Scenariusz „Nie zamykaj oczu II”
24 maja 1972
– Sauriel & Victoria –
Cały poprzedni dzień to było jakieś kompletne wariactwo odkąd obudziła się z wyjątkowo paskudnego snu. Kiedy była w tym szpitalu też (tak jak poprzednio) miała niejasne wrażenie, że ktoś ją obserwuje, ale tam przecież byli ludzie – ktoś faktycznie mógł patrzeć, kiedy wpadły tam z Brenną, a Victoria nie dość, że była znana, to naprawdę potrzebowała wtedy pomocy. Gdy była w domu kilka razy miała wrażenie, że widziała dziwny cień na tarasie widocznym z salonu, ale kręciła się wokół niej rodzina i była bardzo niewyspana, więc znowu – to było tylko wrażenie paranoika. Kiedy przyszedł Sauriel, była już tak zmęczona, że takie szczegóły przestały mieć znaczenie, bo zwyczajnie nie była w stanie aż tak skupić na tym uwagi i wzroku.
Rookwood w zasadzie to miał rację, lepiej było pospać w salonie, a nie łazić po pokojach. Tutaj była pewność, że rano rodzice przejdą przez pomieszczenie, a skrzatka i tak co jakiś czas miała na Victorię oko. Jedyne co, to Sauriel musiał pomóc jej się jakoś lepiej ułożyć na kanapie i wypić eliksir, bo dłonie już jej się trzęsły. Sen nadszedł szybko, doglądany przez momencik przez wampira, nim ten nie zniknął w zielonych płomieniach.
Tym razem nie było nikogo, kto próbował ją gonić, dusić, dźgnąć nożem czy cokolwiek innego. Nie było wielkiej ucieczki od snu do snu, w której fantazyjne senne marzenia przeradzały się w koszmar mający na celu ułatwić napastnikowi zadanie i uśpić czujność. Victoria albo nie pamiętała większości snu, albo nie śniło jej się nic ponad jedną rzecz: wysoki, chudy mężczyzna – zupełnie inaczej wyglądający niż facet niepodobny do nikogo z wczoraj. Dzisiaj, mężczyzna ubrany w mugolskie szaty – jakieś takie ogrodniczki i kalosze, koszulę w kratę, trzymający w rękach mugolską broń – strzelbę myśliwską, uśmiechał się do niej.
- Pozbyłem się go, na jakiś czas da ci spokój...
Nie było przebudzenia z krzykiem. Ciemne oczy Victoria otworzyła jak już dawno było po wschodzie słońca – przespała tak całą noc i wstała z ciężką głową, choć dłuższy czas po prostu leżała i gapiła się w sufit. Drzwi na taras były otwarte. Ciągle miała przed oczami tego nieznajomego mugola… bo to chyba był mugol. Skrzatka pojawiła się niedługo później, ucieszona, że jej pani się obudziła, gadała, że pilnowała ją w nocy, że zerkała co jakiś czas.
- To ty otworzyłaś drzwi na taras? – Victorii wydawało się to dziwne, po co ktokolwiek miał to robić, kiedy tutaj spała. W domu wszyscy wiedzieli jakie miewała problemy z zasypianiem i choć zdecydowała się spać tutaj, to wiedziała, że domownicy będą chodzić na paluszkach z tego względu – nawet jeśli zażyła eliksir.
- N-nie, p-panienko. J-j-jeszcze n-niedawno b-było z-z-zamknięte – Strzałka wyglądała na zaskoczoną. I zmartwioną. Bardzo niepewnie też patrzyła teraz na drzwi tarasowe, wyszła wręcz na zewnątrz, rozejrzała się, a gdy wróciła, zamknęła je za sobą.
Żaden mugol nie mógł tutaj wejść, to na pewno. Zresztą nikt nie proszony też nie, włamanie zaalarmowałoby domowników, a tutaj… nie było nic. Victoria poczuła w żołądku bardzo zimną gulę i ciężar, zaschło jej też w gardle.
Coś było nie tak. Ktoś właził do jej snów. To nie była bajeczka, to była prawda, sama prawda i dlatego tym bardziej, zdenerwowana i przerażona oznajmiła matce, że ona tutaj nie zostanie i że Sauriel obiecał z ją popilnować w Londynie, żeby mogła odpocząć. Pani Lestrange też wyglądała na zaniepokojoną, bo i ona drzwi na taras nie otwierała – nikt tego nie zrobił. A skoro nikt tego nie zrobił, a Victoria miała kolejny dziwaczny sen…
Cały dzień chodziła napięta i zdenerwowana. Nie wyglądała też zbyt spokojnie, kiedy zjawił się Sauriel.