• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena poboczna Dolina Godryka v
1 2 3 4 5 6 Dalej »
[22.09/72, Warownia] Światła na zgliszczach

[22.09/72, Warownia] Światła na zgliszczach
Chichot losu
I’m not looking for the knight
I’m looking for the sword
Brązowe, niezbyt długie włosy, często rozczochrane. Wzrost wysoki jak na kobietę, bo mierzy sobie około 179 centymetrów wzrostu. Twarz raczej sympatycznie ładna niż piękna, nie wyróżniająca się przesadnie i rzadko umalowana. Brenna porusza się szybko, energicznie, głos ma miły i rzadko go podnosi. Ubiera się różnie, właściwie to okazji - w ministerstwie widuje się ją w umundurowaniu albo w koszuli i garniturowych spodniach, kiedy trzeba iść gdzieś, gdzie będą mugole, w Dolinie w ubraniach, które ujdą wśród mugoli, a na przyjęcia i bale czystokrwistych zakłada typowe dla tej sfery zdobione szaty. W tłumie łatwo może zniknąć. Jeżeli używa perfum, to zwykle to jedna z mieszanek Potterów, zawierająca nutę bzu, porzeczki i cedru, a szamponu najczęściej jabłkowego, rzecz jasna też potterowskiego.

Brenna Longbottom
#1
18.09.2025, 08:13  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 19.09.2025, 08:51 przez Brenna Longbottom.)  
Kolacja z okazji Mabon nie była kampanią wojenną, ale Brenna przygotowywała się do niej co najmniej jak do małej bitwy. I chyba ciężko było się temu dziwić, bo nie tak dawno temu spalono ogromną część ich domu, a choć sad uprzątnięto, uratowano, co się da i prace remontowe już postępowały, to Warownia wciąż nie nadawała się do zamieszkania. Oni wszyscy zaś byli potencjalnie zagrożeni. Oczywiście, żadna z tych dwóch rzeczy jej nie powstrzymała.
Nie mogli zjeść kolacji w rodzinnym domu? Świetnie, zjedzą ją w sadzie, w zakątku oddalonym od budynku, który najmniej ucierpiał podczas pożarów. Miał też tę zaletę, że był oddalony od budynku, w którym przez jakiś czas zdawało się... coś siedzi. Że pogoda może być jesienią kapryśna? Zadbała o namiot, bez ścian, za to z porządną górą, a także podgrzewacze – zaczarowane i absolutnie nie imitujące ognia. Jesienne ogniska w tym roku odpadały, i to nie tylko dlatego, że sam widok płomieni wzbudzał w Brennie panikę. W efekcie więc w sadzie wyrósł namiot, który udekorowano jesiennymi liśćmi, i długi stół, ozdobiony jarzębiną, jedliną i wrzosami. Na ławkach ułożyła kolorowe koce, którymi można było się otulić, a lampy emitujące blask i ciepło lewitowały wokół i stały na stole, mając zagwarantować, że gdy nadejdzie zmierzch, nie zamarzną nad talerzami pieczonych ziemniaków. Przy każdym nakryciu leżał drobny bukiecik, choć nieułożony wprawną ręką, stworzony z określonych jesiennych kwiatów. Ziemowity, symbolizujące odrodzenie, przy talerzu Dory, aksamitki - wśród swoich znaczeń miały przeznaczenie - dla Morpheusa, jeżówka, uchodząca za odstraszającą złe duchy dla Tessy, eleganckie dalie dla Erika…
W innych okolicznościach pewnie postarałaby się bardziej, ale teraz nie było wiele czasu, a i rzemieślnicy byli z oczywistych względów zajęci innymi rzeczami.
A jeżeli szło o zagrożenie? Dwa razy sprawdziła okolicę, raz jako wilk, raz jako człowiek. Koliberki od Pandory poszły w ruch, poprosiła wcześniej i Thomasa o parę drobnych run na murze, rzuciła kilka zaklęć – nic trwałego, ale liczyła, że ułatwi im spokojnie zjedzenie posiłku tego wieczora… albo przynajmniej ostrzeże przed ewentualnym zagrożeniem. Teleportować się zresztą mieli wprost do sadu, a Longbottomowie ostatnio kręcili się tu głównie by pomagać w pracach remontowych, tego dnia też Warownia świeciła długo pustkami, więc nie było powodów, aby w ogóle przepuszczać, że rodzina stawi się z okazji Mabon właśnie tutaj.
– Mam nadzieję, że kupiłyście suszone jabłka? – spytała Elise, matka Erika i Brenny, machając różdżką, by z pudełka, które potraktowano zaklęciem podgrzewającym, wylewitować miski pełne pieczonych ziemniaków. Naczynia tego roku mieli akurat wybitnie do siebie niedopasowane, bo cóż, gdy dom zaczął płonąć, najpierw ratowano ważniejsze rzeczy (w pierwszej kolejności psy, a potem zabytki) niż talerze.
– Pół worka – przytaknęła Brenna, poprawiając gałązki jarzębiny. Odsunęła się i z zadowoleniem przyjrzała dziełu. – Mamy też zupę z dyni, krem z dyni, konfitury z dyni i eee, w ogóle wszystko, co dało się zrobić z dyni.
Z pewnym trudem powstrzymała się przed udekorowaniem okolicy dyniami, bo na jednak przyjdzie jeszcze pora i szkoda było poświęcać zbyt wiele czasu.

/Proszę was o wejście do 23 września - można uznać, że się dopiero pojawia, jak że się już jest na miejscu i siedzi/coś robi/

!Trauma Ognia


Don't promise to live forever. Promise to forever live while you're alive.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#2
18.09.2025, 08:13  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
Queen of May
But green is the color of earth,
of living things, of life.

And of rot.
Jasnoniebieskie oczy, brązowe włosy i jasna, posiadająca nieliczne piegi cera. 168 wzrostu, o szczupłej sylwetce. Wokół niej unosi się intensywny aromat ziół i zapachowych świec. Dłonie w niektórych miejscach ma permanentnie odbarwione od eliksiralnych składników i roślin którymi się zajmuje.

Dora Crawford
#3
19.09.2025, 03:28  ✶  
Przy tegorocznej kolacji z okazji Mabon, Dora pomagała nieco mniej niż przy wszystkich wcześniejszych, głównie dlatego że lwią część czasu spędzała teraz w Księżycowym Stawie, bardzo grzecznie siedząc na miejscu i nie chcąc robić dookoła siebie zamieszania. Z resztą i tak przez cały ten czas chodziła jak na szpilkach, raz nieco nerwowo przemierzając korytarze posiadłości, a innym razem robiąc to jak w zwolnionym tempie i przez mgłę. Nie miała się czego bać, a mimo tego ciało pamiętało usilnie to, co umysł chciał od siebie odrzucić lub racjonalizować. Już nic jej nie było. Była silna, a działanie cruciatusa dawno się z niej zmyło, ale coś w środku było zdecydowanie popsute jej zdaniem.
Gorsze chyba jednak było unikanie chociażby świeczek, które z jakiegoś powodu stanowiły główne źródło oświetlenia w starych, szczególnie czarodziejskich posiadłościach. Nie można było też zapalać kominków, bo wspomnienie pożarów wciąż paliło - gdzieś w głowie, bardzo głęboko, zakrawając niemal o jakiś zwierzęcy atawizm.

Wciąż miała na sobie twarz, o którą wcześniej przyprawiła ją Brenna, a która potrzebna jej była do zawitania na londyńskim jarmarku. Zdążyły już zrobić zakupy, złożyć wieńce na ołtarzu Matki, a po tym wróciły do Warowni, by przygotowywać ją na kolację. Crawley pomagała oczywiście w przystrojeniu namiotu i kiedy Brenna kładła bukieciki kwiatów obok talerzy innych osób, ona ułożyła obok jej miejsca goździki, mające symbolizować wytrwałość.

- Mamy też kompot! - oznajmiła żywo Dora, bo przypomnienie sobie o tych śliwkach to jednak był strzał w dziesiątkę. - Zlałam go już do dzbanków, więc zaraz będzie można go przynieść - poinformowała grzecznie, poprawiając jeden ze stroików.


!Trauma Ognia


The woods are lovely, dark and deep, 
But I have promises to keep, 
And miles to go before I sleep.
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
19.09.2025, 03:28  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
viscount of empathy
show me the most damaged
parts of your soul,
and I will show you
how it still shines like gold
wiecznie zamyślony wyraz twarzy; złote obwódki wokół źrenic; zielone oczy; ciemnobrązowe włosy; gęste brwi; parodniowy zarost; słuszny wzrost 192 cm; wyraźnie zarysowana muskulatura; blizna na lewym boku po oparzeniu; dźwięczny głos; dobra dykcja; praworęczny

Erik Longbottom
#5
21.09.2025, 16:49  ✶  
Ostatnimi czasy rodzinne strony nie kojarzyły się Erikowi zbyt dobrze. Ilekroć zerkał na budynek Warowni nie był w stanie wyrzucić z głowy wspomnień ze Spalonej Nocy. Z triumfalnego jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać powrotu z Londynu. Całą noc spędzili na ratowaniu stolicy toteż chyba należała im się chwila oddechu w rodowej posiadłości? Chyba nic nie byłoby w stanie przygotować ich na tamtej widok. Żadna wizja, żaden list, żadna wiadomość wysłana przy pomocy zaklętego patronusa pośród tego całego chaosu.

A teraz? Teraz było... Minimalnie lepiej. Postępujące prace remontowe dawały nadzieje na to, że pożar nie pogrzebał ich do końca i faktycznie uda im się podnieść z przysłowiowych kolan. Bo akurat tego, że się potknęli i wylądowali na ziemi, to był pewien. Bądź co bądź, była to jedna z głównych trosk, jakie mu towarzyszyły podczas niedawnej wizyty w teatrze Selwynów. Kiedy nie wiedział, czego właściwie powinien się spodziewać po innych czarodziejach i czarownic, wysokich rodach czy nawet prasie. Każdy mógł wykorzystać tę okazję, by im jakoś dopiec.

— Dobrze, że teraz jesteśmy tylko w otoczeniu bliskich — skomentował pod nosem, zbliżając się samotnie do rozstawionego nieopodal sadu namiotu.

Skinął wszystkim głową na powitaniu, zatrzymując na dłużej spojrzenie na siostrze i matce. Mimowolnie wrócił myślami do wiosennego balu, który zdecydowanie był jednym z największych przedsięwzięć Longbottomów. Może ta kolacja nie miała tego samego celu co bar charytatywny, ale też na swój sposób pokazywał jedność i chęć rodziny do wdrożenia w życia nowych planów względem ich najbliższej przyszłości. Erik chrząknął cicho, poprawiając poły pomarańczowej kurtki, którą zarzucił sobie wcześniej na ramiona.

— Widzę, że pogoda nam dzisiaj wyjątkowo dopisuje — zwrócił uwagę, wycofując się na moment spod namiotu, co by spojrzeć w niebo.

!Strach przed imieniem


the he-wolf of godric's hollow
❝On some nights, the moon thinks about ramming into Earth,
slamming into civilization like some kind of intergalactic wrecking ball.
On other nights, it's pretty content just to make werewolves.
❞
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#6
21.09.2025, 16:49  ✶  
Chociaż nie doznajesz żadnych omamów słuchowych, nie jesteś w stanie wydusić z siebie Jego imienia. Kogo? Sam-wiesz-kogo... T-tego, którego imienia nie wolno wymawiać... Tego, który zasiał w ludziach strach.
Kwintesencja kobiecości
wpisano zdradę w pocałunek
w czułe spojrzenia, w szlachetny trunek
Co widzi się jako pierwsze po zauważeniu Tessy na ulicy? Na pewno to, że jest dosyć wysoka — ma w końcu 178 centymetrów wzrostu — a całe wrażenie potęgują buty na małym, ale wciąż!, obcasie. Po drugie, przenikliwe spojrzenie, które zdaje się równocześnie spoglądać prosto w duszę za twoimi oczami, a także patrzeć prosto przez ciebie. Jakby jednocześnie widziała wszystko i nic. Po trzecie, przy wizytach w mugolskim Londynie ubiera się dosyć stonowanie; świetnie skrojony komplet lub zwyczajna koszula, wciśnięta w dopasowane spodnie garniturowe. Kiedy, jednak, jest w zaciszu własnego domu lub wybiera się z wizytą do rodziny czy przyjaciół, pozwala wyjść na wierzch swojej nieco bardziej kolorowej, czarodziejskiej stronie. Po czwarte, a także, nareszcie, ostatnie, Tessa zawsze trzyma w ręku długą, staromodną lufkę z papierosem, nawet jeśli nie ma w intencji go odpalać.

Quintessa Longbottom
#7
23.09.2025, 14:57  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 23.09.2025, 17:09 przez Quintessa Longbottom.)  
Jeszcze ponad miesiąc temu, kiedy Tessa wybiegała myślami do uroczystej kolacji w Warowni, jaką wyprawiali przecież co roku, zastanawiała się głównie, co ugotować. Może pieczeń ze śliwką? Może jednak kupiłaby więcej wędlin u zaznajomionego masarza z racji na to, że Erik zawsze szczególnie się nimi zajadał. A może upiekłaby w tym roku więcej ciastek, aby Brenna miała co podjadać przed i po zjedzeniu kolacji? Może przyniosłaby z domu specjalną herbatę dla Dory i przy okazji przekazała Morpheusowi specjalną, kojącą mieszankę z kolorowym pieprzem?
Planowała to tak bardzo, że niektórymi wieczorami przesiadywała do późna, testując nowe przepisy, aby na Mabon wszystko było dopracowane. A z racji, że niestety mieszkała sama, tak większość jedzenia lądowała przeniesiona do posiadłości Longbottomów, gdzie nic nigdy się nie marnowało lub przekazywała to sąsiadom. Chyba zaczynali jej powoli unikać — szczególnie, kiedy widzieli, że pani Longbottom zaczynała masową produkcję i piekła trzy ciasta na raz.
Ale w tym roku było inaczej.
— Wydaje mi się, że po dzisiejszym wieczorze nie zjem dyni przez następne pół roku — skomentowała, siedząc przy stole, kiedy inne kobiety krzątały się dookoła stołu. Zaraz jednak poprawiła się, nie chcąc, aby komukolwiek było przykro: Wszystko wygląda naprawdę pięknie.
Wcześniej ukradkiem poprawiła serwetki, ułożenie sztućców, a także poduszki na krzesłach. Ona sama przyniosła jabłka, zapiekane pod cynamonową kruszonką, a także paszteciki z mięsem i warzywami. Do tego doszły jeszcze żurawinowe i śliwkowe konfitury, które wygrzebała ze swojej spiżarni. Przytargała również ze sobą domowej roboty wino, siedzące i fermentujące u niej pod zlewem już… dłuższy czas.
O dziwo, nie miała lufki z cygaretką w ręce. A przynajmniej nie teraz, bo jeszcze dziesięć minut wcześniej Elise sama wyjęła go jej z ręki i zagroziła, że jeśli będzie jej dymić tytoniem pod namiotem, to pójdzie spać bez kolacji. Dlatego metalowa papierośnica siedziała bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni jej ciemnej marynarki, którą zawiesiła na swoim krześle.
— Nawet jeśli będzie padać, to jakoś sobie poradzimy — odpowiedziała Erikowi, sięgając po karafkę z grzanym winem, aby nalać sobie trochę do kieliszka.
Przynajmniej byli razem. Z tym musiała się zgodzić, choć nie wszyscy Longbottomowie mieli się w końcu pojawić na kolacji. Powstrzymała westchnienie i uśmiechnęła się do pozostałych.

!Trauma Ognia


It's such an ancient pitch
But one I wouldn't switch
'Cause there's no nicer witch than you
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#8
23.09.2025, 14:57  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
ceaseless watcher
Vigilo, opperior, Audio.
Średniego wzrostu czarodziej (176cm), ubrany w modne szaty, szpakowate loki sięgają mu za ucho, a na twarzy nosi dość długi zarost, broda jest w wielu miejscach siwa. Emanuje od niego bardzo niespokojna energia.

Morpheus Longbottom
#9
23.09.2025, 22:16  ✶  

Skąd Morpheus wiedział, że to, co spaliło Warownię nie było bogiem? Właśnie dlatego, że tuż obok ziejących ciemnością okien zniszczonych murów wyrastały kiełki życia. Zupełnie jakby chcieli podziękować niszczycielowi za to, że zahartował ich w ogniu, przeszli jego chrzest i wyglądali prawie na nie ruszonych. Prawie. Lecz to tak samo, jak ze starożytną sztuką kucia azjatyckich wygiętych mieczy.

A później pokażą reszcie, jak się wygrywa. Longbottomowie zawsze na szczycie.

Obserwował nadchodzących przez dłuższy czas z oddali, chociaż oczywiście Brenna już na pewno go zauważyła. Nie krył się specjalnie, po prostu... Kontemplował przyrodę. Przeszedł się do drzewa pod którym Woody złamał mu zaklęciem ratunkowym nos i przyłożył czoło do jego kory. Jego szorstka struktura, ziemisty zapach zapadania w zimowy sen, powolna wędrówka soków z liści w głąb pnia, przynosiły mu ukojenie. Nie palił od trzynastu dni. Prawie dwa tygodnie. Prawie dwa tygodnie odkąd Londyn spłonął. Wyciągnął z kieszeni popiół i nakreślił na pniu runę ochronną, znak ciszy. Cofnął się kilka kroków i uniósł wzrok na pogodny nieboskłon.

Nadchodził koniec władzy życia nad światem, przychodził okres zimna, chorób i śmierci. Noc zrównała się z dniem i powoli pożerała kolejne godziny światła.

Mroczna Matko, niech paszcza i twoje zęby pochłoną tych, którzy sieją i żywią się cierpieniem tego świata. Pożryj okrutnych i niesprawiedliwych, jak my spożyjemy ten posiłek, a dzięki temu świat stanie się bardziej płodny dla dobroci, braterstwa i współczucia. Niech uciskani zawsze wiedzą, że w ciemności są zęby, a twoje zęby są również ich zębami. Niech ci, którzy nie potrafią walczyć i gryźć, użyją swoich rąk do delikatnej pracy uzdrawiania, której wymagają wszystkie wojny.

Poprawił mankiety. Modlitwa na mroczne czasy. Modlitwa nad stołem, której na głos nie wypowie, bo to nie rozbawiona libacja ku czci Wenus, a powolne odrodzenie. Wyprostował się, aż strzeliły mu w kręgosłupie kości. Żałobny kir jego szaty był nieco przebijający, ale nie miał niczego innego, co mógłby założyć na siebie, jego nowe zamówienie na szaty nadal było w trakcie wykonywania. Musiał sobie radzić z tym, co miał na Horyzontalnej.

— Wszyscy będziemy wyglądać jak takie dynie po tej kolacji. Uznajecie to za przepowiednię — próbował zażartować, wchodząc z udawaną dziarskością w krąg świata i ciepła jesiennego namiotu. Usadowił się koło Tessy, wyciągając ze swoich licznych kieszeni duży słoik syropu korzenno-dyniowego. Podobno robił furorę do kawy, ale on się nie znał, pił czarn2. Po prostu postawił go na środku stołu, jako dar od siebie.

Dobrze, że tu przyszedł. Za bardzo chciał umrzeć.


!Trauma Ognia


And when I call you come home
A bird  in your teeth
the end is here
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#10
23.09.2025, 22:16  ✶  
Nie dotykają się żadne omamy, ale trauma ognia pozostaje silną. Kiedy w trakcie trwania tej sesji widzisz płomienie, na moment zastygasz w bezruchu przepełniony strachem. Wydaje ci się, że nadchodzą. Kto? Oni... One? Te istoty złożone z dymu i lęków...
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Brenna Longbottom (1476), Pan Losu (189), Dora Crawford (753), Erik Longbottom (1184), Quintessa Longbottom (1013), Morpheus Longbottom (689)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa