22.01.2025, 00:09 ✶
Spojrzała na Enzo tak, jak patrzy się na kogoś, kto mówi do ciebie po chińsku, podczas gdy ty jesteś z Europy. Mrugnęła raz i drugi, lekko przekrzywiając przy tym głowę. Nie, kompletnie nie rozumiała, o czym on mówi.
- Zapoco? - zapytała uprzejmie, tak samo uprzejmie się uśmiechając. - Enzo, ja nie mam czasu czytać Proroka, a ty mi mówisz o mugolskich gazetach.
Roześmiała się tak, jakby powiedział najlepszy dowcip na świecie. Bo w sumie to był dobry żart. Czy ona nie mówiła chwilę wcześniej, że latała po lasach? Fajna sprawa, takie lasy, nic z informacji tam nie dociera. Ani o smokach, ani o jakimś Bruszu Li.
- Jedyne co czytałam, to w kółko tę samą książkę. I wiesz, co to było? Poradnik jak jeść w lesie, by się nie posrać. Wydanie dwudzieste, drugie w przeciągu tego roku, nowa errata, bo ktoś zjadł coś, co powinno być bezpieczne, a nie było - czy to była prawda? Chyba nie, bo gdyby była to prawda, to Faye nie mówiłaby o tym tak lekkim tonem. Remington trochę polepszył jej humor, nie mogła tego ukrywać - potrzebowała takich spotkań. Pozwalały oderwać jej myśli od tego, co się stało w sierpniu. - No, w zasadzie to klub łowiecki, ale nie kłusowniczy.
Nie byli tym typem organizacji, która polowała nielegalnie. Artemis działał zgodnie z prawem, tego była pewna. Jej rodzina nim kierowała: Faye matkę miała z Yaxleyów, a Gerard był przewodniczącym Artemis. Co prawda do tej pory Traversówna raczej migała się od spotkań, bo po prostu jej w Londynie nie było, ale teraz chciała to zmienić.
- Nie, zwykle przekazujemy do rezerwatów albo po prostu eskortujemy tam, gdzie żyją naturalnie. To zależy, czy pytasz o Artemis, czy Ministerstwo - zaciągnęła się papierosem, zerkając podejrzliwie na Enzo. - Co masz do Szkocji, oy?
Zapytała słodko, niby to z wyrzutem, ale wesołe iskierki skutecznie rozwiewały to ponure wrażenie. Przewróciła jednak oczami na to, że w Ministerstwie Magii walczyła z ludźmi pokroju Enzo.
- Tylko że w twoim departamencie raczej nie pojawiają się dylematy: umyć się ze szczyn skunksa, czy wypełnić kolejną rubryczkę? Albo lepiej: zgasić kurtkę i iść do Munga, czy oddać raport na czas? - zaśpiewała słodko, przekrzywiając głowę w tak przerysowanym geście, jak tylko się dało. Nawet zdobyła się na zatrzepotanie rzęsami. Jak prawdziwa dama!
I pewnie bajera by zadziałała, gdyby jej pytanie i - cóż, w zasadzie to prośbę o pomoc - nie sprowadził do łóżka. Faye westchnęła.
- Enzo, znasz mnie. Gdybym chciała cię zaprosić do domu, po prostu dałabym ci swój adres i powiedziała, że czekam wieczorem - burknęła, oburzona tym, że w ogóle pomyślał iż mogłaby uciekać się do jakichś marnych podstępów! Kolejna porcja whisky spłynęła przez jej przełyk, przyjemnie mrowiąc i powodując że język miło cierpnął. - Ewentualnie wymyśliłabym coś lepszego. Jak ty z tym wchodzącym smokiem. Ranisz mnie sądząc, że zrobiłabym coś tak płaskiego, bez polotu. Gdzie zabawa, gdzie picie wina na dachu kamienicy, gdzie ganianie się po lesie i łapanie białych króliczków? Wiesz, że jestem romantyczką.
A guzik. Jeżeli ktokolwiek do romantyzmu nie pasował, to była właśnie Faye Travers. W Hogwarcie spotykała się z Maddoxem i jeśli wierzyć plotkom: potrafili nieźle się poszarpać. Romantyczki nie wchodziły w związki z patusami, którym oddawały równo, gdy ci się zaczynali. Ganianie za białym królikiem również nie wchodziło w grę, aczkolwiek picie wina gdzieś w zakazanym miejscu... To już do niej bardziej pasowało.
- Jak chcesz się ze mną przespać, po prostu powiedz. Ale kurtkę mi napraw - błysnęła białymi zębami w uśmiechu. Romantyczka jak znalazł.
- Zapoco? - zapytała uprzejmie, tak samo uprzejmie się uśmiechając. - Enzo, ja nie mam czasu czytać Proroka, a ty mi mówisz o mugolskich gazetach.
Roześmiała się tak, jakby powiedział najlepszy dowcip na świecie. Bo w sumie to był dobry żart. Czy ona nie mówiła chwilę wcześniej, że latała po lasach? Fajna sprawa, takie lasy, nic z informacji tam nie dociera. Ani o smokach, ani o jakimś Bruszu Li.
- Jedyne co czytałam, to w kółko tę samą książkę. I wiesz, co to było? Poradnik jak jeść w lesie, by się nie posrać. Wydanie dwudzieste, drugie w przeciągu tego roku, nowa errata, bo ktoś zjadł coś, co powinno być bezpieczne, a nie było - czy to była prawda? Chyba nie, bo gdyby była to prawda, to Faye nie mówiłaby o tym tak lekkim tonem. Remington trochę polepszył jej humor, nie mogła tego ukrywać - potrzebowała takich spotkań. Pozwalały oderwać jej myśli od tego, co się stało w sierpniu. - No, w zasadzie to klub łowiecki, ale nie kłusowniczy.
Nie byli tym typem organizacji, która polowała nielegalnie. Artemis działał zgodnie z prawem, tego była pewna. Jej rodzina nim kierowała: Faye matkę miała z Yaxleyów, a Gerard był przewodniczącym Artemis. Co prawda do tej pory Traversówna raczej migała się od spotkań, bo po prostu jej w Londynie nie było, ale teraz chciała to zmienić.
- Nie, zwykle przekazujemy do rezerwatów albo po prostu eskortujemy tam, gdzie żyją naturalnie. To zależy, czy pytasz o Artemis, czy Ministerstwo - zaciągnęła się papierosem, zerkając podejrzliwie na Enzo. - Co masz do Szkocji, oy?
Zapytała słodko, niby to z wyrzutem, ale wesołe iskierki skutecznie rozwiewały to ponure wrażenie. Przewróciła jednak oczami na to, że w Ministerstwie Magii walczyła z ludźmi pokroju Enzo.
- Tylko że w twoim departamencie raczej nie pojawiają się dylematy: umyć się ze szczyn skunksa, czy wypełnić kolejną rubryczkę? Albo lepiej: zgasić kurtkę i iść do Munga, czy oddać raport na czas? - zaśpiewała słodko, przekrzywiając głowę w tak przerysowanym geście, jak tylko się dało. Nawet zdobyła się na zatrzepotanie rzęsami. Jak prawdziwa dama!
I pewnie bajera by zadziałała, gdyby jej pytanie i - cóż, w zasadzie to prośbę o pomoc - nie sprowadził do łóżka. Faye westchnęła.
- Enzo, znasz mnie. Gdybym chciała cię zaprosić do domu, po prostu dałabym ci swój adres i powiedziała, że czekam wieczorem - burknęła, oburzona tym, że w ogóle pomyślał iż mogłaby uciekać się do jakichś marnych podstępów! Kolejna porcja whisky spłynęła przez jej przełyk, przyjemnie mrowiąc i powodując że język miło cierpnął. - Ewentualnie wymyśliłabym coś lepszego. Jak ty z tym wchodzącym smokiem. Ranisz mnie sądząc, że zrobiłabym coś tak płaskiego, bez polotu. Gdzie zabawa, gdzie picie wina na dachu kamienicy, gdzie ganianie się po lesie i łapanie białych króliczków? Wiesz, że jestem romantyczką.
A guzik. Jeżeli ktokolwiek do romantyzmu nie pasował, to była właśnie Faye Travers. W Hogwarcie spotykała się z Maddoxem i jeśli wierzyć plotkom: potrafili nieźle się poszarpać. Romantyczki nie wchodziły w związki z patusami, którym oddawały równo, gdy ci się zaczynali. Ganianie za białym królikiem również nie wchodziło w grę, aczkolwiek picie wina gdzieś w zakazanym miejscu... To już do niej bardziej pasowało.
- Jak chcesz się ze mną przespać, po prostu powiedz. Ale kurtkę mi napraw - błysnęła białymi zębami w uśmiechu. Romantyczka jak znalazł.