• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Pokątna Dziurawy Kocioł [29 kwiecień] "Bruderszaft z kotem"

[29 kwiecień] "Bruderszaft z kotem"
Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#1
11.04.2023, 22:16  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 16.10.2023, 19:23 przez Morgana le Fay.)  
adnotacja moderatora
Rozliczono - Avelina Paxton - osiągnięcie Piszę, więc jestem

Nie wiadomo dlaczego wszyscy mówią do kotów "ty", choć jako żywo żaden kot nigdy z nikim nie pił bruderszaftu.



Czy  to dobry pomysł, odkopywanie starych brudów? To były inne czasy. I teraz mamy inne. Bardziej ponure, bardziej fatalistyczne. Ludzie z dawnych lat Hogwartu spotykali go czasem i mówili: dobrze wyglądasz! Nie chodziło o dosłowność tego wyrażenia. O fizyczną stronę, w której jego blada karnacja, za którą księżniczki angielskie dałyby się pokroić swojego czasu była elementem szału,
no bo cóż on takiego robił dla tej skóry! Nie chodziło o wygląd. Chodziło o to, że niby dobrze było go widzieć w dobrym humorze. Paradoks. Jeśli cofniesz czas i staniesz tam, gdzie jeszcze dzieciak mógł się cieszyć z lat szkolnych, nawet jak broił, a potem spojrzysz na lustro, jakim była doczesność... to nie było nawet porównanie. To był kiepski żart. Ale miał lepszy humor, tak. To właśnie były myśli, które towarzyszyły mu, kiedy wkraczał do Dziurawego Kotła. Nie tona wspomnień, która by przygniatała, nie to, że kiedyś miała miejsce jakaś zdrada, którą należy teraz odpłacić czymś lepszym. Przyszedł tu z kpiną i cynizmem w sercu, że nie było lepszego żartu w tym życiu ponad to, że teraz wyglądał lepiej. Bo nie miał już tej tęsknoty w oku i smutku na sercu. Kiedyś ktoś mądry szepną mu w szkole, że całkiem dobrą filozofią życiową jest to, żeby mieć wyjebane. Złapał się niej i wiecie co? Błogosławił teraz temu geniuszowi. Za nic niestety nie pamiętał, kto mu taką mądrość sprzedał. Może to i lepiej. Przecież wystarczająco toksycznych więzów plątało się wokół niego. I to nie tylko pod nogami. To nie były przeszkody, nad którymi wystarczyło przeskoczyć. Głównie dlatego, że sam był toksycznym elementem wszystkiego, co dotykał.

Przejechał palcem po parapecie knajpy, stojąc przez moment przed oknem z uśmieszkiem na wargach, nim odbił się od ściany, żeby w końcu z szurnięciem przesunąć sobie nogą krzesło. Usiadł bokiem, wyciągając nogi, rozsiadając się na nim bokiem. Plecami oparł się o mur.  Zimny. Taki w jego temperaturze ciała. Zarzucił łokieć o oparcie krzesła i złapał jeden z pierścieni, które zdobiły jego palce. Sauriel zawsze lubił biżuterię. Zawsze nosił kolczyki w uszach, albo i parę, zawsze nosił jakiś rzemyk czy łańcuszek, zawsze nosił pierścienie. Czasem było jej po prostu więcej a czasem mniej.

Jak komuś przypierdolisz całym zestawem pierścieni to zaboli bardziej niż gołą ręką. Proste.

Czujne, czarne oczy wpatrywały się w klientelę. Prawda różniła się od tego, jak bardzo rozluźnienie wyglądał Sauriel. Albo raczej - była podszyta niebezpieczeństwem. Czającą się groźbą w cieniu, przemykającą przestrogą w pomruku wieczornej, wiosennej burzy. Bo Sauriel, tak się składało, był bardzo bliski irytacji. Nie wiedział, czy osoba, z którą pisał, nie robiła sobie mimo wszystko z niego jaj. Czy się zjawi. A jeśli zjawi to czy w ogóle raczy się do niego odezwać. Ubrany był w czerń - jak zawsze. Nie pokwapił się do zdjęcia swojej przetartej skóry na ramionach.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#2
17.04.2023, 19:52  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 17.04.2023, 19:54 przez Avelina Paxton.)  

List, który dostała wywołał u niej fale mdłości. Najbardziej obawiała się tego spotkania, bo oboje się znali. Sauriel był przyjacielem Fergusa, który natomiast był jej przyjacielem. Z samym Rookwoodem raczej nie miała okazji rozmawiać, a znała go tylko dlatego, że to on do niej mówił. Strach, który odczuwała, gdy miała się wybrać do Dziurawego Kotła powodował u niej ogromny dyskomfort. Ręce się jej trzęsły i nawet nie wiedziała dlaczego. Ten chłopak nie mógł jej przecież nic takiego zrobić, prawda? To ona była tutaj winna. Żałowała okropnie tego, że nie odeszła, że nie zostawiła go samego sobie, ale empatia, którą się wykazywała nie pozwalała jej go porzucić.

W końcu uspokoiła rozkołatane serce i nadszarpnięte nerwy. Wypiła dwie kawy, aby rozjaśnić umysł. Lubiła kawę i często dostawała ją od Fergusa, gdy przychodził podlizywać się po eliksiry za pół darmo. Czasami sama dla niego robiła z własnych składników, ponieważ lubiła mu sprawiać radość. Teraz na głowie miała jednak coś bardziej stresującego niż uwarzenie eliksiru do sklepu.

Ubrała się luźno, dżinsowe dzwony, biała koszula wciśnięta w środek i na to czarna, dłuższa kurtka. Włosy spięła w luźnego koka pozwalając kilku kosmykom opadać po bokach jej twarzy. Nim weszła do Dziurawego jeszcze kilka razy próbowała zawrócić, ale wiedziała, że ucieczka nie będzie dobra. Z drugiej strony Sauriel nadal nie wiedział kim była, więc może powinna odpuścić? Może powinna zostać w domu i ignorować jego listy? Nigdy się nie dowie, że to ona była TYM kotem. Nie mogła jednak stchórzyć. W końcu przekroczyła próg pubu i rozejrzała się po nim. Szybko dostrzegła osobę, z którą miała się spotkać. Speszyła się i rozejrzała się dalej. Zawahała się, ale w końcu podeszła do stolika, przy którym siedział. Milion razy powtarzała sobie, co mu powie, ale ostatecznie w głowie została pustka. Było jej tak cholernie przykro, że zachwiała jego zaufaniem.

— Cześć, Sauriel. – odezwała się niepewnie z delikatnym uśmiechem. Kusiło ją przyjść pod postacią kota, aby uniknąć rozmawiania. Jednostronna rozmowa była dla niej zawsze dobrym wyborem. Nie lubiła rozmawiać z ludźmi, a teraz to chciała się zapaść pod ziemię, a nie się odzywać. Stała przy stoliku, ponieważ nie wiedziała jak zareaguje na nią Rookwood. W końcu mógł być zły, że to właśnie ona była po drugiej stronie. Avelina nigdy nie czuła się osobą, która byłaby dla kogoś interesująca. Nie czuła, aby ludzie chcieli spędzać z nią czas, więc i to mogło sprawić, że Sauriel by się zawiódł jej widokiem.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#3
18.04.2023, 19:37  ✶  

To mogła być każda osoba. Każda. Każdy człowieczek, który tutaj wchodził czując się bezpiecznie i myśląc, że dobrze będzie wypić piwo kremowe czy może szklaneczkę whiskey. Tak delikatnie, tak dla smaku albo zdrowej wątroby. Nikt przecież się nie przyzna, że codzienne picie to już alkoholizm. Marskość wątroby Sauriela nie obowiązywała, więc też uważał, że on problemów z alkoholem nie ma. Chyba że alkoholu akurat nie było, wtedy miał z nim problem. Każda osoba, która tu wchodziła i ten alkohol zamawiała. Każda osoba, która przyszła tutaj i potem się do kogoś dosiadła. Czarnowłosy nie był paranoikiem i nie miał też wetkniętego nadmiaru pesymizmu w geny, ale teraz to naprawdę już uważał, że paranoję ma. Bo co jak ktoś sobie naprawdę jaja robi? Przyszedł, siedzi ze znajomkiem i mordę cieszą z debilnego Rookwooda? Ktoś, ha... ktoś, kto był czarnym kotem. Jeśli przez tyle lat nie stało się nic wielkiego ni nieszczęśliwego to chyba jego powiernik, nieświadomie stworzony, a raczej - powierniczka - naprawdę trzymała zęby na kłódkę. To akurat jej uniknięcie nieszczęścia. Sauriel nie musiał przechodzić do etapu wybijania zębów. A te były przecież bardzo cenne. Nikt nie chciał zdjęć bez białego uśmiechu.

Z początku nie rozpoznał Aveliny. Ludzie się zmieniają, tak pozmieniali się oni przez ten czas. Sauriel najmniej - w końcu utknął w młodocianym wieku przez swoją nieplanowaną (przez siebie samego) śmierć. Ale ona nie szukała wzrokiem kogoś innego. Nie szła od razu do baru. Kiedy tylko go zobaczyła - wiedział, że znalazła to, czego szukała. Jego. I on też ją odnalazł - w swoich wspomnieniach. Kiedy ta cicha i spokojna woda krążyła wokół Fergusa jak planeta po orbicie. Statycznie. Czy miał jakieś o niej zdanie? Była blada. Wyblakła na tle barw, intensywnych odcieni i kiedy światło wkradało się do wnętrza to kryła się w cieniach. Półcieniach. Nie głębokich, które by przerażały, a tych, które naturalnie wpasowywały się w otoczenie. Czy był zły? Czy czuł do niej niechęć? W perspektywie tego, że się rozluźnił - to jednak nie był durny żart - wszystko inne uleciało. Tanie i bez znaczenia jak dym z papierosa.

Sauriel leniwym ruchem rozłożył ręce na boki.

- No hej. - Przywitał się leniwie, a na jego ustach zagościł nieco kpiący uśmieszek. Arogancki na pewno. Wskazał gestem na krzesło po przeciwnej stronie stołu. Nie miał pojęcia jak spoglądać na tę kobietę. Nie była mu bliska, nie znał jej, a jednocześnie była osobą, której powierzył tyle słów. Podarował je jej zapakowane w bombonierce jak czekoladki. Gorzkie. Ostre. - No... jakoś nie jestem zaskoczony. - W pierwszym momencie był. Ale to wydawało się teraz takie naturalne. Takie na miejscu. Że to właśnie tę znajomą twarz zobaczył tam, gdzie dotąd był tylko czarny kot i kartki papieru, które przyjmowały wszystko. - Jak tam twoje umartwianie się? Pokuta odbyta? - Cynizm był zawsze towarzyszem Sauriela. Bycie niekoniecznie miłym dupkiem również.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#4
22.04.2023, 00:14  ✶  

Stres, który odczuwała wcześniej powoli z niej ulatywał. Nie krzyczał, nie wyglądał na złego. Był cyniczny jak zawsze. Obserwowała jego twarz, jego zachowanie, gdy wskazał miejsce naprzeciwko ostrożnie usiadła przy stoliku i cicho westchnęła. Wyraz jej twarzy był nieodgadniony jak zawsze. Z Aveliny było ciężko czytać, ponieważ zawsze była na uboczu, skryta i obojętna. Na ludzi patrzyła z ciekawością i próbą odgadnięcia tego o czym oni myślą. Zdziwiła się, że nie był zaskoczony. Wręcz spodziewała się, że jej na tym miejscu nikt by się nie spodziewał. Nie była typem osoby mieszającej się w cudze sprawy, ale nie skomentowała tego. Nadal dziwnie się czuła mając możliwość odezwania się do niego. Nigdy nie musiała prowadzić z nim rozmowy i na moment zapomniała, że może się odzywać. Było to dla niej mocno nienamacalne. Potrzebowała się czegoś napić, ale na to nadejdzie czas później.

— Umartwianie. – powtórzyła cicho z westchnięciem. – Nie wiem nawet, co ci powiedzieć. To było tak dawno temu. – nie potrafiła mówić, nie potrafiła myśleć. Jej głos wydawał się być dla niej obcy i odległy. Avelina nie brała do siebie tego, że był nie miły. Dziewczyna sama często posługiwała się sarkazmem, aby bronić się przed ludźmi i ich od siebie odpędzać, więc rozumiała jego cynizm, jego sarkazm, jego atak. – Może w ramach przeprosin zamówię dla nas coś do picia? – zapytała.

Co robili dorośli ludzie kiedy znajdowali się w takiej sytuacji? Zacznijmy od tego, że dorosła, myśląca osoba nigdy nie będzie podsłuchiwać Rookwooda pod postacią kota i się do tego jeszcze przyzna. Dlaczego sumienie tak bardzo wchodziło jej na głowę, że się do tego przed nim przyznała? Dlaczego nie stchórzyła i nie uciekła? Teraz była w dosyć niekomfortowej sytuacji i musiała temu jakoś zaradzić.

— Czemu zdecydowałeś się do mnie napisać? – zapytała jeszcze nim ten zdążył jej odpowiedzieć na jej poprzednie pytanie.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#5
29.04.2023, 22:45  ✶  

Och, był zaskoczony! Ale tylko w pierwszej chwili. Znacie to uczucie? Uczucie, które towarzyszy ci, kiedy masz na skórze poczucie, że tak powinno być. Świat układał się nagle w jedno spójne uniwersum, a nie był zbitkiem niepewnych i znaków zapytania. Niektórych znaków ruszać się nie powinno. Czy Avelina była jednym z nich? Była przyjaciółka Fergusa - czy może: nadal przyjaciółka? Z Fergusem miał kontakt tak minimalistyczny, że to, z kim się szlaja i z kim zadaje było dla niego niewiadomą. Była wrogiem czy naprawdę przyjacielem? Każdego traktowałeś jak potencjalnego wroga - tak łatwiej się żyło. Po prostu osoby, które wiedziały za dużo były potencjalnym wrogiem do potęgi drugiej. A Sauriel był całkiem kiepski z matmy. Nauczył się tylko tyle, że jeśli umiesz liczyć - licz na siebie.

- Ay, bardzo dawno. I prawie jak wczoraj. - Dla jednych wspomnienia oddalały się i stawały obrazkami w księdze. Ruchomymi, wciśniętymi tam na zapomnienie, ale kiedy pojawił się element, który pamięć odświeżał to przypominałeś sobie, że coś takiego jest pomiędzy kartkami, traktowane jako zakładka. Może nawet po to sięgniesz i się wzruszysz wracając do tego, co nie powtórzy się już dwa razy. To były czasy młodości. A młodość była wieczna tylko dla Sauriela. - No nie wiem, ty się chciałaś spotkać. - Prychnął, ale nie wybuchnął śmiechem. Trochę się powstrzymał. Co z nią nie tak? Wyglądała na udręczoną, w istocie. Ale Sauriel nie wierzył w to, że była udręczona akurat jego tematem - totalnego randoma, który nie miał żadnego znaczenia w jego życiu. Tak naprawdę to... och, to że wiedziała trochę więcej niż chciał, żeby świat wiedział nie było w stanie wpłynąć na jego obecne życie. Co najwyżej poszarpać reputację. Zmienić złego wampira w kogoś, kto jednak coś tam serca miał. To było mu nie na rękę.

Nie lubił, kiedy ludzie widzieli w nim dobro. Wtedy oczekiwali, że będzie postępował dobrze. A on nie lubił, kiedy ktokolwiek miał wobec niego jakiekolwiek oczekiwania.

- Whisky. - Odpowiedział jej bez zająknięcia, mimo tego, że powinien teraz przeprosić, powiedzieć, że przecież damie nie wypada... ale Sauriel nie starał się wychodzić na dżentelmena. Nie. Raczej starał się wychodzić na chama. I nawet nie musiał się przy tym mocno starać.

Czy na pewno ktoś dorosły by nie podsłuchiwał? Dorośli napędzani byli o wiele gorszymi motywacjami niż dzieci. W dzieciach to dopiero kiełkowało. A świat dorosłych przepełniony był zdradą, złymi ustami niosącymi złe języki i śmiercią. Oto był fakt o dorosłym życiu, do którego tak wielu chciało dobrnąć. Sauriel chciał być dorosły szybciej. Bo wierzył, że bycie dorosłym i wystarczająco silnym pozwoli mu się bronić. Czy tak było? Ano... właściwie nie bardzo. Okazywało się, że nawet kiedy dorósł nie był na tyle silny, żeby osiągnąć to, czego pragnął. Ani wystarczająco odważny.

- Za wiele sznurków łączących mnie ze światem odciąłem. Więc chciałem kilka podpiąć. Ciekawość. Ale, kurwa... - Uśmiechnął się jendym kącikiem ust, spuszczając z kobiety o okrągłej twarzyczce czarne oczy. Tylko na moment. Zaraz znowu były na niej. Czerń, lustro, w którym można się przeglądać. - Że to ty? Jaki ten świat jest spierdolenie mały... - Wyciągnął fajki z wewnętrznej kieszeni skóry i odpalił fajkę krańcem różdżki. - Ale to dobrze, dobrze, że ty to ty. Już się zastanawiałem, czy będę musiał zabić śmieszka, który sobie jaja ze mnie robi listami o animagach. - Bo to wcale nie było dla niego do ostatniej chwili pewne, czy to nie była jakaś prowokacja.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#6
01.05.2023, 21:33  ✶  

Avelina nie była dobra w kontaktach z ludźmi. Wszystkich znała z przypadku, wszyscy w jej otoczeniu zazwyczaj byli ekstrawertykami, którzy nie planowali swoich ruchów, którzy wchodzili w jej życie z buta rozwalając jej dotychczasowych układ otoczenia, a od niej wymagano tego, aby się dostosowała – i robiła to doskonale. Fergus był właśnie taką osobą. Osobą, która ją złapała w szpony i porwała w wir szalonych przygód, o które nie prosiła, ale cholernie potrzebowała, aby poczuć delikatny smak życia. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. To fakt – czas płynął dziwnie, inaczej, czasem szybko, czasem wolno.

Zmrużyła delikatnie oczy jakby chciała z niego wyczytać jego myśli, ale zwykle po prostu robiła tak, gdy sama czegoś nie rozumiała. W końcu to on do niej napisał, że chce ją poznać, a teraz mówi jej, że to ona tego chciała. Ona chciała być po prostu z nim szczera, aby wybielić swoje sumienie, które po wszystkim i tak zaszło mgłą, więc nie wyszło zbyt dobrze. Widziała jednak z nim coś pozytywnego, co powoli pomagało jej się rozluźniać.

— Pójdę najpierw zamówić – podniosła się szybko i przebrnęła między stolikami i tłumem ludzi do baru, gdzie zamówiła dla siebie jeden mały shot dla odwagi i dwie szklanki whisky. Nigdy nie myślała o etykiecie wychowania, zachowania w miejscach publicznych. Nie otaczała się ludźmi, nie wychodziła na imprezy. Żyła z nosem w kotle z tajemniczymi wywarami.

Nie, nie piła na co dzień alkoholu. Piła go bardzo rzadko. Bardzo mało, ale wiedziała, że takie rzeczy człowieka rozluźniają, działają jak koty dla Sauriela. Jak coś, co pomaga posłać umysł w dal bez poczucia konsekwencji. Wypiła shota, a potem ruszyła z powrotem do mężczyzny, gdzie znowu usiadła naprzeciwko niego. Miała nadzieję, że jego cynizm nie zauważył shota dla odwagi i nie poleci w jej kierunku jakiś niedorzeczny komentarz. Postawiła przed nim szklankę, a drugą objęła swoimi dłońmi na chwilę patrząc w bursztynową ciecz. Czy to dobrze, że to wzięła dla siebie? Może powinna wziąć herbatę?

Ona otaczała się ludźmi dobrymi, dlatego oczekiwano od niej dobrych rzeczy. Nigdy nie myślała o tym, co byłoby, gdyby wokół niej byli ludzie źli. Czy wtedy nie gryzłoby ją sumienie ze względu na to, że go podsłuchiwała? Jaka by była? Byłaby jak Sauriel? Tak samo cyniczna i posiadałaby życiowe motto wyjebania na wszystko?

Na ustach miała delikatny uśmiech, bardziej nieodgadniony, ale tak bardzo pasujący do niej. Taki prawdziwie Avelinowy. Nie był to uśmiech słodkiej dziewczynki hasającej wśród polnych kwiatów na jakiejś baśniowej polanie, a po prostu uśmiech Aveliny, prosty, delikatny, nieodgadniony.

— Też tak robiłam… – wyznała nim zdążyła się powstrzymać. Zostali przy niej ludzie, którzy chcieli przy niej być. Ona sama nie pisała do nikogo, nie odwiedzała bez zapowiedzi. Nie odsiedziała nigdy sama z własnej woli ludzi, którzy byli przy niej w Hogwarcie. Ucinała sznurki. Po prostu. – Hogwart zawsze był mały, ale myślę, że my jako dzieciaki widzieliśmy go jako wielki, ogromny świat. Czasami czułam, że śmieszne jest to, że ze wszystkich Hogwardzkich kotów trafiłeś akurat na mnie – westchnęła opierając się wygodniej o oparcie siedzenia. – Czuję się zaszczycona, że nie jestem osobą na liście do odstrzelenia Rookwood. – kącik ust uniósł się w lekkim uśmiechu, a oczy ponownie na chwilę się zmrużyły. Każdy kto znał Avelinę wiedział, że lubiła sarkazm, że lubiła zadzierać. Tak uciekała od ludzi trzymając ich na dystans, ponieważ nikt nie lubił takich osób.

— Czemu lubisz koty? – to pytanie zawsze krążyło jej po głowie, gdy go spotykała, a nigdy nie mogła mu go zadać.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#7
01.05.2023, 21:54  ✶  

Każdy introwertyk potrzebuje swoje ekstrawertyka, change my mind. Avelina miała swojego Fergusa, a Fergus... o zgrozo, Fergusa to Sauriel zazwyczaj wplątywał w jakieś zjebane przygody, z których potem wynikały kłopoty. Dla usprawiedliwienia czarnowłosego można powiedzieć, że przynajmniej go bronił. I że Fergus sam się wiecznie pakował w jakieś gówno, a jego samego przy okazji zabierał ze sobą. Albo innych ze swojego otoczenia. Fergus... czarnowłosy zaczynał być już rozdrażniony, że kiedy tylko wrócił do kontaktu z ludźmi, to tak jak w Hogwarcie tak i teraz wszystko się kręciło wokół niego. Ludzie, zdarzenia, sytuacje. Teraz nawet ktoś, kto miał być tylko jego powiernikiem, jego chodzacym pamiętniczkiem również przynależał do Fergusa. Na twarzy Sauriela się ta irytacja odbiła, kiedy sobie to uświadomił. Skrzywił się i złapał za szklankę whiskey, żeby opróżnić ją chaustem do połowy i wbić intensywne przez moment spojrzenie przed siebie. I choć patrzył - nie widział. Bo jego oczy widziały te myśli, które przesunęły się przez niego jak obmywająca piasek fala.

- Dzięki. - Rzucił trochę od niechcenia, jakby się zmusił do tego, żeby w ogóle jakąś grzeczność wystosować. Ale to "dzięki" przerwało chwilowo nabuzowaną atmosferę wokół niego samego. Chimeryczny wampir potrafił gładko przejść z drapania pazurami do łaszenia się. I kto mógł go zrozumieć? Tylko drugi kot! Pytanie, czemu lubi koty, ha... Ale do tego zaraz. Czarne oczy znowu utknęły na rozmówczyni, zlustrował ją spojrzeniem, jakby dopiero teraz naprawdę ją widział. I nawet nie próbował się z tym lustrowaniem kryć. Każdy człowiek oceniał. Sauriel po prostu nie udawał, że to robi i był z tym całkowicie otwarty. - Ładna jesteś. Dziewczęca. - Wydał w końcu swój wyrok, choć znów - zdecydowanie nie przystojący dżentelmenowi. Zwłaszcza, kiedy jego intencją wcale nie był żaden podryw. Kolejna ładna twarzyczka kręcąca się wokół tego pierdolonego Fergusa. I w całej tej złości... ech, w całej tej złości Sauriel miał tyle słabości wobec Ollivandera, że nie przyznałby tego na głos. - Wkurwiające to jest, nie śmieszne. - Żąchnął się. - Czasami mam wrażenie, że Fergus jest moim słońcem, a ja mogę tylko orbitować wokół niego. - Bo większość rzeczy się zaczynała i na nim kończyła. Ten świat był naprawdę za mały. - To dobrze. Powinnaś. - Żartował? Nie żartował? Powiedział to swoim stałym, mrukliwym tonem, który brzmiał albo na zmęczony, albo na znudzony. Ale jako autorka mogę zapewnić, że to był żart, nawet jeśli niekoniecznie udany. Bo to nie był żaden zaszczyt z jego strony.

- Czemu lubię koty? - Powtórzył pytanie ze zdziwieniem i uniósł jedną brew, jakby nie rozumiał. Rozumiał zaś doskonale. Pytanie było banalnie proste. Czasem największy banał potrafi wprawić w oszołomienie. - Są miękkie. Lubię puchate rzeczy. - Wzruszył ramionami. - Chyba zaczęło się od tego, że przyrównywano mnie do kota. Zawsze je lubiłem, ale kiedy ludzie zaczęli to powtarzać i powtarzać... zacząłem zwracać na nie większą uwagę. I tak, faktycznie... czuję więź z kotami. - Zwłaszcza tymi czarnymi nieszczęśnikami. Avelina... Nie wiedział, co o niej myśleć i przede wszystkim - co ona myśli. Na jej czole mógłby być napisany znak zapytania i doskonale by obrazował to, jak bardzo Sauriel nie potrafił jej wyczuć. Czy mu się to podobało? Jeszcze nie wiedział. Myślał, że to jakaś zagubiona dusza, co ma misję zbawienia świata, że napisała do niego taki list i potem pisała... takie rzeczy. A teraz kiedy wymienili parę słów już nie był tego pewien. Na pewno jej odpowiedzi mu się spodobały. Sauriel zazwyczaj po pierwszym spojrzeniu na człowieka oceniał, czy go lubi czy nie. Aveline nie. Choć skłaniała się ku workowi "lubię cię".

- Hogwart... za dzieciaka Hogwart był za duży. Zamieniliśmy go na Londyn - też jest za duży. Za parę lat zamienimy Londyn na całą Anglię. I też będzie za duża. - Uśmiechnął się pod nosem przymknąwszy oczy, podsuwając sobie popielniczkę pod siebie, otulony szarym dymem.



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#8
02.05.2023, 00:43  ✶  

Avelina z reguły nie określała się niczyją własnością. Nawet jeśli chodziło o Fergusa. On po prostu się pojawił. Był ważny, ale nie czuła się jego. Nie czuła się niczyja. Była swoja. I tak miało być. Nawet nie przyszło jej do głowy, że ktoś chciałby ją mieć jako swoją, nawet jako pamiętnik. Czuła się zwyczajna, nudna, cicha, zamknięta, z dala od ludzi. Nigdy nie czuła przynależności do kogoś i by chyba go wyśmiała za takie myśli. W jej głowie nie potrafiła się zrodzić myśl, aby do kogoś należeć. Nawet jej rodzice nie do końca ją posiadali. Jej rodzice to był w ogóle ewenement, ponieważ była ich przeciwieństwem – starała się mieć jeden plan, jedną ścieżkę, wszystko poukładane i na miejscu, a jej rodzice żyli z dnia na dzień, jednego dnia byli, a następnego lecieli w podróż po prostu ją o tym informując i nie chodzi o to, że ma teraz dwadzieścia sześć lat. Robili tak nawet jak była dzieckiem.

Przyglądała się jego irytacji, która wymalowała się na twarzy, która pojawiła się w gwałtownym upiciu trunku. Poczuła delikatny niepokój, ale nieświadomie pochyliła się lekko nad stół, ale tylko odrobinę, z lekką ciekawością. Nie rozumiała jego emocji, ponieważ nie widziała w tym momencie powodu do irytacji.

Skinęła mu głową. Milcząca, cicha, taka jak zawsze. Nadal nie potrafiła pozbyć się głupiego nawyku nie mówienia, zapominała, że mogła używać słów, bo nie była pod postacią kota. Zapomniała, że może pić i, gdy sobie to uświadomiła upiła również gorzkiego napoju lekko się krzywiąc. Nie, nie ukrywała tego, że nie piła codziennie. Robiła to dla siebie, aby dodać sobie odwagi i dla niego, aby dotrzymać mu towarzystwa. Próbowała wytrwać jego spojrzenie, ale nie lubiła, gdy mężczyźni się na nią gapili. Nie lubiła jak ktokolwiek się na nią gapił, bo po prostu lubiła się chować. Skrywać za niewidzialną fasadą udawanej nieśmiałości. Komplement. Jeden z nielicznych otrzymanych od rówieśników.

— Dzięki. – rzuciła od chcenia, chciała mu podziękować, ale chyba było to po prostu grzeczne stwierdzenie na jego słowa, bo nawet nie wiedziała, czy był to komplement. Patrzyła na siebie nie raz w lustrze i myślała, co ze sobą zrobić, aby być mniej dziewczęca, ale nie wiedziała jak to zrobić. Dlatego czasami malowała sobie usta czerwoną szminką, aby odwrócić uwagę od okrągłej, uroczej twarzy. – Czemu Fergus? – zapytała krótko marszcząc brwi i nie do końca rozumiejąc. Tak znała Ollivandera, ale nie poznali się dzięki niemu. Poznali się, ponieważ Avelina nabyła umiejętność animagii, a Sauriel odezwał się do niej, gdy była pod postacią kota. — Czemu nie zaczniesz być słońcem i nie sprawisz, aby to inni orbitowali wokół ciebie? Chyba, że ci to odpowiada… – upiła kolejny łyk trunku.

Wróciła do opierania się o oparcie i patrzenia na niego uważnie, spokojnie, czasami marszcząc brwi tym samym pokazując mu, że jest nim zainteresowana. Jak zawsze. W końcu nie bez powodu pozwoliła mu do siebie mówić dawno temu. Dwa pierwsze razy to przypadki, a potem już potoczyło się samo. Czasami specjalnie zmieniała się w kota tłumacząc sobie, że tylko ćwiczy, a Sauriel to po prostu przypadek, ale rzeczywistość mogła wyglądać inaczej, prawda?

— Koty nie orbitują wokół kogoś. – Przekrzywiła lekko głowę – koty są słońcem i czują, że rządzą światem… – chciała usłyszeć jego odpowiedź odnośnie tej wypowiedzi. Interesowało ją to cholernie. Nauczyła się trochę więcej o kotach od Salema, który był dosłownie panem w jej oczach.

— W dużym świecie idzie się łatwo schować. Ja tworzę dla siebie mały świat i nie wpuszczam do niego zbyt wiele osób, ponieważ tak jest wygodnie. – Na chwilę zamilkła, aby dodać jeszcze kilka słów – nie mówię, że to jest dobre, ale bardzo wygodne.

Czarny Kot
Let me check my
-Giveashitometer-.
Nope, nothing.
Wysoki, dobrze zbudowany, z mięśniami rysującymi się pod niezdrowo białą skórą z fioletowymi żyłami. Czarne, krótsze włosy roztrzepane w nieładzie, z opadającymi na oczy kosmykami. Czarne oczy - jak sama noc. Śmiertelna bladość skóry wpadająca w szarość, fioletowe żyły. Czarna skóra, czarne spodnie, czarna dusza, czarne życie.

Sauriel Rookwood
#9
03.05.2023, 17:29  ✶  

Człowiek nie był przedmiotem, żeby mówić o nim jak o własności. A jednak Sauriel miał całkiem mocne pojęcie przynależenia. Kto do kogo i co do czego. Lecz nie, na pewno nie powiedziałby tak dosadnie, że jest Fergusa, ale świńsko by to brzmiało. Raczej Fergus był jego. Ludzi, których lubił, uważał za 'swoich', choć przy tym wcale ich nie uprzedmiatawiał w tym emocjonalnym sensie. Chyba. Przynajmniej lubił mówić, że tego nie robi. Kiedy do kogoś przynależysz łatwo o zazdrość, czy nie tak? I zwykłego "koleżeństwa" nie nazywa się tam, gdzie myśli się o związkach głębszych, które związują czerwone nici przeznaczenia na nadgarstkach i paluszkach, jak w tych chińskich zaślubinach. Wierzyło się tam, że ta maleńka, czerwona nitka ma złączyć dwie dusze po wieki wieków. Jednocześnie kiedy mówimy o ludziach to posługujemy się tym jednym słowem kluczem: "mój". Mój przyjaciel, moja znajoma, mój chłopak, moja babcia. Moje. To słowo potrafiło poruszać królów i doprowadzać królestwa do upadku. Moje... Mój pamiętniczek, w którym były moje myśli. Avelina Paxton - kobieta, która pewnego dnia znalazła się po prostu w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. I postanowiła zagrać na tej nitce przeznaczenia, która związała ze sobą dwa losy. Nawet jeśli tę nitkę bardzo łatwo było przerwać.

- Właśnie. Czemu ten zjebaniec. - Uśmiechnął się pod nosem. Przesunął nogą krzesło przy sobie, co wywołało dość głośne skrzypnięcie nóg krzesła o drewnianą podłogę. - Tsk... to był tylko taki mały żarcik. - Skrzywił się lekko na moment przez ten uśmiech. - Odkąd z nim odnowiłem kontakt natrafiam ciągle na naszych wspólnych znajomych. - Stąd to "wrażenie", lecz bogowie uchowajcie, żeby naprawdę Sauriel ponownie tak mocno związał swój los z Fergusem. Nie potrzebował tego, nie chciał tego, albo bał się tego. Mogło być też wszystko na raz. Kiedy zaglądał do pudełka przyczyn i skutków rozumiał, co to za odczucia i co się dzieje. Tym bardziej wolał pozostawić Puszkę Pandory zamkniętą. - Ludzie są upierdliwi. Jestem pierdoloną kometą niezależną od jakichkolwiek orbit. - Sauriel był i jest nadal samotnikiem, ale jednocześnie nie aż takim, żeby skrywać się w pustelni i nie mieć kontaktu z kimkolwiek. Spróbował - nie służyło mu to jednak.

- Ay. Ale nawet kot jak ma wystarczającego pecha to jest rządzony przez innego kota. - I musi się dopasować i podporządkować jako słabsza jednostka. I chociaż Sauriel nie nazwałby Eryka, swojego ojca, kotem, to Sauriel chcąc nie chcąc był od niego w pełni zależny. I poczucie władania tym światem było jak nieskończoność wisząca na niebieskim niebie - niby w zasięgu dłoni, ale wiecznie ulatywała.

- Wpuszczanie mnie do jakiegokolwiek świata jest bardzo niewygodne. - Spojrzał na nią z ukosa, ewidentnie miał w spojrzeniu jakąś przyganę, jak starszy brat, który spogląda na młodszą siostrę i tylko spojrzeniem wytyka jej błąd. Nic nie mówi jednak. Bo co mógłby powiedzieć, skoro wybór nigdy nie należał do niego? - I niebezpieczne. - Dodał przekrzywiając na moment głowę, jakby sam właśnie odkrył tę genialną myśl, jakby dopiero nawiedziła jego głowę. - Uch... wyobraź sobie, jaki byłem, szukam dobrego słowa... ZAWSTYDZONY kiedy dostałem od ciebie tamten list. Wiesz, co uważam? Uważam, że zrobiłaś to tylko po to, żeby samej poczuć się lepiej. Żeby cię trochę odpuściło poczucie winy. Bo prawda jest taka, że mi bez tej wiedzy żyłoby się lepiej. - Mówił to całkowicie lekkim tonem, bez żadnego wyrzutu. Jego spojrzenie też było spokojne. - Co myślisz o mojej teorii?



[Obrazek: klt4M5W.gif]
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.
Alchemiczny Kot
I cannot reach you
I'm on the other side
Avelina mierzy 157 centymetrów wzrostu i waży około 43 kilogramów. Nie jest blada, wręcz zawsze opala się na brązowo. Ma ciepłe brązowe oczy, które podejrzliwie patrzą na obcych i radośnie na przyjaciół. Usta ma pełne i czasami pomalowane czerwoną szminką, gdy się uśmiecha pokazuje przy tym zęby nie mając nad tym kontroli. Włosy ma brązowe i zwykle proste. Czasami jak nie zadba o nie to puszą się jej od wilgoci. Ubiera się w szerokie, kolorowe spodnie i luźne bluzy. Czasami narzuci na siebie szatę. Na pierwszy rzut oka Avelina sprawia wrażenie osoby spokojnej i cichej. Wokół niej zawsze unosi się zapach palonego drewna, pod którymi tworzy swoje mikstury oraz suszonej nad kominkiem lawendy. Nie jest to zapach szczególnie mocny, ale wyczuwalny. Dopiero przy bliższym poznaniu można stwierdzić, że jest też wesoła i czasami zabawna. Jest osobą dosyć sprzeczną, ponieważ walczą w niej dwie osoby październikowy Skorpion i numerologiczny Filozof.

Avelina Paxton
#10
07.05.2023, 00:20  ✶  

Czy zrobiłaby to ponownie? Czy znowu zagrałaby na tej nitce przeznaczenia i podeszła do nieszczęsnego i zagubionego Sauriela? Tak, zdecydowanie tak. Mimo gryzącego sumienia, mimo tego złudnego zakłopotania nie zmieniłaby tego, co wtedy zrobiła. Czuła się wtedy przydatna i mogła go wysłuchać bez zbędnego odzywania się. Avelina doceniała to, że mogła milczeć. Lubiła to robić i przy nim jej to nie przeszkadzało. Mogła poćwiczyć bycie kotem, mogła zwinąć się gdzieś u jego stóp i słuchać słów, na które nie musiała odpowiadać. To było bardzo przyjemne i uspokajające. Ta dziewczyna z pozoru niewinna unikała kontaktu z ludźmi nie dlatego, że była cnotliwa, wstydliwa i pruderyjna. Ona po prostu musiała mieć wszystko pod kontrolą, musiała wiedzieć, że dobrze odpowiedziała, że dobrze zagrała, że dobrze zareagowała, a w kontaktach z ludźmi wszystkie zmienne były niewiadome. Nawet jak trafiała na mężczyzn, którzy mogliby wejść w nią w relację bliższą niż przyjaźń ucinała ją szybko w zarodku, bo bała się braku kontroli.

Oparła łokieć na stole, a na dłoni podparła podbródek wpatrując się w niego uważnie, drgnęła tylko delikatnie, gdy niespodziewanie przesunął krzesło, ale nic nie powiedziała. Słuchała, a robiła to wyśmienicie. Na ustach zadrgał jej uśmiech, gdy wspomniał o komecie. Oh, tak. Komety były jebanymi samotnikami niszczącymi wszystko, co stanęło im na drodze.

— Komety przyciągane są przez słońce lub inne gwiazdy – zauważyła – a odnawiając znajomość z nim trafiasz na ludzi, którzy krążyli, gdzieś wokół was, a ich nie zauważałeś.  – pauza – Istniałam obok, ale świetnie się chowałam – oparła drugi łokieć na blacie stołu i splotła dłonie pod brodą. Serce biło jej cholernie szybko jak zawsze, gdy miała do czynienia z ludźmi, jak zawsze, gdy musiała mówić. Czuła stres nie dlatego, że miała kontakt z przeklętym Rookwoodem, a dlatego, że musiała z nim rozmawiać.

Spuściła wzrok na trunek myśląc krótką chwilę nad jego słowami odnoszącymi się do kotów, które mają pecha. Ona miała pecha do jakichkolwiek ludzi i z łatwością potrafiła odrzucać istnienie wokół swojej orbity zostając samemu.

Niebezpieczny Sauriel. Takiego określenia dla niego jeszcze nie użyła nigdy, bo nie dał jej ku temu powodu, ale uparcie dążył do tego, aby tak o nim myślała. Upiła łyk whisky, która powoli jej się kończyła. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy, bo mówił prawdę.

— Tak – usadowiła się wygodniej na krześle, a serce biło szybciej. Chciałaby być teraz eterem, pustą przestrzenią między regałami w bibliotece, gdzie kłębił się kurz. – Tak, wysłałam ten list, aby poczuć się lepiej, ale co mogę zrobić? Czasu nie cofnę, dzisiaj zapewne bym tego nie zrobiła, ponieważ wiem, że nic to między nami nie zmienia. W tobie jedynie zasiało obawę przed tym, że ktoś może cię podsłuchiwać, ale nigdy nie miałam zamiaru zrobić z tym nic… złego. Ba! Nigdy nie sądziłam, że będę cię podsłuchiwać, Sauriel. – ostatnie zdanie wyszeptała czując, że zaschło jej nagle w gardle. Opróżniła szklankę i spojrzała mu w oczy. – Poczucie winy to kurwa. – założyła luźny kosmyk włosów za ucho, który wypadł z niesfornego koka. – A los to komik, który lubi tworzyć nam absurdalne ścieżki w życiu. Pozostaje jedno pytanie – pauza – co zrobisz z tym, że wiesz już kim bym Ten Czarny Kot?

« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Sauriel Rookwood (3976), Avelina Paxton (3190)


Strony (2): 1 2 Dalej »


  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa