'Cause thеre's no turnin' back this path once it's begun
Było wiele miejsc, w których możliwe było toczenie rozmów. Toczenie ich w taki sposób, by nie przyniosły strat, by nie pokryły twojego życia znamionami strat. Znamionami, które potem będą barwić skórę bliznami. Lecz hej - Tobie to nie straszne. Nie było takich blizn, które zapamiętałoby ciało wampira, za to były takie blizny, które mogłyby uszkodzić śliczne ciało Bellatrix Black. Nawet jeśli ciało nie zapamięta, jeśli zostaną zmyte, a czas je pogrzebie pod gojącym się naskórkiem, na który mogły wpływać maści i eliksiry, to pamiętał umysł. Och, Bellatrix miała w swoich dłoniach przecież wiele sekretów. Wystarczająco wiele, żeby chcieć je chronić przed rozpadaniem się.
Dlatego było wiele miejsc na toczenie rozmów, ale niewiele takich, które Sauriel uważał za bezpieczne. O ile w ogóle takie miejsce istniało. W każdym mogło do ciebie przylgnąć gumowe ucho, wszędzie mogłeś dostać kłody pod nogi. Jeśli jednak miałby gdzieś wymieniać cenne informacje to było to aktualnie właśnie tutaj - na Podziemnych Ścieżkach, w jednej z dziur, która potencjalnie była jak środek lasu. Zapuszczały się tu Szczury (i bynajmniej nie o zwierzęta mi chodzi), przemykały chyłkiem - szansa, że cię podsłuchają? Taka sama jak to, że akurat trafisz na animaga w sarniej skórze. Udawaj, że cię tutaj nie ma - te Szczury również to udawały. Nie było to zbyt godne miejsce do tego, żeby gościć taką damę jak Bellatrix, ale Sauriel nie chciał wkraczać do Kromlechu, w którym rzeczy z perspektywy personalnych wzrastały do rangi tych poważnych. Zresztą wizja napotkania tam Chestera wcale nie napawała go chęcią i optymizmem do tego, żeby zmieniać swoje nastawienie na pozytywne względem tego miejsca.
Nie wkroczyli głęboko w te tajemnicze ścieżki, których dokładnie nie znał chyba nikt i w których wielu postradało swoje życie. Dlatego, że je kopali, dlatego, że przeszkadzali, albo dlatego, że przeznaczenie wybiło już dla nich swoją godzinę. Przeszli kawałek między uliczkami, otuleni w płaszcze i kaptury - tu, w tym miejscu, gdzie każdy mógł wbić ci kosę pod żebra i gdzie jednocześnie każdy chciał dbać o swoje sprawy, żeby tej kosy nie dostać. Świat wykolejeńców, straceńców i tych, którzy przetrwali pomimo. Ludzie żyjący na powierzchni nie mieli o tym pojęcia. Stamtąd wkroczyli w jeden z budynków wydrążony w skale. Pozornie nie było tu żadnego zamka do drzwi - Sauriel je mocno pchnął, coś trzasnęło po drugiej stronie i przepuścił Bellatrix przodem. Jedna z klasycznych skrytek, komórek, w których możesz przeczekać piekło. Rookwood zamknął ich dopiero od wewnątrz i zsunął kaptur z głowy.
- Nie jestem wielkim mózgiem operacji, ale powiem tyle - pomysł jest chujowy. - To jest: pomysłu na działanie jeszcze nie było żadnego, ale sam fakt tego, co mieli zrobić, był w jego mniemaniu chujowy. Owszem, aż za dobrze rozumiał, po co Czarny Pan chciał, żeby to robić. Manipulacja tłumami. Jakże stara broń, po którą wielu chcących dorwać się do władzy sięgało. On to potępiał i nie zamierzał się z tym kryć. Zapalił świece machnięciem różdżki porozstawiane na zlepionych ze wszystkiego i niczego meblach. Nie miały swoich podstawek per se - resztki wosku ściekały po blatach i półkach. - Znam kilku czarodziei z Doliny Godryka. Chcesz w kogoś konkretnego celować? W byle kogo? Jakieś genialne pomysły pod tytułem: zrobić, ale się nie narobić?
![[Obrazek: klt4M5W.gif]](https://secretsoflondon.pl/imgproxy.php?id=klt4M5W.gif)
Pijak przy trzepaku czknął, równo z wybiciem północy. Zogniskował z trudem wzrok na przyglądającym mu się uważnie piwnicznym kocurze.
- Kisssi... kisssi - zabełkotał. - Ciiicha noooc... Powiesz coś, koteczku, luzkim goosem?
- Spierdalaj. - odparł beznamiętnie Kocur i oddalił się z godnością.