• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Reszta świata i wszechświata v
1 2 Dalej »
[3 lipca 1972] Cień tamtych dni | Robert & Richard

[3 lipca 1972] Cień tamtych dni | Robert & Richard
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#11
10.03.2024, 19:03  ✶  

Spojrzał na brata kontrolnie, kiedy ten zakrztusił się piwem. Czy wszystko było z nim w porządku? Może i na ogół to Richard był tym, który pełnił funkcje kogoś na kształt opiekunki, ale to nie znaczy, że Robert się o niego nigdy nie martwił. Nie przyjmował tym, co się z bliźniakiem działo. Po prostu nie okazywał tego wystarczająco często. Sam również obawiał się perspektywy utraty spodni, ale liczył na to, że w tym konkretnym przypadku zwyczajnie szczęście im dopisze i niczym tym Irlandczykom nie podpadną.

- Jeśli tyle razy Ci się nie udało wytłumaczyć ponoć prostych zasad, to znaczy że najpewniej kiepski z Ciebie tłumacz. - pozwolił sobie lekko dźgnąć brata. Słownie. O dziwo nawet rozbawiło to tę całą Aoife. I nawet pozostałych irlandczyków? Blondyn się zaśmiał. Nawet ta cała Sile... czy to lekki uśmiech? Szybko zniknął, ale prawie na pewno się pojawił. Nawet ładnie wyglądała kiedy się uśmiechała.

- Możemy spróbować Ci wszystko wytłumaczyć, już na meczu. Usiądziesz koło Liama i nic Ci nie umknie. Słowo. - zaproponowała ciemnowłosa. Głową skinęła w stronę znajomego, który nie wydawał się jakoś szczególnie zainteresowany wprowadzaniem nieznajomego anglika w świat quidditcha. Zarazem jednak nie oponował. Jego reakcje można w tym przypadku podsumować jako przejaw pełnej obojętności. Trochę na zasadzie, że będzie co będzie, nie ma sensu wybiegać przed szereg.

Kiwnął głową, wrzucając sobie do buzi kolejną frytkę. Dobrze, że do jego talerza nikt się nie zbliżał. Na spokojnie mogł sobie zjeść kolacje. Średniej jakości ryba i niedosolone frytki, po prawdzie to niczego lepszego się nie spodziewał. Gdyby była tu z nimi Selar... marzyły mu się teraz faszerowane pomidory autorstwa ich domowej skrzatki. Potrafiła je przygotować prawdziwie wyśmienite. Richard tego nigdy nie doceniał. Nie w takim stopniu, w jakim docenić taki kucharski kunszt należało.

Pewnie dlatego tak się zajadał tą mdłą rybą. I zaraz... czy ta drobna Sile, właśnie podkradła mu z talerza resztę panierowanego dorsza? W zasadzie było to nawet zabawne. Gdyby okoliczności były inne, to brat by sobie pozwolił na taką bezczelność? Nawet się nad tym chwilę zastanawiał.

- Gdzie się zatrzymaliście? I na jak długo? - kolejny raz odezwał się Padraic, najwyraźniej chcąc o przybyszach dowiedzieć się czegoś więcej. Skoro już razem siedzieli, pili, to wypadałoby się trochę poznać. Prawda? Robert nie widział w tym niczego dziwnego. Nie miał z tym problemu. Tak samo jak i problemu nie miał z przedstawieniem się swoim prawdziwym nazwiskiem. Przecież z niczym nie musieli się ukrywać. Chyba, że o czymś nie wiedział? Richard go w jakiś kwestiach nie uprzedził? Jeśli tak było, to miał pecha.

- W The Coachmans. - odpowiedział, nie dając bratu dość czasu, żeby mógł go powstrzymać czy cokolwiek. Nawet nie pomyślał, że ten mógłby nie chcieć dzielić się tymi informacjami. Może faktycznie alkohol źle dzisiaj na niego działał? Albo to może cały ten wyjazd. Richard chciał, żeby brat odetchnął, odpoczął, rozluźnił się. Być może Robert wziął to sobie trochę za bardzo do serca? Tak odrobinę? - Ale tylko na chwilę. To krótki wypad.

- O, to może Twoja kuzynka przestanie wreszcie narzekać na marne obroty, Sile. - odezwał się jeden z mężczyzn. Callum? Liam? Robert chyba nie do końca nadążał. Co chciał to wyłapywał, ale skupiony był bardziej na kolacji i piwie. Ewentualnie na odpowiadaniu na pytania, jeśli takie padały pod adresem jego i brata.

- Wątpliwie. Wiesz przecież, że szykuje się jej kolejny większy wydatek. - pokręciła głową, nie rozwijając jednak o jaki wydatek chodzi. Zresztą, komu to było potrzebne. Jakieś takie miejscowe sprawy. Człowiek i tak by tego nie ogarnął. Ogarnąć tego nawet nie potrzebował.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#12
10.03.2024, 22:26  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 11.03.2024, 08:58 przez Richard Mulciber.)  

Miłe z brata strony, że wykazał się troską o zakrztuszenie się piwem, co na szczęście tragedii nie sprowadziło i Richard doszedł szybko do siebie. I byłoby wszystko w porządku, gdyby nie docinka Roberta na temat jego nieudolnego tłumaczenia mu zasad Quidditcha. Normalnie spojrzał na niego jak zbity z tropu, gdzie nie było do śmiechu chyba jemu jednemu w tym towarzystwie. Skąd mu się wzięło na takie teksty? Na tę otwartość w towarzystwie? Dodano mu coś do tego piwa, czy alkohol dosłownie miał na niego taki wpływ?

- Od kiedy jesteś taki dowcipny?
Zdążył się odgryźć, zanim odezwała się jedna z dziewczyn proponując, aby to ich kolega Liam, podjął się tego wyzwania. Richard uniósł brew ku górze kierując spojrzenie na wskazanego ich kolegę, po czym na Roberta i ostatecznie na swój talerz, rzucając krótkie:
- Powodzenia.
Wiedział jak to się skończy. Niech go zaskoczą, że są lepsi tłumacze sportu do takiego stopnia, że zafascynują nim jego brata. Stawiał, że wyjdą z tego marne szanse. Ale, niech próbują. Nie okazywał tego, ale chyba wewnętrznie go to dotknęło. Pytanie tylko, czy chodziło o bycie nieudolnym tłumaczem, czy może sam fakt, że brat miałby usiąść obok obcej im osoby?

Robert miał o tyle dobre miejsce siedzące, gdzie faktycznie jego talerz był dla dalszej części grupy poza zasięgiem. Nie miał tego szczęścia z kolei Richard, któremu skradziono tę jedną nieszczęsną frytkę. Kuchnia, jak kuchnia, trzeba było jeść co podają. Sam Richard nie narzekał na jedzenie przygotowywane przez ich skrzatkę Selar, ale bardziej preferował dania z domieszką mięsa. Choćby rybki, które tak uwielbiał, jak Robert faszerowane pomidory. Tak. Selar była u nich wyśmienitą kucharką. Tylko bliźniacy mieli nieco inne upodobania kulinarne.

Chciał właśnie dokończyć jedzenie swojej rybki, niezależnie od tego jak była doprawiona, ale coś zjeść trzeba było, to ten ostatni kawałek został mu brutalnie skradziony. Tym razem nie odpuścił i spojrzał na złodziejkę dość poważnie, nagannie. Pamiętając jednak gdzie są, starał się nie wszczynać sprzeczki. Odłożył sztućce na talerz, ten odsunął od siebie i postanowił zapalić. Wyjął, papierośnicę a z niej papierosa, którego od razu odpalił za pomocą zapalniczki, kiedy Robert udzielał odpowiedzi na pytanie o miejsce, w którym się zatrzymali. Richard westchnął cicho. Musiał go na serio pilnować, żeby zaraz nie palnął kim są, a szczególnie on sam. Alkohol zdecydowania za bardzo rozwiązywał mu język. Rozluźniał. Będzie musiał przeprowadzić z nim porządną rozmowę. Nie podejmował tego wcześniej, aby zwrócić mu uwagę, czego nie powinni zdradzać. Jeżeli ktoś nie podaje Ci nazwiska, nie podawaj swojego. Zwłaszcza, jeżeli są to obce osoby. Wierzył w brata, że jest w tym ostrożny. Że kurwa wie co robi.

Schował papierośnicę do kieszeni spodni i zaciągnął się przysuwając do siebie kufel z piwem. Stracił apetyt. Nie ruszy już nic z tego talerza, więc kobiety cierpiące na biedę i głód niech sobie to zjedzą. Nawet z samym talerzem. Strzelił wewnętrznego ogromnego focha, opłakując kradzież resztek dorsza.

”Marne obroty?” – zmarszczył brwi, kiedy rozmowa jakoś zakręciła się wokół miejsca, gdzie nocowali.
- Zakup czegoś większego, czy remont?
Zapytał, spojrzenie kierując na złodziejkę jego frytek i rybki. Która musiała siedzieć obok niego. Niby temat mało interesujący, ale może i tutaj dowiedzą się czegoś godnego uwagi? Strzepnął popiół do popielniczki, zerknąwszy też przy okazji na Roberta. Jakby chciał kontrolować jego stan trzeźwości. Bo to, że język mu się rozwiązywał to jedno. Drugie, żeby nie padł mu tu zaraz jakby mieli wstać o odejść od stolika. Mimo to słuchał, jeżeli padła jakaś odpowiedź, z którejkolwiek strony, przenosząc na tę osobę swoją uwagę.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#13
11.03.2024, 18:12  ✶  

Zdążył jedynie wzruszyć ramionami na pytanie brata. Od kiedy taki był? Po prawdzie to od zawsze. Zwyczajnie niezbyt często sobie pozwalał na to, żeby tę stronę siebie pokazać innym. Richard już dawno nie miał okazji spędzić z bliźniakiem czasu w takich warunkach, to może nawet zdążył już zapomnieć o tym jak to wyglądało dawniej? Zwłaszcza, że było to naprawdę dawne dawniej. Sam Robert już nie pamiętał, kiedy ostatni raz siedział tak po prostu w pubie. Pił piwo. Jadł rybę. Jakieś zwiędłe frytki. Tylko to wcale nie znaczy, że kiedyś, lata temu, coś takiego nie miało miejsca.

Nie zdziwiło go, że brat zdecydował się odsunąć od siebie ten nieszczęsny talerz. Zrezygnował z dojedzenia kolacji. Sam postąpiłby podobnie. Może zasugeruje mu, żeby zamówił sobie coś odpowiedniego na wynos? Zje w pokoju, kiedy już wrócą do The Coachmans. Coś mu jednak mówiło, żeby z tą propozycją się wstrzymać. Zaczekać. Teraz mogłoby to zostać źle odebrane przez irlandczyków. A przecież nie chcieli wchodzić z nimi w żaden konflikt i temu podobne sprawy.

- Poczęstujesz papierosem? - zapytał, kiedy ten postanowił zapalić. Sam też by chętnie wzięła papierosa do ręki. Zaciągnął się. Nie było to co prawda cygaro, ale na bezrybiu i rak ryba. A cygaro do pubu tego rodzaju, tak zwyczajnie, nie pasowało. Doskonale zdawał sobie z tego faktu sprawę.

Jeśli Richard go poczęstował, zaraz papierosa zapalił, przysłuchując się przy okazji temu, o czym mówiono przy ich stoliku.

- Nie, żaden remont. - Sile pokręciła głową, Richard nie trafił. Był w zasadzie bardzo daleko od tego, żeby trafić. - Jej młodszy brat planuje ślub. A że jest ich tylko dwoje, to pomaga mu przy organizacji. - wyjaśniła. Nie miała jakiś większych oporów przed tym, żeby mówić o swoich prywatnych sprawach, ani o sprawach swoich bliskich. Bo przecież kuzynka to ktoś całkiem bliski, prawda? - Zostało jeszcze kilka tygodni, wszystko na ostatniej prostej. Wiadomo jak to wygląda tuż przed.

Nie przejmując się Richardowym fochem, jego wyraźnym niezadowoleniem wynikającym z wcześniejszego podkradania jedzenia, Sile kolejny raz wyciągnęła palce w kierunku talerza. W kierunku frytek. Rybki. Może głodna była? Niedożywiona? Albo zwyczajnie niewychowana. Na to ostatnie nawet uwagę zwróciła Nia.

- Za mało już podebrałaś tych frytek, Anglikowi? Zamówiłabyś sobie coś do jedzenia, a nie jak zwykle tylko... - nie było jej dane dokończyć. Po tonie głosu można było jednak wywnioskować, że chyba te dwie dziewczyny niekoniecznie za sobą przypadały. A i Nia była dotąd jakaś taka cicha. Nieco wycofana? Może to wcale nie jej towarzystwo?

- Spokojnie, Nia. Schowaj te pazurki. - upomniał ją delikatnie Callum, przyciągając do siebie. Następnie mówiąc coś na ucho. Nie dało się wyłapać pojedynczych słów. Można było jednak zauważyć, że dziewczyna jakby się rozluźniła, uspokoiła. Kiwnęła też głową.

- Jasne, Cal. - odpowiedziała. Padło jeszcze coś w stylu, że robi to tylko ze względu na niego, ale może to wcale nie tak? Słowa były jakieś takie zniekształcone.

I tylko ta atmosfera ciut siadła. Wcześniej przyjemna, raczej lekka, a teraz jakby wszyscy nie byli pewni od czego zacząć? Co powiedzieć? Zrobić? Tak to już bywa, kiedy jedna czarna owca narobi nieco smrodu.

- Nie masz mi chyba, Richardzie, za złe tych frytek? - wreszcie odezwała się Aoife. Ta ciemnowłosa, ładna. - A nawet jeśli, to najwyżej zapłacę za nową porcję. W ramach przeprosin. - dodała, uśmiechają się. Tak ładnie. Szeroko. Aż się chciało na ten uśmiech odpowiedzieć własnym uśmiechem. Taki jakiś był trochę zaraźliwy?

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#14
12.03.2024, 01:43  ✶  

Ostatnio faktycznie rzadko można było doświadczyć tak żartującego Roberta, jak choćby w tym przypadku, kiedy zarzucił mu nieumiejętność tłumaczenia zasad sportu. Bardzo możliwe, że te długie lata kontaktu na odległość, nie pozwoliły im doświadczyć na co dzień takich luźnych rozmów. Wciąż mieli na głowie ważne sprawy, problemy, zmierzali z przeciwnościami losu. Ten wyjazd może też był po to, aby przypomnieć sobie siebie z dawnych lat. Richard nie miał w sumie za złe bratu, że tak zażartował. Może i nie zaśmiał się jak inni, ale był tym nieco lekko zaskoczony. Czyżby, ten dawny Robert. Ten drugi jakiego znał też kiedyś, dzisiaj powrócił?
Być może brakowało im tych naprawdę luźnych rozmów, zaczepek.

Podkradanie jedzenia drugiej osobie, w tym nawet obcej, nie było kulturalne. Dlatego za drugim razem Richard szybko stracił apetyt, odsuwając talerz, decydując się na zaspokojenie drugiej części zgłodniałego żołądka dymem papierosowym, tyle tylko, że ten bardziej "przeczyszczał" płuca.

Na pytanie brata, podał mu papierośnicę, zanim ją schował, aby się sam poczęstował i obsłużył. Włącznie z zapalniczką. Papierosy były bardzo wygodne, dlatego Richard preferował właśnie je, zamiast cygar. W opakowaniu było ich więcej, były mniejsze, praktyczniejsze. Z bratem podzieli się wszystkim. Z obcymi, raczej niczym. I tak, pomysł za zakupieniem sobie czegoś do jedzenia na wynos, brzmiało jak dobry plan. Wtedy nikt nie będzie go okradać z jedzenia.

Gdy Robert sobie też zapalił, schował opakowanie do kieszeni spodni. Wysłuchując odpowiedzi na swoje pytanie Sile, która zakomunikowała iż wydatek nie dotyczy jakiegokolwiek remontu, a bardziej przygotowań do ślubu.

- Rozumiem.
Odparł krótko, jednym słowem na jej wyjaśnienia. Nadal był wewnętrznie zraniony jej zachowaniem, ale trzymał to dzielnie w sobie. Nie drążył tematu dalej. Jakoś tak, nie miał ochoty. Widział zaś że ta dziewczyna, ponownie sięgnęła brudną łapą do jego talerza. Aż odwrócił wzrok, jakby nie mógł patrzeć na brak kultury. Udawał, że patrzy na popielniczkę i strzepnął sobie do niej popiół z papierosa.

Zaskakujące, że ktoś postanowił zwrócić tej dziewczynie uwagę, odnośnie podkradania jedzenia. Aż Richard z zainteresowaniem, przeniósł spojrzenie na najbardziej milczącą dziewczynę. Czy te dwie nie przepadały za sobą? Czy może to chłopak miał teraz na nią jakiś wpływ? Zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc wyrywkowe rozmowy. ”Na niego? Na kogo?” – zastanawiał się w myślach, o kogo mogłoby chodzić. Atmosfera siadła, ale czy jemu się tylko z dawało, że część otoczenia skupia na nim swoje spojrzenie? Aż z tej ostrożności utrzymywał bardziej aktywną oklumencję, ochronę swojego umysłu.

Aoife odezwała się nagle, odnosząc się do jego jedzenia, którego nie zamierzał dokończyć. Bo ktoś, z brudnymi łapami w nim mu grzebał. Czy ona chciała mu odkupić nową porcję?

- Nie… Nie mam. Niech sobie zje.
Odpowiedział ze spokojem. I tak tego nie ruszy, więc niech sobie dziewczyna weźmie ten talerz. Nawet we trzy niech z niego zjedzą.

I czy chciał, odkupienia posiłku? Znów musiałby czekać długie minuty aż mu przygotują, a wtedy Robert zdąży skończyć swoją porcję.

- Doceniam chęci, ale nie będzie to konieczne.
Spojrzał na zegarek, jakby chciał określić czas jaki teraz mają i być może szukając jakiejś wymówki.
- Dokończymy to i byśmy chcieli iść jeszcze pozwiedzać okolice, zanim wrócimy do miejsca zakwaterowania.
Wyjaśnił z kulturą, posyłając dziewczynie Aoife uśmiech, żeby być miłym nowym kolegą. Pilnując się, aby nie wpaść w jakiś urok willi czy innej głupiej syreny, jeżeli takowa gdzieś tutaj siedziała. Pewne nazwy zamienił, nie mówiąc wprost jak Robert, gdzie się zatrzymali. To już sami powinni o tym wiedzieć, jeżeli pamięć posiadali bardzo dobrą. 

Sięgnął po swój kufel i upił łyk, zerknąwszy też na Roberta, jak daleko jest ze swoim jedzeniem. Blisko końca czy daleką miał jeszcze drogę?

Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#15
14.03.2024, 19:32  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 14.03.2024, 19:34 przez Robert Mulciber.)  

Skoro Richard nie chciał nowej porcji, to nikt go nie będzie do tego przymuszał. Namawiał. Do przepraszania też nikomu nie było śpieszno, choć Aoife wydawała się nawet temu bliska. Przez chwilę. Kiedy bowiem Anglik postawił sprawę jasno, kolejny raz nie miała oporów przed tym, żeby poczęstować się jedną z frytek. Szkoda było, żeby się zmarnowały.

- Tak wcześnie chcecie wychodzić? - Padraic zdawał się nieco oburzony tym, co padło ze strony Richarda. Nie dość, że wcześnie, to nawet nie zdążyli się porządnie napić. Czy będzie próbował ich zatrzymać? Cóż, zobaczymy. Za moment, za chwilę. - A już chciałem proponować kolejne piwo na mój koszt.

Nawet jeśli dwa piwa nie powinny były zwalić żadnego z nich z nóg, to Robert nieszczególnie palił się do tego, żeby wlać w siebie większe ilości alkoholu. Nie kiedy byli poza domem. W obcym miejscu. Do tego również w obcym kraju. W takich sytuacjach, dobrze  było jednak zachować trzeźwość umysłu. Pewnych rzeczy się jednak wystrzegać.

- Mamy jeszcze sporo planów, niestety niekoniecznie możemy... - próbował się wtrącić, stając po stronie brata. Tyle tylko, że nie było mu dane tej wypowiedzi dokończyć. Mężczyzna, który wcześniej zaprosił ich do tego stolika, teraz najwyraźniej chciał ich zatrzymać tutaj na dłużej. Wszedł mu w słowo.

- Plany! Co za nonsens! - prychnął, odstawiając na stół swój kufel z resztkami piwa. Na dnie było go już tyle, co kot napłakał. - Toć kto was po tej okolicy oprowadzi lepiej niż miejscowi? I na mecz jutro zabierzemy.

Siedząca obok niego, na kolanach Liama, Aoife wyciągnęła rękę. Uspokajająco położyła ją na ramieniu wielkoluda. Bo jeśli dotąd nikt tego nie zauważył, to z Padraica był naprawdę sporych rozmiarów chłop. Jeden z tych, z którymi nie chciałeś mieć problemów. Przynajmniej, jeśli pod uwagę wziąć jego fizyczność.

- Paddy, oni pewnie są zmęczeni po podróży. - wtrąciła, najwyraźniej będąc tą, która nad grupą potrafiła czasem odpowiednio zapanować. O ile dopisało jej w tej materii szczęście i panowie po prostu słuchali. - Umówimy się na jutro. Pewnie będzie im miło obejrzeć mecz razem z miejscowymi.

Czy zamierzali przystać na tę propozycje? Robert spojrzał kontrolnie na brata. Skończył jeść, piwo też miał na wykończeniu. Jeszcze chwila i będą mogli się stąd zmyć. O ile tylko Richard nie zdecyduje inaczej. Sam nie chciał podejmować w tym przypadku decyzji. Najchętniej by odmówił, powiedział coś o tym, że są umówieni i inne takie. Kłamstwo, które nowym znajomym niekoniecznie musiało przypaść do gustu. A może tylko temu jednemu znajomemu, który zdawał się ciut problematyczny?

Strzepując nieco popiołu do popielniczki czekał. Obserwował.

- Pójdziecie z nami, Richardzie, na mecz? - widząc, że wszystko się nieco przeciąga, kobieta zwróciła się bezpośrednio do mężczyzny. Tego, który wydawał jej się tym decyzyjnym. Tylko czy aby na pewno było to z jej strony zwykłe pytanie?


Rzut Z 1d100 - 12
Akcja nieudana
rzut na charyzmę, urok wili
Rzut N 1d100 - 11
Akcja nieudana
rzut na percepcje, Robert
Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#16
14.03.2024, 22:17  ✶  

Powiedziawszy jasno, że nowej porcji jedzenia nie chciał, dali mu na szczęście spokój. A to, co nie dokończył zostawił im. Sępom głodnym, które wolały jeść cudze, niż kupić sobie własne. Przynajmniej młodszy Mulciber widział ich zachowania. Mógł ich w miarę ocenić, kto nie wyrósł z dzieciarni.

Strzepnąwszy pył papierosa do popielniczki, spojrzał na Padraica, który rzucił niezadowolony pytaniem. ”No tak. Kumple od picia. Nie tędy droga.” – pomyślał i posłał mężczyźnie lekki uśmiech, którym chciał powiedzieć, że jego nie da się do niczego przekonać. Ale w tym momencie odezwał się Robert, chcąc wytłumaczyć się, że mają plany. Padraic nie chciał jednak tego wytłumaczenia kupić. Wyglądało na to, że Richard musiał przejąć stery.

- Kolego. Rozumiem chęć spędzania czasu z nami jako nowymi towarzyszami. Ale jak rzekła Twoja znajoma, chcielibyśmy dzisiaj odpocząć i zebrać siły na jutrzejszy mecz. A po drugie, to już od razu zaznaczę, że marni z nas kumple od picia.
Przytaknął dziewczynie, która swoje też dorzuciła i była oczywiście jakby nie patrzeć, po ich stronie? Albo chciała tym wsparciem zabłysnąć. Richard brzmiał nieco poważniej, ale też starał się sprawiać uprzejmego towarzysza rozmowy. Częściowo też posilił się przekonującym kłamstwem, wciąż chroniąc swój umysł oklumencją. Zaciągnął się papierosem i spostrzegł, że Robert już kończył niemal wszystko. Upił więc kolejnego łyka swojego piwa, którego chyba już raczej nie dopije. Choć połowa jakaś została, był pod tym względem ostrożny. Spaczenie zawodowe.
- Spotkamy się na miejscu.
Odpowiedział uprzejmie. Nie tak, że zgadza się z nimi pójść. Ale że spotkają na miejscu. A czy się znajdą? Czas pokaże. Chyba, że wyznaczą im punkt zbiórki. To już będzie coś. Miejsce, które mogliby nawet ominąć i wejść na trybuny od innej strony. Zaś po meczy, będzie można pomyśleć, zastanowić się nad kolejnym pójściem na piwo. Na pewno będą chcieli to uczynić. Richard jednak wiedział, że kolejne takie spotkanie, dla brata może być męczarnią. Dlatego będzie też trzeba dyplomatycznie się z tego wycofać. Mieli ograniczony czas urlopowy, nie powinni go marnować.

Richard spojrzał na Roberta, pytająco.

- Idziemy?
Zapytał. Czy chciał już iść czy jeszcze trochę posiedzą z nimi. Przy czym zgasił już swojego papierosa w popielniczce. Jeżeli Robert wyraził zgodę, mogli wstać, pożegnać się i oddalić. Przy czym, dla pewności, Richard sprawdził czy ma ze sobą wszystko. Przez tę złodziejkę, można się wszystkiego spodziewać. A że nic mu nie zaginęło i nawet drogocenna papierośnica spoczywała w kieszeni, mogli opuścić lokal.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#17
22.03.2024, 07:32  ✶  

Przede wszystkim nie chciała, żeby doszło tutaj do jakiejś sprzeczki. Zwłaszcza z tak durnego powodu jak chęć wcześniejszego opuszczenia pubu. Znała swoich znajomych na tyle, żeby wiedzieć, kiedy się włączyć. A poza tym, o czym Robert i Richard nie mieli pojęcia, po ostatnim swoim wybryku Paddy dostał ultimatum. Gdyby przypadkiem znów wdarł się tutaj w jakąś szarpaninę, właściciel zadbałby o to, żeby do pubu już więcej się nie dostał. Jego lokal, miał prawo pozbyć się problematycznego klienta. Szkoda tylko, że w tej okolicy dobrych alternatyw nie było, kiedy człowiek chciał się napić piwa, które w smaku nie przypominały sików. Nie to, żeby Aoife miała kiedykolwiek okazje spróbować sików. Po prostu takie tam luźne porównanie.

- Paddy, zostaw już tych Anglików, napijemy się jeszcze. - wtrącił się Callum, który na spółkę z kobietą, dość skutecznie odciągnęli uwagę rudzielca. Ten zaś po prostu machnął na Roberta i Richarda ręką. Skoro jasno stawiali sprawę, to przecież nie będzie ich tutaj siłą zatrzymywał. Nawet jeśli temu jednemu, to by chętnie wytłumaczył, że w taki sposób nie rozmawia się z miejscowymi. Zwłaszcza, kiedy Ci miejscowi są naprawdę przyjaźni. Życzliwi? Bo przecież właśnie taki wobec nich był. I nie tylko on sam, wszyscy oni tacy byli.

Skoro Richard sprawy wyjaśnił, mogli razem z Robertem wstać od stołu. Starszy bliźniak nie oponował. Podniósł się z zajmowanego stołka. Rozprostował kończyny. Spoglądając w stronę Irlandczyków, kiwnął im jeszcze głową. Tak na pożegnanie. Bo chyba wypadało się pożegnać i inne takie. Trochę grzeczności nikogo nie powinno zabić.

- Miłego wieczoru. - zdecydował się na te konkretne słowa. W przeciwieństwie do brata nie zdecydował się na żadną deklaracje, nawet taką złudną. Nie do końca szczerą. Bo nie było sensu się oszukiwać. Żaden z nich nie planował spotkać się z nimi podczas meczu. Nawet jeśli faktycznie mogliby się tym sposobem lepiej odnaleźć na stadionie. Uniknąć jakiś tam drobnych nieprzyjemności. Wejścia prosto na jakąś minę.

- Prosto do wyjścia czy może jeszcze...? - głową wskazał w stronę baru, dając bratu do zrozumienia, że mogli coś jeszcze zamówić. Może kolacje dla Richarda, skoro za wiele to mu się zjeść niestety nie udało. Jeśli jednak ten nie miał ochoty zatrzymywać się tutaj na dłużej, to nie chciał go na siłę do tego zmuszać. Namawiać. Zwłaszcza, że sam był aż nadto chętny do tego, żeby się wreszcie z pubu ulotnić. Zbyt długie przebywanie wśród ludzi sprawiało, że zaczynała mu doskwierać jakaś taka... niestrawność? Tak chyba było to najłatwiej opisać. A przy tym naprawdę dokładnie.

Cokolwiek Richard zdecydował, musieli przecisnąć się pomiędzy stolikami. Pomiędzy ludźmi, których o tej godzinie było w pubie znacznie więcej niż w chwili, kiedy sami tutaj przyszli. Kiedy zrobiło się aż tak tłoczno? I jak udało im się to przeoczyć? Kolejna tajemnica, którą można było poruszyć w Żonglerze. Ewentualnie zająć się dogłębną analizą na łamach miesięcznika Z archiwum Brygady. Tylko jeszcze dorzucić do tego wszystkiego jakiś wątek kryminalny i wszystko będzie się zgadzać.

- Uważaj jak łazisz! Moja sukienka! - w pewnym momencie do ich uszu dotarł głos oburzonej kobiety, która po zderzeniu z Robertem, rozlała swoje piwo. Na własną sukienkę, na golf noszony przez Roberta. Idealnie. Brakowało jeszcze tego, żeby ubranie mu zaczęło śmierdzieć alkoholem. Fantastyczne zwieńczenie tego wieczora.

Zatrzymał się z zamiarem przeproszenia kobiety.

- Z oczu korzystać nie nauczyli?! - wtedy jednak wtrącił się kolejny głos, tym razem należący do ciemnowłosego mężczyzny. Kolejny nieznajomy. - Wielki anglik się znalazł, niczego znajdującego się dalej niż czubek własnego nosa pewnie nie dostrzega. - prychnął, wyraźnie poirytowany. Rozpoznał, iż nie są tutejsi? Albo może słyszał jakieś strzępki rozmowy? Cokolwiek. Bez znaczenia. Znaczenie miało jedynie to, że najwyraźniej będą musieli sobie z nim poradzić. Obydwoje, bo łypał spode łba i na Roberta, i na idącego razem z nim Richarda.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#18
23.03.2024, 00:26  ✶  

Może przesadził. Może powinien inaczej coś powiedzieć. Ale też nie chciał być nieuprzejmy. Liczył na wyrozumiałość. Zmęczenie też mogłoby mieć w tym swój udział. Cokolwiek. Ale na szczęście większość towarzystwa była tak jak przypuszczał, wyrozumiała? Szczególnie kobieta, która próbowała uspokoić swojego kolegę. Richard podziękował jej uprzejmym uśmiechem. Ruszył się, kiedy brat wstał ze swojego miejsca, aby móc również uczynić to samo.

- I do zobaczenia jutro.
Dodał od siebie, po tym jak brat im życzył tego miłego wieczoru. Trochę się nasiedzieli, poznali nowych ludzi, nawet jeżeli to Robertowi nie pasowało, to jednak umiał włączyć się do towarzystwa. 

Rozglądając się, również Richard nie zarejestrował, jak szybko ów bar się zapełnił. Ludzie widocznie musieli sobie pozwolić na świętowanie i dobre przygotowanie towarzyskie przed meczem. Spojrzał na brata, który zapytał o wyjście lub wskazując bar, chciał zasugerować zakup jedzenia na wynos.

- No tak…
Racja. Nie najadł się. Kiedy mu ukradziono rybkę.
- Chodźmy. Gdzie indziej kupię.
Zdecydował. Jak mają znów tutaj czekać, to się zanudzą. A biorąc pod uwagę zbierający się tłum, lepiej byłoby już opuścić miejsce. Zatem idąc za Robertem, próbowali się co prawda przecisnąć między stolikami. Zachowując ostrożność. To jednak nie zawsze wszystko pójdzie dobrze.

Usłyszawszy głos kobiety, skierował spojrzenie w jej stronę, widząc także reakcję brata. Rozlane piwo. Bo przez przypadek trącił. Mogła nie trzymać tak blisko swojej kiecki.

- Spokojnie.
Próbował zapanować nad sytuacją.
- Proszę się rozejrzeć. Jest tutaj tłoczno. Ciężko się przecisnąć nie naruszając czyjejś przestrzeni osobistej.
Chciał na spokojnie rozwiązać problem. Stanął przy Robercie, na wszelki wypadek, gdyby komuś odwaliło mu zrobić jakąś krzywdę. Czuł się w obowiązku chronić brata. Sam mu tę wycieczkę zaproponował, przekonać, zabrał to nie może pozwolić na to, aby coś mu się stało. Z tak głupiego nawet powodu.
Sytuacja jednak wesoło nie wyglądała.
- To trzeba było nie przychodzić!
Odrzekł dość nieprzychylnie do nich nastawiony. Kobieta, której sukienka została zabrudzona, przeklinała pod nosem, próbując serwetkami wytrzeć. Jakaś kobieta jej w tym pomagała. Siostra? Kuzynka? Wydawały się być do siebie podobne.
- Już wychodzimy.
Robertowi chyba nie musiał dawać żadnego sygnału, aby ruszyć ku drzwi wyjściowych. Sam jednak był czujny, kiedy się oddalali, czy sytuacja nie zrobi się zbyt nieprzyjemna.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#19
24.03.2024, 18:39  ✶  

Był wieczór. Co prawda poniedziałkowy, ale nadal wieczór. Dodatkowo taki, który miał miejsce w dniu poprzedzającym najpewniej ważny dla miejscowych mecz. Do Kenmare zjechała całkiem spora rzesza fanów obydwu drużyn. Część z nich, bez większych trudności odnalazła drogę do The Horseshoe. Właściciel lokalu mógł być pewnym tego, że całkiem sporo zarobi. Może nawet więcej niż wstępnie zakładał - sądząc po ilości pracowników, którzy urabiali sobie obecnie ręce po same łokcie.

- W porządku. - nie zamierzał go namawiać, żeby jedzenie na wynos zamówić jednak tutaj, w tym konkretnym lokalu. Mogliby na nie dość długo czekać, biorąc pod uwagę ile się wokół działo. Ile zebrało się ludzi. Poszukanie innego miejsca wydawało się w tych okolicznościach lepszym pomysłem. Rozsądniejszym? Zwłaszcza jeśli chcieli zejść z oczu Irlandczykom, z którymi wcześniej siedzieli przy jednym stole.

Nie miał czasu zareagować, kiedy swoje niezadowolenie wyraziła pierw kobieta od kubka z piwem, a następnie jakiś mężczyzna. Przypadkowy? Partner poszkodowanej panny? Nie był w stanie tego stwierdzić. Nie miał takiego oka do tych kwestii jak Richard. Czasami mu nawet tego zazdrościł - umiejętność zdawała się całkiem przydatna.

- Wychodzimy? Tak prędko? - podczas gdy Richard starał się przedostać do wyjścia, razem z Robertem, mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał odpuszczać. Ot i rycerz od siedmiu boleści. Znalazł się tu, akurat w tym nieszczęsnym The Horseshoe. Złapał Richarda za rękę, nie zamierzając mu pozwolić na to, aby się oddalił. Tak po prostu sobie poszedł. - Nie tak szybko. Pierw przeprosicie panią i odkupicie jej piwo. Ładnie.

Robert aż nie powstrzymał się przed tym, żeby pod nosem wymamrotać kilka mniej cenzuralnych słów. Niezbyt to było wyraźne. W całym zgiełku panującym obecnie w lokalu - nie mogło trafić do niczyich uszu. Tyle tylko, że dla niektórych nie miało to żadnego znaczenia. Albo inaczej. Miało to znaczenie jeszcze większe. Bo jakiś bezczelny anglik właśnie coś na nich pierdolił pod nosem i nie miał odwagi powiedzieć tego na głos. Tak, żeby wszyscy słyszeli. Nie do zaakceptowania, prawda?

- No i co tam mamroczesz pod nosem? Nie masz odwagi, żeby powiedzieć na głos? - zarejestrowawszy to, ich nowy przyjaciel nie mógł tak po prostu zignorować sprawy. Może dlatego, że bardziej niż własny mózg, przemawiały teraz przez niego procenty? To mogłoby wiele wyjaśniać. Tłumaczyć. O ile ktokolwiek byłby obecnie zainteresowany tym, żeby jakichkolwiek wyjaśnień wysłuchać. Roberta dla przykładu, zaczynała właśnie świerzbić ręka. Prawa. Ta, w której zwykł trzymać różdżkę.

Wiele go kosztowało, żeby po nią nie sięgnął. Pierdolić zdrowy rozsądek?

- Mówiłem, że bardzo przepraszam. To był wypadek. - zamiast tego spróbował jakoś załagodzić sytuacje. Odwrócił się w kierunku kobiet oraz mężczyzny. Trochę kłamał, bo żadne przepraszam z jego ust dotąd nie padło. Te, które wypowiedział teraz, też nie było do końca szczere. Przede wszystkim z tego względu, że zdążył się trochę starszy z bliźniaków zagotować. Zdenerwować? Miał chyba do tego prawo.

- Gówno, a nie przepraszam. Czy to brzmiało jak przepraszam, Kay? - zapytał kobiety, która na chwilę oderwała uwagę od swojej bluzki. Od wyklinania na to, że wyglądała teraz okropnie.

Porządny Ochroniarz
Nigdy nie wiesz, kiedy śmierć zapuka do twych drzwi.
183cm wzrostu. Brązowe oczy i włosy, u których można dostrzec siwe kosmyki. Często widnieje u niego zarost. Ogolony gładko jest tylko wtedy, kiedy brat każe mu się "ogarnąć". Ubiera się zawsze odpowiednio do sytuacji.

Richard Mulciber
#20
25.03.2024, 01:08  ✶  

Lokal niespodziewanie zrobił się tłoczny. Oczekiwanie na zamówienie może się wlec a oni niepotrzebnie tutaj utkną. Dlatego według Richarda lepiej byłoby zamówić sobie już coś do jedzenia w innej knajpie. Przy okazji przeszliby się gdzieś spacerkiem po innych uliczkach tego miasta.

Jednakże, nie do końca dane jest im w spokoju opuścić lokal.

Robert przystał na propozycję, więc ruszyli w stronę wyjścia, nieszczęśliwie trącając kobietę, której piwo wylało się na sukienkę i jeszcze zabrudziło sweter Roberta. Grzeczności i opanowanie ze strony Richarda, aby załagodzić sytuację, niewiele dawało. Czuł od mężczyzny alkohol, co dało jasny sygnał – jest wstawiony.

Richard poczuł jak zostaje złapany za rękę i zmuszony do zatrzymania się. Obejrzał się w kierunku pierw dłoni trzymającej jego ramię, po czym poważnym wzrokiem przeniósł spojrzenie na oblicze nieznajomego. ”Niedobrze…” – szybko złapał problem zaistniałej sytuacji. Nie pierwszy raz był tego świadkiem, inna miała się teraz sprawa, jeżeli będzie tego zamieszania, wywołanego nieświadomie, uczestnikiem. Co ważniejsze, Robert coś mamrotał pod nosem, co mogło trochę nie ułatwiać sprawy. Fakt, w tłumie gwaru rozmów, mogło nie być słyszalne, co mówił.

W tym zaś momencie, Richard wyszarpnął rękę, aby mężczyzna nie trzymał go jak niewolnika czy winnego oblania piwem sukni kobiety. Prawdę mówiąc, mogli się w sumie teleportować, opuszczając to miejsce. I zostawić ten problem za sobą.

Młodszy z bliźniaków spojrzał na brata, bacznym obserwacyjnym okiem, rejestrując jego nastrój i mowę ciała, zauważając może to zaciśnięcie prawej dłoni? Choć do rękoczynów na szczęście nie doszło i Robert przeprosił, na swój sposób. Może i nie brzmiało szczerze, bowiem sytuacja zaczęła się nakręcać, stanął nieco tak, jakby chciał sobą w miarę oddzielić Roberta od będącego już mocno pod wpływem alkoholu klienta lokalu.

Mężczyźnie widocznie te przeprosiny się nie podobały. Nie pójdzie tropem Rodolphusa, żeby odkupywać ubranie kobiecie. Mowa była wcześniej o piwie.

- Może wyjdź. Załatwię to sam.
Zwrócił się do brata, wymownie patrząc w jego kierunku, wskazując dyskretnie wzrokiem na wyjście z lokalu. Lepiej dla niego, jeżeli opuści miejsce. Przeprosił, a to, że ta para nie umiała tego przyjąć, to już był w sumie ich problem.
Wrócił do nich spojrzeniem marszcząc brwi, zachowując ostrożność i mieć kontrolę nad sytuacją.
- Jeżeli odkupię piwo. Dla Pani i dla Pana w ramach dodatkowych przeprosin. Będzie w porządku? Nikt z nas nie chce konfliktu. Zdarzył się nieprzewidziany wypadek. Ludzi tutaj coraz więcej przychodzi. Oszczędźmy sobie nieprzyjemności przed nadchodzącym meczem.
Kombinował. Kręcił starając się być w miarę przekonującym. Szukając odpowiedniego rozwiązania w rozmowie, dając tym samym możliwość ewakuowania się bratu z lokalu. Jeżeli to nie pomoże, zostanie ostatnie. Wszcząć przypadkowe zamieszanie.


Umiejętności w charyzmie, jak bardzo umie być przekonujący.
Rzut N 1d100 - 82
Sukces!
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (6808), Richard Mulciber (5755)


Strony (3): « Wstecz 1 2 3 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa