• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[18.06.1972] Noc jest porą słów | Robert, Rodolphus

[18.06.1972] Noc jest porą słów | Robert, Rodolphus
Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#1
03.03.2024, 20:24  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 12.11.2024, 06:47 przez Baba Jaga.)  
adnotacja moderatora
Sesja rozliczona w osiągnięciu Badacz Tajemnic przez Roberta Mulcibera.
Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I

Gdy tylko odczytał list, westchnął ciężko, przejeżdżając dłonią po twarzy. Doprawdy, ten człowiek go kiedyś wykończy... Ledwo co wymknął się z uścisku jego samego i szanownego bliźniaka Mulcibera, a znowu miał wracać na Nokturn, do sklepu Roberta. Dopiero co złożył mu przysięgę, która ciążyła na duszy i umyślenie, paliła rękę chociaż nie powinna. Lestrange westchnął po raz kolejny, zerkając za okno. Był już wieczór, za oknem zapadł zmierzch. To był ten jeden z nielicznych dni, kiedy planował po prostu nie robić absolutnie nic. Siedzieć, gapić się w ścianę. Nawet nie chciał myśleć, po prostu planował zresetować mózg, odetchnąć na spokojnie. Złapać wiatr w żagle bez konkretnego planu.

No ale nic - jak pan chciał, pies robił, prawda? Lestrange dźwignął się z fotela i pogłaskał po szyi sowę, która wydawała się oburzona tym, że list od razu spłonął. Ptaszysko patrzyło na niego tymi swoimi dziwnymi oczami, oskarżycielsko wręcz. Dał jej na drogę coś do jedzenia i puścił w cholerę, niech leci i poluje, zamiast wzbudzać w nim wyrzuty sumienia. Których chyba nie potrafił odczuwać.

Wyszedł z domu, wcześniej maskując mroczny znak. Zabezpieczył mieszkanie zaklęciami, a potem ruszył w noc, przeklinając w duchu fakt, że Mulciber postanowił mieć sklep na Nokturnie. Nokturn śmierdział, był pełen szczurów. Nie przepadał za tym miejscem, chociaż oczywiście musiał tam się pojawiać stosunkowo często. Zarówno służbowo, jak i nie. Nie wszystko dało się załatwić na Pokątnej, nawet jeżeli dotyczyło to legalnych rzeczy. Zadbał jednak o to, by nikt niepowołany go nie śledził. Nie zwracał na siebie uwagi, wtapiał się w tłum. Miał to szczęście, że był nikim. Nikim ważnym, nikim znanym, nikim szczególnym. Ludzie mieli go w dupie. Może by zapamiętali wysoki wzrost i czarne włosy, może oczy, ale do tego trzeba by przed nim stanąć i wlepić w nie spojrzenie. A kto normalny na Nokturnie zagradza drogę innym czarodziejom? Chociaż z drugiej strony kto normalny chodzi po Nokturnie.

Zjawił się przed drzwiami sklepu i niewiele myśląc nacisnął klamkę. Wszedł do środka. Ubrany tak, jak ostatnim razem (czy ten człowiek miał w ogóle inne ubrania w szafie?). Rozejrzał się, mrużąc nieco oczy, by przyzwyczaić je do oświetlenia we wnętrzu. Jeżeli zobaczy Roberta, to nawet słowem się nie odezwie, mając w pamięci ostatnie spotkanie z jego bliźniakiem tu. Nie da się znowu w to wrobić.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#2
04.03.2024, 20:50  ✶  

Roberta nie było w sklepie. A przynajmniej nie było go w tej jego części, co do której mógł tego spodziewać się Rodolphus. Za ladą stał tylko ten sam młody chłopak co zawsze. Nieszczególnie zainteresowany tym, że Lestrange zawitał akurat do Olibanum. Może dlatego, iż dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że akurat na nim nie zarobi? Kiedyś już oferował mu jakieś świece. Albo może były to kadzidła? Zbyt wiele z tego nie wyszło.

- Jest na tyłach.

Krótki komunikat. Informacja. Lestrange wiedział dokąd należało się udać. O jakich tyłach była właśnie mowa. To konkretne miejsce nie było dla niego przecież obcym. Możliwe nawet, że do celu trafiłby również z zasłoniętymi oczyma. Zwłaszcza, że trasa nie należała do tych skomplikowanych. Ot, jedynie krótki korytarzyk. I drzwi prowadzące do odrobinę obskurnego biura. Jak Robert mógł w takim miejscu pracować?

Naprawdę to robił?

Jeśli Rodolphus miał co do tego jakieś wątpliwości, to te musiał przynajmniej częściowo rozwiać zastany widok. Robert tradycyjnie siedział za biurkiem. I tradycyjnie też, pochylony był nad jakimiś papierami. Coś przeglądał. Coś notował. Korzystał z okazji, która nadarzyła się, skoro już był na miejscu. A to nie zdarzało się szczególnie często. Zawsze miał na głowie inne sprawy, którym nadawał wyższy priorytet. Ostatnie dni były pod tym względem nieco wyjątkowe.

- Daj mi chwilę, dokończę tylko wyliczenia. - odezwał się, na moment odrywając spojrzenie od dokumentów. Wskazując skinięciem na fotel. Ten po drugiej stronie. - Usiądź, zaraz przejdziemy do sprawy.

Nie śpieszył się więc... więc czy ta sprawa na pewno była ważna? Miała znaczenie? Naprawdę musiał wzywać tutaj Rodolphusa? Może jednak nie było to nic pilnego? Może jednak mogło to poczekać choćby chwilę dłużej? Tych kilka dni? Albo do końca miesiąca, skoro i tak byli wówczas umówieni? W końcu to wcale nie tak długo. Lipiec był wszak już tuż za zakrętem. Bardzo blisko.

Minuta mijała za minutą, aż wreszcie był gotowy. Odłożył wszystko na bok. Przeniósł uwagę na Lestrange'a. Przez chwilę po prostu na niego patrzył. Szukał słów?

- Doszły do mnie pewne interesujące informacje o Twojej narzeczonej. - nie owijał w bawełnę. Nie tracił czasu na niepotrzebne pogaduszki. Bo przecież Lestrange nie był dla niego żadnym przyjacielem, którego zapraszał, aby miło spędzić czas. Przy whisky, herbacie, albo nawet kawie. To nie ta historia. Nie ten rodzaj relacji. - I mam nadzieje, że pomożesz mi pewne rzeczy potwierdzić. Poukładać?

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#3
04.03.2024, 21:07  ✶  
Lestrange skinął pracownikowi głową na znak, że usłyszał jego słowa. Bez słowa minął korytarz i wszedł do gabinetu, odruchowo wzrokiem szukając drugiego Mulcibera. Odetchnął w duchu, bo nigdzie go nie zobaczył. Ale, cholera, nie mógł być pewny czy gorszy bliźniak nie czaił się gdzieś za rogiem lub w cieniu. Odkąd kilka dni temu wpadł w zasadzkę, urządzoną przez Mulciberów, był jeszcze bardziej ostrożny. Oczywiście nie oznaczało to, że wparował do gabinetu Roberta z różdżką - nie miał przecież najmniejszych powodów, by to robić. Poza tym nawet gdyby chciał, to by nie mógł: byli ze sobą związani na śmierć i życie.

Mógłby coś powiedzieć, przywitać się - ale po co? Skinął tylko Robertowi głową, gdy ten przeniósł na niego spojrzenie, a potem grzecznie usiadł w fotelu, tak jak mu polecono. Nie czuł się tu komfortowo i swobodnie: był na obcym terenie, z człowiekiem który ostatnio wywinął mu całkiem niezły numer. I chociaż wiedział, że jest bezpieczny, to jakoś nie potrafił się rozluźnić. Pal sześć, że przysięga, którą złożył, w jego opinii absolutnie nic nie zmieniała, bo przecież nigdy nie wystąpiłby przeciw Robertowi. Nie na poważnie.

Rodolphus milczał przez cały czas. Nie irytował się - znał tę zagrywkę. Pokazanie wyższości nad drugą osobą, zdominowanie jej psychicznie. Pokazanie jej, że jest nikim ważnym i jej sprawa nie była wcale taka ważna. Ukazanie, że się miało nad nią władzę. To była jedna z podstawowych metod w psychologii. Spokój aż do bólu, mówienie cichym, monotonnym głosem, pozorne spychanie potrzeb innych na dalszy plan. Ale jednocześnie wzywanie ich pod byle pretekstem. Dlatego się nie irytował: bo wiedział, jak to działa. Sam to stosował. Może mylnie to odbierał, ale tak było mu łatwiej zaakceptować fakt, że Robert okropnie przedłużał spotkanie, a on przecież był kurde zajętym człowiekiem.
- Jakie konkretnie? - Lestrange uniósł wzrok i lekko przekrzywił głowę. Nie okazywał zaskoczenia, bo Robert nie powiedział mu absolutnie nic ważnego. Pewne interesujące informacje - czyli jakiego? Do brzegu, Mulciber. - Pomogę w miarę mojej wiedzy i umiejętności.
Przeprosili się z Bellatrix, ale... Czy ona znowu czegoś nie odwaliła? Cholera, wysyłali sobie ostatnio tylko listy. Nie spotkali się osobiście, mieli pójść na Lithę za kilka dni, ale poza tym nie widzieli się nawet w pracy. Bellatrix była zapracowaną kobietą, tak jak i on był zapracowanym facetem. Mieli swoje życia, nie spędzali absolutnie każdej chwili ze sobą. Być może powinni, bo tak robiły pary, ale oboje szanowali swoje granice. Przynajmniej do tej pory. Czy coś się zmieniło?
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#4
05.03.2024, 14:08  ✶  

Taki grzeczny. Taki ułożony. Te maniery. Sposób bycia. A później sobie przypominasz, że ten młody chłopak od Lestrange’ów, to w wolnym czasie mózgi kroi. Robert nie śpieszył się z dokończeniem tego czym akurat się zajmował. Po prostu to robił. Tak jakby faktycznie nic ważnego nie sprowadziło tutaj Rodolphusa. Od czasu do czasu pozwalał sobie jednak zerknąć na chłopaka. Na moment. Na krótką chwilę. Ułamek sekundy?

A kiedy wreszcie przyszedł ten moment, skupił się na sprawi, z powodu której wysłał ten dość lakoniczny list. Informujący w zasadzie o niczym.

- W maju, podczas pewnego zdarzenia mającego miejsce w Kromlechu, obecny był tam człowiek, który w przeciwieństwie do nas, nie posiadał mrocznego znaku. – zaczął, przechodząc od razu do dość rozbudowanych wyjaśnień. Ostrożnie, z rozwagą dobierając słowa, obserwował swojego gościa. Zastanawiał się nad tym czy jakaś reakcja, gest, może wyraz twarzy, powiedzą mu cokolwiek niż słowa, które wydobędą się z ust? – Według informacji dostarczonych mi przez świadka, przekazał wówczas jakąś wiadomość, prawdopodobnie od Vacci. Przeznaczoną dla Mistrza.

Pozwolił aby na chwilę zapadła cisza. Jeśli Rodolphus chciał się wtrącić, chciał na te słowa jakoś zareagować, dał mu znać, żeby poczekał. Gestem poinformował, że za moment nastąpi jakiś ciąg dalszy. Kontynuacja tego, co Robert dopiero zaczął. Bo to nie było jeszcze wszystko. To nie był koniec.

- Człowiek ten, choć nie posiadał na przedramieniu mrocznego znaku, tożsamość swoją ukrywał przed pozostałymi pod pseudonimem Orsinus. – przez moment na jego twarzy widoczny był grymas, krótką chwilę. Można było to uznać za przewidzenie. Nie było to jednak żadnym przewidzeniem. Robert bowiem nie czuł zadowolenie na myśl o tym, że ktoś niepewny, anonimowy, zaszedł tak daleko, a do tego… a do tego mógł uzyskać również inne informacje. Nie zasługiwał na to, aby otrzymać pseudonim. Strój. Zasłonić oblicze maską. Nie udowodnił bowiem swojego oddania sprawie. A także jemu. Także samemu Mistrzowi. – Podczas tego spotkania, padło moje imię oraz nazwisko. Zostało ujawnione. Zapewne więc rozumiesz, że budzi to pewien niepokój? Jest możliwym, że to właśnie ten człowiek. Orsinus, przekazał Twojej narzeczonej informacje o mojej reputacji. Nie mogę mieć pewności, co z tą wiedzą uczyni dalej.

A uczynić mógł przecież wiele. Dobrze byłoby zadbać o to, aby zminimalizować ryzyko. Ograniczyć je najbardziej jak tylko się dało. Do zera? Powinno być to ich wspólnym celem, bo przecież nawet jeśli usunąć z równania przysięgę, nadal jeden mógł pociągnąć za sobą na dno tego drugiego. A jeśli na dno pójdzie Robert? Można tylko zastanawiać się jak wiele osób będzie z tego względu zagrożonych.

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#5
05.03.2024, 14:25  ✶  
Rodolphus słuchał uważnie tego, co Robert miał mu do powiedzenia. Nie przerywał, nie wykonywał żadnego ruchu, który sugerowałby Mulciberowi to, że mógłby chcieć mu przerwać. Po prostu na niego patrzył, a co sobie myślał... Cóż. Nie pokazał po sobie zaskoczenia, ale również nie zmienił wyrazu twarzy na taki, który informowałby o tym, że wiedział, co zaszło.
- Czyli o to chodziło z twoją reputacją wśród "naszych" - powiedział, jasno dając do zrozumienia, że nie miał pojęcia, co stało się w maju. Nie był przy tym obecny, nie zostało mu nic przekazane. Co więcej: nie znał człowieka o tym pseudonimie. Nie wiedział, kim on był i dlaczego w ogóle ktoś bez znaku został wpuszczony do Kromlechu. Ale skoro przekazał Mistrzowi wiadomość, to sprawa została załatwiona, nawet jeżeli to była wiadomość od Belli. Być może dostała jakieś zadanie od Czarnego Pana. Nie zdziwiłby się, bo Black była jedną z lojalniejszych sług, a Voldemort to doceniał. Lestrange nie był jednocześnie w pozycji, by kwestionować działania Voldemorta. Skoro miał kontakt z Orsinusem, który nie miał znaku, zapewne wszystko odbyło się za jego wiedzą. Albo zgodą, gdy się dowiedział. Może za jego poleceniem? Nie miał pojęcia, czemu Robert drążył więc ten temat, ale nie komentował. Zaznaczył po prostu, że połączył kropki i zrozumiał, o co chodziło Bellatrix wtedy, gdy rozmawiali. - Jest to możliwe. Niestety w tej sprawie nie mogę ci pomóc, Robercie, chociaż bym chciał. Nie było mnie przy tym. Nie zostałem poinformowany przez nikogo, że padło twoje imię i nazwisko, że w ogóle toczyła się rozmowa na twój temat. Zakładam jednak, że skoro miał wiadomość przeznaczoną dla Mistrza, to mu ją dostarczył i tym człowiekiem się zajęto należycie.
Odpowiedział spokojnie, lekko przekrzywiając głowę. Nie wiedział czego konkretnie Robert od niego oczekiwał. Był lojalny wobec Voldemorta tak samo jak wobec Mulcibera. Zapewne kiedyś będzie musiał wybrać, po czyjej stronie stanie, jeżeli do tego dojdzie, ale wierzył - być może naiwnie - że Robert wciąż dzielił wspólne cele z śmierciożercami.
- Jeżeli chcesz mojej opinii, to podejrzewam, że to wszystko wzięło się właśnie z tego. Z tego, że ktoś powiedział twoje imię i nazwisko na spotkaniu. Bellatrix się zaniepokoiła i kazała mi uważać. Niesłusznie, bo wiem, co robię. Nie podejrzewam, żeby to miało ciąg dalszy, skoro sprawa skończyła się u samego Mistrza. Być może ten człowiek jest niegodny tego, by kroczyć razem z nami, ale nie jesteśmy w pozycji, w której wolno nam kwestionować wybory Czarnego Pana. Być może nawet już nie chodzi wśród żywych - powiedział cicho, delikatnie i niezwykle subtelnie przypominając o tym, że obaj podlegali Voldemortowi. - Ale jeżeli podejrzewasz, że ten człowiek może mieć jakieś informacje i je wykorzystać w przyszłości... To musimy po prostu na ciebie uważać. Jeszcze bardziej niż do tej pory.
Ostatnie miesiące nie były dla Roberta łaskawe, popełnił dużo błędów. Nie to, żeby on sam błędów nie popełniał - bo gdyby ich nie robił, to by nie siedział teraz tutaj, w obskurwiałym gabinecie sklepu ze świecami. Nie wiedział, co powinien jeszcze zrobić - czego Mulciber od niego oczekiwał. Nie będzie wpychał się z powodu plotek do kromlechu, by narazić się Voldemortowi. Skończyłoby się to śmiercią, na którą Mulciber nie mógł go narazić przez przysięgę. Ale jednocześnie Rodolphus musiał Roberta chronić. I to zamierzał robić.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#6
05.03.2024, 15:50  ✶  

Nie potrzebował jego opinii. Nie potrzebował poznawać zdania, jakie w tym temacie posiadał siedzący po drugiej stronie smarkacz. W zasadzie… w zasadzie nawet go o to nie poprosił. Przedstawił jedynie sytuacje, problem, co do którego próbował uzyskać możliwie najwięcej informacji. Starał się nie okazać żadnej irytacji. Starał się nie dopuścić do tego, aby ta wybrzmiała. Choć może?

- Nie prosiłem Ciebie o opinię, Rodolphusie. – upomniał go. Raczej delikatnie, ale zarazem dając do zrozumienia, że nie o to w tym chodziło. – Jedynie o informacje.

Aż można było się zastanowić, dlaczego więc tych wszystkich słów wysłuchał? Dlaczego mu nie przerwał? Pozwolił, aby to wszystko padło? Można było wręcz pomyśleć, że jedno mówiły usta, podczas gdy coś innego rozgrywało się w głowie Mulcibera. Albo może chodziło tylko i wyłącznie o to, aby Lestrange nie zapominał o tym, że wbrew pozorom równi sobie nie są. Nie będą nigdy? Tak dalekich założeń człowiek czynić nie powinien.

- Orsinus przekazał te informacje Bellatrix. To fakt. Może je przekazać również innym. W mojej opinii to uzasadniona obawa. Bezpieczeństwo oczywiście zawsze stanowi priorytet, ale jeśli faktycznie mamy o nie odpowiednio zadbać, potrzebujemy informacji. Dlatego właśnie tutaj jesteś. Nie dla nie do końca trafnych opinii. – kontynuował, podnosząc się przy tym z dotychczasowego miejsca. Musiał rozprostować nogi. Musiał się ruszyć. Pomyśleć? Zaczął przechadzać się po niewielkim pomieszczeniu. W jedną i drugą stronę. Do przodu i do tyłu. W prawo i w lewo. - Potrzebuje wiedzieć możliwie najwięcej o Bellatrix oraz ludziach, wśród których się obraca. Na ile ją znasz? Jak dużo o niej wiesz? Nie próbuj niczego przede mną zatajać, Lestrange. Nie jesteś w tym momencie jedynym źródłem, z którego mogę skorzystać. - zatrzymał się, spoglądając wprost na niego. Oceniająca? Albo może zastanawiając się nad czymś? Jedno i drugie? Pokiwał powoli głową, nim odezwał się ponownie. Tak jakby już wiedział, co należało powiedzieć dalej. W następnym kroku. - Nie zamierzam jej w żaden sposób skrzywdzić. Jeśli nie będzie interesowała się tym, co jej nie dotyczy, nie będzie działała na moją szkodę… cała reszta mnie nie obchodzi. Chcę tylko zamknąć tę sprawę.

Na ile był szczery? Ciężko to było określić w sposób jednoznaczny. Rodolphus mógł mu zaufać, albo nie ufać wcale. Prosty wybór? Albo może jednak skomplikowany Tak trochę skomplikowany. Odrobinę.

Robert wrócił za swoje biurko, usiadł. Sięgnął po jakąś kartkę, po pióro. Obydwie te rzeczy przesunął w stronę Rodolphusa. Bez wyjaśnień. Bez instrukcji. Te dopiero miały paść. Za moment.

– Podaj mi dane osób, z którymi pozostaje blisko. Każdej jednej. Na wszelki wypadek. - czy to była prośbą, czy może jednak polecenie? A w spojrzeniu Roberta? Dlaczego reagował na to aż tak paranoicznie? Dlaczego tak bardzo się tego obawiał? Co oznaczał ten błysk? Cień szaleństwa? Może paranoi? Lekkiej. Dopiero co powstającej. Narastającej?

Syn koleżanki twojej starej
We don't have to talk, We don't have to dance, We don't have to smile, We don't have to make friends
Ma czarne jak smoła włosy, zwykle zaczesane do tyłu, i nienaturalnie jasnoszare, przenikliwe oczy. Wyróżnia go blada cera i uprzejmy uśmiech błąkający się na ustach, który jednak nigdy nie ma odzwierciedlenia w oczach, oraz wysoki wzrost (190 cm). Jest zawsze porządnie ubrany w ciuchy z najlepszego materiału - nieważne gdzie aktualnie się znajduje i co robi. Na palcu serdecznym prawej ręki nosi duży sygnet z głową węża.

Rodolphus Lestrange
#7
05.03.2024, 16:14  ✶  
Aż się uśmiechnął. Oczywiście, że nie prosił o jego opinię, ale jednak Lestrange ją wygłosił. Nie wydawało się przy tym, by przejął się tym... Upomnieniem? Skarceniem? Cokolwiek to było. Te dwa lata temu, nawet roku temu - kurczę, nawet kilka miesięcy przed przysięgą pewnie spuściłby po sobie uszy i pokiwał głową na znak, że rozumie. Może by nawet coś od siebie dodał, coś w rodzaju przeprosin. Ale nie teraz. Nie tylko Rodolphus popełnił błąd, związując się z Robertem przysięgą. To był miecz obosieczny. I chyba tylko fakt, że Lestrange naprawdę był wierny sprawiał, że nie chciał tego wykorzystywać czy się stawiać. Ale na pewno nie zamierzał być dłużej pod butem. Opcjonalnie tylko pod obcasem, byle by tylko Mulciber za mocno na niego nie nadepnął, bo zaboli.
- Obawiam się, że nie jestem w stanie dać ci za wiele przydatnych informacji - odpowiedział lekko, bez mrugnięcia okiem. Bo nie kłamał. To nie tak, że się nią nie interesował: po prostu nie spędzali czasu na plotkach. - Najbliżej Bellatrix jestem ja i mój brat, Rabastan. Poza tym ma kilkoro znajomych z pracy, czasem porozmawia z kimś z Hogwartu, aczkolwiek nie są to bliskie jej osoby. Rodzina. To wszystko. Podaj mi proszę coś do pisania, to spiszę imiona. Mieszka z rodzicami w rodzinnej posiadłości. Nie imprezuje, chociaż chadza na oficjalne przyjęcia. Czasem jej towarzyszę, ale nie zawsze.
Nazwisk nie znał - a przynajmniej nie w każdym przypadku. Gdy Bella opowiadała mu o pracy, zwykle nie była specjalnie wylewna. A on nie dopytywał, bo i po co? Nie interesowali go inni, tylko ona sama. Ach... Biedny Robert. Bo przecież oprócz kilku totalnie nic nie mówiących mu imion Lestrange dopisał jeszcze kilka słów pod spodem. "Ta ruda z Departamentu Kija w Dupie". "Ta wstrętna blondyna z recepcji". "Głupia małpa z biurka obok". Oprócz tego wypisał większość imion i nazwisk ludzi z rodziny Black. Bez wdawania się w szczegóły, kto był kim. Jak Robert chciał, niech Robert sam się dowie, kto jest kim. On nie musiał tego wiedzieć, bo nie zwracał zbytnio uwagi na to, jak liczne kuzynostwo miała Trix. Znał tylko imiona, zapewne nawet by nie dopasował ich do twarzy, gdyby przed nim ustawiła się cała kolejka Blacków.
- Znam ją od lat. Nie wiem, co chcesz wiedzieć konkretnie. Jest uparta od dziecka, ale wie, kiedy zejść ze sceny. Jest lojalna naszej sprawie. Ambitna i nieustępliwa. Lubi kwiaty i duperele w domu, takie jak wazoniki czy inne kurzołapy. Często zakłada sukienki - Robert nie był konkretny w swoich pytaniach. Co on miał mu powiedzieć - że gdy się uśmiechała, pięknie błyszczały jej oczy? Że była szalona i okrutna, ale jednocześnie potrafiła kochać tak, jakby świat miał się zaraz skończyć? Numer buta jeszcze chciał? Lestrange pokręcił głową i przesunął kartkę w stronę Roberta. Już się nie uśmiechał. Patrzył na Mulcibera uważnie, jakby chciał wyczytać, czy ten mówi szczerze. To była jedna z jego obaw - że ją skrzywdzi. I to nie będzie wyłącznie jej wina, chociaż w dużej mierze była za to odpowiedzialna, ruszając temat Roberta. Ale to on się z nim związał w taki a nie inny sposób i naraził ją na niebezpieczeństwo. Nie był idiotą, doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Pracuje w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym jako Amnezjator. Ale to chyba wiesz, prawda? Jej umiejętności były, są i będą nieocenione. Jest przede wszystkim lojalna Mistrzowi. Jest porywcza, to prawda, ale wszystko co robi, robi dla dobra naszej wspólnej sprawy.
Tak naprawdę to miał gdzieś, że Robert nie potrzebował tego zapewnienia. I tak wypowiedział te słowa - żeby na pewno do niego dotarły. Nie wstawał na razie, czekał, czy Mulciber nie chce czegoś dodać.
- Czy potrzebujesz ode mnie czegoś jeszcze? - zapytał w końcu, bo wcale a wcale nie podobała mu się ta rozmowa. I chociaż pozostawał spokojny i nie komentował niepotrzebnie, to odczuwał ogromną chęć, by wyjść z tego gabinetu i po prostu wrócić do siebie.
Porządny Czarodziej
To zostanie między nami.
Tylko nami.
Mierzący 183 cm wzrostu, mężczyzna o ciemnych, acz wyraźnie posiwiałych włosach. Posiadacz oczu o kolorze brązowym, w których czasem da się dostrzec nieco zieleni. Robert jest zawsze gładko ogolony. Zadbany. Ubrany adekwatnie do sytuacji.

Robert Mulciber
#8
05.03.2024, 19:45  ✶  

Nie oczekiwał cudów. Liczył jedynie na to, że pozyskując informacje od różnych osób, które powiązane były z Vaccą, zdoła na tyle zorientować się w jej znajomościach, żeby być w stanie zareagować, gdyby z którejś strony nadeszło nagle zagrożenie. Nie ufał człowiekowi kryjącemu się pod pseudonimem Orsinus i wierzył, że ten mógłby mu poważnie zaszkodzić. Patrzyli na siebie obecnie z zupełnie różnych pozycji i niestety - tym razem to nie on, nie Robert Mulciber, był tym który patrzył z góry.

I cholernie mu się ten stan rzeczy nie podobał.

- Zależy mi wyłącznie na suchych faktach, którymi będę mógł się wesprzeć. Nie potrzebuje niczego więcej - poinformował. Może zabierał się za to od niewłaściwej rzeczy, ale cóż. Błędy popełniał każdy. A i to nie Vacca była w tym momencie jego celem. Owszem. Nie ufał również Blackównie. Tyle tylko, że na tle pozostałych problemów, ona akurat wypadała strasznie blado. I nie było to spowodowane ciemnymi włosami, przy których cera zdawała się tak jasna, jakby Bellatrix unikała słońca.

Kiedy Rodolphus skończył, przyjął od niego kartkę. Zapoznał się z treścią. Z wyraźną irytacją pokręcił głową, widząc że ten w kilku przypadkach nieszczególnie się postarał. "Ta ruda z Departamentu Kija w Dupie" nie brzmiała jak ktoś, kogo łatwo będzie namierzyć. Zidentyfikować. Pozostało mieć nadzieje, że w przypadku pozostały informacji, dopisze mu nieco więcej szczęścia.

- Zejdź mi z oczu. - pozwolił sobie na to, żeby w głosie to wszystko wybrzmiało. Ta irytacja. Ta złość, spowodowana tym, że ktoś mu obcy wiedział o jego przynależności do grona zwolenników Czarnego Pana. Brakowało, żeby rzeczywiście wyżył się na Rodolphusie...

Tyle tylko, że to nie było w jego stylu. Wcale a wcale. Ani trochę. Robert nie był taki. Nawet teraz, kiedy znajdywał się na granicy, nie przekraczał jej w stosunku do dzieciaka, z którym przecież współpracował. Współpracował w dodatku wcale nie od wczoraj. I tej współpracy nie zamierzał bynajmniej kończyć. Obydwoje czerpali z niej zbyt duże korzyści.

Koniec sesji
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek:
Podsumowanie aktywności: Robert Mulciber (1597), Rodolphus Lestrange (1984)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa