Co dwie głowy to nie jedna... Nie raz to słyszał, a w głębi duszy nawet wyznawał. Na początku to rzeczywiście Sauriel wyszedł na prowadzenie w kwestii obmyślania planu ale kiedy tylko Stanley był w stanie zapanować nad sobą, nie pozostał mu dłużny i zaproponował alternatywne rozwiązane ich problemu - te akurat zostało przyjęte z entuzjazmem... chociaż czy ten szło w ogóle rozpoznać w głosie Rookwooda? Nie był pewien ale uznał "Dobrze się spisałeś" za właśnie taką wersję wydarzeń.
Transmutacja, która zakończyła się sukcesem, ujawniła w końcu twarz Borgina. Ta była przemęczona i cała zlana potem - przemawiał przez nią strach, który nadal dawał o sobie znać. Oczy biegały od lewej do prawej, nerwowo obserwując całą okolicę, ewidentnie nie potrafiąc skupić się na jednej rzeczy czy obiekcie. Zupełnie jakby przed chwilą coś chciało go zabić albo co najmniej skazać na dożywocie w Azkabanie.
Szybko podłapał motyw ze swoją kontuzją, której rzeczywiście się nabawił podczas ucieczki przez las. Mimo, że nie musiał udawać - ból w końcu był znaczący, zarówno ten psychiczny jak i fizyczny - pozwolił sobie na grymas niezadowolenia na twarzy - Panie Finch... Kurwa... Na Merlina... - rozpoczął, kuśtykając w stronę "kolegów" z pracy, wspierając się na Saurielu - Te podłe kreatury dopadły mnie w lesie. Próbowałem z nimi walczyć ale było ich za dużo i musiałem ratować się ucieczką. Gdyby nie ten dobry obywatel to najpewniej już byśmy ze sobą nie rozmawiali - przyznał, spoglądając na "prawego" czarodzieja, który przybył mu z odsieczą - Musiałem gdzieś źle stanąć albo się przewrócić. Nie mam pojęcia. Walczyłem o przetrwanie. Na szczęście dam radę jakoś dotrzeć do Doliny, jeszcze działa na mnie adrenalina - dodał, odchrząkując i tym samym biorąc kilka głębszych wdechów. Stanley ewidentnie nie chciał aby to właśnie Finch miał być jego docelowym lekarzem. Preferował jakieś sprawdzone środki jak wykwalifikowany personel medyczny albo taki, któremu można zagrozić gdyby nie wykonał swojej pracy poprawnie. Nie musiał raczej wspominać, że osobą wpisującą się w ramy drugiego wymogu był John, który na pewno ucieszyłby się na jego widok w środku nocy - Nie wiem. Wydaje mi się, że widziałem kogoś od nas ale to było hen daleko stąd. No i te stwory... - przerwał, ponieważ przeszły go dreszcze na które tylko lekko schował głowę w barkach - Na samą myśl o nich źle się czuje... - stwierdził kręcąc przecząco głową - Chodźmy stąd proszę. Nie chcę tu dłużej być... A wy na siebie uważajcie panowie - kiwnął do nich głową z uznaniem - Wolałbym was spotkać w pracy, a nie przyjść na wasz pogrzeb - zaznaczył, chociaż mogła to nie być do końca dobra pora na takie słowa. Z drugiej strony czy mogła być jakaś lepsza? To były słowa, które każdy wypowiedziałby do swojego druha, kompana czy po prostu kolegi z pracy - życząc powodzenia.
"Riddikulus!"
- Danielle Longbottom na widok Stanleya Bo[r]gina
"Jestem dumna, że pomagałeś podczas zamachu."
- Stella Avery na wieści o udziale Stanley w walkach podczas Beltane 1972