A teraz to...
– No bogów co Charles znowu zrobił!? – sapnął zdenerwowany widząc reakcję swojej małej księżniczki, która teraz ewidentnie nadąsana na swojego brata, w rozkosznie dramatyczny sposób dawała ujść swojemu niezadowoleniu. Jeszcze przed wyjazdem miał okazję prześledzić dość kontrowersyjną Mulcibera korespondencję z Lorien, samemu też dostając kilka gwałtownych listów ze strony młodzika, a teraz najwidoczniej od czasu pogrzebu swojego wuja zdążył pokłócić się i z siostrą. Cóż w niego wstąpiło? Czyżby Angielski klimat aż tak mu nie służył?
Kolejne słowa dziewczyny tylko ugruntowały go w dezorientacji. – W celi? Scarlett w takich przypadkach zdecydowaniew pierwszej kolejności powinnaś rozmawiać ze mną, a nie Richardem. On nie jest tu aurorem, by móc sprawnie i skutecznie zapobiec takim sprawom, a ja mimo wszystko znam kilka osób spoza własnego piętra w Ministerstwie. Cóż właściwie się stało? Nie wypuszczę Cię stąd póki mi nie powiesz, a Ty Theodorze... zielona fiolka i mazidło z brązową zakrętką. I... – rzucił okiem w stronę Morpheusa, który z przemocą fizyczną i ranami miał więcej do czynienia głównie przez wzgląd na dość inwazyjne zabawy wewnątrz grona własnego rodzeństwa, aby skinąć głową i powoli dodać: – ...dobrze, nie wezwę lekarza. Ale Scarlett... jeśli miałaś na myśli Blacka, to polecę Ci kogoś kto częściej mimo wszystko pracuje nad urazami ciała a nie głowy. Specjalizacja - jak przecież doskonale wiesz - ma znacznie. – Westchnął ciężko a kciuk i wskazujący palec powędrowały do nasady nosa. Nie zabrał ich, nie pozbawił siebie tego lekkiego masażu i piekącego wrażenia pod przymkniętych powiek gdy poprosił zmęczonym tonem. – Zacznijmy jednak od początku. Co się Wam przydarzyło?