• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
« Wstecz 1 2 3 4 5 6 … 10 Dalej »
lato 1972, 16 sierpnia // sososorry

lato 1972, 16 sierpnia // sososorry
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#1
30.11.2024, 11:32  ✶  
sypialnia dolohova
16 sierpnia, po zmierzchu

- Przepraszam.

Dolohov nie nadużywał tego słowa i rzadko rozpoczynał od niego rozmowę, bo zanim powiesz do kogoś przepraszam, wypada przecież wprowadzić go w meandry tego, za co te przeprosiny otrzymuje. W jego aktualnym stanie najbardziej przepraszał chyba samego siebie za doprowadzenie się do miejsca, w którym musi wyrywać Peregrinusa z domu, chociaż przeciągnął go dzisiaj przez Polanę Ognisk w ramach swojego widzimisię, a to widzimisię i tak okazało się jedynie niemożliwym do spełnienia marzeniem. Musiał spróbować - pragnął dla siebie tego scenariusza od dzieciństwa, a teraz... głęboko ubolewał nad tym, że ziszczenie się tego mogło być zwyczajnie niemożliwe.

Wszystko musiał robić sam. Nic mu ostatnio nie wychodziło. No dobrze, kilka pomniejszych rzeczy tak, ale w ogólnym rozrachunku nie czuł się dobrze, a dzisiejszej nocy nie potrafił zasnąć, chociaż bardzo tego snu potrzebował. Jutro miał kolejne wystąpienie, od którego mdliło go już teraz, a kiedy tylko wyglądał przez okno widział garstkę niby-normalnych ludzi stojących pod Prawami Czasu jak banda oszołomów.

- Nie wydawało mi się, że wyjście to dobry pomysł - powiedział spokojnie, przesuwając wymęczonym spojrzeniem po oknie, przy którym stał. W pomieszczeniu było ciemno, on zaś skrywał się za firanką - pozostawał więc dla nich niewidoczny, ale i tak odsunął się na kilka kroków i przesunął wzrok na Peregrina. - Jesteś zmęczony? Może chcesz zostać na noc? - Znał odpowiedzi na oba te pytania, a jednak je zadał, albo nie zdając sobie sprawy z ich dwuznaczności kiedy znów miałeś na sobie tylko szlafrok, albo całkowicie tę dwuznaczność ignorując. To oczywiście nie było zaproszenie do niczego, bo ledwie sekundę temu wypił przekazany mu do ręki eliksir nasenny.

Kamienica posiadała wiele wolnych pokoi. On zaś nie posiadał w głowie wolnej przestrzeni na cokolwiek poza pójściem spać. Coś w tym jak Trelawney wyglądał go jednak... niepokoiło.

- Jest coś, o czym chciałeś porozmawiać? - Ziewnął, zakrywając usta otwartą dłonią.


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#2
03.12.2024, 01:36  ✶  
Bardziej niż okno i to, co się działo za nim, zajmowała Peregrinusa pogrążona w ciemnościach sypialnia Dolohova. Była większa niż pokój, w którym on sam spał, a który przy okazji służył mu wedle potrzeb również za biuro czy jadalnię. Była urządzona zdecydowanie bardziej elegancko, staranniej wysprzątana. A mimo to zionęła gęstym zapachem łudząco podobnym do zapachu tak dobrze znanego z jego własnego domu: zapachem bezsennych, samotnych nocy, na który znieczulała tylko woń eliksirów.
Cieszyć się więc należy, że wariacja przygotowana przez Flinta była mocno śmierdząca.
Trelawney, podobnie jak Dolohov, nie mógł pochwalić się także najbardziej udanym dniem. Polana Ognisk okazała się spektakularnym niewypałem. Gdyby to była zwykła porażka, czułby się lżej. Odkąd opuścili teren obsadzony gęsto stanowiskami badawczymi, nie opuszczało jednak wróżbity poczucie, że coś mu umknęło, że powinien dostrzec coś, co znajdowało się na wyciągnięcie ręki. Nie mógł tego odżałować, choć zdecydowanie nie zawalił się od tego jego świat; nie dotknęło go to aż tak, jak Vakelem targnęła jego porażka.
— Jestem, ale nie aż tak, abym nie trafił do domu. Dziękuję.
Jego wzrok spoczął na twarzy umęczonego Dolohova tłumaczącego się mu w mroku swojej własnej sypialni. Peregrinus zdążył dobrych parę godzin temu na dobre zapomnieć o wcześniejszej frustracji wynikającej z faktu, że szef robił coś za jego plecami. Myślał już tylko o tym, ile jeszcze o nim nie wie, ile sumarycznie przez te lata przegapił, trzymając się głupio przekonania o tym, że prywatność Vakela powinna należeć wyłącznie do Vakela. Poniewczasie — spoglądając wstecz — uświadomił sobie, że to nie było poszanowanie jego prywatności, lecz pozostawienie go samemu sobie. Trelawney wyobrażał sobie za krutyną vakelowej prywatności przyjaciół bardziej od niego uprawnionych do tajemnic Dolohova… bo tacy na pewno istnieli? Wyobrażał sobie domowe oblicze Annaleigh, która stawała się tam ciepłą żoną. A kurtyna opadła i oto Peregrin znalazł się sam z Vakelem w ciemnej, pustej sypialni.
— Byłem poirytowany, dziś rano — przyznał — teraz jestem już tylko zmartwiony.
Peregrinus nie był nigdy mistrzem utrzymywania kontaktu wzrokowego. Uciekał spojrzeniem gdziekolwiek: na ulicę za oknem, na zaciek kawy na filiżance, na papierosa przesuwanego między palcami. Nie lubił być widziany, a — jakkolwiek by nie wzgardzał wyświechtanymi porzekadłami — nic nie odsłaniało człowieka bardziej niż te przeklęte zwierciadła duszy.
Teraz nie próbował uciekać przed oczami Vakela; nie chciał, żeby ten pomyślał, że następne słowa wypowiada tak tylko. Że to puste frazesy na chwilową poprawę humoru.
— Raz już popełniłem błąd i nie znalazłem się wystarczająco blisko, aby dojrzeć, że podaje ci się truciznę. I może to ja powinienem dziś przepraszać. Tym razem nie zamierzam odwracać wzroku. Nie chcę, żebyś był sam, cokolwiek cię dręczy. Annaleigh, mdlenie przy listach, a teraz nie wydawało ci się, że wyjście to dobry pomysł. To nie wygląda dobrze. — Czym oczywiście nie miał na myśli walorów zewnętrznych w postaci Dolohova w szlafroku. — Jestem tutaj, choćby w środku nocy, jeśli kogoś potrzebujesz.


źródło?
objawiono mi to we śnie
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#3
05.12.2024, 13:56  ✶  
Dolohov odetchnął głęboko, na moment zawieszając spojrzenie na palącej się w kącie sypialni szałwii.

- Mówisz do mnie teraz z w zagadkach. Fair, nie jestem lepszy jeżeli chodzi o ubieranie prostych wypowiedzi w jak najbardziej zawiłe i okrężne słownictwo... - Wykonał jeszcze kilka dla niego małych, ale w rzeczywistości dużych kroków w kierunku swojego łóżka. Dla kogoś, kto go nie znał i nie rozumiał, jego twarz musiała być spokojna jak tafla niewzruszonej ruchem wody, ale to było tylko złudzenie. Bo kiedy spędzało się z nim tyle czasu, trzeba było zrozumieć, że należało zwracać uwagę na detale. Na okadzanie pomieszczenia, pachnidła stojące etażerce w towarzystwie wypalonej świecy. Szczotki, imbryk, książka. Wiśniowa pomada do włosów. Maska do twarzy. Całe stosy babskich szpargałów, którymi musiał zajmować sobie czas, kiedy znów mimo szczerych chęci nie mógł zasnąć. Ale to nie była tylko bezsenność - ona była czymś stałym, normalnym, nie opuszczała go na krok niezależnie od nastroju. Chodziło o bałagan. Dolohov nie lubił kiedy coś leżało na wierzchu, kopciło się kiedy spał, zajmowało przestrzeń, jaką powinna opanować pustka i czystość. To on zawsze zbierał rozłożone książki i układał je na stosy, poprawiał zagięte dywany, wyklepywał poduszki, nienagannie układał kotary we własnym gabinecie. Kiedy widziało się wokół niego bałagan, zmarszczka na czole stawała się czymś więcej niż przypomnieniem, że zaczynał się starzeć. - Ale to jest ten moment, kiedy pewne rzeczy trzeba ująć prościej. Zawsze byłeś tu dla mnie choćby i w środku nocy - zauważył dość trafnie, bo nie był głupi, ale wbrew temu co sam powiedział przed chwilą, nie chciał być też od razu taki oczywisty. Niekoniecznie dlatego, że nie chciał nosić na sobie ciężaru prawdy - wręcz przeciwnie, mógłby zadać teraz szereg trafnych pytań, ale zamierzał dać Peregrinusowi chwilę na przetrawienie własnych słów.

Machnął różdżką, po czym schował ją do kieszeni szlafroka i usiadł na brzegu łóżka. Może bardziej - wyłożył się na nim, bo plecy miał odchylone w tył, a lewą ręką wsparł się za nimi tak, żeby utrzymać pozycję siadu. Zaklęcie, które rzucił, wprawiło w ruch wspomniany wcześniej imbryk. Nalewał sobie właśnie herbaty.

- Co cię zirytowało? Co cię martwi? Co się zmieniło? Co tak naprawdę chcesz mi powiedzieć? Mógłbym zwyczajnie zajrzeć do twojej głowy, ale nie zamierzam tego robić. - Sam sobie zadał w myślach pytanie: czemu? - Bo nie wyglądasz na kogoś zdecydowanego odpowiedzi.


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#4
07.12.2024, 14:14  ✶  
Wypowiadając poprzednie słowa, być może miał z tyłu głowy nadzieję, że Vakel jest zbyt zmęczony, żeby pochwycić temat. Że te słowa gdzieś tam spadną między nimi i… i tyle, jak zawsze. Tymczasem w odpowiedzi otrzymał garść pytań i wezwanie do konkretu. W pierwszym odruchu wepchnęło go to w poczucie zagrożenia. Jak dzikie zwierzę w potrzasku, zaplątał się pomiędzy myślą o ucieczce a walce. Zapragnął wtopić się swoim ciemnym strojem w ciemności za oknem, rozmyć temat i zmyć się stamtąd.
— Oczywiście, tak jest łatwiej — przyznał zamiast tego, powściągając paniczne pomysły i zmuszając się do pozostania w miejscu. — Za zagadkę nie trzeba brać odpowiedzialności. Możesz czytać ją, jak chcesz, a ja zawsze mogę cię przekonywać, że się mylisz. To wygodne.
Nie podążył za Dolohovem, gdy ten udał się do łóżka. Dystans dodawał odwagi i kreował złudzenie, że łatwiej będzie uciec z tej sytuacji. Jego poczucie bycia osaczonym zakrawało na paranoję, ale Peregrinus przynajmniej zdawał sobie sprawę z własnej irracjonalności i starał się jej nie poddawać. Mimo to jego palce nerwowym, bezwiednym ruchem strząsnęły popiół z niewidzialnego papierosa.
Przemknęło mu przez myśl, o ileż prościej by było, gdyby Vakel jednak sięgnął do jego głowy i wziął sobie cokolwiek chciał: kolejna szansa na rozwiązanie, za które nie on brałby odpowiedzialność. W głębi duszy był jednak wdzięczny, że jasnowidz tego nie zrobił.
— Jestem pewny odpowiedzi. Nie jestem pewien, czy powinna wybrzmieć.
Nie był tego pewien, ale czuł podskórnie, że znalazł się na drodze bez odwrotu. Ucieczka oznaczała pewną porażkę, zabrnięcie w to dalej mogło ją oznaczać. Rachunek był prosty.
— Co się zmieniło? Zacząłem zadawać sobie pytania o ciebie; takie, o których wcześniej nie myślałem. Co mnie zirytowało, to, że nie odnajdowałem odpowiedzi. Skończyło się tym, że nawet najbłahsze niewiadome, jak to gdzie dziś byłeś, zaczęły frustrować. Chcę wiedzieć, co się z tobą dzieje, jak się czujesz, dlaczego, ale nie byłem pewien, czy chcesz tych pytań. — Pierwsza część była prostsza, chciał to powiedzieć tak czy inaczej. Utorowała jednak płynnie drogę drugiej, tej która budziła wcześniej jeszcze więcej oporów. — Zmieniło się też to, że na scenie pojawili się nowi aktorzy. Tak długo byliśmy tylko my dwaj. — Nie liczył Annaleigh, która raczej nie mieszała się przecież nadmiernie w sferę Praw Czasu. — Teraz ściga cię nagle jakaś przeszłość. Ciągle wokół kręcą się dziewczyny. A lubiłem być z tobą i tylko z tobą. Nie w tym sensie, że przeszkadza mi ich obecność, Scylla zapowiada się na dobrą uczennicę, nie mam nic przeciwko Lyssie i… — W tym miejscu zapętlił się do reszty, mówił za szybko, zbyt chaotycznie. Przerwał na chwilę, aby wziąć głęboki oddech, próbując znaleźć lepszy sposób na ubranie myśli w słowa. Co tak naprawdę chcesz mi powiedzieć? — Lubię momenty, kiedy jesteśmy tylko my. Lubię być osobą, o której pomyślisz w tym środku nocy. I chyba mam nadzieję, że myślisz o mnie wtedy nie tylko w kontekście tego, że czegoś ode mnie potrzebujesz.


źródło?
objawiono mi to we śnie
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#5
09.12.2024, 01:14  ✶  
Dolohov uśmiechnął się szerzej na dźwięk słów: zawsze mogę cię przekonywać, że się mylisz. Podobała mu się ta koncepcja, bo ją rozumiał. Ich relacja była czymś prostym i spokojnym - wspólne dni wypełniała praca, a kiedy pochylali się nad projektami Praw Czasu, wydawało się, jakoby nic więcej w świecie nie istniało poza ich myślami. Współpraca z Trelawneyem była wygodna, to prawda - dlatego mimo zauważania drobnych iskier kiedy ich oczy stykały się ze sobą nad notatkami, Dolohov wybierał pozostawianie ich niewidzialnymi. Wiedział dobrze o własnym zauroczeniu, a jednak dusił to w sobie. Bo takich relacji nie chciało się tracić. Nic się w nich nie mówi o uczuciach - a przynajmniej on nie chciał nic o nich mówić, bo mu się to kojarzyło właśnie z goniącą go przeszłością. Już go ktoś kiedyś oderwał od uniwersum, w którym liczyły się idee, badania i odkrycia. Co mu z tego przyszło? Cierpienie. Cholerne cierpienie wyniszczające umysł, ciało i duszę. Dlaczego wcale się na to wyznanie nie cieszył, chociaż rozgryzł swoje uczucia o wiele wcześniej. Z tym człowiekiem nie łączyły go dramatyczne gesty ani wielkie słowa. Łączyły go z nim drobiazgi. Wspólny śmiech nad błędami w karkołomnych obliczeniach. Poranna kawa biorąca się na biurku znikąd. Drzemki na kanapie w jego gabinecie. Uczenie się siebie nawzajem. Jeżeli łączyły ich nici przeznaczenia, były to różne nici w grubym splocie. Grubym, grubszym, z każdym dniem coraz grubszym, a kiedy ten splot rósł, rosło też wszystko pomiędzy nimi - ale nie ogromnie. Pomalutku, włos za włosem, nieznacznie, cicho. To uczucie, jakie do niego żywił, było jak wiosenny pąk i nieuniknione jak nadejście kolejnej Ostary, podczas której uśmiechną się do siebie nieznacznie, a jemu przypomni się, że kiedyś jeszcze miał serce otwarte na ludzi. Teraz był głównie zachłanny i chciałby mieć Peregrina tylko dla siebie. Nie znosił uświadamiania go w tym, że Trelawney miał poza Prawami Czasu inne zobowiązania, plany, marzenia...

- Boisz się o swoją pozycję w moim życiu.

To nie było pytanie, to było stwierdzenie. Mężczyzna mówiąc je przymknął oczy i przesunął palcami wzdłuż krawędzi szlafroka.

- Nie dziwię ci się, nikt nie lubi rozmów, w których każde słowo ma swoją wagę, a jeżeli stanie się zbyt ciężkie, to świat po tym wszystkim może przestać istnieć. - Zamilkł na moment, chociaż dobrze wiedział, że wypełnia teraz pomieszczenie dziwnym napięciem. Oto jego asystent i partner w badaniach recytował mu swoje serce, zgubił się w tym i wraz z oddechem zbierał w sobie jakieś cząstki odwagi, a on... on się tym trochę bawił. Czynił ciszę czymś namacalnym. Nieco smutne to było w gruncie rzeczy, ale wiele rzeczy, do jakich był zdolny Dolohov były jeszcze smutniejsze. - Tak dużo słów, a mi się wydaje, że cisza pomiędzy nami jest pełniejsza niż one wszystkie razem wzięte. - Zawsze tak gadał, ale tak naprawdę tego właśnie pragnął. Oddania zmuszającego do wypluwania takich zdań w nadziei, że Dolohov nie zechce zadeptać ich swoim aroganckim spojrzeniem. - Powiedz to po prostu. Nie boję się znaków zapytania.


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#6
10.12.2024, 22:47  ✶  
Nic w tym nie było dramatyczne. Peregrinus wystrzegał się emocjonalnych zrywów pod wpływem chwili, nie miał ognistego temperamentu. Poza tym potrzebował czasu. Nieufnie podchodził do własnych uczuć. Zanim je zaakceptował, odegrał w głowie dziesiątki potencjalnych scenariuszy. Dziesiątki razy na przestrzeni miesięcy zajrzał do gabinetu Dolohova, aby sprawdzić, czy za każdym razem będzie czuł to samo. Co jeśli to przejściowe i samo minie? Co jeśli sam siebie oszukuje?
A gdy nie minęło… wtedy należało zastanowić się, o co dokładnie chodzi. Jak to zdefiniować, jak daleko to sięga, gdzie są granice. Ogarnięty obsesją zrozumienia umysł badacza potrzebował wiedzieć, z czym ma do czynienia; mieć pewność, że nie doszło do pomieszania jego wewnętrznego systemu pojęciowego i że wszystko, co odnosił do Dolohova, zostało od początku do końca właściwie skategoryzowane. Rozkładał wszystkie interakcje i towarzyszące im emocje na czynniki pierwsze. Podejmował karkołomne próby obejrzenia i przeanalizowania każdego włosa w tym grubym splocie ich relacji. Wszystko po to, aby mieć pewność, że nie oszukał sam siebie.
Spędzali całe dnie na rozpracowywaniu poplątanych ścieżek przyszłości, a Peregrinus nie potrafił rozpracować nawet mikrokosmosu między nimi samymi do tego stopnia, aby wykorzenić wszelkie wątpliwości. Jakże frustrujące.
— Oczywiście, że się boję.
I ten strach popchnął go do przyspieszenia sformułowania ostatecznych wniosków z rozważań. Wynikło z nich zaś, że niektórym rzeczom trzeba po prostu pozwolić się wydarzyć, nawet jeśli nie było gwarancji, że się nad nimi w pełni zapanuje i przewidzi dalekosiężną trajektorię przebiegu wydarzeń. Siedział w końcu nad tym tak długo, że może nadeszła pora zaufać swoim uczuciom i przestać maniakalnie szukać luk, których przecież nie odnajdował.
A gdy powiedział już wszystko i zobaczył reakcję Vakela, stres zaczął się rozmywać. Dolohov nie przerwał tego, nie odżegnał się od niego, tylko brnął i brnął, czekając, aż dostanie to, czego chciał. Mimo że Trelawney wypowiedział się tak, że nie była to już żadna zagadka, lecz zbiór eufemizmów prowadzących tylko do jednego. Uświadomienie sobie tego sprawiło, że po jego twarzy przemknął cień niedowierzania, zaraz skrzętnie ukryty. Nie pozostał po nim ślad, gdy drugi wróżbita uniósł powieki.
— Lecz skoro ty się nie boisz i chcesz znaków zapytania… — Peregrin podszedł do łóżka i pochylił się, wsparłszy dłońmi o materac, aby zrównać wysokość swojego spojrzenia ze spojrzeniem Vakela. Nie zamierzał dalej stać nad nim niezręcznie jak na spowiedzi. I nie chciał zgubić w ciemnościach oraz odległości niczego z tego, co miało nadejść. — Odpowiedz zatem, czy to moje jednostronne urojenia, czy jest między nami coś więcej niż przyjaźń i praca. Czy to dla ciebie niewłaściwe, że myślę o tobie romantycznie i że tak mi zależy.


źródło?
objawiono mi to we śnie
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#7
11.12.2024, 01:34  ✶  
Ostateczna decyzja, jaką podjął, ignorując wszystkie te iskry, wynikała z kalkulacji ryzyka. To, co wiązało się z wyznaniem mu swoich uczuć, nie było warte straty partnera naukowego. Co jeżeli ten świat co sobie między sobą stworzyli, miał spłonąć? Co pozostanie z ich współpracy poza popiołem po napisanych wspólnie słowach? Nie chciał przeżywać tego znowu, oglądać tego, jak najważniejsze relacje jego życia okazywały się być kruche jak szkło.

- Nie powinieneś. - Nie istnieje w moim życiu nikt, kogo działania wobec mojej osoby mógłbym cenić ponad twoje. Nie zagłębiając się już nawet w meandry tego, co nas łączy, sama w sobie lojalność temu co stworzyłem... to coś, czemu ulegam.

A jednak prawda była taka, że gdyby się w Trelawneyu nie zauroczył, to zapewne zwolniłby go dokładnie w chwili, kiedy wiedział za dużo. O jego żonie. O jego córce. O bezsennych nocach. O tym, z jaką łatwością przychodziło mu się zdenerwować, jak... brzydko reagował na rzeczy, które powinien przyjmować z podniesioną głową. Nie potrzebował wokół siebie wścibskich oczu wędrujących tam, gdzie nie powinny. Ale Trelawney właśnie - ah, jego oczy nie zapędzały się w rejony, w których podświadomie chciałby go zobaczyć. To kazało mu się zastanawiać nad jednym: czy istniała miłość, która nie była jak żar trawiący ludzkie serce? Miłość, której można było zaufać. Miłość delikatna, skrząca się jak spokojna tafla wody w blasku letniego słońca - przychodząca powoli, a nie jakby spotkała się na rozdrożu dwójka ludzi spragnionych siebie nawzajem, jakby wyschły w ich okolicy wszelkie źródła ludzkiej bliskości. Albo zwyczajnie się zestarzał i lubił robić takie rzeczy powoli.

Zrównanie się ich spojrzeń wiązało się z oczywistym napięciem. Bo Peregrinus był absolutnie prześliczny i może faktycznie nieraz ich ciała i spojrzenia się już stykały, ale przecież nigdy nie zrobiły tego w takim kontekście. Powiedzieć boję się, a później uczynić taki gest. Ah, gdyby tylko ten flirt nie wiązał się z idiotycznym poczuciem, że jeżeli sięgnie ręką do jego włosów i zatopi w nich palce, to rozbije coś o wiele cenniejszego niż romans - wzajemne zrozumienie. Ale teraz się już przecież nie dało temu zaprzeczyć, to zaistniało, zostało wypowiedziane na głos, a on podsycał to, zachęcał do złożenia mu jakiegoś zapewnienia lub obietnicy.

Nie odchylił się w tył, a nawet rozprostował nieco rękę, zamykając ich oddechy w ciasnej klatce pomiędzy wpatrzonymi w siebie twarzami. Mimo obaw kotłujących się w głowie, ciało Dolohova było wyzbyte tego lęku. On wyglądał na pewnego siebie, na kogoś grającego w swoje głupie gierki.

- Jeden z najwybitniejszych wróżbitów swojego pokolenia pyta mnie właśnie, czy poprawnie zaobserwował, że coś do siebie czujemy. - Całkiem zabawne kiedy się wzięło pod uwagę, jak wielka część jego wypłaty została zarobiona na odpowiadaniu tak lub nie na pytania o zakochanie właśnie.

Wyglądał nieco senniej niż na początku tej rozmowy, ale wciąż bardzo dobrze rozumiał, co się działo i przybrał pozycję otwartą na to zbliżenie. Trelawney mógł zaobserwować, jak przestaje trzymać jedną nogę na drugiej i uśmiecha się delikatnie.

- Nie jest to ani jednostronne, ani niewłaściwe. Ale Peregrinusie, jest pomiędzy nami dokładnie tyle, ile dopuściliśmy do tego, żeby tam było. Nigdy nie oczekiwałem od ciebie, że cokolwiek zrobisz z tymi moimi spojrzeniami. Możemy funkcjonować jak dotychczas. Albo to, albo zadam ci pytania, z których ciężko ci będzie wybrnąć.


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#8
12.12.2024, 13:23  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.12.2024, 15:42 przez Peregrinus Trelawney.)  
Nierozsądnym byłoby niedopuszczenie do siebie wariantu, w którym popchnąwszy swoją relację ku tej nowej, nęcącej odsłonie, popychną ją jednocześnie ku zniszczeniu. Bycie wybitnym naukowcem nie chroniło przed byciem zwyczajnym człowiekiem; Peregrinus nie był na tyle naiwny, aby uwierzyć, że w miłości potrafiłby nawigować lepiej niż wszyscy inni. Miał rzecz jasna takie ambicje, jak w kontekście każdej rzeczy, w którą wkładał część siebie, ale nie mógł mieć pewności, czy pewnego dnia wszystko wokół nich nie runie.
Patrzył jednak jednocześnie na drugą drogę. Alternatywę, do której wciąż wracał Vakel, na każdym kroku tej rozmowy przypominając mu, że może ją wybrać. Oferował mu, aby nerwowym trzepotem rzęs pozbywał się z oczu iskier vakelowego spojrzenia i odwracał wzrok, przyłapawszy się na błądzeniu po jego twarzy o momenty za długo. Problem w tym, że na tej ścieżce również wszystko zmierzało ku destrukcji. Odwracając się ku niej, Trelawney czuł widmowe wspomnienie sprzed ledwie tygodnia, gdy dławił się własnym gniewem, który wykiełkował na zazdrości. Czy to czekało go na końcu drogi? Duszenie się własną frustracją i żalem po odpuszczeniu szansy?
Nie powinieneś się bać, lecz wciąż bał się, tylko na innym wektorze. Zamierzał zaryzykować jedyną część swojego życia, która jeszcze nie została wyszczerbiona i wciąż przynosiła mu przede wszystkim zadowolenie.
Współpracował w życiu z wieloma różnymi osobami, lecz nigdy nie był w pełni usatysfakcjonowany z efektu końcowego tak, jak usatysfakcjonowany bywał z samodzielnych projektów. Współpraca oznaczała wykrawanie fragmentów swoich idei i wyrzucanie ich do kosza, aby dopasować je do tego, co wnosił do dzieła ktoś inny. Oznaczało poświęcenia, wysiłki, irytację i chęć potrząśnięcia idiotą po drugiej stronie stołu, żeby zrozumiał. A przynajmniej dopóki po drugiej stronie stołu nie postanął Vasilij Dolohov. Ich myśli płynnie zazębiały się jedna w drugą, Peregrinus nigdy nie czuł, że partner zgubił się w gąszczu konceptów i błądzi wciąż dwa tematy temu. Kochał to, co tworzyli razem, tak samo jak to, co tworzył sam.
Pracował z nim swoim rytmem, ale nie był sam. Gdy pod koniec dnia cyfry i litery zaczynały rozmazywać się przed oczami, mógł słuchać głosu Vakela, który przebijał się przez mgłę zmęczenia, podsuwając mu kolejne wątki. Tam, gdzie Dolohov odrywał pióro, tam Peregrinus kontynuował myśl swoją ręką.
Dostał od losu coś tak cennego i zamierzał to narazić w imię czego? Dokładnie znał odpowiedź.
Chciał, żeby ostatni monolog Dolohova wieńczący dzień pracy zamknięty został intymnym słowem tylko dla niego. Takim, którego nie umieszczą nigdy w rozdziale żadnej książki. Chciał wsunąć swoją dłoń w jego niezdecydowaną co do kolejnych paragrafów dłoń i spleść ich palce, gdy będą debatować nad ciągiem dalszym.
— A najwybitniejszy wróżbita swojego pokolenia skapitulował przed przyjęciem ode mnie zagadki.
Powierzchowna swoboda tej drobnej przekomarzanki i szumiąca ekscytacja współistniały w nim obok siebie. Każdy kolejny gest i każde kolejne słowo Vakela wiązały kolejny supełek na splątanych nitkach jego nerwów. Uśmiech, zmiana pozycji, iskrząca bliskość — każda drobna rzecz zdawała się pociągać za całą tę misterną konstrukcję, ogarniając go drażniącym napięciem. Peregrin zatonął w tych zmożonych sennością oczach, pozwolił otumanić się oparom smarowideł, którymi pociągnięta była skóra Dolohova. I jak miał się od tego odwrócić?
— Oferujesz mi krok w tył tuż po tym, jak pociągnąłeś mnie do postąpienia naprzód — zauważył i przechylił się jeszcze dalej w jego stronę, ulegając jego zaproszeniu i własnemu oczarowaniu. — A nie możesz mi go dać. Możemy wrócić jedynie do udawania, że funkcjonujemy jak dotychczas. Po prostu pociągnij mnie głębiej. — I nie było w nim tym razem wątpliwości, tylko drżąca prośba.


źródło?
objawiono mi to we śnie
god (self-diagnosed)
Suffering feels religious if you do it right. Reach out and touch faith!
Celebryta; Jedno z najbardziej znanych nazwisk Londynu. Nosi się w drogich ubraniach w gwieździste wzory, a jego ulubiony kolor to niebieski (najczęściej w ciemnych tonach, przeszywany złotą lub srebrną, błyszczącą nicią). Jest bardzo wysoki, ma ponad 180 centymetrów wzrostu i jest przy tym bardzo chudy, wręcz wychudzony. Zawsze przepięknie pachnie - nie wychodzi z domu bez spryskania się drogimi, męskimi pachnidłami. Czaruje słowem - wie jak mówić, aby docierać do ludzi.

Vakel Dolohov
#9
13.12.2024, 00:19  ✶  
Przystojny, ułożony, mądry, spokojny, z dobrą pracą. Dobrze wiedział, co tacy mężczyźni robili z umysłami kobiet, a jednak Trelawney nigdy o żadnej nie wspominał. Nie miał nawet trzydziestu lat, ale na pewno przywarła już do niego łatka starego kawalera.

Ujął jego twarz jedną z dłoni i przesunął nią wzdłuż, od skroni po podbródek. Prosił go o coś, co mógł dostać - oczywiście, że mógł to dostać, ale mimo narastającego pomiędzy nimi napięcia, Dolohov nie potrafił otworzyć na bok swoich wątpliwości, bo... Dostrzegał w tej scenie dużo młodzieńczej energii i niepewności, kiedy on sam już od dawien dawna wiedział czego chciał od życia, seksu, związków. Zabawne, niewątpliwie. Żyli w świecie, w którym taka różnica wieku pomiędzy mężczyzną i kobietą nie dziwiła absolutnie nikogo, kiedy za miłość pomiędzy dwójką mężczyzn najchętniej zaniesiono by obu na stryczek. Jego natomiast zastanawiała tylko pierwsza rzecz. Bo to było kilkanaście lat. I sporo czasu funkcjonowania obok siebie, kiedy był kompletnie przećpany eliksirem miłości i... Pamiętał kim był dla niego Peregrinus. Współpracownikiem otoczonym opieką, jaką częstował każdego swojego ucznia i badacza przewijającego się przez Prawa Czasu. Kiedy rozumiałeś kogoś na tym poziomie, na którym Dolohov rozumiał i znał Peregrinusa, nie mogłeś nie wiedzieć całego obrazu, a ten obraz zawierał szczegółowo wyrysowaną historię o tym, że znajdowali się na innych etapach życia. Wcale nie dziwiło go wyznanie uczuć w panice, bo wystarczyła chwila przytomności aby zaczął uciekać mu z uścisku. Spokój jaki tutaj razem zbudowali był po części fikcją - mówił mu o tym w wiosnę, o tym że teraz poznają się naprawdę.

I może wiedząc to i uważając się za dobrego człowieka, który wcale nie musiał wykorzystywać innych ani działać na przekór ich szczęściu aby zdobyć własne, Dolohov nie powinien spełniać tej prośby. Potrafił przecież zdusić to pragnienie spotęgowane przez bliskość - cielesność nigdy nie była czymś, co zaliczał do swoich największych potrzeb. Mieli wciąż czas, mogli go sobie dać. Więc dlaczego tak bardzo chciał grać w to dalej? Słyszeć te rzeczy, wymuszać na nim mówienie wprost. Czy stał się okrutny? Albo zwyczajnie chciwy?

Pocałował go. To było wpierw muśnięcie ust, później pocałował go intensywniej. I jeszcze raz, łącząc ich usta na dłużej, a jeżeli nie spotkał się z oporem, pogłębiał te pocałunki coraz mocniej. Chciał go spróbować, przesunąć swoim językiem po jego wardze i złapać ją zębami, rozchylić swoje wargi i zaprosić go do tej eksploracji, ale przede wszystkim... Potrzebował zmiany tej pozycji. Bo Peregrin był uroczy i odważny, ale to jak nad nim stał mówiło sporo o tym jak Dolohov pracował, ale niewiele o tym jak kochał. Wsunął więc rękę w jego spodnie, ale po to jedynie, aby trzymając go za nie i pasek pociągnąć go do przodu. Mocno i zdecydowanie, ale tylko na tyle na ile pozwalały jego wątłe ręce. Sam cofnął się do tyłu, robiąc mu więcej miejsca na nogi. Te pocałunki ustały dopiero w momencie, w którym naparł dłonią na jego ramię i wymusił przerzucenie się na plecy. Sam Vakel wsparł się tuż obok na łokciu i przygniótł jego nogi do materaca własnym kolanem. Szlafrok zasunął mu się z barku, on jednak nic z tym nie zrobił - wpatrywał się w niego z góry, zza nieco rozstrzepanych włosów.

Wysoki i smukły wieszcz zwykł górować nad innymi jak cytadela zbudowana u szczytu góry. I teraz też nad nim górował. Na tym między innymi budował mit swojej niezwykłości. Łatwo było ująć go na zdjęciach jako byt niewiele mający wspólnego z człowiekiem, kogoś doskonałego. Trelawney spędzał z nim zbyt wiele czasu aby w ten mit wierzyć, ale to nie znaczyło, że nie widział jak Dolohov nad nim dominuje. Jemu się bardzo podobało, że miał tę scenę w garści od początku do końca i wcale tego nie ukrywał.

- Największy wróżbita swojego pokolenia wiedział co chcesz powiedzieć zanim otworzyłeś usta. Ale wiesz... - Przesunął opuszkami palców po jego dłoni. - Tym co chciałem powiedzieć było to, że mamy nad tym kontrolę. Cenię cię jako współpracownika i nie chcę, żebyś zniknął z tego miejsca. - Zniknął przegoniony faktem, że kiedy Peregrinus kończył szkołę i zastanawiał się nad przyszłością, on już przeżył największą miłość swojego życia i budował własne imperium. - Moje pierwsze pytanie brzmi: czy smakuję tak dobrze jak to sobie wyobrażałeś?


with all due respect, which is none
Badacz wróżbiarstwa
Hiding alone,
a prison is home
Nadchodzi spowity smrodem dymu papierosowego. Na pierwszy rzut wygląda porządnie, codzienna elegancja w neutralnych kolorach… niekiedy może nieco wymięta. To zależy, ile spał, a cienie pod zielononiebieskimi oczami odznaczające się na cerze bladej jak prześcieradło podpowiadają, że niewiele. Palce poznaczone tu i tam rozmazanym atramentem, ugina się pod ciężarem ulubionej skórzanej torby, w której jest… wszystko. Średniego wzrostu (179 cm) postać młodego mężczyzny koronuje imponująca burza czarnych loków, które niewątpliwie są jego największą ozdobą.

Peregrinus Trelawney
#10
15.12.2024, 17:12  ✶  
Nie sposób było zaprzeczyć, że gdy Peregrinus trafił do Praw Czasu, był jeszcze w wieku, w którym życie się dopiero rozpracowywało. Ba, Prawa Czasu nie miały nigdy być częścią tego odkrywania siebie, bo Trelawney wylądował tam jak za karę. Nie chciał być w Londynie, a gdy już w Londynie zostać musiał, to dopóki nie zatrzaśnięto mu przed nosem drzwi Departamentu Tajemnic, nie skierował do Mistrza Dolohova kroków. Przyszedł do niego z myślą, że to będzie tymczasowe. Może do końca roku, może chwilę dłużej, ale to nie miał być końcowy przystanek.
A jednak… nigdy nie wysłał listu na kolejną ministerialną rekrutację, nie szukał niczego innego. Początkowo dlatego, że zawsze tu mieli przecież coś do zrobienia, nie było dobrego momentu, żeby opuszczać stanowisko. Tej wiosny spojrzał na te cztery lata i zorientował się, że dawno, dawno temu przestał myśleć na jakiś czas, bo czerpał satysfakcję z tego, że zawsze ma tu coś do zrobienia. Wbrew obawom nie stał w miejscu, mimo że pracował wciąż zza tego samego biurka. Gdy więc Vakel zasugerował pewnego majowego dnia, że sytuacja może się zmienić, Peregrinus nie zastanawiał się: zadeklarował, że zostaje. Jeszcze kilka lat temu miałby dziesiątki pomysłów, gdzie z tego miejsca iść dalej, teraz zupełnie nie uśmiechała mu się perspektywa zaczynania gdzie indziej od nowa.
Tak, wyłącznie zawodowo mógł ze sporą pewnością złożyć mu taką obietnicę.
Tyle że to przestawało być wyłącznie zawodowo, prawdopodobnie dawno przestało. Obietnice w obszarze związkowym zaś Peregrin mógł podeprzeć co najwyżej szczerością uczucia i teoretycznym zrozumieniem tematu. W miejsce doświadczenia miał garść przypadkowych okruszyn: pocałunków nieodwzajemnionych i tych dla zabawy czy przelotnych znajomości z nigdy nieskonfrontowanym podtekstem. Czynników, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy, było kilka, lecz dominował jeden — Peregrinus Trelawney chciał być tak cwany, że ograł samego siebie.
Urodził się, aby widzieć rzeczy, których inni nie widzieli. Prorocze sny, powracający danse macabre rodzinnego dziedzictwa, rozcyfrowywanie znaków zsyłanych przez uniwersum, a także — przede wszystkim — najzwyklejsza dedukcja. Ledwo więc na horyzoncie zaczynała majaczyć jakakolwiek romantyczna szansa, on już potrafił ujrzeć jej koniec; już wiedział, że to nie wypali w długiej perspektywie i dlaczego tak będzie. A czy był sens próbować, skoro opracował już w głowie okoliczności finału? Czy to etyczne wciągać kogoś w relację, o której był przekonany, że się nie uda? Czy warto było sobie samemu zawracać głowę i narażać się na cierpienie?
Był z tego długi czas bardzo dumny. Udowadniał, że jest lepszy od wszystkich swoich znajomych, którzy przeżywali pierwsze nieudane romanse. Ha, zawsze potrafił powiedzieć, którym się nie uda. Zachłysnął się poczuciem wyższości, był przecież taki rozsądny, taki logiczny. Był taki przewidujący i o krok przed wszystkimi, że nie zauważył najbanalniejszej oczywistości: większość połamanych młodzieńczych serc goiła się sprawnie, a pozostałe na nich blizny były blade. W zamian — co kluczowe — otrzymywało się lekcje, które zabierałeś dalej.
Teraz ten przemądrzały chłopiec w ciele mężczyzny stanął przed szansą, na której naprawdę mu zależało, a los zachichotał nad nim. Wetknął w ręce Głupca, na którego Trelawney sam sobie zapracował, po czym usadził go do rozgrywania partii z Dolohovem, który na ręku miał zdecydowanie więcej kart.
Och, a był taki, taki mądry, mądrzejszy od nich wszystkich ślepo ganiających dookoła swoich naiwnych, skazanych na porażkę miłostek. Teraz Dolohov kilkoma zdaniami dobrał się do jego serca i doprowadził samozwańczego króla pragmatyzmu do stanu, w którym ten obiecałby mu każdą nieskończoność, jakiej Vakel sobie zażyczy.
Cóż, Trelawney był ambitny i znał zasady gry. Teraz tylko musiał udowodnić, że cały ten czas rzeczywiście wiedział najlepiej.
Przez pierwszych kilka pocałunków odpowiadał jedynie na to, co od niego dostawał; zbyt pochłonięty tą nową bliskością między nimi. Smakował miękkość warg, poznawał ich rytm i dopiero gdy poczuł się pewniej, zaczął wtasowywać swoje własne coraz bardziej chciwe pocałunki pomiędzy te, które składał na jego ustach Vakel.
Pozwolił mu się prowadzić, podążył za nim, gdy Dolohov cofnął się w głąb łóżka. Gdy Peregrin został odsunięty, z jego ust uciekło ciche westchnienie brzmiące pomiędzy rozczarowniem a wyrzutem, lecz nie opierał się i przełożył na plecy. Miał wrażenie, że jego serce bije tak mocno, że obija się o żebra, odginając je i odznaczając się pod cienkim materiałem letniej koszuli, a choć to było tylko wrażenie, zdradzały go inne elementy. Przesunął biodrami po materacu, poprawiając pozycję ruchem nieco zbyt intensywnym, aby to było tylko to. Jego usta pozostały lekko rozchylone, jakby wciąż na coś czekały. Nie mógł oderwać oczu zawieszonych w wyrazie oniemiałego zachwytu od górującego nad nim Vakela. Ręką odnalazł kolano dociskające go do łóżka, obrysował kciukiem staw, po czym jego palce rozsypały się na udo, aby zwiedzić je, stopniowo wędrując coraz dalej. Gdy natafiły na krawędź szlafroka, wsunął pod niego nieśmiało same koniuszki palców, nim powrócił na przetarte chwilę wcześniej ścieżki.
— Taki koniec widzisz? Kilka miesięcy temu powiedziałem ci, że nigdzie nie znikam. Nie cofam tego. — Uniósł dłoń, tym razem sięgnął nią ku szyi Dolohova. Delikatnie sunął opuszkami zza ucha, w dół, na obojczyk, po którym dotarł do odsłoniętego barku, aby badać kolejne granice szlafroka. — Smakujesz… Chciałbym umieć wytworzyć coś takiego w wyobraźni.


źródło?
objawiono mi to we śnie
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Vakel Dolohov (3685), Peregrinus Trelawney (3390)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa