• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka Knieja Godryka v
1 2 Dalej »
1972, Wiosna - 1, 2 maja / Rachunek sumienia - Lądowanie

1972, Wiosna - 1, 2 maja / Rachunek sumienia - Lądowanie
Widmo
every human has a spark of divine nature, and sin does not separate us from it
Jeden z bogów-duchów (loa) w panteonie religii voodoo. Strażnik granicy między światem żywych i umarłych, "opiekun rozdroży", umożliwia kontakt z duchami zmarłych i innymi istotami duchowymi. Symbol Legby veve przypomina stylizowany klucz. Po śmierci pomaga duchom zmarłych odnaleźć drogę do zaświatów, gdzie spotkają się z loa.

Papa Legba
#11
10.07.2023, 12:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.03.2024, 13:13 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Użyto do Rozliczenia Wiosny 1972 - Peppa Potter

Sauriel wyczarował ścianę ognia na szerokości pięciu metrów i wysokości dwóch. Szła ona po półokręgu z jednej... cóż, dość przypadkowo wybranej strony. Na pewno chroniła go ze 180 stopni. O ile potwory nie lubiły ognia.

Panom udało się w końcu spotkać. Zaklęcie rzucone wcześniej na Sauriela uchroniło Stanleya od zbyt wielkiego rozlewu słów. Gdy Rookwood się trochę uspokoił, dostrzegł jakąś zmianę w swoim gardle — mógł już mówić.

Spojrzał w niebo i nic mu to nie powiedziało. Bardzo dobrze orientował się w którym miejscu znajdowała się polana z festynem względem Doliny Godryka. Jego imponująca wiedza o świecie ogarniała mapy ludzkich siedlisk. Niestety sprawa wyglądała inaczej, gdy chodziło o tereny nieskażone ludzką stopą. Las, w którym znajdowali się Śmierciożercy, był dziki i niezbadany. Gwiazdy, z których chciał wyczytać kierunek, nic mu nie mówiły. Niestety z wiedzy przyrodniczej był kompletną łamagą.

Tajemnicze zjawy zbliżały się do czarodziejów. Mogli poczuć, jak zalewa ich smutek, rozpacz i beznadzieja.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#12
11.07.2023, 19:00  ✶  

Opuścili go wszyscy ale nie jego zmysły... Te nadal pozostawały wystarczająco wyostrzone do tego stopnia, że jego werdykt odnośnie znajomej sylwetki okazał się poprawny. Pomylił się tylko w jednej kwestii - wrzucenia tego przeklętego krukona do jednego worka, zupełnie jakby zapomniał, że może na nim polegać. Może to przez strach albo zmęczenie? Jesteś... Odetchnął z ulgą kiedy dotarła do niego wiadomość, że stojącą przed nim osoba bez maski to nikt inny jak Sauriel. Przez krótki moment chciał się na niego rzucić ze szczęścia ale myśl, że wyrok z Wizengamotu jest tuż za rogiem, skutecznie go do tego zniechęciła.

Oczy, brwi i wyraz twarzy mówiły wszystko - jego przyjaciel się właśnie gotował, a może wręcz już wykipiał? W tym momencie nie przeszkadzało mu nawet to całe wkurwienie, które gotowało się w Rookwodzie. Brak żadnego słowa był zaskoczeniem dla Stanleya. Spodziewał się soczystego opierdolu widząc jak emocjonalnie reagował drugi Śmierciożerca. Sam Borgin by się zapewne roześmiał widząc jak żywo gestykulował stojący przed nim mim. W chwili w której złapał go za kołnierz aby pomóc mu się podnieść, zrozumiał, że trzymanie języka za zębami było również dobrym zagraniem - bo w końcu zapomniał ile on miał krzepy.

Lata siedzenia za biurkiem bez haratania w mugolską zabawę - zwaną piłką nożną - odcisnęły swoje piętno na wysportowaniu Vulturisa, więc nie do końca rozumiał skąd ta frustracja u Sauriela. Bo o ile mógł zrozumieć, że spóźnienie było częściowo jego winą, tak kwestię zmęczenia uznawał za winę Ministerstwa Magii, Corvusa, układu planet czy setki innych rzeczy, które mógłby wymienić gdyby tylko miał na to czas i siły.

Z zainteresowaniem przyglądał się jak Pardus stawia ścianę ognia między nimi, a... czymś? No właśnie. Czym było to "coś" co kryło się w lesie? Stanley nie miał przecież na myśli Aurorów czy innych brygadzistów - tych się nie bał w porównaniu do "tego". Twór jego przyjaciela był imponujący ale nie sprawił, że ten poczuł się lepiej. Było wręcz przeciwnie. Z sekundy na sekundę, Borgin czuł jak po raz kolejny jeży mu się skóra, a do uszu dobiega dźwięk sędziowskiego młotka... puk, puk... Stanley Andrew Borgin skazany na dożywocie w Azkabanie... Złapał się za głowę, starając się zasłonić małżowiny uszne - zupełnie jakby chciał zablokować dochodzące stukanie. Próbował myśleć o czymkolwiek innym co tylko by mu przyszło do głowy. Coś co zagłuszy ten paraliżujący ton - o starych czasach, Stelli czy pijackich eskapadach z druhami. O rzeczach miłych, które jednak nie przynosiły zamierzonego efektu. Vulturis był święcie przekonany, że właśnie znajduje się na sali rozpraw. Nie mógł stwierdzić co było rzeczywistością, a co nie. W tej chwili nie był nawet pewien czy Sauriel stoi obok niego czy też jest wytworem jego wyobraźni.

- NIE! - wykrzyczał ewidentnie nie zgadzając się na werdykt sądu, czując jak cały obchodzi lodowatym potem - C-C-Co... J-Jest w tym lesie... - zapytał drżącym głosem, ignorując fakt, że Sauriel nie jest w stanie albo po prostu nie chce mu odpowiedzieć. Mimo słabości, która go dopadła w tym momencie, skierował swoją różdżkę w kierunku ściany ognia aby być gotowym na wszystko. Cała dłoń mu się przy tym trzęsła. Nie miał przecież zamiaru oddać się wymiarowy sprawiedliwości - wolał zginąć, niż widzieć jak setki czy tysiące oczu oceniają jego osobę przed ostatecznym sądem. Wolał aby o jego tożsamości dowiedzieli się w momencie gdy nie będzie już stąpać po tym świecie.

- Błagam Cię.. Powiedz coś... - wydukał panicznym głosem, licząc, że jakiekolwiek zdanie wypowiedziane przez Rookwooda przyniesie tak długo wyczekiwanie ukojenie... albo przynajmniej na moment zagłuszy ten koszmar, który dział się wokół nich. Nie oczekiwał dużo, jedynie odpowiedzi na swoje słowa albo planu działania jako, że on miał pustkę w głowie.

Zakręcił sprawnie różdżką, wykonując przy tym krótką inkantację aby wyczarować tarczę ochronną wokół ich dwójki. Nie wierzył, że może to powstrzymać "te" myśli ale obawiał się ataku w każdym momencie - zarówno ze strony funkcjonariuszy Ministerstwa jak i "tego czegoś".


Próba stworzenia tarczy ochronnej na Stanley'u i Sauriel'u. Korzystam z rozproszenia.
Rzut PO 1d100 - 46
Sukces!


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#13
12.07.2023, 22:50  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.07.2023, 22:51 przez Sauriel Rookwood.)  

Nerwy czyniły cuda - jednym odbierały moc, drugich uskrzydlały. Choć były to skrzydła, które bardzo szybko się spalały. Edypowe. Rookwood był przyzwyczajony do różnych sytuacji, ale nigdy nie miał anielskiej cierpliwości - skoro o skrzydłach mowa. I zawsze był szybki do wkurwiania się, zarówno w Hogwarcie w ostatnich latach jak i po nim. Pozorne zblazowanie i chillera utopia? Nie, to nie była poza - natomiast łatwo było je zastąpić ogniem. Takim samym, jaki wystrzelił z jego różdżki i dla odmiany miał zalać nie Stanleya, tylko te potwory. Stanley jeszcze zapracuje na swoją wiązankę.

Był bardzo przyzwyczajony do tego, że ludzie ulegali jego sile. Kiedy wszystkie dzieci uczyły się rzucać Protego, Sauriel opanowywał sekretne zaklęcie Łokieć, Pięta - Nie Ma Klienta. Przyjaźń u niektórych zaczynała się od pierwszego wpierdolu. Czy dostanie wpierdolu w piłce nożnej też się do tego zaliczało? Nie wiem, ale Sauriel nie chciał uczynić Stanleyowi żadnej krzywdy. Wręcz przeciwnie - chciał go wyciągnąć z tego gówna. Sęk w tym, że kiedy nie żyjesz o wiele łatwiej zachować, heh, zimną krew. Bo nie waliło mu serce, bo nie było adrenaliny, która by burzyła mu myśli. Co najwyżej był gniew, że jest tutaj z nim i... nie wiedział, co dalej. Jeśli to kogokolwiek pocieszy, to w ciągu 15 minut czekania na Stanleya próbował się dowiedzieć i jakiś plan wymyślić. Jak na załączonym obrazku widać - plan powstał prosty. RUN.

- ...URWA PRZESTAŃ SIĘ MAZGAIĆ GOŚCIU! - Proszę bardzo! Stanley szukał czegoś, co zagłuszy głos w jego głowie? Oto on! Sauriel znów mógł mówić! I, cholera, czemu teraz znowu tęczowy pył nie rozbłysnął wokół Rookwooda - tego nie rozumiał absolutnie! Bo sam by sobie przyklasnął, w tym momencie zdziwił samego siebie, że coś z siebie wykrztusił. Na tyle, że Stanley przez moment przestał być targany. W każdym razie zdziwienie na moment przecięło gniew na jego własnej mordzie. Ale tylko na moment. - Nie żadne NIE, tylko się ogarnij, JESUS! - Puścił kołnierz Stanleya i złapał go za przedramię - trochę bez wyczucia. I teraz już naprawdę go pociągnął, zdecydowanie i szybko. W przeciwną stronę do Beltane. A przynajmniej wydawało mu się, że to strona przeciwna. - [b]Twoja stara. - Parsknął do przerażonego mężczyzny. Kolejnego przerażonego. Stanley miał chyba naprawdę dużo szczęścia, że został z nim akurat ktoś, kto niekoniecznie Diabła się bał. I kto był na tyle nieczuły, żeby nie panikować razem z nim. Cóż, poprzedni, który panikował, został obity przez Sauriela... i Sauriel prawie rzucił go tamtym stworom na pożarcie. Szczęście? No na pewno! W końcu Sauriel tak naprawdę był ukrytym rycerzem na koniu. Albo przynajmniej z koniem. W majtkach. Zawsze coś.

-  Wiedziałeś, że zwłoki Charliego Chaplina zostały kiedyś porwane dla okupu? - Wypalił ze swoją słynną wiedzą bezużyteczną, kiedy Stanley wydukał błagalnie, żeby coś powiedział. Kłamstwem byłoby jednak powiedzenie, że wampir się nie martwił. Martwił. O Victorię, o Fergusa, o Stanleya... a teraz za Stanleya był odpowiedzialny. Trzymał jego przedramię i nie zamierzał go puszczać. - A Churchill był bardziej pojebany, niż mówią - mordował niewinne owieczki. - Mruczał, zakochany aktualnie w brzmieniu własnego głosu, bo znowu mógł mówić. - Stanley. Skup się. Możesz się teleportować? Próbuj, jak będziemy biec. - Prowadził Stanleya dalej. Między drzewami. W tych dzikich i dziewiczych ostępach, w których poruszać się nie potrafił. I liczył na cd.

[/b]


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Widmo
every human has a spark of divine nature, and sin does not separate us from it
Jeden z bogów-duchów (loa) w panteonie religii voodoo. Strażnik granicy między światem żywych i umarłych, "opiekun rozdroży", umożliwia kontakt z duchami zmarłych i innymi istotami duchowymi. Symbol Legby veve przypomina stylizowany klucz. Po śmierci pomaga duchom zmarłych odnaleźć drogę do zaświatów, gdzie spotkają się z loa.

Papa Legba
#14
13.07.2023, 10:45  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.03.2024, 13:13 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Użyto do Rozliczenia Wiosny 1972 - Peppa Potter

Stanley wyczarował tarczę, dzięki której byli z każdej strony "zamurowani" w bezpiecznym kręgu. Sauriel jednak postanowił wyciągnąć ich i dalej przemierzać las. I to był dobry wybór. Półprzezroczyste bestie przeniknęły ścianę ognia. Ich styl poruszania się przypominał czołganie. Przesuwały się dalej w stronę czarodziejów. Niespiesznie. Bo otaczały ich prawie z każdej strony.

Gdyby Stanley próbował się teleportować, poczułby opór. Wciąż byli na terenie, na którym nie dało się nic zdziałać.

Oddalali się od polany w otoczeniu potworów. A z naprzeciwka dostrzegli jakąś postać. W dość oczywistym mundurku Ministerstwa.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#15
13.07.2023, 22:36  ✶  

Jazgot, ponieważ należało nazywać rzeczy po imieniu, który generował Sauriel był wystarczająco dobrą alternatywą dla dźwięku sędziowskiego młotka. Należało się jednak zastanowić co było gorsze z tych dwóch możliwości - wkurwiony Rookwood czy dziwny las. Gdyby nie fakt, że ze zdenerwowanym osobnikiem - bo to chyba najlepsze określenie - zna się nie od dziś to najpewniej wybrałby ten przeklęty las. W kwestii mazgajenia się łatwo było powiedzieć ale dużo trudniej zrobić. Stanley może i był po części wypaczony z pewnych uczuć ale nadal pozostawał człowiekiem, który się bał czy miał jakieś marzenia, a jednym z nich nie była śmierć podczas Beltane w 1972 roku czy skazanie w Wizengamocie.

O ile "psem" był już kilka dobrych lat, tak w momencie pociągnięcia za ramię, poczuł się jak mały szczeniak, którego matka wyciąga na spacer. W tej chwili wcale mu to jednak nie przeszkadzało. Zmysły młodego brygadzisty płatały teraz figle, nie współpracowały z nim, a przede wszystkim oszukiwały, nic więc dziwnego, że Borgin całkowicie oddał swoje życie w ręce przyjaciela - licząc, że ten nie pozwoli aby stała mu się krzywda.

Na słowa o zwłokach Charliego Chaplina stanął niczym wryty w ziemię. Co to ma kurwa wspólnego z naszym położeniem? Zastanawiał się, próbując połączyć te chore kropki. Czy to była jakaś sugestia, której nie do końca rozumiał? Albo może właśnie miał tego nie rozumieć? Czy była to sprytna zagrywka Sauriela, która miała skonfundować go na tyle aby jego mózg nie był w stanie przetwarzać strachu płynącego z lasu? Bo jeżeli tak - to pełen sukces, dopiął swego.

- Dobra. Masz rację. Dam radę - zapewnił mężczyznę, przełykając ciężko ślinę - Mogę spróbować ale cała magia działa dziwnie odkąd pojawiła się ta wichura - poinformował Rookwooda, nie wiedząc czy ten ma o tym pojęcie czy jednak nie. Sama walka z Harper Moody nie należała do najprostszych pod koniec potyczki. Czary działały jakby... nie tak? - Ruszajmy - kiwnął głową na zgodę i zebrał się do truchtu. Boląca kostka nie była niczym przyjemnym i wcale nie pomagała w ucieczce w bezpieczne miejsce. Z grymasem pod maską ruszył w kierunku w którym prowadził go jego rycerz na czarnym koniu... bo na biały nie zasługiwał - w końcu nosił czarną szatę... I był srogo popierdolony ale to tylko sprawiało, że jeszcze bardziej cenił sobie z nim przyjaźń - Kurwa mać... Gówno nie działa. Nie przeteleportujemy się - wycedził przez maskę, nie szczędząc słów. Wszystko co mogło iść nie tak - właśnie szło.

Po kilku, bądź kilkunastu metrach dostrzegł kogoś w ministerialnych mundurze - te poznałby wszędzie, sam je przecież nosił - Maska... - rzucił do przyjaciela, ponieważ nie chciał być jednym z brygadzistów, którzy musieliby go kiedyś aresztować. Gdyby stanęli na przeciwko siebie w innej scenerii, mogłoby być trochę nie zręcznie, zwłaszcza kiedy mieliby udawać, że się wzajemnie nie znają - Co z nim robimy? Nie puści nas od tak - zapytał zwalniając, a następnie przechodząc do szybkiego chodu. Moment później wykierował różdżkę przed siebie w kierunku ministerialnej zguby. Dobry cruciatus nigdy nie był zły ale nie chciał wychodzić przed szereg. Dwóch na jednego to był jak najbardziej uczciwy pojedynek - Crucio? - zaproponował z ewidentnie weselszym głosem. Cierpienie było przyjemne dopóki nie było sprawianie nam samym i Stanley bardzo dobrze o tym wiedział. Jego przyjaciel raczej preferował tajne sztuki wudżitsu ale należało się zastanowić czy mistrz Sauriela nie polecił unikać mu niepotrzebnych walek, wszak na świecie i tak jest wystarczająco dużo kalek.



"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#16
14.07.2023, 21:40  ✶  

Dyskutowanie z debilami podobno nie miało sensu, bo najpierw cię sprowadzą do swojego poziomu a potem - pokonają doświadczeniem. Dlatego z Saurielem nie warto było dyskutować. Zwłaszcza, kiedy, jak ładnie określił to Stanley - jazgotał. Choć według Sauriela było to po prostu darcie pizdy. Może i wypadałoby, no nie wiem, SPOKOJNIE POROZMAWIAĆ, ale chyba możemy nad tym przejść do akcji - ta dwójka nie była teraz zdolna do spokojnych rozmów. Wszystko podsycane było strachem, który wpełzał w serca. A Sauriel wręcz czuł, że nie może już ukryć swoich kłów cisnących się na dziąsła ani uciszyć tej Bestii, która domagała się wyrównania strat. I to niekoniecznie proporcjonalnie do zniknięcia siły życiowej. Ona zawsze była głodna. I zawsze chciała więcej. Nie wprawiało to w nastrój optymistyczny. Prawdę mówiąc to czarnowłosy, mianowany rycerzem na koniu czarnym, nie był pewien, kiedy nastąpi moment, w którym sam stanie się zagrożeniem dla przyjaciela. Jedną z bestii buszującą w lesie, bo czy w końcu nie napędzał ich ten sam instynkt? Potrzeba odebrania komuś życia? Na razie jednak trzymał to w ryzach. Trzymał SIEBIE w ryzach. Jeszcze nie przeprocesował tego, że dobrze, że został. Że Stanley był w o wiele gorszym stanie, niż zdawał sobie jeszcze z tego sprawę. Lecz spokojnie. Kiedy już ten wywołany, przeklęty cooldown minie dotrzemy do odpowiednich wniosków...

A tak, gadanie pierdół miało to właśnie jedyne zadanie - miało rozproszyć. Miało skupić uwagę Stanleya na pierdole, żeby nie myślał o tym, co go otacza. Czyli w sumie co? Drzewa? Ciemność? Jak to jest zamienić się z łowcy w zwierzynę, bo wampiry to chyba lubiły się uważać za szczyt łańcucha pokarmowego. Sauriel niekoniecznie miał się za takowego, ale fakt był taki, że raczej czuł się koksikiem nocą. Tym typem spod czarnej gwiazdy, którego mijasz w uliczkach, a nie który... spierdala przed chuj wie czym w lesie. Brakowało tylko żeby mu się nogi na mchu ślizgały. Dzięki bogom - obyło się bez tego.

- Dasz. - Potwierdził już krótko, słysząc nawet po głosie Stanleya, że zyskał jakąś stabilność. Jakąkolwiek. Oby nie była tylko tymczasowa, bo wyszukiwanie kolejnych bzdurnych ciekawostek z głowy zmusiłoby go teraz do chwili zastanowienia. A jakoś nie chciał się nad tym zastanawiać. Chciał się zastanawiać nad tym, czy dokądś dotrą. Albo nad tym, czy Stanley właśnie myśli, że Sauriel wie, co robi. Nie miał za chuja pojęcia. Ale starał się wyglądać na takiego, co ma wszystko pod kontrolą. - Jak to cała? - No więc Stanley nie wiedział jeszcze, że Sauriel się nie potrafił teleportować. No a poza tym - jego zaklęcia jak dotąd nie robiły żadych dziwnych rzeczy. Jak się pojedynkował z dwójką aurorów to też nic dziwnego się nie działo. - To próbuj co jakiś czas! - Fajnie by było powiedzieć, że to była zachęta, ale w zasadzie to brzmiało jak rozkaz.

Czarnowłosy zsunął na twarz maskę, widząc sylwetkę między drzewami. Przypomnienie Stanleya było pomocne, żeby zorientować się wcześniej niż później. W pierwszym momencie pomyślał, że to jeden z "naszych". Ale nie. Tylko...

- Co to kurwa tu robi... - Mruknął bardziej do samego siebie niż do Stanleya. No bo skąd on tu? Wynik dziwnej teleportacji? Totalny zabłądzeniec z Beltane? Czy jaki chuj? - Baw się. - Zachęcił Stanleya, mając wrażenie, że jego towarzysz zabrzmiał wręcz z ekscytacją. Jak młodszy brat, który pyta tego starszego o pozwolenie. Sauriel był ostatnią osobą, którą można było podejrzewać o jakieś uniki, ale teraz nie zamierzał nawet kombinować. Pociągnął różdżką w powietrzu, chcąc rozsadzić przeciwnika.


Rzut Z 1d100 - 88
Sukces!


[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Widmo
every human has a spark of divine nature, and sin does not separate us from it
Jeden z bogów-duchów (loa) w panteonie religii voodoo. Strażnik granicy między światem żywych i umarłych, "opiekun rozdroży", umożliwia kontakt z duchami zmarłych i innymi istotami duchowymi. Symbol Legby veve przypomina stylizowany klucz. Po śmierci pomaga duchom zmarłych odnaleźć drogę do zaświatów, gdzie spotkają się z loa.

Papa Legba
#17
16.07.2023, 13:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.03.2024, 13:13 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Użyto do Rozliczenia Wiosny 1972 - Peppa Potter

Brygadzista był dość daleko. Nie zauważył jeszcze śmierciożerców. Ale syk przecinającego powietrze zaklęcia wszystko zmienił. Czarodziejowi udało się obronić. Wiedział już o nadchodzącym zagrożeniu. Krzyknął coś za siebie. Wynurzyło się czterech innych. Wskazał na kierunek, z którego nadszedł atak.

Sauriel i Stanley chyba jeszcze nie zostali zauważeni — ciemne szaty pozwoliły im lepiej chronić się w lesie. Ale w każdej chwili mogło to się zmienić. Najwyraźniej Ministerstwo w pełnym składzie przybyło na miejsce wydarzeń, by znaleźć podejrzanych i ofiary. Szaty Śmierciożerców chroniły ich z daleka, ale z bliska będą jednoznacznym dowodem zbrodni. Sauriel i Stanley musieli szybko zdecydować się na kolejny ruch.

Ogórkowy Baron
Świat nie ma sensu. Trzeba mu go nadać samemu
Stanley mierzy około metra dziewięćdziesięciu wzrostu i jest atletycznej budowy ciała. Jego krótko ścięte, zaczesane na bok ciemnobrązowe włosy okalają owalną twarz, która zrobią piwne oczy. Zawsze ma lekki, kilkudniowy zarost w postaci wąsa i brody. Na co dzień można go spotkać noszącego mundur brygadzisty. Jeżeli jednak uda się komuś go wyciągnąć na jakąś aktywność niedotyczącą pracy to przybędzie w długim, ciemnym płaszczu, a pod spodem będzie miał koszulę i najprawdopodobniej krawat. Wypowiada się w sposób spokojny dopóki nie zostanie wyprowadzony z równowagi.

Stanley Andrew Borgin
#18
16.07.2023, 19:50  ✶  

Nie miał zielonego pojęcia jakby mógł mu to wytłumaczyć ale przecież widział to na własne oczy. Magia po prostu... Nie działała, a już na pewno nie tak jak ich uczono w szkole czy na różnych kursach. Może gdyby uważał bardziej na zajęciach to byłby w stanie wytłumaczyć mu to zjawisko. Zważając jednak na ambiwalentne podejście do większości przedmiotów w Hogwarcie, nie posiadał wiedzy na ten temat i tym samym dał sobie spokój z tłumaczeniem. Tak powinno być lepiej dla wszystkich...

Stanley mógłby próbować teleportacji stąd do usranej śmierci, a i tak zapewne by to się nie udało. Nie wiedział czy powinien informować Sauriela o tym, że znał sztukę pojedynczej teleportacji - ta grupowa była mu całkowicie obca. Na całe szczęście nie działała ona tak jak powinna, a gdyby tak było to i tak by został z Rookwoodem. Skoro ten na niego czekał, Borgin nie zamierzał go zostawić na pastwę losu. Albo wyjdą stąd razem albo wcale.

Zgoda, pozwolenie, a raczej akceptacja pomniejszego planu, który miał na celu wyeliminowanie Ministerialnej zguby ucieszył Stanleya. Widząc jak ochoczo do tematu podszedł Sauriel, sam skierował różdżkę w kierunku osamotnionej owieczki. I był już gotowy aby cisnąć w niego cruciatusem kiedy tamten zwołał kolegów... No proszę... Banda łysego... Pięciu na jednego... Oczywiście liczył tylko swojego przyjaciela, ponieważ jego stan pozwalał mu na podjęcie walki, a Borgin mimo przebłysków świadomości, nadal nie czuł się zbyt pewnie w tej okolicy.

- Pierdolone ministerstwo... Ściągnęli posiłki... - zacisnął mocniej dłoń na rękojeści - Nici z zabawy... - przyznał smutniejszym głosem, a następnie zaczął się rozglądać w poszukiwaniu nowego planu. Za nimi było "coś", przed nimi brygadziści z Aurorami. Wbiegnięcie z polany do lasu było trochę jak przejście z deszczu pod rynnę - tak źle i tak nie dobrze - Wiem - uniósł swój magiczny patyk do góry - Spróbuję transmutować nasze szaty w płaszcze, a maski w kaptury do tego odzienia. Będziemy udawać ofiary tych złych Śmierciożerców... - parsknął śmiechem pod nosem - Jest szansa, że nam się uda - zaproponował, powstrzymując się jeszcze na chwilę przed rzuceniem czaru - Ale gdyby mi się nie udało, wracamy do naszego pierwotnego planu i wiejemy w prawo - wskazał ruchem głowy drogę między funkcjonariuszami Ministerstwa, a "czymś" z południa - To będzie nasza jedyna droga ratunku - dodał, biorąc głęboki oddech. Stanley, spokojnie. Dasz radę. To nie jest takie trudne... Dodawał sobie otuchy, próbując tym samym skupić się wystarczająco mocno aby czar zakończył się sukcesem.

Borgin wykonał sprawny ruch różdżką, poprzedzony krótką inkantacją, a następnie spróbował zamienić Śmierciożercze szaty i maski w płaszcze z kapturami. Liczył, że transmutacja będzie na tyle długa aby pozwoliła im na minięcie brygadzistów i opuszczenie Doliny Godryka w spokoju.



Rzut na transmutację
Rzut N 1d100 - 54
Sukces!


"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina

"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#19
16.07.2023, 22:22  ✶  

Byli siebie warci, co? Zamiast skupiać się na rzeczach istotnych to... właściwie co oni robili w Hogwarcie? Sauriel pił, wdawał się w bójki, robił problemy i włóczył po korytarzach. W międzyczasie obrywał od woźnego - miał po tym sporo blizn, bo mężczyzna nie cackał się w swoim wymierzaniu kary. Resztę blizn powynosił z domu albo z ciemnych uliczek, gdzie nikt normalny nie chodzi bez wyciągniętej różdżki. Choć sam Sauriel preferował dobry nóż za pasem. Nie było więc wytłumaczeń, ale i Sauriel tak naprawdę teraz ich nie oczekiwał i ich nie szukał. Mieli ważniejsze w końcu rzeczy na głowie. Albo za głową. Albo przy? Gdziekolwiek te istoty były to chyba przestały ich gonić..? Czarnowłosy przestał odczuwać to nieznośne wysysanie sił, ten mór, który zsyłał na nich ciemny las, w którym cudem widzieli drogę przed sobą. Albo nie cud - to błogosławieństwo księżyca. Srebszysta poświata malowała im drogę i cholera, no może nawet odpaliłby się w jego duszy romantyk! Chyba miał słabość do Mulciberów.

Stanley widział pięciu i myślał: dejm, no nie udało się! Sauriel widział pięciu i myślał: NAJS, więcej mord do bicia! Tak, skłamałabym pisząc, że nie odczuł dreszczu podniecenia na myśl o tym, co mogło się tutaj dziać. Kiedy nie boisz się śmierci wystarczająco mocno to stykanie się z nią stawało się podniecające. Jednak to nie było najgorsze, co mogli ci zgotować aurorzy. I koniec końców - miał ze sobą Stanleya i gdzieś za sobą potworzyska, z którymi znowu nie chciał się stykać ani o nie ocierać. Więc oto byli tutaj - w punkcie, gdzie ten mądrzejszy z ich dwójki ruszył głową. Gdyby maska nie przysłaniała twarzy czarnowłosego to Stanley miałby szansę dostrzec na twarzy Sauriela, jak spogląda na tę piątkę. Nie ze strachem, nie z obawą. Nie. Jak wilk na sarnę. Wlepiał w nich czarne oczy i głód dobijał się do jego głowy, coś rozgrzewało od środka, wyrywając z tego wszystkiego... z tej beznadziei, w które wpędziły ich tamte stworzenia. Bez sensu. Chyba. Przecież pięciu na dwóch... no, banda łysego, kolego. Dobrze prawisz.

- Poradzisz sobie. - Odezwał się nad wyraz spokojnym i głębokim głosem. Spojrzał na przyjaciela i skinął głową, pozwalając się wyrwać z tego chwilowego stanu odrętwienia. Przeniósł zimną rękę z jego nadgarstka na jego pas, żeby przyciągnąć go do siebie, gdy czary zostały poczynione. - Brawo. Dobrze się spisałeś. - Właściwie to cieszył się, że Stanley tu był. Że przypominał mu o tym urywku człowieczeństwa, które jakby chciało teraz odpłynąć w siną dal. Odrą prosto do Bałtyku. Czy tam jakakolwiek rzeka płynęła przez tę przeklętą Anglię, bo z geografii akurat Sauriel nie był dobry...

Sauriel ze Stanleyem pod pachą, który utykał, ruszyli w kierunku brygadzistów.

- Ministerstwo? - Zapytał Sauriel, kiedy zbliżali się w ich kierunku. Czarnowłosy nie schował różdżki, dalej trzymał ją w dłoni. - Mam rannego z Beltane! Gonią nas jakieś... jakieś kurwa potwory nas gonią. - Sauriel nie był dobrym aktorem, ale tutaj nie potrzeba była aktorzenia, żeby z siebie coś wydobywać. Bo nerwy i napięcie nadal w nim było. A teraz miało wielkie oczy, wielkie jak spodki.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Widmo
every human has a spark of divine nature, and sin does not separate us from it
Jeden z bogów-duchów (loa) w panteonie religii voodoo. Strażnik granicy między światem żywych i umarłych, "opiekun rozdroży", umożliwia kontakt z duchami zmarłych i innymi istotami duchowymi. Symbol Legby veve przypomina stylizowany klucz. Po śmierci pomaga duchom zmarłych odnaleźć drogę do zaświatów, gdzie spotkają się z loa.

Papa Legba
#20
17.07.2023, 10:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 24.03.2024, 13:14 przez Morrigan.)  
adnotacja moderatora
Użyto do Rozliczenia Wiosny 1972 - Peppa Potter

Stanley z sukcesem przemienił szaty Śmierciożerców w bardziej neutralny strój. Gdy spotkali się z Brygadzistami, rozpoznał ich. Nie byli to jego najbliźsi koledzy z pracy, ale znał ich nazwiska. Oni również kojarzyli jego osobę.

— Panie Borgin, co się panu stało? — Spytał Finch, od razu podchodząc do niego. Stanley wiedział, że ten całkiem dobrze znał się na leczeniu, chociaż jego metody wzbudzały kontrowersje.

— O potworach już wiemy — odezwał się zaatakowany wcześniej brygadzista, Rhut Covsky. — Widzieliście kogoś jeszcze?

— Finch, zajmiesz się panem Borginem i odprowadzisz ich do Doliny — nakazał najwyższy z nich, Moody, znany też jako Jedyny Moody, Który Został Brygadzistą. — Weasley, ty pójdziesz z nimi. Dolina jest blisko, ale zawsze trzeba zachować czujność.

Rudy brygadzista skinął głową. Śmierciożercy zdali się uratowani. O ile, tak jak wspomniał Moody, dotrą bezpiecznie do Doliny.

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Eutierria (716), Loretta Lestrange (328), Chester Rookwood (929), Sauriel Rookwood (3914), Stanley Andrew Borgin (3051), Papa Legba (995)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa