dotarł, podróżując wraz z Morfeuszem, Geraldine i Florence Bulstrode w jednek karocy. Niecodzienne połączenie, ale nie miał zamiaru narzekać. Zresztą starszy Longbottom rozgadał się za ich dwoje, komplementując między innymi właśnie wygląd panny Yaxley. Wówczas Erik jedynie uśmiechał się zdawkowo, kiwając głową lub wydając z siebie potwierdzające mruknięcie.

Gdyby nie to, że łowczyni urodziła się kobietą, śmiało nazwałby ją swoim ''kumplem''. Może to charakter kobiety, a może całe lata spędzone w tej samej szatni Gryffindoru, jednak nie potrafił się czuć o nią specjalnie zazdrosny. Ten zaszczyt mógł pozostawić m.in. bratu Yaxleyówny lub jej ojcu. Ach, Gerard Yaxley. Ciekawe, czy planował zjawić się na dzisiejszym przyjęciu, czy jednak zrzucił ciężar reprezentowania rodziny na swą córkę.

— Chyba nie pozostaje nam nic innego, jak tylko do nich dołączyć — stwierdził, gdy wuj odmaszerował wraz z medyczką w stronę parkietu, który z każdą chwilą wypełniał się kolejnymi parami. — To będzie miła odmiana po tym, jak w teatrze upijaliśmy się podczas sztuki, nie sądzisz? Chyba czas pokazać im trochę czystokrwistej klasy.

Uśmiechnął się niepewnie, wystawiając dłoń w kierunku kobiety. Nie był pewny, czy udało im się zakończyć podczas marcowego balu w Dolinie Godryka. Wspomnienia sprzed miesięcy powoli blakły w jego pamięci, ustępując miejsca nowszym wydarzeniom, które zapisały się w jego umyśle w najróżniejszy sposób. Radości. Smutki. Trwogi. Niebezpieczeństwo. Westchnął cicho, rozglądając się uważnie na boki w drodze na parkiet. Spodziewał się, że ujrzy tu równie wiele znajomych twarzy, co i kompletnie nieznajomych.

— Czuję się trochę jak na szkolnych balach — przyznał przyciszonym głosem. — Chociaż może to kwestia starej rezydencji. Jak twoim zdaniem hacjenda Blacków plasuje się na liście rezydencji naszej kochanej arystokracji?


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Pan z Ministerstwa Magii
Tak zawsze genialny
Idealny muszę być
Mierzy 176 cm wzrostu i waży 74 kg. Jest postawnej budowy, ani gruby, ani chudy. Włosy ma ciemnobrązowe, podobnie jak oczy, tylko te z kolei o nieco jaśniejszych tonach. Zwykle chodzi dumnie wyprostowany, z lekko uniesionym podbródkiem. Gestykulacja i dykcja typowa dla arystokraty. Wraz z początkiem lata zamienił brodę na rzecz gustownego wąsa.

Augustus Rookwood
#43
28.05.2024, 23:08  ✶  
Stoły. Trochę tam obserwuję poruszenie przy stołach z kapibarą...

Wpatrywałem się w Vesperę. Wyglądała przepięknie w tej sukni. Zdawała się kwitnąć, czego nie byłbym w stanie jej umniejszać czy też pozazdrościć. Cieszyłem się, że była w pełni szczęścia i zdrowia. Ostatnie, czego bym jej życzył, to komplikacje, aczkolwiek... Brakowało mi jej. Aktualnie nasze kontakty ograniczyły się do minimum, może nieco nabrały na intensywności dzięki organizacji ślubu, ale to wciąż były ochłapy. Wyprowadziła się tak daleko i byłem skazany jedynie na towarzystwo małżonki i Ojca, którego z kolei trochę za często spotykałem ostatnimi czasy na korytarzach naszego domu.
Właśnie, Imogen... Czym prędzej zacząłem szukać ją wzrokiem wśród tłumu, krusząc w palcach ciasteczko z wróżbą. Nie podobało mi się, że zniknęła na tak długo. Obawiałem się, że mógł jej się ktoś naprzykrzać, więc może powinienem ją odnaleźć i wybawić z cudzego towarzystwa? Tak z pewnością byłoby najrozsądniej.
Tylko że nim namierzyłem ją wzrokiem, moją uwagę przykuło poruszenie przy stołach. Z tego, co mówił Sauriel, ktoś się zamienił w kapibarę...? Aż wstałem na swoim miejscu, żeby to zlustrować wzrokiem. Nie byłem tak do końca pewien, co się wydarzyło, więc ponownie zasiadłem i  leniwie obserwowałem rozwój sytuacji... W międzyczasie wertując tekst na ciasteczkowej wróżbie. Jakieś specjalne porady dla świadka Panny Młodej...?

!ciastkazwróżbą
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#44
28.05.2024, 23:08  ✶  
Marzenia są na wyciągnięcie ręki.
Królowa Nocy
some women are lost in the fire
some women are built from it
Ma długie do pasa, bardzo ciemnobrązowe (prawie czarne) włosy. Te, zwykle rozpuszczone lub spięte jakąś spinką, okalają owalną twarz o oliwkowej karnacji, skąd spoglądają spokojne, brązowe oczy. Nie jest przesadnie wysoka, mierzy 167 cm wzrostu i jest stosunkowo szczupła. Swoje bardzo kobiece kształty lubi podkreślać ubiorem. W ostatnim czasie często wybiera eleganckie spodnie i nie mniej drogie koszule w nie wpuszczane, oraz pantofelki na cienkiej szpilce – a wszystko najczęściej w czerni. W pracy obowiązkowo nosi przepisowy mundur aurora. Lubi się malować, choć stara się to robić stonowanie; najczęściej wybiera przydymienie i podkreślenie oczu i rzęs, czerwoną szminkę na ustach i bordo na paznokciach. Nie nosi zbyt dużo biżuterii: czasami jakieś kolczyki czy bransoletki, prawie zawsze ma na sobie wisiorek z zawieszką w kształcie róży z drobnym kamyczkiem, za to nigdy nie ma pierścionków. Ciągnie się za nią mgiełka delikatnych perfum – o ciepłej nucie drzewa sandałowego, konwalii, wanilii i cytrusów.

Victoria Lestrange
#45
29.05.2024, 01:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2024, 01:22 przez Victoria Lestrange.)  

Sala bankietowa
Rozmawiam z Anthonym i Saurielem, wywalam gały na Atreusa, idę tańczyć z Anthonym

Nie znając Victorii, albo widząc ją gdzieś po raz pierwszy, raczej mało kto zakładał, że to taka wielbicielka czekolady, czekoladek… Może nie wszystkich słodyczy, ale za kakao i jego pochodnymi wręcz przepadała, dlatego tak się ucieszyła i nawet zapomniała o tym drinku, po który zmierzała. Truskawka, winogrono, kiwi… Nabijała je na wykałaczki, żeby się nie pobrudzić i całkowicie zadowolona z siebie rozpływała się przy tych słodkościach, na moment zapomniawszy o całym świecie.

Z tego błogostanu wyrwał ją Anthony, który pojawił się przy jej boku i najwyraźniej też skusił się na owocka.

– Anthony! – ucieszyła się na jego widok i aż przymrużyła oczy, gdy się uśmiechnęła, bo ten uśmiech sięgnął wysoko. – O tak, od Christophera – spojrzała po sobie i wolną dłonią wygładziła jakąś istniejąca tylko w jej własnej głowie fałdkę. – Trochę mnie zdziwił motyw przewodni. Czarny to jak na pogrzeb, tak – i jak uwielbiała czarne suknie to jakoś… Nie pasowało jej to za bardzo, dlatego przywdziała czerwoną, prosto od Rosierów. – Ty też od Rosierów? – może zmienił dom mody? Bardzo wątpiła, a jak zwykle wyglądał jakby się urwał z wybiegu, stylowy… i tak dalej.

Sięgnęła właśnie po kolejną truskawkę, kiedy ktoś (Sauriel) przesunął się za jej plecami i wyjął ją z jej delikatnego uścisku i obsłużył się sam. Uniosła tylko wyżej brwi i się obróciła, słysząc za sobą znajomy głos, taki pewny siebie ton, zobaczyła dumny uśmieszek wykrzywiający wąskie wargi… a już tym bardziej wtedy, gdy wsadził sobie tę truskawkę do ust. Lestrange wypuściła powietrze przez nos; jeśli chciał na nią podziałać, to robił to cholernie dobrze. Nie było za to słowa skargi czy marudzenia, że to jej truskaweczka, a on to podły złodziej.

– Jak trochę potańczę, to mi to nie grozi – odparła mu za to. Teraz się o to martwił? Po tym jak znosił jej na ich spotkania różne czekoladki? Nie, nie martwił się o to. To brzmiało jakby… hm. Próbował zaznaczyć teren? Nie umiała stwierdzić.

To był ten moment, kiedy zjawił się Atreus, próbujący wywołać nowy konkurs, na ilość truskawek w czekoladzie na raz – konkurs, w którym Victoria nie zamierzała brać udziału, gdy sięgała po jeszcze jedną truskawkę (uwielbiała je) i wtedy…

Wtedy to się stało.

Atreus napił się czegoś co niósł i zmienił się w… przerośniętą świnkę morską. W tym momencie jej dłoń, która prowadziła truskaweczkę wprost do jej buzi, zamarła w połowie drogi.

– O na brodę Merlina – wyrwało jej się i przez momencik oszołomiona obserwowała jak Sauriel nabija się z kapibary, klepiąc zwierzątko na końcu w zadek, a potem odwrócił się i zawołał… zawołał jakąś kobietę. Na to już odetchnęła nieco głębiej, co zapewne nie uszło uwadze Anthony’ego. – Atreus? – tak, tak, doskonale wiedziała, jak ma na imię, to że wiecznie mówiła do niego po nazwisku to takie tam… Widziała, co niektóre drinki potrafiły zrobić wczoraj, a one tak się podobały Perseusowi… Zgadywała, że dzisiaj mogły się dziać rzeczy jeszcze mocniejsze, które przejdą samoistnie... – Pewnie przejdzie za chwilę, ale może nie siedź na tym stole – jak nie przejdzie, to wtedy zaczną się martwić… ale teraz? Teraz Victoria w końcu wsadziła sobie tę truskawkę, z którą zamarła, do buzi i złapała Anthony’ego pod ramię.

– Prowadź – zapytał o to wcześniej, ale było zamieszanie i w ogóle… Jak mogłaby odmówić? Kochała tańczyć, to była najlepsza część tych wszystkich bankietów, wesel, bali i innych. Taniec no i truskaweczki, rzecz jasna.

Cień Swojego Ojca
Prawdziwa nienawiść to dar, którego człowiek uczy się latami.
Patrząc na niego z daleka widzisz schludnego, nienagannie ubranego mężczyznę. Mierzy około 180 cm wzrostu. Jest szczupły. Nieszczególnie umięśniony. Ma ciemne włosy i jasne, niebieskie oczy. Z bliska okazuje się, że natura obdarzyła go wydatnym nosem i często zaciska usta w cienką linię. Rzadko się uśmiecha. Nie żartuje. Jest spięty. Ma pedantyczne ruchy. Aż do bólu opanowany i kontrolujący.

Ulysses Rookwood
#46
29.05.2024, 02:20  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2024, 02:20 przez Ulysses Rookwood.)  
Składam życzenia Młodej Parze i kręcę się bez celu po parterze


Ulysses nie lubił wesel. Zwłaszcza tych Vespery (choć trzeba przyznać, że powoli zaczynał je traktować jako rodzaj powtarzanej z pewną regularnością tradycji: zaczynała się weselem a kończyła pogrzebem Pana Młodego).
Nie masz pojęcia, po jak kruchym lodzie stąpasz, Perseusie – pomyślał spoglądając na Blacka.
Ale oczywiście nie powiedział tego na głos ani w chwili, w której Młoda Para składała sobie przysięgę, ani później gdy pojawił się na ich weselu. Postarał się dostosować do motywu przewodniego, miał więc na sobie czarny garnitur, czarną koszulę, czarne buty i jakby dla kontrastu wepchniętą czerwoną różę w butonierkę. Czuł się w tym stroju źle, wydawał mu się zbyt ekstrawagancki, kompletnie nie pasujący do tego co zazwyczaj nosił (chociaż zazwyczaj też nosił garnitury).
Ogólnie miał tego dnia raczej podły nastrój. W głowie ciągle przeżywał zniknięcie Danielle a teraz dodatkowo chodziło mu po głowie osobliwe zachowanie Cathala. Czyżby wkrótce miało się okazać, że uciekły od niego dwie najbliższe mu osoby? I co najgorsze ani w pierwszym, ani w drugim przypadku nie miał zielonego pojęcia, co właściwie zrobił nie tak.
Podszedł do Młodej Pary i towarzyszącej im Walpurgi, by jeszcze raz złożyć gratulacje. Trochę trudno było mu ubrać w słowa to, co właściwie chciał im powiedzieć. Że życzy im szczęścia? Vespera będzie miała szczęście, niezależnie od tego, kto będzie u jej boku. Że chciałby, by mimo wszystko, ich związek nie miał przedwczesnej mety?
- Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego – zaczął cichym, jak na niego całkiem łagodnym tonem. Postarał się nawet uśmiechnąć, ciepło do siostry, całkiem życzliwie do Perseusa. Wybrała go, więc może będzie między nimi dobrze. - Vespero, niezależnie od wszystkiego, pamiętaj, że zawsze jestem po twojej stronie. Perseusie, opiekuj się nią, albo ja zaopiekuję się tobą. – I znowu się uśmiechnął, tym razem z pewnym zakłopotaniem, bo dotarło do niego, że były pewnie lepsze sformułowania na to, by powiedzieć komuś: stoisz na środku jeziora i właśnie nadeszły roztopy.
A potem kiwnął obydwojgu głową, poprosił siostrę o jeden z późniejszych tańców i odszedł, by bez celu pokręcić się po parterze.
Szelma
Yes, it's dangerous.
That's why it's fun.
Od czego warto zacząć? Ród Yaxley ma w swoich genach olbrzymią krew. Przez to właśnie Geraldine jest dosyć wysoka jak na kobietę, mierzy bowiem 188 cm wzrostu. Dba o swoją sylwetkę, jest wysportowana głównie przez to, że trenuje szermierkę, lata na miotle, biega po lasach. Przez niemalże całe plecy ciągnie się jej blizna - pamiątka po próbie złapania kelpie. Rysy twarzy dość ostre. Oczy błękitne, usta różane, diastema to jej znak rozpoznawczy. Buzię ma obsypaną piegami. Włosy w kolorze ciemnego blondu, gdy muska je słońce pojawiają się na nich jasne pasma, sięgają jej za ramiona, najczęściej zaplecione w warkocz, niedbale związane - nie lubi gdy wpadają jej do oczu. Na lewym nadgarstku nosi bransoletkę z zębów błotoryja, która wygląda jakby lewitowały. Porusza się szybko, pewnie. Głos ma zachrypnięty, co jest pewnie zasługą papierosa, którego ciągle ma w ustach. Pachnie papierosami, ziemią i wiatrem, a jak wychodzi z lasu do ludzi to agrestem i bzem jak jej matka. Jest leworęczna.

Geraldine Yaxley
#47
29.05.2024, 06:40  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.06.2024, 08:43 przez Geraldine Yaxley.)  

parkiet z Erikiem

Do ślubów panna Yaxley miała stosunek raczej ambiwalentny, zresztą, jak do większości spędów organizowanych przez czystokrwistych czarodziejów. Wiele zależało od tego z kim przyszło jej odwiedzać podobne wydarzenia. Tym razem się przygotowała. Miała szczęście, że Erik zgodził się, aby pojawili tutaj razem. Bądź co bądź, był jej dobrym kumplem, z którym mogła sobie czasem dać po mordzie dla rozrywki (to znaczy szpadą uderzyć, tam gdzie boli najbardziej), a kiedy indziej spędzić razem czas w teatrze, jeśli wymagała tego okazja. Miała szczęście, że miała kogoś takiego wśród czystokrwistych czarodziejów, nie musiała się martwić, że będzie nieodpowiednio odebrana przez całe towarzystwo, bo z Gerry i jej dopasowaniem bywało różnie. (no hej, chyba nie można mieć lepszego ślubnego partnera, niż najdroższy kawaler Wielkiej Brytanii).

W przeciwieństwie do Longbottomów, z którymi przybyła tutaj karocą, swoją drogą w towarzystwie Florence - swojej przyjaciółki, która okazała się być partnerką Morpheusa (nie wspominała, że się spotykają, będzie musiała ją o to wypytać, bo nie była na bieżąco z jej sprawami sercowymi) więc wracając w przeciwieństwie do mężczyzn, z którymi jechała była wyjątkowo wyspana, co było zasługą wspomnianej wyżej przyjaciółki, bo uzupełniła jej zapas eliksiru nasennego, dzięki któremu spała jak dziecko (nie takie, co budzi się, co trzy godziny). Musiała wspomagać się podobnymi specyfikami, bo miała na głowie ostatnio dosyć sporo, a jednym z jej głównych problemów była obecność Thorana Yaxleya, jej brata bliźniaka, który nie był tak naprawdę jej bliźniakiem, czego już się dowiedziała, dzięki pomocy swoich najbliższych. Okazało się, że najprawdopodobniej był doppelgangerem, który chciał ukraść jej życie, zeżreć ją i spowodować, żeby wszyscy o niej zapomnieli; takie małe błahostki jednak nie odwiodły ją od tego, żeby pojawić się na ślubie Perseusa i Vespery. Zresztą tata poprosił ją o to, by godnie reprezentowała ich rodzinę - tatuś prosił, Gerry starała się spełnić jego oczekiwania (kończyło się to różnie, na szczęście nigdy nie były one szczególnie wysokie, bo wymagał od niej by po prostu bywała, tam gdzie trzeba).

Podróż minęła więc naprawdę przyjemnie, w końcu towarzystwo było przednie, nie mogła lepiej trafić. Czuła, że jej obecność tutaj wcale nie była takim złym pomysłem, bo mogła na chwilę zająć myśli czymś innym niż to, że miała zostać obiadem tej okropnej kreatury. Lubiła Perseusa, panny młodej nie znała jakoś specjalnie, ale niech im się dobrze wiedzie na nowej drodze życia (swoją drogą, miała wrażenie, że nie minął nawet rok od ostatniego ślubu pana młodego, ale najważniejsze, że szukał swojego szczęścia, chociaż dla niej wydawało się to dosyć szybką decyzją, ale uważała, że każdy ma prawo żyć, jak chce, nie oceniała).

Ceremonia przebiegała całkiem sprawnie, była to ta oficjalna część, za którą za bardzo nie przepadała. Pokusiła się na kilka uśmiechów, kiedy wymagała tego sytuacja, oklasków, poza tym głównie to oglądała sufit, bo czas jej się strasznie dłużył. Wreszcie zmienili lokalizację i znaleźli się w miejscu, w którym miało się odbyć przyjęcie.

Przemierzała włości Blacków w towarzystwie Erika, rozglądała się uważnie, zdecydowanie postarali się, aby było to niezapomniane wydarzenie, wszystko wydawało się być dopięte na ostatni guzik. W końcu przyszła jej kolej, aby wręczyć prezent parze młodej, wybrała dla nich specjalną kuszę z rodzinnej kolekcji, z odpowiednio zaczarowanym samo-uzupełniającym się kołczanem.

Uśmiechnęła się do Erika - Tak, swoją drogą widziałeś, że to wystarczyło, żeby znowu sugerowali nam romans? - Niesamowicie ją bawiło, że dla pismaków wystarczyło pojawić się gdzieś razem, żeby dopisali sobie do tego całą historię.

Złapała dłoń Longbottoma i ruszyła z nim w stronę parkietu. Suknia, którą zamówiła u panny Rosier pięknie mieniła się wraz z każdym stawianym przez nią krokiem. Artystka przeszła samą siebie, czarna góra sukni może niczym się nie wyróżniała (poza bardzo głębokim dekoltem, plecy pozostawały zakryte z racji na ogromną bliznę, która była pamiątką po spotkaniu z kelpie), lecz dół nieco rozkloszowany zrobiony był ze smoczej łuski, by ją stworzyć musiało stracić życie kilka chińskich ogniomiotów i co najmniej jeden rogogon węgierski, przynajmniej te gatunki zakładała zważając na kolor burgundowy przechodzący w czerń. Yaxley była zachwycona dziełem Merkurii, nie spodziewała się, że w tak krótkim czasie stworzy dla niej coś takiego pięknego, no i najważniejsze pasowało do stroju Erika.

- Tylko tutaj nie zrobią konkursu na królową i króla balu, bo ich już mamy wybranych. - Nie lubiła szkolnych balów, nie lubiła do nich wracać wspomnieniami, bo był to czas, kiedy nie do końca akceptowała w sobie wszystko, teraz była zdecydowanie w innym miejscu, czuła się pewniej.

Razem z Erikiem byli chyba najwyższą parą na parkiecie, Ger nie ubrała dzisiaj butów na obcasie, bo po pierwsze i tak była odpowiednio wysoka, bo drugie ceniła sobie wygodę. - Wydaje się być ciekawym miejsce, chętnie obejrzę inne części, zobaczę, jak jest zaaranżowana, bardzo tutaj elegancko. - Jej rodzinne wnętrza były urządzone zdecydowanie bardziej surowo. - Ciekawi mnie, jak wiele zmienili tylko z tej okazji, jak wygląda to miejsce na co dzień. - Dotarli w końcu na parkiet, i mogli rozpocząć taniec. - Myślisz, że zaliczymy dzisiaj jakiś skandal, jakiś pijany wujek zaśnie pod stołem, brat panny młodej pobije się z siostrą pana młodego? - Tak naprawdę nie wiedziała, czy Persi ma siostrę, na pewno jakąś miał, czystokrwiści mnożyli się przecież na potęgę.

Czarodziej
Twarz o ostrych rysach, jasne włosy, jasne oczy, 190 cm wzrostu, sylwetka kogoś, kto wprawdzie nie jest wojownikiem, ale komu wyraźnie zależy na tym, aby dobrze się prezentować, więc czasem trochę ćwiczy. Zawsze dobrze ubrany - oczywiście wyłącznie w ubrania z Domu Mody

Christopher Rosier
#48
29.05.2024, 11:39  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2024, 11:40 przez Christopher Rosier.)  
Może chodziło też trochę o te dwie rzeczy - Christopher był człowiekiem nieco znudzonym, mimo młodego wieku (może dlatego, na jak dużo mógł sobie pozwolić), z Milie zaś zwykle dobrze się bawił, a w dodatku absolutnie nie potrafiącym przepraszać.
Był wyjątkowo wściekły, bo jak ktoś śmiał wystawić do wiatru jego, w dodatku ktoś taki jak jakaś Moody. Wybuchł, a gdy wybuchał, to na dużą skalę. I choć nigdy w życiu nie przyznałby się, że jego reakcja była ostra, uważał, że pozostawała doskonale uzasadniona w obliczu takiego zachowania, to nawet w jego zepsutej duszy obudził się ślad wyrzutów sumienia, gdy dowiedział się, że nie przyszła, bo leżała w śpiączce i właśnie wyszła ze szpitala.
Nawet on mógł przyznać, że było to niezłe (i jedyne) usprawiedliwienie na nieobecność na spotkaniu. Może to była więc jakaś forma przeprosin za gniewne słowa, gdy "przepraszam" nie przeszłoby mu przez usta.
Zresztą, dość szybko rozglądając się doszedł do wniosku, że wcale nie wywoła takiego skandalu, jakiego się spodziewał, gdyby ktoś rozpoznał Mildred (i wolałby go uniknąć, ale też nie płakałby nad rozlanym mlekiem, w końcu nieważne, jak mówią, byleby mówili), skoro na kaplicy i potem na sali była Diana Mulciber, znana z tego, że próbowała zabić swojego męża, jej macocha, znana z kolei do sympatii do mugolaczych Ministrów Magii, siostra poprzedniej żony Blacka, z którą związek rozpadł się zaledwie przed kilkoma miesiącami, a najwyraźniej Malfoyówny przyprowadziły dziewczynę chyba z rodziny McKinnonów, prowadzących burdel na Głębokich Ścieżkach. Najwyraźniej rodzina Blacków postanowiła chyba zmienić podejście wobec swoich kontaktów. Nie żeby Rosiera to szokowało - był przeciwnikiem równouprawnienia mugolaków (szył głównie dla czystej krwi, czasem dla półkrwi z tych rodów o nieco dłuższym rodowodzie, nigdy dla mugolaczek!), ale takie rzeczy jak zapraszanie na śluby takich osób jak Diana czy McKinnonowie raczej go bawiło niż oburzało.
A gdy dostrzegł kątem oka, że ktoś zamienia się w kapibarę, uznał, że to może być zabawne wesele. I pomyśleć, że po części wziął tu Mildred, bo sądził, że będzie się nudzić.
– Słyszałem o balu, na którym kogoś zaczarowano w bobra czy skunksa. Najwyraźniej Blackowie postanowili, że nie mogą pozostać w tyle i oni także muszą zamienić swoich gości w zwierzęta – powiedział, uśmiechając się, nieco chłodno, na samą myśl o tych nagłówkach. Ciekawe, jak zniesie to matka pana młodego? Sam Rosier właśnie postanowił, że na wszelki wypadek nie będzie tykał tutejszych drinków: ten zwierzak, który zmaterializował się gdzieś tam w okolicach fontanny wyglądał jakoś grubo, a kolor sierści był absolutnie niemodny w tym sezonie.
Poprowadził więc kobietę na środek parkietu, oplótł jedną ręką jej talię, drugą ujął dłoń. Nie był może najbardziej utalentowanym tancerzem na tej sali, ale takie przyjęcia były na tyle częste w jego życiu, że oczywiście, że znał wszystkie najpopularniejsze tańce.
Pan i Władca Prewettolandu
los chce ze mną grać w pokera
Elegancki, dumny, nienaganny. Wysoki (ok. 184 cm wzrostu), warzący ok. 85 kg. Dobrze zbudowany, co z reguły ukrywa pod markowymi ubraniami. Nie nosi niczego, co nie pochodziłoby od projektanta. Twarz ma zwykle bez wyrazu, chyba że w jego otoczeniu jest bliska rodzina - wtedy pogodny, dowcipny. Z resztą wedle uznania. Ocieka charyzmą na poziomie półboga. Pies na baby. I nie tylko. Włosy siwe, długie, w artystycznym nieładzie. Broda pedantycznie przycięta.

Edward Prewett
#49
29.05.2024, 14:02  ✶  
Naprzykrzam się Panu Młodemu.

Pan i Władca Prewettolandu, ale nie tylko, bo też miałem za kołnierzem grzeszki półświatkowe, stawił się na ślub punktualnie, więc adekwatnym było to, żeby chociaż na drobną chwilę pojawić się również na weselu. Tym, pożal się Matko, weselu. Może nie tak bardzo ze względu na Młodą Parę, szczególnie że mieliśmy do czynienia z podwójną wdową i, cóż, rozwodnikiem, co nie potrafił swojej pierwszej małżonki utrzymać w ryzach, więc traktowałem to bardziej jako krótkie party dedykowane dla podtrzymania kontaktów, przede wszystkim zobaczenia na własne oczy tego ogromnego wesela, tak rozreklamowanego przez panią Black, że aż przereklamowanego, więc w tym również obgadania Blacków od stóp do głów, bo z kolei ci Rookwoodzi to jakoś ostatnio niknęli na tle innych rodów. Spekulowałem z Winstonem, że jedna wiek i ród Rookwoodów zniknie z powierzchni ziemi. Jego przedstawiciele byli dalecy do żeniaczki bądź zbyt prędcy do tracenia współmałżonków, ale co ja mogłem osądzać, skoro nawet głowa rodu zdawała się jakby nieobecna na tym weselu. Również skazywała to nowe małżeństwo na przegraną.
Cóż, ale trzeba było zachować pozory dworskiej uprzejmości. Za bardzo nie znałem tych młodych, właściwie to jedynie z cudzych opowieści. Poprosiłem swojego szefa ochrony Kevina Costnera, o chwilę swobody i podszedłem do tej Pary Młodej. Należało złożyć najszczersze życzenia, aczkolwiek musiałem przyznać, że w dobie walki o zachowanie czystości krwi, naprawdę te życzenia można było jednakże potraktować jako szczere. Niech się rozpładzają, a nie zabijają. Na dobrą sprawę, każdemu życzyłbym miłości, która łączyła mnie i moją nieobecną małżonkę Aydayę.
- Drodzy Młodzi, życzę wam miłości, która przetrwa każdą burzę, i szczęścia, które będzie waszym codziennym towarzyszem. Niech wasze dni będą pełne radości, a każda wspólnie spędzona chwila jeszcze bardziej zbliża was do siebie. Pamiętajcie, że w jedności jest siła, a rodzina to największy skarb... - zacząłem, wpierw skłaniając się ku Vesperze, całując powietrze przy jej policzkach, też przy okazji weryfikując jakość jej perfum. Następnie przeszedłem spojrzeniem na Pana Młodego.
- Niech zdrowie i pomyślność zawsze wam towarzyszą, a wszystkie marzenia się spełniają. Co najmniej sto lat miłości i dobrobytu! Wybaczcie nieobecność małżonki, ale z powodów prywatnych nie była w stanie pojawić się na waszej uroczystości. Dołącza się jednakże do złożonych życzeń, a także zadbała o odpowiedni prezent, sprowadzony dla was specjalnie z Turcji - dokończyłem, ściskając dłoń Perseusa i klepiąc go lekko po ramieniu. - Oby to małżeństwo nie było tak pochopnym jak poprzednie... - dodałem już szeptem do samego Pana Młodego, tak by nie usłyszała tego Vespera. Ciężko było stwierdzić, czy to bardziej dobre życzenie czy raczej potępienie, ale raczej to pierwsze. Wedle uznania. Byle piękne i zdrowe czystokrwiste dzieci z tego były... I nie kuśtonogi.
A jeśli chodziło o zachwycanie się moim jakże zjawiskowym odzieniem, oczywiście w krwistoczerwonych barwach, które wyszły spod ręki panienki Merkurii Rosier... To w kolejnym odcinku poście.
Czarodziej
Some legends are told
Some turn to dust or to gold
But you will remember me
Remember me for centuries
Wysoki (191 cm), szczupły i zawsze zadbany brunet, który ewidentnie poświęca dużo czasu na to, by wyglądać najlepiej jak tylko się da. Najczęściej stroi się w wysokiej jakości szaty, garnitury i koszule. Niemal zawsze uśmiechnięty.

Jonathan Selwyn
#50
29.05.2024, 14:36  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 29.05.2024, 14:37 przez Jonathan Selwyn.)  
NPC matki Charlotte wprowadzony za zgodą. Jesteśmy z Charlotte w sali jadalnej, idziemy w stronę drinków.

Jonathan uwielbiał śluby. Zwłaszcza, że po tym, gdy jego własny zakończył się sukcesem (to znaczy sukcesem dla niego i jego szczęśliwie niedoszłej panny młodej) Selwyn rzadko był na jakieś zapraszany. Podobno niektóre stare ciotki obawiały się, że będzie namawiał młodych ma ucieczkę do Ameryki czy coś takiego.
Chociaż nie. Chyba jednak nie lubił ślubów. Lubił wesela, a te formalne, religijne, części ceremonii mogły dla niego równie dobrze nie istnieć, lub być mocno skrócone. Dlatego gdzieś w połowie kazania, chociaż przynajmniej nie trafił im się nudny kapłan, nieco się wyłączył  i pogrążył we własnych myślach.
Na całe szczęście, że potem przyszła pora na zabawę. Oczywiście wiedział komu proponuje pójście, gdy tylko dostał zaproszenie i tym sposobem szedł właśnie obok Charlotte Kelly. No bo z kimś iść na wesele czystokrwistych, jak nie z kobietą, z którą rozwaliło się kiedyś własny ślub? Eh… To był bardzo udany ślub. Kapłan prawie zemdlał. Kilka innych osób też.
– Możliwe też, że twoja matka nie wytrzymała takiej ilości świętości i po prostu wyparowała – zasugerował z uśmiechem rozglądając się po zgromadzonych, gdy weszli do sali jadalnej. Chwilę temu jeszcze okupował księgę gości długo myśląc co napisać bez względu na to, czy jego partnerka wywracała na to oczami, czy też nie. Swoich rodziców wiedział, że nie zobaczy. Po tym gdy postanowili przeprowadzić się do Wenecji raczej nie pojawiali się na ślubach osób, które nie były ich ślubami bliskimi krewnymi, czy przyjaciółmi. A w sumie szkoda, bo to wesele na razie zapowiadało się na bardzo udane. Widać było, że para młoda naprawdę zadbała o jego każdy aspekt i to się chwaliło.
– Charlotte, naprawdę, w pewnym wieku musisz się w końcu pogodzić z tym, że przy mnie nigdy nie będziesz najpiękniejsza osobą w całym pomieszczeniu. – Przecież wiedział, że z zaczesanymi włosami i w czarnym garniturze ozdobionym czerwonymi, wyszywanymi pawiami, prezentował się od niej lepiej. Nachylił się kobiety z uśmiechem, tak by tylko ona go usłyszała. – Ale na pocieszenie powiem, że gdyby ktoś rzucił na mnie obliviate, a potem kazał powiedzieć kto tu jest panną młodą, to wskazałbym ciebie. – Niech się cieszy z tego komplementu i już nie gada, że wygląda lepiej od niego. – Anthony? Nie… Chyba jeszcze trochę wytrzyma. Na razie może chodźmy złożyć życzenia parze młodej.
Musiał jednak jeszcze trochę poczekać z życzeniami, bo oto zobaczył ją. Swoją niedoszłą teściową. Charlotte mogła zobaczyć, jak uśmiech na twarzy przyjaciela na chwilę staje się nieco bardziej diabelski, by potem szybko zniknąć.
– Persephone! – wykrzyknął z wyćwiczoną serdecznością, gdy tylko skierowali się w stronę matki Charlotte zupełnie jakby kobieta pewnie najchętniej nie zepchnęłaby go z klifu. – Jak dobrze cię widzieć! Wspaniałe wesele, prawda? Cudowna sukienka. Muszę przyznać, że zawsze podziwiałem twoją odwagę do ignorowania tych wszystkich modowych ekspertów i ubierania się tak jak ty sądzisz, że jest najlepiej.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (86), Vakel Dolohov (4601), Eden Lestrange (3470), Erik Longbottom (1959), Geraldine Yaxley (2553), Elliott Malfoy (1818), Atreus Bulstrode (3090), Maeve Chang (2327), Perseus Black (6995), Florence Bulstrode (4185), Annaleigh Dolohov (2420), Bard Beedle (3687), Rowena Ravenclaw (1633), Lyssa Dolohov (4335), Peregrinus Trelawney (2902), Victoria Lestrange (9114), Sauriel Rookwood (8778), Pan Losu (1065), Ulysses Rookwood (3480), Louvain Lestrange (2769), The Edge (3390), Bellatrix Black (2539), Desmond Malfoy (1847), Oleander Crouch (1811), Augustus Rookwood (739), Laurent Prewett (5386), Laurence Lestrange (2605), Christopher Rosier (2447), Imogen Rookwood (1243), Lorraine Malfoy (6872), Edward Prewett (463), Septima Ollivander (677), Leviathan Rowle (855), The Overseer (1575), Alexander Mulciber (6092), Ambrosia McKinnon (1617), Rodolphus Lestrange (3360), Albert Rookwood (1218), Morpheus Longbottom (3345), Anastazja Dolohov-Burke (619), Millie Moody (3720), Isaac Bagshot (1894), Anthony Shafiq (6079), Jonathan Selwyn (3381), Mirabella Plunkett (567), Charlotte Kelly (2647), Jagoda Brodzki (1744)

Wątek zamknięty  Dodaj do kolejeczki 

Strony (33): « Wstecz 1 … 3 4 5 6 7 … 33 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa