• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Poza schematem Wyspy Brytyjskie v
« Wstecz 1 … 5 6 7 8 9 10 Dalej »
[10 VIII 1972, świt] Szaleństwo Windermere. Epifania.

[10 VIII 1972, świt] Szaleństwo Windermere. Epifania.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#1
08.04.2024, 00:25  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.04.2024, 12:46 przez Morpheus Longbottom.)  
10 VIII 1972, świt
Peregrinus Trelawney & Morpheus Longbottom

Został wezwany do Departamentu Tajemnic jeszcze przed świtem. Sowa cichutko zapukała dziobem w okno, co wybudziło Morfeusza z lekkiego, przepełnionego koszmarami snu. I tak unosił się w przestrzeni pomiędzy snem i jawą, słysząc, jak inni domownicy poruszają się po przestrzeni korytarzy Warowni, rozpoznając kroki kolejnych osób. Wpuścić ptaka, zdjął z jego nóżki krótką wiadomość, rozpoznając papeterię Ministerstwa, sam jej używał oraz charakter pisma swojego przełożonego. Minął mu już czas rekonwalescencji, ponownie wdrażano go w działania w terenie. Karteczkę spalił w ogniu świecy, podpalił od niej, a następnie wrzucił do miseczki kadzielnicy, którą trzymał na biurku, aby się dopaliła. Wiadomość od przełożonego nie była szczególnie tajna, on jednak praktykował nawyk. Większość otrzymanej korespondencji palił po roku, poza szczególnymi przypadkami, krótkie wiadomości, jak te, od razu. Gdy papier transformowł w dym i popiół, sięgnął po pierwszą lepszą talię, w tym przypadku była to talia tarota malowana w stylu impresjonistów, którą nabył we Francji. Pieczołowicie ją potasował i wyciągnął jedną kartę.

Zmarszczył brwi na ósemkę kielichów. Jednocześnie zabawny wyrok, bo rzeczywiście musiał wyjechać z domu, aby trwać na posterunku, trzymać rękę Departamentu Tajemnic na pulsie, bo dziwne zgłoszenie obejmowało żywych-zmarłych, a po Beltane zjawy w lasach i zaginięcia przyciągają pracowników tegoż wydziału Ministerstwa Magii, z drugiej strony zaś, to bardzo emocjonalna karta. Pożegnanie się z tym, co najdroższe, porzucenie na rzecz nowego miejsca. Gdyby wybierał się do Antoniusza, karta byłaby zasadna, ale nie. Kontemplując symbolikę ósemki, wyjął z szafy swoje najbardziej mugolskie ubrania, pakując do niedużej walizki parę butów, kosmetyczkę i kilka opcji, nie wiedząc, jak długo znów go nie będzie.


***

Mignęło mu kilka znajomych osób w ośrodku, ale korzystał ze swojego uroku znikania pośród tłumu, zwłaszcza gdy decydował się pożegnać z klasycznymi czarodziejskimi szatami, które by go ograniczały w przestrzeni, w której mógłby się poruszać. Ot, kolejny kuracjusz letniska, w lnianej koszuli i spodniach, który postanowił wybrać się na przechadzkę. Zameldował się wcześnie na wskazane nazwisko (które nie było jego), zgodnie z wytycznymi przełożonego. Miał być nieustającym widzem wydarzeń, gotowym wezwać innych do zajęcia się potencjalnymi widmami, które pożerają ludzi.

Nie szkodziło zanurzyć się w szmaragdową zieleń lasu, samemu poszukać śladów bytności jakichś istot, przynajmniej tak sobie mówiąc. Tak wiele losów, tak wielu ludzi w ośrodku powodowało u Morfeusza okropny ból głowy, a w obawie przed powtórką z wydarzeń w poprzednim miesiącu, zdecydował się na spacer, w celu wyciszenia i znalezienia kotwicy dla swojej obecności w teraźniejszości, bez bombardowania jaźni wizjami choroby lokomocyjnej podczas powrotu do domu czy menu w kantynie.

Błądząc wytyczonymi ścieżkami — Longbottom nie schodził z nich, to nie były jego domowe strony — natrafił na przepięknie kwitnący krzew budlei. Samosiejka Motylego Krzewu osiągnęła potężne rozmiary wyższej od czarodzieja kuli, a zgodnie ze swoją nazwą ludową, otoczony był różnymi gatunkami motyli, które przysiadały na białych kwiatostanów, aby spijać nektar.

Morpheus zerwał jedno grono kwiecia i zatknął sobie za ucho, chociaż pewnie zabawnie sterczało, aby przywołać do siebie barwnoskrzydłe insekty. Motyle uważano za inkarnacje dusz, które przybywają do świata żywych, aby przynieść wiadomości z Limbo. Oznaczały transformację z jednej formy w drugą, głównie przez swoją biologiczną przemianę. W głowie kołatała mu się ta ósemka kielichów.

Gdzież miałby zmierzać? Co zostawić za sobą?

Usłyszał szelest żwiru, ludzie kroki i odwrócił się nieco ku ścieżce, nie rozpoznając jednak kroczącej w jego stronę osoby. Różdżkę miał zawsze pod ręką, ale nie zamierzał jej wyciągać.



!szaleństwoWindermere


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
08.04.2024, 00:25  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: dlaczego on/a jest zawsze lepszy/a ode mnie? Lepiej wygląda. Lepiej się ubiera. Jest bardziej kochany/a, lubiany/a, podziwiany/a.
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza czujesz jak bardzo mu zazdrościsz.
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#3
08.04.2024, 18:06  ✶  
Peregrinus ze świstem wciągnął powietrze głęboko w płuca jak tonący wydobyty na powierzchnię, gwałtownie usiadł na łóżku i otworzył oczy. W uszach dzwoniło mu odległe echo krzyku. Uspokajając oddech, czekał, aż jego wzrok przywyknie do ciemności spowijających sypialnię. Owładnęło nim natrętne przeczucie, że coś czai się na granicy jego świadomości, wyjątkowo paskudna mara senna. Czyżby spłoszył ją ten wrzask?
Mężczyzna wstał i wyszedł na korytarz. Siłą przyzwyczajenia na początku odwrócił się w lewo, gdzie w fotelu przy drzwiach do ostatniego pokoju czuwała pielęgniarka wertująca w słabym świetle książkę. Usłyszawszy kroki, kobieta uniosła głowę i pozdrowiła Trelawneya skinieniem ręki.
— Znów krzyczała? — zapytał czarodziej, wwiercając spojrzenie w drzwi pokoju matki.
— Nie. Zażyła parę godzin temu pełną dawkę, jest spokojna. — Zrobiła krótką pauzę. — To byłeś ty.
Odpowiedział jej pełnym zmieszania milczeniem i uciekł spojrzeniem w bok.
— Koszmary? Przynieść ci coś na sen? — dodała łagodnie pielęgniarka.
— Nie, jest w porządku. Pójdę wcześniej do pracy. — I zniknął z powrotem w swoim pokoju.
Przyjście do biura… cóż, praktycznie w środku nocy, nie było dla niego niczym nietypowym. Vakel również miał niestandardowy rytm dobowy, lecz Peregrin żywił nadzieję, że gdy tego dnia wślizgnie się do Praw Czasu, Dolohov będzie jeszcze spał. Czuł się wytrącony z równowagi, a najlepszym na to lekarstwem była samotność.
Wciąż nie do końca przebudzony Trelawney wszedł pod prysznic. Strugi wody spłynęły po jego ramionach, a kiedy pierwsze krople z ostrym chlupotem opadły na dno brodzika, do umysłu mężczyzny wtargnęła fala niosąca wspomnienie snu.
Jezioro. Rozciągało się przed nim, a w nieprzeniknionej czarnej tafli odbijał się wąski sierp księżyca. On stał u jego brzegów, lodowata woda obmywała mu stopy z cichym pluskiem. W wodzie dryfowało coś, co ocierało się o jego nogi. Coś było również za nim. Czuł wyraźnie obecność, lecz gdy się odwrócił…
Stęknął z boleścią, uderzając czołem o kafelki kabiny.

* * *

Dotarłszy do Praw Czasu, Peregrinus od razu zabrał się do pracy, aby zająć czymś myśli, lecz ilekroć przymykał piekące z braku snu oczy, obraz jeziora mienił się pod jego powiekami. Gdy dopiął na ostatni guzik przygotowania do nadchodzącego dnia, znużony postanowił uporządkować sterty prasy dostarczanej regularnie do zakładu. Bezsenność nie sprzyjała jednak refleksom i przenosząc pokaźny stos gazet, upuścił je z łoskotem na podłogę. Z morza rozsypanych czasopism wyłoniło się archiwalne wydanie Proroka, które już na pierwszej stronie głosiło: Odnalezienie zwłok czarownicy, Elodie Legrand. Artykuł zdobiła fotografia jeziora.
Tak poznał, że to Windermere widział w swoim śnie.

* * *

Po przybyciu do ośrodka wypoczynkowego czarodziej omiótł scenerię ze swojego snu pobieżnym spojrzeniem, po czym skierował się w stronę wprost przeciwną. Nawet jeśli w jeziornych głębinach kryły się jakieś sekrety, Peregrinus Trelawney był ostatnią osobą, która miałaby ochotę badać jakikolwiek zbiornik wodny. We śnie zresztą to właśnie zza pleców nadeszło… coś, więc założył, że to tam właśnie powinien się udać.
Wędrował przez las, wdzięczny koronom drzew za rozciągającą się nad nim osłonę przed słońcem. Choć ledwo nastał świt, pogoda już zmusiła go do podwinięcia rękawów koszuli, zwiastując gorący letni dzień. Upały nie wprawiały Peregrinusa bynajmniej w zachwyt, lecz ten i ów — rzuciwszy okiem na lekko zielonkawy ton jego twarzy i blade jak u porcelanowej lalki przedramiona — mógłby zawyrokować, że odrobina słońca dobrze mu zrobi.
Trelawney wydobył z przepastnej skórzanej torby termos z kawą i popijał, dreptając leniwie po wytyczonej ścieżce. Korciło go odpalenie papierosa, lecz zwyciężyła obawa przed podpaleniem lasu. Lepiej nie kusić losu; tym bardziej że spędzenie paru godzin bez fajek, na świeżym powietrzu, również by mu posłużyło, bo nawet tutaj ciągnęła się za nim woń dymu.
Wkrótce wróżbita przekonał się, że na ścieżce nie jest sam. Gdy wyrósł przed nim obcy, schował termos i zatrzymał się przezornie kilka kroków od niego.
— Dzień dobry — zagaił, taksując go wzrokiem.
Od razu jego uwagę przyciągnęły kwiaty zatknięte za ucho mężczyzny, wyrośnięty krzew i chmara owadów.
— Nie spodziewałem się tutaj takich widoków — przyznał, śledząc wzrokiem motyla, który przefrunął obok twarzy Morhpeusa. — Ładne miejsce. Szkoda, że spadła na nie taka zła sława.

!szaleństwoWindermere


źródło?
objawiono mi to we śnie
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
08.04.2024, 18:06  ✶  
Ta natrętna myśl wdarła się do twojej głowy całkiem niepostrzeżenie: dlaczego on/a jest zawsze lepszy/a ode mnie? Lepiej wygląda. Lepiej się ubiera. Jest bardziej kochany/a, lubiany/a, podziwiany/a.
Ilekroć przebywasz w pobliżu swojego towarzysza czujesz jak bardzo mu zazdrościsz.
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#5
08.04.2024, 19:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 08.04.2024, 20:09 przez Morpheus Longbottom.)  

Morpheus odwrócił się w pełni w stronę głosu, ciemne włosy otoczyła niemal aureola słonecznego światła i kwiecia. Smagła twarz mężczyzny rozszerzyła się w pięknym uśmiechu, który szczerze opromieniał świat miękkością radości sielankowego poranka. Delikatny wietrzyk szumiał listowiem, jeszcze chwilę niosąc chłodną bryzę znad wody, zaplatając się w ich ubrania, niosąc za sobą zapach suchych traw oraz leśnego poszycia, woń dominium Artemidy, bogini łowów.

Spotkali się na polanie wypełnionej leśnym kwieciem i jednym cudem motylim, jak Apollo i książę Sparty, Hiacynt. Porcelanowa twarz poznaczona błękitem szlachetności, jasne oczy i ciągnący się zapach kadzidła, po złożonej ofierze. A może to był wojenny dym przyszłych starć i krwi na spartańskim ostrzu?

Tak samo jak Słoneczny Bóg zachwycił się młodym wojownikiem, obdarzając go swoją uwagą, w sercu Morpheusa pojawił się swoisty zachwyt nad cielesnością drugiego mężczyzny oraz przyjemnym tembrem jego głosu. Dźwięk i obraz zasiały na dnie jego żołądka piękny kwiat, który pięknie zaczął rozkwitać i zatruwać jego własny oddech. Nigdy więcej przecież nie miał być tak piękny, jak napotkany wędrowiec. 

Letnie słońce rzeźbiło w młodzieńczym licu z marmuru, którego jeszcze nie naznaczyły zmarszczki trosk. Sprężyny ciemnych loków lśniły kruczym pięknem, błagając o wieniec ze złotego wawrzynu, laur zwycięzcy, diadem który go uhonoruje. Oblepił miękkim spojrzeniem zazdrosnego boga jego sylwetkę, zgrabne proporcje ciała, które najpiękniej by prezentowały się w kusym chitonie z cieniutkiej bawełny z rąbkiem w piękny haft królewskiej rodziny.

Patrzenie na niego bolało w uczuciu, które zwykle było mu obce, a które teraz rozchyliło się w sercu, aby karmić go nektarem zazdrości.

— Dzień dobry, w istocie.

Morpheus przesunął długimi palcami po białych płatkach i obserwował, jak ostatnia kropla rosy, drząc, spływała po liściu. Zerwał kolejny kwiat, łamiąc go w kolanku, dzięki czemu roślina nie krwawiła swoimi sokami. Podszedł spokojnie do Peregrinusa i jeśli ten mu na to pozwolił, wsunął w jego włosy biały kwiatostan.

— Jest pan asystentem właściciela Praw Czasu, nieprawdaż? — zapytał, lecz brzmiało to znacznie bardziej, jak stwierdzenie. Przedsmak klątwy sławy. — Może przekazać pan swojemu mistrzowi, że Departament Tajemnic poprosi, jeśli będzie potrzebował konsultacji w tej sprawie.

Spoglądał na Peregrina spod ciężkich powiek, słońce zmieniło czerń spojrzenia w złoto miodu i słonecznej tarczy, cofając się o krok, aby dać mu przestrzeń.

Wiedział, kim jest Peregrinus, widział wystarczająco dużo zdjęć Vakela z konferencji i plotkarskich czasopism, gdzie cień wróżbity pojawiał się na fragmentów kadrów. Nie podał mu też swojego imienia, mając w pamięci ostatni list od dawnego ukochanego, który musiał przejść przez ręce jego asystenta, przecież Dolohov sam listów nie będzie wysłał. Miał rację, bowiem to czego nie wiedział, to fakt, że Vasyenka odłożył list w złe miejsce, a gdy dowiedział się, że jego asystent nadal wiadomość do Morpheusa Longbottoma, zemdlał.*


*Na podstawie posta Vakela


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#6
09.04.2024, 18:13  ✶  
Nieziemskie złote lśnienie otulające zieloną knieję, które niósł za sobą Apollo zbliżający się do swojego Hiacynta, zaparło w pierwszej chwili dech w piersiach Trelawneya. Czyste sierpniowe słońce zbladło, drzewa ukołysane bryzą z szelestem liści pochyliły się, łakomo wyciągając gałęzie ku Mężczyźnie-Słońcu. Chciały czerpać z jego blasku, przyjrzeć się scenie rozgrywającej między tymi dwoma czy… zgiąć przed nim kolano? Przez głowę wróżbity przemknęła myśl, że tak powinno się postąpić, aby właściwie oddać mu honory.
Morpheus zrodził się z boskości, Peregrinus z prochu — był ułomnie ludzki. Nigdy nie miał przekroczyć bram Olimpu, z którego zszedł nieznajomy. Całe swoje życie spędził przy ziemi i w ziemi je skończy, podczas gdy miejsce stojącego przed nim boga było w panteonie nieśmiertelnych doskonałości. Ziemia odrzuciłaby bóstwo, bo nie było jej dzieckiem; wymykało się nieidealnej człowieczej naturze.
Peregrinus jak zahipnotyzowany wpatrywał się w dłoń Morpheusa, która wędrowała w stronę jego twarzy, dopóki nie uciekła poza horyzont jego wzroku. Palce, które wsunęły kwiat za jego ucho, odczuł ledwie jako muśnięcie, lecz to muśnięcie wystarczyło, aby krew w jego żyłach na moment zawrzała. Jego własna ręka uniosła się, powoli, jakby z trudem pokonywała barierę między tym, co ludzkie a boskie. Zdołał przelotnie go dotknąć: popękana, szorstka dłoń zaplamiona miejscami atramentem spotkała się z silną, zdrowo opaloną oliwkową ręką.
Urzeczony mężczyzna w pierwszej chwili nie zrozumiał, o jakiej sprawie mówi piękny obcy. Czym była ta sprawa? Wiedział o wszystkich sprawach Vakela. Prawda? Jakie sekrety Dolohov mógł dzielić z nieznajomym? Dlaczego kryłby przed tak oddanym asystentem interesy łączące go z tym człowiekiem? Trelawney tak bardzo starał się udowadniać ponad wszelką wątpliwość, że jest godzien jego zaufania.
Rozanielone jeszcze przed chwilą rysy twarzy stężały, jedna myśl zdominowała wszystkie inne: on śmieje mi się w twarz, kpi sobie z tego, że Vakel robi z nim coś za moimi plecami. Po czym do otumanionego magią umysłu przedarł się cienki głosik rozsądku: tę sprawę — Windermere.
— Nie jestem tu w imieniu mistrza Dolohova — powiedział, poprawiając w roztargnieniu kwiat za uchem, aby zająć czymś rękę. — Jeśli Ministerstwo nie zamknęło oficjalnie tego terenu, mogę wałęsać się tutaj, ile tylko mam ochotę. — Zręcznie ominął słowa: Departament Tajemnic. Nie był pewien, czy potrafiłby wypowiedzieć je w tamtej chwili w pełni neutralnym tonem.
Och, Departament Tajemnic. Osobisty Olimp Trelawneya. Rajski ogród otoczony murem, którego nie było mu dane pokonać. Gdyby tylko mógł wyłuskać Morpheusa Longbottoma z jego ciała, przyoblec się w jego skórę i wkroczyć do Ministerstwa jako funkcjonariusz upragnionego wydziału.
— Zatem zna mnie pan — skonstatował cierpko. — Jak zgaduję, reprezentuje pan… Departament. — Jakąż gorzką gulą rósł w jego gardle zlepek tych dwóch słów. Departament Tajemnic. — Czy i ja mogę wiedzieć, z kim mam do czynienia?


źródło?
objawiono mi to we śnie
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#7
10.04.2024, 00:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 10.04.2024, 00:49 przez Morpheus Longbottom.)  

Dotykanie Peregrinusa, nawet w tak niewinny sposób, wywołało w nim dreszcz emocji. Przede wszystkim jednak bluźnierstwa. Gdzież mu było do tego słodkiego Narcyza, którego urodą zachwycano się aż do współczesności? Stary cap i prześliczne jagniątko. On też kiedyś był młody i jego też kochał Vakel. Miał dać sobie z nim spokój, ale nie potrafił przestać porównywać się do jego asystenta. Młodszy, piękniejszy. Czy celowo wybrał kogoś, kto jest do niego podobny?

— Och — wyrwało się Morpheusowi. Zainteresowało go to. Czyżby Vakel dał mu wychodne? — Oczywiście, że wstęp nie jest zabroniony, jeszcze nie wiadomo, z czym mamy tutaj do czynienia. Proroctwo pana tu zwabiło lub wizja przyszłości? Czy jedynie wypoczynek?

Nadal trzymał na ustach enigmatyczny uśmiech słońca, do którego wystawił twarz, czerpiąc słoneczne promienie. Tak samo jak kochał Departament Tajemnic, tak i lubi z niego wychodzić, na świeże powietrze i blask dnia. Wieczny mrok głębin Ministerstwa Magii po jakimś czasie przytłaczał. Czy nie wypowiadał jego nazwy, unikał jej, przez pogardę? Na pewno nim gardził, starym, niedołężnym czarodziejem zamkniętym w tunelach, w kloszu zapomnienia. Kimże był w porównaniu z nim samym lub Dolohovem.

Na szczęście mógł mieć pewność, że słynny wróżbita nigdy nie pojawi się w tym miejscu, szybciej by zemdlał, a później zwymiotował, gdyby miał chociażby przebywać w otoczeniu niewybrednych wczasowiczów, pomijając już nędzną akomodację. Może chodziło o oczy, może to jasne wzbudzają pożądanie Vasilija.

— Niewymowny Komnaty Przepowiedni — przedstawił się. — Możesz do mnie mówić Apollonemos.

Kiedy znało się grekę, dało się usłyszeć żart w tym, jak się przedstawił. Gorzki, smutny żart. Podczas czytania Orestei, Antoniusz opowiedział mu o tym, że siódme zawołanie Kasandry, księżniczki trojańskiej, w oryginalnym tekście jest sformułowane tak, aby by połączyć zwrot mój Apollo oraz Apollo, niszczyciel. Przydomek i pragnienie w jednym słowie. Apollonemos. Coś gorzkiego kryło się w tym, że przedstawił się, jako ten, który przeklął wieszczkę, za odrzucenie jego awansów, tak aby nikt jej nie wierzył. Okrutne są dary bogów. Nie chciał zdradzać swojego prawdziwego imienia, usłyszeć go z ust Peregrinusa. Za długo zastanawiałby się jak wymawia imię Vakela, kiedy się kochają.

Tego był pewien, że czarodziej, wywiązuje się z różnego typu zadań, również natury cielesnej. Chociaż wzbraniał się przed tym, coraz wyraźniej wyobrażał sobie, co ta dwójka robi razem w Prawach Czasu. Czy Peregrinus po prostu lepiej obciąga? Niemal zachłysnął się własną wulgarnością, ale tak to widział w głowie. Oddychał płytko, bo nie chciał dowiedzieć się, że pachnie jego wodą kolońską, ani nie chciał myśleć o tym, że ubiera go, że zniszczone dłonie znają miękkość koszul, że wplata je do woli w jedwabiste kosmyki. Zazdrościł mu każdej minuty spędzonej sam na sam z Vakelem, jego słowotokiem. Żółć złości unosiła się w gardle, piekąc przełyk, gdy myślał o słodyczy intymnych rozmów i przelotnych pocałunków.

Skubał kolejny pąk kwiatów, zostawiając płatki pod swoimi stopami. Jego dłonie zawsze były miękkie i smukłe, ale w inny sposób niż popularnego wieszcza. Na knyciach nieco zgrubione od bójek z braćmi i fechtunku, stanowiły jednak doskonałą formę dla dużych talii tarota. Patrząc na nie, wiedziało się już, że właśnie ku tej formie dywinacji sięga najczęściej.

— Potowarzyszy mi pan? We dwoje bezpieczniej — wskazał głową przystrojoną budleją dalszą ścieżkę z jasnością w głosie, którą łatwo pomylić z uczciwością i dobrymi pobudkami. Słońce jednak, piękne, błyszczące, tym samym blaskiem dawało życie i je spalało.

Zastanawiał się, bardzo mocno, czy nie sięgnąć ku policzkom młodzieńca i nie nakarmić go swoim oddechem w trującym pocałunku. Żeby zbezcześcić bóstwo, którego imię wypowiada nocami ten, którego kocha. Aby zniszczyć go dla Dolohova.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#8
10.04.2024, 15:44  ✶  
— Sen — odparł zdawkowo. Po części dlatego, że nie lubił dzielić się treścią swoich wizji, szczególnie z obcymi, po części dlatego, że lakoniczne sen pozostawiało więcej przestrzeni dla wyobraźni. Morpheus nie mógł wiedzieć, że Peregrinus nie śnił o niczym specyficznym. Ot, dowiedział się jedynie, że w Windermere dzieje się coś niepokojącego, wartego jego uwagi. Czyli nic ponad to, co każdy czarodziej mógł wywnioskować, wziąwszy do ręki właściwe wydanie Proroka. — Monotonia jeziornego hoteliku to niekoniecznie mój przepis na wypoczynek.
Przypomniał sobie niedawną wyprawę w góry: zdecydowanie wolał wędrować, najchętniej co rzadziej uczęszczanymi szlakami. Lub bez szlaku. Pomijając nawet paraliżujący strach przed wodą głębszą niż ta w wannie, Trelawney nie nadawał się po prostu do bezczynnego wylegiwania.
Słowa: Komnata Przepowiedni nieprzyjemnie drażniły każdy nerw w jego ciele. Za każdym razem gdy Longbottom nawiązywał do swojej pracy, Peregrinus miał wrażenie, że wszystko w nim skręca się boleśnie; napina jak struna, którą jeden drobny ruch dzieli od spektakularnego pęknięcia.
— Wielka szkoda, że nie oprowadzacie wycieczek. Bardzo chętnie zobaczyłbym, co tam ukrywacie. — Starał się brzmieć niedbale, nie okazać nadmiernego zainteresowania. Sprawić wrażenie zwykłego ciekawskiego, którego zaspokoi pobieżne zwiedzanie i mała błyszcząca kula kupiona w okienku z pamiątkami po wyjściu.
Ale nie zaspokoiłoby go to w najmniejszym stopniu. Wręcz przeciwnie, podsyciłoby jedynie jego pragnienie. Teraz słuchał więc uważnie, aby zazdrośnie spić z ust Morpheusa każdą informację o Departamencie, jaka mu się wymsknie. Patrzył głęboko w jego oczy, jakby próbował wniknąć w nie, zobaczyć w nich odbicie Komnaty Przepowiedni, zbiory Ministerstwa mieniące się błękitnym światłem. Chciał w jego butach kroczyć między regałami, mieć je wszystkie na wyciągnięcie ręki.
— Naturalnie — przystał na jego towarzystwo. — Wygląda na to, że i tak przygnała nas tu ta sama tajemnica.
Ochoczo wznowił spacer, korzystając z okazji, aby zwiększyć choć odrobinę dystans między nimi. Parzyła go bliskość tego czarodzieja. Nie mógł znieść bycia o centymetry od osoby symbolizującej wszystko, czym on nigdy nie będzie. Zacisnął mocniej palce na skórzanym pasku torby, sztywno wbijając wzrok przed siebie, lecz mimo to wciąż widział niewymownego kątem oka. Jego obecność ciążyła na piersiach Trelawneya jak złośliwy demon wbijający kościste kończyny między jego żebra.
Powróciła do niego myśl o tym, skąd Morpheus go znał. Dolohov był słynną twarzą, lecz Peregrin? Przypadkowy czarodziej kojarzyć mógł co najwyżej jego nazwisko, tak piąte przez dziesiąte. Aby rozpoznać go z twarzy, należało odwiedzić Prawa Czasu czy minąć się z nim na jakimś wydarzeniu, na którym towarzyszył mistrzowi. Lub uważnie śledzić karierę słynnego wróżbity i jego otoczenie.
— Więc miałeś już do czynienia z Dolohovem, Apollonemosie? Nie przypominam sobie, żebyśmy minęli się kiedyś w Prawach Czasu — podjął przerwany wątek. — Nie narzekamy z Vakelem na brak zajęć, ale jeśli zajdzie potrzeba, może znajdziemy chwilę dla Ministerstwa.
My. Ja i Vakel. Skrócił dystans między sobą a Vasilijem, scalił ich w jedno. Wczepił się kurczowo w pracodawcę, aby uszczknąć trochę z jego wielkości. Dlaczego ten nowo poznany mężczyzna sprawiał, że czuł się tak mały? Był przy nim jak przypadkowy pyłek krążący po świecie, póki nie przeminie; zniknie, nie pozostawiwszy po sobie śladu. Peregrin zapałał do siebie obrzydzeniem — uciekł się do żałosnego chwytu zalśnienia blaskiem cudzej sławy — lecz potrzeba dorównania choć w części poziomowi Morpheusa była zbyt silna.


źródło?
objawiono mi to we śnie
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#9
11.04.2024, 20:47  ✶  

Sen. Potaknął tylko na to. Sny były zarówno frywolną przestrzenią umysłu kreatywnego, jak i tym, co niosło szereg nieprzyjemnych omenów i prawd. Sen Vakela bolal jeszcze bardziej. Miał jego w pudełku. I kogo jeszcze sobie zawłaszczył? W końcu takie marionetki można odłożyć na półkę i o nich zapomnieć.

— Neapol jest przepiękny jesienią. Odpowiednia ilość wody i górzystej przestrzeni, na dodatek pyszne jedzenie. Powinieneś się wybrać. — Może o to chodziło. Że jego ciało nie było wychudzone ani wysportowane, nie miał młodzieńczej smukłości, która zniknęła w kwadratowym korpusie i tendencji do tycia.

Przez cały czas, gdy księżyce spojrzenia Trelawneya żądały światła tarczy słonecznej oczu Longbottoma, ten nie mrugnął ani razu, z niewymuszoną naturalnością i iskrą szaleństwa. Zanim tamten zwrócił się ku ścieżce, wijącej się jak wąż, który sączył jad do ich dusz, aby podążać wzdłuż łusek ku ogonowi (lub głowie), postanowił odpowiedzieć.

— Niestety, obawiam się, że Departament Tajemnic jest wystarczająco niebezpieczny dla jego pracowników, aby zrezygnować z tego typu atrakcji. Jednego dnia trzeba ujarzmić starożytne krokodyle w Komnacie Śmierci, innego w ręce trafia przepowiednia, która może zmieńć bieg świata.

Morpheusowi nie umknęła liczba mnoga w słowach i skrócenie dystansu relacji, odrzucając zarówno tytulaturę, jak i  nazwisko. Pozostawiając jedynie artystyczny pseudonim Vasilija. Splótł dłonie za plecami, aby móc swobodnie wbijać paznokcie w skórę, zadając sobie samemu ból, aby nie sięgnąć po różdżkę. Wyginał palce, zmuszając je do rozciągania w nienaturalnych pozycjach, byle nie podnieść kamienia, którym rozbiłby czaszkę Peregrinusa. Jeden zaginiony czarodziej więcej. I tyle.

Za bardzo wyobrażał sobie mężczyznę w objęciach Vakela, zbyt realistycznie widział to w głowie, nawet jeśli nigdy nie był w Prawach Czasu, to jego umysł zapamiętale odtwarzał detale z fotografii w plotkarskich gazetkach, aby dodać do nich parę w niewybrednych pozycjach.

Nie powinien być zazdrosny. W końcu jego nikt nie rozliczał z Loretty, Ambrosii, Neila i innych, którzy przemknęli przez metaforyczną pościel Longbottoma. A jednak plan w głowie układał się sam. Mógł go ogłuszyć i zamknąć w piwnicy w Little Hangleton, wytatuować na przedramieniu znak Czarnego Pana. Używać jego włosów do zmieniania się w niego, żeby móc robić to wszystko, co robił Vakelowi, zamiast niego.

Zamknął oczy w rozmarzeniu, jakby wystawiał twarz do słońca. Dosłownie też to robił.

Mógłby powiedzieć o nim nawet, że sprawdza uwikłanie celebryty w działania Śmierciożerców, a tak na prawdę karmiłby Vakela diamentami, smarował jego wątłe członki olejkami, upewniając się, że skóra pozostanie gładka. Odchylałby delikatnie głowę Vakela i przesuwał po policzkach brzytwą, pozbywając się zarostu w intymnym oddaniu władzy.

Zauważył ręce Peregrina. Dlaczego pozwalał mu mieć tak zniszczone ręce? Już go nie odrzucały?

— Jesteśmy w podobnym wieku z Mistrzem Dolohovem. Był pode mną w trakcie pierwszego roku prefektury. Podobny dar, inne ścieżki życia. To zawsze fascynujące, co można zrobić z tym samym zestawem możliwości i jak bardzo będzie różniło się życie dzięki pojedynczym decyzjom. Przepowiednie tak pięknie to ilustrują.

Westchnął.

— Mam nadzieję, że tajemnica nas oboje zaspokoi. Paradoks, kiedy obawiasz się oczywistości. Nie ekscytuje rozwiązanie, lecz okruchy kreujące tezy.



And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#10
11.04.2024, 22:45  ✶  
Z kolejnymi słowami Morpheusa Trelawneya zalała nowa fala nienawiści. Przecież nie zawsze był cieniem u boku Vakela. Miał przed nim dobre życie: niezależność, podróżowanie, własne studia. A jednak oto, do czego zredukował go Longbottom — paź mistrza Dolohova. Bezwolna pacynka zamknięta w piwnicy swojego pana, która widziała świat, tylko kiedy ten pozwolił jej go zobaczyć.
— Byłem tam — burknął oschle. — Mieszkałem we Włoszech. W okolicach Florencji, ale dużo podróżowałem po kraju i Europie. Nie tylko Europie. — Każde krótkie zdanie pozostawiało gorzki posmak na języku.
Gdyby mógł tam zostać, być może teraz sam wyglądałby jak towarzyszące mu bóstwo: smagły, emanujący siłą… pociągający czarem człowieka w pełni zadowolonego z tego, czym stało się jego życie. Pewnego, że jest na właściwym miejscu.
Departament Tajemnic, podróże, Komnaty — och, jakie piękne piękne życie miał ten piękny piękny człowiek. Peregrinus dławił się bezgłośnie zazdrością, przełykał ją z trudem, spychał z powrotem pod powierzchnię. Ukrywał pod fasadą kamiennej twarzy gotującą się w nim krew.
— Krokodyle — prychnął pogardliwie. Wyrwał kwiaty wplątane w jego włosy i uniósł je na wysokość oczu, przyglądając im się zjadliwie, nim zmiął je w zaciśniętej pięści. — Kwiaty i krokodyle. Oto, czym zajmują się teraz niewymowni. A można by pomyśleć, że wymaga to bardziej wyszukanego wachlarza kompetencji.
Wachlarza kompetencji, którego on nie posiadał. Przypomniał mu się list odmowny z Ministerstwa, który otrzymał lata temu. Mocniej zacisnął palce na bezbronnych płatkach buldei. Piękny Apollo nie musiał pewnie nawet prosić. Departament sam przyszedł pod jego drzwi, błagając, żeby zasilił ich szeregi.
Nie było w Peregrinie krzty wyrafinowanej perfidii Morpheusa. Pulsował tępym, nieokiełznanym gniewem. Był gotów strzelać złośliwościami na ślepo. Cokolwiek mogło ugodzić w drugiego czarodzieja, wgnieść go w ziemię, pokazać mu, gdzie jego miejsce. Że nie jest ani trochę lepszy od niego.
— Ach tak, wydaje mi się, że Vasilij opowiadał kiedyś o kimś takim.
Kłamstwo. Paskudne kłamstwo. Nie słyszał ani słowa, ale gotów był zarzekać się, że wiedział wszystko, że Vakel dzielił się z nim najintymniejszymi sekretami i myślami. Był jego. Jego Vakel, o którym on, Peregrinus, wiedział wszystko. Może i nie było go tam, gdy ci dwaj chodzili razem do szkoły. Może i zjawił się w jego życiu za późno, żeby poznać tego Vasilija Dolohova, którego znał ten człowiek. Prawdziwego Vasilija, tego przed Annaleigh.
I co z tego?! Powie Longbottomowi cokolwiek. Ha ha! No tak, Apollonemos, zaśmiewaliśmy się z ciebie kiedyś pół nocy. Oczywiście, opowiadał mi o tobie. Same złe rzeczy. Będę szczery: nienawidził cię.
Nawał tak gwałtownych uczuć rozrywał Peregrinusa na strzępy. Wróżbita oddałby wszystko, aby w tamtej chwili stamtąd uciec, zrzucić z siebie ciężar tej klątwy. Nie pamiętał, aby kiedykolwiek doświadczył czegoś podobnego.
— Czy mam przekazać mistrzowi pozdrowienia od znajomego z dawnych lat? Zamierzam jeszcze dziś wieczorem się z nim widzieć.


źródło?
objawiono mi to we śnie
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Peregrinus Trelawney (2561), Pan Losu (76), Morpheus Longbottom (3265)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa