• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna v
1 2 3 4 5 … 9 Dalej »
[20.09.1972] Pendulum

[20.09.1972] Pendulum
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#1
30.09.2025, 19:37  ✶  
[Obrazek: dyjQoFq.png]

20 września 1972
Ulica Pokątna

W drodze wyjątku, niektóre popołudnia Roberta bywały spokojne. W jedno takie przechadzał się po Pokątnej ze swoim najstarszym przyjacielem, Lazarusem. Dobre było kultywowanie znajomości, które trwały od dziecka. Nawet jeśli życie zgotowało tym dwóm chłopcom z Hogwartu wiele miłych i mniej miłych niespodzianek. Dzień był wietrzny, zachmurzony, jednak nie padało. To znaczyło, że dało się wyjść na spacer.

Szczególnie ucieszony tym faktem był Oliver Twist, którego Robert zabrał ze sobą. Biały terrier szedł przed oboma panami na smyczy, a jak to młody pies, był niezmiernie zadowolony z okoliczności, że został zabrany na tą niesamowitą wyprawę. Dla Croucha odnalezienie go było jak szczęście w nieszczęściu. Przypominało to, że w nawet najciemniejszych chwilach można było odnaleźć promyczek jasności. Tym lepiej było na przechadzkę zabrać zarówno Olivera Twista, jak i Lazarusa. Kto wie, może Lovegoodowi psia radość mogła się choć troszkę udzielić?

Kiedy podążali Pokątną i Robert opowiadał przyjacielowi o wynikach ostatniego meczu w lidze Qudditcha, Oliver Twist zaczął intensywniej wąchać pod jedną ze ścian. I chociaż Crouch był jego właścicielem od niedawna, już zdążył się przekonać, że psy miały szczególne umiłowanie do jedzenia śmieci. Chyba, że to gusta jego pupila były tak wyrafinowane...

- Ej, Ol, nie ruszaj! - Robert potruchtał w stronę zwierzaka i spojrzał na to, co było pod jego noskiem. Zaskoczył go widok koperty... Zaadresowanej do Lazarusa. - Lazarus! To coś do ciebie!
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#2
01.10.2025, 09:58  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 01.10.2025, 10:10 przez Lazarus Lovegood.)  
Lazarus, wbrew pozorom, potrzebował towarzystwa. Wrodzona nieśmiałość, niechęć do hałaśliwych zbiorowisk ludzkich, upodobanie do pracy w ciszy i skupieniu, wreszcie zawód, wymagający nieraz wielomiesięcznych wyjazdów w odległe rejony kraju, nie sprzyjały kultywowaniu przyjaźni. No i była jeszcze kwestia jego… problemów. Znikania z horyzontu na długie tygodnie. Ograniczania swojego funkcjonowania tylko do pracy, niezbędnego minimum. Nieodpowiadania na listy.

Robert Crouch jednak, po gryfońsku uparty, całkiem niespodziewanie wytrwały, przyjaźnił się z nim przez całą szkołę, przez całe jego wielomiesięczne milczenie, przez pobyty w Lecznicy Dusz. Lazarus doceniał to. I dlatego teraz, kiedy czuł się najlepiej od dawna, chętnie dał się wyciągnąć na spacer.

Robert miał psa. To była nowość. Dość logiczna kolej rzeczy, biorąc pod uwagę, że córka sędziego niedawno wyjechała do Hogwartu, ale z gatunku tych, które okazują się logiczne w retrospekcji, a niespodziewane, kiedy się zdarzają. Pies nazywał się Oliver Twist i reagował na to imię, jakby chciał za wszelką cenę udowodnić Lazarusowi, ze nie ma racji, uważając, że jest za długie. W tych chwilach, kiedy nie próbował jednocześnie obwąchać wszystkiego w zasięgu wzroku, rzecz jasna.

Lovegood zorientował się w poczynaniach psiaka dopiero, kiedy jego przyjaciel przerwał swą pełną entuzjazmu opowieść by z czujnością charakterystyczną dla ludzi mających doświadczenie w opiece nad małymi dziećmi rzucić się na ratunek, prawdopodobnie jednako zwierzakowi i przedmiotowi, który Oliver zamierzał właśnie zjeść.

- Co to jest? - zapytał, podchodząc. Odebrał z rąk Roberta kopertę, faktycznie opisaną jego imieniem i nazwiskiem. W środku wyczuł jakiś niewielki przedmiot. Jego twarz przybrała wyraz podejrzliwości, kiedy sięgnął po różdżkę. Trzymając kopertę w dwóch palcach, posłał w nią trochę magii, sprawdzając pod kątem ewentualnych niebezpieczeństw.
Wyczuł… coś. Nie klątwę. Popatrzył na Roberta, unosząc lekko brwi, a potem ostrożnie otworzył przesyłkę i zajrzał do środka. Z nieodgadnioną miną wydobył wahadełko.
Skąd ono się tu wzięło? Dlaczego było zaadresowane do niego? Czy było bezpieczne?
Pytania, na które nie miał szansy odpowiedzieć bez większej ilości danych.
- Jest jakoś zaklęte, ale nie wiem, jak - oznajmił, nie pozwalając na razie wahadełku się rozhustać - Jak myślisz, o co tu chodzi?
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#3
01.10.2025, 18:08  ✶  
Wahadełko wywołało w nim niespodziewane wspomnienia dziwnych zdarzeń z początku września, tego przykrego preludium dla Spalonej Nocy. Miał więc szczerą nadzieję, że wahadełko podłożone do koperty stanowiło jakiś głupawy żart. Tylko kto mógł je podłożyć, spodziewając się w okolicy akurat Lazarusa? I jak mógł mieć pewność, że trafi ona akurat do niego.

- Znalazłem coś podobnego, na początku września. Pozytywkę, która przeniosła mnie do wspomnienia z dziecięcych lat. Wciąż nie wiem, skąd się wzięła - rzekł, przyglądając się wahadełku. - To też może być głupi dowcip jakichś dzieciaków. A nuż w Sklepie Zonka sprzedają samoadresujące się koperty. Albo, w najgorszym wypadku, jest to jakiś polityczny fortel. Ale to by mogli skierować raczej na mnie, a nie na ciebie...

Oliver Twist już chciał iść dalej, więc zaczął bezpardonowo ciągnąć smycz zębami. Wciąż był przecież psiakiem, którego wychowała ulica, a nie człowiek. Z tego brały się właśnie jego barbarzyńskie maniery.

- Wybór należy do ciebie. Możesz je zatrzymać i sprawdzić, gdzie cię zaprowadzi lub po prostu olać sprawę. Choć nie wiem, czy potem nie będzie cię ono prześladować... A zresztą to ty się tu znasz na łamaniu klątw. Może sprawdź najpierw, czy wahadełko nie jest niebezpieczne? - zaproponował być może najrozsądniejszą rzecz, którą można było zrobić. Jego wiedza z klątwołamania była nieco wybrakowana, jednak o bezpieczeństwo starał się dbać. Szczególnie po ostatnim spotkaniu z wampirem...
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#4
02.10.2025, 20:05  ✶  
Historia o pozytywce wzbudziła jego zainteresowanie.
- Nie opowiadałeś mi o tym - zauważył - Masz na myśli realną podróż w czasie?
To by było ciekawe.

Cała ta sytuacja wydawała mu się trochę zbyt… dobrze wycelowana, jak na głupi dowcip. Lazarus spojrzał w dół, na niespokojnego pieska. Szczerze mówiąc miał ochotę przetestować to wahadełko, choćby tylko z samej naukowej ciekawości.
Propozycja Roberta była jednak ze wszechmiar rozsądna i Lazarus kiwnął głową. Jeszcze raz dokładnie obejrzał  kopertę i jej zawartość, pacnął w nią różdżką, próbując coś wykryć magicznie, aż w końcu oznajmił:
- Nie widzę tu nic, co świadczyłoby o klątwie… Nie wydaje się też, żeby było nasycone jakąś czarną magią.

Wahadełko ciążyło w dłoni, jakby chciało wyślizgnąc się na wolność, opaść na trzymającym je łańcuszku i robić to, co wahadełka robią najlepiej. Wskazywać drogę. Udzielać informacji. Mamić.

Póki co, to Lazarus się wahał.

Nie chodziło o to, że się bał. Nie bał się już od bardzo dawna. Ale czy był w prawie mieszać w to Roberta?
A jednak... zagadka.
Uświadomił sobie nieznaczny ciężar drewnianego amuletu na szyi, pod ubraniem. Bezpieczny powrót.
Spojrzał uważnie na przyjaciela. Mógłby to zrobić sam. Ale zapewne we dwóch byłoby ciekawiej. Dawno nie zrobili razem nic nierozsądnego.

- Jeżeli ma na mnie sprowadzić pecha, to może lepiej je wypróbować. Masz ochotę na… przygodę? - zapytał, chociaż to słowo nie gościło w jego ustach od tak dawna, że dziwnie było je usłyszeć, wypowiedziane własnym głosem.
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#5
05.10.2025, 15:41  ✶  
Parsknął śmiechem, gdy Lazarus wspomniał o podróży w czasie.

- Na szczęście to nie był zmieniacz czasu. To raczej coś w rodzaju myślodsiewni, ale przeżywałem moje wspomnienie jako nastoletni ja. Zdaje się, jakby była to kompletnie inna osoba, nie?

Jednocześnie zajrzał w kopertę, licząc, że znajdzie tam jakiś trujący gaz albo żrącą substancję. W życiu, w którym rzeczywiście miało się wpływ na kształt państwa, często zyskiwało się wrogów. A gdyby ktoś chciał nadepnąć na odcisk Shafiqowi, mógłby wziąć na cel Lazarusa. Nie żeby Lovegood był jakimś słabym ogniwem.

- Co oznacza, że może być to jedna z tych dziwnych, niewyjaśnionych rzeczy, które co jakiś czas spotykały czarodziejów w Londynie, jakby jacyś bogowie na górze losowali z zamkniętej puli dziwactwa, które miały spotkać biednych śmiertelników takich jak my.

Robert nie był co prawda biedny, a o śmiertelności miał się przekonać dopiero w ostatnich chwilach. A może miały się zdarzyć już niebawem? Jak na ministerialnego oficjela Robert wykazywał się bardzo niskim stopniem instynktu samozachowawczego. Nie świadczyła o tym jedynie ostatnia sytuacja z wampirem, ale i okazywało się to właśnie w chwili, gdy mógł powiedzieć: nie, to nie najlepszy pomysł. Zamiast tego jednak chciał przygody.

- Znasz mnie. Absolutnie w to wchodzę -
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
broken one
Chudy jak wypłata i długi jak miesiąc (187cm). Eteryczna uroda Lovegoodów rozwodniona mugolską pospolitością. Rude włosy domagające się fryzjera, broda domagająca się brzytwy, której starym zwyczajem nie posiada w domu. Jasnozielone oczy. Ubrany zwykle w proste szaty, czarne, lub w stonowanych barwach, skrojone tak, by nie krępowały ruchów.

Lazarus Lovegood
#6
05.10.2025, 18:08  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 05.10.2025, 18:41 przez Lazarus Lovegood.)  
Kompletnie inna osoba…
Lazarus pomyślał o młodym Robercie Crouchu - popularnym gryfonie, którego wszędzie było pełno, graczu w quidditcha i swoim dobrym przyjacielu, zawsze gotowym bronić go albo wpakować się wspólnie w kłopoty (częściej z własnej winy, niż Lovegooda). Koledze, z którym wpakował się chyba w jedyny szlaban, jaki dostał w Hogwarcie (w tamtym wypadku akurat to Lazarus nabroił bardziej). Na ile sędzia Wizengamotu i odpowiedzialny ojciec, jakim się stał, był wciąż tamtym Robertem?
Na ile on sam był tamtym Lazarusem? O tyle bardziej nieśmiałym, o tyle mniej cynicznym?

złamany

- Cóż, to brzmi jak ciekawa historia. Zachowałeś może tę pozytywkę? - zapytał. Mógłby ją zbadać, albo może nawet samemu przenieść się z jej pomocą w przeszłość? Wcale nie był pewien, czy chce to zrobić.

Udzielona bez wahania zgoda Roberta sprawiła, że przez twarz Lazarusa przemknął lekki uśmiech. Nie tak całkiem różny, nawet po tylu latach. Za szkolnych czasów tworzyli dobry zespół - bezczelna pewność siebie i siła fizyczna Croucha oraz jego własna wiedza i dobre opanowanie magii uzupełniały się zwykle w stopniu optymalnym.
Uniósł dłoń pomiędzy nimi i powoli otworzył palce, wypuszczając wahadełko na srebrnym łańcuszku. Ciężarek opadł, drgnął i znieruchomiał. Mężczyźni patrzyli w napięciu. Nawet Oliver Twist przestał ciągnąć za smycz i przechylił łepek na jedną stronę, wpatrując się w swojego pana.
Gdzieś głęboko w środku Lazarus poczuł się znów jak nastolatek.
Wahadełko poruszyło się, a on, całkiem bez sensu, wstrzymał oddech.

Rzut Strony 1d4 - 2
Południe

Podniósł wzrok na przyjaciela, a potem spojrzał w kierunku wskazanym przez wahadełko.
- Trafalgar Square…- mruknął zaintrygowany. Na południe znajdowały się również siedziba Scotland Yardu, Big Ben i opactwo Westminster - A dalej… Tamiza.

Wahadełko z powrotem zwisło bezwładnie w dłoni czarodzieja, pozornie martwe.
To mogła być pułapka. Jeszcze do niedawna, Lazarus zastanawiałby się, kto zastawiałby pułapki na pracowników Ministerstwa na środku Alei Pokątnej, ale w tym momencie jakoś nie wydawało się to już tak absurdalne. Westchnął cicho. Jego obowiązkiem było dać towarzyszowi wszystkie możliwe okazje do dokonania bezpiecznego wyboru.
- Jeżeli chcesz się wycofać… - zaczął, doskonale wiedząc, że teraz, kiedy wytyczenie kierunku rozpoczęło tę eskapadę, podąży za wskazaniami wahadełka niezależnie od decyzji Roberta.
ten lepszy Robert
cały mój kraj potrzebuje psychologa
Brunet o wzroście 180 cm. Ma błękitne oczy i zawadiacki uśmiech, który często nosi niczym maskę. Włosy często ma napomadowane, a pod szatami czarodzieja nosi eleganckie garnitury, albo od Rosierów, albo mugolskich projektantów, takich jak Westwood lub Dior, nie obnosząc się z tymi markami, lecz traktując to jako ukryty polityczny manifest.

Robert Albert Crouch
#7
12.10.2025, 11:32  ✶  
- Niestety zniknęła zanim zdążyłem oddać ją klątwołamaczom - westchnął. - Najgorsze, że nawet nie pamiętam, jakie wspomnienie przywołała. No, ale cóż, było minęło, co nie?

Nie chciał dopowiadać jeszcze o dziewczynce z zapałkami, której ducha napotkał w jednym z zaułków nieopodal Pokątnej. Wspomnienia, które ona przywołała były doskonale zakorzenione w jego pamięci. Największe porażki Roberta Croucha, to czego najbardziej w życiu żałował. Ale... czy na pewno? Czy ubolewał nad losem starego Slughorna, czy może nad tym, że nie otrzymał posady w uczciwy sposób? Tylko czy dało się być skutecznym politykiem, jeśli nie usuwało się stojących na drodze przeszkód?

Wiatr szumiał na ulicy Pokątnej, ale wahadełko wskazywało jeden kierunek. Robert musiał chwilę się zastanowić, rozpatrzyć w głowie charakterystyczne miejsca dookoła nich i to, po której stronie magicznego Londynu się znajdowały. Słowa Lazarusa też pomogły. Od zawsze Lovegood myślał szybciej od niego w sytuacjach wymagających wykazania się wiedzą teoretyczną.

- No co ty! Nie ma żadnego wycofywania się. Od teraz siedzimy w tym razem, jak za starych dobrych lat. A jeśli to jakieś zagrożenie, to ktoś z immunitetem się przyda. Sędziego nie opłaca się atakować, chyba że jest się ekstremistą politycznym. - wypowiedział te słowa lekko, jakby możliwość bycia ofiarą zamachu była swego rodzaju igraszką. - Zatem, prowadź nas, wahadełko! Prowadź w objęcia przeznaczenia.
Czarodziejska legenda
O! from what power hast thou this powerful might,
With insufficiency my heart to sway?
Przed dwoma tysiącami lat niewielkie irlandzkie miasteczko Waterford spłynęło krwią okrutnego męża i bezdusznego ojca kobiety, która zbyt wiele wycierpiała z ich rąk. Upiorzyca gnana nienawiścią i pragnieniem zemsty, przez lata dotkliwie karała wiarołomnych kochanków i mężów, aż zasnęła w swym rodzinnym grobowcu. Mieszkańcy co roku w rocznicę jej zgonu kładą na ciężkiej marmurowej płycie krypty rytualny kamień, który ma zapewnić im bezpieczeństwo. Ze szczątkowych zapisków etnologów i lokalnych pieśni, można wywnioskować, że kobieta była użytkowniczką magii. Czy znajdzie się śmiałek, który zdecyduje się zdjąć kamień i pocałunkiem obudzić bladolicą śniącą o ustach czerwonych jak krew?

Dearg Dur
#8
13.10.2025, 10:28  ✶  
Mężczyźni szli za wahadełkiem i szli dość długo. Londyn pełen był dziwaków, więc łatwo było zignorować tę parę podążającą za wskazaniem okultystycznego przedmiotu, nawet jeśli żaden z nich nie wyglądał na stereotypową wróżkę czy inne dziwne okultystyczne medium.

W końcu dotarli do opactwa Westminsterskie pyszniło się na tle innych budowli drobiazgowymi zdobieniami na fasadzie. Pożar był dla niego łaskawy i o dziwo, nie połasił się choćby o smugę czarności na wiekowych murach. Mugolscy wierni kłębili się przy wejściu, domagając się spędzenia chwili w tym błogosławionym miejscu, ale wahadełko nie nakazało dwójce czarodziei dołaczyć do tego zgromadzenia. Wręcz przeciwnie. Odbiło w lewo, ku rosłemu drzewu pod którym na ławeczce siedziała kobieta w sile wieku.

Ich pojawienie się obok przyjęła z zaciekawieniem, skupiającym się z początku na wahadełku, a potem na twarzach mężczyzn. Pięćdziesięciolatka ubrana jak każda szanująca się mugolka uśmiechnęła się do nich jednak szeroko i poklepała po kieszeniach płaszcza.
– Cóż za wspaniała sztuczka – powiedziała dobrodusznie, gdy wahadełko wciąż wskazywało bardzo konkretnie ją, nawet gdy oni zmieniali względem niej ustawienie. Ignorując ewentualne zagajenia i pytania, niby zajęta szukaniem czegoś, w końcu sięgnęła do jednej z dwóch siatek wypełnionych warzywami z targu. Były mizerne, wywalczone, na zupę dla głodnych dzieci w dobie kryzysu.

Niewieścina podniosła się i w jedną rękę złapała całe zakupy. Drugą ręką zabrała wahadełko, którego końcówka zdawała się nagle śliska i niemożliwa do uchwycenia. Zamiast tego wcisnęła w dłoń Lazarusa i Roberta srebrną monetę.
– W podzięce za zwrócenie zguby... Niech twarda lekcja nie będzie bolesna, porażka wciąż jednak powinna stać się źródłem mądrości i wzrostu. Nie ma lepszej lekcji. Każde dziecko musi sobie co jakiś czas zedrzeć kolano. – Srebro paliło w dłoń, choć nie pozostawiało na skórze żadnego śladu. Moment rozkojarzenia sprawił, że kobieta zniknęła, jakby rozmyła się w powietrzu, a o całym zdarzeniu i jego rzeczywistości świadczył tylko trinket - srebrna moneta z symbolem trójni: wzrastającego, pełnego i słabnącego księżyca.

[Obrazek: 250px-Triple_Goddess_Symbol.svg.png]

Lazarus Lovegood i Robert Crouch otrzymują Srebrną Monetę, która jednorazowo zmienia wynik rzutu: 1 - krytyczna porażka na wynik 10 - porażka. Niezbędne jest posiadanie tej Monety przy sobie w momencie podejmowania akcji, a o jej zużyciu decyduje gracz. Po wykorzystaniu, Moneta znika. Można oddać komuś swoją Monetę, ale jej właściwości nie przechodzą na nowego użytkownika.

Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki.
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Dearg Dur (379), Robert Albert Crouch (872), Lazarus Lovegood (1176)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa