• Londyn
  • Świstoklik
    • Mapa Huncwotów
    • Ulica Pokątna
    • Aleja horyzontalna
    • Ulica Śmiertelnego Nokturnu
    • Ministerstwo Magii
    • Klinika Św. Munga
    • Niemagiczny Londyn
    • Dolina Godryka
    • Little Hangleton
    • Wyspy Brytyjskie
    • Reszta świata
    • Zmieniacz czasu
    • Opisy lokacji
  • Dołącz do gry
  • Zaloguj się
  • Postacie
  • Accio
  • Indeks
  • Gracze
  • Accio
Secrets of London Scena główna Ulica Śmiertelnego Nokturnu Podziemne Ścieżki v
1 2 Dalej »
[29.06.1972] Blessed be the Daughters of Cain

[29.06.1972] Blessed be the Daughters of Cain
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#1
18.09.2024, 17:37  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.12.2024, 10:00 przez Ambrosia McKinnon.)  
Siedzieli w ładnym, eleganckim pokoiku, który w swojej wyględnej prezencji był wręcz niepokojący, biorąc pod uwagę ogólny wystrój Kościanego Zamtuza, a przynajmniej pomieszczeń dostępnych dla gości. Co prawda kolorystyka wciąż była zachowana w czerwieni, ale dorzucono do tego jakieś uspokajające brązy i jeśli ktoś się przyjrzał uważniej, to użyte materiały wydawały się wręcz drogie, a zdobienia mebli o wiele bardziej misterne. Wciąż, jeśli ktoś zwyczajnie nie chciał tego dostrzegać, to pewnie i tak uważał to miejsce za okropnie kiczowate i niskich lotów. I Ambrosia podejrzewała, że Louvain tak się właśnie na to wszystko zapatrywał.

Siedziała w fotelu, z nogą zarzuconą na nogę, opierając się ręką o podłokietnik, a brodą o zgiętą dłoń i patrzyła znudzona na kolejne obrazy powieszone na ścianach. Nie interesowało jej zbytnio co takiego zostało na nich przedstawione, ani czy ta konkretna pozycja była fizycznie możliwa dla przeciętnego mieszkańca Londynu, ale musiała zawiesić spojrzenie na czymś, co nie było Louvainem.

Myślała, że po całej tej przygodzie w Little Hangleton, Lestrange nie będzie miał ochoty na dalsze bieganie z miejsca na miejsce i przynajmniej dzisiejszego dnia da sobie spokój. Doczekaliby do następnego dnia i mogłaby mu wtedy z całego serca napisać, żeby się pierdolił, bo nie ma jej w ogóle w kraju. W sumie to matka, kiedy tylko ją zobaczyła w gabinecie wuja, nieco się zdziwiła bo przecież tego samego dnia, rano, Rosie przypomniała jej ze zobaczę się dopiero po jej powrocie z Francji.

A teraz, po krótkiej rozmowie z Felicity i Philipem, siedzieli w pokoiku, czekając na którąś z dziewczyn, która nadawałaby się do ich małego eksperymentu. McKinnon w sumie była ciekawa, co z tego mogło wyniknąć, ale też nie była pewna czy w ogóle chce tego próbować. Szczególnie jednej z pracownic Kościanego Zamtuza. Inni mogli traktować je jako zwykłe kurwy, ale prawda była taka, że przecież większość z nich kojarzyła. Rozmawiała z nimi, kiedy przychodziła rano odwiedzać matkę i nawet jeśli nie stały w rządku jej przyjaciółek, to niektóre z nich faktycznie lubiła.



she was a gentle
sort of horror
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#2
25.09.2024, 20:51  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 25.09.2024, 21:44 przez Louvain Lestrange.)  

Choć kochał rozpustę i zabawę prawię tak mocno jak kochał samego siebie, to nigdy nie zagalopował się w swoim wyuzdaniuz aż tak daleko. Nigdy nie musiał zanurzać się, aż tak głęboko pod brukiem w poszukiwaniu kolejnych uciech i nowych bodźców. Był na tyle zwyczajnym facecikiem, że klasyczny kawałek kobiecego tyłka i piersi w zupełności mu wystarczał. Taki duży chłopiec, co wciąż bawił się lalkami. A na burdelach, nie chwaląc się przesadnie, odrobinę się znał. Wiedział, że najlepsze są na Nokturnie, bo Pokątna i Horyzontalna były zbyt pruderyjne, by stać je było na lupanar z prawdziwego zdarzenia. Starsi eleganccy panowie od wieków zdradzali na boku swoje żony, a wciąż utrzymywali bigoteryjny klimat na ulicach magicznego Londynu, nad czym Louvain straszliwie ubolewał. Już panowie gentelmenowie mogli dać sobie spokój z tą farsą i po prostu zaakceptować fakt, że prostytucja to najpowszechniej powielany schemat biznesowy na każdym rynku usług w każdym miejscu na ziemi. Tak byłoby prościej dla każdego, dla nich, dla dziewcząt i chłopców, a nawet dla podatnika.

Chociaż gdyby nawet, to pewne usługi w tym zakresie wciąż balansowały na granicy moralności, nawet jeśli wylać na nie odrobinę liberalnej wolności. Bo martwe dziwki, w bardzo dużym uproszczeniu, nadal stały w pokracznej roszadzie z tym co było pociągające, czy nawet uwalniające z daleko, o wiele za daleko, przesuniętą granicą zrozumienia dla fetyszyzmu.

Sama wizytacja na podziemnych ścieżkach dla Lestranga była wciąż czymś nowym i niezbadanym, ale odwiedziny w Kościanym Zamtuzie to prawdziwa terra incognita. Był już spięty po spotkaniu ze staruchą z lasu, podążanie krok w krok za Rosie po cuchnących korytarzach podziemi wyłącznie podbijało stawkę. Musiał to jakoś odreagować. Tę bierną frustrację spowodowaną litrami goryczy jakie musiał przełknąć wbrew sobie, by utrzymać się należytym porządku i wybuchnąć słusznym gniewem. Może dzięki temu będzie łatwiej mu wyciągnąć z siebie energię którą zabrał ze sobą z limbo. Negatywne uczucia bardzo sprzyjały spaczeniu.

Choć starał się to ukrywać pod chłodną maską obojętności to dreszczyk emocji podekscytowania pobudzał go wystarczająco, by nie odczuwać zmęczenia po nieprzyjemnym spotkaniu z ciernistymi krzewami szeptuchy. Gdyby miał oceniać po tym pokoiku pewnie oceniłby go dość przeciętnie. W skrócie, burdel jak burdel. Nieco pretensjonalny i kiczowaty, ale taki był już urok takich miejsc. - Teraz już rozumiem... - rzucił niby od niechcenia. Siedząc na przeciwko Ambrosi, po drugiej stronie pokoju w bliźniaczym foteliku, w sztywnej pozie. Nie potrafił się całkowicie rozsiąść, czując jakieś podświadome, bierne obrzydzenie do każdej materii, mniej lub bardziej ożywionej pod sklepieniem tego przybytku. - Gdybym dorastał w takiej estetyce, uśmiech też nie pasowałby mi do twarzy.- dookreślił, rozkładając nieznacznie ręce na boki w drobnym geście. Uśmiechnął się płasko i tylko brwi zdradzały jego zadziorny temperament. Właściwie atmosfera tutaj była bardzo przytłaczająca, ciężka i gęsta niczym grobowe powietrze. - Żyjecie w czymś takim, a Ty narzekałaś na Las Wisielców... - dorzucił jeszcze na dokładkę. Tym razem brzmiał już poważniej, jakby w końcu wyraził swoją prawdziwą opinię. Zarzucając nogę na nogę, uklepał z powrotem na miejsce swoje ulizane, czarne włosy, jakby chciał nieco zrzucić z biernego napięcia. Siedzieli tak sobie, niczym w poczekali u lekarza, aż w końcu któraś z koleżanek zaszczyci ich swoją obecnością. Jeśli będzie chociaż w połowie tak martwa, jak martwa potrafiła być w środku Rosie, to powinna się nadać na to co planował.

evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#3
25.09.2024, 21:42  ✶  
!kościanyzamtuz
Czarodziejska legenda
Przeciwności losu powodują, że jedni się załamują, a inni łamią rekordy.
Los musi się dopełnić, nie można go zmienić ani uniknąć, choćby prowadził w przepaść. Los objawia nam swoje życzenia, ale na swój sposób. Los to spełnione urojenie. Los staje się sprawą ludzką i określaną przez ludzi.

Pan Losu
#4
25.09.2024, 21:42  ✶  
Nic się nie wydarzyło – po prostu spędziłeś… miły czas… z nieumarłą panną. Niestety podczas inicjacji dotyku odpadła jej jedna z kończyn. Kontynuowaliście zabawę?
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#5
12.11.2024, 23:05  ✶ (Ten post był ostatnio modyfikowany: 13.12.2024, 10:00 przez Ambrosia McKinnon.)  
Uśmiechnęła się do niego. Grzecznym uniesieniem kącikiem ust, ale było widać że była przynajmniej odrobinę rozdrażniona. Nigdy nie podobały jej się uszczypliwe uwagi na temat Kościanego Zamtuza. Rozumiała, oczywiście, dlaczego niektórzy ludzie mogli mieć do tego miejsca swoje zastrzeżenia i uprzedzenia, ale ona w tym miejscu wychowywała się od maleńkości i znała każdy zakamarek budynku. To nie było miejsce dla dziecka, ale to co działo się na piętrach zawsze interesowało ją o wiele mniej niż tajemnice kryjące się w piwnicy - o ile tak w ogóle można było nazwać poziom budynku, który i tak cały znajdował się powierzchnią ziemi.
- Masz bardzo dużo uwag jak na kogoś, kto wygląda jakby połknął kij od szczotki - westchnęła, czując jak podpierana palcami głowa osuwa się nieco na dłoni, nadając jej tylko bardziej udręczonego wyrazu.

Powinien być wdzięczny, bo równie dobrze mogła ich zgubić w licznych korytarzach, które rozkładały się w podlondyńskiej sieci Podziemnych Ścieżek. Czy byłoby to rozsądne? Nie, ale Rosie nie miała problemów z robieniem rzeczy, które podziałałyby Louvainowi na nerwy, nawet jeśli miało ją to potem wiele kosztować.

W końcu czekanie się skończyło, kiedy rozległo się energiczne pukanie do drzwi, zawiasy skrzypnęły i w pokoju z nimi stanęła niewysoka szatynka, bystrym spojrzeniem obskakując najpierw McKinnon, a potem Louvaina.
- Violetta - Ambrosia uśmiechnęła się do niej wesoło, kiedy dziewczyna zbliżyła się, zatrzymując w swobodnej pozie między zajmowanymi przez nich fotelami.

- Słyszałam że potrzeba ci do czegoś pomocy? Nie sądziłam, że interesują cię ten rodzaj rozrywki - dziewczyna rzuciła melodyjnym tonem, blondynce poświęcając jednak niewiele uwagi. Zaledwie przelotne spojrzenie, bo zaraz wróciła do lustrowania spojrzeniem Lestrange'a.

- Może innym razem. Potrzebujemy dzisiaj od ciebie czegoś innego. I raczej też nie zajmiemy ci zbyt dużo czasu - zerknęła na Lou w znaczący sposób. To była jego zabawa. Jego energia i jego eksperyment. Jak się chciał do tego konkretnie zabrać to była już jego sprawa.



she was a gentle
sort of horror
evil twink
Sup ladies? My name's Slim Shady
I'm the lead singer of Kromlech
Zimna cera i jeszcze chłodniejsze spojrzenie. Kruczoczarne włosy i onyksowe tęczówki bardzo wyraźnie kontrastują ze skórą bladą jak kreda. Buta oraz wyższość wylewa się z każdego gestu i słowa. Mierzy 187 centymetrów o szczupłej sylwetce, która coś jeszcze pamięta ze sportowych czasów. W godzinach pracy zawsze ubrany elegancko, zaczesany, a swoje tatuaże ukrywa pod zaklęciami transmutacji. Po godzinach najczęściej nosi się w skórzanych kurtkach i ciężkich butach.

Louvain Lestrange
#6
15.12.2024, 21:02  ✶  

A był spięty, owszem. Bo po raz pierwszy w życiu znalazł się w tak zwyrodniałym i odrzucającym miejscu jak to. Ciężko mu było sobie wyobrazić, a może po prostu nie chciał sobie tego wyobrażać, że ktokolwiek mógł tutaj przychodzić kierowany przez własne libido. Jak oślizgłym dewiantem trzeba się stać żeby stwierdzić, że to jest odpowiednie miejsce na zaspokojenie swoich łóżkowych pragnień? Niezłą sobie McKinnonowie znaleźli niszę na prowadzenie biznesu rodzinnego. Będąc prowadzonym przez Rosie do ustronnego pokoiku, uważnie przyglądał się każdej napotkanej osobie, starając się zapamiętać każdą miniętą twarz. Chciał zapamiętać komu w przyszłości nie powinien podawać ręki, a już na pewno nie robić żadnych interesów z żadną z tych osób, która korzystała z usług tego urokliwego miejsca. Skrzatów nawet by tu nie trzymał, a co dopiero wpuścić tutaj dziecko.

Nawet nie zamierzał prostować jej pyskowania. Bo jego własne podejście do przebywania w tym miejscu uważał za jak najbardziej na miejscu. To ona była popierdolona, że była z tym już do tego stopnia oswojona, że nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Co z tego, że się tutaj wychowała. Wciąż było to tak parszywe, oślizgłe i obrzęknięte najprawdziwszą niegodziwością miejsce, że nikt o zdrowych zmysłach nie powinien potrafić czuć się komfortowo. Niewiarygodne jednak, że nawet z takiego okropnego miejsca jak to, potrafiła wyrosnąć tak śliczna buźka jak jej. Kiedy ta wojna już się skończy tak jak to przewidywał, to Kościany Zamtuz będzie pierwszym miejscem które zniknie, za jego sprawą. Wyparuje w nicość ten burdelik razem ze wszystkim co można znaleźć w jego wnętrzu.

Tymczasem nie omieszkał skorzystać z pomocy Kościanej Księżniczki i jednej z dziewcząt. Zjawiła się w końcu. Poczwara. Tak plugawa jak sobie ją wyobrażał. Do tego te imię. Zabrzmiało w uszach niebezpiecznie blisko imienia o którym wolał teraz zdecydowanie nie myśleć. - Nic z tych rzeczy. - odezwał się zaraz po Ambrosie, tonem chłodnym wycofanym chcąc zaznaczyć, że w żadnym wypadku nie oczekuje od niej tego, co zwykle oczekiwać mężczyźni mieli w zwyczaju. Wstał z miejsca, stanął odrobinę z boku. - Spocznij tu, Violu. Wskazał ruchem dłoni na miejsce, które zajmował jeszcze przed chwilą. Poczuł jak gardło mu się ściska od tego zdrobnienia, ale to jedyne co mógł o niej powiedzieć szczerego i bez żadnych inwektyw. Brzydził się oddychać z nią jednym powietrzem, a co dopiero zwracać się po imieniu, ale cóż jednak. Potrzebował jej do swojego planu. Szczęście, że miał na dłoniach rękawiczki, których używał nawet latem, by nie zdradzić Zimna swojego ciała. Dotknął nie-martwej kobiety za ramię bliżej niego, w zamyśle chcąc zachęcić ją do spoczęcia na fotelu, wtem jednak zmroziło go na wskroś. To samo ramie opadło na ziemię, jakby było przyklejone do jej ciała wyłącznie na dobre chęci. Na słowo działało i na słowo przestało, najwidoczniej. Odwrócił wzrok, skręcając kark w drugą stronę w jeszcze większym uczuciu obrzydzenia, niż do tej pory. Chyba nawet poczuł jak treść żołądka podniosła mu się niebezpiecznie wysoko. Uspokoił się jednak szybko, nie komentując tego zdarzenia w żaden sposób. Najlepiej zapomnieć o tym jak najszybciej. - Na początek zamknij oczy, odpręż się i opowiedz mi coś o sobie. Zwrócił się ze swoją pierwszą prośbą, choć prosić wcale nie zamierzał. Po prostu chciał odwrócić jej uwagę od tego, co zamierzał zaraz zrobić. Dał jej odpowiednio długą chwilę, żeby oswoiła się z tym poleceniem i całą sytuacją. Chociaż być może to miała też być chwila dla niego, żeby odpowiednio skupić się na tym co zamierzał. Właściwie nie przysłuchiwał się zbyt uważnie w to co mogła mu opowiedzieć martwa kobieta, nie interesowało go to w żaden sposób.

Wyciągnął różdżkę. Rękę miał jednak swobodnie opuszczoną przy biodrze, choć palce zaciskały się na rękojeści. Zamknął oczy. Wspomnieniami cofnął się prawie dwa miesiące wstecz, do dnia 1 maja, do wydarzeń z Beltane. Wrócił pamięcią do momentu kiedy stał nad wirem kołującej mocy Limbo, gdzie stał u boku Lorda Voldemorta. Przypomniał sobie moment w którym czerpał energię ze źródła w zaświatach. Starał się odtworzyć wewnątrz siebie te zdarzenie, przypomnieć sobie co wtedy czuł, w jaki sposób to czuł. Poruszyć w sobie to coś co ze sobą zabrał, to z czym stamtąd wrócił. Dopiero kiedy uznał, że odnalazł te wibracje postarał się odwrócić tamten proces. Otworzył oczy i wycelował różdżkę w Violettę z zamiarem rzucenia  zaklęcia nekromancji Exumai, jednak starając się wykorzystać tą energię z której zaczerpnął ze źródła w zaświatach. Chciał osłabić siedzącą przed nim gnijącą dziewczynę z mocą całej swojej odrazy którą do niej czuł.


dwie próby Exumai na nieumarłej kurwie przy użyciu nekromancji, za pomocą energii zaczerpniętej ze źródła w zaświatach
Rzut Z 1d100 - 48
Sukces!

Rzut Z 1d100 - 99
Sukces!
entropy
What if I fall into the abyss?
What if I swing only just to miss?
Jest w niej pewna nerwowość, którą widać tak samo w gestach jak i odległym spojrzeniu zielonych oczu, pod którymi rozsiane zostały konstelacje piegów. Blond włosy ma zawsze ścięte przed ramiona. Jej drobną, niewielką (160cm) sylwetkę otacza zwykle ciężki zapach kadzideł, który wydaje się wżerać w każdy skrawek jej ciała i noszonych przez nią materiałów, ale kiedy komuś dane jest znaleźć się dostatecznie blisko, spod spodu przebija się pewna o wiele lżejsza nuta, przywodząca na myśl letnią noc, podczas której z łatwością można policzyć na niebie wszystkie gwiazdy.

Ambrosia McKinnon
#7
13.03.2025, 04:59  ✶  
Piękne marzenia miał Louvain, ale jak to bywało z takimi miejscami, ich istnienie było uzasadnione. Egzystowały w niszy, wypełniając pustkę którą tworzyły najróżniejsze elementy społeczne, gdzie splatały się ze sobą zarówno pożądanie, jak i zwykła potrzeba znalezienia miejsca na ziemi. Była to praca momentami niezwykle uwłaczająca, ale prawda była taka, że wiele z ghouli które znajdowały tutaj schronienie, nie miało co innego ze sobą zrobić. Część więc była tu z wyboru - ich wyboru - podczas gdy reszta była barwną feerią powodów i decyzji, ale już innych ludzi. Za niektórych zwyczajnie zdecydowano, celowo obdarzając ich przekleństwem nieumarłego życia, innych prowadzono do hipnotyzera, by poświęcił im parę minut swojego czasu, żeby nie sprawiali problemu.

To, że Ambrosii to nie przeszkadzało, było chyba najmniejszym problemem. Fakt, że uznawała to miejsce za potrzebne, to była już zupełnie inna bajka. I Lestrange znowu miał rację, bo jak takie miejsce jak to, mogło wypluć z siebie kogoś z taką ładną buzią jak McKinnon, ale właśnie ten przyjemnych uśmiech i roziskrzone oczy, były wspaniałym odzwierciedleniem fasady Kościanego Zamtuza. Jej rysy twarzy wspaniale ukrywały fakt, że pasowała do tego świata aż za dobrze.

Ktoś, kto wypełzł z Podziemnych Ścieżek, nie mógł być normalny. Szczególnie, kiedy połowę życia spędził w jednej z gorszych jego dziur. Może dlatego tak sprawnie przychodziło jej godzenie się na wiele niesprawiedliwości życiowych i tak łatwo przełykała kolejne upokorzenia, poświęcając samą siebie dla jakiegoś większego, własnego celu. Bo przecież jej życie mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Mogła skończyć jako jedna z dziewczyn, które musiały tu pracować. Mogła być jak Violetta.

Siedząc w swoim fotelu, wspierając się o podłokietnik łokciem i opierając twarz na dłoni, przyglądała się jak dziewczyna zajmuje wskazane jej miejsce i zaraz potem, jak odpada jej ręka. Wywróciła oczami, robiąc sobie w myślach notatkę, by zwrócić na to uwagę odpowiedniej osobie, ale nie powiedziała nic. Viola więc bez chwili zawahania podniosła zgubione ramię i ułożyła je na kolanach, jakby to nie był pierwszy raz.
- Oh, haha, przysięgam że mi się to nigdy nie zdarza, nie wiem co się dzieje - rzuciła pogodnie, chcąc załagodzić sytuację, a potem posłusznie zamknęła oczy.

- No już bez takich. To nie wieczorek zapoznawczy - żachnęła się Rosie, ze znużoną miną przyglądając się Louvainowi, jakby właśnie zbyt mocno uderzył się w głowę. Violka jednak zaczęła paplać. Zaczęła niewinnie, bo od momentu kiedy przyjechała do Londynu parę lat temu, a blondynka natychmiastowo zapadła się nieco bardziej w fotelu, mrużąc z irytacją oczy. Przynajmniej do momentu, kiedy Lestrange nie rzucił zaklęcia.

Violetta krzyknęła, czując przepływającą przez nią magię, ale McKinnon, oprócz tego że w pierwszym odruchu ściągnęła brwi w niezrozumieniu, nie poruszyła się bardziej na początku.
- Co ty wyprawiasz? - zapytała wreszcie ostro, jakby była zła, prostując się na swoim miejscu. Viola załkała, trzymajac się za odpadniętą rękę. - Miałeś przelać w nią energię, a nie ją turturować. Postradałeś zmysły?



she was a gentle
sort of horror
« Starszy wątek | Nowszy wątek »

Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości
Podsumowanie aktywności: Pan Losu (24), Louvain Lestrange (1291), Ambrosia McKinnon (1131)




  • Pokaż wersję do druku
  • Subskrybuj ten wątek

Przydatne linki
Kolejeczka
Tryb normalny
Tryb drzewa