Rzuty ziomeczka
Czarownice słyszały kroki zbliżające się do drzwi. W pewnym momencie ustały. Jak gdyby gospodarz rozważał otwarcie drzwi. To w końcu nastąpiło. Leander wyglądał na zmęczonego, ale poza tym nie zmienił się wiele, odkąd Loretta widziała go ostatnim razem. W ręce trzymał różdżkę.
— Śniłaś mi się dzisiaj, wiesz? — Pytanie zadał tonem, który wyrażał jednocześnie niechęć, jak i wręcz przeciwnie — chęć zbliżenia się do niedoszłej małżonki.
Nie zdążył nic więcej powiedzieć. Loretta bez żadnego wstępu cisnęła w niego niewybaczalną klątwą. Utworzył tarczę. Ich zaklęcia zderzyły się z dużą siłą. Iskry zasyczały i obie strony musiały przymknąć powieki, by nie dać się oślepić powstałemu zjawisku.
Diana również próbowała coś zdziałać, ale jej wysiłek poszedł na marne.
— Całkiem nieźle... jak na kobietę... Czy już wyrzuciłaś z siebie co chciałaś, czy chcesz ponownie narazić się na aresztowanie w biały dzień? A może powinienem zaprosić do środka? Ciebie i... koleżankę. — Uniósł brew spoglądając na Dianę.