Koty zamiast marzeń mają żądania, które muszą być spełnione w nieprzekraczalnym terminie mrugnięcia kocia powieką.
Wszystko zaczęło się jakoś układać. Pomalutku brnęło w swojej leniwości i zastoju świata na jeden tor całkowitego wyciszenia. Osiągane sukcesy zdawały się być podbite jakąś niezwykłą sumą szczęścia. Tylko szczęśliwości jakoś brakowało do tego w pełni. Victoria Lestrange była ciężka. Kochana, pokazała mu światło, ale była ciężka. Ponieważ tak bardzo nie pasowała do jego świata, jak tylko słońce pasować nie mogło do nocy. Być tym blaskiem księżyca, które słońca odbija? Tak, tak też można tu zaglądać - i tak powinno pozostać. A przynajmniej Sauriel postanowił, że tak zostanie. Jej słowa wybudziły go z jakiegoś popierdolonego snu, z jakiejś totalnej, popełnianej bzdury, w jaką pozwolił sobie się wplątać za daleko i za głęboko mimo ostrzeżenia, jakie dostał i mimo czystej logiki, która przecież stanowiła wyższą wartość od emocjonalnych uniesień. A przynajmniej taką powinna stanowić. Victoria mogła się puszyć, złościć, mogła mieć złamane serce - każde złamane serce w końcu się leczyło. Nie podejrzewał, że w ogóle tutaj będzie jakakolwiek mowa o jego złamaniu, ale tym lepiej, że wyszło to wcześniej, nim wpadła w tę relację za głęboko. Nim on pokazał jej jakieś odwzajemnienie, co ona uznałaby za wielką miłość.
Był spokojniejszy, że Eryk przystał na jego ostre żądanie w związku z tym. Sprowadził na niego ten los, więc może jednak coś był mu winien? Albo i winien był jedno wielkie nic. To narzeczeństwo przetrwało całe dwa miesiące. Pechowo, bo czy tyle też nie trwało poprzednie Victorii?
Siedział w Dziurawym Kotle i czekał na nią. Zapewne przeżywała to wszystko o wiele głębiej, niż powinna, ale... przecież przejdzie. Wszystko to zawsze przechodziło w pewnym momencie - kto miał o tym wiedzieć lepiej niż on? Gdzieś się to zatapiało - jeśli nawet nie w prostym, codziennym życiu, to w końcu ginęło w natłoku problemów, aż nie zaczynałeś spadać. Każdy upadek miał jednak granicę. Victoria leciała bardzo krótko - nawet jeśli jej samej się wydawało, że to kompletny koniec świata. Nie było nim. Tak samo jak te problemy to był dopiero wylęg wszystkiego złego, co mogło się zdarzyć. Powiedzenie stop okazało się porażająco proste. Wystarczył tylko jeden bodziec, aby się do tego posunąć.
Skinął dłonią, a kelnerka nawet nie pytała - po prostu przyniosła mu whiskey z lodem. Przesunął na bok krzesło obok siebie, żeby wyciągnąć nogi, siedząc bokiem do oparcia. Opierał się plecami o ścianę za sobą, podpierając łokieć o blat stołu. Wypadało w zasadzie porozmawiać, zresztą zrywanie wielkie znajomości nawet nie miało sensu. Byłoby zbyt oczywiste. Choć to też zależało od tego, co Victoria sobą prezentowała. Co sobą pokazywał. Co pokazywać będzie. Bo już widział nie raz i nie dwa zwariowane kobiety i mężczyzn, którym mówiło się jedno, a oni nadal z błyszczącymi oczami liczyli na to, że znajomość przerodzi się w coś więcej. Nie miał ochoty się w tym grzebać, nie miał ochoty jej robić fałszywych nadziei i przede wszystkim - chciał w tym momencie zarówno dla niej jak i dla siebie spokoju. Ale czyjś spokój nie mógł być osiągany kosztem cudzego szczęścia. Taki sposób życia był pojebany. Tak jak taka relacja byłaby niczym innym jak kleszczem wbitym w twoje ciało. Nikt, koniec końców, nie był szczęśliwy, kiedy tak się działo.
- Hey. - Przywitał się, kiedy się pojawiła. - Matka ci przekazała? - Uśmiechnął się nawet i uniósł szklankę w geście toastu. Śmieszne i tragiczne - wystarczy, że jesteś gotów do odcięcia swojego życia od maszynerii życia i nagle niektóre rzeczy, do tej pory trudne, okazywały się banalnie proste. - Cheers. Udało się gładko, a myślałem, że czeka nas cała batalia. - Bo w jego mniemaniu było co świętować. Mogli być sobą, a jednocześnie Victoria nie musiała czuć tych dziwnych zobowiązań wobec ich narzeczeństwa. Bo Sauriel chciał, żeby się zakochała i miała swoje życie. Tego jej życzył. Tego życia z nim by nie miała. A nie chciał powierzać tajemniczości relacji na karby jeszcze bardziej magicznego kamyka jej babki, według którego miałby znów... żyć.
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.