Lądowanie
Wykonane przez Wilhelma szyszki prowadziły na niewielkich rozmiarów polankę otoczoną młodymi drzewkami. Nie wyróżniała się absolutnie niczym spośród polan, które widzieliście w swoim życiu - porośnięta roślinnością, zapraszała do mniej i bardziej efektownych lądowań świstoklikiem. Pierwszą osobą, która wylądowała na polanie, była Loretta Lestrange. Upokorzona przez mężczyznę w lesie, zdecydowała się na szybką ewakuację. Drugą osobą, która wylądowała na polanie, był naśladowca imieniem Dante, którego kojarzyliście wszyscy z bycia młodszym bratem jednego ze Śmierciożerców - Halla. Hall jednak na polanie nie wylądował wcale (bo go pojmali Brygadziści), Dante natomiast zaliczył najgorsze z możliwych lądowań, nie licząc tego, w którym zostaje się zniesionym na drzewo (padł na trawę jak kukła, przetoczył się z metr, a później zaczął skowyczeć nad losem brata i nie raczył ponieść twarzy z gruntu). Po nim wylądowała dwójka, ta co ich Brygadziści porzucili nieopodal szalejącego żywiołaka - mieli poszarpane szaty i wyglądali jak siedem nieszczęść, ale stali tak dumnie, jakby tam co najmniej zabili Ministrę Magii. Nic do nikogo nie powiedzieli, a jedynie oczekiwali na resztę. Następny musiał wylądować jakiś ich kolega, bo stanął obok na lekko zgiętych nogach.
- Kurwa, ale się spociłem - rzucił głośno, po czym odkaszlnął. Nie raczył jednak ściągnąć maski zakrywającej jego twarz. - Trzech rozkładałem w pojedynkę, ale wtedy dobiegła tam jeszcze druga trójka, wszyscy kurwa szlamojebcy.
Robiło się trochę wietrznie i wylądowała obok was kolejna osoba - Sauriel, zamaskowany i wciąż niemy, ale mający wrażenie, że cholerne zaklęcie powoli puszczało. Nie całkowicie, ale minimalnie tak - na środku warg utworzyła mu się mała dziurka, przez którą mógłby gwizdnąć, gdyby zechciał wydać z siebie taki dźwięk. Niedługo po nim pojawił się jeszcze jeden mężczyzna, a potem długo nic...
- No i gdzie oni kurwa są? Dante, zamknij wreszcie mordę, bo nie słyszę własnych myśli.
Dante wciąż łkał.
Wiatr wiał już naprawdę pieruńsko mocno, a kolejne osoby się nie pojawiały, chociaż powinny, bo to z nimi mieliście odpalić świstoklik czekający na was w centrum polany, docelowo mający zabrać was do kryjówki w okolicy, w której mieliście schronić się przed czymś. Voldemort nie powiedział wam, przed czym niby, ale skoro zaplanował ten plan ucieczki, kimże byliście, aby w niego zwątpić? A może właśnie mieliście w niego zwątpić? Może to wszystko to była jakaś idiotyczna pułapka, może los sobie z was drwił? Świstoklik znajdował się zaraz obok, ale czuliście się porzuceni, zdani na pastwę losu, kompletnie bezsilni wobec praw rządzących światem. Osobą, która zrozumiała co się z wami działo był nie kto inny jak Sauriel. Dostrzegł ruch w lesie. Inni by go pewnie zignorowali, ale on już miał styczność z tym żrącym energię paskudztwem. Cokolwiek to było, mieszało w waszych umysłach - wzbudzało w was lęk któregoś z was i ten lęk nasilał się z każdą sekundą, z każdym oddechem. Chcieliście stąd pewnie uciec, ale nie wszyscy wrócili. Mroczny Znak rozbłysnął już na niebie, dając sygnał do odwrotu, ile jeszcze powinniście tu zaczekać?
Wpół tej myśli, przerywając wasze rozmowy, na polanie ląduje Chester. Wygląda najgorzej z was wszystkich, nie ma na sobie maski - widzicie jego twarz zlaną potem i oblepioną brudem. Nie ma z nim nikogo więcej.
Lądując rzucacie kością k100
1 - Postać uderza o drzewo.
2-30 - Postać upada niefortunnie doznając lekkiego uszczerbku na zdrowiu (określa MG).
31-50 - Postać ląduje jak Dante, ale nic jej nie jest.
51-70 - Postać ląduje na nogi, ale chwieje się chwilę próbując złapać równowagę.
71-99 - Lądowanie idealne.
100 - Tajemnica.
Do wyniku dodajecie +10 za każdą kropkę w aktywności fizycznej.
Odpiszcie dwie kolejki i zdecydujcie, czy czekacie na kogoś jeszcze (brakuje Stanleya, brakuje trójki, która była z Voldemortem przy ogniskach). Weźcie to proszę na priorytet, albo dajcie mi znać przez PW, żebym wiedziała, co zrobić ze Stanleyem.