• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Aleja horyzontalna v
1 2 3 4 5 … 10 Dalej »
[09.09.1972] Three's a crowd | Hannibal, Icarus & Mona

[09.09.1972] Three's a crowd | Hannibal, Icarus & Mona
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#1
15.07.2025, 23:22  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 31.08.2025, 19:47 przez Hannibal Selwyn.)  
09.09.1972, późnym wieczorem


“Jeśli czegoś potrzebujesz, cokolwiek — masz do mnie klucz, wiesz gdzie mnie szukać” - napisała Mona. Co prawda, napisała to o 22:00, ale przecież to wcale nie było tak późno. Hannibal po całym dniu spędzonym u Baldwina i w posiadłości rodziców (którym sprzedał złagodzoną wersję tego, w jakim stanie znajduje się jego mieszkanie) niechętnie wracał do siebie i z zadowoleniem przyjął krakanie Arabeski, która dostarczyła liścik. Tym bardziej, że jak się okazało, w jego nawiedzonym domu nie działały żadne czyszczące zaklęcia.

Był nieco rozgoryczony. Wysłał tego dnia listy do rodziny i znajomych, otrzymał odpowiedzi - szczęśliwie nikt nie zginął - ale ta jedna wiadomość, na którą po cichu liczył, nie pojawiła się. Poprzedniego wieczoru rozstali się z Henrym w dramatycznych okolicznościach. Właściwie całe ich spotkanie przebiegało w dramatycznych okolicznościach i być może Hannibal dał się trochę ponieść emocjom. W pewnym momencie awansował kolegę z pracy, z którym nawet nie pracowali w tej samej instytucji, na przyjaciela. Tak przedstawił go dziewczynie, której udzielili pomocy. Tak zaczął go nazywać w myślach. Spalona Noc wyciągała z jednych ludzi najlepsze cechy, a z innych - najgorsze i Henry szczęśliwie (i dość spektakularnie, pomyślał Hannibal, wspominając bohaterski atak na bandytę na ulicy) okazał się należeć do tej pierwszej grupy.
Wtedy, w świetle pożarów, Hannibal czuł, że stali się sobie trochę bliżsi. Teraz zastanawiał się, czy to możliwe, że Henry nie podzielał jego zdania do tego stopnia, że nie zaproponował nawet spotkania celem odebrania swojej pożyczonej własności. A przecież list wysłany rano był tak wyważony i wcale nie przesadnie dramatyczny!

Pogrążony w niewesołych rozważaniach, spakował do kufra najpotrzebniejsze ubrania, maszynę do szycia, będącą w takim stanie, że na jej widok krwawiło mu serce, swoje buty taneczne - wszystko czarne od sadzy, więc nie uniknął ponownego ubrudzenia się - i obarczony tym bagażem myśli i dobytku stanął u drzwi kuzynki.

Mona była najbliższa mu wiekiem z trojga kuzynostwa, ale jednocześnie najmniej selwynowa z całej czwórki - być może ze względu na geny Rowle’ów, a może dlatego, że była kobietą? Na pozór byli całkiem różni. On - gwiazda teatru, mieszczuch z krwi i kości, kochający zabawę i londyńskie rozrywki. Ona - miłośniczka smoków, przesadzona niczym drzewo, z walijskich wrzosowisk wprost na wielkomiejski grunt. Czy na wrzosowiskach rosną drzewa? A jednak troszczyli się o siebie nawzajem, złączeni więzami krwi, gęstszej, jak mówiło powiedzenie, niż woda.

Młodszy kuzyn martwił się o kobietę. Minął rok, od kiedy sprowadziła się do Londynu, od kiedy niemal równocześnie zajęli dwa mieszkania w rodowej kamienicy. Dla Hannibala to był powrót na stare śmieci - po szkole i po półtorarocznym pobycie w Paryżu, znów do teatru, w którym się wychował, do londyńskiej publiki, zawsze gotowej go kochać i oklaskiwać. Wróciłem! Tęskniliście?!
Dla Mony to była diametralna zmiana. Kamienice zamiast przestrzeni. Bruk zamiast trawy pod stopami. Obce, wszystko obce. Próbowała robić dobrą minę do złej gry, ale nie odnajdywała się tu mimo połączonych sił kuzynów próbujących pokazywać jej zalety życia w mieście. Hannibal po części rozumiał - wyobrażał sobie, jak on sam by się czuł, gdyby nagle przyszło mu mieszkać w głuszy i cóż… na pewno byłoby to trudne.

Dziś wieczór był doskonałą okazją, żeby odwiedzić kuzynkę. Może przenocować u niej - ”cokolwiek”, napisała w końcu. Miał klucz do jej mieszkania, podobnie, jak ona miała klucz do niego - przydatne w nagłych wypadkach albo gdyby któreś z nich zgubiło swój. Żadne z nich jednak nie nadużywało gościnności drugiego, więc Hannibal zamiast wejść jak do siebie, kulturalnie zapukał.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#2
16.07.2025, 20:52  ✶  
Zasadniczo wrzosowiska nie obfitowały w bujne lasy. Matka Natura rozumiała wymowę surowej przestrzeni, toteż oszczędziła ją przed ich nadmiarem i pozwoliła, aby tęsknota za rodzinnym krajem rozciągnęła się aż po horyzont. Być może dlatego Mona często odnosiła nieodparte wrażenie, że wyrosła z zupełnie innego gruntu niż reszta rodziny — czy nie był to kaprys bogów, że zaszczepili ją w nie tym drzewie genealogicznym co trzeba?

Z matczynej strony została jej tylko garstka kuzynostwa. Han, Robert i Jonathan... Każdy z nich był charyzmatyczny — i nawet pełnił rolę, która wymagała pewnej dbałości wobec własnego wizerunku! Jonathan zapewne założyłby biel, wybierając się w teren, bo tak. W przypadku Roberta wszystko było jasne, ponieważ jako funkcjonariusz publiczny podporządkowany był rygorowi zawodu. Han natomiast... Han scenę miał we krwi. Jego wygląd był środkiem wyrazu oraz formą ekspresji. Rowle więc odstawała od ukochanych kuzynów prawie pod każdym względem. Nie zmieniało to jednak faktu, że po ostatnim spektaklu w The Globe zaczęła podejrzewać, że najmłodszy z Selwynów po prostu szczerze lubił chodzić półnago.

Minęło zaledwie paręnaście godzin odkąd wróciła do swojego mieszkania, a o dd chwili, gdy zastała tam dwójkę Prewettów zaczęła powoli łapać oddech. Niestety, mimo że przy Icarusie czuła się po prostu bezpieczniej, jak spłoszony kot spięła się, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Przed oczami stanął jej obraz Śmierciożercy wijącego się w agonii w jej kuchni. Podłoga wciąż była niedomyta. Dlatego gdy ujrzała młodszego kuzyna, jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
— Han?! — wydusiła, rozchyliła drzwi szerzej i ruszyła, aby objąć chłopaka najmocniej, jak potrafiła jedną ręką. Serce prawie jej pękło z ulgi! Jego obecność była żywym potwierdzeniem słów z listu. Selwyn wyglądał na całego i zdrowego, lecz mimo to troska natychmiast wygrała z ulotnym spokojem: — Nic ci nie jest, prawda? Chodź, chodź, nie stój tu tak w progu! — pociągnęła go siłą do środka.


jaskółka, czarny brylant,
wrzucony tu przez diabła
strength [reversed]
Your hands protect the flames
From the wild winds around you
Wzrost: 177 cm, czarne włosy, brązowe oczy, silny londyński akcent, ubrany zwykle w luźny garnitur: często bez marynarki, z kamizelką i kilkoma rozpiętymi guzikami koszuli.

Icarus Prewett
#3
17.07.2025, 20:07  ✶  
Cały dzień przeklinał ten przeklęty popiół, który osiedlił się w jego domu jak jakiś squatter i nie chciał go opuścić. Mieszkanie u Mony go stresowało. Nie chciał pokazać się przy niej jako pijak i miernota, co było trudne, bo w gruncie rzeczy tym był. Manierka schowana w kieszeni marynarki ziała pustkami, a Icarus nie miał jak jej uzupełnić. Nie chciał też, żeby Rowle zaczęła zadawać pytania, żeby się zorientowała, że to wszystko... było dla niego za trudne. Że nie był mężczyzną, którym chciał dla niej być.

Miał na szczęście (lub nieszczęście) zajęcie. Przytachał z domu skrzynię z manuskryptami, które wymagały dokładnego czyszczenia. Dlatego siedział przy stole z pędzelkiem i przygotowanym przez siebie magicznym odczynnikiem, skoncentrowany na pracy. Sadza na szczęście schodziła z delikatnego papirusu. Wbrew sobie, błogosławił w duchu ojca, który nałożył na wszystkie zakupione przez siebie manuskrypty zaklęcia umacniające. Dzięki temu jeszcze się nie rozpadły. Niektóre plamy niestety miały stać się częścią ich historii. Nie spłonęły, to najważniejsze. Stanowiły źródła do niedokończonej książki Icarusa. Tej, której nie miał zamiaru w życiu kończyć.

Usprawiedliwiał się tym, że nie miał co robić. Nie zamierzał przyznać przed sobą, że wraz z Moną do jego serca powracała historia. Przez te wszystkie lata jego marzenie nie wygasło, a teraz znowu zaczynało lśnić w jego duszy. Musiał wyremontować bar. Wybić sobie to z głowy.

Kiedy przyszedł gość, Icarus podniosł najpierw wzrok, a potem samego siebie. Odkrył, że od siedzenia długo w krześle cały zdrętwiał. Wciąż był zresztą niedospany po Spalonej Nocy. Przybrał jednak tą samą maskę, którą nakładał w barze. Uśmiech prawdziwego Prewetta. Podszedł do przedpokoju, gdzie Mona zaprosiła swojego gościa. Icarus nie żył w jaskini i rozpoznał człowieka, który właśnie był gościem jego tymczasowej współlokatorki.

— Hannibal Selwyn? — spytał ze zmarszczonymi brwiami, ale nie bez uśmiechu. — Bogowie, Mo, zapomniałem, że ty jesteś z Selwynów — zażartował i wyciągnął rękę do aktora. — Icarus Prewett, miło mi poznać. Byłeś świetny w "Upiorze w operze".
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#4
17.07.2025, 22:12  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 18.07.2025, 08:56 przez Hannibal Selwyn.)  
Hannibal był tym razem w pełni ubrany, choć w nie swoją, odrobinę opiętą w ramionach  koszulę i skórzaną kurtkę - również nie swoją, ale za to dopasowaną rozmiarem. Był też nieco brudny od sadzy i nieogolony, ale ogólnie prezentował się nieźle, świeżo umyte włosy, promienna cera i pachniał... czymś słodkim i zdecydowanie nie męskim. Wanilia?...
- Mona - sapnął, lekko zdyszany po taszczeniu kufra po schodach. Przytulił ją mocno, z ulgą - niby wiedział z listów, że jego przyjaciele i rodzina w iście cudowny sposób ocaleli, może dla równowagi ze zdemolowanym mieszkaniem, spaloną koszulą i obolałym ego po tym wypadku z próbą gaszenia pożaru - ale Hannibal nie zamierzał narzekać na taki balans. Niby wiedział, a jednak każde spotkanie na żywo, każda możliwość poczucia fizycznie ich ciepła napełniała jakieś emocjonalne naczynko w środku, puste po Spalonej Nocy - i przyjemnie grzała. Powinienem odwiedzić rodziców, pomyślał przelotnie.
- Mam nowe blizny, na pewno ci się spodobają, wyglądają, jakby smok na mnie beknął! - pochwalił się niefrasobliwie. Oparzenia już właściwie nie bolały, ślady miały zejść za tydzień lub dwa. Hannibal bezceremonialnie, zadarł koszulę, ukazując nierówno odgraniczone, różowe pole obejmujące niemal całą lewą połowę torsu - Patrz!...
I w tym momencie w drzwiach do salonu stanął obcy mężczyzna. Zaskoczony Hannibal zamarł na sekundę i wypuścił z ręki brzeg materiału. Koszula opadła, ale kiepsko dopasowany guzik na dole rozpiął się w międzyczasie, odsłaniając fragment skóry.

- We własnej osobie - Selwyn uśmiechnął się czarująco, bez śladu zmieszania wygładzając materiał na brzuchu i uścisnął podaną dłoń. Nie miał okazji poznać go osobiście, ale to musiał być starszy brat Electry - Dobry wieczór, dziękuję, cieszę się, że sztuka przypadła ci do gustu - poprawił opadające na twarz włosy.
Odwrócił się w stronę kufra i kiedy nieznajomy nie mógł widzieć jego twarzy, posłał kuzynce zaciekawione spojrzenie - jego brwi podjechały do góry, a usta drgnęły w lekkim uśmiechu. No proszę, czyżby Mona wreszcie kogoś sobie znalazła? To absolutnie nic nie szkodzi, że akurat w tę jedną noc, kiedy chciałby skorzystać z jej gościnności, gdzie tam!
- Nie zajmę ci dużo czasu - szepnął do niej w przejściu, machnięciem różdżki skłaniając swój kufer do łagodnego przefrunięcia w ślad za nim na środek salonu - Potrzebuję miejsca na ogarnięcie swoich rzeczy, wyczyszczenie i tak dalej. U mnie w domu jest pełno sadzy - rozejrzał się po mieszkaniu Mony - Dobrze widzieć, że twój nie ucierpiał.

Tanecznym ruchem obrócił się w stronę Icarusa, aż niemal zafurkotały wyciągnięte ze spodni rogi niedopiętej koszuli.
- Wymieniłem sowy z Electrą, dobrze słyszeć, że wczorajsza noc was oszczędziła - powiedział, płynnym ruchem zrzucając z ramion kurtkę i opadł malowniczo na fotel -  Nikt z naszych również nie oberwał jakoś mocno, tyle, że moje mieszkanie… - wzruszył ramionami.
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#5
20.07.2025, 18:47  ✶  
Tego dnia najwyraźniej dwóch mężczyzn zjawiło się u niej nie tyle z wizytą, co z dobytkiem. W gorszym nastroju Mona mogłaby się upierać, że odwiedzili ją tylko dlatego, że miała całe mieszkanie, a nie ze względu na nią samą. Po katastrofie, jaka ogarnęła całą Anglię, była natomiast zwyczajnie wdzięczna losowi, że obaj wyszli z tego cało.

Mona nawet nie próbowała ukryć rozbawienia, kiedy Hannibal z właściwym wyłącznie sobie teatralnym rozmachem zerwał z siebie koszulę w progu jej mieszkania. No cóż, półnagi kuzyn w obecności Icarusa to nie było coś, co przewidziała, planując ten wieczór. A Ariemu najwyraźniej nie przeszkadzał nagi tors Hannibala. To dobrze, bo była już gotowa przypomnieć, że Selwynowie nie zwykli się tak witać. Chyba. Kobieta zamknęła za nimi drzwi.
— Nawet tak sobie nie żartuj — upomniała. Z niepokojem zerknęła jeszcze raz na różowe ślady na skórze kuzyna. — Pisałeś, że jesteś cały! Boli cię bardzo? Ari, może powinniśmy wezwać Basila, żeby… — odparła z troską w głosie, a jej wierny jak cień wzrok zawsze powędrował ku Ariemu, który już ściskał dłoń Hana. — Widzę, że nie muszę was sobie przedstawiać. Ari, Han to mój młodszy kuzyn. Han, Ari to mój...— słowa utknęły jej w gardle. Mój... Jej co? Jakie prawo miała do tego po tym, co się wydarzyło? W głowie popłynęły wszystkie możliwe odpowiedzi. Mój przyjaciel z dzieciństwa. Mój koniec i początek. Moja pierwsza i ostatnia miłość. Mój błąd i mój cud. Ten, który zna moje myśli zanim je wypowiem i ten, od którego uciekam, kiedy je wypowiem. — Pomieszka ze mną przez chwilę — dokończyła, unikając wzroku obu swoich gości, a w odpowiedzi na szept kuzyna, sama odszeptała: ,,tylko bądź miły!''.

,,Nie zajmę ci dużo czasu’’ powiedział Hannibal Selwyn, a Mona znała go zbyt długo, aby dać się nabrać na tę teatralną niewinność. Czy to naprawdę coś złego, że w jej (cudem ocalałym!) mieszkaniu przebywał mężczyzna, którego absolutnie nie kochała, nie myślała o nim w nocy i na pewno nie zapamiętała zapachu jego skóry po tym, jak przez przypadek zasnął na jej kanapie? Oczywiście, że nie. To było po prostu... tymczasowe współzamieszkanie. Taki katastroficzny roommateship.
Bogowie.
Icarus naprawdę będzie z nią mieszkał.
— Oczywiście, salon jest twój. Zostań tak długo, jak tylko zechcesz. Niestety, do dyspozycji mam jedynie tę tutaj sofę, więc… Ella? Właściwie właśnie się z nią minąłeś. Przenocowała tutaj z Arim po tym, co się wydarzyło — westchnęła cicho, po tym jak ponownie zerknęła na Icarusa. Słowa same ważyły wiele. — Potrzebujesz czegoś jeszcze, Han? Jesteś głodny? — zapytała łagodnie.


jaskółka, czarny brylant,
wrzucony tu przez diabła
strength [reversed]
Your hands protect the flames
From the wild winds around you
Wzrost: 177 cm, czarne włosy, brązowe oczy, silny londyński akcent, ubrany zwykle w luźny garnitur: często bez marynarki, z kamizelką i kilkoma rozpiętymi guzikami koszuli.

Icarus Prewett
#6
22.07.2025, 15:03  ✶  
— Miło mi poznać — uśmiechnął się do Selwyna, gdy Mona ich sobie przedstawiła.

Widok gołego Hannibalowego brzucha nie zrobił na nim wrażenia. W Convivium Ari był świadkiem naprawdę wielu ekscesów. Jak panowie odsłaniali klaty, to jeszcze było lekko. Co najmniej kilka razy zdarzyło się poprosić swojego (wcale nie mafijnego) ochroniarza w barze, by wyprosił panów, którzy pokazywali po pijaku swoje cztery litery. Były widoki, których nie dało się wymazać z pamięci...

— U nas też wszędzie sadza... Pewnie twój dom dopadło to samo cholerstwo. I z sadzą siedzi tam coś w rodzaju ducha, nie mylę się? — westchnął. — Mo miała wyjątkowe szczęście. Mój bar... Z nim jest mnóstwo pracy.

Naprawdę też nie miał pojęcia, że Electra przyjaźniła się z Hannibalem Selwynem. Mógł w sumie się tego spodziewać, aktorzy i ludzie z branży modelingu często znali się między sobą. Przeklął się w duchu za to, że to mu umknęło. Czy tak naprawdę znali się z Ellie? Powinien był to wiedzieć, jako dobry brat... Choć, czy Electra znała wszystkich przyjaciół Icarusa? Chyba nawet nie miał on ich znowu tak wielu.

Kiedy Mona zawahała się, Icarus spuścił wzrok. Sam nie wiedział, czym byli z Mo. Nie potrafił zrobić pierwszego kroku. Był nią oszołomiony. Dogłębnie zauroczony, w tym stopniu, że aż było mu wstyd. Znowu zaczął pić, co oznaczało, że nie zasługiwał na nią. Nawet jedna wypita manierka wystarczyła, by kompletnie zniweczyć wszystko, nad czym pracował. Och, zrywanie z tym cholerstwem nie było łatwe. A skoro nie potrafił poradzić sobie nawet z tym, jak mógł czuć się godny Mony. Wystarczyło przecież przestać. Co w tym niby trudnego?

Może kiedy przyjdą lepsze czasy... — pomyślał, ale wiedział, że było to kłamstwo, które sobie powtarzał zapewne każdy alkoholik.

— Ellie pojechała do swojej mamy, poza Londyn — odparł Icarus, odrywając umysł od kolejnych autodeprecjonujących myśli. — Myślę, że będzie jej bardzo miło, jeśli ją odwiedzisz. Ona kocha miasto, na wsi musi się okrutnie nudzić.
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#7
22.07.2025, 20:01  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 30.07.2025, 17:23 przez Hannibal Selwyn.)  
- Jestem cały, zapewniam was, wszystko na swoim miejscu! - uspokoił towarzystwo - Och, myślałem, że już po mnie, ale otrzymałem pomoc i potrzeba mi tylko kilku dni i słoiczka maści. Do premiery “Ekstazy” nie będzie śladu! - dodał z miną bohatera, który otarł się o śmierć. W końcu przez chwilę naprawdę był pewien, że to koniec.

”Pomieszka ze mną przez chwilę”, tak? Brawo, Mona! Przypomniał sobie zeszłotygodniową rozmowę z Jonathanem, tą o związkach… i zastanowił się przez chwilę, czy właśnie nie stanął twarzą w twarz z ową historią, której istnienie podejrzewał wtedy. Cieszyłby się szczerze, gdyby Mona znalazła coś, co uczyniłoby jej życie w Londynie łatwiejszym, a może nawet szczęśliwym.

- Ja zawsze jestem miły…- szepnął do kuzynki z uśmiechem i puścił do niej oko.

Słysząc westchnienie Mony, nabrał ochoty, żeby zostawić tych dwoje samym sobie, ale głupio jakoś było odwrócić się w drzwiach i tak po prostu wyjść, więc obiecał sobie, że naprawdę dokona tylko niezbędnych napraw i prania, a potem pójdzie sobie… gdziekolwiek. Może do The Globe - nie byłaby to jego pierwsza noc spędzona w teatrze.

W salonie podwinął rękawy koszuli i w pierwszej kolejności zabrał się za kurtkę. Machnął różdżką, aby wyczarować kubełek…

Kształtowanie - stworzenie kubełka na odpady
Rzut Z 1d100 - 55
Sukces!

…i zaklęciem czyszczącym translokował do niego sadzę z ubrania.

- Nie kłopocz się jedzeniem, naprawdę wypiję herbatę i spadam! - zawołał za Moną, a do Icarusa powiedział:
- Mona jest najmłodsza z mojego kuzynostwa, a czasem ma więcej rozsądku niż ja, Robert i Jonathan razem wzięci!

Czarna skóra upstrzona była drobnymi uszkodzeniami spowodowanymi przez opadający popiół. Nie mógł jej w takim stanie oddać właścicielowi - rozłożył ją na kolanach i zaczął naprawiać dziurki przy użyciu magii, mozolnie, starannie, jeden czar na jedno pęknięcie.

- Duch, tak… próbowałem tam spać w Spaloną Noc, ale… same koszmary mi się śniły - mówił, skupiony na zasklepianiu wypalonych w kurtce dziurek - Mam nadzieję, że Convivium wymaga raczej sprzątania, niż generalnego remontu?

Skończył naprawy, z zadowoleniem przyjrzał się okryciu wierzchniemu, które wyglądało jak nowe i odłożył je na bok. Wyciągnął z kufra stosik koszul i zaczął je po jednej rozkładać, oczyszczać translokacją z sadzy i składać starannie. Selwyn skupiony na tak przyziemnym zadaniu, jak pranie - oblicze, które rzadko pokazywał innym, ale przecież był u Mony, czyli u rodziny, a to prawie jak u siebie!

- Ellie pewnie zgodziłaby się ze mną, że wieś najlepiej wygląda na sielankowych obrazkach. - westchnął i zerknął kątem oka na Icarusa. Nie wierzył, że Mona nie wybrałaby porządnego faceta, nie w sensie statusu krwi czy innych podobnych bzdetów, ale z charakteru, więc ten mężczyzna musiał mieć serce po właściwej stronie, ale wyglądał, jakby coś go trapiło. Teraz co prawda mało kogo całkiem nic nie trapiło ale Icarus albo wyjątkowo silnie przeżył ostatnią noc, albo miał jakieś dodatkowe zmartwienia. Ciekawość musiała poczekać - nie wypadało drążyć. Uśmiechnął się.
- Och, myślałem co prawda o wyciągnięciu jej na miasto, jak wszystko się trochę uspokoi… ale odwiedziny też są świetnym pomysłem!
smocze serce
ach, długo jeszcze poleżę
w szklanej wodzie, w sieci wodorostów
Ta dziwna pannica, która zawsze nawijała o latających gadach; rude loki, ciemne i bystre oczy. Mierzy 168 cm i zawsze nosi materiałową rękawiczkę na prawej dłoni.

Mona Rowle
#8
27.07.2025, 11:35  ✶  
— Han, nie wyganiam cię. Możesz zostać na dłużej — powtórzyła delikatnie. — Pójdę zrobić nam coś do picia — dodała i powędrowała do kuchni, w której paręnaście godzin temu leżał mężczyzna… Skup się! Westchnęła i zaczęła od prostych rzeczy — kubki, wrzątek, zioła, magia.

Myślami odpłynęła ku praktycznym sprawom. Gdzie mogłaby ułożyć kuzyna, jeśli miałby tu zostać? Mieszkanie było za małe, aby pomieścić tyle osób, a robiło się coraz ciaśniej. Wystarczyło natomiast spojrzeć przez okno. Widziała na zewnątrz zgliszcza miasta, popękane mury, wypalone fasady, cienie ludzi, którzy nie mieli już dokąd pójść. Nie była to pora na luksus samotności. Jeszcze te oparzenia na skórze Hannibala…

— Byłam z Arim w Convivium, kiedy z nieba zaczął sypać popiół. Potem wybuchł chaos na ulicach — powiedziała głośnej z kuchni. Dużo wspomnień z wczorajszego wieczoru i nocy zaczęło tracić swoje wyraźne kontury na rzecz jednego: tego gdy Icarus i Electra stanęli w progu jej mieszkania. Calutcy, brudni, roztrzęsieni, a Ari na początku był pokryty cały w czerwonej farbie, więc Mona prawie się rozpłakała, widząc, że jednak byli cali. Była pewna, że nie zobaczy ich już nigdy. Co za cud, że się odnaleźli.

W międzyczasie bielutki jak świeży śnieg pers dostojnym krokiem przeszedł powolnie przez środek salonu z podniesioną w górze kitą. Zbliżył się do Icarusa, otarł się pyskiem o jego nogę, zostawiając na nim mikroskopijny ślad swojej obecności (własności, poprawiłby pewnie, gdyby mógł tylko mówić!). Następnie wskoczył na świeżo złożony stos koszul Selwyna.

— Na wsi nie ma jak się nudzić, zawsze znajdzie się coś do roboty! — uparcie wtrąciła, kiedy wróciła z lewitującą tacą. Porcelanowe filiżanki lekko pobrzękiwały przy każdym jej kroku, a z ich wnętrza unosiły się smugi ciepłej pary. Niosły ze sobą zapach czarnej herbaty z kardamonem i miodem. Na środku tacy spoczywała cukierniczka z grubego szkła.
— Ari ma rację, to dobry pomysł. Odwiedź Ellie. Na pewno doceni obecność przyjaciela — zatrzymała się na moment przy oknie, rzucając okiem na dwór. Było ciemno. Potem postawiła naczynia na niskim stoliku. — Świstek! To nie twoja garderoba — Mona zmarszczyła brwi. Kot nawet nie spojrzał w jej stronę. Do czego to doszło, że smoki jakoś ją słuchały, a własny uparty kot już nie mógł!? Podeszła i chwyciła go lewą ręką za tułów zanim zdążył ułożyć się na miękkiej tkaninie. Zwierzak miauknął w proteście. Kobieta odłożyła go na fotel. Świstek natychmiast z niego zeskoczył i niezrażony ruszył z powrotem w stronę kufra.

Jego anielskie futerko zdradzało niepokojącą ilość pozostawionych na koszulach sierści.


jaskółka, czarny brylant,
wrzucony tu przez diabła
strength [reversed]
Your hands protect the flames
From the wild winds around you
Wzrost: 177 cm, czarne włosy, brązowe oczy, silny londyński akcent, ubrany zwykle w luźny garnitur: często bez marynarki, z kamizelką i kilkoma rozpiętymi guzikami koszuli.

Icarus Prewett
#9
30.07.2025, 15:29  ✶  
Ach tak, Convivium. Icarusowi robiło się słabo, gdy myślał o tym, co stało się z jego barem. Gryzący, nieznośny, niemożliwy do odpędzenia smród, przypominający o płomieniach Spalonej nocy. No i jeszcze klątwa... Jak mógł o niej zapomnieć, skoro przez nią prawie spalił sobie brwi? Kiedy maleńka świeczka wystrzeliła płomieniem prosto pod sufit, wiadomo było, że Śmierciożercy specjalnie się przyłożyli, żeby zniszczyć to miejsce. Dlaczego? Czyżby były to jakieś porachunki z Okiem? Z kimś z jego rodziny? A może po prostu cały świat nienawidził Icarusa? Może zasługiwał na te wszystkie ciosy, które otrzymywał?

— Można tak powiedzieć — zbył uwagę Hannibala o sprzątaniu. Nie chciał o tym rozmawiać, żalić się innym, bo przecież wtedy niepotrzebnie ściągał na siebie uwagę. Nie zasługiwał na niczyje współczucie i litość. Pomyśleć, że na początku Spalonej Nocy chciał żyć, trwać dla Mony, dla rodzeństwa... Ale jaki pożytek miała dla nich ich osoba? To Basil był bohaterem. Ari zaś tylko... przeszkodą.

Przysiadł z powrotem przy stole, powrócił do manuskryptów. Musiał się czymś zająć, by nie zwariować. Wtedy właśnie niespodziewanie Świstek otarł się o jego nogę. Icarus nie wiedział, czemu ten kot zapałał do niego taką sympatią. Może zwierzęta widziały więcej niż ludzie? Może wyczuwał ten leżący w nim głęboko smutek? Melancholię, która pojawiła się... chyba nawet przed śmiercią ojca. Narastała i narastała, by potem opadać i znów wzrastać. Nie mogło być dobrze przez dłużej niż moment.

Myślał, że może będąc z Moną, mieszkając z nią, coś się zmieni, ale okazywało się, że bał się jeszcze bardziej. Obawiał się, że zobaczy ona Icarusa prawdziwego, bez dżentelmeńskiej otoczki, bez humoru, bez oszustw, którymi obdarzał świat wokół siebie. Samotnego, przerażonego, z nieprzerobioną żałobą, z jego żalem do świata, lękiem i nałogiem. Z wściekłością na ojca, z lukami, pytaniami bez odpowiedzi. Czy by go zaakceptowała? A nawet jeśli... czy zrobiłaby to z litości? Co jeśli zacząłby swoją osobą truć jej życie? Na pewno na to nie zasługiwała.

Wziął herbatę, podziękował Monie krótko. Zawsze dobrze grał. Chyba nawet nie było po nim widać.

— Masz może jakieś zapasowe lokum? — zagadnął Hannibala chyba raczej z grzeczności niż szczerego zainteresowania. Maniery, konwenanse... wszystko było zasłoną dla tego, jak puste było to wszystko.

Bogowie, co sprawiło, że znowu miał te myśli? Przecież Icarus nie miał nic do Hannibala. Ot, kolejny kuzyn Mony, sympatyczny gość, szczególnie jak na znanego aktora. Chodziło o coś innego. Być może o to, ile złych wiadomości ostatnio słyszał. Wszystko to było aż groteskowe. Na bogów, właśnie facet z dumą zaprezentował blizny po poparzeniu. Miasto było w ruinach, koszmary nawiedzały domy. Jedna noc wystarczyła, żeby zatrząść światem. Jak... słaby był ten porządek? Jak kruche było szczęście?

Może tak się czuli Rzymianie, kiedy ich miasto upadało?
lover, not a fighter
175 cm wzrostu (na scenie wydawał się wyższy!) Pełna emocji twarz. Ciemne oczy i włosy, które zwykle pozostają w nieładzie. Goli się na gładko. Szczupły, ale umięśniony - zawodowy tancerz. Strój modny wśród mugolskiej młodzieży, czasami zgoła ekstrawagancki.

Hannibal Selwyn
#10
30.07.2025, 18:26  ✶  
- Nie chcę wam przeszkadzać - Hannibal złożył kolejną koszulę i zabrał się za spodnie - Chociaż… głupio o tej porze zwalać się na głowę rodzicom. Chyba naprawdę powinienem się zatroszczyć o zapasowe mieszkanie - dodał do Icarusa. Nie pomyślał o tym wcześniej, ale przecież to nie było tak, że nie było go na to stać. Chociaż teraz, po pożarach, mogło być trudno coś znaleźć - Póki co, kumpel zaproponował mi, że mogę się zatrzymać u niego, ale dopiero od jutra.

Śledził wzrokiem ruchy Świstka, a kiedy kot wskoczył na kanapę obok niego, wyciągnął do niego dłoń. Miękkie, grube futro wprost zapraszało do tego, by zanurzyć w nim palce. Zwierzak nadstawił łepek i z zadowoleniem zmrużył oczy, a Selwyn uśmiechnął się, drapiąc go za uszami. Dopiero, kiedy Mona wróciła i zabrała kota, zobaczył warstwę białego puchu na swoich ubraniach. Przewrócił oczami, spojrzał na winowajcę wymownie, co ten ostatni olał z doskonałą obojętnością, po czym z westchnieniem, dotknął stosika różdżką, a kiedy podniósł ją, chmurka kłaczków podążyła za nią i przefrunęła do kubełka na śmieci. Płatki sadzy zakryły już dno. Hannibal oczyścił spodnie i z zadowoleniem przesunął dłonią po czystym, miękkim materiale. Lubił zajmować się własną garderobą osobiście. Kolejny uspokajający okruszek normalności w nowej rzeczywistości. Jak herbata. Jak kocie futro. Jak prysznic wzięty w nieswojej łazience.
Koniec świata nie był taki zły, kiedy miało się wokół rodzinę i przyjaciół.

Zamyślił się, wpatrując w meblościankę, ten importowany z… chyba Polski?... mebel, o który było latem tyle hałasu. Robert zaciekle go bronił, Jonathan - nienawidził z pasją. Hannibal... uważał, że to dziwny przedmiot. Niby miał ten pozbawiony ozdób, nowoczesny charakter, który nawet lubił w mugolskim wzornictwie, na pewno dawał dużo miejsca na przechowywanie rzeczy, a jednak… wyglądał jakoś złowieszczo. Monumentalna, zajmująca całą ścianę przestrzeń ciemnego drewna… nie, jakiejś lakierowanej okleiny… Hannibal patrząc na nią  czuł, jakby coś patrzyło wzajem na niego. Coś wielkiego, szarego i betonowego.
Wyklęty powstań ludu ziemi…
Gdzie słyszał tę pieśń? Ach tak, w Paryżu był taki baletmistrz ze Związku Radzieckiego, on to czasami nucił...
Oderwał wzrok od meblościanki. Wcale nie wiedział, czy chciałby spać z nią w jednym pokoju.
- Mona? - zapytał nagle - Czy pokazałaś ten, uhh… mebel… jakiemuś klątwołamaczowi na wszelki wypadek? Zdaje się, że w Bloku Wschodnim mają nas wszystkich za wrogów…

Ledwie wypowiedział te słowa, poczuł drapanie w gardle, irytujące i niemożliwe do zignorowania. Kaszel szarpnął nim tak, jak wcześniej tego dnia jego kolegą z teatru. Świstek, dotąd dumnie przechadzający się po dywanie, podskoczył i uciekł za zasłonę. Hannibal odłożył różdżkę i zasłonił usta dłońmi. To brzmiało jak wtedy, gdy zachorował na koklusz jako dzieciak i, podobnie jak wtedy, miał wrażenie, że skończy się dopiero, kiedy Selwyn wypluje własne płuca, co na szczęście było niemożliwe… prawda? Niepokojące wspomnienia nocnych koszmarów wychynęły z zakamarków umysłu i Hannibal sapnałby z przerażenia, gdyby miał jeszcze czym. Szarpnął się ze strachem i w końcu udało mu się nabrać powietrza - gwałtownie, ze świstem - nim znów się rozkaszlał. Nie było w tym scenicznego dramatyzmu, z jakim kaszleli umierający bohaterowie w sztukach teatralnych. Nie było tragicznej dyskrecji, z jaką chorujące na gruźlicę damy w mugolskich filmach plamiły chusteczki krwią. Tylko obrzydliwy, organiczny realizm choroby i lęku. 
Kilka dobrych uderzeń serca minęło, zanim udało mu się złapać oddech - ciężki, wysilony. Hannibal, czerwony na twarzy, spojrzał na Monę. Nie chciał nawet widzieć miny Icarusa, nikt obcy nie powinien oglądać go w takim stanie.
- Przepraszam - sapnął i sięgnął po herbatę - Męczy mnie to od wczoraj, miałem nadzieję, że samo przejdzie, ale jest coraz gorzej - upił łyk gorącej cieczy, spłukując nim resztki tego łaskoczącego, drażniącego uczucia. Okropność.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Hannibal Selwyn (3190), Icarus Prewett (1652), Mona Rowle (2320)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa