Rozliczono - Rodolphus Lestrange - osiągnięcie Badacz Tajemnic I
Gdy tylko odczytał list, westchnął ciężko, przejeżdżając dłonią po twarzy. Doprawdy, ten człowiek go kiedyś wykończy... Ledwo co wymknął się z uścisku jego samego i szanownego bliźniaka Mulcibera, a znowu miał wracać na Nokturn, do sklepu Roberta. Dopiero co złożył mu przysięgę, która ciążyła na duszy i umyślenie, paliła rękę chociaż nie powinna. Lestrange westchnął po raz kolejny, zerkając za okno. Był już wieczór, za oknem zapadł zmierzch. To był ten jeden z nielicznych dni, kiedy planował po prostu nie robić absolutnie nic. Siedzieć, gapić się w ścianę. Nawet nie chciał myśleć, po prostu planował zresetować mózg, odetchnąć na spokojnie. Złapać wiatr w żagle bez konkretnego planu.
No ale nic - jak pan chciał, pies robił, prawda? Lestrange dźwignął się z fotela i pogłaskał po szyi sowę, która wydawała się oburzona tym, że list od razu spłonął. Ptaszysko patrzyło na niego tymi swoimi dziwnymi oczami, oskarżycielsko wręcz. Dał jej na drogę coś do jedzenia i puścił w cholerę, niech leci i poluje, zamiast wzbudzać w nim wyrzuty sumienia. Których chyba nie potrafił odczuwać.
Wyszedł z domu, wcześniej maskując mroczny znak. Zabezpieczył mieszkanie zaklęciami, a potem ruszył w noc, przeklinając w duchu fakt, że Mulciber postanowił mieć sklep na Nokturnie. Nokturn śmierdział, był pełen szczurów. Nie przepadał za tym miejscem, chociaż oczywiście musiał tam się pojawiać stosunkowo często. Zarówno służbowo, jak i nie. Nie wszystko dało się załatwić na Pokątnej, nawet jeżeli dotyczyło to legalnych rzeczy. Zadbał jednak o to, by nikt niepowołany go nie śledził. Nie zwracał na siebie uwagi, wtapiał się w tłum. Miał to szczęście, że był nikim. Nikim ważnym, nikim znanym, nikim szczególnym. Ludzie mieli go w dupie. Może by zapamiętali wysoki wzrost i czarne włosy, może oczy, ale do tego trzeba by przed nim stanąć i wlepić w nie spojrzenie. A kto normalny na Nokturnie zagradza drogę innym czarodziejom? Chociaż z drugiej strony kto normalny chodzi po Nokturnie.
Zjawił się przed drzwiami sklepu i niewiele myśląc nacisnął klamkę. Wszedł do środka. Ubrany tak, jak ostatnim razem (czy ten człowiek miał w ogóle inne ubrania w szafie?). Rozejrzał się, mrużąc nieco oczy, by przyzwyczaić je do oświetlenia we wnętrzu. Jeżeli zobaczy Roberta, to nawet słowem się nie odezwie, mając w pamięci ostatnie spotkanie z jego bliźniakiem tu. Nie da się znowu w to wrobić.